Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2007, 16:48   #1
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
[Cranium Rats] Tęcza w ogrodach dobra i zła

[center:8cd5b6dbdd]Epizod 1[/center:8cd5b6dbdd]
[center:8cd5b6dbdd]Pustynna Burza[/center:8cd5b6dbdd]
 
Esco jest offline  
Stary 22-01-2007, 17:45   #2
 
Khalida's Avatar
 
Reputacja: 1 Khalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hasan siedział na piasku wpatrzyony w horyzont. Delikatny wiatr podrywał drobinki pustynnego piasku, szamotał nimi przez chwilę, po czym rozrzucał bezładnie. Mężczyzna obserwował to bez słowa, bez jednego ruchu... mrużył jedynie oczy gdy któryś z tych tumanów przelatywał za blisko niego.
Za sobą słyszał odgłosy obozu - rozmowy, kłótnie podczas przygotowywania posiłku. Skrzywił sie myśląc o swoich towarzyszach, a zwłaszcza o przełożonym. Wstał gwałtownie i zaklął cicho. Ta myśl akurat była mu bardzo nie przyjemna. Wsadził dłonie w kieszenie spodni i wolnym krokiem zaczął iść przed siebie.
Spojrzał w niebo i zaczął rozmyślać o swoim zaginionym przyjacielu...
 
__________________
Każdy powinien mieć motto.
Nawet jeśli jest dziwne:
"I'm greedy, not stupid..."
Widzicie?
Khalida jest offline  
Stary 22-01-2007, 22:01   #3
Cep
Banned
 
Reputacja: 1 Cep nie jest za bardzo znany

Hasan Haidallah

Aspekt Wody: Zimny, pustynny piasek chrzęścił pod okutymi, żołnierskimi butami araba gdy ten stopniowo oddalał się od obozu bojowników Al-Kaidy. Nagły podmuch pustynnego wiatru, niosącego ze sobą tumany piasku, oślepił go na moment. Hasan zakrył szczelniej, surową, zahartowaną palącymi promieniami słońca, twarz. Miał zaledwie 25 lat a już mógł uchodzić za mężczyznę w sile wieku. Gęsty, szczeciniasty zarost porastał jego mocno zarysowaną szczękę i dobrze komponował się ze staranie przystrzyżonymi wąsami. Podobno podobał się kobietom... To było nieważne. Teraz liczyła się tylko walka z niewiernymi w służbie Allaha i marihuana. Właśnie... tylko a może aż marihuana? Zamierzał dojść do pobliskiej, małej oazy i spokojnie, nie niepokojony przez nikogo zapalić ostatniego jointa. W tym momencie jego myśli zogniskowały się jedynie na błogim uczuciu towarzyszącemu wdychanemu dymowi oraz zatapianiu się w słodkomdłym aromacie skręta. Nie jarał już od pięciu dni i musiał ukrywać, przed współtowarzyszami i Allahem, lekko trzęsące się ręce. Był coraz bliżej oazy i coraz dalej od rzeczywistego świata. Niedługo dotrze do swojej Mekki i będzie z nią sam na sam. Jego ukochana, jego Mary Jane...

Księżyc był w pełni, nocne niebo gęsto pokryło się gwiazdami. Hasan zastanawiał się czy Allah był dumny ze swojego dzieła, które jego, uniżonego muzułmanina, wprawiało w taki zachwyt. Uwielbiał palić i obserwować nocne niebo, kształtny sierp bądź owal księżyca, spadające gwiazdy... W zasadzie to każda czynność połączona z paleniem nabierała dodatkowego uroku ale gwiazdy, gwiazdy należały do niego. Dostrzegł zarysy oazy i przyspieszył kroku. Po kilku minutach był już na miejscu. Oazę tworzyło małe oczko wodne, kilka krzaków i karłowatych palm. Hasan podszedł na lekko drżących nogach do średniej wielkości głazu. Dokładnie sprawdził czy nic nie było ruszane. Nic, uczucie ulgi... Błyskawicznie podniósł głaz i wyciągnął pakunek ze sprytnie wykopanej, wyłożonej deskami niszy. Rozwinął płócienny materiał lekko go nadrywając. Jego oczom ukazały się własnoręcznie wykonany, spleciony z solidnej linki hamak, kilka bibułek, szklana lufka i działka marychy. Zawiesił hamak na uprzednio przygotowanych gwoździach, wbitych w dwie, dość blisko rosnące, karłowate palmy. Zabrał cały potrzebny do ukręcenia skręta osprzęt i rozłożył się jak długi na hamaku. Przydziałowego kałasza położył obok siebie, tak by w razie konieczności mógł błyskawicznie dobyć broni. Przygotowanie skręta, pomimo trzęsących się niesamowicie rąk, zajęło mu dosłownie chwilę. Lata wprawy, popalał od 17 roku życia. Zapalił jointa zdobytą na jakimś amerykańcu zapalniczką Zippo. Ustrzelili tego niewiernego psa kilka dni temu kiedy wraz ze swoimi pieprzonymi towarzyszami patrolował okolicę, leżącą w ich rewirze. Miał niezły ubaw, strzelał do skurwysyna zanim tamten nie wypluł z siebie ostatniej kropli krwi. Białas wyglądał dosłownie jak sitko. Kiedy z nim skończył akurat przyjechał Ahmed. Był dowódcą lokalnego oddziału bojowników. Zrugał go za marnowanie amunicji i Hasan przez kilka dni i nocy musiał stać na warcie. Nie mógł wtedy palić... Na pohybel bydlakowi!

