Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2007, 15:34   #1
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Deus le volt

9 IV 1097 Bizancjum

Mineło równe pół roku od czasu, gdy pierwsze normańskie statki odbiły od nabrzeży portu Bari i zabierając krzyżowców z Sycylii przewiozły na terytorium bizantyjskie. Tu pieszo starą rzymska droga via Egnatia część z nich dotarła wiosną do Konstantynopola. Mieszkańcy podejrzliwie patrzyli na wojska niedawnych wrogów, nie skąpili jednak zgodnie z cesarskim rozkazem zaopatrzenia i furażu.
Miasto wywarło wielkie wrażenie na przybyszach, zda się być istnym mrowiskiem pełnym targów i sklepów, różnorodnie odzianych kupców, żołnierzy, kapłanów, rozmawia sie tu w kilkunastu językach, a wszędzie panuje wszechobecny gwar.
Dla tych, którzy przyłączyli się do Boemunda z zachodniej Europy jawi się to miasto cudem nieomal, trochę strasznym, ale jak wszystko co nie poznane pociągającym.

Reinfrid de Remaucort

Schodził dumnym krokiem po trapie. Był w końcu kuzynem samego Boemunda, dalekim, co prawda i niezbyt znacznym, ale jednak. Humor psuło mu jedynie wspomnienie burzy, która zepchnęła jego mini-flotę z kursu, spowodowała opóznienie i zatopiła jeden ze statków.
Tuż za nim kroczyło dwóch jego synów Adhemar i Ernaut. Mimo iż byli to już wcale doswiadczeni wojownicy, to charyzma, czy raczej despotyzm ojca powodowały, że byli mu ślepo posłuszni.
Zatknął kciuki za pas i potoczył wzrokiem po porcie. Na cycki św Agnieszki wpaść tu znienacka w kilkanaście okrętów z dobrą drużyną i można wzbogacić się do końca życia. Spojrzał pogardliwie na dwóch bizntyjskich strażników przechodzących mimo. Zalatywało od nich perfumą i Reifrid skrzywił się. Jemu i jego synom nie dotrzymała by pola nawet dwudziestka takich jak Ci.

Jean de Zintin

Nareszcie flota dopłynęła do portu. Jean przyklęknął i w krótkiej acz żarliwej modlitwie podziękował Bogu za szczęśliwy koniec podróży. Podniósł się i poczuł dumę rozglądając się wokół. Wojsko Reinfrida, choć nieliczne, składało się z zaprawionych w bitwach wojów i choć liczyło niespełna 300 ludzi stanowiło znaczną siłę. Razem z towarzyszącymi im pielgrzymami orszak liczył ponad 500 dusz różnych narodowości i wyznań. Ot i teraz zwrócony twarzą ku Wschodowi, klęczał na modlitewnym dywaniku jakiś Arab składając dank Allachowi.
Rycerz skrzywił się, jak na jego gust, Boemund, choć prawy chrześcijanin był stanowczo zbyt tolerancyjny dla tych synów Szatana.
Poruszył ramieniem i aż skrzywił się z bólu. Wybite podczas burzy dokuczało piekielnie i Jean postanowił znalezć jak najszybciej kapłana, który modlitwą do świętego Jerzego uleczyłby je.

Abdul ibn Tuwayr al Jannach

Widok Konstantynopola wprawił Araba w zdumienie. Było jeszcze większe, kolorowe i rojniejsze niż wynikało to z opowiadań. Po chwili otrząsnął się z zachwytu i postanowił spęłnić przyrzeczenie złożone na morzu. Choć nie można było go nazwać przesadnie religijnym, to przeżyta burza zmienila jego podejście do religii, a przysięgę Bogu trzeba było jednak dotrzymać.
Z westchnieniem dotknął ręką boku, gdzie do niedawna przypasany miał bukłak wina. Choć Prorok zakazał picia, Abdul jako medyk, tłumaczył sobie spożywanie go wyłącznie celami medycznymi, a wszak Allach nie zabronił mu przecież się leczyć. Na wszelki wypadek jednak, dbał by pić zawsze w domu, pod dachem, w ostateczności zaś pod figowcem w ogrodzie, którego gęste gałęzie zasłaniały go przed wzrokiem Najwyższego.
Teraz jednak zgodnie z przyrzeczeniem jego bukłak walał się gdzieś porzucony na okręcie, lub też opróżnił go już jakiś opasły Norman.
Ze swych bagaży wyciągnął dywanik i klęcząc odprawił pokłony w podzięce Allachowi.
Jednocześnie rozmyślał nad dziwnymi kolejami losu, które go tu przygnały.

