lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Straznicy] Kamien Dusz (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/2934-straznicy-kamien-dusz.html)

Hael 29-04-2007 21:29

Mężczyzna zmarszczył brwi, gdy usłyszał pokrzykiwania z bransolety. Uznał jednak, iż wszystkie tajemnicze wejścia mogą sobie poczekać.
- Przyjaciel – powiedział miękko, skłaniając lekko głowę. Cofnął wyciągniętą dłoń i wyciszył bransoletę. Po chwili podniósł wzrok, uśmiechając się do swej nowej znajomej.
- Mieszkasz tutaj, Ninerl? – zapytał. Mówił powoli i wyraźnie, obserwując dziewczynkę.

Mroczusia 30-04-2007 11:37

Najprawdopodobniej dziewczyna napluła by wieśniakowi w oczy i wykorzystała chwile zdezorientowania na ucieczkę albo ponowny atak, lecz gdy usłyszała słowa Lanoletha nagle uspokoiła się. - Dobrze, więc zróbmy tak, ty oddasz mi branzoletę, a ja sobie pójdę. Może tak być? - Zapytała juz nieco spokojniej. Wrazie gdyby mężczyzna nie chciał jej puścić przygotowała szybko nogi do wyskoku. Co jak co, ale nie nawidziła gdy ktoś ją tak trzymał. Krzykneła głośno z nadzieją że Lanoleth ją usłyszy i zorientuje się o co chodzi, poczym zlokalizowała gdzie leży jej pistolet.

Midnight 30-04-2007 18:26

Hael

Dziewczynak skinela glowa. Po chwili do twoich mysli wkradl sie cichutki glosik.
- Ninerl mieszka tu od zawsze. Milo mi poznac Haela. Co tutaj robisz?
Oczy dziewczynki przybraly delikatnego zlotego poblasku, ktory powoli zaczynal promieniowac z calej jej postacie. Slabiutki i ledwie zauwazalny.


Kate

- Teraz mowisz jak rozumna istota.
Mezczyzna ostroznie cie uwolnil. Powolnym ruchem, tak abys dokladnie widziala jego ruchy, siegnal do kieszeni i wyciagnal z niej branzolete.
- Twoj przyjaciel chyba cie potrzebuje.
Podal ci ja i spokojnym krokiem ruszyl w kierunku domu. Nim do niego jednak doszedl odwrocil sie i rzekl.
- Badz ostrozna nieznajoma ten las kryje w sobie wiele tajemnic. Niektorw z nich przynosza zgube nieostroznym wedrowcom.

Lanoreth

Viv spojrzala na ciebie dziwnie. Jej wzrok byl pusty, nie wyrazal zadnych uczuc. Slowa, ktore padly wypowiedziane byly tonem przesyconym zlem.
- Ona bedzie pierwsza z was, ktora doloczy do mego ogrodu dusz. Wkrotce znajdziecie sie tam i wy.
Jej cialo powoli zaczynalo stawac sie coraz ciemniejsze. Zimny wiatr powial wsrod drzew. Poczawszy od stop Viv zaczela sie przemieniac w piekny posag z czarnego kamienia. Wspanialy, mroczny posag. Nim dzielo sie dokonalo ujrzales w jej oczach strach jakiego jeszcze nigdy w zyciu nie widziales. Nim dzielo sie dokonalo zdarzyla krzyknac.
- Keoma!!

Julian 30-04-2007 18:47

Miecz Teka zatrzymal się w powietrzu, a ten wsłuchał się w słowa Lanoretha. Cóż właściwie nawet mu to sprzyjało, poćwiczy nie tylko walkę, a może nadarzy się okazja, żeby coś zabić. Schował miecz i przywiązał dolną część pomarańczowej chusty zwisającej z jego ramienia do pasa, tak aby żaden podmuch wiatru nie odsłonił ręki.
Często zastanawiał się czemu się z nią tak kryje, ale nie widział powodu, żeby tego nie robić.
W końcu ustawił się przy końcu mostu. Policzył w myślach do trzech i ruszył biegiem w stronę z której chwilę wcześniej przyszedł.