Wraz z pierwszym buchem ogarnęło go boskie uczucie spełnienia i szczęścia. Pierwszy buch był zawsze jak zapalnik. Odpalał maszynę wysyłającą go do prywatnego świata gdzie żaden gnojek nie miał wstępu. Były tam skąpane promieniami słońca plaże, piękne, kuso ubrane kobiety i darmowe drinki serwowane przez zakutych w kajdany białasów. Allah w przeciwsłonecznych okularach, obwieszony złotem, także palący jointa, machał mu z nieboskłonu. To było coś dla czego warto żyć. Mógł przebierać w kobietach i alkoholu, prać durnych białasów po pyskach czy posyłać ich do piachu kiedy tylko zapragnął...

Pogrążałby się w spełnieniu gdyby nie ta niepokojąca wizja. Ujrzał swojego przyjaciela z dzieciństwa, Hakima, który także był bojownikiem o wiarę. Stary druh klęczał skuty w łańcuchach w jakimś obskurnym więzieniu. W okół niego stało kilku amerykanów. Przepytywali go i bili. Skurwiele! Powystrzelam jak...

Świat zewnętrzny domagał się swych praw. Subtelnie jak zderzenie z betonem. Wizje minęły a joint się skończył. Hasan zaklął siarczyście i szczerze przeprosił Allaha za wszelkie bluźnierstwa jakich się dopuścił w myślach. Zwlókł się wściekły z hamaka. Czas wracać, niedługo zorientują się, że go nie ma i znowu będzie miał problemy. Szybko aczkolwiek dokładnie zatarł ślady swej bytności w oazie. Wszystko wyglądało tak jakby nigdy tu go nie było. Po raz ostatni rzucił okiem na jedyne miejsce gdzie naprawdę był sobą. Coś co może kiedyś nazwie schronieniem, miejscem ucieczki od otaczającej go beznadziei. Nie odwracając się, poprawił przewieszony przez ramię AK 47 i ruszył w drogę powrotną do obozu.
 
Cep jest offline  
Stary 22-01-2007, 23:53   #4
MisieK666
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Ciszę, która do tej pory towarzyszyła Hasanowi w drodze powrotnej, przerwały nagle dość silne podmuchy wiatru. W powietrze wzbiły się szargane podmuchami ziarenka piasku. Arab naciągnął na nos arafatkę, a z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął okulary przeciwsłoneczne - kolejną, po zapalniczce, pamiątkę po tym chędożonym amerykańcu. Założył je na oczy i jednocześnie przeklął w myślach. Już miał nadzieję, że dziś Allach oszczędzi mu nikłej przyjemności związanej z oczyszczaniem włosów z piachu.

Wchodząc do wąwozu, znajdującego się mniej więcej w połowie drogi do obozu, usłyszał zagłuszony przez świszczący wiatr krzyk. Momentalnie przyległ do ścian wąwozu i mocniej chwycił broń. Idąc w stronę załomu zauważył na ziemi ślady opon. Znał je doskonale - szerokie i z unikalnym bieżnikiem. Humvee. Amerykanie. Wychylił głowę zza załomu i patrzył.

