Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2007, 12:04   #1
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Tacy jak ty 2

Vriess, głowa boli cię jakbyś całą noc popijał tęgą krasnoludzką gorzałkę z Waldorffem. Stękasz z udręczeniem i obracasz głowę. Delikatne skubnięcie w ucho. Uśmiechasz się zadziornie, półprzytomnie; czyżby ta nadobna panienka odziana jedynie w koronkową podwiązkę nie była tylko senną fantazją...?
Głośny pisk mewy wyrywa cię wreszcie z zamroczenia. Otwierasz oczy; razi cię słonce, widzisz białe ptaszysko, które badawczo dziobie cię w lewe ramię spoczywające na piasku. Machnięciem ręki i wściekłym „sio!” odganiasz natręta. Dźwigasz się mozolnie do pozycji siedzącej, kręci ci się w głowie i chwilę kiwasz się niekontrolowanie na boki w doskwierającym upale. Rozglądasz się wokół, starając się zebrać myśli... Szum fal, piski mew, szelest ogromnych liści palm...

http://dustindorton.com/diving/marsh...ages/beach.jpg

Astral; otrzeźwiałeś, gdy coś z hukiem runęło tuż obok ciebie. Otworzyłeś w przestarchu oczy. Kokos! Wielki, włochaty kokos, na złocistym piasku, tuż obok twojej głowy. Rozejrzałeś się, zdezorientowany. Spoczywałeś na ciepłym, miękkim piasku plaży, na boku, z wyciągniętymi przed siebie łapami, jakby coś sparaliżowało cię i powaliło gdy byłeś w trakcie dalekiego skoku. W głowie masz jeden wielki mętlik. Zbierasz łapy do kupy i machając ogonem wstajesz, ogarniając wzrokiem okolicę. Pamiętasz tylko śmiech demona i błysk jego białych ślepiów...
- Avalanche!!! – słyszysz nagle krzyk, znajomy ci głos.
Oglądasz się w kierunku bezkresnego błękitu oceanu i spienionych fal. Vriess, nekromanta, którego odnalazłeś w swych mglistych wspomnieniach, niezgrabnie i w panice biegł, szybko, choć stopy zapadały mu się w sypkim piasku (a do tego stracił gdzieś swój dziurawy but i paradował z obnażoną stopą). Za to... jego podarty dotąd płaszcz jest teraz w idealnym stanie! Wykrzykując imię rycerza, biegł ku leżącemu na plaży ciału. Niewiele myśląc, pognałeś jego śladem.

Avalanche spoczywał na brzuchu, z rozłożonymi ramionami, i niepokojąco długo nie ruszał się. Jego miecz, wbity w piach, raz za razem łaskotały oceaniczne fale. Zbroja rycerza, dotąd powgniatana w wielu miejscach, teraz... była jak nowa!
- Avalanche!!! – Vriess dopadł nieruchomego ciała i potrząsnął nim z rozpaczą.
Z pomocą białej pantery obrócił rycerza na plecy. Twarz jasnowłosego upadłego paladyna pełna była spokoju, jakby spał.
Knajpa. Motłoch w szarych łachach. Wszelkie szemrania, pijackie śmiechy i rozmowy cichną, gdy w drzwiach staje postawny mężczyzna. Kawał chłopa. Potężny, błyszczący miecz na plecach. Jasnowłosej dzieweczce w krótkiej sukience usta otwierają się z wrażenia, kufle piwa spadają jej z trzymanej tacy. Mężczyzna dumnym krokiem podchodzi do pierwszego wolnego stolika i siada. Brzdęk. Drugiej dzieweczce o kruczoczarnych kręconych włosach, spadły talerze, bo zapatrzyła się na przybysza. Jasnowłosa przynosi mu dwa zamówione kufle. Wojak wypija wszystko z obu kufli na raz! Dwa krasnoludy, siedzące przy stoliku obok, z jękiem zgrozy i zrezygnowania wychodzą z karczmy, aby nie wyjść na cienkich zawodników w piciu. Jasnowłosa chichocząc z podziwem patrzy głęboko w błękitne oczy rycerza i ze zniewalającym uśmiechem szepcze: życzy sobie waszmośc coś jeszcze...? Jeszcze... jeszcze...
- Jeszcze oddycha! Avalnche, do wszystkich diabłów!!! Ocknij się!!!
Ostre promienie słońca podrażniły oczy rycerza nawet przez zamknięte powieki. Zamruczał z niechęcią, wykrzywił gębę, i otworzył oczy, ze zdumieniem zerkając na nekromantę i białego irbisa. Uśmiecha się; może i facjata Vriessa (a tym bardziej AstralaXD) nie dorównuje uroczej buźce dzieweczki z knajpy, ale miło jest zobaczyć starego druha.
- Avalnche...! – Astral i Vriess wpatrują się w rycerza z niedowierzaniem. – Twoje... oko...!
Mrugasz ze zdumieniem. Faktycznie... Twoje oko, ranione w dawnej bitwie, i ślepe... teraz jest... znowu sprawne!

