Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-04-2007, 12:15   #11
 
geerkoto's Avatar
 
Reputacja: 1 geerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodze
- Monotonia, powiadasz... W sumie może i racja, z nudów można wpaść na bardzo głupi pomysł. Niemożność wpływania na otoczenie też musi być dobijająca...
Jak widać możność wpływania na otoczenie też ma swoje minusy, wyrwanie kartki rozwiązało problem rozchodzącego się zapachu.
- Jasne, że nie przeszkadza... - uniosła drugą brew, prawdopodobnie by wyglądać jak lustrzane odbicie.
Skupiłaś się na liście, pochylając się bezwiednie ku powierzchni kartki, ciągle myśląc o barze. Nagle hełm zsunął ci się na oczy. Ściągnęłaś go z głowy, by spostrzec, że masz w ręku spinkę.
- Już myślałam, że wybierasz się na wojnę - rzuciła. - Listonosz jedzie!
Rzeczywiście, w Waszym kierunku zbliżał się korpulentny jegomość, wyposażony w bujną białą brodę. Gdyby nie uniform listonosza, wyglądałby jak św. Mikołaj.
Św. Mikołaj na rowerze, w każdym razie.
Zadowolony z siebie zadzwonił dzwonkiem, takim okrągłym, chromowanym, starym jak i cały rower. Zaparkował go. Poprawił czapkę i rzekł:
- Ho ho ho...? - zawiesił głos, zdziwiony własną wypowiedzią.
Spojrzał po sobie, zauważając zmianę koloru odzienia na czerwony. Wzruszył ramionami i wziął z twojej ręki kartkę, którą złożył ostrożnie, tak by nie przeczytać treści. Spojrzał na adres, który musiał pojawić się pod wpływem Twoich ingerencji.
- Potrzeba znaczka, żeby wysłać list, dziewczynko - popatrzył znad listu, po czym zaśmiał się gromko, trzymając za trzęsący się brzuch. - Byłaś grzeczna? Bo ja tak właśnie myślę, że mam dla Ciebie prezent - wyjął z kieszeni znaczek, polizał go i przykleił na kartkę.
Odjechał. Śnieg przestał padać i stopniał.
W całym zamieszaniu nie pomyślałaś o adresie zwrotnym (jakkolwiek miałby wyglądać). Chwilkę zastanawiałaś się, czy list zwrotny dotrze, gdy usłyszałaś dźwięk, który mogłyby wygenerować ptasie skrzydła, gdyby nie był tak głośny.
W powietrzu unosił się ogromny gołąb pocztowy, bardzo pocztowy, miał na sobie uniform i torbę na listy. Sądząc po nadal czerwonej, choć miejscami wpadającej w fiolet barwie stroju i brodzie, która pasowała do ptasiego dziobu, jak pieść do nosa; był to ten sam listonosz w formie gołębia.
- Łysy zaszalał... - powiedziała Kociak taksując gołębia.
Gołąb-listonosz sięgnął dziobem do torby, wyłuskał list i posłał go w Twoim kierunku.
"Książkę złapałem (serio), już nie pamiętam gdzie. To jest traktat z pogranicza magii i filozofii. Z tą magią to (o ile wiem) bujda (ale lepiej uważać, w końcu uwolniła się sama), ale o filozofii potrafi gadać godzinami."
Gołąb nadal stał patrząc na was.
 
__________________
Znowu boli (blog)...
geerkoto jest offline  
Stary 22-04-2007, 14:06   #12
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Patrzyłam na krwiście czerwoną wsuwkę na mojej dłoni. O tak, brak możliwości wpływania na otoczenie naprawdę dobija. Może dlatego nie mogę się przyzwyczaić do warunków panujących "tutaj"?
-Już myślałam, że wybierasz się na wojnę - rzucił Kociak - Listonosz jedzie!
Poprawiłam włosy i wstałam, udając, że nie słyszałam pierwszej uwagi. Zresztą nie było to trudne, ponieważ zmiana listonosza w św. Mikołaja, nagły opad śniegu i prezent w postaci znaczka, okazał się o wiele bardziej zajmujący. Kiedy listonosz odjechał podniosłam z ziemi torbę, założyłam ją na ramię, a do niej wepchnęłam podniesiony właśnie sweter. Ciekawe, kiedy dostanę odpowiedź. I nagle zamarłam.
- Kurcze, zapomniałam adresu zwrotnego...
Nie zdążyłam skończyć zdania, bo przede mną w powietrzu unosił się gołąb pocztowy.
- Łysy zaszalał... - powiedziała Kociak taksując gołębia.
- Biedny. - rzuciłam z nutką smutku w głosie i uśmiechnęłam się do gołębia. Szybko przeczytałam odpowiedź. No to plan się wykrystalizował. Kartkę schowałam do torby. Przeciągnęłam się.
- No Kociak prowadź. - ziewnęłam, zrobiłam kilka skłonów, poprawiłam torbę. - Nasz cel biblioteka!
Liczę na to, że ktoś będzie tam wiedział, gdzie tego typu tomiszcze mogłoby chcieć zwiać. No i oglądać się wszędzie dokoła. A nóż widelec gdzie tu biega?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 22-04-2007, 22:34   #13
 
