Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2007, 07:43   #21
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Sara Peterson

Sara przyspieszyła zbieranie swoich rzeczy zaraz po tym jak zrozumiała, że szef wcale nie zamierza wyjść z jej pokoju. Obserwował ją, gdy z szuflady pospiesznie wyjęła skórzany kalendarz i komórkę. Zabrała torebkę i marynarkę z krzesła. Nie patrząc mu nawet w oczy szybko wybiegła z pokoju. Nie pożegnała się... zapomniała.
Gdy tylko była w korytarzu i czekała na windę, nerwowo wciskając guzik, powoli czuła jak drętwieją jej nogi, ręce zaczynają się trząść.
- Uspokój się, uspokój! To przecież zboczeniec, psychol, który podnieciłby się bardziej jeśli rąbnęłabyś go tym wazonem. Podnieca go przemoc, a ty byłaś potulna. Boże, kiedy to się skończy?! - winda sunęła powoli, a Sara nerwowo nasłuchiwała kroków szefa. Nie nadchodził. Szybko wsiadła do windy, zaraz za nią drzwi się zamknęły. Była bezpieczna. Przynajmniej tak sądziła.
- Ten dziad ma układy z ochroną. Jezu, jaka ja głupia jestem! Przecież on może mieć układy z każdym!
Na podziemnym parkingu, spokój wcale nie nadszedł. Wszechobecna cisza mogła przerazić.
- Zapomniałam kluczyków? Boże tylko nie to! Nie wrócę tam, nie wrócę! Zaraz, uspokój się! Są!
Szybko otworzyła drzwi i wsiadła do samochodu. Odjechała.
 

Ostatnio edytowane przez Rhamona : 12-04-2007 o 07:46.
Rhamona jest offline  
Stary 12-04-2007, 17:22   #22
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Bob Smith

"O kurwa" pomyślał Bob unosząc się ciężko na nogach,
"chyba zemdlałem od tego smrodu" - pomyślał a chwilę później uświadomił sobie, że wszystko co go otacza to nie jest sen. Jeszcze chwile przed wydaniem cichego okrzyku przerażenia (na więcej nie pozwala mu dziwny skurcz krtani, który ogarnia każdego, kto jest zbyt przerażony, aby krzyczeć), jeszcze chwilę przed, jego umysł analizował inne możliwe wyjaśnienia sytuacji, w jakiej sie znalazł, może się upił i po pijaku szukał noclegu, ale nie, Bob pije głównie w domu, więc to odpada, może ma jakieś halucynacje, może ktoś mu dosypał czegoś... NIE to wszystko jest zbyt realne, czuje wilgoć, czuje smród, czuję dym papierosowy..."WHAAAAAAAAAAAAA...."
Z chwilowego obłąkania wyrwała go myśl, że zapewne został porwany, Bob nie mógł świeżo spalić papierosa, bo leżał nieprzytomny.
"Ktoś musiał mnie nieźle załatwić. Okup, zemsta...O co im chodzi? I czemu do kurwy nie jestem związany, jeśli to porwanie? Dobra muszę pomyśleć, przede wszystkim trzeba się stąd wydostać, później pomyśle, kto jest za to odpowiedzialny."
Bob zaczął przeszukiwać kieszenie żeby sprawdzić, co mu pozostało, rozejrzał się jeszcze raz dokładnie omiatając spojrzeniem cały pokój, wyjrzał też przez okno, aby sprawdzić czy chociaż okolica wydaje mu się znajoma. Dopiero teraz spostrzegł, że jego garnitur zaplamiony jest przez gnijący szlam, który pokrył cześć podłogi, przejechał ręką po brodzie i stwierdził lekki zarost, "Kurcze ile ja tu już jestem?, szkoda, że nie mam lustra"
No dobra spróbujemy iść w korytarz, jeżeli głąb spowija całkowita ciemność to
staram się sklecić jakieś źródło światła, może kawałek drewna - np. z ramy czy mebla owinięty koszulą posłuży jako pochodnia? Może znajdę tu jakąś szmatę nadającą się na pochodnie? Jeśli nie to z cichym westchnieniem zanurzam się w korytarz przyświecając sobie jedynie słabym płomieniem z zapalniczki. Idę za dymem papierosowym, jeśli jeszcze unosi się w korytarzu, jeśli nie to staram się zejść do schodów prowadzących na parter i do wyjścia, do domu...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-05-2007 o 11:48.
Eliasz jest offline  
Stary 16-04-2007, 01:29   #23
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny
Jeremy


