lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Słowa na piasku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/2733-slowa-na-piasku.html)

kemuri 01-04-2007 19:06

Julia Lisiecka
"Wiem co robię" powtórzyła w myślach. Gdyby to była prawda... Dopiero teraz uświadomiła sobie jak mało interesował ją otaczający świat. Nie wiedziała czym zajmował się jej mąż. I co gorsze nie wiedziała czy to co robił było dobre.
Zanim stąd wyjedzie musi chociaż przejrzeć lokalną prasę. Obejrzeć telewizję. Może usłyszy jakieś nazwisko, które widziała w notatkach męża. A notatki schowa... tam skąd je wzięła. Tylko kluczyk zabierze.
Wróciła ze spaceru chyba zbyt szybko, bowiem w drzwiach minęła zdumioną Zofię, która najwyraźniej czekała na jej powrót, choć zdecydowanie nie spodziewała się jej tak szybko.
Gdy Julia poprosiła o dostarczenie gazet z ostatniego miesiąca zdumienie Zofii było tak wielkie, że przez dłuższą chwilę stała w całkowitym bezruchu zanim poszła spełnić polecenie. W międzyczasie Julia rozebrała się i usiadła w salonie, w którym stał też telewizor. Włączyła go i zaczęła szukać jakichkolwiek bieżących wiadomości.

kitsune 01-04-2007 20:42

Kraków, 11 czerwca 2007, ok. 10.45
 
Julia Lisiecka Już 30 minut później zastanawiała się, czy cokolwiek sensownego znajdzie w przykurzonym nieco stosie gazet. W telewizji zresztą też. O tej godzinie leciała powtórka z niedzielnej mszy w katedrze, a wiadomości, to znaczy Wieści Katolika, miały być dopiero o 12.00. Zazwyczaj i tak oglądała „Wierzę”, kanał na którym puszczali seriale i teleturnieje (Parafianin czy Wymodlone prośby).

Raz jeszcze spojrzała na dzienniki prasowe: „Błogosławiona Rzeczpospolita”, „Święty Dzień”, „Przedmurze” czy „Wiara Nadzieja Miłość”. Sama nie wiedziała czy Ryszard czytał to z zamiłowania, czy dlatego, że mężczyzna o jego pozycji powinien czytać te pisma z obowiązku? Otworzyła pierwsze z brzegu:

Liga Ekologiczna „Pro Atomica” za zgodą Naczelnika i Prymasa rozpoczęła prace nad otwarciem kolejnej atomowej elektrowni. Byłaby to kolejna, po elektrowni żarnowieckiej, instalacja dostarczająca energii naszemu państwu. Jak wiadomo, energia atomowa jest czysta i właściwa, bliska niebiańskiej czystości, w odróżnieniu od elektrowni węglowych. Żartobliwie rzec można, iż czarny dym sugeruje proweniencję przeciwną niźli Boska. Oczywiście ktoś nikłej wiary mógłby powiedzieć, że Opad to dziecko atomistyki, ale jak mówił Prymas kara to była dla bezbożnego Imperium Zła, dla szatańskich sowietów…

No tak, o Opadzie mówili wciąż, mimo iż od katastrofy w Czarnobylu upłynęło ponad dwadzieścia lat. Ale czy to dziwne, tylu martwych, chorych… A potem ta straszna wojna… Otrząsnęła się ze złych myśli i rzuciła okiem na inny artykuł:

Zatrzymano kolejny transport zakazanych środków farmakologicznych, których celem jest uniemożliwienie poczęcia dziecka w kobiecie. Przez południową granicę agenci sowieccy próbowali wwieść ogromny ładunek farmaceutyków, by sabotować program prorodzinny Rządu Błogosławionej Rzeczypospolitej. Winni oczekują na egzekucję w krakowskim więzieniu Diakonatu…

Sowieci nie ustają w wysiłkach, granica nie tylko jest sceną przemytu na wielką skalę, ale i walk:

Lotne oddziały specjalne Lubelskiej Brygady Pogranicznej „Ojczyzna” rozbiły dziś kolejną grupę prosowieckich sabotażystów, którzy próbowali skazić ujęcia wody w okolicach Hrubieszowa. W zażartych walkach zlikwidowano 25ciu agentów sowieckich…

Co dalej?:

Do Domu Reedukacyjnego Milicji Bożej w Krakowie skierowano dziś ponad stu obywateli, którzy nadużyli zaufania Błogosławionej Rzeczypospolitej. W ciągu najbliższego roku będą mogli odpokutować swoje grzechy.

