Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2008, 23:52   #181
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Przysluchujac sie rozmowie szlachcicow w karczmie zebranych, dumala pani Helena nad zawilosciami sciezek po ktorych los ja wodzil. Nie dalej jak dwa lata temu byla szczesliwa mezatka otoczona opieka czlowieka, ktorego moze i nie kochala ale szacunkiem i swego rodzaju przywiazaniem darzyla. Dzieki to niemu kunszt swoj w spokoju szkolic mogla nie narazajac glowy swej niewiesciej na plotki ni zadne pomowienia. Radosne to byly dni, szczesliwe, a jeszcze szczesliwsze noce. Lecz wszyscy wiedza iz co dobre nie trwa dlugo. Tak to tez i bylo w jej przypadku, a sprawca owej odmiennosci zycia siedzial tu wlasnie i miod popijal o nia wypytujac i na lupy snadne chetke majac. Z jakaz to przyjemnoscia podeszla by byla i stanawszy przed nim noz, az po rekojesc wbila. Nie z zalu za utraconym, a z mrocznej zemsty, ktora w jej sercu palala, a ktora jedynie smierc tych, ktorzy odwazyli sie reke wyciagnac po jej wlasnosc ugasic mogla.
Z jakaz to checia, lecz czy mogla? Czy dla wlasnego zaspokojenia na szwank misje wazniejsza wystawic by sie odwazyla? Moze, gdyby jej kochankiem kto inny byl i kto inny jej owe zadanie zlecil. Oddala sie wiec niewiasta marzeniom na jawie glaszczac jednoczesnie zdobna szabli klinge i blyskajac w mroku bialymi zabkami niczym wilk gotujacy sie by zanurzyc je w szyji przeciwnika.

Tymczasem zdac by sie moglo, ze mysli jej i humor z pogada sie lacza gdyz blyski i grzmoty przybraly na sile, a deszcz coraz glosniej o szyby dzwonic poczal. Zerwal sie tez wiatr i wyc poczal niczym dusza potepiona do wtory burzy co nad karczma zawisla. W karczmie zas takze spokoju nie bylo, bo jakze by mogl byc przy takich kompanach. Z rosnacym zadowoleniem sluchala wiec zdan wymiany pomiedzy panem Mateuszem, ktorego wczesniej zaszczyt poznac miala, a Pogorzelskim, ktorego tak chetnie trupem by widziala. Widac pod jej nieobecnosc z nimi plan wczesniej powziety zmianie ulegl gdyz bez watpienia w tejze chwili waszmosc Antkiewicz wyzwal swego rozmowce na pojedynek. Serce niewiasty z radosci omalze z piersi nie wyskoczylo, a szabla niemal sama w dlon skoczyla. Nie zwracala tez pani uwagi zbytniej na towarzyszacego jej pana Stefana wiedzac, ze maza tego do udzialu w burdzie nie trzeba zachecac, a widzac, ze ona z tylu nie stoi dlugo nie bedzie sie zastanawial.

Zdala tez sobie pani Debska sprawe, ze przecie osoba Pogorzelskiego az tak wazna dla planow nie jest bo wystarczy, ze jeden z jego kamratow przezyje by wiesc dotarla do wlasciwych uszu. Snadniej tez i ptaszek z gniazda wyfrunie gdy przy okazji lupow grabiezy widzec bedzie szanse na zemste za mord wiernego kompana. Z drugiej jednak strony w mysli wmieszal sie jej pomysl iscie szatanski. Otoz gdyby teraz ukryc nienawisc i stanac po stronie Pogorzelskiego i kompanow jego, roznoszac na szablach owa czworke co przybyla wiesci rozsiac, wtedy duza szansa istniala na przychylnosc chama, a co za tym idzie mozliwosc dotarcia do Rozynskiego stala otworem. Coz ja bowiem obchodzily motywy pozostalych by przeciw niemu stawac skoro ich smierc jej sprawe latwiejsza uczynic mogla. Zemsta nie zajac i na nia czas przyjdzie.

Zamarla wtedy Helena w polowie ruchu, ktory czynila niepewna jak postapic powinna. Z jednej strony niczym oni jej nie zawinili. Z drugiej ich z tego swiata zejscie pieknie by zadania wykonanie przyspieszylo. Czy jednak godzi sie tak postepowac?
Niewiedzac juz w koncu co powinna zrobic uciekla sie do mocy, ktora w niej plynela. Upewniwszy sie, ze oczy wszystkich na parze kogucikow sa utkwione obnazona wczesniej szabla rozciela delikatna skore wnetrza dloni. Szkarlatna krew natychmiast strumieniam poplynela barwiac ostrze i skapujac na podloge u jej stop. Przez chwile przygladala sie temu nie czyniac niczego by potok powstrzymac, lecz wkrotce przyszlo opanowanie wraz z bolem nieodlocznym w takich przypadkach. Zacisnawszy dlon w piesc przymknela powieki i mruczac slowa pradawne skupila sie na efekcie ktory wywolac pragnela.

Z chwila gdy pierwszy z mezow do pojedynku skorych dotarl do drzwi karczmy wichura za nimi nabrala sily niezwyklej napierajac wiatrem tak iz jeno przy uzyciu sily ogromnej mozna by je otworzyc. Mrok nastal gesty niczym smola w kotle piekielnym. Wdzierac sie on poczal do izby i zdawac sie bylo, ze gasi i tak watle swiatlo jakie w niej bylo. Jednoczesnie pioruny walic poczely jeden za drugim rozjasniajac izbe upiornym swiatlem blyskawic. . Deszcz z nieludzka sila bebnic poczal w okna, a wsrod tego wszystkiego wycie sie rozleglo niepodobne do niczego co po bozym swiecie chodzi. Oto bowiem nadeszla chwila Sadu Bozego nad tymi co w owej karczmie sie zebrali.