Siedząc na dachu, pogrążony w wspomnieniach spoglądał na miasto, wygląda tak ładnie nocą, bez dymów i spalin, wszędzie światła. Było bardzo zimno, piekło gotowe zamarznąć. A do tego jeszcze zerwał się wiatr przynosząc z sobą dziwny zapach… benzyna.
Jeremy obejrzał się do tyłu i dopiero teraz spostrzegł, że nie jest sam na dachu. Czworo rosłych mężczyzn pochłoniętych było przelewaniem benzyny z karnistrów do butelek, które następnie zatykali szmatami.
-Wkrótce coś zapłonie.- Pomyślał. Jeden z kolesi, najmniejszy i najmłodszy, ale chyba szef grupy, bo jako jedyny stał bez czynnie i obserwował wszystko, dyrygował innym, zauważył go. Ruszył w jego stronę.
- No cóż, nie spodziewałem się, że w taki ziąb ktoś przyjdzie podziwiać widoki. Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że nie możesz nikomu o tym, co tu widzisz opowiedzieć, bo inaczej spotkają cię bardzo nie przyjemne konsekwencje.
-…
-No, co tak milczysz? Odpowiedz jak sobie zdajesz sprawę.
- Młody człowiek patrzył mu prosto w oczy, a spojrzenie to było dziwne, kręciło się od niego w głowie.
-Lordzie! To już ostatnia! Sączyliśmy!- Zawołał jeden z osiłków.
-Ok. Znieście to do samochodu.
-A, co z tym tutaj…?
-Nic, on nic nie powie ani nie zrobi
.- Człowiek nazwany Lordem odwrócił się i odszedł za swymi towarzyszami. „Lord”, co za głupota. Ale wciąż tacy psychole są bardzo niebezpieczni. Lepiej odczekam aż pójdą i zajmę się swoimi sprawami. Jutro piątek, w ten dzień mam najwięcej klientów.


Sara Peterson


Jazda przez zatłoczone ulice Nowego Jorku nie przyniosła jej opanowania, wręcz przeciwnie. W zasadzie była już od niego daleko, ale wciąż czuła się w jakiś sposób zagrożona. To ten smród, przyjadę do domu i wezmę prysznic. Mam nadzieję, że Edward jeszcze czeka, on pomoże mi się uspokoić zawsze to robił.
Minęło trochę czasu zanim przedarła się przez korki. Alę w końcu zatrzymała się przed domem.
Brak notki, jaką mu zostawiła dawał cień szansy, że był tu i może wciąż jest. Nagle została zakneblowana. Silna, męska ręka założyła jej taśmę klejącą na usta. Ktoś jest na tylnim siedzeniu, cały czas był. Złapał za jej ręce i wykręcił je do tyłu, za fotel kierowcy, z dużą siłą i bardzo brutalnie. Szybko i sprawnie używając pasów bezpieczeństwa skrępował jej ręce i złożył fotel do poziomu, sam przesunął się na przedni- pasażerski. Zobaczyła swego napastnika, zwykły zbir, ale wiedział, co robił i nie robił tego pierwszy raz. Ubrany w bluzę z podwiniętymi rękawami, ręce poniżej łokci całe w tatuażach, skórzane rękawiczki i kominiarka na głowie.
- Podejrzewam, dziwko, że wiesz, od kogo ten prezencik?- Jego głos był straszny, była w nim zawarta obietnica bólu. W rogu samochodu umieścił małą przenośną kamerę. Dioda migała na czerwono.
- A to jako dowód i pamiątka. Może przesłać ci kopie już po wszystkim?- Ten głos i to co mówił sprawiło, że znowu chciała uciec w głąb świadomości i zostawić wszystko za sobą. Nie!! Nie mogę, nie poddam się!! Sara zaczęła wierzgać nogami, dra razy trafiła w klakson. Jest nadzieja! Ktoś na pewno to usłyszał. Edwardzie, gdzie jesteś?! Tak bardzo cię teraz potrzebuję!
Nie widziała nadlatującej pięści. Poczuła mocny bul, i znów i znów. Pierwszy raz w życiu była bita, mocno, bez litości. Straciła przytomność na parę sekund, gdy ją otrzymała napastnik zabierał się już do rzeczy. Niemiała już sił walczyć, jej prawe oko nie otwierało się i czuła gorąco i ból na całej twarzy. W buzi miała smak krwi i chyba skruszony ząb.