geerkoto's Avatar
 
Reputacja: 1 geerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodze
- Czekaj chwilkę... - Kociak podeszła do listonosza.
Skupiła się, sądząc po zaciętej minie i po chwili dotknęła go.
Zmiana postaci przebiegła zaskakująco szybko, bez fajerwerków. Aż trudno uwierzyć, że listonosz był przed chwilą gołębiem.
- Dobra zmykajmy stąd, bo nieźle nabroiłyśmy.
Kociak ruszyła biegiem. Po chwili, najwidoczniej przypomniała sobie poprzedni sprint, zwolniła.
- Przepraszam, zapomniałam, że nie każdy "gdziekolwiek idzie - biegnie". Co prawda formę można wyimaginować, ale to nie najlepszy pomysł - wskazała głową w kierunku mrocznej części parku.
Na niebie pojawiły się chmury, jednak mroczna część była nienaturalnie zacieniona, drzewa widziane z tej odległości zaczęły nabierać złowrogiego wyglądu - jak z taniego horroru. Przyjrzawszy się uważniej można było dostrzec wiszące na suchych gałęziach zielsko. Zupełnie jak w Luizjanie.
Park skończył się nagle. Ściana drzew przylegała do ściany odrapanego bloku, pustostanu sądząc po pustych oczodołach okien i graffiti na niemal całej elewacji.
Stanęłyście na przystanku autobusowym.
- Poczekamy na autobus, wkrótce coś powinno przyjechać... Cholera, niedobrze, szczury.
Zza kawałka dykty służącej za drzwi rudery zaczęły wyłazić szczury.
Wielkie, pokryte brudno-brązowym skołtunionym futrem, z ohydnymi łysymi ogonami. Ich czerwone oczy zdawały się delikatnie jarzyć się w szybko zapadającym zmroku.
Rozglądasz się. W pobliżu znajduje się rudera, park za wami i po drugiej stronie drogi, który zaczyna wyglądać coraz mniej kusząco z każdą chwilą i niewielkie zadaszenie przystanku. Droga jest zupełnie prosta i pusta, nie słychać nawet dalekiego echa silników.
 
__________________
Znowu boli (blog)...
geerkoto jest offline  
Stary 23-04-2007, 09:31   #14
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Patrzyłam z zainteresowaniem, jak Kociak przywraca formę listonoszowi. Muszę przyznać, że w oryginale wygląda najlepiej. I pewnie też się tak czuje.
- Dobra zmykajmy stąd, bo nieźle nabroiłyśmy.
A przepraszam my nabroiłyśmy? To przecież Łysy przysłał list gołębiem pocztowym..! Kociak właściwie rzuciła się do przodu i od razu zwolniła. I kto by pomyślał, że specjalnie dla mnie? Zaczynałam naprawdę żałować, że nie lubiłam w szkole WF-u.
- Przepraszam, zapomniałam, że nie każdy "gdziekolwiek idzie - biegnie". Co prawda formę można wyimaginować, ale to nie najlepszy pomysł - wskazała głową w kierunku mrocznej części parku.
Te "niewesołe chmurki" przynoszące brzydkie skojarzenia z dziesiątą częścią "Halloween" czy podobnego gniotu były nieodparte. Przyspieszyłam. Natychmiast chcę się stąd wynieść. Jak najdalej. Jedyna nadzieja w bliskości biblioteki. Może da się imaginowaniem skrócić drogę?
Park skończył się zbyt nagle, jak dla mnie. Bez przesady, kto sadzi drzewa zaraz koło opuszczonego budynku? No dobra, dobra, może kiedyś ktoś tu mieszkał. Znając życie to pewnie całkiem niedawno. Klapnęłam na ławeczce koło przystanku.
- Poczekamy na autobus, wkrótce coś powinno przyjechać... - no to tyle, jeśli chodzi o skracanie drogi. Nadzieja matką głupich. - Cholera, niedobrze, szczury.
Jej niewesoły głos bynajmniej mnie nie ucieszył. Włosy zjeżyły mi się na grzbiecie, ręce spociły a dopiero następnie głowa obróciła w kierunku wskazywanym przez Kociaka. NIC nie jedzie. Nie ma gdzie uciec i się schować. A szczury wyglądają na wyjątkowo głodne... Tak tak, wyjątkowo... Chcę do domu. Nagle odechciało mi się jakichkolwiek poszukiwań, misji ratunkowych i przysług. Łysy nie wypłaci mi się do końca mojego życia. Zresztą może się zaraz okazać, że to wcale nie tak długo... Jak zwykle znalazłam idealny czas na panikę. Wzięłam dwa głębokie oddechy i wyciągnęłam wsuwkę z włosów. Wyobraziłam sobie tubę z żelaza wielkości mojego ramienia. Obwód "wylotu" mniej więcej pół metra. Opieram ją na ławce i kieruję w stronę szczurów. Jest zimna i chłodzi całe dłonie, błyszczy się złowrogo w słabnącym świetle słońca. Ciężka, już w umyśle słyszę przerażający, głośny (że rozwala bębenki) odpychający dźwięk, jaki zaraz wydobędzie się z tego żelastwa. Otwieram oczy, napełniam płuca jak największym haustem i dmę, mając nadzieję, że wystraszę je i nie wrócą do przyjazdu busu... Albo na tyle, żeby zdążyć sie wdrapać na przystanek....
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 24-04-2007 o 19:15. Powód: aby zostać dobrze zrozumianą :)
Latilen jest offline  
Stary 25-04-2007, 15:59   #15
 
