Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2021, 20:20   #1
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jumanji - Przygoda PBF

Ogromny Parecznik czuł kroki obcych na długo nim zwęszył ich drażniący zapach. Szczecinki jego licznych odnóży drżały przy każdym metrze jaki zbliżał ich do jego nieruchomego, zagrzebanego w ziemi cielska. By na nich zapolować, wystarczyło poczekać dostatecznie długo aż się zbliżą. Ogromny Parecznik jednak polować nie chciał. Był syty. A niedawno pożarty, młody hipopotam, wymagał co najmniej jednego zachodu słońca bezruchu by go komfortowo strawić i móc się swobodnie poruszać. Jeśli więc zabije obcych to nie będzie mógł ich teraz pożreć. A gdy w końcu będzie to możliwe ich martwe ciała stężeją pośmiertnie i nie będą się nadawały do spożycia. Ogromny Parecznik bowiem był wybrednym drapieżcą. Jadł wyłącznie świeże, ciepłe i miękkie mięso. Leżał więc czas jakiś z błogością ekstrahując soki trawienne, ale ostatecznie poruszył się leniwie. Grudkowata ziemia, w której był zagrzebany z wolna ujawniała jego monstrualny kształt osypując się z segmentowanych członów. A łeb odwrócił się w stronę, którą podpowiadał morderczy instynkt. Głodny, czy nie, Ogromny Parecznik był inteligentny. I wiedział, że obcy samą swoją obecnością wypłoszą z jego terytorium zwierzynę łowną. A nie lubił długo jej szukać. I jeszcze bardziej nie lubił być głodny. Wyprężył więc odwłok i niemożliwie wręcz dla swoich gabarytów bezszelestnie, ruszył między dostojne kamforowe drzewa porastające jego legowisko.

***

Szli. W głowach mieli mętlik, a w członkach poczucie obcości. Jakby ciała, w których byli nie należały do nich, ale mimo to szybko ich przenikały. Historie postaci stawały się ich historiami, a nogi nieposłuszne innym odruchom kroczyły na przód. Za przewodnikiem, który prowadził ich przez tropikalny las pełen egzotycznych dźwięków, zapachów i barw. Prowadził i mówił. A oni słuchali. Musieli. Była to bowiem pora mistrzów Jumanji. Pora, której prawa były święte i nienaruszalne.
- To jeszcze nie jest Jumanji profesorze Vanderbelt - powiedział do przewodzącego wyprawie, lekko zachrypniętym acz mocnym głosem mężczyzna, który wiedzieli, że nazywa się Wilhelm. Wynajęli go jako przewodnika i prowadził ich już czwarty dzień przez coraz bardziej nieznaną i nieposkromioną dzicz.


- Niedaleko przed nami jest Obszar Mgieł. Musicie trzymać się blisko mnie, bo opar jest gęsty i łatwo w nim zabłądzić. Zawsze mieć oko na plecy idącego przed sobą. I stawiać kroki dokładnie tam gdzie on. Nie zatrzymywać się. Zachować ciszę. Panie Runnerrock. Będzie pan zamykał pochód. Liczę na pana doświadczenie w ciężkim terenie.
Uzbrojony w maczetę bohater niezależny przerwał na chwilę by rozciąć gęstsze kamforowe zarośla, które blokowały drogę.
- W Jumanji znajdziemy się po wyjściu z Obszaru Mgieł. Skierujemy się w dół urwiska w stronę rzeki by znaleźć plemię Ovambo. Starsza plemienia wyjaśni wam wszystko. Mam nadzieję, że nie myli się Pani panno Craft i rzeczywiście zna Pani ich narzecze. Mnie zrozumienie ich przychodzi z wielkim trudem choć przemierzam Jumanji od dwudziestu lat. Jednak tylko ona będzie w stanie wszystko wyjaśnić. A oto i Obszar Mgieł. Granica światów…
Wilhelm przystanął, a oczom bohaterów ukazało się niezbyt zachęcające namorzynowe bagnisko spowite białawym obłokiem parującym z zatęchłej wody. Bzyczenie owadów było tu jeszcze intensywniejsze i zarówno panna O’Toole jak i pani Doktor wzdrygnęły się na myśl, o tym co ich tu mogło czekać.
- Zatrzymamy się tu i odpoczniemy przed… - Wilhelm zamilkł wsłuchując się odgłosy dżungli. Twarz jego stężała, a oczy zwęziły się. Chwycił swój sztucer - Panie Runerrock… Proszę poprowadzić wszystkich przez mgłę… Teraz! Idźcie! Wasza misja jest ważniejsza! Jumanji Was potrzebuje!
Nie minęła chwila, a jasnym się stało co wywołało nerwowość przewodnika. Spomiędzy gałęzi kamforowców wynurzył się niewidziany dotąd nigdy wcześniej przez żadne z bohaterów, potworny wij.


