Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-04-2007, 19:30   #1
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
[Straznicy] Kamien Dusz

Ciemnosc powoli ustepowala blaskowi dnia. Choc na Center nigdy tak wlasciwie nie bylo nocy. Glowna planeta galaktyki zyla swoim zyciem pelne 24 godziny. Gdy jedni kladli sie spac drudzy wlasnie wstawali do pracy. Kazdego dnia, kazdego miesiaca i kazdego roku. Wysoko w glownym budynku korporacji gropka wybrancow budzila sie ze snu. Dla nich rowniez mial to byc kolejny zwykly dzien. Jak co rano mieli wstac, isc na sniadanie, cwiczenia, troche czasu wolnego. Dzisiejszego dnia mialo sie to dla nich zmienic.
Tuz po sniadaniu podanym kazdemu w wlasnym pokoju z glosnikow rozlegl sie stanowczy glos.
- Lanoreth, Hael, Viviana, Kate,Tek oraz Xavier proszeni sa do pokoju odpraw.
Kazdy z was zatrzymal sie w pol kroku. "Pokoj odpraw". Miejsce o ktorym kazdy z was myslal juz niejeden raz i kazdy z was troche sie go bal. Wiedzieliscie ze ten moment nadejdzie predzej czy pozniej. Moment proby. Czy jestescie godni tego zadania, czy wrota was przyjma. Odrzoceni znikali na zawsze, a ich los pozostawal tajemnica strzezona silniej niz samo przejscie. Ci co powrocili okrywali sie wieczna chwala. Do tej pory z 53 roznych grop powrocila jedna...................... osoba. Teraz WY. Czy los okaze sie dla was laskaw? No coz a dlaczego by nie.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 08-04-2007, 20:03   #2
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Tek wstał powoli z miejsca. Nie było mu spieszno do sali odpraw, w ogóle nie był pewien, czy chce mu się tam udawać. Poprawił czarne spodnie, zarzucił na plecy ciemnoczerwoną koszulę i chwycił dwie pomarańczowe chusty. Większą zawiązał sobie tak, że zakrywała całą lewą rękę i lewy bok od pasa w górę, a mniejszą zwinął i wsunął do kieszeni spodni. Wszystko mocno kontrastowało z jego nienaturalnie bladą cerą i prawie że białymi, długimi włosami.
Westchnął, po czym udał się powolnym krokiem do sali odpraw.
 

