Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2007, 11:30   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Proch, wóda, kobiety i krew...

Kobieta warta grzechu



Rano już jej nie było. Został po niej zapach w gorącej jeszcze pościeli. Czy spotkają się jeszcze? Czy warto było dla niej spróbować zmienić swój los? Sen rozmyślał chwile leżąc jeszcze w łóżku. Potem ruszył się ociężale, bo ból w brzuchu nie dawał mu spokoju. Chyba był głodny...
Nagle zorientował się, że coś jest nie tak. Coś w powietrzu, zapach prochu! Jak w jakimś amoku trafił za drzwi łazienki... Becky, leżała w kałuży swojej krwi. Jeszcze żyła. Gdy go zobaczyła wyciągnęła do niego rękę i starała się coś powiedzieć. Nie udało jej się, zamiast tego z ust wyciekła krew. Padł tuż przy niej i wziął ją w ramiona. Chciał krzyczeć – Nie umieraj, pokochałem cię dopiero! Czemu teraz, właśnie teraz? Rozpacz i niewypowiedziane słowa. Czuł się bezsilny. Umarła zaraz potem.
Slim to musiał być on. Zabił jej matkę. Wczoraj próbował zabić Becky, teraz mu się udało.
Sen musiał coś zrobić! Czemu Slim zaczął zabijać? Zawsze chodziło mu o kasę. Czemu więc nie zabił go, skoro tu był? Musiała zginąć bliska mu osoba?
Sen przez moment poczuł się jak zaganiane do zagrody bydło. Poczuł niemoc. Ból w brzuchu się nasilił, ból zbliżającej się śmierci. Czy uda się mu przechytrzyć los?
Sreanford, Slim i ta zabójcza piękność Mercedes. Musiał się dowiedzieć co ich łączyło.

* * *

Anioł Miłosierdzia



- Nie idź jeszcze – wypowiedział do dziewczyny, w ostatnim momencie, potem zapanowała chwila ciszy. Na twarzy dziewczyny widniał strach.
- Nie zrozum mnie źle, ale przypominasz mi kogoś. W tym zawodzie spotyka się wiele piękności, tylko niektórych twarzy się nie zapomina – Pedro był ewidentnie zakłopotany, widząc to dziewczyna się uspokoiła – Powiedz jak nazywała się twoja matka?
Dziewczyna posmutniała nagle i spojrzała na swoje przemoczone buty.
- Proszę pana, ja nie mam mamy.
- Jak to nie masz matki! – krzyknął zdziwiony
- Wychowałam się w sierocińcu Św. Franciszka, ale proszę, niech mnie pan tam znowu nie oddaje, błagam, nie chcę! – dziewczyna zbliżyła się do Pedra i padła na kolana, łapiąc go za wielką dłoń swoimi kruchymi paluszkami.
Przez moment poczuł jej zapach. Był taki nęcący, do tego te piękne zapłakane oczy i zmysłowe usta. Przecież to Dziecko! I cóż te dziecko powiedziało? – znowu?
- Jak to znowu? – wypowiedział machinalnie – przecież... jak to? Lucilla Streanford! – potrząsnął dziewczyną aż ta zaniemogła ze strachu i wpadła w panikę
- Ja... nie powiedziałam znowu! Nie wiem o co chodzi! Proszę, niech mnie pan puści!
W końcu puścił ją. Chciał ją odesłać, ale teraz kiedy zrozumiał, nie mógł dać jej odejść!
- Kim jest twoja matka! Gadaj i to już, nie uwierzę więcej w żadne kłamstwo rozumiesz? – wydarł się na wciąż płaczącą ze strachu dziewczynę.
- W karcie przyjęcia było napisane Mary W. Tylko tyle, ale nie widziałam tej karty, nam nie wolno.
- Kim jest twój ojciec, w karcie musiało być coś! A jeśli nie było, to znaczy, że twoja matka...
- ... była dziwką. Tak wiem! – gdy Perdo puścił ją ona w końcu się wyrwała i zbliżyła się powoli do drzwi.
- Skąd wzięłaś to nazwisko! Gadaj! No gadaj! – dziewczyna jednak zacisnęła usta i nie chciała wypowiedzieć ani słowa.
- Steanford! Nie jesteś głupia, powiedz, powiedz czemu akurat to?!
- Nie chcę tam wrócić! Chcę odnaleźć swoją matkę, rozumiesz? – dziewczyna zaczęła krzyczeć i płakać, była roztrzęsiona i rozpalona chyba z gorączki – Podsłuchałam rozmowę sióstr. Przez te lata płaciły na moje wychowanie dwie osoby: alfons i była dziwka. Mówiły też, że jestem córką jakiegoś Streanforda, choć w karcie nie ma nic! Rozumiesz? Chcę tylko znaleźć moją matkę i zapytać ją czemu? Czemu mnie oddała?! Czemu mnie nie kocha?! Musisz mi pomóc, bo to wszystko przez ciebie!
 

Ostatnio edytowane przez Rhamona : 09-05-2007 o 12:24.
Rhamona jest offline  
Stary 24-05-2007, 13:39   #12
 
OZ40's Avatar
 
Reputacja: 1 OZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodze
Kobieta warta grzechu

Jebana złość, pieprzona rozpacz, kurewski żal
-Dlaczego!? Dlaczego ona musiała zginąć?!
Slim! Wiem, że to ty skurwysynu! Zabiłeś mi matkę, teraz zabiłeś ukochaną dziewczynę. Gdzie jest ta pieprzona bluzka?! Nie daruje ci tego! Samochód! Zostawiłem go nie daleko. Czemu choć raz nie mogę wyjść z jakiegoś budynku normalnie? Zawsze robię to oknem.