Stworzenie miało długość żaglowca atlantyckiego i grubość beczki szkockiej whiskey. Każdy z segmentów wyposażony był w pary ruchliwych odnóży, a ostatni zdobiły złowróżbnie wyglądające szczypce.
Wilhelm i Sir Archibald wystrzelili celnie w kreaturę, która zwinęła kilka segmentów, ale nie zwolniła rzucając się w kierunku bliższego przewodnika. Co wydarzyło się później nie wiedzieli. Całą szóstką ruszyli pędem we mgłę. Słyszeli za sobą klikające odgłosy potężnych żuwaczek monstrum i wyzywające okrzyki Wilhelma.
- Tu jestem, glizdo!
I znów wystrzał. Biegli. Potykając się, niemal przewracając. Czując jak namorzyny kaleczą nogi.
Nie wiedzieli ile trwało to wielkim trudem okupione przedzieranie się, ale w pewnym momencie mgła ustąpiła, a oni jakimś trafem nadal w grupie wybiegli na urwisko, z którego rozpościerał się widok na krainę, która była ich celem. Jumanji.


Odzyskując dech, czuli, jak w końcu dociera do nich realność zagrożenia. Realność i sposobność do działania. To był moment gdy mistrzowie Jumanji kończyli fragment opowieści. Nowy należał do nich.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 24-09-2021, 11:09   #2
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Dustin Runnerrock był pierwszy. Po tym jak przewodnik przekazał mu poprowadzenie ekipy, mężczyzna tylko skinął potwierdzająco głową i z zachęcającym wszystkich "za mną" od razu pogonił przed siebie w odpowiednim kierunku. Oczywiście rzucił okiem i upewnił się, że ich ekipa za nim ruszyła. W takiej sytuacji nie mogło być nic gorszego niż nieporozumienia, ale na szczęście nikt nie oponował i byli w komplecie.
Prawie wszyscy, gdyż Wilhelm został i wziął na siebie całą uwagę gigantycznego robala. Oczywiście takie poświęcenie się to zbyt wysoka cena, której nie powinni byli płacić, ale tym razem Dustin miał wrażenie, że tak właśnie miało być. W końcu byli dzięki temu bezpieczni i to on sam podjął tę decyzję, do której nikt go nie nakłaniał. Z resztą przewodnik był NiePrzewidywalnym Cwaniakiem. Mógł wiedzieć o potworze coś czego oni nie wiedzieli, więc może Wilhelm wyjdzie z tego cało i jeszcze go zobaczą. Z resztą, spowodowany bestią za ich plecami pośpiech, sprawił że nie było czasu na rozczulanie się.
Nie było też czasu na tworzenie porządnego szlaku maczetą. Biegnąc przez Obszar Mgieł, Dustin własnym ciałem łamał liczne gałęzie i łodygi, najczęściej po prostu depcząc je w odpowiednim miejscu. Daleko temu było do doskonałości i pewnie nie jedna gałąź tylko się wygięła zamiast złamać, ale więcej zrobić nie mógł. Poza tym, jeśli coś stanie im na drodze, to właśnie prowadzący peleton najbardziej ryzykował. Na szczęście tak się składało, że Dustin miał "Ryzyko" na drugie imię.

Wszystko działo się dość szybko i zaledwie w kilka minut przedarli się przez Obszar Mgieł. Dustin oddychał szybko i ciężko, zadowolony, że udało im się ujść cało przed zagrożeniem.
Mężczyzna był dobrze zbudowany, wysoki na ponad metr osiemdziesiąt i z rozbrajającym uśmiechem.
Nadal jeszcze nadrabiając zaległości w oddychaniu, spojrzał na krainę do której dotarli. Jako zapalony miłośnik gór, często rozkoszował się takimi widokami, ale ten zdecydowanie zaliczał się do jednego z najlepszych. Szukając wzrokiem potencjalnej marszruty, pamiętał że przewodnik powiedział, że muszą odszukać plemię Ovambo, które ma osadę przy rzece. Ta jednak rozciągała się na pół krainy i miała rozwidlenia, co może i prezentowało się znakomicie, ale nie ułatwiało im zadania.
Dustin zdjął plecak i rozprostował ramiona.
- Wszyscy cali?! - spytał reszty ekipy, uśmiechając się do nich szczerze. Musiał przyznać, że załogę mieli wspaniałą, zwłaszcza tę piękniejszą połowę.
Mężczyzna wyjął z plecaka lunetę i zaczął przeczesywać okolice rzeki w poszukiwaniu oznak osady. Jeśli uda mu się coś wypatrzeć od razu ustali najlepszą trasę do tego miejsca. W przeciwnym razie najlepiej będzie przejść na szczyt najmniejszego i najbliższego wzgórza przed rzeką - stamtąd powinni już wypatrzeć tubylców... A jak nie, to po prostu pójdą dalej, a potem wzdłuż rzeki.
 
