|
|
|
*** Odcinek jaki płynęli był dłuższy niż im się początkowo wydawało. Mimo przyjaznej temperatury wody, walka z żywiołem powodowała, że powoli tracili czucie w kończynach. Medyczka, mimo tego, że była jedną z najsilniejszych członków oddziału, najszybciej opadła z sił. Mogło to wynikać z gorszej od pozostałych wytrzymałości, ale też z największego obciążenia sprzętem. Gdy w końcu dotarli do brzegu wszyscy mieli ochotę paść na piasek i odpocząć. - Do linii drzew - zarządził Morris. Widać było, że również słania się na nogach, ale stara się tego po sobie nie pokazywać. Ariel jako jedyna nie była w stanie wykonać polecenia o własnych siłach. Ariel padła na piach, z nogami omywanymi jeszcze przez wzbierające fale przypływu. Z trudem podniosła się na kolana. Wypluwając słona wodę, której opiła się po drodze. Każdy mięsień palił żywym ogniem.. Najbardziej zasolone płuca. Zakrztusiła się, z trudem łapiąc powietrze. Szlak.. .Wiedziała, że w końcu papierosy ją zabiją… Ale… Cholera!!! Żeby się przez nie utopić… Ostatnie metry przepłynęła już na autopilocie. Miała wrażenie że obszar widzenia i myślenia mocno się jej zawęził. Nagle ktoś szarpnął ją za ramię. Próbowała się podnieść, ale nogi nie reagowały… - To... już... wolałem... motorówkę... - wydyszał Christopher przymuszając z całych sił mentalnych swoje ciało by parło naprzód. Wszystko co miał na sobie ważyło jeszcze więcej niż wcześniej, bo przesiąknięte było wodą. Krótkie spojrzenie rzucone na towarzyszy upewniło go, że nie jest jedynym nieszczęśnikiem w tej ekipie. Wszyscy zgodnie wyglądali jak koty wrzucone do studzienki. Najbardziej nieszczęsnym kotem w tym zestawieniu była Ariel i jeśli mieli szybko dotrzeć do linii drzew to albo musieli zostawić ją albo pomoc jej. Chris nadrobił metrów i zbliżył się do rudej. - Ruszaj się - rzucił do niej i złapał ją pod rękę pchając na przód, nim ta miała sposobność zareagować. Zacisnęła zęby z bólu i próbowała ruszyć w kierunku drzew… Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, w głowie się kręciło. Ale parła do przodu jak na każdym wysysającym do cna treningu… Gabriel powoli, ale systematycznie płynął na przód. Miał świadomość tego, że im więcej będzie szarpał się z żywiołami tym więcej straci sił. Co rusz zarzucał okiem to na brata, to na pozostałych członków drużyny. Płynął za Shanią, by w razie potrzeby ubezpieczać na lądzie pozostałą dwójkę. Widząc, że Chris pomaga Ariel, Shania zajęła się bacznym obserwowaniem drzew w kierunku których zmierzali. Członkowie oddziału, samodzielnie lub przy pomocy towarzyszy, dopadli cień drzew. Dopiero tam mogli pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu odczuwali niedowład kończyn spowodowany wysiłkiem. Nauczeni doświadczeniem wiedzieli, że efekt zakwasów powinien ustąpić za kilkadziesiąt minut. Kilkanaście godzin później pojawi się za to ból wywołany mikrouszkodzeniami mięśni. Jak by jednak nie patrzeć trening jaki odbyli przed chwilą był dobry. - Pięć minut przerwy - zarządził Morris i osunął się po pniu drzewa, o które się opierał, na ziemię. On, tak samo jak pozostali, walczył o wyrównanie oddechu. - Skąd do nas strzelali? - spytała September. - Okolice bazy - odpowiedział sierżant jednocześnie próbując rozłożyć i oczyścić broń, eliminując ryzyko, że wodna przeprawa wpłynęła na jej skuteczność. Wyraźnie skupiał się na tej