Zas pani Helena opadla na krzeslo wciaz moca przepelniona lecz slaba na ciele. Ci co ewentualnie w tejze chwili zwrocili na nia baczniejsza uwage zdawac sie moglo, ze oto mlodzieniec ow usiadl zbyt sila zywiolu przestraszon by chocby chwile dluzej stac na wlasnych nogach.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 02-10-2008, 12:16   #182
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zdać się mogło, iż po myśli kompanionów układa się wszystko.
Informacje o taborze przekazano, w mniej czy bardziej obrazowy sposób majątek i brak roztropności Pani Dębskiej opisano. Wystarczyło jeno w zgodzie pozornej się rozstać i poczekać cierpliwie, aż podstęp owoce wyda. Po drodze jeszcze w mądry sposób miodu owego picia uniknąć.

Wyglądało na to, że Pan Mariusz, sposobem chytrym, od miodu odstąpił na okowitę apetyt wyznając, w ten sposób zrównując swe gardło z gardłem fundatora. Jeśli rzecz jasna zwać takowym można było Pana Pogorzelskiego. Może szlachcic ów do miodu jeno namawiał, zaś kompanija za trunek płacić miała. Może i całym majątkiem swoim, jako i gardłem, jeśli miód czym był zaprawion.
Wszelako słowa powiedzieć Pan Pogorzelski nie mógł. Nijak człekowi złe słowo rzec, gdy kto tenże sam trunek co on wybiera.

I gdy wszystko ku dobremu szło, nagle Pan Mateusz sporu z Panem Pogorzelskim szukać począł. Jakoby złe mu we łbie się zalęgło, alibo szaleju się najadł, nie wiedzieć jeno kiedy. Widno nie w smak mu było, że imć Pogorzelski nadyma się kieby kogut jakowyś, co na podwórku swoim ku słonku łeb wznosi i pieje.

Nawet anieli święci, gdyby po środku izby stanęli, z Michałem Archaniołem na czele, i tak żadnego z obu Panów Braci powstrzymać by zdolni nie byli. Może jedna Panienka Najświętsza, ale jej w karczmie tej Pan Jaksa się nie spodziewał. A gdyby słowo przeciwko awanturze owej bezrozumnej rzec raczył, to ani chybi obaj adwersarze zasiekliby go bez okiem mrugnięcia...

Wzorem Pana Mariusza i Pan Jaksa pistolet swój ukradkiem sprawdził, z którym od owej pod Kamieniem przygody nigdy się nie rozstawał. Nie byłoby honorowym Pana Pogorzelskiego ustrzelić, ale jego kompani, złość w oczach mający, pistolety widząc spokój zachować mogli i do pojedynku wtrącać się by nie chcieli. A ślepy by był Pan Jaksa, gdyby gotowości ludzi owych do czynów niecnych nie widział...

Człek rozsądny na deszczu ustanie by poczekał, lubo pod dachem z drugim szable skrzyżował, ale ni Pan Ankwicz, ni Pan Pogorzelski czekać nie zamiarował i w wody strugać ścinać się zamierzali. Co i dla tych, którzy pojedynek ów oglądać mieli niewygodę stanowić miało...

Jakoby na przekór obu adwersarzom niebiosa się rozwarły, strugi wody nasiliwszy i grzmot za grzmotem większy na ziemię posyłać poczęły. Wicher nawet, któren wzmógł się stokrotnie, drzwi trzymał, co by człek żaden na dwór wyjść nie zdołał. I wycie okrutne podle ścian gospody słychać się dało.

- Czort jakowyś tańcować zaczął - rzekł Pan Jaksa, krzyż uczyniwszy słowa owe powiadając. - Widno obwiesić się kto musiał...

Dziwnym mu się jeno zdało, że młodzik ów, co chwil temu parę do gospody wkroczył, w sposób dziwny na ławę opadł, jakoby burzą piekielną przerażon. Wąsaty był, a słaby widno kieby otrok albo i białogłowa...
 
Kerm jest offline  
Stary 17-10-2008, 14:58   #183
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Karczma Żyda Moszke


Straszno się stało na dworze i faktycznie niektórzy żegnać się zaczęli co pewnikiem nie czynili od roków paru. Ciemność na zewnątrz uczyniła się , a wiatr niezwykły zaczął na ściany i dach napierać, jakby sto czartów chałupy się uczepiło i chciało za jej węgły szarpać, by do piekła ją porwać.
Ulewa tak gęsto prażyć naczeła że by porozumieć się między sobą musieli prawie krzyczeć.

Żyd padł w kącie przy kominku i zawodził jakby demon już za kark go czepił i do piekła wlekł.

Zamarli na chwile wszyscy az pierwszy pogorzelski sie ozwał choc głosem zmienionym.
- No braciaszkowie zda mi się że Lucyper po czyjąś z duszy się wybrał co miedzy nami jest - i ucapił za krzyżyk co go na piersi miał, prawosławny, złoty i perełkami drobnymi wysadzanymi, bardziej bojarównie wdziecznej zwyczajny niz prostemu zawalidrodze. Wydało sie też niektórym, z Panów Braci, że w świetle łuczyw błysneło na nim czarno jakby kilka kropel krwi dawno zaschłej.
- Hospody pomyłuj - jeknął któryś z jego kompanionów widocznie bardziej grzechami bezecnymi naznaczony.

Nagle rozległ sie śmiech drwiący, cichy, aż niektórych po krzyżach ciarki przeszły i obejrzeli sie skąd pochodzi.
Stojący dotąd nieco w cieniu szlachcic z cudzoziemska przybrany wysunał sie nieco na srodek. Ujrzeli wszyscy twarz starsza już, pociagłą z iście diabelskim uśmieszkim.
- A cóz to morderco niewiast i dzieci sobie myslisz, ze po ciebie czart sam przyjdzie ? Głupiś był jak sobaczy chwost i teraz też jesteś gwałcicielu kobiet bezbronnych. Do piekła cię nie wezma gnojarzu, robakom, larwom białym cie rzuca, co cię juz za życią tocza.