Mekow jest offline  
Stary 24-09-2021, 11:58   #3
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Szedł, albo szła, w sumie teraz jest kobietą nie wiedzieć czemu, przez las za przewodnikiem. Długie ciemne kręcone włosy, pas na biodrach, rewolwer w dłoni, zaraz zaraz REWOLWER!!! Szybkim gestem schował go przy pasie. Świergot ptaków las dokoła, zapach też jakby znajomy. Nogi same parły naprzód idąc w ślad za przewodnikiem, który zaczął monolog. 'Mieć baczenie na plecy kolegi idącego przed tobą' tyle zapamiętał. Nie pamiętał co robił nim trafił do tej dżungli. Natomiast głowę miał pełną myśli tej kobiety, w której ciele teraz był. Zgubił swojego małego kumpla, zaś w miejsce klatki piersiowej pojawiły się dwie duże piersi. Dobrze, że plecaka nie ma. Odruchowo sprawdził raz jeszcze pistolet. Typowy sześciostrzałowiec, lekki i poręczny jak na kobiece dłonie. Za to wzrok mu się poprawił, nie musiał nosić okularów. Jedyny plus.

-A kto będzie miał oko na plecy kolesia zamykającego pochód? - wyrwało się pytanie. I ku wielkiemu zdziwieniu głos był miękki kobiecy delikatny, żadnej mutacji typowej dla głosu mężczyzny.

O w mordę - pomyślała. Próbowała wyłapać najbardziej znaczące w tej chwili zdania. Obszar Mgieł, plemię Ovambo, Jumanji. Wtem odwrócił się w jej stronę i wtedy pojęła, że nazywa się Craft.

Może jeszcze Lara - przez myśl przeszło dziewczynie. Schowała broń do kabury i wyszli poza obszar lasu by ujrzeć Obszar Mgieł. Ich przewodnik miał powiedzieć, że tu odpoczną, ale czegoś takiego nikt się nie spodziewał. Ogromny wij wyszedł spod ziemi i zaatakował go. Przewodnik rzucił w stronę jakiegoś Runerrocka, żeby ten wyprowadził całą drużynę, po teraz poniekąd nimi byli. Biegli ile sił w nogach. Dopiero dotarło, że ta postać nie była taką padaką na jaką wyglądała i miała swoje piękne strony. Jednak musiał przywyknąć do nieco wolniejszego tempa biegania. W końcu dotarli w bezpieczne miejsce to przed oczami ukazał się piękny widok. Jednak coś w głębi siebie czuła, że nie na długo.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 24-09-2021, 12:27   #4
 
CogMan's Avatar
 
Reputacja: 1 CogMan nie jest za bardzo znany
"Ostre". Tak, to słowo pasowało. Obraz był nienaturalnie ostry, może to adrenalina, może to przyspieszone tętno, może... może powietrze tu po prostu było czyste? A może to wszystko na raz sprawiło, że cała okolica wydawała się nierealna, jak przerzucenie się na wyższą rozdzielczość. Wizualna wersja wyłączenia radia i włączenia gramofonu. Profesor dobył aksamitnej chusteczki i otarł czoło, po czym spojrzał na stan swoich spodni i butów. Kupione przed wyjazdem solidne spodnie i buty trekingowe przeszły swój chrzest bojowy nosząc ślady przedzierania się przez chaszcze. Profesor może i przywykł do noszenia garnituru i wypolerowanych na błysk butów, ale na szczęście przygotował się do podróży jak nakazywał zdrowy rozsądek. Po tej krótkiej „ceremonii” polegającej na poprawieniu ubrania oraz strzepnięcia i schowania chusteczki dopiero miał chwilę, by się rozejrzeć po okolicy - o wiele ładniejszej, niż ta sprzed chwili. Tak, zdecydowanie ładniejszej... przywodziła na myśl deltę amazonki, lub co ładniejsze części kotliny Kongo. Badacz zapewne pławiłby się w porównaniach wewnątrz własnego umysłu, gdyby zadane na głos przez Dustina pytanie wyrwało go z otępienia całym zajściem.
- Ja-owszem - zadeklarował i spojrzał na resztę. Wszyscy wyglądali na niepożartych jak na jego oko, ale pozostawił każdemu wolną rękę w temacie zrecenzowania aktualnego stanu zdrowia.
- Wszyscy idący przed nim, panno Craft - rzucił w stronę kobiety. - Ot, musimy się oglądać przez ramię co rusz. Jak widać lokalne problemy wykraczają znacznie ponad zastosowanie preparatu insektobójczego - dodał. - Sądzę, że naszym przewodnikom nic się nie stało, w końcu to nie ich pierwsze rodeo, czy jak tam mówią - machnął zbywająco ręką, ufając-może nieco naiwnie-w kompetencję ludzi, którzy przecież bezpiecznie przeprowadzili ich aż tutaj.
- Pozostało nam tylko ruszyć naprzód... w stronę owego klifu - mruknął, patrząc w dal i gładząc brodę.
- Cóż, jeśli nikt nie zgłasza zastrzeżeń, to proszę przodem, panie Runerrock – wskazał drogę naprzód zachęcającym gestem.
 