czynności co mogło być spowodowane chwilowo obniżoną sprawnością. September zdjęła gumkę i zakopała ją w piasku. Wielokrotne używanie tej samej groziło konsekwencjami. Poczekała aż sierżant skończy z bronią obserwując okolice. Lepiej zobaczyć wroga i mieć potencjalnie niesprawna broń niż mieć sprawną i nie zobaczyć. Dopiero jak uporał się i miał gotową broń, zajęła się swoją. Ariel na wpół leżała z trudem łapiąc oddech. Po chwili zwymiotowała i podniosła się, ocierając twarz. Sięgnęła do manierki i przepłukała gardło, spluwając na ziemię. Nalazła sobie odrobinę wody na rękę i przepłukała twarz. Nie było czasu na mazgajenie - upomniała się w myślach i zabrała się za swoją broń. Najpierw sprawdziła karabin, później pistolet. Na koniec zestaw medyczny. Spojrzała po ludziach. Nikt nie wydawał się poszkodowany. Po czym zabezpieczyła go i schowała. Jeszcze nie czas, ale coś czuła, że może on być potrzebny. |
|
|
|
Nagle nastała cisza. Pozostali Marines zamarli na swoich pozycjach. Minęło kilkadziesiąt sekund upierdliwej bezczynności i niepewności. Po chwili dobiegł ich odgłos zgrzytu wypaczonych zawiasów bramy, której skrzydła ciągnięte do środka otworzyły się na pełną szerokość. Żaden z capitolczyków ze swojego miejsca nie widział co dzieje się wewnątrz obozu. Zza budynku stróżówki wyszedł sześcioosobowy oddział huzarów pod dowództwem kapitana. Wymienili kilka zdań i ostrożnie skierowali się wzdłuż drogi okalającej obóz. Byli czujni. Ariel przyczajona była niemal nieruchoma, oddychała powoli. Przełączyła tryb karabinu na granatnik. Jedna czy 2 eksplozje powinny ich dodatkowo zdekoncentrować. Czekałą aż podejdą blisko. Pierwszy strzał chciała by trafił dokładnie między zbliżający się oddział. Była gotowa odpowiedzieć ogniem w każdej chwili jak tylko ktoś pierwszy wystrzeli… Przeciwnicy szli w stronę Sierżanta, więc postanowiła poczekać na jego pierwszy strzał. Grupa Huzarów przeszła połowę odległości dzielącej ich do rogu bazy gdy z krzaków odezwała się palba charakterystyczna dla karabinu M50 w postaci dwóch krótkich serii. Zawtórował jej podobny atak z drugiej broni. Pierwszy z Huzarów przyjął dwie serie i zachwiał się pod ostrzałem, ale nie przewrócił się. Głowa drugiego odskoczyła do tyłu, a on sam poleciał na plecy. Trzeci dostał w korpus. Znieruchomiał na chwilę po czym zwalił się na ziemię. Wśród oddziału wroga powstała panika, która została stłamszona szybką reakcją dowódcy. - Wycofać się! - krzyknął ten w pancerzu kapitana i grupa zaczęła szybko wycofywać się w kierunku bramy. Ariel nie czekała ani sekundy dłużej odpaliła granatnik celując, tak by objąć grupę. Medyczka nigdy nie myślała o sobie w kategoriach dobrego strzelca, a tym bardziej jeśli chodzi o posługiwanie się granatnikiem. Sama była zaskoczona tym, że pocisk wylądował tam gdzie chciała. Czas jakby się zatrzymał, a potem wraz z głosem wybuchu na powrót zaczął płynąć Wycofujący się Huzarzy, którzy sprawiali wrażenie już na granicy paniki zaczęli krzyczeć. Krzyczeli wszyscy niezależnie od tego czy znajdowali się w zasięgu granatu czy też nie. Jednego z żołnierzy fala uderzeniowa cisnęła o mur. Pozbierał się jednak szybko i jak na oślep popędził w kierunku bramy. Drugiego siła wubuchu obróciłą o sto osiemdziesiąt stopni, a on bryznął strugą krwi, wydobywającą się z jego napierśnika, na mur i swojego kolegę. Stał