Czterech amerykanów stało przy zamkniętym, dużym samochodzie. Pod ich nogami leżał arab. Amerykanie zadawali pytania i okładali butami milczącego jak na razie czciciela Allaha. Na twarzy Hasana pojawiła się złość. Chwycił do ręki granat i już miał wyciągnąć zawleczkę, kiedy rozpoznał bitego. Na ziemi zwijał się z bólu, starając osłonić twarz, Ahmed - ten bydlak, jego dowódca. Zatrzymał rękę. Iść do obozu okrężną drogą, skrzyknąć ludzi i na ich czele pomścić dowódcę, czy rzucać?
- Te psy i tak zginął, a jego mi nie szkoda - syknął, schował granat i zaczął się po cichu wycofywać.
 
 
Stary 24-01-2007, 22:09   #5
 
Khalida's Avatar
 
Reputacja: 1 Khalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnie


Nagle zatrzymał sie gdy dziwnie spokojna i logiczna myśl uderzła w jego pełen nienawiści umysł.
Po co ich zabijać? Mogą przecież tak wiele wyśpiewać. Żołnierze? Amerykańskie psy! A dotego wystarczy takiemu przyłożyć rozgrzany do czerwoności pręt do jąder i już zacznie skamleć i piszczeć... Powie wszystko.
A każda informacja naprowadzająca na prawdopodobne miejsce pobytu Hakima była bardzo istotna.
Wycofał sie poza zasięg wzroku wroga i szybkim krokiem skierował sie do obozu. Zaczął myśleć intensywnie co zrobić. Mógłby zwołać wszystkich i ruszyć na amerykanów, ale to mijało sie z celem. Z drugiej jednak strony sam nie dał by rady czwórce.
Choć...
Zatrzymał sie i dotknął dłonią lufy kałacha. Sam nie dał by rady, ale we dwójkę, juz może by sie udało. Miał element zaskoczenia. Zaczął przypominać sobie twarze wszystkich ze swojego oddziału... Kto mógłby mu pomóc?
Tahir, Yusuf, Bilal?
Yusuf. Zdecydowanie on.
Ruszył pędem do obozu, zwolnił gdy już ujrzał jego zarysy i wszedł do niego żwawym krokiem. Nie zważając na innych zaczął szukać wzrokiem Yusufa. Znalazł go drzemiącego przy jednym z namiotów. Podszedł do niego i szturchnął go lekko butem w żebra.
- Wstawaj, bierz broń i chodź ze mną. Zaraz ci wszystko powiem - powiedział cicho i szybko, ale tak że mężczyzna go zrozumiał. Żołnierz wstał mamrocząc coś, ale wykonał wszystkie polecenia i dał sie wyprowadzić poza obóz. Zanim zdążył o coś zapytać, Hasan odezwał sie.
-Ahmeda złapali amerykanie - zaczął - jest ich czterech. Załatwimy to po cichu. Zostaw przynajmniej jednego przy życiu, mają samochód, wiec celuj też w opony żeby nie odjechali. - powiedział krótko i oschle jakby to miało wszystko wyjaśnić. Yusuf spojrzał na niego bardzo dziwnie i zwolnił lekko. Zamruczał coś pod nosem, ale poprawił broń i chwile po tym zrównał sie z towarzyszem.
Po cichu doszli do miejsca gdzie znajdowali sie amerykanie. Zajęli odpowiednie pozycje i każdy z nich wymierzył.
 
__________________
Każdy powinien mieć motto.
Nawet jeśli jest dziwne:
"I'm greedy, not stupid..."
Widzicie?
Khalida jest offline  
Stary 30-01-2007, 22:27   #6
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację


Sekundy dluzyly mu sie niczym godziny. Rozwazal wiele mozliwosci, a cala sytuacja rozegrala sie juz w jego umysle wielokrotnie. Jakas czesc jego samego mowila mu, ze jest wiernym zolnierzem Allacha i ze musi wypelnic obowiazek wobec kraju i wobec swego dowodcy. Inna jednak strona podpowiadala, ze jest wzorowym wojownikiem islamu i ze za jego oddanie nalezy mu sie nagroda - awans. Spojrzal na Yusufa i na Ahmeda. I wtedy gre wzielo nad nim cos jeszcze - rwaca chec dzialania, sila potezna niczym rwaca rzeka, ktora nakazala mu przerwac rozmyslania i przejsc do czynow...
 