CogMan jest offline  
Stary 24-09-2021, 17:30   #5
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Mętlik w głowie miał totalny. Tropikalny las pełen egzotycznych dźwięków, zapachów i barw, do tego jakiś zmęczony życiem przewodnik... Co tu jest kurna grane. Tabun myśli pędził mu po głowie. Kim był? Kim jest? Co tu robi i właściwie gdzie to "tu" jest? Kim są ci ludzie obok? Czy aż tak się upiłem, że mam pijacki sen tak realistyczny jak jeszcze nigdy w swoim życiu?
Te i inne myśli gnały w jego umyśle jak napisy końcowe w tanim filmie klasy B. Za cholerę niczego nie przeczytasz. Tak i teraz nie mógł się skupić ani nawet na pół myśli tętniących w jego umyśle, a co dopiero na choćby jednej z nich w całości.

Było to dziwne uczucie gdyż był bardziej niż przekonany, że nigdy wcześniej tak nie miał. Nie był już niczego pewien. Jedno co wiedział i czego był pewien to, że na pewno nigdy w życiu by się nie ubrał tak jak teraz. Co prawda nie miał ani jak ani gdzie się przejrzeć, ale wiedział, że coś było bardzo nie tak. Na tyle co mógł zauważyć, strój był elegancki bądź też nawet wytworny. Po dotyku stwierdził, że wykonany był z pierwszej jakości materiałów. Spodnie, marynarka, pod spodem kamizelka i koszula, a do tego apaszka zawiązana pod szyja? Apaszka? Co do konia zapytał sam siebie. Nie był pewien bez możliwości zobaczenia całości obrazu, jednak był więcej niż przekonany, że ubrany był wzorcowo jak jakiś angielski gentleman. Dopiero na samym końcu poczuł ciężar niesiony na ramieniu i uzmysłowił sobie, że od jakiegoś czasu czuł jakiś kształt obijający mu się o udo. Z lekką zgrozą i wielkim zdumieniem odkrył, że to co niósł na ramieniu był sztucer. Nawet nie będąc znawcą zauważył, że broń była dobrej jakości, zadbana i utrzymana w czystości, a luneta która służyła do celowania była najwyższej klasy. Wprawnymi ruchami odciągnął zamek do połowy, sprawdził, że nabój jest w komorze nabojowej, po czym zatrzasnął zamek i założył broń z powrotem na ramię.

Skąd ja wiem takie rzeczy? Nigdy w życiu nie miałem takiej broni w rękach. Czy to jest jakaś ukryta kamera? A może umarłem i jestem w jakiejś namiastce piekła?

Nie było czasu na dalsze rozmyślania gdy na ich drodze nagle wyrosło coś na kształt skolopendry ale chyba na jakichś mocno nielegalnych sterydach. W życiu czegoś takiego nie widział. Zareagował instynktownie. Płynnym ruchem sięgnął po sztucer, przyłożył broń do ramienia, wycelował, w ostatniej chwili wstrzymał oddech i wystrzelił. Kula trafiła bez pudła choć większego wrażenia na przerośniętym stworze nie zrobiła.