przez chwilę jakby zastanawiał się czy jeszcze żyje, po czym również rzucił się do ucieczki. Kolejny musiał dostać odłamkiem w nogę gdyż zaczął utykać. Prawie stracił równowagę, ale panika musiała mu dodać skrzydeł. Kapitan sprawiał wrażenie jedynej osoby, która zachowała spokój. On również zaczął się wycofywać wykorzystując swój oddział jako osłonę. Shania ze stoickim spokojem czekała na swoją kolej i w tym momencie stwierdziła, że nadszedł jej czas. Wymierzyła i puściła krótką serię w utykającego żołnierza. Pancerz błysnął rykoszetem, ale noga pod nim ugięła się. Huzar wyłożył się na ziemię, odwrócił na plecy i złapał za przestrzeloną na wylot łydkę. September przesunęła lufę na kolejny cel. Przytrzymała krótko spust. Seria idealnie weszła w pancerz napierśnika. Kolejny Huzar znieruchomiał na ziemi. Oddział Bauhausu zniknął z oczu Shani i Ariel za stróżówką. Widziały jeszcze jak z zarośli Morris z Gabrielem puścili za nimi po jednej serii, ale efektu tych ataków nie były w stanie stwierdzić. Jak tylko zniknęli wewnątrz murów. Ariel błyskawicznie zmieniła pozycję przeskakując, możliwie skrycie, kilka drzew dalej. Wycofujący się Bauhaus był rozbity nie przypuści ataku a lepiej zmienić odsłoniętą kryjówkę. Obserwowała uważnie wejście jak i otaczające je mury oraz strażnice, które były w zasięgu jej wzroku. September także nie planowała czekać w tym samym miejscu. Wycofała się i przebiegła schylona kilka metrów w bok, gdzie zajęła dogodną pozycję. Gdy patrol Bauhausu zniknął z pola widzenia, podobne zrobili żołnierze na strażnicach. Nie zdążyli nawet oddać strzałów w kierunku niewidzialnego przeciwnika. Jedynym ruchomym elementem był, jęczący z bólu, wykrwawiający się Huzar. Zdawało się, że impas trwa w nieskończoność. Po długiej chwili zza rogu obozu wyłonił się Morris w towarzystwie McBride. Przyklejeni do muru bazy przesuwali się w kierunku bramy. Ariel poprawiła uchwyt na broni i postanowiła ubezpieczać odważnych towarzyszy! Dwóch Marine porozumiało się ze sobą i Gabriel ruszył dalej, a sierżant idąc tyłem mierzył cały czas w strażnicę. Gdy McBride był już prawie przy bramie rozległa się palba krótkiej serii z karabinu Morrisa. Ze strażnicy dobiegł ich jęk i dźwięk pancerza uderzający o podłogę. Oddziałowy korespondent wojenny przylgnął plecami do muru przy zawiasach bramy i gwałtownym, szybkim ruchem zerknął do środka. Odpowiedziała mu seria z kilku karabinów, ale ten zdołał ich uniknąć. Morris machnął ręką sygnał do zebrania się i wrócił do pilnej obserwacji strażnicy. *** Christopher w tym czasie zajął miejsce na kolejnym, nieco dalszym od muru drzewie. Huzarzy, mając świadomość, że potencjalni przeciwnicy znajdują się po obu stronach obozu pochowali się. Jedynym celem w polu widzenia był strażnik, który pozostał na najwyższej wieżyczce w południowo wschodnim rogu bazy. Strzelec wyborowy miał nie lada wyzwanie przyjąć pozycję do strzału, a rozmiar jego karabinu snajperskiego mu w tym nie pomagał. Ale udało się nie zlecieć i nawet wypatrzyć całkiem znośny cel. Wycelował, wstrzymał oddech i nacisnął trzykrotnie spust. Na koniec odetchnął. Pierwszy pocisk uderzył na wysokości łopatki, drugi przebił naramiennik, a trzeci trafił dokładnie w środek hełmu. Pierwsze dwa nie były śmiertelne, ale trzeci nie pozostawiał złudzeń. Huzar przechylił się za barierkę i poleciał w dół. Uderzenie