Cofnał się Pogorzelski w tył a twarz mu śmiertelna bladość pokryla i wydalo sie wszystkim, że widza jak z oczu jego wypełzają juz przebrzydłe białe robaki, jak wiją się w ustach i kłebią.
- Ktos ty jest że tak smiesz do mnie mówić ? Na miejscu batogami zasmagać każę - ryknął Pogorzelski i chwycił za pistolet za pasem schowany.

- Nie poznajesz ? -zdziwił sie jakby szlachcic ów i postapił jeszcze krok naprzód by na srodku izby stanąć.
Teraz i w świetle pełniejszym poznali go i Panowie Bracia.

- Ligeza jestem - i znowu usmiech wykwitł mu na twarzy.

- Po mnie przyszedłeś ? - spytał głosem zmienionym Pogorzelskim.
- Po ciebie ? - zdziwil się Ligeza jakby taka rzecz zdała się mu niedorzecznoiścią - Prędzej bym się zgodził popom brody strzyc.
- Nie... Bic się mieliści to się bijcie.

- A dobrze -
poweselał jakby Pogorzelski - lepiej tu nawet niż na dworze.
- Ja kompaniona sobie dobiorę i ten szlachetka -
wskazał na pana Ankwicza - i tu sobie we czrterech potańcujemy, a reszta niech sie przypatruje.

Zyd słysząc to pomknął na czworakach za szynkwas i aczał tam rumor czynić.

Zaczeto stoły i ławy usuwać i pod ściany w krótce staneli na srodku izby Pogorzelski z Kozakiem jakimś u boku swoim.
- No wychodz szlachetko jak cie strach nie obleciał.

Nadworze jakby ulewa wzmogla sie jeszcze jeno wiatr ścichł.
 
Arango jest offline  
Stary 22-10-2008, 13:41   #184
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Ligenza się wnet pojawił i z Pogorzelskim krótką acz ciekawą konwersacyję przeprowadził. Nie wypadało się nie przywitać ze znajomym szlachcicem i pomimo, że Mariuszowi ciarki po plecach przebiegły – najpewniej wskutek mrocznej atmosfery, przywitał się jak nakazywał obyczaj.

- Witaj Panie Ligenzo, Opatrzność widzę łączy co rusz nasze drogi, - uśmiechnął się i skwapliwie obserwował reakcję Ligenzy- nie tak dawno przecie się widzieliśmy. Jak już skończymy porachunki z tym parchem to myślę, że Waszmość z nami się napijesz. Bo ten tu nie wart wspólnego wychylenia kielicha – splunął jeszcze w kierunku Pogorzelskiego, co by go nieco z nerwów wybić a i żeby innego przeciwnika do pary już nie szukał.

Znał Mariusz walkę kozaków, nie raz z nimi lub przeciw nim walcząc uznał się więc za najodpowiedniejszego do pojedynku. Miał ufność w swą znajomość fechtunku. Nie zamierzał długo borykać się z przeciwnikiem lecz jak najszybciej z walki go wyłączyć i Mateuszowi pomóc w starciu. Dlatego też na głos rzekł wszystkim obecnym.

- Ja stanę.

Nic więcej nie mówiąc oddech zrównywał. Broń swoją za pazuchę schował wyjmując w jej miejsce poczciwą Szablę lisowczyków. Nie jednemu kozakowi i tatarowi głowę skróciła, szykowało się na kolejnego. Srogo spojrzał w lice przeciwnika, jakby żegnając się z nim zawczasu. Pojedynek musiał być krótki, gdyż Pogorzelski nie wyglądał na woja z pierwszej łapanki. Mariusz niewiele zaś miejsca pozostawiał przypadkowi.

Miejsce właściwsze dobrał, aby mu światło z lamp nazbytnio nie przeszkadzało. Baczył też by w pobliże zgrai Pogorzelskiego w pojedynku nie podejść, bo hałastra ta mogła nóż w plecy w bić bądź z broni wypalić niezależnie od wszystkiego. Przeżegnał się krótko wiedząc, że opatrzność i tak czuwa. Zerknął przy tym ukradkiem na Ligenzę ciekaw ponownie jego reakcji. Iście czarcie miał bowiem wejście co mogło potwierdzać pogłoski o tym iż jest charakternik.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 22-10-2008 o 13:58.
Eliasz jest offline  
Stary 22-10-2008, 16:44   #185
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bez ochyby pojawienie się Ligęzy stanowiło ciekawy fragment sytuacji owej.

Pan Jaksa z zaciekawieniem przyglądał się znanemu infamisowi, któren, jak plotki głosiły, Boga i diabła się nie bał, za to swój honor dziwaczny miał i przestrzegał go ponoć skrupulatnie.
Sławą też wielką cieszyć się musiał, skoro imć Pogorzelski, w pysku zwykle mocny nad wyraz, jakowyś malusi się zrobił i z przerażeniem na rozmówcę swego spoglądał, jakoby z małodobrym tuż przed śmiercią się spotkał. I jak dziwnie rezon odzyskał gdy usłyszał, że osoba jego Pana Ligęzy nie interesuje.
I chociaż honorem dla niego słowa Pana Ligęzy nie były, to Pan Pogorzelski, miast do oczu infamisowi skoczyć, uszy po sobie położył.