Wszyscy puścili się biegiem przez jakąś mgłę po czym wypadli z niej, a ich oczom ukazał się niemalże nieziemski widok jakieś wspaniałej choć nieznanej krainy. Nie wiem co za środki mi podano, ale proszę o więcej pomyślał sobie nadal całkowicie zdezorientowany.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 24-09-2021, 21:25   #6
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Parne, ciężkie powietrze gęstej dżungli lepiło się do jej skóry. Jej uwagę przykuły kroki w mniej lub bardziej równym tempie, przerywane rytmicznie metalicznym brzękiem kiedy maczeta przedzierała się przez gęstą roślinność. Zapachy były intensywne, podobnie jak dźwięki życia, które ich otaczało, choć go nie widzieli wśród wszędobylskiej zieleni.

"To sen, prawda?" - pomyślała i rozejrzała się ponownie. Lekko kręciło jej się w głowie, ale to bez wątpienia to gorąco. Pokręciła głową co wprawiło w ruch szatynowe loki. Nie była wysoka, toteż kiedy chciała się porządnie rozejrzeć odruchowo stawała na palcach. Była lekka i drobna, nawet ze swoim ekwipunkiem zapakowanym na podróż. Metr sześćdziesiąt - szczupła, drobna, kobieca, choć w niezbyt oczywisty sposób...

Nie była tu przypadkiem. Rzeczywistość zaczęła klarować się i stawać bardziej oczywista z każdą kolejną chwilą i każdym kolejnym oddechem, który wzięła na terenie Obszaru Mgieł.
Dwie rzeczy, których nie mogła tu przeboleć? Chodzenie i owady... Gorąco aż tak jej nie doskwierało, choć oddałaby dobrze wyremontowany silnik za dzban zimnej lemoniady... Aż ślina napłynęła jej do ust...

Mężczyzna który im przewodził opowiadał o tym terenie. Nie zwracał się jednak do niej bezpośrednio toteż nie widziała najmniejszego powodu by udzielać się w rozmowie, lub nawet grzecznościowo potakiwać głową. Było dość osób, które mogły robić to za nią. Nie była dobra w te całe socjalne klocki. Maszyny nie wymagały od niej poprawnego zachowania, czy strojenia. Jej strój zaopatrzony był w sporo pasków i kieszeni. Przydatnie, idealnie by coś w nim przechować.
Kontemplację 'uroku' zamglonego terenu przerwała jednak nieoczekiwana 'sytuacja' z wielkim... Obrzydliwym... Bydlakiem Parecznikiem.
Co.
Za.
Ohyda.

Gdyby nie to, że reszta podróżujących stała jej na trasie, przedzierając się przez marną, najpewniej przetartą wcześniej przez jakieś zwierzę, ścieżkę - Plenty wyprzedziłaby ich w podskokach. Chciała znaleźć się jak najdalej od tego gówna. Zwłaszcza, że stracili przez nie Wilhelma.

Kiedy więc wreszcie zatrzymali się i większość napawała wspaniałym widokiem, który rozciągał się po horyzont, ona oparła ręce o kolana i wzięła głęboki wdech. Nigdy więcej nie będzie narzekała na małego, gównianego komara... Nawet osa jest lepsza, niż TAMTO. Ściągnęła z dłoni skórzaną rękawiczkę i otarła policzek. Podczas ucieczki odstrzeliła jakaś gałązka i smagnęła ją po policzku, lekko go zacinając. Otarła twarz i wreszcie wyprostowała się.
Spojrzała w dół urwiska i rozejrzała się na boki.
- Czy ktoś widzi jakąś... Przyzwoitą drogę? - zapytała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 24-09-2021 o 21:30.
Vesca jest offline  
Stary 24-09-2021, 22:36   #7
 
WinterWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 WinterWolf nie jest za bardzo znany
Srebrny ekran migotał przed zmęczonymi oczami, ściana tekstu przed twarzą działała deprymująco. Późna nocna godzina nie zachęcała ani nie motywowała do niczego. Łóżko wołało już od dawna.
"Kurde, powinnam się już położyć. Pracę powinnam była skończyć wieki temu... Przecież i tak każą ci odebrać nadgodziny" położyła głowę na rękach ułożonych na blacie biurka z rezygnacją poddając się losowi. Zdecydowanie pracowała do zbyt późna. Poważnie odbije się to na jej zdrowiu psychicznym. Ciężkie powieki zaczęły opadać skrywając zielone oczy. Z każdym mrugnięciem na coraz dłużej... Coś jeszcze miała dzisiaj zrobić, ale odległe dudnienie niczym wybijany na bębnach rytm skutecznie ją rozproszył i porwał jej umysł w bardzo odległe miejsce. Na srebrnym ekranie drugiego monitora zaczęły pojawiać się kolejne litery...