To raczej niczego nie wnosi, chyba że Ryszard miał z tym coś wspólnego.

Młodzież z Narodowo-Katolickiej Sztafety złapała dziś kolejnego heretyka, który próbował zerwać plakat z Prymasem. Jak się okazało był to bezbożny anarchista z organizacji SABO, niechybnie popieranej przez sowietów. Dla takiego nie ma miejsca nawet w obozie Eliasz. Dla takiego tylko ostateczna kara i pokuta!

O! Jest coś o armii!

Nasza armia otrzymała kolejną broń, która pozwoli nam zachować przewagę nad sowietami. Śmigłowiec szturmowy „Archanioł” wyposażony w pociski rakietowe „Jerycho” i 30milimetrowe działko rewolwerowe…

Nuda. A może tu?

Jesteśmy duszą przy dzielnych powstańcach z Ukrainy….

Unia Europejska, za podszeptami szatana, wprowadziła w życie kolejne ustawy eutanazyjne…

W Gdańsku rozbito grupę szturmową Komunistycznych Komórek Podziemia. Miecz Pański pokarał bezbożników śmiercią…

Oddolna inicjatywa Dzielnicowych Kółek Różańcowych skończyła się pełnym sukcesem. Od dziś każdy ma prawo i obowiązek przerwać pracę co 4 godziny i odmówić modlitwę za Prymasa Narodu…

Od dziś w naszym mieście z ekranów videobillboard’ów wita i żegna nas twarz Prymasa Narodu w trzech wymiarach. Ten raptowny skok technologiczny zawdzięczamy…

Znużona rzuciła „Wiarę” na stos gazet. Czekała na powrót syna.

Kutak 04-04-2007 17:45

Antoni Dyszak

No tak, pewnie wzywają posiłki, boją się tutaj wchodzić. Niech ich kurwie matki psy z Rosji wyjebią! Dyszak był wściekły i przerażony, znowu- cała pewność siebie uciekła z niego- wiedział, w jakiej jest sytuacji. I wiedział, jak ważne jest to, co teraz zrobi- jeżeli dobrze rozegra początek, jeżeli dorzuci parę fałszywych tropów... Nie wytropią go szybko. A on ucieknie- może gdzieś daleko w Rosję, kto wie. Kto by nie chciał podkupić diakona z Błogosławionej RP?

Zamknął oczy, uspokoił oddech. Tego uczyli go na samym początku jego kariery, i robił to za każdym razem. Koncentracja. Miał w swoich żyłach pełno specyfików, które tą koncentracje potrafiły uczynić czymś naprawdę ważnym. Skupiony był szybszy, silniejszy i sprytniejszy od innych. Tylko się skupić...

Poszedł do łazienki, przemył twarz. Nie wyglądał źle- dzięki Bogu ogolił się w nocy, chyba z nudów. Zwilżył włosy, zaczesał do tyłu, przetarł twarz. Dezodorant, dużo dezodorantu, "Miętówka Mocna dwukrotnie święcona" do ust... Nie mógł wyglądać jak zdrajca. A zdrajca był zawsze spocony i zdenerwowany... Jak Judasz. Czy on był Judaszem!?

Nie. Dopiero teraz Dyszak poczuł, kim właśnie się stał. Fałszywie osądzony przez ludzi, którzy za rzecz w zupełności nie ważną chcą go zabić. Pozornie nie ważną... To był znak. To był znak od Boga! Dyszak nie był Judaszem- on był samym Jezusem, zbawicielem. Zamknął oczy.

Pójdę tam, gdzie rozkaże mi Bóg... Ale te psie chujce mnie nie ukrzyżują.

Z tą myślą, która zresztą wyjątkowo spodobała się Antoniemu, ruszył w kierunku szafy. Paralizator, jeszcze dwa granaty gazowe, przenośna maska, lornetka i nóż, zajebiście ostry nóż. Wszystko, co pozwolono mu zatrzymać w domu, żeby czuł się pewniej. Niby niewiele, ale gdy wiadomo jak tego używać... Wpakował to do jednej torby, położył ją przy drzwiach.