Ciekawiło również Pana Jaksę, kim jest ów młodzik długowąsy, co wraz z imć Ligęzą podróżuje. Jednak niepolityczną rzeczą byłoby rozpytywać, a głupią pod kaptur zaglądać.
Nie chciał ów jegomość miana swego zdradzić, jego to była sprawa. I póki interesu żadnego nie miał, póty twarz swą kryć mógł w mroku.
I skąd zna Ligęzę Pan Mariusz.
O co można było później się rozpytać.

Miejsce na środku izby zrobiono bardzo szybko, mimo mamrotania Żyda, któren widać krwi z podłogi ścierać nie chciał. Odstąpili przeto wszyscy na boki, jeno Pan Pogorzelski na środku sali stanął i do pojedynku nawoływać zaczął. Pyszny i zarozumiały na powrót się stał, gdy Ligęza od niego odstąpił. Do pojedynku kompaniona swego przywołał, by ten u jego boku stanął. A Kozak ów, do zbója niż herbowego bardziej podobny, widno nieźle szablą machać musiał, skoro właśnie jego Pogorzelski wezwał.

Ochota brała Pana Jaksę, by do pojedynku się zgłosić i z Kozakiem sił spróbować, wszelako Pan Mariusz szybciej to uczynił. Widać palił się do owej walki, a pewnie i z Kozaki walczył już nie raz, bo na swego adwersarza patrzył, jakby już miarę na trumnę mu szykował. I raczej nie po to, by go z pantałyku zbić i pewności zbawić. Szabla Pana Mariusza na używaną patrzyła i jeśli w dłoniach właściciela swego do stanu takiego doszła, to i szanse duże miał Pan Leszczyński, by Kozaka owego do piachu posłać. Co i tak zbyt łatwą śmiercią by było, jako iż po twarzy sądząc, Pana Mateusza przeciwnik w rzezi herodowej bez oka mrugnięcia uczestniczyć mógł i raczej z rąk małodobego na świat tamten wyruszyć powinien.

Stanął Pan Jaksa z boku, podle ściany, by nie walczącym pod nogi nie włazić, a i Pana Pogorzelskiego kompanionów na oku mieć, jako że na cnotliwych i honorowych nie wyglądali.
Dyskretnie jeno pistolet sprawdził, co by w razie kłopotów ze strony kompanów Pana Pogorzelskiego porządek móc zrobić.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-10-2008, 17:09   #186
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Początek walki nie wyglądał za dobrze dla Mariusza. Zrazu się skapnął z jak ciężkim przeciwnikiem przyszło mu bój toczyć. Kozak górował nad nim o głowę, do tego ramiona miał niczym nogi Mariusza. Jeszcze nim na dobre walka się rozpoczęła wziął zamach ogromną szablicą i omal na miejscu Mariusza nie zabił. Ten w porę jednak uskoczył, kątem oka widząc jak szablica wcina się w stół. „Teraz mam szansę” - pomyślał, doskok zrobił by cięcie w czerep wyprowadzić. Siła kozaka zaskoczyła go jednak ponownie, z lekkością szablicę ze stołu wytargał i zdążył zasłonić się przed ciosem, co więcej z impetem odpowiedział tak, iż Mariusza odrzuciło, omal mu przy tym broń z ręki nie wypadła. „ Oj bratku nieźle widzę tańcujesz” Mariusz uspokoił własne nerwy, w szybką wymianę ciosów z kozakiem wszedł starając się usilnie ciąć w nadgarstek, dłoń lub choćby w okolicę, aby siłę kozaczej ręki zmniejszyć. Kozak chyba się tego nie spodziewał, ciął niczym drwal, nie patrząc na finezję ciosów zastępując ją za to niedźwiedzią siłą. Szabla Mariusza po każdym sparowaniu, z dźwiękiem odskakiwała, przez co więcej wysiłku i czasu musiał on włożyć w ponowienie ciosu bądź odpowiedź. W ciągu chwil kilku, gdzie z dwukrotnie już zamienili się miejscami, zdołał w końcu Mariusz trafne cięcie w nadgarstek wyprowadzić. Odsłonił się jednak częściowo przy tym, a i szablica lecąca w stronę nadgarstka nie miała dobrego kąta na zastawę. Mariusz więc zdołał ciąć kozaka, lecz impet ciosu Kozaka jaki w tym czasie wyprowadzał osłabł nieznacznie i niemal z całą swą siłą w bok Mariusza uderzył. Zawyli obaj na ułamki sekund, Mariusz z bólu w boku, Kozak z bólu nadgarstka. Kozak miał mniejszą ranę ale bardziej niewygodną. W Mariuszu zaś gwałtowny ruch obcego ciała przeciął skórę i tkankę szlachcica, na szczęście jednak zmiana kierunku ciosu wywołana uderzeniem w nadgarstek ocaliła Mariuszowi życie. Tymczasem do łba kozackiego po chwili doszedł sygnał o rwącym bólu z nadgarstka. Mariusz lewą ręką za bok się chwycił i walczył dalej, kozakowi znacznie ciężej już było dotrzymać pola. Cała przewaga jaką miał z siły wyparowała bezpowrotnie, a szybkość ciosów jak i ich dokładność ucierpiały również. Do tego przy każdym uderzeniu bądź odbiciu szabli ból jeszcze bardziej się potęgował. Mariusz więc walkę dalej ciągnął, nie narażając się już na ciosy, za to bardziej pilnując samego siebie. Wiedział, że Kozak z krwawiącym nadgarstkiem długo nie powalczy. Kiedy zbyt zmęczoną już miał Kozak dłoń, dostał kolejnym cięciem krzyżowym. Krew po raz kolejny trysnęła choć nie tak obficie jakby się Mariusz spodziewał. W końcu Kozak dłużej już ustać pola nie mógł więc poddał się łamiącym głosem mówiąc

- Pany , oszczędź ! Uklękł przy tym na oba kolana i w geście błagalnym pozostał.