Niedoszły gwałciciel musiał się czegoś wystraszyć. Nagle zapiął się, zabrał kamerę i wysiadł z samochodu.
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.

Ostatnio edytowane przez Kmil : 16-04-2007 o 01:34.
Kmil jest offline  
Stary 16-04-2007, 03:23   #24
Jeremy the Wicked
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Jeremy

Przez moment Jeremy czuł, jak w jego żyłach burzy się krew. -Kiedyś tacy kolesie mieliby 20 sekund.- Poczuł, jak blizna na policzku zaczyna pulsować. Zawsze tak było, kiedy stawał się agresywny. Ruszył za napastnikami, ale po chwili raptownie się zatrzymał. Ann... Nie mogę... Obiecałem jej, że nie wrócę do przeszłości. Ukrył twarz w dłoniach, poczekał, aż wróci spokój, tak zimny, jak ta noc... Powoli wrócił do swojego mieszkania, ale po głowie kołatała mu się niepokojąca myśl: Coś tu jest głęboko nie tak... Jutro wydobędę pistolet ze skrytki. Stracił apetyt, ale książek nigdy nie miał dość - zanim sen dopadł go na fotelu, zdążył przebyć 200 stron historii Europy - jej krwawych wojen, tak obcych Nowojorczykowi. Książka zsunęła mu się z kolan, gdy, jak co noc, odpływał w krainę niespokojnych snów o swojej Ann.
 
 
Stary 16-04-2007, 10:01   #25
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany


Sara Peterson

- To Edi. To na pewno Edward... Edwardzie! - chciała krzyczeć, ale zamiast tego, czerwona ciecz wypłynęła jej z ust.
Nie bardzo orientowała się w swojej sytuacji. Wszystko tak szybko się stało. Jakiś zbir, kamerka i ból. Kto mógł go nasłać? To nie możliwe, nie mógł to być jej szef...
Z trudem dała radę odpiąć się z pasów, sekundy mijały ale nikt nie podbiegał do niej i nie pytał co się stało. Może Edi pobiegł za tym draniem? Tak, tak chyba było. Nie wyobrażała sobie niczego innego.
Uchyliła drzwi, splunęła krwią i zdaje się dwoma zębami. Ból nie mijał. Roztrzęsione dłonie dotknęły twarzy... lusterko. Nie wyglądało to dobrze, być może wszystko się wyleczy, ale będzie musiała iść do szpitala. Angelika zdąży wrócić i zobaczyć ją w tym kiepskim stanie.
- Edi, gdzie jesteś?
 
Rhamona jest offline  
Stary 18-04-2007, 16:51   #26
 
copyR's Avatar
 
Reputacja: 1 copyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znany


Unhappy Matthew Winder

Dwójka strażaków stanęła jak wryta. Człowiek pochodnia to nie było to czego mogli się spodziewać. Poczuli potworny strach. To coś biegło w ich stronę. Było coraz bliżej. Napięcie sięgało zenitu...
W końcu adrenalina zrobiła swoje. Caly strach, zaskoczenie sytuacją, obawa o Audrey po którą przecież tutaj przyszedł... Ten cały stres musiał gdzieś znaleźć ujście. Matt odruchowo chwycił strażacką siekierę, przypiętą do pasa. Nie myślał o Royu. Patrzył na zbliżający się kształt, narastało w nim napięcie, strach i złość. Zacisnął rękę na stylisku. "Podejdź no tylko" - zaszumiało w głowie. Świat zawirował, widział tylko to... coś.
Roy za to kolejny raz już dzisiaj wykazał się opanowaniem. Albo po prostu w sytuacji stresowej sprawiał tylko takie wrażenie? Nie potrafił ocenić jak szybko się to wszystko działo, serce biło mu jak oszalałe, zareagował jednak w porę...
Matt zamachnał się tak mocno jak tylko potrafił, trafił napastnika w bark. Uderzenie było tak silne, że niemalże odrąbało rękę od płonącego ciała. Siekiera weszła głęboko, zachwiała celem, ale nie przewróciła go. Albo raczej przewróciła – wprost na Matta. Rozpędzony, kryczący jeszcze przeraźliwiej ognisty kształt wpadł na strażaka. Uderzyli z impetem o ziemię. Ciężkie, jak się okazało, ciało przygniotło Matta. Trzymana przez płonącego butelka pękła. Płomienie rozlały się po podłodze, wzięły w swoje objęcia dwoje leżących. Matt poczuł, że płonie. Ogień co prawda nie był w stanie strawić kombinezonu, jednak mógł skutecznie usmażyć noszącego go strażaka... Temperatura podniosła się momentalnie, ciepło zaczęło parzyć. Matt wydał z siebie makabryczny krzyk, po częsci z bólu, po części ze strachu przed leżącym na nim truchłem. Nie mającym już oczu, a jednak świdrującym spojrzeniem. Nie mającym już ust, a jednak wykrzywiającym je w przerażającym grymasie...
Całe szczęście Roy zareagował w porę. Zrobił użytek z podręcznej gaśniczki, nie pozwalając płomieniom pochłonąć jego partnera. Skierował strumień białej substancji wprost na płonących. Płomienie znikały tak szybko, jak się pojawiły. Agresor zawył, Roy potraktował go solidnym kopniakiem. Szamotający się Matt wydostał się spod leżącego na nim „człowieka”.
- Żyjesz stary?! – Roy dopadł partnera, odciągnął go od wierzgającego po podłodze popalonego ciała
- Mów do mnie! – potrząsnął nim lekko, klepnął w twarz. We wzroku partnera Roy dostrzegł błysk wracającej świadomości.
- Pomóż mi wstać – odezwał się słabo Matt. Jego twarz wykrzywił grymas bólu, gdy stanął na poparzonych nogach – Zabierz mnie stąd, bo zaraz zwariuję.
Popatrzyli na wyjącego potępieńczo i orającego po podłodze zwęglonymi kończynami człowieka.
- Zabierz mnie stąd... – powtórzył Matt. Roy, prowadząc go pod ramię, ruszył do wyjścia.
 