Tak więc, ku waszemu wielkiemu zdumieniu, żyliście. Co dziwniejsze – znaleźliście się na nieznanej wam ziemi. Pamiętaliście skrawki zuchwałej zdrady Ritha, waszego demoniego „pracodawcy”. Bredził coś o amulecie Kiha-wi, czy Kaihi-ri... Coś o Avenonach, zakonie Białej Strzały... A na końcu żgnął Vriessa pazurami, robiąc mu malowniczą dziurę w brzuchu; nekromanta co chwilę podwijał w górę szaty i nie mógł się nadziwić, że po ranie nie ma śladu. Poza blizną, oczywiście.

Zdecydowaliście, że musicie dowiedzieć się o co w tym wszystkim właściwie chodzi. Co to za miejsce, jakim prawem przeżyliście, no i rzecz jasna, najważniejsze – dano wam szansę na zemstę! Przysięgliście sobie w myślach, że czymkolwiek ten amulet Kaihi-ri jest, dopilnujecie, aby Rith nie wszedł w jego posiadanie.

- Uwaga! – ostrzegł Astral; czułe zmysły zaalarmowały go, iż ktoś się zbliża.

Zza zasłony lasu palm wyłoniła się niewysoka osóbka, z sową na ramieniu. Kobieta w tunice sięgającej ziemi, z rozcięciami od połowy ud. Pod tuniką ma białe dość luźne spodnie, których nogawki wsadzone są w wysokie czarne do kolan skórzane buty na trzy sprzączki. Ma ze sobą również dużą, plecioną torebkę, którą ma przepasaną przez korpus. Jej ciemne blond włosy sięgają jej lekko za pośladki. Grzywka by nie wpadała jej do niebieskich ocząt, ujarzmiona jest opaską. Owe oczęta szybko was wypatrzyły, i badawczo się wam przyglądają. Tunika kobiety i jej włosy są jeszcze nieco mokre, jakby przybyszka urządziła sobie kąpiel w pełnym rynsztunku – niekoniecznie planowana kąpiel. Zbliża się ku wam, najwyraźniej z pokojowymi zamiarami.

Sangre; nie masz pojęcia, jak udało ci szczęśliwie dopłynąć do brzegu, ale gdy ocknęłaś się leżąc na plaży, twoja sowa krążyła nad tobą, a spośród fal oceanu wesoło wyskakiwały delfiny; być może te one cię ocaliły. Gdy odpłynęły, zostałaś sama (no, ze swoją wierną sową). Pamiętałaś, że płynęłaś na statku wzdłuż wybrzeży i wcale nie planowałaś schodzić na ląd. Los, zdaje się, miał jednak odmienne plany względem ciebie. Postanowiłaś odszukać innych rozbitków, o ile w ogóle byli takowi(najlepiej żywi...), przy okazji wypatrując na horyzoncie statku, który mógłby cię stąd zabrać. Ruszyłaś piaszczystą plażą. Pomimo niewesołej sytuacji nie mogłaś nie zachwycać się pięknem tutejszej przyrody. Co jakiś czas nad palmami przelatywały barwne papugi, a mewy chmarami patrolowały wybrzeże.
Wreszcie, odnalazłaś ich. Na pierwszy rzut zdawało się – Tacy jak Ty, rozbitkowie. Ale nie, nie pamiętałaś aby tacy osobnicy wchodzili na statek którym płynęłaś. Jasnowłosy rycerz w czarnej zbroi, z czarnym płaszczem z białym krzyżem. Paladyn...? Młodziutki chudzielec w nowiutkim zdaje się płaszczu z kapturem, bez jednego buta na nodze. Tam skąd pochodzi panuje widać ciekawa moda... I trzeci... irbis. Wielka, bielutka jak śnieg pantera. Wytresowane zwierzę...? Kolczasta obroża z jakimiś błyszczącymi kamykami, obręcze z kolcami na ogonie... Czyżby to ONI??? Ci, o których mówił tajemniczy proroczy głos?!

Astral, Vriess, Avalanche;
Kobieta w tunice nagle zatrzymuje się i w przestrachu spogląda na ocean. Odwracacie głowy, zerkacie tam gdzie ona.

Na falach, dość daleko od brzegu, unosi się dziwna tratwa, skonstruowana z dwóch, powiązanych linami beczek. Dryfuje na niej starszy mężczyzna o siwych, rozpuszczonych włosach do ramion i długiej siwej brodzie. Na głowie kapelusz przypominający piracką czapkę. Cóż, jeśli to pirat – okręt ma iście nietypowy.... Nosi czarny, stary płaszcz z wysokim kołnierzem. Spodnie czarne, skórzane, bardzo stare, wytarte na kolanach. Przy ciemnym pasie dwa noże. Lewa ręka osłonięta czarną chustą. W prawej ręce dzierży zardzewiały miecz, którym usiłuje wiosłować. Wokół jego tratwy krążą dwa ogromne rekiny, raz po raz któryś z nich usiłuje ugryźć beczkę czy dosięgnąć siedzącego na niej mężczyzny.