Mariusz rad z wygranej, wspaniałomyślnie życie kozakowi darował. Wyglądało na to, że i tak poczekać musi na koniec pojedynku kamrata, sam bowiem włączyć się nie mógł. Gdy tak obserwował toczącą się walkę usłyszał nagle przyjacielskie ostrzeżenie Pana Jaksy

- Uważaj ! – słowa szybsze były od wycelowania i wystrzału, nim więc Pan Jaksa ostrzeżenie poparł kulą Mariusz zareagował.

Ostrzeżenie nadeszło w samą porę, psubrat kozak, który chwilę temu pokornie o ocalenie błagał, wytargał z boku pistolet. Gdyby Pan Jaksa dość szybki z ostrzeżeniem nie był, pewnikiem Mariusz leżałby już w okowach dymu z kolejną raną tym razem od kuli. Nie trza mu było wiele czasu by zadziałać. Nim Kozak dobrze zmierzył się do strzału Mariusz sprawny doskok zrobił wpierw tnąc w rękę z bronią. Pistolet wypadł z dłoni kozaka a upadając w sufit wystrzelił tak, że aż trociny z niego poleciały. Kolejny cios był już bezlitosny, Mariusz bezbronnemu i wciąż klęczącemu kozakowi drugie usta stworzył, pchając go szablą wprost w szyję.

Szablice wyciągnął a o ubranie kozaka wytarł ostrze. Chwilę później raną krwawiąca z boku się zajął, nie tracąc z oczu toczącego się pojedynku.
 
Eliasz jest offline  
Stary 22-10-2008, 18:02   #187
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Zagrzmiało. Mocniej. Silniej. Potężniej. Tak że na chwilę aż jasno się zrobiło. Chwilę znów widać było lica zebranych i srogie oblicze Pana Ankwicza. Złość zbierała się w szlachcicu. Bo zdało się że igrzyska jakoweś tu chcieli urządzać. Rozsierdził Pogorzelski srodze swego adwersarza. I niechaj bóg świadkiem, za nic Pan Mateusz miał plany, układy i podstępy. Z dawna już się nauczył że jeśli jest co takiego co szlachcica wyróżnia to nie jest to że szable u boku trzyma czy wolność jakową to miał. Lecz honor i tradycja tę siłą szlachty była. Tedy tak do pojedynku rwał i złość swą w stali ukuć na Pogorzelskim zamierzał.

Ale cyrki i igrzyska począć zaczęli. Pogorzelski począł wołać kompaniona swego do szabli. A niechaj sczeznę jeśli nie jest to znak lekceważenia sprawy. Sprawy która między Panem Ankwiczem, a Pogorzelskim była. Ech…
– Dość waszmości! Zaraz gotowyś każdemu ze swych walczyć tak że tu pośniemy zanim szable ze mną skrzyżujesz!
Zaśmiał się Pogorzelski biorąc pod boki.
– Jużci! O waszmości nie zapomnę. Czasu zachowaj na modlitwę swą ostatnią czy kielich na odwagę. A jakoże to mógłbym zabronić zuchom moim! Zwłaszcza jakże szlachcic tak dzielny się już do walki gotuje!
Niechybnie miał psubrat radość z tego i upodobanie do przygód podobnych. Cóż było począć? Skrzywił się Mateusz i spojrzał na Pana Mariusza.

A w chwile później rozpoczęła się walka. W dalszej części sali kozak jakowyś do niedźwiedzia wzrostem i postury podobny, począł się potykać z Panem Leszczyńskim. Tak po prawdzie wielkiej finezji w owej uwidzieć nie dało. Kozak wielki miotał szablicą na prawo i lewo. Lecz zabójca straszny z niego być musiał, bo impet z jakim robił nie jednego mógł porazić. Szczęściem widać było w Mariuszu żołnierską rękę. Widząc jak robi szablicą, Mateusz uspokoił się. Wygra.

Nie była to jednak pora na obserwację. Bowiem Mości Pogorzelski rozpromieniony wielce dobył szabli. Poczym kopniakiem odsunął zydel co to stanął mu na drodze. Zadowolony zaprosił gestem godnym karmazyna do szabli.

Mateusz odpasawszy szablę ściągnął kontusz. Poczym trzymając szablę pod pachą, począł wdziewać rękawice. Wolał zaczekać niż drudzy skończą walkę, lecz nijak Pogorzelskiemu nie było to w smak.
– Waszmość się nie boisz. Stawaj. Litościwy będę i szybko walkę skończem. – to mówiąc wykonał kilka szybkich cięć w powietrzu.
– Azaliż pozwól nam się przekonać czy wieści to o Ankwiczach prawdziwe. Czy jakoż matka latorośl swą wyniosła z wszel…
– Dość strzępienia języka. Stawaj Pogorzelski! – przerwał Pan Mateusz wielce nie rad gadaniną. W istocie za próżne zdawały się słowa, zwłaszcza że dla szermierza to czyny, a nie słowa znaczniejszą miały moc.

O dziwo sam Pogorzelski uradował się i niczym już zwycięski mąż zaśmiał się. Postępując przy tym trochę do przodu, a unosząc szablicę do walki. Takoż Pan Mateusz wyszedł ku nimu chwytając pewniej mocno giętą szablę na wschodnią modłę robioną. Rozpoczęła się walka…

Istnieje kilka sposobów aby wygrać walkę. Wygrać można siłą, kiedy to przeciwnik nie daje rady bronić się, a ręka zmęczona nie daje rady stawić oporu. Można też wygrać szybkością. Wtedy nie baczy się na przeciwnika, ale wnet prezentując sztukę krzyżową czyni szablą tak by przeciwnik nie zdołał się opamiętać i popełnił błąd. Można wygrać sprytem i doświadczeniem. Rozpatrując słabości przeciwnika i walcząc tam gdzie owy błędy popełnia.