jego ciała o ziemię było sygnałem dla pozostałych Marine. *** Ariel widząc, że jej towarzysze zabezpieczyli bramę podbiegła szybko do nich unikając wychodzenia na teren obstrzału bramy. Na miejscu przyglądnęła się murowi zastanawiając się, czy da się po nim wspiąć? Widząc, że chwilowo był pat. Bo szarżowanie do wnętrza było głupotą, zawiesiła karabin na plecach i wyjęła punishera. Szybko znalazła drzewko grubości ramienia i ścięła je przy ziemi, potem odrąbała gałęzie zostawiając kawałki na tyle duże by zmieściła się stopa. Zarzucił aprowizoryczna drabinę na ramię i pokłusowała pod strzanicę oczyszczoną przez Morrisa. Ariel widząc działania Shani spojrzała pytająco w stronę Morisa i gestami zapytała, czy może towarzyszyć Shanii. Jeśli sierżant nie wyrazi sprzeciwu ruszy jej na pomoc. Oczywiście nie będzie odbierać inicjatywy kreatywnej koleżance, skupi się na podtrzymaniu drabiny. Ale jak tylko Opanuje ona przestrzeń strażnicy ruszy ją ubezpieczać. Brak komunikacji był problemem. Ariel miała jednak nadzieję, że Chris zobaczy ich szturm i będzie osłaniał. Sierżant widząc ich inicjatywę skinął tylko głową na znak aprobaty i wrócił do obserwacji strażnicy. September wspięła się po prowizorycznej drabinie, gdy zobaczyła strażnika nie ryzykowała nagłego wyskakiwania. Przycelowała i strzeliła. Krótka seria trafiła hełm nic nie spodziewającego się huzara. Pojawił się błysk, a ułamek sekundy później wróg zwrócił się w kierunku napastnika. Jednak zamiast podnieść broń zatoczył się. Shania zauważyła strużkę krwi wyciekającą pod hełmu. September próbowała powtórzyć atak, ale usłyszała tylko kliknięcie swojej broni. Zaskoczona odruchowo podniosła wzrok i popatrzyła na zamek karabinu próbując dostrzec co jest powodem usterki. Ariel ruszyła zaraz za towarzyszką. Wiedziała, że ta będzie ją osłaniać. Jak tylko znajdzie się na górze poszuka jakiejś osłony, by móc ogniem osłonić Shanie. Żołnierz Bauhausu zdołał w tym czasie odzyskać równowagę i wypalił długą serią w kierunku capitolki. Pierwszy pocisk odszczypał fragment balustrady i uderzył w napierśnik September. Kolejne poszły niżej. Dziewczyna poczuła tępy ból w klatce piersiowej oraz szarpnięcie w prawej nodze. Miała nadzieję, że to tylko stłuczone żebra i draśnięcie. Ariel wspięła się błyskawicznie po prowizorycznej drabinie. Zobaczyła jak pocisk uderza w nogę towarzyszki i przyśpieszyła. Krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach i usłyszała charakterystyczny szum w uszach, po którym świat jakby się wyostrzył i wszystko zostało przygłuszone. Dopadła balustrady wsparła na niej nogę i wybiła się w stronę mierzącego do Shanii huzara. Już wybijając się sięgnęła na plecy po miecz. Zdawało się, że czas na moment się zatrzymał zupełnie jak ostrze miecza, tuż przy oku huzara i wtedy świat na powrót przyśpieszył. Ostrze zagłębiło się w czaszcze głośno chrobocząc o kość. Ariel upadła na huzara powalając go impetem ataku. Wsparła się oboma rękami na mieczu i pchnęła mocniej. Miecz wszedł głębiej. Szarpnęła w bok wyszarpując ostrze ostatecznie kończąc cierpienia przeciwnika. Doskoczyła do balustrady po drugiej stronie i wyjrzała na wnętrze obozu. Chcąc ocenić czy mogą odblokować wejście dla reszty oddziału. Przeciwnicy zgromadzili się pomiędzy murem, a głównym budynkiem. Przezornie nie wychodzili poza osłonę zabudowań, która chroniła ich przed potencjalnym zagrożeniem z północy. Kapitan stojący pod zadaszeniem wydał dyspozycje. Czterech huzarów znajdujących się zaraz przy nim mierzyło w kierunku bramy. O dziwo wśród nich można było dostrzec żołnierza jaki niedawno opuścił klatkę. Razyda zdawała się czuć nieco pewniej gdyż patrolowała cały obszar wzdłuż wewnętrznej strony ogrodzenia. Ariel dostrzegła jeszcze dwóch przeciwników w oknach najwyższego piętra głównego budynku. |