***

Wilgoć, rytm kroków wielu stóp, intensywny zapach wilgoci i zieleni. Dziwna obcość i ciężkość kończyn. Jakby dopiero co budziła się z długiego snu. Na dodatek w jakimś niewygodnym miejscu... Odsunęła włosy z twarzy i poprawiła odruchowo kapelusz. Nie miała czasu zastanawiać się co tutaj robi, gdzie jest, dokąd idzie i kim są ci ludzie wokół. Wreszcie dotarły do niej słowa: Obszar Mgieł, plemię Ovambo i Jumanji.
- Oh shit... - podsumowała to krótko, mamrocząc pod nosem. Odruchowo sięgnęła do kieszeni, gdzie czuła ciężar małej cylindrycznej zapalniczki. Nie teraz. Nie teraz... Na to będzie czas póź...

Parecznik, który pojawił się przed członkami wyprawy, o których nie wiedziała w sumie nic zdecydowanie wybił jej z głowy pomysł o zapaleniu cygaretki.
- Chyba kpisz... - rzuciła. Robale? Jasne, mogły sobie żyć... Byle z daleka i może bez prób zjedzenia jej osoby. Wystrzały z broni oraz krzyki Wilhelma przywróciły jej trzeźwość myśli. Przeżyła wystarczająco dużo, by wiedzieć, że czasem trzeba wziąć nogi za pas i wcale nie ma w tym nic uwłaczającego. By móc cokolwiek zrobić, zdziałać trzeba było przeżyć. Biegła więc przez mgłę i zarośla ile sił w nogach i powietrza w płucach. Jedną ręką trzymała kapelusz pędząc przed siebie. Trzymała się mniej więcej całej grupy. Jeśli mieli przeżyć w tym miejscu zapewne będą musieli współpracować. Głupio byłoby się teraz zgubić.

Gdy wybiegli z mgły miała wreszcie okazję odetchnąć pełną piersią. Dysząc po biegu okręciła się wokół własnej osi, korzystając z okazji by się rozejrzeć wokoło i przyjrzeć się pozostałym członkom wyprawy. Dwie inne kobiety i trzech mężczyzn. Była ich więc szóstka. Obie pozostałe kobiety zdecydowanie zwracały uwagę. Odruchowo wykonała ruch brwiami, obcy dla tego ciała, a jednak tak znajomy. Skrzywiła się i sięgnęła wreszcie wgłąb kieszeni, musiała zapalić. Wygrzebała z niej małe metalowe pudełeczko i zapalniczkę. Zatrzymała się w pół ruchu... Schowała obiekty ponownie do kieszeni i odetchnęła głęboko. Raz jeszcze rozejrzała się po twarzach towarzyszy.
- Chwilowo widzę tylko nieprzyzwoicie nieprzyjemną alternatywę zostania obiadem przerośniętej stonogi - mruknęła poprawiając na sobie kurtkę i odpowiadając jednej z towarzyszek. Dostrzegła na jej policzku podchodzącą krwią kreskę po smagnięciu gałązką. - Są lepsze metody zwrócenia na siebie mojej uwagi niż okaleczanie ładnej buzi, panno O'Toole. Możemy zacząć od rozmowy przy wieczornym ognisku - rzuciła, sama była w szoku co za brednie właśnie z siebie wypluwała. Co to miało być. Czuła się tak jakby jeszcze była na granicy jawy i snu. Odchrząknęła odwracając spojrzenie od kobiety-wynalazcy.
- Ktoś wymaga pospiesznego łatania? - spytała lekkim tonem, żywiąc szczerą nadzieję, że jeszcze nie na tym etapie.
 
__________________
"Eala Earendel engla beorhtast
Ofer middangeard monnun sended."

Ostatnio edytowane przez WinterWolf : 24-09-2021 o 23:08.
WinterWolf jest offline  
Stary 26-09-2021, 21:14   #8
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
W całej tej wymianie zdań jakoś zmęczenie, przyspieszony oddech czy też zadyszka uszły gdzieś w niepamięć. Mięśnie, o dziwo, nie odczuwały pokonanego dystansu. Tak jakby ten szaleńczy bieg wcale nie miał miejsca.
Dustin Runnerrock, któremu przypadło w zaszczycie poprowadzenie grupy, ruszył przed siebie. W głowie miał plan. Plan, który w teorii był bardzo prosty i bardzo dobry. Oparty na doświadczeniu jakim dysponował.
Najbliższe wzgórze. To był ich cel.
Teraz to grotołaz miał wycinać wszystkim drogę przez gęste poszycie tropikalnego lasu.
Przedzieranie się przez bujną roślinności wymagało sporego nakładu sił, zwłaszcza od kroczącego na przedzie Dustina. Jednak o dziwo ten nakład energii nie dawał się tak we znaki jak można było się spodziewać. Nawet po kilkugodzinnym marszu. Pannie O'Toole ten szczegół nie uszedł uwadze. I chociaż rośliny, tak soczyście zielone i zdrowe zasłaniały światło, to jednak ruch słońca dało się śledzić.
Również fauna tego miejsca była imponująca. Odgłosy ptaków, które niewzruszone odgłosami przedzierające się przez ich dom grupy, dawały dalej koncert. Małe płazy, gady czy ssaki co i rusz wyskakiwały spod nóg ludzi.
To miejsce żyło. Gdzieś w oddali dało słyszeć się dzikie wrzaski. A profesor Evander Vanderbelt wiedział, że to stado mandrylów barwnolicych, które obwieściło światu swoje zwycięstwo nad inną grupą lub zakończenie sukcesem polowanie.
Tak samo jak wiedział, że Parecznik pozabijałby ich wszystkich dla czystej przyjemności zabijania.