Thomas; wiosłujesz zawzięcie ku brzegowi, choć rekiny nie opuszczają cię odkąd skonstruowałeś swój malutki okręt. Nagle jeden z rekinów odpływa. Zerkasz za nim i dostrzegasz, że nieopodal siebie na wodzie unosi się ułamany kawał burty statku, zdaje się. Jakiś... człowiek...! Jego skóra ma odcień zgniło zielonożółty, a jego włosy są zgniło-rude, zaplecione w dużo małych warkoczyków sięgających mu do połowy pleców... Czyżby to utopiec...? Nie, chyba jednak nie...! Pamiętasz go, widziałeś go na statku zeszłej nocy!... Nieprzytomny, kurczowo uczepiony ramionami dryfującego drewna, unosi się na wodzie, z jedną nogą zwisającą pod powierzchnię. Widząc, że rekin zmierza ku niemu, krzyczysz, z nadzieją, że jegomość w porę się ocknie. Zastanawiasz się gorączkowo, jak mu pomóc.

Akrenthal; Niemiłosiernie szumi ci w głowie. Jakieś dziwne echo, jakby słowa, krzyki... Huk piorunów, czarna woda, błyski na niebie, wycie fal... Powoli wraca do ciebie świadomość. Słyszysz głośne chlupotanie, krzyki jakichś ptaków, czyjeś nawoływania... Jest ci okropnie zimno i mokro, cały ścierpłeś. Otwierasz powoli ciemnoniebieskie oczy... Kawał mokrego drewna, twoje ramiona, kurczowo w nie wczepione. Ktoś stale uporczywie krzyczy, ten krzyk rozsada ci obolałą głowę... Zerkasz w bok. Bezkres oceanu. Ogromna, trójkątna płetwa, przesuwająca się na tle błękitnej wody...

http://www.whitesharktrust.org/media.../maleshark.jpg


Von Armeshplaust; Zeszłej nocy spacerowałeś po pokładzie statku, samotny i znudzony. Z nudów właśnie, no i chaotycznych skłonności do figli, zacząłeś zaglądać do cudzych kajut, czy aby ktoś nie dostał lepszej od twojej. Nie, wszystkie były takie same. W jednej znalazłeś to za flaszkę schowaną pod łóżkiem. Nie mogłeś się oprzeć...
Wyśpiewując w niebogłosy, zataczałeś się po pokładzie, z powodu niskiego wzrostu odbijając się od burty zamiast za nią wypaść. Wtem zderzyłeś się z kim. Niedobrze. Jegomość popukał w twój hełm z małym peryskopem.
- Jak łazisz knypku?! – warknął tęgi głos.
- Ty!.. – wtrącił drugi, brzmiący jeszcze groźniej. – On trzyma moją gorzałkę!
Chyba źle trafiłeś. Na przemytników.
- Rozdepcę jak karalucha!!! – zaryczał postawny jegomość i zamierzał spełnić groźbę.
Machnąłeś odpędzajaco toporem, z zamachu omal się nie wywracając. Nie, po pijaku nie pora na walki.
- Wracaj kurduplu, skrócę cię jeszcze o głowę!!! – darli się za tobą, gdy wiałeś po pokładzie.
Wpadłeś do jakiejś kajuty... Tak ci się zdawało. Ale był to skład z pustymi beczkami no wodę. Niewiele myśląc ukryłeś się w jednej z nich.
Zbudziłeś się z bólem głowy, w beczce. Ale nie byłeś już na statku. Stanąłeś na brzegu oceanu. No tak. Zniknął gdzieś cały twój ekwipunek, poza hubka i krzesiwo, fajka, kiepska gorzałka(2 manierki), znoszone ubranie podróżne, obszerny płaszcz z emblematem liścia figowego rodu Larteonów, koszulka kolcza, topór dwuręczny (rozmiary ludzkie ), stalowy hełm z małym peryskopem, kusza z inżynierskim ładunkiem wybuchowym ( tak samo niebezpieczna dla używającego jak i dla wroga (15 bełtów, 8 ładunków )) 20 sztuk złota, pył 4 dawki( powodujący uśpienie ), czarny proch 5 sakw. Reszta została na statku.
Samotnie idziesz wzdłuż brzegu, niepewny co dalej robić. Z daleka zauważasz jakichś 3 ludzi i... wielkiego kota? Nie jesteś pewien czy chcesz się z nimi spotkać.
Ptaki wśród plam zrywają się z krzykiem do lotu. Spomiędzy palm wylania się... coś naprawdę dziwacznego.

http://www.deviantart.com/deviation/42377515/

Ma to z 5 metrów wysokości, wzrostem dorównuje niemal żyrafom, które widziałeś w pewnych księgach. Spogląda na ciebie i zbliża się z dziwacznym pomrukiwaniem. Zaczynasz wrzeszczeć odpędzająco, ale stwór nie reaguje.

Avalanche, Vriess, Astral, Sangre; słyszycie krzyki od stronu lądu. Jakiś pokraczny stwór atakuje o wiele mniejszego... gnoma...?!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 26-03-2007 o 12:08.
Almena jest offline  
Stary 26-03-2007, 12:37   #2
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Wink Astral

Wielki kot rozglądnął się uważnie z poczuciem zawodu. Jeszcze niedawno byli przecież w górach...