geerkoto's Avatar
 
Reputacja: 1 geerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodze
Głęboki, niski dźwięk "instrumentu" można by uznać za interesujący gdyby jego natężenie i rezonans, w który wpadało całe ciało.
Kompletnie ogłuszona otworzyłaś oczy. Szczury najwidoczniej w pierwszej chwili pogłupiały, jednak wcale nie zmieniły swoich planów. Ich kłębowisko liczyło już zapewne parędziesiąt sztuk, a kolejne wciąż wyłaniały się z rudery, bądź spomiędzy drzew. Co gorsze, wpływ imaginacji odbił się na ich budowie, lub same zaczęły się zmieniać. Ich plecy przebiły wyrośla kostne przypominające grzebienie, pazury i kły zdawały się rosnąć w oczach.
- Wskakuj na górę! - Kociak oparła się o wiatę i zaplotła palce tworząc prowizoryczne oparcie dla stopy.
"Pani K." Znów o sobie przypomniała. Po chwili byłaś już na daszku wciągając Kociaka.
Wtedy nastąpił szturm. Szczury zaczęły wspinać się po ścianach, na szczęście blaszanych. Jedynie rogi wiaty, ze względu na szkieletową konstrukcję stanowiły oparcie dla łap szczurzej armii.
Rozdając kopniaki starałyście się oczyścić swój bastion, jednak szczury z uporem godnym osła nacierały w coraz większej sile. Na miejsce jednego strąconego pojawiały się dwa następne. Nie było czasu myśleć, co dopiero imaginować. Wściekły pisk, łomot serca, coraz szybsze oddechy, omdlewające nogi...
Wszystko zlało się w jedno.
I wtedy właśnie usłyszałaś ten cudowny dźwięk starego silnika autobusowego. Nagły przypływ sił pozwolił uprzątnąć próbujące kąsać kotłowisko. Na twarzy zagościł uśmiech, by po chwili przygasnąć za sprawą okrzyku Kociaka:
- Hindus, psia jego matka jeden, nie zamierza się zatrzymać!
Zaiste autobus - czerwony angielski "doubledecker" w wersji kabrio (bez dachu nad górnym pokładem) zwolnił jedynie, zgodnie z indyjskim zwyczajem zbliżając się do potencjalnych pasażerów.
Kociak wrzasnęła jeszcze coś w nieznanym języku (zapewne wyszukane przekleństwo), po czym odwróciła się w Twoją stronę:
- Wóz albo nawóz, musimy skoczyć - jej twarz przybrała bardzo poważny wyraz. - Dasz, radę, spokojnie - jej twarz stężała, wcale nie wyglądała na spokojną.
Chciałaś jeszcze coś powiedzieć, może coś zrobić, nie udało się.
Kociak złapała Cię z rękę i nie bawiąc w "trzy-czte-ry" skoczyła ciągnąc za sobą Twoje ciało, które na szczęście zareagowało całkiem logicznie - skoczyło, samo. Na ten moment byłaś tylko obserwatorem całej sytuacji, która wydała się w sumie całkiem zabawna.
Udało się wam wylądować w środku, tłukąc się niemiłosiernie o siedzenia.
"Wróciłaś" do swego ciała. Bolało.
Zerknęłaś w bok. Twoje serce zatrzymało się. Jedno z siedzeń zaczynało właśnie pożerać Kociaka...
 