Pogorzelki pewnikiem był wojakiem doświadczonym i wyuczonym do robienia szablą w nie jednym pojedynku. A chłop przy tym był postury silnej…

Mateusz szybko wyskoczył w wypadzie wyprowadzając mocne cięcie z wysoka. Pogorzelski złożył się w bok odbijając szablę. Mateusz momentalnie poprawił. Raz, drugi, trzeci. Szable w wielkim tempie zataczały koła, łuki tnąc, siekąc i wybijając swój złowieszczy rytm. Pogorzelki przyatakowany nie zdołał odpowiadać, jeno odbijał szybkie i kąśliwe ciosy. Wnet jednak Mateusz odstąpił, jakby zwątpił w swe siły i zdolność do szybkiego zakończenia ataku. Na to czekając Pogorzelski począł atakować. Z rozmachem i siła jaka była mu dana. Mateusz począł cofać, się markować. Wnet wszedł w defensywę zdaje się bez wyjścia. Uśmiech tedy rozkwitł na twarzy Pogorzelskiego, a kozaki poczęły nawoływać szczęśliwi widoku.

Trwało to chwil parę. Mateusz zasłaniał się, zbijał i odbijał. A jak dłużej tak walczyli zdawało się ze tylko lepiej w tym się znajduje. Trzymał swego adwersarza blisko, dopuszczając go do ataku. Pogorzelski ciął szeroko wkładając dużą siłę w każdy cios. Mateusz zaś krótkimi łukami zbijał, a tak oręż jego jak i sam szlachcic dobrze się w tym czuł.

Chwilę jeszcze wiwatowali kozaki, kiedy Pogorzelski minę miał już cierpką. Bo pomiarkował że nie uda mu się przejść pewnej obrony adwersarza, a pot już z czoła ocierał. Począł tedy miarkować się i jakby lżej uderzać. Widząc to Mateusz począł przejmować inicjatywę. Szybkimi wypadami i cięciami przeciwnika przyciskać. Wciąż zwody, pniecie, przeciwcięcia stosował, tak że Pogorzelski wciąż w pełni mobilizować się musiał. Przy którym cięciu Pogorzelski złożył się tak nieszczęśliwie że szablica jego po kolejnym łukowym zbiciu uderzyła o stół pobliski tłukąc garniec miodu, o którym wcześniej mowa była.

– Poproś następnego kamrata! – rzucił głośno Ankwicz i o dziwo kozacy zaśmiali się. Taką to furią objawiło się w Panu Pogorzelskim, że chwyciwszy w drugą rękę kufel rzucił się na adwersarza. Rzucił puchar we wroga i wnet uderzył bardzo silnie. Mateusz z trudem się uchylając wielki miał problem by szable odbić. Ale znów Panienka miała nad nim baczenie. Takoż i było dalej, kiedy Pogorzelski przypuścił szturm kolejny, a straszliwy. Szabla z impetem wielkim uderzała, lecz za każdym razem znajdowała odparcie w zastawie Mateusza.

Cofać się przy tym musiał Mateusz, tak że znów poczęli przemierzać izbę, ciosami się wymieniając. Obaj sowicie już zmęczeni. I gdy tak raz znowu Pan Mateusz odskoczył, Pogorzelski nie zaatakował. Poczerwieniały na twarzy, umęczony straszliwie przystanął na chwilę. I słychać wtedy było wołanie. Dlatego obaj czujnie spojrzeli na kozaczyka, który to klęczał przed Panem Leszczyńskim. Uśmiechnął się pod wąsem Pan Mateusz. Nijak radości, a raczej zawiść i złość widać było na obliczu Pogorzelskiego. Mierzyli się tak wzrokiem, kiedy rozległ się wystrzał. A w chwilę później Pan Mariusz paskudnie dobił swego adwersarza. Jeszcze nie końcu otarł szablicę swą w koszulę zmarłego. Z obawą Mateusz obserwował kozaków i bał się że zaraz rzucą się na Pana Mariusza.

–Chciałeś trupa Panie Pogorzelski, to masz! – zakrzyknął Pan Ankwicz. Pogorzelski wzruszył ramionami. Zdaje się że nie pierwsze jemu sceny takowe i też nie przejął się zbytecznie. Nic nie odpowiedział, łapiąc oddech jeno.

Pan Ankwicz zdecydował się nie czekać. Zaatakował przeciwnika widząc jego zmęczenie. A pomny ataków wroga, wiedział że nic tak jak cięcia z krzyża trudne muszą być dla niego. Tedy mobilizując się do ostatka natarł. Tnąc szybkimi i mocnymi ciosami. Pogorzelski z początku dobrze się osłaniał, ale ciosy wciąż z prawa i lewa na przemian umęczyć go musiały. I tak tez jego zastawa coraz mniej pewna i silna się zdawała. Składał się coraz później i mniej dokładnie.

A chwila to była taka, o jakiej mówią ojcowie polskiej sztuki krzyżowej. ”Wygraj, albo daj zmęczyć przeciwnika. A gdy go już zmęczysz atakiem, uderz szybko tak jak się nie spodziewa.” Mateusz po szybkim ciosie wypad straszliwy wykonał z pchnięciem wprost w odsłoniętego Pogorzelskiego. Ten nie był szermierzem w ciemię bitym. Zdołał szablę obrócić z pozycji wysokiej, by pchnięcie odbić w ostatniej chwili. Pan Mateusz jakby to przeczuwając jeno zamarkował pchnięcie przechodząc do wysokiego cięcia z prawej strony.