__________________
"Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig"

+belive me... if I started murdering people, there would have no one been left
copyR jest offline  
Stary 19-04-2007, 23:44   #27
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny


Bob Smith



- Co jest grane, do kurwy nędzy? Jeśli nie śpię to jestem szalony. A jeśli śpię, to dlaczego nie mogę się obudzić? Od chyba pół godziny błąkam się po tym pierdolonym korytarzu i to cały czas w jednym kierunku i nic. Żadnych schodów, ba, żeby chociaż korytarz się załamał lub skręcił, nic. Maszeruję tym samym, zasranym, zaśmierdłym holem i nawet jebany wystrój się nie zmienił. Z pochodni, nici. Harcerzem byłem dość dawno temu, zresztą ta wilgoć przekreśla szanse jakiegokolwiek podpalania.- Mówił już do siebie , będąc niemalże na granicy załamania nerwowego. Lampka za jego plecami, ta ostatnia paląca się zgasła, a ta przednim, najdalej spowita w mroku, zapłonęła. To już było dla niego normalne. Od pół godziny, lampki zapalają się i gasną w miarę jak on się przesuwa w którąś stronę. To światło go śledzi, podąża za nim.
-To na nic! Ten korytarz prowadzi do nikąd! – Ucichł. Do jego uszu dobiegł jakiś odgłos, cała seria dźwięków. Narastały, w miarę jak przesuwał się do przodu. Dobiegały z za jednych z drzwi. Ciche pojękiwanie, i westchnienia, przyśpieszone oddechy, szepty, świństwa szeptane do ucha. Mężczyzna i kobieta, w stu procentach pochłonięci sobą. Bob zatrzymał się przed drzwiami. Nasłuchiwał. Czuł się jak by znowu miał siedem lat i podsłuchiwał rodziców.


Jeremy


Poderwał się ze starego, dębowego biurka, które służyło mu też za ladę. Zamrugał. Musiał się zdrzemnąć. W jego księgarni jak zwykle było cicho i panował półmrok. Spojrzał na księgę, nad którą zasnął. „Szepty z przeszłości”. Co za kicz.
- Mam nadzieję, że nikt nie wszedł pod moją nie przytomność.- Ogarnął go niepokój, wyciągnął pistolet z szuflady i wcisnął go z tyłu za pas, nakrył koszulą. Wstał od biurka z zamiarem obchodu regałów. Nagle do jego uszu dobiegł ledwo słyszalny szept - Jeeremyyy…-
Jego serce załomotało szybciej, mógłby przysiądź, że to był Jej głos. Tylko Ona potrafiła tak szeptać, tak… jak wiatr.
- Ann…, ale ty przecież nie żyjesz…- Szepnął.
Stuknęły drzwi wejściowe, usłyszał jeszcze tupot jej drobnych nóżek. Zerwał się jak tygrys i rzucił za nią w pościg. Wybiegł na zewnątrz, wbiegł w pustkę zaułka.
- Niema jej… i już nigdy nie będzie. Pogódź się z tym głupcze.
Jego rozmyślania przerwała pewna akcja. Do taksówki dobijał się jakiś młokos. Uderzał w szybę z pięści i coś tam krzyczał. Sekundę później samochód ruszył z piskiem opon, zostawiając napastnika w spalinach. Ten patrzył w ślad za wozem. Podniósł rękę i wykonał gest przywołujący. Z innego zaułka wyjechał samochód dostawczy i ruszył w ślad za taksówką. Teraz Jeremy go rozpoznał, to ten Lord z dachu, ten od zabawy z ogniem. Dołączyło się do niego dwóch koksów i ruszyli w stronę księgarni.
- Witaj, Jeremy. Bo to twoje imię, prawda Jeremy? Na pewno mnie pamiętasz. Przyszliśmy kupić książkę.
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.