__________________
Znowu boli (blog)...
geerkoto jest offline  
Stary 04-05-2007, 21:22   #16
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
- No dobra, ta trąbka to nie był najlepszy pomysł. - rzuciłam lekko skołowiaciała do Kociaka wskakując na wiatę z jej pomocą. Wciągnęłam ją i zaczęłam niemiłosiernie kopać i tłuc gromadę szczurów po mojej stronie. To mają być te "niewielkie anomalie"?! Szczury wielkości psa przypominające stegozaury?! Zapamiętać: jeśli przeżyję, nigdy więcej nie będę pomagać nieznajomym!! Przeżegnałam się i dalej kopałam szczurze pyski. Tak, to bardzo po chrześcijańsku. Uśmiechnęłam się, ale mina mi szybko zrzedła - nogi z wolna omdlewały. Jeszcze chwila i nie będę mogła nimi ruszać. I nagle ten dźwięk.
- Autobus! - krzyknęłam prawie na całe gardło z radości. Byłyśmy uratowane!
- Hindus, psia jego matka jeden, nie zamierza się zatrzymać! - ale Kociak szybko sprowadziła mnie z powrotem na ziemię.
- Wóz albo nawóz, musimy skoczyć - jej twarz przybrała bardzo poważny wyraz. - Dasz, radę, spokojnie - jej twarz stężała, wcale nie wyglądała na spokojną. Cieszę się, że we mnie wierzy. To naprawdę miło z jej strony. Kiedy postanowiłam jej o tym powiedzieć wrzasnęła tylko:
- Trzy-czte-ry - i ciągnąć mnie za rękę, właściwie przerzuciła na dach angielskiego autobusu. Obiłam się niemiłosiernie.
- Dzięki wielkie za wiarę... - zamarłam na chwilę, patrząc jak krzesło pożera Kociaka. Rzuciłam się szybko do pomocy. Z tyłu zaczęłam uderzać je moją wsuwką, dalej mającą kształt trąbki.
- Pomocy!! Czy ktoś mnie słyszy?! Ratunku!! - i zwracając się bezpośrednio do Kociaka, pomiędzy uderzeniami - Niech... Zgadnę... Wy... I.. mago... wałaś... mój... skok... hę?
Po czym zamarłam. Zaczęłam nerwowo oklepywać spodnie. Tak!! Uwielbiam je!! Kocham nad życie!! Ostatni raz, jak je ubrałam, to była niedziela i musiałam zająć się moją małą kuzynką. Kupiłam jej wtedy miętówki, które jej nie smakowały, zresztą strasznie wybredne dziecko, i schowałam część do tylnej kieszeni. Teraz szybko je wyszarpnęłam i wrzuciłam krzesłu do paszczy. Po czym na wszelki wypadek uderzyłam, już nieźle odkształconą tubą, jeszcze z dwa razy i zaczęłam ciągnąć Kociaka za ręce, żeby ją wydobyć z paszczy potwornego krzesła.
- Następnym razem siadamy prosto na ziemi! - uśmiechnęłam się do niej, mając nadzieję, że moje działania miały jakikolwiek skutek.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 09-05-2007, 23:19   #17
 
geerkoto's Avatar
 
Reputacja: 1 geerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodze
Siedzenie najwidoczniej również należało do wybrednych. Wypluta Kociak upadła na podłogę pokryta strzępami gąbki. Po chwili dołaczyły do niej miętówki.
- I kto tu kogo o imaginowaniu uczyć powinien?... - Kociak wysupływała kolejne porcje "śliny" z włosów. - Czasami najlepsze są najprostsze metody. W sumie pomysł obtrąbienia też był całkiem niezły. Nie tylko szczury udało Ci się skołować... Zupełnie się pogubiłam. Szkoda, że szczura można wystraszyć tylko gdy nie ma współtowarzyszy, przed którymi może udowodnić swoją wartość... To chyba domena każdego samca.
Profilaktycznie zajęłyście wygodne miejsca siedzące na ziemi. Siedzenie co prawda po przeciągłym beknięciu wróciło do formy pierwotnej, ale ostrożności nigdy za wiele.