Arturo Lique

Wytoczył sie spod pokładu i oparł o burtę oślepiony słonecznym blaskiem. Ostatnie dni spędził, albo przechylony przez burtę, albo rzygając do wiadra. Czuł się słaby i obolały. Odrobinę jego humor poprawiał bukłaczek skryty pod habitem. Leżał na wierzchu zapomniany w rozgardiaszu towarzyszącemu wyładunkowi i brat Arturo poczuł się w obowiązku zaopiekowania sie nim.
Obok pary wojów znosiły zawieszone na drągach kolczugi i kapłan pospiesznie usunął się na bok. W ogóle na okręcie miał wrazenie, że wiecznie stoi komuś na drodze. Oby już zejść na ląd, ale rozkazy Reinfrieda jasno precyzowały kolejnośc wyładunku.
Najpierw rycerze, potem oreż i konie, na końcu reszta. Tak brzmiał rozkaz Rennaucorta i choć Lique trząsł się w duchu z irytacji na takie traktowanie jego - sługi Bożego, to jednak nie śmiał się sprzeciwić.

Ragnar Troens

Podniósł do ust skibkę chleba ofiarowaną mu przez jakąś miłosierną duszę. Choć skute ręce utrudniały jedzenie powoli zaczął przeżuwać małe kęsy. Miał nadzieję, że wraz z dopłynięciem do Bizancjum jego los ulegnie poprawie. Popełnił co prawda zbrodnię straszną, wykluczającą go z szeregu prawych wojowników, ale tu mógł się liczyć każdy miecz, a on juz dał dowody, ze potrafi nim władać.
Rozmyślenia przerwał kopniak zadany obutą w ciżmy nogą. Ragnar podniósł wzrok i ujrzał Amalryka z Reggio, rycerza żywiącego chyba doń osobista urazę, bo nie przepuścił nigdy okazji by dać mu odczuć, ze jest teraz kimś gorszym od prostego sycylijiskiego wieśniaka.
Zmrużył oczy i zmierzył napastnika bezczelnym wzrokiem.

Falke

Maszerował w stronę portu. Stugębna plotka rozniosła już po mieście wieść o przypłynięciu małej normańskiej floty. Właśnie czegoś takiego szukał. Kuzyn Boemunda, rycerz doświadczony, ale nie wielki wielmoża. Zapewne potrzebować będzie człowieka znającego Bizancjum i stosunki w mieście, a on przebywając w nim blisko dwa miesiące, zdążył zawrzeć już pewne znajomości.
Poprawił najlepsze odzienie, jakie włożył dziś na siebie, by godnie się prezentować i śmiałym krokiem, choć z duszą na ramieniu ruszył w kierunku mężczyzny schodzącego po trapie drakkara. Nie mógł się mylić, postawa i dumna mina wskazywała wyraznie, ze to właśnie Reinfried słynny onegdaj pirat i zdobywca.

Wyładunek oręża z normańskich okrętów
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 21-04-2007 o 19:20.
Arango jest offline  
Stary 25-01-2007, 23:56   #2
 
welf's Avatar
 
Reputacja: 1 welf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znanywelf wkrótce będzie znany
Arturo Lique

Arturro oparł się o burtę i poczuł jak w żołądku znów się wszystko zakręciło. Przechylił się przez nią niestety żołądek był już całkowicie pusty. Postarał się wyprostować by jego sylwetka wyglądała jak najdostojniej. Rozejrzał się dookoła i widząc, że nikt nie zwraca na niego uwagi pociągnął łyk wina z cudownie znalezionego bukłaka – o dzięki Ci Panie za tak piękne dary- wyszeptał – Ty zawsze umiesz się zaopiekować swoim sługom- Poczym ukrył starannie bukłak pod habitem.