Diriad 03-05-2007 02:07

Lanoreth - (pomoc w zapamiętaniu :P)

Lanoreth oglądał dokładnie klapę, zastanawiając się, co może być w środku. Wyryta groźba nie brzmiała zachęcająco, a obawiał się, że tego typu zdania zwykle mają w sobie choć ziarnko prawdy. Odgarnął dłonią resztki ziemi z wejścia. Na pewno było stare, lecz człowiek nie wiedział, czy cieszyć się z tego, czy raczej się tym trapić. Mogło to znaczyć, że miejsce jest opuszczone, jednak mogło to też być nieużywane wyjście do "czegoś", gdzie nie powinni być. Istniała też możliwość starego, pustego miejsca przeklętego od wieków przez... No cóż - kogoś. Logiczny umysł Lanoretha jednak nie dopuszczał do siebie takiego wyjścia.

Miał nadzieję, że ktoś wreszcie usłyszał jego wołanie. Gdyby tak się nie stało, świadczyłoby to bardzo źle o zgraniu drużyny. Ucieszył się z krzyku Kate, który - jak przypuszczał Strażnik po jego tonie - nie był krzykiem przerażenia, ani czymś temu podobnym. Liczył, że ona i inni już biegną w stronę odkrycia. Zastanawiało go jednak milczenie Keomy. Kto jak kto, ale on odpowiedziałby, gdyby usłyszał wiadomość. Chyba, że dostał wiadomość, ale postanowił nie reagować... Nie, to było mało prawdopodobne. "Mam nadzieję..."

Gdy tak rozmyślał, mimowolnie patrzył na Vivianę. Pomimo jej milczenia, nadal czekał na odpowiedź. Jako, że kucał, jego wzrok wędrował powoli, od stóp w górę. "Trzeba przyznać, że Viv jest piękną kobietą" - pomyślał. Kiedy spojrzenie Lanoretha doszło do jej twarzy, wzrok przykuły oczy. Były puste, bez żadnego wyrazu. A wcześniej zawsze były tak pełne emocji, czy chociaż tego jej arystokratycznego wdzięku... To spostrzeżenie wyrwało Strażnika z zamyślenia.

Nie zdążył jednak w żaden sposób zareagować, zanim nie zaczęło się dziać coś dziwnego - wprost niewytłumaczalnego. Począwszy od nóg, każda część idealnego, kobiecego ciała Viviany, po kolei zmieniała się w kamień. Gładki, piękny pomnik. Z ust kobiety wyrwał się krzyk, który dopiero po chwili dotarł do Lanoretha. Lecz nie krzyk się liczył... Strachu choćby porównywalnego z tym, który widział w jej oczach, Strażnik nie widział nigdy wcześniej. A widział więcej, niż możnaby się po nim spodziewać. Ten wzrok Viviany wstrząsnął nim do głębi.

Jakby znikąd, rozległ się zimny, głęboki głos. Co znaczyło zdanie? Kto je wypowiadał? Czym był ogród dusz? Tyle pytań zrodziło się w umyśle mężczyzny, gdy usłyszał groźbę, czy też może podsumowanie czynu... Najgorsze było to, że na żadne nie potrafił logicznie odpowiedzieć. I w tym momencie uświadomił sobie, w jaki wyraz układał się przeszywający krzyk kobiety. Keoma. Czy to znaczyło, że on to zrobił? Ale jak? A może on zlecił to, albo w tym uczestniczył? Z drugiej strony, możliwe było, że Keoma próbował ją ratować. Nie wiedział czemu, ale nie przekonywała go ta wersja. W końcu nie odpowiadał na wezwania...

Coś się święciło. Coś niedobrego. Jednak nie dało się tego w żaden sposób okiełznać. Nie można było przewidzieć następnego ruchu Wroga, kimkolwiek by on był. Rzeka pytań w głowie Lanoretha, tym razem aż wylała, przepełniona zagadkami bez wyjaśnienia. Czuł się bezradny, może nawet trochę przestraszony...