Ostatnio edytowane przez Julian : 11-04-2007 o 06:03.
Julian jest offline  
Stary 08-04-2007, 20:26   #3
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lanoreth siedział w półmroku na korzeniu drzewa, wystającym na kilkadziesiąt centymetrów nad podłoże... Korzeń? W pokoju? Tak, korporacja zatroszczyła się o wszystkie szczegóły - te większe, jak choćby bujna, wręcz gęsta roślinność, i mniejsze, jak temperatura, czy wilgoć. I oczywiście nie za mocny, orzeźwiający wiatr. Wiatr był w pokoju bardzo ważny. "Nadawał mu tę nutkę atmosfery" - jak mawiał często Lanoreth. W jego ustach, z jego wężowym, rozdwojonym językiem i długimi kłami, brzmiało to bardzo specyficznie, choć każdy przyznawał, że także dźwięcznie. Spotęgowane było to też akcentem człowieka, który zdradzał, że nie pochodzi on z Center, lecz nikomu nie pomógł w odgadnięciu jego prawdziwej ojczyzny.
Wiatr owy kiwał lekko szarym kapeluszem z rondem, wiszącym na gałęzi obok Lanoretha. Nakrycie głowy nie spadało jednak, gdyż właściciel był spokojny. Im bardziej był on zdenerwowany, tym większą siłę wiatru ustawiał na panelu sterowniczym.
Właśnie zabrano metalowe naczynia po śniadaniu. "Pomagający" - woleli, żeby tak na nich mówić - zawsze byli dziwnie zdenerwowani, gdy wchodzili do pokoju Lanoretha. Uczciwie rzecz biorąc, mało kto nie był zestresowany, gdy z czystych, prawie hermetycznych korytarzy na wysoko rozwiniętej planecie, przenosili się przez jedne drzwi jakby do nowego świata. Pasy wody rozdzielały wilgotne wysepki połączone drewnianymi mostkami. A wszystko to między krzakami i drzewami, które gęsto porastały (jeśli można użyć takiego słowa) pokój. Gdzieniegdzie zwisały liany. Światło, podobnie jak siła wiatru i temperatura, było regulowane na panelu.
Gdy Lanoreth zastanawiał się, jakie ćwiczenia będzie dziś przechodził, usłyszał wezwanie z głośnika, ukrytego między liśćmi drzewa. Testy i pracodawcy mówili, że jest gotowy na usłyszenie go, lecz nie myślał, że stanie się akurat tego dnia. "Cóż... Każdego innego uważałbym tak samo" - pomyślał człowiek. Wstał, by wyjść na korytarz, i założył na głowę kapelusz, który nadal swobodnie kołysał się na wietrze. Rondo zacieniło jeszcze bardziej i tak już ciemną, oliwkowo-szarą skórę Lanoretha. Ciemne znaki na jego policzkach i głowie stały się teraz prawie czarne.
Od wyjścia dzielił go kilkunasto-metrowy pas wody. Pomyślał, że dla uspokojenia, warto się ochłodzić. Zamknął swoje głębokie, bezbarwne oczy i szybko na miejscu, w którym był, pojawił się długi, szaro-zielonkawy wąż. Wpełzł on do wody i przepłynął odległość w zaskakująco szybkim tempie. Na drugim brzegu po chwili można było zobaczyć stojącego Lanoretha. Wziął on wiszący obok ręcznik i wytarł twarz. Odwiesiwszy ręcznik, założył długi, szary płaszcz, czekający przy drzwiach, aż człowiek będzie chciał gdzieś wyjść. Poprawił kapelusz i otworzył drzwi. Mrużąc lekko oczy, przeszedł przez próg i znalazł się na jasnym, białym korytarzu. Zamknął drzwi i szybkim krokiem poszedł do pokoju odpraw, zastanawiając się, czy jest możliwe, żeby chodziło o coś innego niż - jak nazwa pomieszczenia wskazywała - odprawę.
 

Ostatnio edytowane przez Diriad : 08-04-2007 o 23:07.
Diriad jest offline  
Stary 08-04-2007, 21:21   #4
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Viviana

Femme fatale (tak złośliwcy nazywają moją postać)