-Diabelski wynalazek te okręty, Pan nasz stworzył człowieka, aby chodził po lądzie a nie podróżował po morzach- mówiąc sam do siebie trzykrotnie się przeżegnał. Wzrok powoli przyzwyczaił się do rażącego słońca. Spojrzał na port opływający w przepychu, jakiego jeszcze nie widział. –cóż za pogańskie miasto, ile tu zła i pychy- znów trzykrotnie się przeżegnał a na jego twarzy pojawił się poraz pierwszy od wypłynięcia uśmiech – a z drugiej strony ile tu bogatych duszyczek do nawrócenia. Nie bez powodu mnie tu Pan przywiódł.-

Chęć znalezienia się jak najszybciej na lądzie była coraz mocniejsza i powoli stawała się większa niż strach. Poprawił habit wyprostował się w jednej ręce trzymał Pismo Święte a w drugiej kropidło. Stanowczym pewnym siebie krokiem ruszył w kierunku trapu.
- Bezbożnicy, hultaje, pogańskie nasienie!!- Grzmiał na wszystkich dookoła z dużą pewnością siebie – usuwać się z drogi bezbożnicy!! Kto to widział aby wyładowywać na tą pogańską ziemie zwierzęta i ekwipunek bez Bożego błogosławieństwa! Bez poświęcenia wodą święconą.! Chcecie, aby was dosięgną gniew Boży! Poganie! Z drogi!...
 
welf jest offline  
Stary 26-01-2007, 10:56   #3
 
Khajit's Avatar
 
Reputacja: 1 Khajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie coś
Jean odetchnął.Dotknął wybitego ramienia.Musiał jak najszybciej znaleźć medyka.
Jeszcze raz się przeżegnał i wyszedł na pokład.
Podziwiał Konstantynopol-był piękny.Jean nie widział jeszcze podobngo miasta.Odzyskał humor i żwawym krokiem ruszył w kierunku burty,na którą oparł się podziwiając miasto.
 

Ostatnio edytowane przez Khajit : 04-03-2008 o 18:35.
Khajit jest offline  
Stary 26-01-2007, 13:40   #4
Cep
Banned
 
Reputacja: 1 Cep nie jest za bardzo znany


Abdul ibn Tuwayr al Jannach

Po odprawieniu dziękczynnych modłów muzułmanin powstał z klęczek i starannie zwinął dywanik modlitewny. Schował go do dużej, finezyjnie szytej, skórzanej torby podróżnej zapinanej za pomocą żelaznych klamer, po czym przewiesił ją przez ramię.

Wyprostowany Arab nie wyróżniał się wzrostem, mierzył zaledwie metr i 75 centymetrów. Jego wiek można by ocenić na 30-35 lat. Jako ,że od dawna nie pracował fizycznie nie był mężczyzną mocarnej budowy, aczkolwiek regularne treningi fizyczne w młodości pozostawiły na nim swój ślad. Nie był otyły ani masywny - wręcz przeciwnie - zachował smukłą sylwetkę i żylastą muskulaturę. Cechowała go typowa śródziemnomorska uroda, orli nos i wydatne kości policzkowe. Gęsty, starannie przystrzyżony i wymodelowany czarny zarost z charakterystyczną kozią bródką wyostrzał jego rysy i dodawał powagi. Pod podróżnym turbanem, chroniącym przed słońcem i piaskiem, schował długie, proste, czarne włosy. Odzienie muzułmanina stanowiły proste, bawełniane ubrania charakterystyczne dla gorącego klimatu i ludzi jego rasy, wyznania. U pasa miał przewieszoną średnich rozmiarów skórzaną torbę. Za pasem zaś schowany w pochwie kindżał o zdobionej rękojeści.