Ostatnio edytowane przez Kmil : 20-04-2007 o 06:10.
Kmil jest offline  
Stary 20-04-2007, 18:43   #28
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację


Bob Smith

Co to za koszmar? To niemożliwe, aby ten korytarz ciągnął się tak długo w jedna stronę chyba, że... Tak to na pewno narkotyki, nie dość, że ktoś wywlókł mnie w to przeklęte miejsce to jeszcze czymś mnie odurzył.
Bob gwałtownie potrząsnął głową jakby na potwierdzenie własnych myśli. Gdy tylko to zrobił poczuł, że wraca mu zdolność logicznego i zrównoważonego myślenia. Zepchnął czarne myśli do samej granicy świadomości, bo wiedział, że jeśli tylko pozwoli wypłynąć im na wierzch będzie skończony. Te myśli podsuwały mu zupełnie inny obraz sytuacji - ale akceptacja ich oznaczała pełne zanurzenie się w jeziorze szaleństwa, na co w tej chwili nie mógł sobie pozwolić.
No dobra przynajmniej znalazłem kogoś w tym miejscu opuszczonym przez Boga
Bob sam nie wiedział skąd przyszło mu to określenie - ale to chyba przez ten mrok, niekończący się korytarz, zapalające się i gasnące lampki, wszystko dziwnie i jakoś nie tak...
Chmmm zapukać czy poczekać aż skończą? Może dam im jeszcze chwilkę w końcu głupio tak przerywać komuś zabawę, choć z drugiej strony, kto by tu mieszkał a co dopiero się zabawiał? I co ja ogóle powiem? "Przepraszam, ale zgubiłem się czy wiedzą Państwo jak wyjść z tego hotelu ??"

Bob normalnie nigdy by się nie zdobył na takie zagranie, poszukałby sam - zawsze znajdował jakieś rozwiązanie z różnych sytuacji, ale tu sytuacja daleko odbiegała od normalności. Tak daleko, że tym razem, gdy chciał już
zapukać do drzwi poczuł strach.
A co jeśli wewnątrz pokoju jest jeszcze gorzej, co jeśli tam są moi porywacze lub coś jeszcze gorszego ? Kurwa im dłużej o tym myślę tym bardziej się boję jeszcze chwila i zacznę biec przed siebie. Uspokój się, uspokój... dobra teraz albo nigdy
Bob wyciągnął rękę w kierunku drzwi PUK PUK PUK zastukał trzykrotnie, dużo głośniej niż zamierzał. A co mi tam pomyślał to jest tak popaprane miejsce, że zasady kultury nie mogą tu obowiązywać a jeśli ci "lokatorzy" mają wrogie zamiary to wolę nie dawać im czasu na przygotowanie
Po chwili chwycił za klamkę, przekręcił i otworzył drzwi
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-05-2007 o 11:50.
Eliasz jest offline  
Stary 20-04-2007, 21:12   #29
Jeremy the Wicked
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Jeremy

Obecność Lorda ledwo dotarła do świadomości Jeremiego. Ann! Czy to byłaś ty? Nigdy nie wierzyłem w duchy... Ale może... A ci? Czego tu chcą? Coś mi mówi, że nie przyszli tutaj kupić książki... Poczuł, jak adrenalina przenika do każdej komórki jego ciała. Blizna na policzku zapłonęła żywym ogniem. Dwóch siłaczy to za dużo, nawet jak dla mnie. Jeremy, skup się. Pistolet jest nabity. Sprawdzałem rano... Na zewnątrz zachował spokój. Lata walk w gangach na Brooklynie nauczyły go, że najważniejsze jest nie tracić zimnej krwi. Spojrzał beznamiętnie na Lorda. -Proszę bardzo. Zapraszam. Ruszył w stronę drzwi, uważając, żeby nie tracić Lorda z oczu. Jego krok był wyważony i spokojny. Czuł, jakby cofał się o lata wstecz. Jeden fałszywy krok, motherfvckers! Jeden fałszywy krok, a odświeżę sobie umiejętność strzelania.
 