Nowa okolica wyglądała jednak zdecydowanie ciekawie. Była też zdecydowanie ciepła, by nie rzec, gorąca.

Cieszmy się, że mam białe, a nie czarne futro. Usmażyłbym się chyba.

Obwąchał ciekawie kokosa, przeszedł się koło niego kawałek, uważnie sprawdzając jak się chodzi po piasku. Wtedy usłyszał krzyk Vriessa. Niewiele myśląc pognał za nekromantą...

* * *

Paladyn i nekromanta definitywnie byli zdrowi jak rydze. Sam kot nie odniósł w walce (jak zwykle) żadnych obrażeń, zatem siebie nie sprawdzał. Zanim jednak zdołał poruszyć którykolwiek z ciekawych tematów jak np. gdzie jesteśmy, co teraz, jak się tu znaleźliśmy i wszystkie te inne pytania, które istoty ludzkie tak lubiły zadawać, w pobliżu pojawili się inni.

Po pierwsze, kobieta z obiadem. Widząc apetyczną, puszystą i pulchną sowę siedzącą na ramieniu dziewczyny Astral odruchowo oblizał biały pysk czerwonym jęzorem.

Właściwie głodny jestem.

Jednak nim zdołał wprowadzić zamiar w czyn, zobaczył owego człowieka na... statku? Przekrzywił głowę, węsząc. Wszechobecna sól spowodowała, że krzywiąc nos kichnął, wzbijając niewielki obłoczek piasku.

Ciekawe, czy jego statek zatonie nim on sam dotrze do brzegu... Może tak malowniczo wtedy zeskoczy? Byłoby to wejście godne kapitana <karaibskich> piratów.

Rozmyślania przerwał inny, całkiem przyjemny zapach. Kot wciągnął go w płuca. Mmmm... sowa. Taka akurat. Niewiele myśląc, irbis ruszył powolnym krokiem ku dziewczynie z ptakiem, uśmiechając się grymasem godnym kota z Cheshire...

... gdy rozległy się hałasy, a jakiś gnom począł uciekać przed... żyrafą z grzywą i skrzydłami?

Irbis z irytacją pacnął łapą w piasek, który uniósł się tumanem. Kot tanecznym ruchem wybił się z dwu przednich łap i odskoczył, przymykając oczy, by żadne ziarenko nie dostało się do nich.

Pozostawię decyzję pozostałym. Pomagamy? Komu? Patrzymy jak sobie radzą? Mmmm... głodnym. Definitywnie dobrze pachnie ta sowa...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 26-03-2007, 16:07   #3
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Tunel. Świetlisty tunel, promieniejący boskością, przyzywający światełkiem na końcu; wołający "chodź do mnie". Tunel, a na końcu tunelu bogowie, czekający by wynagrodzić strudzonego wędrowca nieśmiertelnym życiem ku ich boku.
Tunel?...
G...uzik prawda.
Było tylko przerażające zimno umierającego ciała, gniew za zdradę jakiej dopuścił się wobec nas (a mnie w szczególności!) Rith, rozpacz za uciekającym życiem... Upadek w oko bezdennej czarnej otchłani w której nie było niczego.Potem pojawiły się sny: lepsze lub gorsze; to lata w Akademii, to lata życia poza nią, to podróż z Avalanchem na utopca, to nagabywanie sprzedajnych dziewek na Północnym Wybrzeżu.
A potem znowu spadłem w otchłań, i było to jeszcze bardziej nieprzyjemne uczucie, bo czułem jak każda cząstka mnie zaczyna żyć własnym życiem; czułem jak moje ciało się rozpada na tysiące Vriessów każdego żyjącego, czującego, myślącego. W panice stwierdziłem, że już mnie przecież nie ma.
Jęknąłem. Głos, daleki, jakby unoszący się z drugiego końca świata dotarł do moich biednych uszu. Usłyszałem go, a więc żyłem jeszcze. A może już nie?
I nagle, kiedy resztki moich myśli zaczęły rozpadać się jak domek z kart otworzyłem oczy.

