lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Imaginica] ... (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/2944-imaginica.html)

geerkoto 11-04-2007 01:49

[Imaginica] ...
 
Wszystko zaczęło się jak sen.
Przypadkowa wizyta w barze i angaż u Łysego, jak przedstawił się barman. Opowieść o dziewczynie która wróciła z "drugiej strony", znalazłszy breloczek Łysego, przynosząc wieści o zagubionych poszukiwaczach książki. Potem drzwi malowane na ceglanej ścianie kredą.
Stoisz właśnie przed nimi nie wiedząc nawet, czy wierzyć w to wszystko.
- A właściwie to nawet nie wiem jak się nazywasz - powiedział nagle Łysy. - W sumie to trochę głupio prosić o przysługę nieznajomą... - zawiesił głos nieco zmieszany - ...piękną, młodą damę. Może opowiesz coś o sobie? Chcesz może pi... herbaty? Masz może jakieś pytania? W sumie to nawet nie zapytałem czy byłaś "tam" kiedyś - zarumienił się. - Proszę o wybaczenie...

Latilen 11-04-2007 02:48

Uśmiechnęłam się. Pytania? Piwo? My tu gadu-gadu, a czas mija. Sny mają to do siebie, że się szybko kończą... Poklepałam delikatnie barmana po barczystym ramieniu. Innym razem.
- Nika. - rzuciłam, ale chyba za cicho. Zdawało mi się, że mężczyzna nie usłyszał. - Możesz mówić mi Nika.
Usmiechnęłam się szerzej i radośniej. Mam nadzieję, że też pocieszająco. Sparawdziłam, zupełnie niepotrzebnie, czy nic mi nie zginęło. Aparat fotograficzny? Jest. Portfel? Jest. Ołówek i zeszyt? Husteczki higieniczne? Pomadka? Nic nie zginęło. Zresztą, niby gdzie by miało się podziać? Uciec jak ta książka? Przecież rzeczy nie potrafią biegać! Łysy tłumaczył mi niby, że trafiają tu tylko ci... jak im tam było... a Imago. Ci, którzy tworzą myślą. Dalej w to nie wierzę. Przecież "tam" na pewno nie istnieje! Zamknęłam torbę i poprawiłam ją na ramieniu. Niemiłosiernie wrzynała mi się w szyję. I podobno to ja jestem Imago? To MUSI BYć sen. Zamknęłam jeszcze na chwilę oczy. Ręce mi się pociły, cała się trzęsłam. Zapach kurzu kręcił mi w nosie. Podobno w brudzie są jakieś substancje wywołujące u ludzi radość. Ciekawe czy trans narkotyczny też? Znów wesoło popatrzyłam na barmana.
- Nie martw się, wrócę z twoją książką szybciej niż ci się wydaje, a potem postawisz mi piwo. - starałam się robić wrażenie rozluźnionej i pewnej siebie, choć w rzeczywistości miałam pietra i chętnie bym po prostu powiedziała "Nie stary, wiesz muszę wracać do domu, nie mam czasu słuchać bredni starego barmana" i zmyła się, zanim by mnie złapał.
Ale wyglądał na tak przytłoczonego, że nie miałam serca po prostu sobie pójść. Spojrzałam na drzwi. Które cały czas wyglądały tak samo: goła ściana z obraskiem wyrysowanym kredą. W gardle rosła mi coraz większa gula. Tylko nie panikuj. Nie panikuj. No kiedy ten facet wymaga ode mnie rzeczy niemożliwej! Mam przejść przez ścianę?! przecież to wariactwo! Uciec! JAk najdalej! Szlag by to! Ciekawem czy od natłoku myśli paruje mi głowa? Starałam się pamiętać o oddychaniu. Gdyby nie to, że cały czas mi się wydawało, że mnie ktoś woła... A im bliżej drzwi tym głośniej. Słyszałam w umyśle bezprzerwy powtarzane moje imię "Nika, Nika, Nika chodź". Czy zwariowałam?
- Ha, na pewno! - powiedziałam bardziej do siebie niż do barmana. Rzuciłam mu ostatni uśmiech i starałam się chwicić za klamkę. Nic z tego... Wdech Wydech. Spokojnie. To sen, bo co innego. A skoro to sen, to mogę robić co mi się żywnie podoba. Nie mogę się pokaleczyć, umrzeć i tak dalej. Najwyżej obudzę się zlana potem. Tak, właśnie tak jest. W końcu udało mi się zacisnąć mocno palce na metalowej klamce, która nagle stał się taka lodowato zimna.
- To idę! Do zobaczenia!
Zdawało mi się, że drzwi skrzypieniem zagłuszyły cały świat. Wszystko nagle stało się skrzypieniem i ciemnością. Wszystko prócz szemrzącego głosu na dnie mojego umysłu: "Nika, Nika, Chodź..."