|
Ariel spojrzała na shanię i gestem wskazała na swój granatnik. Chciałaby zsynchronizowały atak tak by na jeden sygnał obie się wychyliły i wystrzeliły z granatników. Atriel nie zamierzała tym razem celować. Wolała posłać 2 granaty licząc na ślepy traf! September skinęła głową i podkradła się do balustrady. Podniosła broń do ramienia i wycelowała w obszar dokładnie pomiędzy trzema najbliższymi huzarami. Trafiła dokładnie tam gdzie chciała. Pierwszy granat Ariel wycelowany w żołnierza Bauhausu niosło nieco bliżej i na prawo, ale drugi upadł mu prosto pod nogi. Eksplodowały niemal równocześnie i ciężko było stwierdzić, który był skuteczniejszy. Panika wśród żołnierzy wroga została wywołana po raz drugi. Kapitan wraz z dwoma najbliższymi Huzarami odruchowo uciekli do wnętrza budynku. Ostatni z nich upuścił broń i poruszał się praktycznie na czworaka. Z trudem trafił w drzwi. Pozostali, przewróceni siłą wybuchu, już nie podnieśli się. Ich pancerze były zakrwawione i poszarpane odłamkami granatów. Ariel pochylona tak by jej widać nie było przeszła na drugi koniec balustrady i wychyliła się ponownie. Szybko rozejrzała się i schowała się równie szybko. Chciała rzucić okiem na sytuację. Ocenić gdzie znajdują się pozostali, przede wszystkim razyda i czy da się osłonić ogniem wejście dla pozostałych. Doe dostrzegła Gabriela i Morrisa, którzy z bronią w gotowości weszli na teren obozu przez otwartą na oścież bramę. Coś przykuło ich uwagę na północnej stronie, gdyż na hasło sierżanta rzucili się biegiem w kierunku rogu głównego budynku. Razydy nie było nigdzie widać. Medyczka mogłaby założyć się o wszystko co miała, że właśnie ją zauważyli ludzie z jej oddziału. September przyciagneła zdobyczny karabin bliżej, pod rękę, odblokowaniem swojego zajmie się potem. Na razie wystarczy granatnik. A strzelać może z Panzerknacka przez chwilę. - Poprawka granatami w okna i drzwi? - z uśmiechem skierowała pytanie do Ariel. - Wątpię, czy granaty się sprawdzą. Trzeba nimi trafić w okno. Chyba lepiej ich przykryć tradycyjnym ogniem. Nasi już są dajmy im osłonę żeby się gdzieś przyczaili, - skinęła koleżance głową po czym wychyliła się z kolbą przy policzku, na cel biorąc na cel okno gdzie widziała huzara. Krótka seria powinna wystarczyć. Ariel zamierzała się od razu schować. Wolała nie ryzykować razyda jest zbyt blisko. Ledwo zdążyła dokończyć swoją wypowiedź do uszu dziewczyn dotarł charakterystyczny odgłos Nazgarotha. Ariel odruchowo zerknęła na prawo sprawdzając czy Gabriel i Morris bezpiecznie dotarli pod osłonę budynku. Brakowało im zaledwie kilku metrów. Dziewczyny wyszły z założenia, że chłopcy sobie poradzą. Po raz kolejny postanowiły zaatakować równocześnie jedna konwencjonalnie, a druga nadal nadrabiała zaległości ze swoim granatnikiem. Granatem trzeba trafić w okno, a okno jest większe niż wystająca częściowo sylwetka huzara. Przycelowała i wstrzeliła