Esco jest offline  
Stary 30-01-2007, 22:32   #7
Cep
Banned
 
Reputacja: 1 Cep nie jest za bardzo znany


Hasan miał pierwszego Amerykanina na muszce. Zachodnie świnie zupełnie nie spodziewały się ataku! Gotowała się niezła jatka. Zerknął w stronę towarzysza aby upewnić się czy jest na swoim miejscu. Yusuf był tam gdzie trzeba, jak zwykle mógł na nim polegać w każdej sytuacji. Szykował się aby podnieść lekko prawą rękę i dać rozkaz do strzału gdy nagle, zupełnie niespodziewanie na nocnym niebie pojawiło się kilka jaśniejących punktów. Tajemnicze światła rozłożone jakby na okręgu stopniowo zbliżały się do okupowanego przez nich wąwozu.

Potężny podmuch wiatru wzbił tumany kurzu i zwalił z nóg wszystkich znajdujących się w wąwozie ludzi. Humvee odleciał gdzieś w nicość niczym blaszana zabawka. Na środku wąwozu zostali jedynie zupełnie zdezorientowani Amerykanie i skrępowany Arab. Hasan podniósł się na równe nogi i... zakrył oczy gdyż błyskawicznie oślepiło go bardzo jaskrawe światło. Padł na kolana i zaczął szukać w piasku okularów przeciwsłonecznych. Jakimś cudem odnalazł je i nałożył na oczy. Ku swemu przerażeniu dostrzegł wielki, metaliczny latający spodek (sic!) unoszący się nad wąwozem niczym helikopter. Centralny punkt spodka emanował zielonym światłem którego promień otoczył grupkę ludzi na środku wąwozu. Amerykanie, w embrionalnej pozie, byli miarowo unoszeni ku przypominającemu oświetlony tunel otworowi we wnętrzu spodka. Po chwili znikli w trzewiach przerażającej maszyny a otwór zakryły metaliczne, przypominające szczeki wrota. Spodek w mgnieniu oka, bezgłośnie wzbił się w przestrzeń nad wąwozem i znikł z pola widzenia.

Rozdygotany Hasan zdjął okulary. Znów otaczała go ciemność a jedynym źródłem światła były jaśniejące na nieboskłonie gwiazdy. Po swojej prawej zobaczył leżącego Yusufa. Był prawdopodobnie nieprzytomny. Podszedł do niego na miękkich nogach i ocucił go wodą z przytroczonego do pasa bukłaka. Yusuf powoli odzyskał świadomość... Wstał otrzepał się z kurzu, zawiesił kałacha na ramię, wybełkotał coś niezrozumiale i równym krokiem skierował się w stronę obozu. Rzucił do Hasana przez ramię - Nie powinieneś być na patrolu? Ja tu łażę całą noc a Ty się obijasz! To nie Twój rewir!

Hasan zapomniał języka w gębie, przytaknął tylko skinieniem głowy. Odwrócił się żeby zobaczyć co się stało z Ahmedem. Brutalna rzeczywistość niemalże zwaliła go z powrotem na ziemię. Ahmed jakby nigdy nic stał pod jedną ze ścian wąwozu i odlewał się na jakiś krzak. Po zaspokojeniu potrzeby fizjologicznej odwrócił się i krzyknął do Yusufa aby na niego poczekał. Ahmed mijając go popatrzył na niego podejrzliwie i warknął - Co ty tu robisz?! Gdzie się szwendasz? Zapierdalaj na swoją stronę obozu! Masz dzisiaj wartę... Kretyn...

Zdezorientowany terrorysta zupełnie nie wiedział co ze sobą począć. Przewiesił broń przez ramię i zgodnie z poleceniem przełożonego udał się na wartę, na drugą stronę obozu. Lekko niepokoiły go myśli o inwazji obcych. Chociaż, jedynym logicznym wytłumaczeniem zaistniałych wydarzeń były zwidy wywołane paleniem ganji. Dziwne, nigdy mu się to wcześniej nie zdarzyło. Nieważne, będzie musiał ograniczyć trochę palenie... na jakieś dwa dni. Miał ważniejsze sprawy na głowie niż uganianie się za kosmitami, nawet gdyby naprawdę tu byli. I tak nikt mu nie uwierzy a kosmici przecież nie istnieją. To wszystko to jakieś bzdurne zwidy... Musiał jak najszybciej zdobyć więcej forsy na nową porcję marychy bo czuł ,że powoli traci resztki zdrowego rozsądku.
 
Cep jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172