Wzywanie pomocy również przyniosło skutek. Na górny pokład wszedł wyjątkowo nieapetyczny facecik, nikczemnej postury imitacja mężczyzny wyposażona przez naturę w krzywe zęby, garbaty nos, rzadką szczecinę wąsów i łysy, kanciasty łeb.
- Bileciki! - ryknął kanar.
Kociak zerknęła w jego kierunku, po czym zamknęła oczy i włożyła ręcę do kieszeni. Jej twarz przybrała znany Ci już wyraz skupienia.
Już miałaś krzyknąć coś, cokolwiek, byle tylko zaprotestować...
- O, tutaj! - Kociak wyszarpnęła z kieszeni dwa pomięte papierki. - Masz... - podała je kontrolerowi. - ...chamie - dodała szeptem, uśmiechając się.
Gdy kanar, wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytaucji zniknął na schodach, Kociak pokazała mu jeszcze "fuck you" wkładając w ten gest całe serce. Mimo szczerych chęci wyglądało to bardziej zabawnie, niż wulgarnie.
- Z takimi lepiej nie zaczynać - zaczęła kolejny wykład z cyklu "Ciocia Kociak radzi". - Zupełnie niezrozumiała sprawa. Tacy listonosze na przykład to, jakby to powiedzieć element rzeczywistości, zupełnie jak gdyby byli roślinami, albo automatami. Tak myślę, że całość poczty to wielki homeostatyczny system informacyjny, który nawet gdyby był organicznym procesorem informacji, to jednak ze względu na złożoność stanowi cybernetyczny organizm sensu stricte. Tak więc mamy do czynienia z cybernetyczną pocztą, której przedstawiciele, wyglądający jak ludzie, są jedynie wysoce ergonomicznymi terminalami. Taki ukłon w kierunku sentymentu do listonoszy... - Zrobiła przerwę by zaczerpnąć powietrze. - Natomiast kanary, to ludzie. Niby mogliby być cyborgami, chociażby nawet prostymi automatami. To nawet byłoby lepsze, ale nie! Najwidoczniej takie parszywce robią to z przyjemnością. Taka ich karma, czy raczej darma; Pasują do roli, więc każdy nieudacznik o obleśnej fizjonomii niejako jest doskonale przystosowany do tej pracy, w niej może się spełnić. Są jeszcze do tego strasznie złośliwi i nieobliczalni. Podsumowując: lepiej z nimi nie zadzierać... no chyba, że potrzebujesz wysadzić w powietrze całą dzielnicę, albo zapolować na... - nagle odwróciła głowę. - Wysiadamy.
Wstała, grzecznie podała rękę, zamiast złapać i szarpnąć. Najwidoczniej nabrała odrobinę pokory.
Po chwili dosłownie wyskoczyłyście z autobusu. Kierowca rzeczywiście wyglądał na hindusa, chociaż ubrany był w roboczy kombinezon. Coś jakby aura hinduizmu otaczała jego postać.
- Zhinduizowany... - mruknęła Kociak, jakby wszystko tłumacząc jednym słowem. - A oto i biblioteka.
Wskazując palcem gmach wspieła się na palce.
Gmach wyglądął imponująco: ogromny, pokryty płaskorzeźbami. W zachodzącym słońcu przypominał ogromną skałę przerobioną tytanicznym wysiłkiem w ogromne "płótno" pokryte obrazami, setkami postaci. Obserwując je miało się wrażenie, że każda ze scen żyje własnym życiem; zatrzymuje się jedynie, gdy spocznie na nich czyjś wzrok. Mount Rushmore przy bibliotece wyglądałby jak dziecinna igraszka...
Kociak najwidoczniej przyzwyczajona do cudownego wyglądu nie przystanęła nawet. Po chwili zniknęła w drzwiach.
Po zakończeniu kontemplacji (planujesz dokładniejsze oglądanie fasady?) poszłaś w jej ślady.
W hallu nie było śladu Kociaka.
- Czym mogę służyć? - zapytał ściszonym głosem orangutan siedzący za biurkiem.
 