geerkoto 12-04-2007 21:23

Przejście przez drzwi nie wypadło najprzyjemniej, z zacienionego zaplecza wprost na wczesnopopołudniowe słońko, które z ogromną pasją świeciło prosto w oczy.
Po dłuższej chwili potrzebnej oczom do przystosowania się zorientowałaś się, że stoisz w parku. Przy wysypanej jasnym żwirem alejce, na ławeczce siedziała w zamyśleniu młoda dziewczyna. Ruda, piegowata, w powyciąganym swetrze i bojówkach. Zanotowawszy Twoją obecność zerwała się z miejsca.
- No, nareszcie jesteś! - wyrzuciła z siebie podbiegając. - Chodź, musimy stąd zmykać, bo ostatnio dzieje się tu coś niedobrego wszystko staje się niestabilne...
Ruszyła biegiem na przełaj, skacząc nad ławką, klombem, dalej do przodu po soczystej trawie, by po chwili wrócić na alejkę.
Ta krótka obserwacja pozwoliła dostrzec trudno uchwytną różnicę głębi, jakieś wykoślawienie perspektywy. Żwirowa dróżka choć biegła prosto, zdawała się być na pewnym odcinku niesamowicie wydłużona względem otoczenia, jakgdyby wiła się setką serpentyn. Najwyraźniej "skróty" były konieczne by ominąć anomalię.

Latilen 13-04-2007 22:58

Ciemność nagle zamieniła się w jasność. Ał! Moje oczy! Żeby to... Tylko spokojnie. Uniosłam do góry dłoń, żeby osłonić oczy i wpatrywałam się przez chwilę w jej jasną, słoneczną aurę. Czyli "tu" też świeci słońce. Uśmiechnęłam się do siebie sarkastycznie. A czemu by nie? Westchnęłam. Dobra, to gdzie właściwie jestem?
- No nareszcie jesteś! - zanim zdążyłam się rozejrzeć dookoła podbiegła do mnie jakaś ruda dziewczyna. - Chodź, musimy stąd zmykać, bo ostatnio dzieje się tu coś niedobrego wszystko staje się niestabilne...
- Niestabilne? - brzmi niepokojąco. W co ja się wpakowałam? Chciałam jeszcze złapać dziewczynę za ramię, ale ta już ruszyła biegiem na przełaj przez park. Tak mi się przynajmniej wydaje, że przez park - świadczą o tym równo posadzone drzewa i żwirowa alejka. Tylko coś z tą perspektywą jest jakby nie tak. Czy to miała na myśli mówiąc "niestabilne"? Spojrzałam za dziewczyną, która oddalała się coraz bardziej. Znów za dużo myślę. Poprawiłam torbę i biegiem ruszyłam za rudą. Hm... Nawet nie zdążyłam zapytać jej o imię. Głupio tak myśleć o kimś "Ruda". Przeskoczyłam ławkę i prawie wybiłam sobie zęby o klomb. Zaczynam żałować, że dzisiaj ubrałam te dżinsy - nie dość, że kończą się strasznie nisko i zimno w nerki to jeszcze nie mogę nóg wysoko podnosić. Nie znoszę takiego kroju spodni. Szybko minęłam klomb i już pełnym biegiem ruszyłam przez trawę. Szkoda mi było ją tratować, ale chyba nie miałam innego wyboru. Kiedy wpadłam na alejkę, musiałam wziąć kilka głębszych wdechów. Nie chciało mi się chodzić na basen to teraz na własnej skórze odczuję brak kondycji. No i proszę, czym kończą się samotne spacery w celu zrobienia kilku ładnych zdjęć. Zaczęłam się śmiać. No czym? Przeniesieniem na nieistniejącą "drugą stronę" i poszukiwaniem uciekającej książki? Całkiem przyjemnie zapowiada się dzisiejszy wieczór.