Przede mną malowała się piękna, tropikalna plaża. Gdzieniegdzie walały się kamulce, szum morza koił moje skołatane zmysły. Spróbowałem wstać - niepotrzebnie, Zakręciło mi się w głowie i upadłem na ziemię. "Idiota" - warknąłem zły sam na siebie. Usiadłem na tyłku i z durnym wyrazem twarzy przesypałem piasek między palcami. "Może to jakiś rodzaj nieba?.. Wyspa pełna rudych elfek, gotowych... ekhem!" - opanowałem się i w tym momencie zobaczyłem na plaży Astrala i Avalanche'a.
No cóż - moje rozczarowanie sięgnęło zenitu. Jeśli to bowiem były zaświaty, to z pewnością nie było to niebo. Raz, że w niebie nie powinno być ich; dwa, że skąd w nekromanckim niebie się wziął świętoszkowaty rycerzyk? Z drugiej strony mój płaszcz, płaszcz który tyle przeszedł ostatnio - był jak nowy! I jakże tu twierdzić, że to nie niebo?!
Obawiałem się jednak, że niestety mój parszywy żywot jeszcze nie dobiegł końca. Ktoś chyba znowu bawił się naszym kosztem. Trzeba było jednak w międzyczasie sprawdzić, czy rycerzyk jest w stanie nadającym się do czegokolwiek...
- Avalanche! - krzyknąłem pełznąc niezgrabnie w jego kierunku. Podszedłem do nieruchomego zezwłoka. Może to tylko moja wyobraźnia, ale w powietrzu poczułem coś jakby słodką woń spirytusu... Trąciłem paladyna nogą. Wyglądał jak książkowy obraz trupa. No nic, poświęciłem się i potrząsnąłem go tym razem porządnie:
- Avalanche! - zionąłem w jego kierunku niezbyt ciekawym wspomnieniem Waldorffowego posiłku.
Koło mnie pojawił się Kot. I dobrze, przydał się. Nie chciałoby mi się bowiem przewracać ciężkiego rycerskiego cielska samemu, a jeśli Avalanche kopnął w kalendarz, to jeszcze zakopać trzeba będzie... Ech, ciężki jest żywot towarzysza drużyny.
Żył jednak. Żył, chociaż wyglądał gorzej niż ja po dwutygodniowej imprezie z racji zakończonego roku Akademii. A jeśli mnie pamięć nie myli to piliśmy, chędożyliśmy, jedliśmy i zarzynaliśmy tam niewolników bez umiaru. Wróciłem stamtąd, pijany,skacowany, obrzygany i obryzgany niewolniczą krwią. Wierzcie mi jednak, że naprawdę wyglądałem wtedy lepiej niż Avalanche teraz. Co jednak ciekawe ta sama tajemnicza siła która zacerowała mi płaszcz, naprawiła Avalanche'owe oko.

- Proszę, są jednak na świecie rzeczy które nie sniły się fizjonomom. - mruknąłem komentując to niecodzienne wydarzenie. - Zdaje się, że najlepiej zrobimy jeśli usiądziemy na tyłku i zastanowimy się co dalej. Jak na mój rozumek, to w ciągu ostatnich pięciu minut było tu za dużo przeżyć.
Moją niedoszłą filozoficzną dysputę przerwało ostrzeżenie Astrala - a zaraz potem pojawienie się jakiejś osoby. Zmrużyłem oczy, bo słońce oślepiało mnie niemiłosiernie. Niech szlag weźmie boga który wymyślił otwarte, szczodrze oświetlone przestrzenie!
Zdaje się, że było to jakieś dziecko - bo na oko było to dziecko. I, oczywiście, nie miało wobec nas wrogich zamiarów. Zresztą jakie wrogie zamiary mogłoby mieć wobec trzech zbójów wyglądających jakby dopiero wypadli w pijackiej burdzie z karczmy? Raczej samo powinno się nas bać... Zauważyłem że dziewczyna obserwuje jakiś punkt na morzu - odwróciłem głowę w tamtym kierunku. Moim oczom ukazała się tratwa z kolejnymi rozbitkami. Wzruszyłem ramionami - co to, może to był mój problem? W sumie problemem będzie jeśli dobiją do brzegu i zechcą tu przyleźć. Zresztą, nie przyjdą. Nie spróbują.
Po moim trupie, o!

Ledwo wyżyłem się klnąc na bandy darmozjadów fundujących nam tratwami inwazję na nasz prywatny kawałek plaży gdy usłyszałem krzyk od strony lądu. "Co znowu, do jasssss" - moje kolejne niewybredne przekleństwo znikło w wyjątkowo zawziętym szumie morskiej fali. "Cenzura" - mruknąłem do siebie.
Skierowałem kroki w stronę głosu: istotnie, jakieś pokraczne stworzenie atakowało... gnoma? Phi, i co to mógł być dla mnie za problem? Zresztą, nie należy zakłócać subtelnej nici zależności jaką pomiędzy istotami plotą bogowie. Każdy kto się wtrąca w takie sprawy prędzej czy później za to płaci. A my nekromanci nie byliśmy raczej ekspertami w sprawach życia, więc dlaczego miałbym się do tego mieszać? Moim zmartwieniem była w tej chwili próba odkrycia co się właściwie stało. Potem mogłem się bawić w dobrego Samarytanina...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 26-03-2007 o 17:03. Powód: Albowiem Jezus od czasu przygody na Golgocie miał fobię wobec krzyży.
Chrapek jest offline  
Stary 26-03-2007, 17:22   #4
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
Akrenthal

Prędkość, oszałamiający pęd powietrza, uczucie bezradności i lekkości. Wokół ciemność. Spadam, ja spadam! - Przemknęło mi przez myśl.