__________________
Znowu boli (blog)...
geerkoto jest offline  
Stary 10-05-2007, 22:04   #18
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy fotel wypluł kociaka, zmęczona opadłam na ziemię i na razie się z niej nie podnosiłam. Staram się uspokoić moje walące serce.
- I kto tu kogo o imaginowaniu uczyć powinien?... - Kociak wysupływała kolejne porcje "śliny" z włosów. - Czasami najlepsze są najprostsze metody. W sumie pomysł obtrąbienia też był całkiem niezły. Nie tylko szczury udało Ci się skołować... Zupełnie się pogubiłam. Szkoda, że szczura można wystraszyć tylko gdy nie ma współtowarzyszy, przed którymi może udowodnić swoją wartość... To chyba domena każdego samca.
- Wybacz, jeszcze nie jestem przyzwyczajona. To był jedyny pomysł, który przyszedł mi wtedy do głowy. - poprawiałam włosy, które wpadały mi do oczu. - Zresztą nie znam się na szczurach. Widocznie oglądając programy edukacyjne ominęłam ten odcinek o Stadnych Zachowaniach Paskudnych Czterołapych. Każdy normalny roślino- i padlino-żerny zwierz by zwiał.
Pozbierałam kilka "przeżutych" miętówek i schowałam do kieszeni. Nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. Na pytający wzrok kociaka rzuciłam tylko:
- Mogą się jeszcze przydać. - i pomogłam jej otrzepać się z reszty gąbki. Potem zaśmiałam się na głos, ale nie zdążyłam wyjaśnić dlaczego, bo pojawił się kanar.
- Bileciki! - ryknął.
A ja aż się odsunęłam zniesmaczona. Przechyliłam głowę. Chociaż z drugiej strony, ma tak specyficzną twarz, może by zrobić zdjęcie? Kiedy otworzyłam usta, żeby zapytać, czy mogę, Kociak dała mu bilety. Na śmierć zapomniałam, że ich nie miałyśmy i na chwilę w gardle stanęła mi nieprzyjemna gula. Właściwie uspokoiłam się dopiero, gdy facet znikł mi z oczu. No i oczywiście, kiedy Kociak pożegnała go wystawiając środkowy palec.
-O tak, natura bywa okrutna. Wszyscy faceci są tacy sami.
Nie mówiąc o tym, że ten gość przypominał mi tego najbardziej zdeterminowanego szczura przy wiacie. Miał taki specyficzny błysk w oku...
Kiedy Kociak opowiadał mi o listonoszach i kanarach (zresztą zgadzam się, że to ci drudzy powinni być bardziej zautomatyzowani. Co więcej przypuszczam, że z nienawiścią do świata trzeba się urodzić) ja sprawdzałam czy w torbie nic się nie uszkodziło. Dokładnie obejrzałam aparat, ołówek czy się aby nic nie nadłamało i ponownie owinęłam je swetrem. Zmieniłam powyginaną tubę z powrotem we wsuwkę i w palcach starałam się ją naprostować, po czym w końcu spięłam wkurzające włosy. Następnym razem nie dam się ponieść impulsowi przed lustrem i nie złapię za nożyczki przycinając na oślep przednie pasma moich włosów. Chyba. Kociak nagle rzuciła.
- Wysiadamy - a ja, jak na komendę wstałam, korzystając z jej pomocy, i razem zeskoczyłyśmy z autobusu. Zamarłam. Nawet nie zwróciłam większej uwagi na kierowcę. Biblioteka była olśniewająca. Cała elewacja wbiła mnie w ziemię. Broda z zachwytu opadła mi, zapewne dotykając ziemi. Czemu po naszej stronie nie ma takich cudeniek?! Szybko, chaotycznie zaczęłam grzebać w torbie. No gdzie jest ten aparat?! Szlag go jego mać!!! JEST!! Włączyłam poręcznego Kanonka i zaczęłam pstrykać zdjęcia. Jedno, drugie trzecie... Z tej strony, tamtej i od dołu... Kiedy już zrobiłam z 30, lekko otrzeźwiałam. Bosko. Dopiero teraz zauważyłam że Kociak nie poczekała na mnie. Jak mogła...! Uch! Szybkim truchtem wpadłam do biblioteki, rozglądając się za nią.
- Czym mogę służyć? - zapytał ściszonym głosem orangutan siedzący za biurkiem. Nawet się zbytnio nie zdziwiłam. Szczury-stegozaury wywarły na mnie większe wrażenie. Wyciągając szyję dalej w poszukiwaniu Kociaka rzuciłam
- Już chwileczkę. - uśmiechając się jak najpiękniej umiałam (uśmiech numer 10: ten delikatny, ale z domieszką radości i odrobiną przeprosin) i szybko odnalazłam zdjęcie książki. - Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o tej książce. Zupełnie nie mam pojęcia, gdzie można by jej szukać, a mój przyjaciel właśnie o to mnie poprosił. - dodałam szeptem, żeby się nie narażać bibliotekarzowi.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 12-05-2007, 19:45   #19
 