geerkoto 15-04-2007 19:48

"Ruda" zatrzymała się. Popatrzyła na Ciebie z miną "mój boże, jak tak można", brakowało tylko karcącego palca.
- Usiądź na chwilkę - mówiąc to, klapnęła rozkosznie (jak małe dziecko) na trawnik. - Ty chyba niewiele wiesz... Łysy nic Ci nie mówił? Nie Pytałaś go o nic?
Rozejrzała się uważnie po okolicy, wsłuchała w świergot ptaków (co ciekawe, teraz, gdy łapiesz oddech, serce wali jak oszalałe wyrażnie je słyszysz, czego nie przypominasz sobie wcześniej). Wszystko nagle wydaję się śmieszne.
Zwyczajny park, lub jeśli ktoś lubi nazywać rzeczy po imieniu ogród w stylu angielskim. Nawet jacyś ludzie pojawili się w zasięgu wzroku.
- Jak w kalejdoskopie... - Przeniosła wzrok na Ciebie - pytaj, bo widzę że jesteś zagubiona. Masz już jakiś plan? - przyjrzała się uważniej. - Ty chyba jeszcze nie do końca wierzysz w to co widzisz. Nie śpisz, to nie jest sen. Gwarantuję. Mogę Cię nawet uszczypnąć - uśmiechnęła się łobuzersko.
Jej dłoń zaczeła się powoli zbliżać "idąc" na dwóch palcach. Masz przeczucie, że z tym szczypaniem, to wcale nie żart. Co do przeczuć na temat jej orienatcji nie masz wątpliwości...

Latilen 17-04-2007 08:11

Udałam, że nie zauważam niezadowolonej miny Rudej. W tej chwili moje ciało wysyłało i tak za dużo bodźców do skołowanego umysłu.
- Usiądź na chwilkę. - mówiąc to, klapnęła rozkosznie (jak małe dziecko) na trawnik. - Ty chyba niewiele wiesz... Łysy nic Ci nie mówił? Nie pytałaś go o nic?
Niewiele się zastanawiając klapnęłam w ten sam sposób zaraz obok niej. Po czym położyłam się na trawie. Musiałam uspokoić oddech i serce. Błogie ciepło z nieba rozleniwiało. Śpiew ptaków koił umysł. Ciekawe, że dopiero teraz je zauważyłam... Ale wcześniej chyba też śpiewały? Zresztą, nieważne. Dalej w to jakoś nie mogę uwierzyć. W to wszystko. Pewnie dlatego, że ze mnie taki niedowiarek. Już tak mam. Jak wtedy, kiedy mój kot umarł - przyjęłam to do wiadomości dopiero, gdy na własne oczy (mimo usilnych starań mojej matki, aby mnie powstrzymać) zobaczyłam jego rozjechane ciało na jezdni we krwi. Paskudne wspomnienie. Aż mnie coś w żołądku... Muszę zając się czymś przyjemnym. Na przykład chłonięciem otoczenia. W powietrzu unosił się miły zapach wiosny. Sprężysta, żywo zielona trawa zdawała się taka realna... Zerwałam źdźbło i przyjrzałam mu się uważnie. Lśniący, wąski listek. Ugryzłam. Nawet smakowało, jak świeżo zerwana trawa. Przeniosłam wzrok na Rudą. W tym świetle, na tle starych buków o bladej pomarszczonej korze wyglądała ślicznie. Prawie jak Anioł. Z czerwoną aureolą. Boże, ale miałam ochotę zrobić jej zdjęcie.
- Jak w kalejdoskopie... - W tym momencie spojrzała na mnie. No i szlag trafił ujęcie. Odechciało mi się sięgać po aparat, a już prawie się zdecydowałam się poruszyć... Trudno. - pytaj, bo widzę, że jesteś zagubiona. Masz już jakiś plan?
Plan? No tak, nie jestem tu, żeby robić zdjęcia. Zdążyłam zapomnieć. Usiadłam. Mam Łysemu przynieść z powrotem książkę. Uśmiechnęłam się do siebie złośliwie, chowając głowę na moment między kolana. Ja nawet nie wiem, jak wygląda ta książka! Poprawiłam czerwone wsuwki trzymające krócej ścięte pasma włosów przy twarzy. Ciekawe, co też w niej jest takiego interesującego?
- Ty chyba jeszcze nie do końca wierzysz w to, co widzisz. Nie śpisz, to nie jest sen. Gwarantuję. Mogę Cię nawet uszczypnąć.
Mina Rudej nie wróżyła mi nic dobrego. A tym bardziej jej dłoń, która zaczęła się powoli zbliżać "idąc" na dwóch palcach. Jeśli Anioł, to Upadły przemknęło gdzieś na dnie umysłu.
Zaczynam się czuć przy niej niepewnie. Szybko otrząsnęłam się ze złych przeczuć, co do Rudej i klepnęłam ją delikatnie w idącą dłoń, śmiejąc się wesoło.
- Poddaję się! Wierzę, tylko nie szczyp! - rzuciłam radośnie wystawiając język, unosząc dłonie w geście "Nie strzelaj!" - Jestem Nika, a ty?
Podałam jej lewą dłoń i szybko się poprawiłam. Ale gafa! Bycie leworęcznym bywa kłopotliwe. A teraz poważnie. Najpierw muszę zapytać o okładkę książki i co o niej Ruda wie, następnie dowiedzieć się jak najwięcej o tych dwóch facetach, co tu przyszli przede mną. Jak wyglądali i jak dawno temu "zaginęli". A potem gdzie tej książki szukać. Ha! już wiem, w co się wpakowałam! W Misję Ratunkową!! Super. Uśmiechnęłam się kwaśno. Zmieniam zdanie, najważniejsze w tej chwili jest...
- O co chodzi z tymi anomaliami? Wpływa to jakoś na Imagowanie?