Zaczął się rozglądać po pokładzie uważnie lustrując wzrokiem współtowarzyszy podróży. Zauważył iż jeden z rycerzy zachowuje się jakby doznał jakiegoś uszczerbku na zdrowiu. Prawdopodobnie coś stało mu się w ramię. Abdul uśmiechnął się w duchu, być może będzie to dobra okazja by udowodnić swe umiejętności i przydatność. Podszedł do nieszczęsnego rycerza opierającego się o burtę. Ukłonił się i przedstawił - "Witaj Panie. Nazywam się Abdul. Obserwowałem Cię od dłuższego czasu i zauważyłem iż szwankujesz na zdrowiu. Po wstępnych oględzinach mogę stwierdzić ,że Twoje ramię jest prawdopodobnie wybite. Trzeba je nastawić aby odzyskało dawną sprawność. Jestem medykiem i dysponuję fachową wiedzą na ten temat. Mogę Ci pomóc jeśli tylko wyrazisz na to zgodę."
 
Cep jest offline  
Stary 26-01-2007, 18:17   #5
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Ragnar Troens

Skurwysyn. Głupi gnój ubrany w jakąś puszkę. Ciekawe, czemu taki ktoś udał się na krucjatę... Może dupcył młodych w zakonie, a starszym mnichom się nie spodobało, że robi im konkurencje? Kto wie...

Stary rycerz nawet nie zorientował się, kiedy Ragnar zniknął. Szybko wskoczył między idących obok kilku rycerzy, bezczelnie zresztą rozpychając się łokciami- dzięki Bogu nie zwrócili na to zbytniej uwagi. A może chłopak okazał się dla nich poprostu zbyt szybki?

Kajdany okropnie mu wadziły. Musiał, koniecznie musiał, załatwić sobie rozkucie, a potem zwiać z tego całego oddziału. A potem udać się z jakąś karawaną gdzieś w głąb kontynentu, może do tych nowych chrześcijan, Polaków? Ponoć i król litościwy, i kraj potężny, a woj zacny zawsze się przyda...

Że też wtedy zachciało mu się pić, na wszystkie kurwy Mediolanu... Teraz pewnie obgryzałby jakiś tłusty udziec w kwaterach, może nawet byłby na tej całej krucjacie, ale konno, ze wszelkimi honorami... Spałby w wielkiej wygodzie, nie czasem w klatce a czasem zaczepiony o jakieś drzewo tak, że gdzie nasra tam śpi...

O, powóz. Wieźli jakieś tkaniny, pewnie nietanie, dla jakiegoś krawca czy innego rzemieślnika. W takim tłumie za szybko się nie porusza, więc czemu nie... Szybki ruch, skok i po chwili Troens zniknął między miękkimi materiałami. Poleży, poczeka, albo coś się stanie albo i go złapią... Byle tym razem nie złamał ręki strażnikowi jak ostatnio, bo znów trafi gdzieś na tydzień do małej skrytki pod pokładem.

Przymknął oczy. Eh, znowu wspomnienia...


[center:639f63d797]***[/center:639f63d797]

- Co? Przyszliście się zapytać, jak było z waszymi matkami? Ciagną lepiej, niż córki!- warknął Ragnar, podnosząc się z rzuconej na ziemi starej szmaty- w końcu był rycerzem, i jako wyraz szacunku, dali mu coś do spania. "Coś" najlepiej opisywało tą chyba z końskiej dupy wyjętą szmatę.

- Wychodzisz, psie.- odprał strażnik, prowadząc za sobą z pewnością niemłodego człowieka, mocno zgorszonego powitaniem więźnia.

Słowo "wychodzisz" zadziałało na "wikinga" jak gar pełen owsu na wygłodzoną szkapę. Nagle poderwał się i stanął wyprostowany jak w armii podczas kolejnych przemów, co jeszcze dziwniejsze- zamknął się na chwilę!

- Tak... Rangarze Troens, twoja egzekucja zostaje odwołana z polecenia jaśnie pana de Remaucort.- powiedział starzec. Ragnar szukał szybko nazwiska w swojej pamięci- nic mu nie mówiło- Zostaniesz w tej chwili wyprowadzony z celi, dostaniesz skromne odzienie, po czym zostaniesz odwieziony do portu.