Komputer. Ten zawsze mu się przyda, szczególnie w takiej sytuacji. W końcu to na takim sprzęcie ze swoim oddziałem zaplanował niejedną akcje. Wziął swojego własnego laptopa "Izydor 300", czyli nazwaną tak na cześć, jak niektórzy go określają, patrona internetu, będąca tak naprawdę polską wersją kolejnej Toshiby. Wepchnął go do specjalnie do tego przygotowanego plecaka i ustawił go także obok drzwi.

Płaszcz, do kieszeni włożył broń, założył torbę i plecak. Założył ciemne okulary, w duszy przeklinał, że nie ma niczego cięższego. Ale karabinów nie wydają do domu, nawet paranoikom, jak te ruskie kurwy go określają. Szczególnie paranoikom, zazwyczaj dodają.

Wyszedł, zamknął dokładnie drzwi. Raczej żaden z sąsiadów nie domyśli się, że Dyszak zostawił w domu cztery trupy diakonów, przez co najmniej dwa tygodnie będą pewni, że szanowny pan diakon jest na wakacjach. Wakacjach, dobre sobie...

Szedł do samochodu. Wyglądał całkiem swobodnie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wejdzie do wozu, włączy przyciemnienie szyb, uruchomi autopilota i dopiero wtedy spokojnie pomyśli. Ba, teraz nawet czuł się całkiem swobodnie- przeszkadzała mu tylko ręka zaciśnięta na broni...

Tak powinieneś postąpić, Panie Jezu. Nie dać się ukrzyżować, a połamać skurwielom karki i wsiąść do wozu..., pomyślał Dyszak wychodząc z bloku.

Arango 06-04-2007 15:29

Jacek Kryczyński

Nie odpowiedział, wzruszając tylko ramionami. Nie chciał przy "Raiderze" otwierać zbyt często ust jeśli nie musiał. Chłopak zacząłby znowu przymawiać mu o picie, a poprostu dziś na pewno nie miał na to ochoty, ani sił.

Zaczął natomiast rozglądać sie dyskretnie po obecnych, żaden z nich nie miał jednak na czole napisu "DIAKON". Zresztą donosicielem mógł być każdy, a jeśli są śledzeni to i tak już po nich, cokolwiek by zrobili. Z Błogosławionej RP nie było praktycznie dla więzniów ucieczki.

Ponownie spojrzał na stojącego obok chłopaka.

kitsune 06-04-2007 23:02

Kraków, 11 czerwca 2007, ok. 11.00
 
Jacek Kryczyński
„Raider” odwrócił wzrok od Jacka:
- Nadszedł czas. Dziś. Wieczorem. Atakujemy. W kilku miejscach.
Msza toczyła się swoim zwykłym rytmem, ksiądz uniósł dłonie, a tłum posłusznie odpowiedział. Kryczyński i „Raider” wraz z nim. Wszyscy wstali a potem uklękli i przez kwadrans klepali zdrowaśki. W głowie Jacka kłębiły się myśli. Nie pierwszy raz były w walce, ale w ten sposób? Bomba? Skrytobójstwo? Ukradkiem spojrzał na „Raidera”. Chłopak uśmiechał się. Mały kutas, taki pewny siebie. Jak wszyscy gówniarze w tym wieku. Wierni usiedli w ławkach. Znów mogli rozmawiać:
- „Raider”, dziś? Jak?
- Później, po mszy. Na Plantach, pod Floriańską. Facet w zielonej koszulce „Naród modli się za swych diakonów” – mrugnął szelmowsko okiem.
***
Antoni Dyszak
Dopiero teraz zrozumiał, jak mądrze uczynił, nie wdając się w zbędne pogawędki z Rygulskim. Ledwie wyszedł, rzucił się biegiem w stronę samochodu. Tak, biegiem, klucząc i zygzakując. Nie szedł swobodnie, nie rzucał na luzie spojrzeniami zza lustrzanek, nie pisnął zawadiacką brelokiem od samochodu. Zapierdalał jak głupi. Może dlatego, że nie bardzo wierzył w ten pozorny spokój? A może dlatego, iż obawiał się, że z samochodów wyjdą inni diakoni? A może wreszcie dlatego, że zza najbliższego bloku wyłonił się służbowy śmigłowiec Milicji Bożej, z podwieszonym pod kadłubem zrobotyzowanym modułem ofensywno-inwigilacyjnym!? Może dlatego, że ktoś zaczął strzelać zza pobliskiego samochodu i do tego nie żałował amunicji?! I wreszcie dlatego, że to wszystko śmierdziało na kilometr, a sam Dyszak za żadne skarby nie mógł sobie wyobrazić, w co wdepnął, że ściągnięto specjalnie dla niego ten cały bajzel z krzyżykiem i Chrystusem w godle?!
Dyszak pochylił się i runął w stronę wozu. Przeliczał szanse. Mógł wpaść do wozu, ale jeśli pod śmigłowcem podwieszono kaem, to rozmieni go na drobne. Mógł też wpaść między bloki i pewnie umknąć pościgowi, ale na jak długo. Bez samochodu będzie zbyt wolny. Zorganizują obławę i będzie po niebiańskich zawodach. Wreszcie mógł wziąć zakładnika. W sumie dobre rozwiązanie, o ile nie zechcą strzelać do swojego.
Co robić!?