geerkoto 19-04-2007 14:03

Uderzając w dłoń spostrzegłaś, że Ruda otrząsnęła się. Popatrzyła na Ciebie badawczo, westchnęła.
- Masz chyba naturalny talent do wpływania na ludzi, bo ja zwykle... wiesz... ja jednak wolę chłopców...
Uścisnęła dłoń, uśmiechając się życzliwie, z wyrozumiałością.
- Na mnie mówią Kociak, to kwestia podobieństwa do postaci z komiksu. Przylgnęło, a ja się przyzwyczaiłam.
Zaczęła opowiadać o spotkaniu z "tamtymi facetami", krótkim spotkaniu wczorajszego wieczora (biorąc pod uwagę czas po tej stronie), które niewiele wniosło i zapewne niewiele wskazówek mogłoby wnieść. Pojawili się na chwilkę, powęszyli, a później zniknęli, prawdopodobnie wrócili na "tamtą" stronę.
Opisać ich nie potrafiła, byli całkiem wysocy jak na niewysokich, całkiem pulchni jak na chudzielców, w końcu dała sobie spokój.
Co zaś się tyczy wyglądu książki, to zasugerowała zrobienie jej zdjęcia. Widząc zdumienie, wytłumaczyła:
- Jeśli zrobisz puste zdjęcie, to możesz wimaginować tę książkę na kliszę i gotowe. Co prawda trzeba by jeszcze zdjęcie wywołać, no chyba że masz cyfrówkę. Zresztą, ja się na fotografice nie znam, więc to ty coś wymyśl.
Popatrzyła na Ciebie badawczo.
- Anomalie. No tak, się rozgadałam, a to w sumie dosyć istotne. Każda imaginacja powoduje deformacje rzeczywistości. To chyba taki mechanizm kompensacji zmian jakie potrafimy wprowadzić... Wiesz czasami przypadkowo ingerujesz w prawa fizyczne, chemie otaczających cząstek... - odwróciła głowę, śledząc lecącego ptaka. - Spójrz na tego ptaka, rzeczywistość łata na szybko te dziury w logice i zwykle pojawiają się błędy.
Ptak zawzięcie machał skrzydłami, jednak pomimo wysiłków leciał wyłącznie w bok, jak gdyby zwiewany bardzo silnym wiatrem, co jednak wykluczały nieruchome korony drzew.
- Nazywamy te błędy anomaliami, to lepiej brzmi. Zwykle są niewielkie... - spojrzała Ci w oczy. - ...i niegroźne. Czasami jednak zmiany są tak wielkie, że anomalie wykrzywiają okrutnie rzeczywistość. Wtedy dzieją się rzeczy naprawdę dziwne, często niebezpieczne... Czytałaś może "Piknik na skraju drogi" Strugackich? Tutaj potencjalnie wszędzie jest Strefa...
- Poza tym trudno powiedzieć coś pewnego na temat anomalii, one z natury są nielogiczne...
Przeciągnęła się, by przystąpić do swoistej rozgrzewki. Skłony, przysiady, wychwyty, wymyki, salta; w trakcie zapytała:
- Masz może jakiś pomysł, gdzie mogła uciec książka? Nigdy nie byłam książką. Co one lubią?