- Do portu? Po co?- zapytał dość kulturalnie- jak na niego- mężczyzna

A, no tak, byłbym zapomniał. Wybierasz się z de Remaucortem na krucjatę.- rzekł starzec, a na jego twarzy pojawił się pełen złośliwości uśmiech

Przez następne kilka chwil Ragnar wypowiedział tyle przekleństw, iż rumieni się na samą myśl o nich.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 27-01-2007, 08:05   #6
 
Khajit's Avatar
 
Reputacja: 1 Khajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie coś
Rycerz odwrócil się z uśmiechem do Abdula.
Jean był jeszcze młody- ok 26 lat.Ma długie czarne włosy,staranny zarost(wąsy łączą się z brodą) i przenikliwe seledynowe oczy.Nosił zwykły podróżny kubrak i wełniane bryczesy.Przy pasie miał miecz.

Jean uważnie przyjrzał się mu.
Arab-pomyślał.Mimo to jednak postanowił sie zgodzić.
-Ależ oczywiście,będe Ci wielce wdzięczny,przyjacielu-odpowiedział radośnie-Jestem Jean a jeśli można spytać jak brzmi twe imie?
 
Khajit jest offline  
Stary 27-01-2007, 10:47   #7
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Reinfrid de Remacourt

Reinfrid, zwalisty, lekko przygarbiony mężczyzna, potoczył wściekłym wzrokiem po nabrzeżu. Co prawda wyładunek przebiegał sprawnie i szybko, lecz porządek musiał być. Z doświadczenia wiedział, że jeno co setna istota ludzka na tym padole była tak naprawdę człowiekiem, reszta miała mentalność niewolnika. A niewolnika jak nie sklniesz i nie skopiesz, to będzie myślał, żeś słaby i łatwy do wykorzystania:
- Nuże świńskie chwosty!! Szybciej rajfurska braci bizantyńskiej dziwki! Jeno pić i żreć byście chcieli, a pracować uczciwie komu nie ma. Patrzcie synkowie, patrzcie na tę psiarnię! – tu Reinfrid kułakiem pognał jednego z knechtów, gdy ten przystanął na chwilę zmęczony widać ciężarem skrzyni z bronią. Synowie Reinfrida, starszy Adhemar, smukły blondyn lecz mocny niczym damast i młodszy Ernaut, krępy jak i ojciec, spojrzeli uważnie na rodziciela. Ten objął obu po ojcowsku i prawił dalej:
- To Bizancjum, piękne nieprawdaż?! – nie czekając odpowiedzi kontynuował. – Azali dziewki w spodniach tu mieszkają, a przy tym koniojebcy i sodomici. Prawda!?
- Prawda ojcze! – chórem synkowie rzekli.
- A my teraz w sojuszu z nimi, ech wpadłbym tu z dwiema setkami swoich i pogonił w najlepsze. Patrzcie dachy złotem kryte, o, a na tamtej dzierlatce, ani chybi arystokratce złota tyle, że bym i z trzy kopie z tego wystawił.
- A i śliczna tatulu, poigrałbym z nią. – Ernaut uśmiechnął się lubieżnie.
Reinfrid zarechotał, ale niewiele w tym śmiechu radości było, więcej złowrogo brzmiał, a przypadkowym słuchaczom musiał się źle kojarzyć, bo chyłkiem przemykali, wynosząc na nabrzeże kolejne paki ekwipunku.
- Tak, synkowie, miasto niewiast w spódnicach i dziewek w spodniach... Ale my z nimi w sojuszu, a oni nasi sojusznicy i przyjaciele kurwa ich mać. Toteż przykazać naszym, by nie rabowali i dzierlatek nie brali siłą. No przynajmniej nie często, a już żadnych arystokratek, nie trza nam tutaj dyptolomatycznego skandalu. Prawda!? Co jest Adhemarze?
Starszy syn, zadumany spoglądał na miasto. Zawsze był nieco inny od całej rodziny de Remacourtów, co raczej nie świadczyło przeciw niemu.
- Ojcze, to może nowa karta w historii? Wspólnie, w sojuszu niewiernych przepędzimy, dom Chrystusowy uwolnimy? Może z Bizantyjczykami nam sojusz trza czynić właśnie, nie wojnę?
Reinfrid żachnął się:
- Synu, gdyby twa matka żyła, to by w pysk dostała, bo z mego nasienia to ty nie możesz być.
Twarz Adhemara pociemniała z gniewu, a ręka pobiegła do głowicy puginału. Reinfrid tylko wykrzywił się sardonicznie:
- A jednak żeś mój, może skryty jesteś w duszy, ale mój. Adhemarze, w dupie mam Chrystusa, w dupie tę całą krucjatę, w dupie obowiązek wobec tego pajaca z Rzymu! Ja tu z interesem jadę, jak handlarz. Tak, jak handlarz! Po złoto Arabusów! Oni mi je dadzą, a ja im w zamian może dam spokój. A jak nie to za darmo przyniosę im pożogę i śmierć. Bizantyjczycy zrozumieli i w sojuszu z nami są, Arabusy też niegłupie. Zrozumieją! A teraz do roboty. Adhemarze idź po de Zintina, dogadacie się. Jemu we łbie też ideały. Ernaucie idź może po... – tu zasępił się. – Sprowadź swoją siostrę.
Ernaut skrzywił się okrutnie:
- Ojcze, dobrze to ją teraz wypuszczać?
- Ernaucie, co się godzi, to ja ci powiem, za młodyś i za głupiś, by o tym myśleć, prawda?
Ernaut wyszczerzył się wilczo.
- Synku idźże, bo źle będzie – głos Reinfrida wyjątkowo złagodniał. – Idź i myśl o tym, co by było, gdybyś mnie rozgniewał. Przyprowadź Rothais!
Rothais, w języku Normanów „mocarny koń”, tudzież "szlachetny". Ech, w tym przypadku raczej „zgryźliwa i wredna kobyła”. Szesnastoletnia Rothais potrafiła zaskoczyć nawet Reinfrida. Już o niebo wolał natknąć podczas swych łupieżczych wypraw w Bizancjum na Gwardię Varegiana niźli zetrzeć się z własną córą w jednym z jej napadów gniewu. Reinfrid potrzebował dobrego lekarza, który uspokoi Rothais, albo przynajmniej wyliczy, kiedy przypadają w miesiącu TE dni, za sprawą których tak ciężki był żywot jej ojca, braci i całego kontyngentu Reinfrida de Remacourt.
Reinfrid potrzebował też kogoś, kto zna się na bezdrożach, w skrócie – dobrego zwiadowcy, ale tego już miał i miał na niego haka. Zawołał więc swego porucznika, Geffraya d’Ougette:
- Sprowadź więźnia, szybko!
Po tej rozmowie, będzie musiał się udać do Boemunda. Niech Gotfryd z Bouillon czy Rajmund z Tuluzy uwalniają sobie, co chcą. Niech uwolnią nawet Annę Komneną od dziewictwa lub Aleksandrię od Fatymidów, on ma inne plany. Podobne co Boemund, on sobie tu wykroi księstewko!!! Wbrew Bogu, Szatanowi i innym mocom tego cholernego świata!!!!
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 27-01-2007, 12:32   #8
Cep
Banned
 