Nagle otworzyłem oczy. Byłem przemoczony, niemożliwie przemarznięty i wyczerpany. Gdzie ja jestem?! Chyba jeszcze nigdy się tak nie spiłem... Tu moją myśl brutalnie przerwała docierająca do mnie rzeczywistość.
O Bogowie!!! Skąd ja się tu wziąłem? Wspomnienia jak dzikie przelatywały mi przez głowę... Zaraz byłem na... statku? Tak, coraz wyraźniej przypominałem sobie ostatnie wydarzenia...
Ale dlaczego jestem TUTAJ?!!! - Przerwałem swoje wspomnienia. Rozejrzałem się dookoła. Wokół widać było tylko bezmiar oceanu. Tylko spokojnie falująca woda, ptaki...
Ptaki!!!
Jeśli są tu ptaki to znaczy, że gdzieś niedaleko musi być ląd!
Szybko rozejrzałem się dookoła lecz przez te fale nie można było nic zobaczyć. W oddali usłyszałem krzyk. Staje się on coraz donośniejszy. Bogowie czy on musi się tak drzeć?!!! Błagam zamilcz, kimkolwiek byś nie był... Znowu spróbowałem się rozejrzeć. Z podobnym do poprzedniego rezultatem. Tym razem jednak zauważyłem coś, co wyraźnie przykuło moją uwagę. A konkretniej rekina. Olbrzymią czarną płetwę sunącą po morzu w moim kierunku. Zdesperowany resztkami sił zacząłem próbować płynąć w przeciwnym kierunku. Jednak czułem, że jestem za słaby. Ogromny ból w całym ciele uniemożliwiał mi pawie wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Ale nie mogę się przecież poddać! Czułem narastającą panikę, oraz poczucie
 
Vimes jest offline  
Stary 26-03-2007, 18:02   #5
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cool Thomas

Moja tratwa a raczej dwie beczki spisywały się na medal... Do pewnego momentu... Dryfowałem sobie spokojnie, ale nie... Nie mogło być tak pięknie... Jak zwykle coś musiało mi się przydarzyć... Po co Bóg wymyślał te rekiny?? Po to, żeby nękały rozbitków??!!... pomyślałem.
-Nie ma szans... muszę jakoś przyśpieszyć bo mnie tu zjedzą!-krzyknąłem do siebie i zacząłem nie udolnie wiosłować moją zardzewiała klingą...
Raz, po raz czułem jak te stworzenia pukały w moje beczki... Spojrzałem za siebie i ujrzałem, jak jeden z rekinów odpływa. Odruchowo prześledziłem wzrokiem drogę, którą może podążyć ta bestia. Kilka metrów dalej spostrzegłem człowieka, chyba człowieka, który dryfował na desce. Nie wiele myśląc zacząłem się drzeć jak opętany, by ten się ocknął... Lecz nie dostrzegłem żadnej reakcji...
Lekko spanikowałem... Nie wiedziałem co jest co... Starałem się poskładać wszystko do kupy.
Chwiejąc się, starałem się podnieść. Począłem kreślić palcem wzorek w powietrzu szepcząc zaklęcie.
-O ja głupi!!-stuknąłem się lekko w głowę, by nie wpaść do wody-Moja magia na nic się nie zda... Jak mu pomóc, jak, jak, JAK??!!- wydarłem się w niebo głosy.
Chwila zastanowienia.
-Kusza!! Nic nie przychodzi mi do głowy... Co robić, co robić, CO?!- wydarłem się sam na siebie... Nagle jak orzeł atakujący mysz, spadł na mnie pomysł.
-EJ!! Ty na kłodzie!! Łap!!- Chwiejąc się zrobiłem zamach i rzucam mu mój miecz...
Po chwili zrozumiałem, że nie mam czym wiosłować...
-Eh-westchnąłem cicho...
Chwila zamyślenia.
-MAM- wydarłem się w niebo głosy, po czym ściągnąłem płaszcz i stanąłem na chwiejących się beczkach. Rozłożyłem go i poczułem jak płaszcz, a raczej żagiel, łapie powietrze.
-Że też wcześniej na to nie wpadłem- byłem zaskoczony z prędkości jaką udało mi się osiągnąć. Teraz to na pewno wyglądam jak pirat.
Zmierzałem w kierunku mężczyzny by zabrać go na moją łajbę.
 

Ostatnio edytowane przez Panda : 26-03-2007 o 18:35.
Panda jest offline  
Stary 26-03-2007, 18:23   #6
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Gengin patrzył jak stworzenie zbliża się niemiłosiernie! Miał lekkiego kaca, był zły, głodny, gdzieś znikła połowa jego wyposażenia i do tego był spragniony. Świetnie nie mogło być gorzej, prawie tak samo się czuł kiedy był wykluczany, zdegradowany w pozycji zakonu... Ale, w tej sytuacji, kto by się tym przejmował... Gen ujrzał kilka postaci na wybrzeżu i wrzasnął:
- Do stu spalonych nekromantów pomóżcie mi albo skończycie jak ten pomiot chaosu, z którym miałem przyjemność się spotkać w moje pięćdziesiąte pierwsze urodziny... - ale Gengin zobaczył, że postacie nie zamierzają mu pomóc to też krzyknął, tym razem do bestii - urznę cię złowieszcza maszkaro z piekła rodem ! Oczyszczające płomienie wielkiego Abazigala strawią twe ciało przesiąknięte złem do ostatniego czubka...
Gengin zorientował się, że nie najlepszym zajęciem jest snucie monologu, więc złożył się do strzału z kuszy, spojrzał poprzez peryskop w kierunku stwora podpalając ładunek, klik i wypalił.
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 26-03-2007 o 18:27.
Mijikai jest offline  
Stary 26-03-2007, 18:33   #7
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Smile Astral

Zastygł, kiedy ścigany przez grzywiastą i skrzydlatą żyrafę gnom począł mu grozić.