Latilen 19-04-2007 23:50

Wpływ na ludzi? To chyba tylko tutaj, ale mi to bynajmniej nie przeszkadza. Ziewnęłam, ale tak, żeby tego nie zauważyła... Hmmm Kociak. Rzeczywiście do niej pasuje. Zaśmiałam się w myślach. Ciekawe, z którego komiksu... Zresztą, mnie obrazki z małą ilością tekstu nie interesują, to bym nawet nie skojarzyła. Chwila, Coś mi przeszkadza w rozmowie. Tylko co...? A, gorąco mi. Brawo Jasiu. Uśmiechnęłam się do siebie krzywo i szybkim ruchem ściągnęłam mój błękitno-szmaradowy sweter. Rzuciłam go obok siebie i poprawiłam ramiączko żółtego topu. Niech mi ktoś przypomni, czemu ja się dzisiaj tak ubrałam? Mój czerwony tatuaż na lewym ramieniu prezentował się całkiem nieźle - wąż połykający własny ogon. W końcu dotarło do mnie, że od dłuższej chwili dziewczyna opowiada o wczorajszym spotkaniu. Ciekawe, ile w normalnym świecie minęło czasu odkąd tu jestem? Odkąd oni tu byli? Znów moje myśli błądzą. Ech, jestem straszna. Skupmy się. Wczoraj, pojawili się na chwilkę, powęszyli i zniknęli. I dobrze. Jeden z moich problemów właśnie się rozpłynął. Wystarczy, że muszę znaleźć książkę, która gdzieś tu biega wolna i radosna... O i znów straciłam wątek. Cholera.
- Jeśli zrobisz puste zdjęcie, to możesz wyimaginować tę książkę na kliszę i gotowe. Co prawda trzeba by jeszcze zdjęcie wywołać, no chyba, że masz cyfrówkę? Zresztą, ja się na fotografii nie znam, więc to ty coś wymyśl.
Że też na to nie wpadłam. Chociaż to logiczne, że na to nie wpadłam. Łysego też o nic nie zapytałam. Ha! Po po prostu dałam się znów ponieść impulsowi. Uśmiechnęłam się pod nosem, grzebiąc w torbie. Jak zwykle, potem przez to same problemy. Ale nie da się ukryć, że w ten sposób jest o wiele ciekawiej. No w końcu trafiłam ręką na aparat. Ta moja torba to jak jedna wielka, czarna dziura. Ech. Kociak mówił coś o anomaliach. Co jest ze mną? To pewnie przez tą pogodę tutaj. To musi być to. Zresztą używała za trudnych słów, jak na mój skołowany umysł. A może się mylę? A, nic mi się nie chce. Zresztą deformacja rzeczywistości nie brzmi wesoło i nazbyt przyjemnie. Może po prostu lepiej niektórych rzeczy nie wiedzieć?
- Spójrz na tego ptaka, rzeczywistość łata na szybko te dziury w logice i zwykle pojawiają się błędy.
Popatrzyłam na biedne zwierzątko spychane w bok przez nieistniejący wiatr. Musiałam przysłonić oczy, żeby nie oślepić się słońcem. Westchnęłam. Mechanizm kompensacji spowodowany Naszą ingerencją? Ledwo się tu pojawiłam, a już mi przygotowali takie coś. Ja myślałam, że się uwolnię od praw Newtona, a tu proszę: Akcja równa się reakcji. Cholerna fizyka, wszędzie się wepchnie. Wróciłam do zabawy aparatem. Mój ukochany, kupiony za ciężko zarobione pieniądze (przez dwa miesiące walczyłam ze sobą i co dzień na wakacjach pracowałam twardo w hotelu jako recepcjonistka) cyfrowy Canon 520... Dopadł mnie błogostan, ale szybko go pokonałam i nacisnęłam mały przycisk ON. Nie takie cudo z niego, ale jest mój. MÓJ. A to się liczy.
- Nazywamy te błędy anomaliami, to lepiej brzmi. Zwykle są niewielkie... - głos Kociaka przybrał takie delikatny zimny odcień, jakby szczypta niepokoju gdzieś tam, skrzętnie ukrywanego. Spojrzała mi w oczy. Tak, niepokój i może cień strachu?