Kutak 07-04-2007 16:44

Antoni Dyszak

Był w dupie, w dupie, w dupie! Helikopter, strzały... Pewnie na dachu stoi drugi, przez klapy do klatki schodowej już wchodzą diakoni... Na innych blokach na pewno czyhają już snajperzy, w uliczkach pełno ciężkiego sprzętu... Za co!? Za jedną łapówkę!?

Chciał już zacząć strzelać, to zawsze dawało parę sekund przewagi, ale przypomniał sobie o śmigłowcu. Przecież rozpierdoli go na miliony kawałków! Zostanie z niego taka mielonka, że nikt nawet nie rozpozna, czy to ten Dyszak bez badań DNA...


Musiał działać. Parę sekund które poświęcił na myślenie i stanie jak głupi na środku chodnika mogły zaważyć na jego życiu. Pilotem odblokował drzwi swojego samochodu i popędził w jego kierunku. Biegł, nie zważając na strzały i otoczenie, po drodze wpadając na jakiegoś czarnego, pokracznego psa. W ostatniej chwili odzyskał równowagę, podpierając się na masce starego citroena.

Wskoczył do swojego Mercedesa, lecz nie był na tyle głupi, by siadać za kierownicą. "Kocmyrzów, czternastka. Do Józefa" powiedział, uruchamiając równocześnie autopilota. Uruchomił jeszcze przyciemnienie szyb, niezbędne w samochodzie każdego diakona, i przecisnął się między przednimi fotelami na tył. Tam położył się na podłodze, między tylną kanapą a fotelami z przodu.

Jeżeli gdzieś miał zacząć ucieczkę, to tylko na złomowisku Oleksego...

Arango 08-04-2007 10:53

1 Załącznik(ów)
Jacek

Do końca mszy nie zamienili już słowa, ot dwójka wiernych takich jak wielu innych. Na Jacka patrzył z łyku głównej nawy Ukrzyżowany smutnym wzrokiem.
Ciekawe ile razy trzeba by Cię jeszcze zabić by w końcu przyszło Twoje Królestwo ? - przyszło mu na myśl.

W końcu msza dobiegła końca. Porwał ich ze sobą strumień wychodzących, rozdzielił, poniósł w różne strony.
Zmrużył nienawykłe teraz do jaskrawych promieni oczy. Przez chwilę mrugał po czym dyskretnie rozglądnął się wokół. Nawyk choć może pożyteczny, to jednak zupełnie niepraktyczny. I tak wśród tłumu na Rynku nie miał cienia szansy na wypatrzenie szpicla.

Ulica Floriańska kiedyś tętniąca różnokolorowym tłumem turystów, gdzie słyszało się wszystkie języki świata, pełna sklepów teraz cicha, martwa, brudna...
Wraz z szarym tłumem dotarł do Bramy, tu po lewej stronie straszył swym wypalonym wnętrzem Mc Donalds. Ktoś w Stanach uwierzył w demokrację w BRP, ale słuszny gniew Narodu przeciw obcemu kapitałowi i żydomasonerii chyba już rozwiał jego złudzenia.