granate w okno z którego wychylał się wróg. Potem odłożyła swój karabin i złapała zdobyczny. Ten z granatnikiem. Tym razem szczęście Shani nie dopisało. Granat uderzył w elewację budynku, odbił się, a odłamki nie wyrządziły żadnej szkody. Seria Ariel spowodowała, że huzar w prawym oknie, który mierzył do jej towarzyszy wbiegających właśnie przez bramę, schował się. Lepiej byłoby gdyby został ściągnięty, ale przynajmniej powstrzymała go przed atakiem. Przeciwnik znajdujący się w oknie po lewej czekał tylko na okazję. Dostrzegł Marines w cieniu strażnicy chyba tylko ze względu na błysk z lufy karabinu medyczki. Podniósł broń do oka i odpowiedział ogniem. Długa seria poleciała w kierunku Ariel i trafiła ją w napierśnik. Zachwiała się pod siłą uderzenia, ale udało jej się zachować równowagę. Broń Bauhauzu była lżejsza, ale na szkoleniu strzelali z każdej zdobycznej broni, by w razie potrzeby nie szukać i nie uczyć się jej. Wychyliła się przycelowała w strzelającego w Ariel wroga i pociągnęła za spust… *** Sierżant skulił się w biegu na dźwięk serii ciężkiego karabinu i biegł dalej. Pociski ryły ziemię niedaleko miejsc gdzie stawiał stopy. Cudem udało mu się uniknąć trafienia. Gabriel nie miał tyle szczęścia. Jeden z pocisków uderzył go w napierśnik, co zachwiało go i wybiło z rytmu biegu. Jeszcze dwa trafiły w jego nogę, która ciężko zraniona po prostu nie utrzymała jego ciężaru. Gabriel zarył w ziemię. Nie wyglądało to dobrze. Morris zaklął tak, że mimo odległości Shania i Ariel wyraźnie usłyszały słowa jakich użył. Zawrócił, złapał McBride za rękę i zaczął ciągnąć go poza pole ostrzału. Wszystko to Chris był w stanie obejrzeć bardzo dokładnie poprzez swoją lunetę. Razyda, która do tej pory była dla niego niewidoczna, powoli wyłaniała się spod osłony muru i kroczyła w kierunku sierżanta i jego brata. Christopher zacisnął szczękę, aż poczuł zgrzyt zębów. Wstrzymał oddech widząc jak jego brat upada, a po plecach przeszedł mu zimny dreszcz, ale zaraz reakcja sierżanta dała mu nadzieję. Musiał zachować spokój, wybuch złości w niczym im nie pomoże. W każdym razie cokolwiek odwalili ci dwaj, sprawiło, że największy problem zaczął wyłaniać się wprost w zasięg capitolskiego snajpera. Chris potrzebował znaleźć w sobie tyle cierpliwości by wyczekać idealnego momentu pomiędzy tym jak wystawi się dla niego Razyda, a kolejnym atakiem ze strony tego stwora skierowanym na jego brata i przełożonego. Wreszcie McBride pociągnął za spust, pakując naboje w Razydę. Ariel widząc, że Gabriel dostał solidny postrzał, nie zważając na swoje rany, ruszyła w dół. Zbiegając po schodach, obstrzeliwała się, raczej symbolicznie niż celując. Chciała możliwie szybko dostać się do Gabriela. *** Snajper wymierzył w tą część Razydy jaką pierwszą zobaczył, a była to jej głowa. Naciskał spust raz za razem. Pozycja jaką Chris przyjął na gałęzi była cholernie niewygodna. Pierwszy strzał minął głowę razydy o kilka milimetrów. Próbował skorygować, ale przedobrzył. Drugi pocisk wbił się w skórę na jej plecach. Podobnie trzeci. Naciskał spust nadal, ale usłyszał tylko klik, klik, klik. Opróżnił magazynek. Razyda zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Przynajmniej jakiś sukces. Zwrócił jej uwagę. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:29. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0