"Dość" - pomyślał. - "Weź się w garść, Lanoreth. Coś się stało, lecz nie wolno ci ani na chwilę tracić koncentracji" - przypomniał sobie misje na Lethrium. To właśnie ci nieskoncentrowani członkowie wypraw ginęli. Musiał mieć się na baczności i uważać na każdego. Nie może zbyt wiele mówić publicznie - wybierze osoby, których zachowanie uzna za przemawiające za ich wiarygodnością. Z nimi podzieli się nową wiedzą na osobności.

Strażnik odsunął się od włazu na kilka kroków, dokładnie obserwując zarówno otoczenie, jak i Vivianę. Był gotów w każdym momencie wywołać zaklęcie, przemienić się w węża, lub wyciągnąć broń. Pierwszy raz tak bardzo miał nadzieję, że drużyna szybko przybędzie i pomoże - w czymkolwiek mogłaby pomagać.

Mroczusia 03-05-2007 10:40

Kate porwała branzoletę z ziemi, oraz pistolet i bez podziękowania szybko oddaliła się od wioski. Zaraz przy żekomo niebezpiecznym lesie przemieniła się w jastrzębia i poszybowała pomiędzy koronami wysokich drzew. Uważnie się rozglądając zataczała koła. Wkońcu jej oczom ukazała się nie wielka polanka na której stał Lanoreth i Vivianna. Po chwili można też było zobaczyć Keom'e.

Przysiadła na rozłorzystej gałęzi i zaczeła się przyglądać całej sytuacji. Nie długo po tym zobaczyła do połowy zamórowaną Viv. Pewnie większość na jej miejscu porwała by się aby ja ratować, lecz strażniczka nie okazała kszty współczucia dla tej istoty. Spojrzała na nią ostatni raz i swój wzrok skierowała na Keom'e. Zleciała z gałęzi i zgrabnie zmieniła kierunek lotu. Wleciala mięcy drzewa, tak by pozostać nie zauważoną. Do końca nie wiadomo było co przez to chciała oznajmić lub powiedzieć, jednak najprawdopodobniej zależało jej na tym by nikt jej nie postrzegł jako złą osobę, która nic sobie nie robi z śmierci. Istotnie, z śmierci Viv, Kate nic sobie nie robi. Ostatecznie wzniosła się ona w powietrze, ta aby widzieć cały rozwój sytuacji.

Midnight 03-05-2007 17:11

Glowny budynek konsorcjum.

Napiecie i niepewnosc. Plotki o grupie wsparcia. Kolejna misja zakonczona niepowodzeniem? Kolejna gropa, ktora ma nie powrocic? Cokolwiek sie nie dzialo atmosfera zaczynala gestniec w sterylnych korytarzach wiezowca korporacji. Drugi dzien po wyruszeniu gropy Keomy, w poze obiadowej z glosnikow dobiegl glos:
- K'verth oraz Hammertime natychmiast proszeni do pokoju odpraw.
Zycie zamarlo. Wszystko jakby stanelo w miejscu. Czyzby plotki byly jednak prawdziwe? Czyzby glowna grupa polegla? O cokolwiek by nie chodzilo stawic sie na wezwanie nalezalo.
Pokoj odpraw. Tajemnicze miejsce do ktorego wstap mieli jedynie wybrani i naukowcy. Pokoj do ktorego wielu juz weszlo ale praktycznie nikt nie wyszedl. Tajemnica calego konsorcjum. Wrota. Mlody naukowiec podszedl do was szybkim krokiem.
- Nie mamy wiele czasu wiec bede sie streszczal. Udalo nam sie ustalic, ze do gropy Keomy ktora wyruszyla dwa dni temu, przedostal sie sabotarzysta. Nie mozemy sobie pozwolic na niepowodzenie misji tak wiec zostaniecie wyslani jako wsparcie. Nie wiemy kim jest ta bacznosci. I co najwarzniejsze. Macie zrobic wszystko byle zdobyen kamien.osoba, wiec macie sie miec na
Podal wam metalowe branzolety.
- Tu macie komunikatory i przenosne kompotery z wszystkimi informacjami jakie moga byc wam przydatne. A teraz szybko wybierzcie sobie bron i ruszajcie.
Nie czekajac na wasze slowa zniknal w tlumie naukowcow by po chwili powrocic z dwiema fiolkami bialego, metnego plynu. Poczekal az sie odpowiednio uzbroicie po czym podal je wam.
- Ten plyn zawiera mikronadajniki dzieki ktorym bedziemy mogli sledzic wasze kroki, stan zdrowia i wszystkie informacje o tym co sie z wami dzieje. Wypijcie to i stancie przed lustrem. I niech bogowie beda wam sprzyjac.
Poczekal az wypijecie plyn. Tego co zrobil pozniej juz nie dostrzegliscie. Zielone swiatlo i porazajacy bol sprawily iz ciemnosc spowila wasze umysly. Przestaliscie czuc cokolwiek.
Przebudzenie bylo delikatnie mowiac nieprzyjemne. Potezne zawroty glowy i zoladek podchodzacy do gardla nie pozwalaly w pelni docenic piekna miejsca w ktorym sie znalezliscie. A bylo co podziwiac. Wspaniale drzewa o grubych pniach i cudownie zielonych lisciach chronily was przed sloncem prazacym z idealnie blekitnego nieba. Miekka trawa w odcieniu soczystej zieleni i .. Hmm czyzby wzrok was mylil? Niee to musi byc rzeczywiste. Czarny posag o idealnie kobiecych ksztaltach stal na samym srodku drozki na ktorej wylondowaliscie. Piekna kobieta lekko pochylona do przodu z dlonia wyciagneita przed siebie jakby chciala czegos dotknac lub sie przed czyms obronic. Wpatrujac sie w posag nie od razu dostrzegliscie mezczyzne odgarniajacego trawe i mech spod jej stop. Czyzby to byl posag jakiejs bogini, a ten czlowiek byl jej kaplanem?? Tylko jaki kaplan nosi na sobie szary plaszcz i calkiem pokazna maczete?