Przeszedł Bramą na Planty. Tu pysznił się Barbakan, jeden z niewielu odrestaurowanych budynków. To tutaj w hetman Zamojski odparł wojska arcyksięcia Maksymiliana Austriackiego chcącego zagarnąć dla siebie koronę Jagiellonów.

Obecnie Kaplica Główna Milicji Bożej i Służby Diakonalnej.

Jacek bał się tylko, że jeśli dziś zapowiedziana jest jakaś manifestacja poparcia nie odnajdzie chłopaka z napisem na koszulce wśród tłumu innych. Ale nie, był, choć miał twarz skrytą w cieniu to napis był całkiem widoczny i co najważniejsze był tylko jeden.

Choć serce nieco mu trzepotało w piersi w miarę równym krokiem podszedł do młodzieńca i prawie nie ruszając ustami rzucił :
- Jestem od "Raidera"

Barbakan

kemuri 08-04-2007 23:29

Julia Lisiecka

Czas wlókł się niemiłosiernie. Przeglądane gazety spowodowały jeszcze większy zamęt w jej głowie. Nie była w stanie siedzieć spokojnie i czekać.
Ponownie wyjęła adres do Jadwigi. Przecież nie mogła do obcej osoby zabrać syna. Nawet jeśli ta osoba miała to samo nazwisko co jej mąż. Ale jakoś powinna sprawdzić kto to jest. Było dopiero po jedenastej. Syn miał wrócić około piętnastej. Nie może tyle czekać. Przecież w gabinecie była kamera. W dodatku jej zachowanie wzbudziło już niewątpliwe zdumienie Zofii w stopniu, który był niebezpieczny. Nawet jeśli jej ufała.
Podjęła decyzję. Pojedzie taksówką. Miała poczucie, jakby wybierała się na jakąś daleką wyprawę. Była parę razy zmuszona skorzystać z takiego środka transportu. Zazwyczaj jednak wszędzie jeździła z mężem.
Wzięła głęboki wdech i podeszła do telefonu. Zofii nie było w pobliżu. Pewnie zajęta przygotowaniem obiadu.
Wykręciła numer TAXI i spokojnym tonem, jakby robiła to tysiące razy, zamówiła taksówkę.
Następnie przeliczyła drobne ze swojej portmonetki - niewiele tego było, ale mąż zostawiał jej zawsze parę groszy aby mogła zamówić niezbędne artykuły gdyby nagle musieli przyjąć gości. Julia była oszczędna i parę groszy odłożyła na czarną godzinę. Spokojna już wyszła przed dom na taras.
W myślach powtarzała Prusy 17, Prusy 17...

kitsune 09-04-2007 00:55

Kraków, 11 czerwca 2007, ok. 11.15
 


Antoni Dyszak
Merc wystartował z kopyta tak raptownie, że Dyszaka wbiło wpierw w oparcie tylnich siedzeń. Dopiero chwile później udało mu się spaść na podłogę wozu. A wokół rozpętało się piekło. Śmigłowiec Diakonatu jakby dopiero teraz go namierzył. Głowica modułu inwigilacyjno-ofensywnego obróciła się parokrotnie i zalokowała na celu. Kaem pod kadłubem rozterkotał się na dobre, obramowując pociskami samochód Dyszaka. Mercedes sterowany autopilotem błyskawicznie rozpędził się do sześćdziesiątki i sunął ulicą wprost na Powstańców Śląskich. Diakonów szybko zostawił za sobą, a snajperów szczęśliwie nie było, jednak helikopter nie dawał za wygraną. Dyszak usłyszał jak parokrotnie kule zrykoszetowały od opancerzonego dachu mercedesa, widocznie padały pod ostrym kątem. Miał szczęście. Do teraz. Kolejna seria przestrzeliła na wylot oraz siedzenie kierowcy i utkwiła w podłodze pokrytej matą przeciwodłamkową. Diakon dziękował Bogu za przezorność.
Autopilot wymijał kolejne samochody, których o tej porze nie było wiele. Zresztą cywilnych pojazdów zawsze było mało, odkąd niemal cała benzyna szła na potrzeby państwa i armii. Śmignął przed wojskowego Jelcza załadowanego wojskiem a potem przyspieszył na Nowohuckiej ścigany seriami ze śmigłowca. Kilka pocisków przestrzeliło maskę pobliskiego wozu dostawczego, który wpadł w poślizg i wylądował w rowie. Dyszak tego nie widział, ale słyszał zgrzyt dartego metalu, jazgot kaemu, piski opon.
Mercedes wpadł na most, który spinał oba brzegi leniwie toczącej swe wody Wisły. Na jednej z kałuż zarzuciło mu tyłem, lecz komputer pokładowy skorygował pracę kół i odzyskał kontrolę nad pojazdem. Kolejna seria roztrzaskała tylnią szybę i przestrzeliła bagażnik. Dyszak przeczuwał, że w ten sposób nie zwieje. Śmigłowiec trzymał się jego tyłu niczym wesz ukraińskiego uchodźcy, a lada chwila do pościgu przyłączą się inne jednostki, zablokują przelotowe arterie, roześlą ekipy interwencyjne. Musiał coś zrobić.
***