Było to duże pomieszczenie, które dla przeciętnego człowieka pracującego byłoby luksusem, o jakim mógłby tylko pomarzyć. Na jednej ze ścian mieściły się duże, prostokątne okna, które zostały przyciemnione tak, aby żaden osobnik z zewnątrz nie mógł podpatrzeć, co się dzieje w środku.
Pokój, chociaż to słowo jest za słabe, aby określić to pomieszczenie, został podzielony na dwie części, które odgrodzone były cienką ścianą gipsową.
Jedna część przypominała połączenie dzikiej dżungli, pełnej zieleni we wszystkich odcieniach, wilgoci i dziwnych odgłosów, z czymś w rodzaju sawanny pełnej suchej trawy rosnącej na piaskowym podłożu, gdzie klimat był gorący i suchy. Gdzieniegdzie można było zauważyć źródełka czystej wody, a wśród drzew fruwały motyle.
Druga część była typowo luksusowym pokojem, który utrzymany był w jasnych barwach. Przy prawej ścianie od wejścia stało ogromne, dwuosobowe łóżko nakryte delikatną, czerwoną pościelą. Tuż obok łoża znajdowała się nocna szafka w kolorze białym, na której można było zauważyć lampkę z czerwonym abażurem i elektroniczny budzik.
Naprzeciwko łóżka postawiona została szafka z trzema szufladami, gdzie zapewne znajdowały się ubrania. Oprócz tych standartowych przedmiotów znajdowały się też takie rzeczy, jak: biurko z komputerem, regał na książki ze szklanymi półkami, ogromne lustro, stolik do kawy i dwa fotele oraz kanapa.
To wszystko zostało zaprojektowane na życzenie właścicielki tego pomieszczenia, niejakiej Viviany.
Na jednym z drzew w części przypominającej dżunglę, wylegiwała się piękna czarna pantera, której sierść lśniła w blasku promieni, które przedzierały się przez szczeliny w gąszczu drzew. Jedna łapa zwisała sobie bezwładnie, druga leżała pod pyskiem zwierzaka. Pantera przeciągnęła się, po czym z gracją zeskoczyła z gałęzi i powolnym krokiem przeszła przez dżunglę. Gdy znalazła się tuż przy granicy tych dwóch pomieszczeń, stanęła na dwóch łapach, po czym zaczęła przybierać ludzkich kształtów. W miejscu, gdzie przed chwilą stała czarna pantera, znajdowała się piękna, naga kobieta. Na jej plecy opadały długie, ciemne włosy, które od połowy ich długości zaczynały się leciutko lokować. Niczym się nie krępując podeszła, jak to miała w zwyczaju, kobiecym krokiem do lustra. Zmierzyła swoją postać, odbitą w zwierciadle, swoimi szmaragdowymi oczyma.
Miała niemalże idealne, kobiece kształty, które w odpowiednich miejscach były zaokrąglone i wyraziste. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, ukazując przy tym dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
Jedyną rzeczą, która nie pasowała do reszty, były kocie (panterze) uszy pokryte czarną sierścią, które zastępowały te zwyczajne, ludzkie, a dzięki którym jej zmysł słuchu był bardziej rozwinięty niż u przeciętnego człowieka. Według niektórych dodawały jej uroku, według niej były efektem ubocznym, do którego zdążyła przywyknąć.
Kiedy Vienne usłyszała, że została wezwana do pokoju odpraw, przebiegł przez nią nieprzyjemny dreszcz, przyprawiający ją o gęsią skórkę, a niemal niewidoczne włosy na jej śniadej skórze lekko się podniosły.
Westchnęła i wyciągnęła z szuflady czarną, skąpą bieliznę, ciemne, obcisłe spodnie i równie ciemną i obcisłą bluzkę z większym, niż przeciętny, dekoltem. Do tego założyła na nogi długie kozaki na grubym obcasie. Na to założyła długi, czerwony płaszcz.
W ogóle nie miała ochoty iść do pokoju odpraw. Nigdy tam nie była i nie chciała być... Nie po tym, co usłyszała.
Wyszła z pokoju i poprawiła włosy, mając nadzieję, że wprawi to w zachwyt jakiegoś mężczyznę, który będzie przechodził korytarzem. Trzeba dodać, że wokół jej osoby unosił się przyjemny zapach, przypominający zapach najcudowniejszych kwiatów świata.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 08-04-2007 o 21:28.
Cold jest offline  
Stary 08-04-2007, 22:31   #5
 
Mroczusia's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodze
Wchodząc do pokoju Kate można było pomyśleć, że dana osoba znajduje się w próżni. Nie była to jednak bezwładna otchłań lecz miejsce na pozór puste otulone gęstą mgłą o zapachu wanilii i aloesu. Słodki zapach unosił się przez cały czas w powietrzu co powodowało błogi stan duszy. Na posadzce wyłożonej miękkim jedwabiem leżały płatki cherbacianych róż i złotych tulipanów. Zdawało się, że tworzyły one drogę. Podążając ową ścieżką można było napotkać zwisające z sufitu,a raczej ze sztucznego nieba winne latorośla, które zdawały się sięgać ku podłodze tworząc kolumny. Dochodząc dalej mgła się zagęszczała i trzeba było podążać po omacku. Tylko stworzenie z wyszczególnionym zmysłem wzroku mogło tu coś dostrzec. Pozostałym osobom dane było podążac za pomocą słuchu który mógł doprowadzić do właścicielki niewielkiego raju bądź wyczulonego zmysłu dotyku który bezproblemu doprowadził by po dróżce do wyznaczonego celu. Wkońcu mgła się kończyła,a opary znikały. Tu właśnie znajdowało się miejsce wypoczynku Kate. Dziewczyna unosiła się w powietrzu sprawiając wrażenie głębokiej medytacji. Lekki szum wody dawał nieziemskie uczucie świeżości. Gdy właśnie kobieta wypoczywała poprzez modlitwę z głośnika dało się słyszeć głos. Właśnie wzywaną ją do pokoju odpraw. Kate przeobraziła się w jastrzębia i szybko przedostała się na początek pomiestrzenia. To tam właśnie znajdowało się wielkie łoże i niewielka szafa na ubrania. Dopiero teraz można było zauważyć, że meble skrywały się dotąd za oparami. Ptak wylądował pośpiesznie na okrągłym łożu unoszącym się w powietrzu. Po chwili było już widac zgrabną kobiecą sylwetkę kszątającą się pomiędzy szafą a lustrem. Dziewczyna jak zawsze ubrała czarne obcisłe szorty i zieloną bluzkę na ramiączkach. Do tego dodała jeszcze branzoletkę z nici którą przewiązała na nadgarstku i czarne klapki- japonki, poczym wyszła z pomieszczenia. Jasne światło żucało się odrazu w oczy. Dziewczyna założyła czapkę z daszkiem i lekko kołysząc biodrami podążyła do pokoju odpraw.
 