geerkoto's Avatar
 
Reputacja: 1 geerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodzegeerkoto jest na bardzo dobrej drodze
- Grimoire... - mruknął bibliotekarz. - Znowu uciekł? - Plasnął się w czoło dłonią. - Co za bzdury wygaduję, gdyby nie uciekł, to nikt by go nie szukał. Oj, biedactwo, ciężko to widzę. To chyba najbardziej doświadczona w uciekaniu książka... - zawiesił głos, odwracając się w kierunku drzwi wejściowych.
Odwróciwszy się dostrzegłaś książki "idące" (jeśli można tak powiedzieć o przedmiocie, który pomimo braku nóg, dziarsko otwierając i zamykając okładkę przesuwa się naprzód) w zgrabnym rządku. Po chwili wszedł za nimi, najwidoczniej eskortujący je żołnierz Wehrmachtu w galowym mundurze, kroczący defiladowym krokiem. Idąca tuż przed nim książka z wielkim zapałem wygrywała marsza na blaszanym bębenku.
- Zwroty - wyjaśnił wskazując kolumnę. - Najczęściej obsługa pilnuje, by bezpiecznie dotarły do biblioteki. Jednak czasami one wcale nie chcą po dobroci... Jeśli zaś chodzi o te wszystkie ekscentryczne, ręcznie pisane, to zawsze jest z nimi problem. W bibliotece przebywają tylko na własne życzenie, najczęściej by spotkać się ze znajomymi. Chodzą własnymi ścieżkami, o których nie puszczą pary z pomiędzy kartek nawet na ruszcie. Cenią sobie niezależność. Ale mam dla Ciebie dobrą radę: musisz nadrobić stracony czas. Chodź, dawno nie odwiedzałem Konioluba, więc chętnie Cię zaprowadzę. Znasz go może? Ostatnio przejął się swoim imieniem, siedzi w hipodromie i je. Koniolub Grubas, też coś...
Wstał ze swojego krzesełka, podszedł do zapadni zlokalizowanej pomiędzy regałami. Po otwarciu, z wnętrza wystrzelił w powietrze sznur. Jego koniec kołysał się, jak gdyby grawitacja zmieniła swój zwrot.
Bibliotekarz chwycił sznur rękami i stopami.
- Złap się mocno - poinstruował.
W chwili, gdy zacisnęłaś dłonie, cała biblioteka fiknęła kozła. Sufit stał się podłogą; podłoga, na szczęście całkiem bliskim sufitem. Z niemałą pomocą wspięłaś się wgłąb gmachu.
- Imawarp... Przepraszam, chciałem powiedzieć, że L-przestrzeń rządzi się swoimi prawami.
Niezrażony wybrał kierunek i zaczął iść jednym z wielu korytarzy o ścianach z sięgających sufitu (podłogi?) regałów.
- Nie wziąłem okularów... Mogłabyś powiedzieć, która jest godzina?
Zerknęłaś na zegarek, cebulę, który nie wiedzieć skąd znalazł się w twojej dłoni. Wskazówka znajdowała się na zielonej ćwiartce (pozostałe: czerwona, niebieska i czarna), na samym jej środku.
Usłyszawszy odpowiedź bibliotekarz wziął zegarek i wyjął go do kieszeni spodni (orangutan, czy nie; bibliotekarz bez spodni, to byłby skandal!).
- Przez jakiś czas będziemy się borykać z odwrotnością...
Prowadził pewnie przez proste zakręty i krzywe korytarze, nie wahał się na schodach, skrzyżowania pokonywał biegiem, szczerząc zęby.
- Wbrew pozorom, ta strona też kieruje się logiką, chociaż pokrętną - zatrzymał się przed drzwiami. Złapał za klamkę i otworzył pokój, chociaż obiektywnie rzecz biorąc otwierając drzwi przesunął was względem pokoju razem z nimi. Jednak wrażenie subiektywnie było całkiem zabawne, nawet dla bywalca - zaśmiał się, po czym przeszedł przez dziurkę od klucza. - Otwórz drzwi, a potem zerknij przez dziurkę! - krzyczał z drugiej strony, chichocząc. - Logiki tych drzwi nigdy nie zrozumiem, one są po prostu absurdalne...
Za drzwiami znajdowała się polana. Co prawda zamiast nieba nadal wisiał nad waszymi głowami sufit (podłoga?), ale soczysta trawa i odległy zagajnik na horyzoncie wyglądały uroczo.
Ubita droga wiodła prosto, zdawała się nie mieć końca. Na szczęście co paręnaście kroków zza waszych pleców wyłaniały się "uroczyska".
Pierwsze poprzedzał szum morza, krzyk mew i odległy dźwięk parowego gwizdka. Potem waszym oczom ukazał sie fotel, na którym drzemała książka. Zasnęła najwidoczniej w trakcie lektury "Pana Tadeusza", który leżał otwarty na stoliku.
- Poznajesz?
Kolejne przywitało was zgiełkiem przekrzykujących się wzajemnie paperbacków w lśniących strażackich hełmach na grzbietach. Stali oni wokół stosu innych książek przygotowując je do spalenia.
Później minęliście grupę książek szykujących się do wyprawy. Jedna ubierała właśnie plecak, druga zwijała linę, trzecia namiętnie machała saperką kopiąc dziurę.
Zostawiliście je z przodu, gdy nagle zerwał się wiatr. Wkroczyliście na wrzosowiska. Nieopodal stała otwarta książka, wiatr przewracał strony. Niczym w kinematografie braci Lumiere zobaczyłaś jak na pustej stronie kształtną kursywą pojawia się napis: ...nie mogę żyć bez mojego Życia bez mojego nie mogę żyć bez mojej Duszy...
Znaleźliście się w hipodromie. Tu, przekrzykując tętent galopujących koni bibliotekarz pożegnał się.
Trybuny były puste. Niemal puste. Bez trudu odgadłaś kim jest całkiem szczupły "Grubas" obserwujący bezustanną gonitwę. Podchodząc bliżej zastanawiałaś się jak nawiązać rozmowę.
- Mów do mnie Phil, Philipie, jeśli wolisz - przedstawił się. - Najprościej będzie, gdy sprawdzisz różne, możliwe wersje przyszłości. W ten sposób nadrobisz stracony czas... - Uśmiechnął się serdecznie, zupełnie jakby ten uśmiech wszystko tłumaczył. - Usiądź Niko, Złoty zaraz tu będzie. Masz ochotę na popcorn? - wyciągnął w Twoim kierunku papierowe "wiaderko".
Siedząc już, dostrzegłaś kątem oka młodego mężczyznę.
Szedł i naprawdę był Złoty. Począwszy od loków koloru pszenicy, poprzez muśniętą słońcem cerę, skończywszy na żółtym garniturze. Wyglądał jak posąg ze złota. Był anielsko piękny.
Nie mogąc oderwać od niego wzroku gapiłaś się bezczelnie (dobrze przynajmniej, że nie otwarłaś bezwiednie ust), on jednak jak gdyby nigdy nic podszedł i szybkim, choć bardzo delikatnym ruchem ujął Twoją dłoń.
Lekkie muśnięcie wargami zdawało się być namiętnym pocałunkiem. Nachylił się. W jego złotych oczach skakały wesołe ogniki.
- Wystarczy! - Philip wtrącił się w najmniej odpowiednim momencie (a może w samą porę?) - Nie gniewaj się na niego. Taką ma naturę. Ale poza uwodzeniem kobiet potrafi też zerknąć w przyszłość. Siedząc przy nim będziesz mogła sama spróbować, jak to jest być "jasnowidzem" - skrzywił się wymawiając ostatnie słowo.
- Możesz nawet sprawdzić, czy dałabyś radę wyimaginować miejsce pobytu "zbiega" jako krzesło obok...
 