- ...i niegroźne. Czasami jednak zmiany są tak wielkie, że anomalie wykrzywiają okrutnie rzeczywistość. Wtedy dzieją się rzeczy naprawdę dziwne, często niebezpieczne... Czytałaś może "Piknik na skraju drogi" Strugackich? Tutaj potencjalnie wszędzie jest Strefa...
Zmarszczyłam brwi. Coś mi ten tytuł mówił. Oprócz tego, że autorzy to najlepsi rosyjscy pisarze SF i moja matka za nimi przepada. Chyba zaczęłam nawet czytać (i jak zwykle nie skończyłam), wiem że "Ślimak na zboczu" mi się podobał. Chwila. Strefa? I nagle zapaliła mi się czerwona żaróweczka. To nie tam przypadkiem ginęli stalkerzy, kiedy dotykali tego, czego nie powinni? Zepsuł mi się humor. No to po moich mrzonkach, że "nic mi nie będzie" i "umrzeć tu się nie da". Pies to brał... Zagryzłam wargę. W międzyczasie Kociak zaczął uprawiać coś na kształt gimnastyki. Skojarzenia z wiecznie opuszczanym WF-em w szkole były nieodparte. No dobrze, bez salt i wychwytów. Dziewczyny w mojej klasie to przeciętne panny, a nie mistrzynie w karate.
A tak, włączyłam aparat. Spojrzałam na niego. Hm, a gdyby to tak trochę ubarwić? Odłowiłam jeszcze notatnik i ołówek z torby i pieczołowicie wyrysowałam na kartce w linię schematyczny, ale dokładny szkic książki. Gruba oprawa, z miedzianymi okuciami. Kartki szyte, grzbiet wygięty w łuk. Pomyślmy. Zamknęłam na chwilę oczy. Przypomniałam sobie lekko zatęchły, specyficzny zapach knajpy Łysego. Jego głos. Wyobraziłam sobie, jak musiał siedzieć przygrabiony przy ladzie i delikatnie odwracać zżółknięte karty starej księgi. Może były tam stare ryciny, miniatury i inicjały kolorowym tuszem wyrysowane? Albo coś bardziej prozaicznego - błyszczące, barwne zdjęcia? Okładka na pewno pachniała starą książką - ten specyficzny, lekko gorzkawy posmak, jak dobra kawa i... pstryknęłam zdjęcie.
- Masz może jakiś pomysł, gdzie mogła uciec książka? Nigdy nie byłam książką. Co one lubią?
Przez chwilę nie bardzo rozumiałam, co usłyszałam. Kociak coś powiedział, ale właściwie do mojego umysłu dotarł tylko jej psotny, barwny głos. Spojrzałam na nią, jakby starając się sobie przypomnieć, czy rzeczywiście tu przy mnie jest.
- Że co? - zapytałam inteligentnie, po czym w końcu otrzeźwiałam. I zaczęłam się śmiać. "Nigdy nie byłam książką?" Po czym szybko się zreflektowałam, że "tu" to może rzeczywiście możliwe... O czym może myśleć zszyta i oprawiona hałda papieru? Logicznie rozumując, jeśli się przestraszyła pewnie wróciła do miejsca, gdzie czuje się bezpiecznie. Gdzie ma inne książki, które dotrzymają jej towarzystwa i gdzie nie będzie czułą się wyobcowana. No i pewnie muszą zostać spełnione odpowiednie warunki. Ciepło, sucho, zero zagrożenia pożarem. Logicznie myśląc jak na człowieka. A jak może myśleć książka?
- Toś mi zabiła ćwieka. - podrapałam się po głowie. No tak, trzeba było zapytać Łysego skąd wziął to nieszczęsne tomiszcze i o czym było... To ułatwiłoby sprawę. O wiele. Klepnęłam się w czoło. Aż plasnęło. Telefonu w życiu nie wyimaguję, bo nie wiem, co to ma w środku. Ech.
- Kociak, nie ma tu jakiegoś telefonu? - plan był prosty, znaleźć telefon i ruszyć za tropem. Spojrzałam na dziewczynę. - Albo czegoś, żeby skontaktować się z Łysym?
Nie chciało mi się wracać z powrotem, poza tym obiecałam, że wrócę dopiero z książką... Spojrzałam na aparat. Ciekawe, czy udało mi się zdjęcie? Przeszłam z trybu "Zdjęcie" na tryb "Pamięć", a na ekranie pojawiło się...