Gdy słońce stało już dość nisko, poniżej koron okazałych drzew Dustin Runnerrock zarządził postój. Przez ostanie godziny coś mu nie zgadzało się. Był pewien, że prawidłowo wybrał drogę, to jednak do celu nie przybliżyli się zbytnio. I to go martwiło.
Gdy tylko grupa przystanęła jak na zawołanie w zasięgu wzroku pojawiło się idealne miejsce na obozowisko. Niewielka polana z przepięknym wodospadem.

https://i.imgur.com/rN6l5sb.png

Szum wody koił zmysły. W połączeniu ze śpiewem ptaków tworzyło to naprawdę sielankową atmosferę.

Każdy uczestnik wyprawy rozbił swój namiot, który znalazł w swoich rzeczach.


Wieczorem, przy ognisku gdy wszyscy w miarę wygodnie rozsiedli się i w jego blasku grzali mogli porozmawiać. Mogli również zanurzyć się w swoich myślach.
Tak jak Dustin. W jego przypadku wszystkie myśli krążyły wokół tej drogi. Powinni byli dotrzeć do wzgórza. Ale nie dotarli. I to wywoływało frustrację w człowieku, który jako pierwszy zdobył 8 tysiący nad poziomem morza dla chwały i wielkości królestwa, w którym słońce niego zachodziło.
Tak rozmyślając i słuchając rozmów innych Runnerrock przeglądał swój ekwipunek. Robił to któryś raz z kolei. Znał na pamięć jego zawartość.
I w pewnym momencie w kieszeni, w której już sprawdzał wyczuł coś.
Wyciągnął tę rzeczy. Rozłożył ją i jego oczom ukazała się kartka papieru. A na niej okolica. W tej kieszeni Runnerrock znalazł mapę.
Rano będzie mógł zabrać swoich tam gdzie chcieli.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 30-09-2021, 00:34   #9
 
WinterWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 WinterWolf nie jest za bardzo znany
W obozie rozpoczęła się krzątanina. Wszyscy rozstawili swoje namioty przygotowując się na rychłe nadejście nocy. Eleonore dopilnowała, by jej stanął tak by był osłonięty z możliwie wielu stron. Nie lubiła nocować w miejscach odsłoniętych. Pozostałość z Afryki...

Miejsce, w którym postanowili rozbić obóz było niesamowicie urokliwe i klimatyczne. Pani doktor odetchnęła pełną piersią ciesząc się chwilami spokoju przed burzą. Bo była święcie przekonana, że to był spokój przed burzą... Postanowiła jednak zebrać siły - te fizyczne i mentalne. Wsunęła ręce w kieszenie spodni i natychmiast trafiła dłonią na zapalniczkę. Wydobyła ją spoglądając na drobny przedmiot.
- Hmm... - z kieszeni na piersi wydobyła nieduże etui na cygaretki. Wyjęła jedną z nich - starannie wybrała, która wydawała jej się najodpowiedniejsza na tę chwilę. Zamknęła etui i włożyła z powrotem do kieszeni po dokonaniu wyboru. Przez chwilę obracała cygaretkę w palcach. Zwężający się koniec wsunęła do ust i odpaliła zapalniczką. Jakimże świetnym wynalazkiem było coś tak użytecznego jak zapalniczka! Z tą myślą wygasiła metalowy obiekt i wsunęła do kieszeni spodni. Lubiła czuć jej ciężar na wysokości uda. Dawało to pewne poczucie komfortu. Coś stabilnego w niestabilnych czasach.