Pogorzelski zakrzyknął krótko
- O Jezu!
I złapał się za dłoń prawą. Szablica upadła z brzękiem. A wraz z nią ścięte palce. Szlachcic broczył ciężko z okaleczonej ręki. Walka dobiegła końca…
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 24-10-2008 o 12:13. Powód: Zmiany fabularne
Junior jest offline  
Stary 24-10-2008, 13:02   #188
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mniemał Pan Jaksa, iż Pan Leszczyński niełatwą sprawę mieć będzie, co widać było już od chwil pierwszych walki. I problem nie w tem tkwił, iż Kozak lepiej szablą władał, jeno w tem, że chłop był jako dąb wielki i samą siłą kłopotów mnogo swemu przeciwnikowi robił. Na szczęście swoje zwinny był Pan Mariusz, a i szablę chytrze nadstawiał, dzięki czemu ciosy kieby cepem zadawane do celu nie dochodziły. I nie dziwił się już Pan Jaksa Żydowi, któren na walkę w karczmie nosem kręcił, bo i wióry ze stołu poleciały, gdy Kozak nie tam gdzie chciał trafił.

Przeniósł wzrok Pan Jaksa na drugą parę, chcąc zobaczyć, jak Fortuna Panu Mateuszowi sprzyja. A nielekką miał on robotę, jako że Pan Pogorzelski po równi w pysku jak i w szabli był mocen. Widno nieraz samojeden alibo samowtór walczył i doświadczenie wielgie posiadał. Jako i sztuczki różne takoż znane mu były, jako że znał je każden warchoł, a na takiego Pan Pogorzelski patrzał.

Kiepsko na pozór Panu Mateuszowi szło. Pan Pogorzelski w ataku był ciągłym, zaś Pan Mateusz bronił się i cofał jeno, co radość wielką wśród kompanów Pana Pogorzelskiego powodowało. I nie zoczył z nich żaden, co łacno postrzec mógł każden, kto niejeden koncept na walki wygranie posiada. Tak i Pan Pogorzelski, choć raz za razem ciosy zadawał, a trafienia nijak osiągnąć nie mógł, przez co skonfundowanym zaczął się zdawać. I walki sposób zmienił, przez co dla odmiany Pan Mateusz następować zaczął.

Krzyki bólu dwa słysząc wzrok swój skierował Pan Jaksa na Pana Mariusza. I on, i Kozak krwią własną splamieni już byli, choć zdawać się mogło, że Pan Mariusz bardziej fortunne cięcie zadał, w przegub wroga trafiając, przez co gorzej się Kozakowi walczyło. Górować Pan Leszczyński nad wrogiem swym zaczął i w końcu cięcie piękne, krzyżowe zadał.

Krwią ubroczon Kozak na kolana padł i o litość prosić zaczął. A że, jako i sądził wcześniej Pan Jaksa, zbójem zwykłym Kozak ów był, gdy Pan Mariusz, żywot mu darowawszy, plecami się do niego obrócił, Kozak pistoletu dobywać począł.

- Uważaj! - krzyknął Pan Jaksa. A ostrzeżenie i złość w głosie tym brzmiały, bowiem niecnota Kozaka nie jedyny to był ambaras, jaki Panów Mateusza, Mariusza i Jaksę czekał. Przegraną Kozaka i kłopotami Pana Pogorzelskiego skonfundowana, ale i nienawiści pełna reszta kompaniji jego z ławy się porwała, za broń chwytając, jako to szable i pistolety do rąk biorąc.

Postępek podły widząc i pistoletu sam dobywając krzyknął zatem Pan Jaksa. Nie wypalił jednak, jako że Pan Mariusz nader szybkim się okazał. Strzelił więc Pan Jaksa miast do Kozaka-zdrajcy do jednego z kompanionów jego. I fortunny nad wyraz był to strzał, który widać Panienka Najświętsza pobłogosławiła, bo chociaż niezbyt mierzon, w człeka z pistoletem trafił, na podłogę go we krwi całego zwalając.

Dwaj pozostali, od Pana Mariusza oczy oderwawszy, ku Panu Jaksie wzrok nienawiści pełen skierowali. Wylot pistoletu w swą stronę skierowany ujrzawszy rzucił się Pan Jaksa za szynkwas, co by kula nie w niego trafiła. Huk wystrzału usłyszał i trzask kuli w ścianę się wbijającej, po czym na czymś miękkim wylądował, co wić się pod nim zaczęło.
Żyd to był, któren garłacz szykował, co niezbyt Panu Jaksie do gustu przypadło. Nie widziało mu się, co by karczmarz ich przyjacielem był. Raczej Panu Pogorzelskiemu sprzyjał...

Walnął więc Pan Jaksa Żyda niecnego w łeb pistoletu kolbą i bez przytomności na podłogę posłał. A sam garłacz do ręki chwycił, za bandoletem tęskniąc, któren przy siodle się ostał.
Bo nie wiedział Pan Jaksa, czy Żyd, któren pospiesznie broń swoją ładował, robotę skończył, zali też nie. I czy z garłacza strzelać można, czy też w kąt go rzucić i z szablą na wroga ruszyć.
Podniósł się zatem Pan Jaksa i zza szynkwasu wyjrzał, garłacz w dłoni dzierżąc i w sytuacji chcąc się rozeznać.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-10-2008, 14:30   #189
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Diablo szybko sytuacyja poczęła się rozwijać. Nim Mariusz dobrze raną mógł się zająć, strzał usłyszał a chwile później Pana Jaksę, który chwile stał tylko w obłokach dymu, następnie zaś za szynkwasem bezpieczniejsze miejsce znalazł. Mariusz w tym czasie dostrzegł, że i Pan Mateusz walkę swą kończy, czyniąc adwersarza niezdolnym do dalszego boju. „Pogorzeliski zapewne nigdy już swą prawicą nikogo nie ubije” – pomyślał, po czym wzrok swój na nowo przerzucił na kozaków, nie mogąc już dojrzeć Pana Jaksy. Nie patrząc na ranę, która krwawić musiała, przełamując ból i chęć zajęcia się dolegliwością, wyciągnął Pan Mariusz zza pazuchy dwa półhaki, w obu rękach je trzymając wycelował w kompanionów Pogorzelskiego. Nie raz śmierci w oczy patrzał, nie raz już odwagę jego rozmaite sytuacje wypróbowywały. Niewiele już rzeczy mogło go przestraszyć a już na pewno nie zgraja kozaków z przegranym przywódcą.