Też mi sposób proszenia o przysługę. Pokażmy mu, co to dokładnie daje.

Kot stanął w miejscu, okręcił się w koło udeptując piasek do w miarę znośnego legowiska, by wreszcie zwinąć się w kłębek, układając się do drzemki.

Ten piasek nie był wcale taki zły. Był bardzo nagrzany i przemile rozleniwiał...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 26-03-2007, 18:36   #8
Nansze
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Leżała, lecz ruszyć nie mogła kończynami. Słyszała, nawoływania przyjaciela. Myśli, kołatały jej w głowie, a oczy nie chciały się otworzyć, by zobaczyć gdzie to ona jest. Leżała rozłożona na brzuchu, twarzą do piasku. Palce zaczęły macać leciutko piasek. Sangre poczuła lekki podmuch wiatru, a zaraz potem skubanie w prawy policzek.
-Witaj….przyja….cielu- Wymamrotała dziewczynka dalej trzymając twarz w piasku, a ręce powędrowały w stronę sowy, by czule pogłaskać ją po brzuszku. Sangre oparła się rękoma o piasek i podniosła głowę wraz z korpusem. Usiadła po turecku, dalej nic nie widząc, gdyż jej oczy były zlepione piaskiem. Wyciągnęła prawy rękaw tuniki i zaczęła starannie wycierać oczy oraz całą twarz. Sowa siedziała na jej kolanie, przyglądając się Sangre co ona takiego wyprawia. Otworzyła oczy.
- Ocho….no to nas przyjacielu nieźle zniosło- Posmutniała dziewczynka.-
-Choć nie w takie najgorsze miejsce- Okręciła się na siedząco, by zobaczyć gdzie jej przyszło spędzić, tak myślała, najbliższe dni. –
-Piękne….- powiedziała Sangre patrząc na morze.
- Przyjacielu musimy się rozejrzeć za czymś do jedzeniem, jakimś schronem oraz jakimiś żyjącymi- Wstała z piasku, a sowa momentalnie poderwała się z jej kolana do lotu. Zrobiła koło nad głową dziewczyny i usiadła jej na ramieniu. Sangre zobaczyła, że niedaleko w piasku, smyrgana przez fale, leży jej pleciona torba. Krótki przegląd rzeczy.
-Jest wszystko- Uśmiechnęła się. Momentalnie zaburczało dziewczynce w brzuchu.
-Pójdziemy chaszczami, zapewne znajdzie się tam coś do zjedzenia-Sowa przekrzywiła swój łepek.

-Strasznie ciepło-Otarła pot z czoła. Sangre nie zapuszczała się w głąb nieznanej dziczy, szła jedynie 2 metry od plaży. Szła wydeptując ścieżkę przez niewielkie krzaki, gdy tu nagle przed nią spadają dwa kokosy. Sangre stanęła jak wmurowana, zresztą sowa również się nie ruszyła, a obie miały oczy wielkie jak filiżanki, z zaskoczenia.
-Przyjacielu…..to..jedynie…..-Wzięła dwa włochate orzechy do rąk i stuknęła je o siebie-…dwa dobre kokosy- Uśmiechnęła się wrednie- A teraz was zjemy- I dziewczynka wybuchła szatańskim śmiechem.

Nie wiadomo ile tak wędrowała przez niewielkie poszycie. Niedaleko zauważyła lekkie prześwity. Skierowana tam ciekawością, wyszła na plażę. Lecz co tam zobaczyła, oczom nie uwierzyła. Nie widziała, swojej twarzy, ale czuła, że miała na niej głupi wyraz twarzy pomieszany z lekkim zmieszaniem. Sowa również huknęła cicho z lekkim niedowierzaniem. Jakiś wojak, co wyglądał jak siedem…..nie przepraszam…dwadzieścia nieszczęść, biały kot oraz chudy mężczyzna z interesującym płaszczem. Kurcze.. zauważyli nas powiedziała w myślach Sangre do przyjaciela. Wielki kot zbliżał się nieprzyjaźnie do sowy. Leć powiedziała dziewczynka i wyprostowała rękę, a sowa poderwała się do lotu. 3 metry, więcej mnie nie opuszczaj. Gdy sowa byłą już w bezpiecznej odległości od kota, Sangre zobaczyła tratwę, a na niej „coś” było. Jej osłupiała twarz wydala się chyba wskazówką dla nieznajomych, którzy również popatrzeli się w stronę morza.