Ostatnio edytowane przez Mroczusia : 09-04-2007 o 11:26.
Mroczusia jest offline  
Stary 08-04-2007, 23:07   #6
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Hael nie spał już od dawna, leżał tylko na pryczy z przymkniętymi powiekami. W ciszy kontemplował delikatne promienia słoneczne padające z okna na jego twarz.

W pokoju nie było zbyt wielu sprzętów. W zasadzie, pomieszczenie pozostało prawie w takim samym stanie w jakim zastał je kilka miesięcy temu, gdy się tu wprowadzał. Szare, nie otynkowane ściany, betonowa podłoga. Jedna czy dwie żarówki, które można było zapalić lipnym, plastikowym włącznikiem koło drzwi. Wymiary 5 na 8 metrów. W porównaniu z pokojami, którymi dysponowali inni strażnicy, ten był raczej niewielki, zgodnie z życzeniem właściciela. Hael doszedł do wniosku, że ogrom zamkniętej przestrzeni by go przerażał.

Na pytanie, czy życzy sobie czegoś specjalnego, tylko wzruszył ramionami i dalej rozglądał się po swoim nowym pokoju. Gdy obsługa chciała sobie już pójść, odezwał się nagle.
- Taak... Okna. Chcę większe okna, na całą ścianę. Rozsuwane.
I tak wschodnia, dłuższa ściana jego pokoju zamieniła się w podzieloną metalicznymi framugami szklaną taflę. Trudno było zgadnąć, co mogło być takiego urzekającego w rozciągającym się stamtąd widoku. We wszechobecnym dymie, wieżowcach, błyskających neonach. Ale Haela urzekało, do tego stopnia że ustawił swoje łóżko tak, by mieć tą panoramę przed oczami codziennie przed zaśnięciem. W końcu był to jego świat, jego miasto. Tu żył, odkąd pamiętał. Nie było to lekkie życie, ale jego własne, jedyne w swoim rodzaju, od początku do końca. Center i Haela łączyła więź z rodzaju tych, które łączą mistrza tortur z jego ofiarą.
A gdy tylko miał na to ochotę, rozsuwał okiennice, wysuwał skrzydła i wzlatywał, wracając po kilku godzinach do wyziębionego pokoju. To było jego gniazdo, gniazdo na szczycie świata.

Oczywiście, oprócz szklanej ściany było tam też kilka innych, raczej niezbędnych drobiazgów. Na przykład właśnie łóżko naprzeciw niej i stolik przy łóżku. Na tym stoliku Hael zostawiał przed snem miecze i pistolet. Czasem lądowała na nim też gazeta, czy aktualnie czytana książka. Hael lubił czytać i poświęcał na tą rozrywkę sporo wolnego czasu. Był to jedyny kulturalny kontakt ze światem jaki uznawał.
Była jeszcze komoda, w której trzymał wszystkie swoje rzeczy, a więc niemal świecąca pustkami. Gdzieś w koncie stała sobie umywalka. W południowej ścianie były drzwi, a tuż przy nich wieszak na płaszcze. Pośrodku pokoju duża wolna przestrzeń. Wykorzystywał ją, aby codziennie ćwiczyć szermierkę.

Hael nie spał już, gdy usłyszał wezwanie z głośników. Przez kilka chwil nie poruszył się nawet, jakby cicho rozważając to, co właśnie usłyszał. W końcu jednak wstał, włożył pistolet do kabury, a krótszy miecz do pochwy za pasem. Podszedł do wieszaka i zarzucił na siebie wypłowiały, ciemnobury płaszcz. Na płaszcz powędrowała jeszcze przewieszona przez plecy pochwa, zawierająca katanę. Hael przeczesał dłonią splątane włosy i wyszedł sprężystym krokiem, nie fatygując się nawet, aby skorzystać z umywalki.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 09-04-2007, 12:29   #7
 