Stoję na metalowych schodach jeszcze mokrych od nocnego deszczu. Łeb boli mnie nie wymiernie. Jakim cudem ktoś zdołał ją przy mnie zabić? Czemu się nie obudziłem? Znów boli mnie żołądek. Kiedyś przez to zdechnę. Co teraz?

Minęło pięć minut. Siedzę w gruchocie swojego kumpla. Myślę, w głowie szukam adresów, które mogą mi się przydać. John. Mieszkasz na odludziu i to będzie twój błąd.

Dziesięć minut i jestem pod jego domem. Otwieram bagażnik i szukam jakiejś broni. Nie ma tu nic, co mogłoby się przydać. Biorę jedynie młotek. Pewnym krokiem przechodzę podwórko. Ten skurwiel pewnie jeszcze śpi. Pamiętam jak łamał mi palce. Teraz ja go połamie. Cicho otwieram zamek i po ścianach wpieprzam się na pierwsze piętro. Bezszelestnie wchodzę do jego sypialni jak jakiś pieprzony bohater komiksu. Delikatnie budzę dziwkę, która leży u boku tego sukinsyna. Jest zapłakana. Cicho szepcze mi do ucha bym i za nią się zemścił. Nie ma sprawy dziecino. Odchodząc zostawia pistolet. Spluwa może się przydać. Co teraz? John jest twardy. Jak zmusić go do gadania? Rozglądam się po pokoju. Biorę młotek w dłoń.
-Ene... due... rike... fake... pierdol... dziwke... prosto...
Nie trzeba było nic więcej. Ciszę poranka przerwał głośny krzyk. Muzyka dla mych uszu. Patrzę jak pościel nasiąka krwią. Zaciskam dłonie na jego szyi. Puszczam z rzadka by mógł coś z siebie wyksztusić. Nie chce mówić. Młotek. Góra. Dół. Krzyk. Z jednym sprawnym kolanem ciężko się tańczy. Nie pomogło. Młotek. Góra. Złamał się. Jednak nie był taki twardy jak mówili. Może to widok własnych kości tak go przeraził?
Zostawiam tego śmiecia na pastwę losu. Złamałem mu drugie kolano, poprzebijałem dłonie i urwałem jaja. Ona mnie o to poprosiła.
Znów jadę przed siebie. Filip. Padło to imię. Filip O’Mez. Nie znam go. Dochodzi ósma. Ładny dom. Podobno on ma wiedzieć coś więcej o tej dziwce. Według Johna Slim wyjechał z miasta. Nie wierzę w to i wiem, że znajdę go na pewno. Patrzę się w okna. Czekam na jakiś ruch. Skradam się po podwórku. Ktoś jest w kuchni. Męska sylwetka. Zakładam kaptur. Rozbieg, krótki skok. Wlatuję przez okno, dookoła rozsypują się kawałki szkła. Ląduje na prostych nogach. W ułamku sekundy łapie za gardło faceta, który stoi przede mną. Jest całkowicie zszokowany. Widzę w jego oczach strach. Czuje strzał adrenaliny.
-Filip?!
Biedak potwierdzająco macha głową. Rzucam go na lodówkę. W amoku tracę nad sobą panowanie. Podnoszę dłoń. Szybki ruch. Nożem przytwierdzam ją do blachy. Skurwiel za głośno krzyczy. Jeden cios, zemdlał. Skurwysyn. Czekam aż się obudzi. Przy okazji robię sobie kanapkę, piję kawę. Od razu czuje się lepiej. Budzi się. Patrzy na mnie przerażonym wzrokiem.
-Mogę skończyć na tej jednej dłoni, jeśli będziesz mówił. Rozumiesz?
Mówię spokojnie, niech ten drań się boi. Nie ma sprzeciwów. Filip, informator Slima.

To właśnie ten sukinsyn znalazł moją matkę, wiedział gdzie będę nocować, gdzie była Becki tego wieczoru, gdy zabiłem ci brata Slim. Skończyły się dostawy informacji. Jadę samochodem i patrząc w lusterko myślę nad tym, co zrobiłem dla tego biedaka. Dziwne, że nie dałem rady włożyć mu pięści do gęby. Musiałem poszerzyć mu uśmiech. Musiałem, by wyrwać mu ten pieprzony język. Musiałem!!

Nim wypowiedział ostatnie słowa swego nędznego życia zdążył powiedzieć coś na wagę złota. Slim i Mercedes. Wspólnicy. Slim chciał wykończyć mnie tym, że pozbędę się Streanforda, który przeszkadza tej suce. Proste. Cała wina poszłaby na mnie. On miałby czyste ręce. Tylko mam jedno pytanie? Co wspólnego z tym wszystkim ma Streanford? Coś tu nie gra. To nic. Może od tej suki dowiem się czegoś więcej.

Mija piętnaście minut. Stoję na schodach domu w bogatej dzielnicy. To tu ma mieszkać ta suka. Co ja zrobię? Przecież nie skuje jej gęby. Może?

Minęła chwila. Siedzę na dachu. Patrzę w okno sypialni. Myślę nad tym, co mam zrobić. W głowie mam pustkę. Po cichu otworzyłem okno. Stoję i patrzę się na ciało pięknej kobiety artystycznie zmieszane z atłasem pościeli. Podchodzę do drzwi i przekręcam klucz. Zastawiam je szafką. Biorę krzesło stojące gdzieś pod ścianą. Pewnie w domu jest paru ochroniarzy. Poradzę sobie. Jedwabnymi apaszkami przywiązuje jej ręce do poręczy. Oby nie krzyczała. Nie chce jej skrzywdzić. Siadam. Czekam. Ale się wjebałem.
 
OZ40 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172