 
Stary 22-04-2007, 13:44   #30
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny


Matthew Winder


Ruszyli korytarzem w stronę wyjścia.
- Poczekaj tutaj, ja chcę zobaczyć jeszcze, co on tam robił! – Roy przekrzyczał coraz bardziej podnoszący się ryk płomieni w oddali.
- Nie! Idę z tobą!- Odparł młodszy strażak. Złapali swoje gaśnice i zaczęli torować sobie drogę przez płomienie do sali, z której wybiegł napastnik. W środku dostrzegli ofiarę szaleńca. Dziewczyna była naga, chyba zgwałcona, ale trudno to stwierdzić gdyż jej ciało było poddawane torturze płomienia. Matthiew przeraził się, przez ułamek sekundy myślał, że to Audrey, ale szybko się przekonał, że to nie ona, poznał po kolczykach, jego dziewczyna nigdy nie przekuła uszu, za bardzo bała się bólu. Straszna emocja sprawiła jednak, że zgiął się w pół i zaczął wymiotować. Jego wymiociny zabarwione były na czarno od dymu, jaki wdychał już od jakiegoś czasu. Ściany pomieszczenia jak i podłoga były pomazane jakimiś malowidłami, mistyczne symbole i malunki pokrywały większą część ich powierzchni.
- No dobra, ja już też mam dosyć!- Krzyknął przez płomienie Roy.
- Spadajmy już stąd!- Pomógł Mattowi dojść do siebie i wyszli z sali. Pod podłogą, którą stąpali zaczęły pojawiać się pęcherze powietrza. Tuż pod nimi szalały płomienie. Uczucie było potworne, jakby spacer po patelni z wrzącym olejem. Po chwili wpadli wprost na kapitana i Loyda.
- Kurwa mać, co wy wyprawiacie!? Mieliście opóźniać rozprzestrzenianie się płomieni!!- Kolejna eksplozja w piwnicy wstrząsała budynkiem. Ziemia pod nogami Matthiew rozwarła się. Już miał spaść w objęcia płomieni, gdy kapitan Henry rzucił się w jego stronę, masą swego ciała wypchnął go znad rozpadliny. Samemu niestety wpadając wprost w śmiertelną pułapkę. Matthiew złapał go za rękę, ale jego przełożony ważył za dużo, ciężar pociągnął go za sobą. Roy chwycił kolegę za nogę jedną ręką a drugą złapał za kaloryfer, który był rozgrzany wysoką temperaturą otoczenia i płomieniami z dołu. Łańcuch, jaki powstał wisiał nad ognistą rozpadliną. Kapitan, będąc na samym dole wrzeszczał lizany przez płomienie. Jego twarz zdradzała przerażenie i ból, szaleństwo i obłęd. Roy krzyknął przez ból:
- Loyd!! Nie stój tak!! Zrób coś do cholery!!- Matthew podniósł głowę aby spojrzeć na młodszego kolegę po drugiej stronie rozpadliny. Stał tam nieruchomy jak posąg, jedynie jego usta poruszały się niemo. Na tle płomieni twarz miał białą jak kreda. Po chwili odwrócił się i ruszył biegiem w stronę wyjścia.
- NIE!! Kurwa!! Niech cię szlag Loyd!!- Złorzeczył Roy.
Matthiew znów spojrzał na kapitana, który jakoś ucichł, chyba zemdlał z bólu. Poczuł ogień już na swoich dłoniach i nie wytrzymał dłużej… Płomienie zamknęły się nad spadającym ciałem kapitana. Roy nadludzką siłą wyciągnął przyjaciela z rozpadliny. Leżeli chwilę targani spazmami kaszlu i płaczu. Po chwili Roy opanował się i powiedział:
- Niema rady! Musimy znaleźć inne wyjście!!-
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.

Ostatnio edytowane przez Kmil : 22-04-2007 o 19:21.
Kmil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172