-A cóż to…?.-wymsknęło się dziewczynie. Wysoki zwierz ze skrzydłami, gonił?. Gonił? Chyba dobre określenie. Gonił jakąś małą istotę żywą, może jakiś krasnal? Sangre, nawet nie zaczęła próbować nawiązać nić porozumienia ze zwierzem. Był za duży. Jedynie rozmawiała z ptakami, jaszczurkami i sporadycznie myszkami, to nawet jelenie wyśmiewały ją, że nie potrafi poprawnie z nimi nawiązać nici porozumienia.
 

Ostatnio edytowane przez Nansze : 26-03-2007 o 18:43.
 
Stary 26-03-2007, 18:37   #9
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu


"-Ja widzę...." Odparł zdumiony Avalanche leżąc na gorącym piasku plaży, po jakże ciężkiej pobudce Rozpostarł swe oko, trąc je z niedowierzaniem. Bo raz po ziółkach pewnego szamana na dalekich kresach wschodnich miał podobne wizje, tylko wówczas widział na ślepe oko w różowej barwie... Więc nie należało to do najmilszych wspomnień Upadłego Paladyna.

Szum fal uderzających rytmicznie w jego miecz "Piekieł" wprawiał go w irytację, ból głowy nie znał granic, jednak ta ciekawość jakim cudem jego oko
odzyskało zdolność widzenia, cieszył go fakt że już nigdy więcej nie będzie czuł się gorszy od innych wojowników, z racji słabszej możliwości percepcji głębi, ale jakoś dawał sobie radę, a perspektywa zagojenia się rany byłą czymś niezwykłym. Avalanche w ułamku sekundy wrócił pamięcią do przeszłości, kiedy Avalanche jeszcze niepasowany na Paladyna, lecz jako giermek i uczeń sędziwego paladyna, o imieniu Traksimus, wśród plebsu znanego bardziej jako "niosący światło", wrócił do momentu, gdy dostał jego mistrz rozkaz zabrania ze sobą kilku paladynów, do obrony małej mieściny, niedaleko głównej twierdzy Zakonu grasowała banda nieokiełznanych barbarzyńców, którzy najezdzali wioski plądrując je doszczętnie.

Avalanche pamięta iż to był długi dzień ledwie 20 paladynów i kilku co mężniejszych chłopów okolicznych odpierało szaleńczy atak niestrudzonej hordy barbarzyńców, odzianych w skóry dzikich zwierząt, Avalanche pomimo młodego wieku walczył niczym lew odbierając życie z co najmniej 5 zbirów, byłą to pierwsza prawdziwa walka na śmierć i życie jaką stoczył, i gdy by nie jego mistrz za pewnie i ostatnia, ostrzelany strzałami które ugodziły go w bark, brzuch i rękę były źródłem straszliwego bólu, który sprawił iż upadł na kolana i nie miał siły ponownie wstać. Wtedy ostatnią rzeczą jaką ujrzał na to oko, był obraz niechluja, dzierżącego w jednej dłoni krótki miecz, a w drugiej zakrwawioną siekierę, złośliwy grymas brodatego ryja barbarzyńcy sięgał od ucha do ucha, i ujrzał szybkie cięcie.
A sam Avalanche, obudził się tydzień później, dowiadując się że jego mistrz sprowadził zakonnych kapłanów którzy modlili się o jego powrót do zdrowia słysząc wieści o jego nadzwyczajnej odwadze. A sam Traksimus uleczył go dotykiem światła, jednym z najwyższych darem z niebios, po trafiającym podobno wskrzesić nawet umarłego. Avalanche zawdzięcza mu do dziś życie, jednak oka nie był w żaden sposób ocalić.

Z na ziemię Avalanche'a z mglistych wspomnień sprowadzili niespodziewani goście, jakimi byli kolejno drepcząca po plaży, młoda dziewczyna, pirat na kłodzie, jakiś zielony rozbitek dryfujący na fali oraz gnom uciekający przed dziwnym stworem.

Avalanche nie mogąc jeszcze wstać w takim tempie w jakim by sobie życzył, spoglądnął na miecz tkwiący w płyciźnie, rozejrzał się również po pysku Astrala i twarzy Vriessa, ( Gdzie on te buty gubi?) i wypatrzył iż Ci nie mają ochoty wdawać się w bójkę z potworem, ale o dziwo zdawało się ze mały gnomik sobie poradzi, marudząc coś pod nosem oddał strzał z kuszy.

"-Nie wiem jak Wy, ale wolę mieć do czynienia z Gnomem, niż z tym czymś" Oznajmił Vriessowi i Astralowi nie chcąc powiedzieć w prost że nie ma zamiaru oglądać kolejnej masakry, po czym z trudem wstał, kołysząc się z początku na wszystkie strony. I udał się w stronę miecza, być może bestia sama zrezygnuje i wycofa się widząc przewagę liczebną.
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"
Extremal jest offline  
Stary 26-03-2007, 18:54   #10
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację


Wink Astral

- Poradzisz sobie, czy Ci pomóc? Mówisz, że sobie poradzisz? To doooobrzeee - wymruczał sennie kot, ziewając na ostatnim słowie. Istniało uzasadnione podejrzenie, że nawet, gdyby sowa zleciała mu teraz przed pysk, to nie chciałoby mu się nim ruszyć by zatopić w niej zęby.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172