Lanoreth, Kate, Tek.

Cala wasza trojka znalazla sie w okolicy Viv mniej wiecej w tym samym momencie. Wszyscy tez dostrzegliscie zielony blysk majacy swoje zrodlo w miejscu gdzie drozka laczy sie z gestym lasem.

Hael

Dziewczynka wyczekojaca wpatrywala sie w twoje oczy. Nagle jednak zerwala kontakt. Przekrecila glowke jakby nasluchojac. Para malenkich zlotych czulkow wysunela sie zza jej postaci poruszajac sie nerwowo.
- Nowi.
Slowo wyraznie skierowane bylo w twoja strone. Zaraz po nim w twojej glowie zabrzmial ponownie jej delikatny glosik.
- Nowi towarzysze. Lepiej do nich dolaczyc. Zlo jest tuz przy nich.
Chwila ciszy i niepewne pytanie.
- Moge towarzyszyc?

Vivianna

Przeklety uchwyt. Prawie sie przewrocilas. Wlasnie zastanawialas sie czy powiedziec reszcie o tym znalezisku gdy cos dziwnego zaczelo sie z toba dziac. Twoje cialo zrobilo sie nagle lekkie niczym piorko. Wszystko wokol przybladlo. Dziwne uczucie. Zobaczylas Lanoretha jak odlancza sie od reszty grupy i podchodzi do ciebie. Cos mowil, ty jednak nie slyszalas jego slow. Cos jakby delikatna mgielka otulila cie nie przepuszczajac zadnego dzwieku. zaczynalas sie powoli bac. Wszelkie proby wyrwania sie z tego kokonu konczyly sie fiaskiem. Podczas jednej z takich prob, tuz przed toba pojawial sie twarz starego mezczyzny. Nieznajomy przygladal ci sie z kpiacym usmiechem. Gdziej juz widzialas ten usmiech. Mysli krazyly chaotycznie. Mezczyzna przemowil. Jego glos, zimny i twardy jak stal zabrzmial w twojej glowie.
- Slodka Viv. Taka wspaniala i idealna. Och jakze milo bedzie mi powitac twoja dusze w mym ogrodzie. Taka arystokratyczna duszyczka.
Smiech ranil niemal fizycznie. Ostry, kpiacy.
- Nim jednak dolaczysz do moich kwiatow pozwol ze troche sie pobawie twoja osobka.
Wstretny usmiech wypelzl mu na usta. Poczulas jakby cos ogromnego przygwozdzilo cie do podloza. Przedtem taka lekka, teraz czulas sie jakbys byla z kamienia. Z kamienia!!! Z przerazeniem poczulas nieznosny bol biegnacy od stop. Bol powoli wznosil sie w gore. Nie mogla sie ruszac, nie moglas krzyczec. Moglas jedynie czuc. Nim bol dobiegl twoich ust nagly przeblysk swiadomosci sprawil iz przypomnialas sobie u kogo juz kiedys widzialas ten usmiech.
- Keoma!
Wysilkiem woli wykrzyczalas jego imie majac nadzieje ze Lanoreth je uslyszy i zrozumie o co ci chodzilo. Bol panowal teraz nad calym twoim cialem. Nic nie moglas na niego poradzic. Nie moglas tez odwrocic sie od tej przekletej twarzy postarzalego Keomy.
- To nic nie da slodka. Oni ufaja temu chlopakowi. W koncu tylko on przezyl. Hahaha. Przezyl bo mu na to pozwolilem. Tobie nie bedzie to dane slodka Viv.