Reputacja: 1 Malkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodzeMalkav3 jest na bardzo dobrej drodze
Xavier-Tezeusz
Xavier jak każdego dnia przed treningiem, latał nad swym wielo hektarowym lasem. Wzlatywał raz to do sztucznie wyprodukowanych chmur, rozbijając puchowe obłoczki pedlem swej prędkości, a innym razem zlatywał w dół nurkując w las, co powodowało ożywienie się natury, poprzez ptaki które wzlatując w postrachu z drzew powodując przy tym pojawienie się nad lasem wielkich kolorowych ptasich kluczy, które wyglądały niemal jak tęcza. Xavier wzleciał ponownie w powietrze i poleciał w kierunku wzgórza na kształt wulkanu z gorącym źródłem na szczycie. Przelatując dostrzegł przepiekany krajobraz polany z przepływającą prze zeń rzeką, z której właśnie piła mała sarenka. Całe szczęście, że był już najedzony. Po chwili zanurkował w wodzie gorącego źródła, po chwili wypływając w postaci człowieka. Przepłyną w kierunku skraju źródła i oparł się na nim. Rozłożył wygodnie ręce i rozglądną się po okolicy. Sztuczny wodospad spływał w dół tworząc rzekę, która przepływała później przez polanę, by następnie zniknąć w lesie. Te piękne chwile wypoczynku przerwały dogłosy wydawane przez mały elektroniczny zegarek na jego reku. Pomyślał sobie wtedy: -
Ani chwili wypoczynku…
Nabrał trochę ciepłej wody w ręce, następnie przemył twarz, przytrzymując na dłużej ręce na włosach. Woda spłynęła po jego twarzy, która byłą niezwykle symetryczna, nos lekko zadarty do dołu, a oczy były niemal idealne. Ani zbyt wklęsłe, ani zbyt wyłupiaste, po prostu odpowiednie, choć niektórzy mawiali że zbyt duże, lecz było w nich coś niezwykłego… ten blask. Jego spojrzenie było dzikie, a zarazem spokojne i kojące. Co wraz z uśmiechem tworzyło zabójczą mieszankę. Krótka ciemna na końcach siwiejąca bródka oraz miękkie, jasne włosy, również siwiejące na końcach, łagodnie spływające na twarz powodowały iż można było by pokusić się o stwierdzenie, że jest starszy niż wygląda. Odwrócił się i podniósł na rękach z wody. Gdy się wyprostował, jego umięśnione ciało spłynęło wodą a na ciele można było dostrzec tatuaż smoka odwróconego jakby tyłem jego ogon oplatał jakby jego nogę a na plecach było ciało i skrzydła głowa wraz z szyja skierowana była na prawy bark i z przodu tegoż barku była jego paszcza. Uniósł rękę do góry i nacisną na przycisk. Wysłuchał uważnie wiadomości i uśmiechną się… Ruszył szybkim krokiem, który zmienił się w bieg w dół wulkanu. Skoczył z rozbiegu i chwycił się jednej z gałęzi drzew. Jego skóra na rekach zrobiła się jakby twardsza i pokryła łuskami. Zeskoczył na ziemię i pobiegł do wodospadu. Wskoczył do wody przy wodospadzie i po chwili już był za nim. Wynurzył się w małej jaskini za ścianą wody i skierował do wyjścia… Gdy przeszedł przez drzwi sytuacja znacznie się zmieniła. Oczom innych ukazała się piękna kobieta a na jej ramieniu mały smoczek. Piękna brązowowłosa kobieta, ubrana w płaszcz z krótkimi rękawami zdobionymi na srebrno, a pod nim biała suknia, swobodnie spływająca po sylwetce kobiety. Smoczek był mały w kolorze białym, kobieta ręką pieszczyła jego pysk. Nie było on większy niż półtora metra wraz z ogonem, który był ponad połową jego długości. Kobieta skierowała swe kroki do sali odpraw.
 