__________________
Znowu boli (blog)...

Ostatnio edytowane przez geerkoto : 13-05-2007 o 03:27.
geerkoto jest offline  
Stary 14-05-2007, 13:16   #20
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
No tak, tego mogłam się spodziewać. "Najbardziej doświadczona książka w uciekaniu". No to niech mi ktoś jeszcze raz przypomni, jak ja się w to wpakowałam? Westchnęłam i ze słabym zainteresowaniem oglądałam "defiladę zwrotów" z Wehrmachtowcem jako strażnikiem. Dreszcz przeszedł mi po plecach. To biblioteka, czy więzienie? I ciekawe, jak mam niby nadrobić stracony czas? I kim jest Koniolub? Uśmiechnęłam się do bibliotekarza. Przynajmniej mnie zaprowadzi. Kiedy jednak pokazał mi, czym mamy podróżować, nogi się prawie pode mną ugięły. Schowałam aparat, najpierw otuliwszy go swetrem dokładnie i zgodnie z instrukcją złapałam się mocno. Tylko tyle mogłam zrobić. Myślałam, że tu już nic mnie nie zdziwi. Pomyliłam się. Ta L-przestrzeń, czymkolwiek była, niczym nie przypominała nawet najbardziej szalonych pomysłów twórców książek sf. Powinni kiedyś przejść na "tę" stronę, byłoby co opisywać. Istna pożywka dla umysłu.
- Nie wziąłem okularów... Mogłabyś powiedzieć, która jest godzina?
Z zamyślenia wyrwał mnie bibliotekarz. Oddałam mu zegarek.
- Przez jakiś czas będziemy się borykać z odwrotnością...
Nie będę pytać, na czym to niby ma polegać. Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Po prostu uwierzę na słowo, że rzeczywiście ta strona kieruje się swoją własną, lekko pokrętną logiką. Tak będzie bezpieczniej dla mojego racjonalnego umysłu. Cały czas szłam za orangutanem. Im dalej w ten zdziwaczały świat, tym bardziej głupiałam. A raczej zajęłam się nie-myśleniem i podziwianiem. Polana, uroczyska, śpiący "Pan Tadeusz", wyprawa książek (ciekawe, co idą zwiedzać?), wrzosowiska... Wszystko zdawało się tak nierealne, ale jednocześnie i piękne. Wszystko chciałam zapamiętać, pochłonąć, zapisać... Szkoda, że nie miałam na to czasu. W końcu dotarliśmy na hipodrom. Bibliotekarz mnie zostawił z Koniolubem, który wcale nie był gruby. Mogę się założyć, że to pokrętna logika tego świata to sprawiła. Ciekawe, czy na mnie też to działa?
- Mów do mnie Phil, Philipie, jeśli wolisz - przedstawił się. - Najprościej będzie, gdy sprawdzisz różne, możliwe wersje przyszłości. W ten sposób nadrobisz stracony czas... - Zakładam, że wie, co mówi. (Bo ja miałam małe pojęcie, co chciał przez to powiedzieć.) Sugerował to jego uśmiech. - Usiądź Niko, Złoty zaraz tu będzie. Masz ochotę na popcorn?
- Chętnie, dziękuję.
Zanim jednak zdążyłam sięgnąć po "białe chmurki", jak moja paskudna kuzynka zwykła nazywać popcorn, podszedł Złoty. Czemu tacy się rodzą? Nie, nie. Ważniejsze pytanie. Czemu ja tak nie mogę wyglądać?! Im dłużej się na niego patrzyłam, tym cieplej robiło mi się na sercu.
- Wystarczy! - dzięki Bogu Philip przywrócił mnie rzeczywistości. Oczywiście zrobiłam się cała czerwona na twarzy - Nie gniewaj się na niego. Taką ma naturę. Ale poza uwodzeniem kobiet potrafi też zerknąć w przyszłość.
To miło. Uśmiechnęłam się i słabym głosem poprosiłam o kubek herbaty.
- Możesz nawet sprawdzić, czy dałabyś radę wyimaginować miejsce pobytu "zbiega" jako krzesło obok...
Westchnęłam.
- Tego raczej lepiej nie próbować. Jestem zbyt "nowa".
Cały czas czułam się niekomfortowo. Poruszyłam się na krześle i zdjęłam torbę z ramienia. Teraz lepiej. Muszę się rozluźnić.
- Mam kilka pomysłów - "niekoniecznie dobrych" dodałam w myśli. - Mogłabym znaleźć w bibliotece miejsce, gdzie ta Książka lubi przebywać czy spotykać się ze swoimi znajomymi. Może udałoby mi się z nimi porozmawiać i przynajmniej mniej więcej ustalić, gdzie owa Grimore teraz przebywa? Jakie ma swoje ulubione miejsca? Gdzie czuje się bezpiecznie? Drugi pomysł polega na próbie wyimagowania otoczenia na zdjęciu, w którym się znajduje to uciekające tomiszcze. Mogłabym też poszukać kogoś, kto by mi ją wyimaginował do ręki, że się tak wyrażę. - powiedziałam to szybko, jakbym chciała to "wyrzucić" z siebie. Zwinęłam dłonie w pięści na kolanach. No i dlaczego się tak denerwuję? Przecież Philip jest o sto razy lepszy od tych paskudnych szczurów. Rzuciłam okiem na Złotego. Chociaż przy Nim czuję się bardziej zagrożona.
- Myślałam też, czy by nie sprawdzić w karcie bibliotecznej, u kogo ostatnio ta księga przebywała. Może wróciła właśnie tam? Albo wcześniej, zanim trafiła do biblioteki, może miała jakiegoś właściciela?
Poprawiłam włosy. Jakoś poczułam się już lepiej.
- W ostateczności mogę dać ogłoszenie w gazecie miejskiej, że taka a tak książka zginęła i prosi się o udzielenie informacji w przypadku spotkania tejże. Kartki wysyłać na adres biblioteki.
Westchnęłam.
- Ale szczerze mówiąc, wątpię, że którykolwiek pomysł wypali.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172