Macharius 03-05-2007 17:30

Biały płaszcz Tancerza powiewał na wietrze, od maski odbijało się słońce a wypalona kwasem runa H'pak widniała ostrzegawczo jakby informując że pomimo jej nosiciel jest naukowcem to świetnie sobie radzi w walce. Długi warkocz powiewał swobodnie. K'verth spojrzał na towarzysza, jego oczy błysnęły.

- Musimy się rozeznać w terenie i złapać kontakt z resztą grupy - mruknął i chwycił za M'akr, wcisnął dwa guziki i bliźniacze, stalowe ostrza wysunęły się z obu stron rękojeści.

- Od zawsze uczono mnie przezorności, zwłaszcza w takich miejscach - ruszył powoli w stronę posągu.

Marok 03-05-2007 18:36

Hammertime

- Jak ci na imię? Bo raczej wolę poznać kogoś z mych towarzyszy. - po czym wziąłem snajperkę z pleców i załadowałem, po czym wyszczerzyłem się do towarzysza i spojrzałem na snajperkę - Lepiej walić z daleka. - po czym wycelowałem w posąg i przełączyłem się na termowizję (kolor tęczówek zmienił się na czerwono-pomarańczowy). "Ciekawe czy nie ma tu czegoś cieplejszego... Zacząłem się rozglądać.

Diriad 03-05-2007 20:10

Lanoreth odetchnął, gdy zobaczył nadciągających towarzyszy. Jednak z ich organizacją nie było najgorzej. Ale gdzie był Hael i Keoma? Nie ważne... To znaczy bardzo ważne, ale Strażnik postanowił w tym momencie się nad tym nie rozwodzić. Zanim zdążył zareagować na przybycie Kate i Teka, coś przyciągnęło jego uwagę. Był to zielony błysk, zadziwiająco podobny do tego, który towarzyszył przybyciu Strażników na Derton4. Popatrzył w stronę światła. W niewielkiej odległości od drużyny, pojawiło się dwóch mężczyzn. Co gorsza - ludzie ci byli uzbrojeni i gotowi do ataku. Patrzyli się w stronę posągu.

Człowiek odwrócił się do Kate i Teka, których miny wskazywały na to, że nie mieli pojęcia, co się dzieje.
- Później wam wytłumaczę - powiedział. Wskazał delikatnie na przybyszów - Spójrzcie. - nagle Lanorethowi rzucił się w oczy pewien szczegół w ubiorze dziwnych ludzi. Bransolety. Mieli takie same nadajniki, jak on. Słownie zwrócił na to uwagę towarzyszy. - Co o tym sądzicie? Myślicie, że to znaczy, że są przyjaciółmi, czy wręcz przeciwnie?

Po wydarzeniach, które przeżył przed chwilą, Lanoreth był gotów na wszystko. Ciągle jednak najbardziej nurtowało go pytanie o tajemniczy głos i jego związek z Keomą. Nie było dobrze...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:14.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172