Ostatnio edytowane przez Malkav3 : 09-04-2007 o 12:32.
Malkav3 jest offline  
Stary 09-04-2007, 19:38   #8
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Sala odpraw. Szklane drzwi strzezone skomplikowanym zamkiem kodowym. Straznik dokladnie sprawdzajacy wasze linie papilatne. Wreszcie pozwolenie wejscia. Spogladacie po sobie niepewnie. Kto pierwszy ruszy do wnetrza. Nim jednak podjeliscie decyzje nowa postac pojawila sie na scenie. Wysoki i dobrze zbudowany. Napiete miesnie doskonale widoczne spod rozpietej, bawelnianej koszuli stanowily nielada widok. Mezczyzna ubrany byl w szary, dlugi do ziemi plaszcz i spodnie z jeleniej skory. Miekkie mokasyny sprawialy ze jego kroki byly praktycznie nieslyszalne na marmurowej posadzce korytarza. Przystojna twarz czesciowo przyslaniala zwichrzona ciemnoblad broda, a dlugie tego samego koloru wlosy w nieladzie opadaly na plecy. Nieznajomy odwrocil sie w wasza strone. Dlon skryta rekawicy powedrowala do rada kapelusza w gescie powitania. Przelotny usmiech zagoscil na jego ustach rozjasniajac przy tym niesamowite oczy. Nie czekajac na was ruszyl do srodka. Po chwili dobiegl was dzwiek ustnej harmonijki wygrywajacej smutna melodie.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 09-04-2007 o 19:44.
Midnight jest offline  
Stary 09-04-2007, 20:04   #9
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lanoreth pochylił lekko głowę, by rondo jego kapelusza zasłoniło oczy, które powędrowały za przybyszem. Kojarzył go z wyglądu, ale nigdy z nim nie rozmawiał. Sprawiał jednak wrażenie człowieka w miarę sympatycznego i rozgarniętego, co nie było wcale tak powszechne, jak mogłoby się wydawać.
"Jeśli tak się sprawa przedstawia..." - pomyślał i z pewnością na twarzy, choć wahając się w duchu, wszedł do pomieszczenia za przybyszem nie zapowiedzianym przez mikrofon. "Właśnie... On tu nie był wzywany..." - Lanoreth zastanawiał się, jaki jest jego cel. Tym bardziej zdecydował się wejść i jak naszybciej dowiedzieć się, o co chodzi. Przestąpił próg owiany legendą, który mimo wszystko był bardzo niepozorny - uczciwie rzecz biorąc, prawie go nie było - stanowiła go tylko mała metalowa listwa podtrzymująca szklane drzwi, i znalazł się w pokoju odpraw.
 
Diriad jest offline  
Stary 09-04-2007, 20:25   #10
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Viviana

Femme Fatale

Kobieta szła długimi, jasnymi korytarzami, kołysząc przy tym biodrami, a jej płaszcz falował za nią w rytm jej kroków.
W końcu dotarła do miejsca, w którym znajdowało się wejście do pomieszczenia zwanego ‘pokojem odpraw’. Stała tam już grupka osób, które zostały wcześniej wezwane przez głośnik.

Viviana odrzuciła rękoma włosy, po czym mrugnęła do strażnika, który sprawdzał linie papilarne przybyszów. Ten w odpowiedzi tylko uśmiechnął się dyskretnie, w końcu był na służbie.
Następnie zlustrowała swoimi zielonymi oczyma pozostałych wezwanych, zatrzymując się na chwilę przy kobiecie, którą widywała na sali ćwiczeń. Ubrana była w czarne szorty i zieloną bluzkę, co kojarzyło się Vivianie z kompletną tandetą i bezguściem.

Kiedy strażnik w końcu sprawdził linie papilarne Viviany, ta spojrzała na resztę osób, jakby wyczekując, aż któraś z nich odważy się wejść jako pierwsza.
Nim ktokolwiek się na to zdecydował, pojawił się, nie wiadomo skąd, wysoki mężczyzna, który w geście powitania ściągnął kapelusz z głowy, po czym wszedł do pokoju odpraw.

Vi westchnęła, a następnie odprowadziła wzrokiem kolejnego odważnego, który poszedł za nieznajomym, którego kobieta w ogóle nie kojarzyła.
Może jakiś nowy? – pomyślała, po czym przekroczyła próg, odrzucając po raz kolejny włosy do tyłu.

Poruszając się kocimi, zmysłowymi ruchami, dołączyła do dwójki mężczyzn. Czuła, jak wypełnia ją od środka dziwne uczucie strachu wymieszanego z ekscytacją, która z pewnością spowodowana była tym miejscem, o którym słyszała wiele dziwnych rzeczy.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 09-04-2007 o 23:03.
Cold jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172