Jacek Kryczyński
Młodzieniec nawet nie spojrzał na Jacka:
- „Cedr”? – wokół było pusto. Słońce w pełni, ukrop leje się z nieba. Tu na Plantach panował przyjemny cień, jak za dawnych czasów, zaraz po odzyskaniu niepodległości. Ale potem wybuchła wojna, wstrzymano konstytucję i zmieniła się całkiem władza. Z czerwonej na czarną, na czarną z brunatnym odcieniem. Alejki były puste, oprócz kilku nieśmiertelnych meneli. Tak, tych nie brakowało, mimo iż co jakiś czas Sztafety organizowały obławy na „pasożytów”, z których wielu później trafiało do Eliasza po tym, jak w pijackim widzie zwyzywało diakonów, Prymasa i Święty Kościół od najgorszych.
- Tak, „Cedr” – odrzekł.
Chłopak był krótko ostrzyżony, młodzieńcza twarz sugerowała, że jej właściciel nie przekroczył jeszcze dwudziestki, a może i osiemnastki. Koszulka za patriotycznym napisem była stara i wyświechtana. Być może po starszym bracie, który gorliwie udzielał się w Sztafetach lub przynajmniej młodzieżówce katolickiej.
- Atakujemy, w kilku miejscach. Twoje zadanie jest proste. Spójrz dwie ławki dalej.
Jacek od niechcenia rzucił okiem we wskazanym przez chłopaka kierunku. Pod ławką leżała stara, brudna reklamówka z logo pielgrzymki częstochowskiej.
- Weź ją i zostaw przed Diakonatem. Dobrze wybierz miejsce. Promień kilkanaście metrów. Detonator w środku, nie zapomnij go. Kolejny kontakt na maila.
Młodzieniec wstał i spokojnie oddalił się w kierunku Collegium Maius.

Nevdring 11-04-2007 23:57

Wiktor Zakurski
 
Przez chwil kilka czuje na sobie jego wzrok, lecz i to wkrótce mija. Obojętnie przechodzi do łazienki, stając przed małym lustrem. Spryskuje twarz zimną wodą, spokojnym ruchem przeczesuje włosy. Jest zmęczony – przekrwione oczy zdają się ginąć w odbiciu odwróconego świata. Musi iść. Znów. Kolejny grzesznik czeka na sprawiedliwość. Wąskie usta zwężają się nieco, aby po chwili gwizd cichy z siebie wypuścić. Trzy kroki i jest w przedpokoju – Żal jak zwykle milcząco oczekuje. Przygniata czarną sierść dobermana – ten gest starczy za wszystko inne, za wszystkie psie, samotne godziny.
Zaopatruje „Myśliwego” w nowe pisklęta rozpaczy i mówi – Idziemy. Po drodze zgarnia i chowa za pasem technologiczne cudo. Zamyka drzwi lekko, uaktywniając pikający alarm i zmierza do samochodu. Nie ogląda się – wie, że młody towarzysz nie odstąpi go na krok.
Ignoruje chłodny głos automatu, wpuszczając czarne stworzenie do środka.
- Anna Winert, Panie...? – zapytuje Stwórcę i przekręca kluczyk.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:24.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172