geerkoto 20-04-2007 23:15

...na ekranie pojawiło się zdjęcie książki. Kociak zerknęła przez ramie na wyświetlacz.
- A więc to ta! - wykrzyknęła prosto w Twoje ucho. - Kurcze, strasznie niesympatyczny wolumin, można by rzec nawet: "złośliwa makulatura", czy jakimi tam wyzwiskami się obrzucają te stare tomiszcza... Nieważne. A telefonicznie będzie ciężko. To znaczy do Łysego...
Wyprostowała się, wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić spokojnie. Zaczęła od wytłumaczenia problemy niezborności obu wersji rzeczywistości. Z jej wywodu można było wywnioskować, że "tu" i "tam" są względem siebie jak lustrzane odbicia; co miałoby wytłumaczyć, dlaczego "tu" jest tak bardzo nielogiczne, natomiast "tam" tak bardzo stabilne. Lustrzane odbicia zaś nie potrafią się kontaktować, ponieważ nałożenie ich na siebie je wyklucza, poprzez zniknięcie; co wyklucza zaś sens kontaktu... (Jeśli przestałaś słuchać tych zawiłości to przejdź do następnego akapitu) Będąc przy lustrach wspomniała tylko w parunastu zdaniach na temat pewnych spekulacji: bo jeśli mamy do czynienia z lustrzanym odbiciem, to która strona jest oryginałem? Może obie są odbiciami jakiegoś zupełnie innego (może całkiem wypośrodkowanego) świata? Może oba są jedynie fragmentem olbrzymiej międzywymiarowej matni wypełnionej fantastyczną ilością permutacji... Niestety lustra przypomniały jej o chiralności, co zaowocowało krótkim wykładem na temat "fenomenu dominacji konformacji L-aminokwasów" po obu stronach, co koresponduje z ułożeniem serca po stronie lewej, zarówno u nas, jak i...

(Następny akapit)
Kociak zawiesiła nagle głos. Spojrzała na Ciebie nagle zawilgłymi oczami.
- W końcu i tak byś się dowiedziała... Tak jestem z "tej drugiej" strony, z popieprzonego świata cudów - nastała niezmącona cisza, park jak gdyby opustoszał. - Do Łysego najlepiej wysłać list, u nas poczta działa absurdalnie dobrze... - spróbowała się uśmiechnąć. - Listy żyją własnym życiem, nie trzeba wiele imaginować, by docierały nawet na drugą stronę natychmiastowo - rozgadawszy się wrócił jej dobry nastrój, zaśmiała się nawet nagle. - No i teraz mogę Ci spokojnie wytłumaczyć to "bardzo śmieszne" stwierdzenie: nigdy nie byłam książką... - sarkazm wręcz zaczął się skraplać na źdźbłach trawy, co gdyby wydarzyło się dosłownie zapewne nie zrobiłoby już na Tobie tak wielkiego wrażenia. - Czasami budzisz się rano i jesteś czymś innym, u nas tak się żyje... Wiem to zabawne, ale gdybyś miała cały dzień być na przykład psem, to zmieniłabyś zdanie.
Słuchając Kociaka wyczułaś docierającą do twoich nozdrzy woń "ten specyficzny, lekko gorzkawy posmak, jak dobra kawa". Zerknęłaś na kartkę, która nie zmieniła się w żaden sposób, po czym kierowana impulsem powąchałaś ją. Rysunek zaczął pachnieć książką.
Obserwując Twoje zachowanie Kociak zainteresowała się kartką:
- Nie chcesz chyba jej tu sprowadzić? Na Wasze realia to byłoby jak transportować czołg przy pomocy katapulty... No chyba, że masz jakiś genialny plan, jak nadać chociażby pozory sensu tej czynności.