- Który się ruszy jeszcze to doń wypalę !!!
– wykrzyknął w stronę kozaków.
Mimo, że kilku ich było, nikt pierwszy na kulę ochoty nie miał, wiec jeszcze na moment w zamarciu pozostali, wystarczająco długi by Mariusz mógł dodać.

- Za atak bandycki na pal każe wbijać, a nim to zrobię Tatarowi was dam, aby skórę wpierw ściągnął. – była to rzecz jasna czysta zagrywka, jednakże kozacy zbyt dobrze znali Tatarów i wieści o nich by za nic wziąć słowa Mariusza. Wiedzieli też, że taki szlachcic słów na wiatr nie rzuca…
- Więc ino niech się ruszy jeszcze któryś… Za kamrata odpowiadać nie będziecie, ale niech mi święta Panienka świadkiem, nawet kichniecie teraz za atak potraktuje.

Pozostał więc Pan Mariusz na swym miejscu, w grupę celując i trzymając ich w niepewności. Czekał już tylko na kompanów którzy w tej patowej sytuacji, szale znacząco mogli przechylić tym bardziej , że obaj teraz wolni już byli.
 
Eliasz jest offline  
Stary 29-10-2008, 21:50   #190
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Karczma Żyda Moszke

Srodze sobie adwersarze przed walką przymawiali, skoro też do dzieła się zabrali. Wodzili się tedy na szable pan Mateusz z Pogorzelskim i pan Mariusz z Kozakiem. To przyskakiwali, to uniki robili, szable cięły powietrze, aż patrzącym na to w oczach jeno błyski światła na klingach w oczach migały.





Pierwszy pan Leszczyński zmógł przeciwnika i jucha kozacza zbroczyła klepisko w karczmie. Krzyknęli towarzysze jego strasznym głosem i zdawało się, że rzucą się na Panów Braci, ale widać wstrzymali się licząc, że ich "pułkownik" zmoże pana Ankwicza.

Próżne były jednak ich nadzieje, gdyż herszt ich wkrótce klęczał na środku izby za okrwawioną prawicę się trzymając - zawodząc strasznym głosem
- Jezu !!! Jezu !!!

Porwali się tedy kompanioni jego do broni, ale pierwszemu z nich pan Jaksa prosto w pierś z krócicy wypalił, ten zaś ręce rozłożył szeroko i zwalił się na ziemie głosu z siebie nawet nie dobywszy.
Rzucał się na ziemi pianę z ust krwawą tocząc i widać było że już diabli po jego duszę przybyli bo charczał straszliwie.

Huk pistoletowego wystrzału jednego z hultajów zagrzmiał głucho i kula świsneła koło ucha pana Gorajskiego, który nie czekając, za szynkwas skoczył, gdzie Żyd przechera chciał im w plecy z garłacza wypalić. Porwał broń Judaszowi szlachcic i w opryszków wymierzył.

- Więc ino niech się ruszy jeszcze któryś… Za kamrata odpowiadać nie będziecie, ale niech mi święta Panienka świadkiem, nawet kichniecie teraz za atak potraktuje.
Pan Leszczyński dwa półhaki zza pazuchy wyrwał i mierzył w łotrzyków. Zdać się mogło, że walka skończona, bo hultaje spokornieli i rozważali, czy broni nie zdać, choć jak ich czterech pozostało tak czterech szablice i pistolety w łapskach dzierżyli.

Nim jednak do rozstrzygnięcia przyszło kolejny huk strzału ciszę przerwał. Pogorzelski za twarz się chwycił, spomiędzy dłoni krew chlustać poczęła i zwalił się jak dąb ścięty na twarz. Widać, że nie żył już gdy na ziemie upadł.

To młodzik ów, z pistoletu ukradkiem wydobytego do herszta wypalił trupem go kładąc.

Zahuczało od strzałów w karczmie, bo wszyscy za broń się porwali, lubo zawalidrogi strwożone śmiercią kamratów źle mierzyły, bo tylko gwizdnęły kule nad głowami Panów Braci szkody im nie czyniąc. Wypalili i oni i dymy zasnuły izbę w karczmie.

Przezeń dwa krzyki zabrzmiały wysokie i ciała jakieś na ziemię się zwaliły.

Pan Jaksa nacisnał spust garłacza, lecz tylko proch na panewce zatlił się, a broń nie wypaliła. Nagle ból w nodze uczuł straszny. To Żydowin nie dośc mocno widać uderzony zębami jak pies sie w nogę mu wbił i puszczać nie zamierzał.

W dym wdarł się jakiś cień czarny, szybki tak, że zdało się do człowieka należeć nie mógł. To pan Ligęza w dym runął i zaraz charkot nieludzki z niego dał się słyszeć, znak że przeciwnika swego na długość rapiera dostał.

Ostatni z rzezimieszków ranny widać lubo jedynie kulą poderwał się z ziemi i jednym skokiem ku oknu się rzucił. Przebił błonę zamiast szyby tam wstawioną się przebił, przeturlał, poderwał i ku koniom się rzucił.

Panów Braci dobiegł cichy głos młodzika.
-
Męża mego zabił, śmierć mu pchnięciem w plecy zadał, tedy i śmierć mu w duszy przysięgłam.
Obejrzeli się i poznali teraz już wszyscy, że to nie szlachcic młody a pani Dębska z pistoletem dymiącym w dłoni stoi.
 
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172