Wciągnęła dym w usta ciesząc się smakiem tytoniu. Przysiadła na chwilę nad wodą chłonąc widoki. Po chwili dym uleciał, gdy spokojnie go wydmuchnęła. Gdy odzyskała trochę psychicznego spokoju jej uwagę przykuły dźwięki nieco nerwowego przegrzebywania się przez ekwipunek. Strąciła odrobinę popiołu z cygaretki i wziąwszy ją w zęby poszła sprawdzić co się działo. Szybko spojrzeniem odnalazła źródło dźwięku. Panna O'Toole postanowiła poświęcić swój czas na skontrolowanie posiadanego ekwipunku.
- Gdy zacznie się robić ciemno, ciężko będzie zapanować nad narzędziami pracy - odezwała się spokojnie pani doktor bez wyciągania cygaretki z ust. Wiedziała to z doświadczenia. Widziała w Plenty O'Toole swoje odbicie. Córka wynalazcy babrałała się w smarach, olejach i bawiła się kluczami nasadowymi, ona babrała się w krwi, flakach i bawiła się piłą do cięcia kości.
- Pomóc? - zasugerowała asystę. Przyglądała się szatynce przez dłuższą chwilę.
- Jak policzek? - rzuciła nagle przypominając sobie, że towarzyszka wyprawy doczekała się pamiątki po ucieczce przed robalem. Na wspomnienie stawonoga aż wciągnęła trochę dymu w płuca - nie budził jej ciepłych emocji. Szybko wydmuchnęła dym, równie szybko pozbywając się wspomnienia wija.
 
__________________
"Eala Earendel engla beorhtast
Ofer middangeard monnun sended."
WinterWolf jest offline  
Stary 30-09-2021, 07:24   #10
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nastała pora rozbicia obozu na noc. W takim miejscu jak to trudno było przewidzieć co mogło nadejść w najbliższym czasie. Kolejny przerośnięty robal czekający za drzewem, kiedy w nocy zechcesz wybrać się za potrzebą?
Lepiej sobie chyba zakręcić kurek... - pomyślała Plenty, przekomarzając się sama ze sobą w tej kwestii.

Po rozbiciu swojego namiotu i rozłożeniu w nim posłania, O'Toole zajęła się tym, co uważała za najważniejsze: uporządkowanie swojego ekwipunku. Paniczna ucieczka przed paskudą spowodowała nieporządek w jej plecaku. Dziewczyna starannie odrzuciła więc poły swojego namiotu i wybebeszyła całą zawartość swojego plecaka na swoje posłanie, układając wszystko i odliczając dokładnie celem skontrolowania czy wszystko było w jednym kawałku i na miejscu. Pomagało jej w tym światło z ogniska i lampa naftowa, którą sobie na okazję porządków zapaliła.

Plenty nie była zbyt towarzyską osobą, toteż kiedy inni rozpoczęli mniejsze lub większe wymiany grzeczności i planów, wolała zająć się narzędziami i sprzętem. Niech inni planują trasę, ona nie widziała problemu w dostosowaniu się, póki ktoś zbereźnie nie zasugeruje dodania benzyny do baku na olej... W tej chwili jednak nie mieli żadnej maszyny, więc nie musiała zawracać sobie głowy takimi kontrowersjami.

Z jej zamyślenia wyrwał ją kobiecy głos. Bardzo blisko... Dosłownie, u wylotu jej namiotu.
Kiedy zerknęła przelotnie w tamtą stronę, by zorientować się, czy mówiono do niej, czy koło niej, okazało się, że była to pani doktor. Charakterystyczna woń dymu tytoniowego otulała ją jak specyficzny szal. Nie przeszkadzała Planty, dziewczyna była przyzwyczajona do zapachów dymu czy innych drażniących woni w tej lub innej formie.
- Po to mi lampa... - zauważyła wskazując przydatny przedmiot.
- Dziękuję za propozycję, ale lubię sama układać swoje zabawki - dodała spokojnie. Rozumiała chęć pomocy ze strony kobiety, ale preferowała, by nikt nie grzebał w jej rzeczach. Nie dlatego, że nikomu nie ufała - dlatego ponieważ jeśli ktoś zacznie je układać, będą 'inaczej' i 'nie tak'.

Gdy doktor Reye zapytała ja o policzek, w pierwszej chwili Plenty w ogóle nie wiedziała o co jej chodziło. Zaraz jednak przypomniała sobie o drobnym skaleczeniu, którego nabawiła się w trakcie ucieczki.
- Ah... Chyba wszystko w porządku. Nie piecze, ani nie boli... W sumie nawet o tym zapomniałam. Nie pierwsze i nie ostatnie zadraśnięcie w moim życiu - stwierdziła i uniosła lekko kącik ust.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172