Latilen 21-04-2007 10:13

Pojawiło się zdjęcie. Udało się! Jestem z siebie dumna. Uśmiechnęłam się lekko złośliwie do swoich myśli. Kociak pochylił się nade mną i poczułam lekko słodkawy zapach jej dezodorantu. Miała niezły gust.
- A więc to ta! - krzyknęła prosto w moje ucho. Myślałam, że na chwilę ogłuchłam i odsunęłam głowę od dziewczyny, żeby słuchu nie stracić na zawsze. - Kurcze, strasznie niesympatyczny wolumin, można by rzec nawet: "złośliwa makulatura", czy jakimi tam wyzwiskami się obrzucają te stare tomiszcza... Nieważne. A telefonicznie będzie ciężko. To znaczy do Łysego...
"te stare tomiszcza"? Się obrzucają? Czyli to nie pierwsza lepsza książka, którą można kupić w każdej księgarni? To bosko. Już miałam o to zapytać, kiedy Kociak rozpoczął wprowadzać mnie w tajniki niezborności obu rzeczywistości. Błagam tylko nie fizyka!! Westchnęłam i rozejrzałam się dokoła. Oczywiście subtelnie, nie chciałam jej obrazić, ja po prostu dzisiaj nie jestem w humorze słuchać wykładu o lustrzanych odbiciach. Zwłaszcza, że wczoraj zdawałam fizykę w szkole i jakoś mnie odrzuca... Może dlatego, że NIE ZDAŁAM?! Dobra, teraz to nie ważne.
Park niewiele się zmienił. Kilka osób przechadzało się po żwirowych alejkach, drzewa delikatnie szumiały poruszane wiatrem, trawa błyskała zielenią sprawiając, przynajmniej mi, niesamowitą przyjemność swoją świeżością. I nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się dyskretnie, przysłoniłam dłonią oczy, ale nikogo tam nie było. E, musiało mi się wydawać, poza tym...
Kociak zawiesił głos. Spojrzałam na nią i zobaczyłam jej wilgotne oczy. Jeszcze chwila i się rozpłacze. Może nie? Mama nadzieję, bo umiejętność "pocieszanie" nigdy nie było moją mocną stroną.
- W końcu i tak byś się dowiedziała... Tak jestem z "tej drugiej" strony, z popieprzonego świata cudów - nastała niezmącona cisza, park jak gdyby opustoszał. Zamarłam, ale dzięki bogu nie rozbiłam brody o ziemię. Mogłoby boleć. Westchnęłam i poprawiłam wsuwki. Okej, należy do tego świata, ale ja się pytam, I CO Z TEGO? Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Chciałam ją przygarnąć do siebie, ale za słabo się jeszcze znamy. Jakoś tak by mi głupio było...
- Do Łysego najlepiej wysłać list, u nas poczta działa absurdalnie dobrze... - spróbowała się uśmiechnąć. Wstałam i przeciągnęłam się cały czas udając, że nie zauważyłam jak jej głos się zmienił. Tak, jakby zestarzała się o 10 lat. Poklepałam ją po ramieniu. - Listy żyją własnym życiem, nie trzeba wiele imaginować, by docierały nawet na drugą stronę natychmiastowo - rozgadawszy się wrócił jej dobry nastrój, zaśmiała się nawet nagle. - No i teraz mogę Ci spokojnie wytłumaczyć to "bardzo śmieszne" stwierdzenie: nigdy nie byłam książką... Czasami budzisz się rano i jesteś czymś innym, u nas tak się żyje... Wiem to zabawne, ale gdybyś miała cały dzień być na przykład psem, to zmieniłabyś zdanie.
Jej sarkazm świadczył, że poziom humoru powoli wzrasta. I dobrze. Wcale nie chciałam, żeby się zmartwiła czy coś...
- Wiesz, psem może nie, ale po "naszej stronie" też nie zawsze jest ciekawie. - starałam się wymyślić, jakiś dobry przykład, ale zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy - Mój ojciec kiedyś powiedział: Monotonia zabija. - inna sprawa, że zrobił to, kiedy odchodził od matki do młodej studentki. - I ja mu wierzę.
Nagle poczułam ten specyficzny zapach książki. Spojrzałam na notatnik, który trzymałam nadal w dłoni. Powąchałam kartkę. Niemożliwe, rysunek zaczął pachnieć książką!
- Nie chcesz chyba jej tu sprowadzić? Na Wasze realia to byłoby jak transportować czołg przy pomocy katapulty... No chyba, że masz jakiś genialny plan, jak nadać chociażby pozory sensu tej czynności.
Przed moimi oczami pojawił się obraz: ja w hełmie wojskowym stoję przy dźwigni drewnianej katapulty, a na niej stoi niemiecki czołg z czasów drugiej wojny światowej - PzKpfw V "Panther". Zaczęłam się śmiać. Oj, coś mi dzisiaj wesoło. Kucnęłam, szybko wyrwałam kartkę i napisałam szybko kilka zdań. W międzyczasie rzuciłam do Kociaka:
- Może nie dzisiaj. Podoba mi się tu, więc wolę trochę jeszcze się poszwędać. Chyba ci to nie przeszkadza? - popatrzyłam jej wyzywająco w oczy, unosząc jedną brew. Po czym przyjrzałam się kartce. Drogi Łysy, zapomniałam zapytać: Skąd wziąłeś tę książkę i o czym była? Bardzo by mi to pomogło. Nika. Skupiłam na liście uwagę i znów wyobraziłam sobie bar Łysego. Duszną atmosferę, przyjemny półmrok, specyficzny zapach drewna nasiąkniętego piwem i spokój, jaki tam panował. Otworzyłam oczy i głęboko odetchnęłam. Mam nadzieję, że to wystarczy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:33.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172