Reputacja: 1 Cep nie jest za bardzo znany
Abdul uśmiechnął się z pobłażaniem. Wyjawił już temu europejczykowi swe imię ale być może w ich zwyczaju trzeba to zrobić powtórnie. Cóż, Normanowie i ich zasady zawsze go zadziwiały. Z jednej strony nieokrzesane wieprze, gwałciciele, profanatorzy, niewierni a z drugiej dworzanie bądź inne indywidua z wyśrubowaną etykietą. Im wyżej postawiony człek w ichniej hierarchii tym bardziej spaczony pod każdym względem.

Barbarzyńscy Normanowie napawali go odrazą aczkolwiek jako ,że cechowała go wrodzona ciekawość, byli interesujący z naukowego punktu widzenia. Niekiedy niewiele różnili się od dzikich zwierząt. Pomimo wrodzonej tępoty niewątpliwymi zaletami Normanów były liczebność, siła i upór. Podobne cechy miały także muły, gdyby tylko mogły się rozmnażać...

Abdul doskonale zdawał sobie sprawę kultura Islamu jest dużo lepiej rozwinięta niźli normańska a ich ograniczone umysły nigdy nie pojmą jej meandrów. Pomimo tego nie tracił nadziei ,że kiedyś uda się ich wszystkich ucywilizować albo wybić. Oba rozwiązania były słuszne.

- "Zdradziłem Ci już swe imię Panie. Nazywam się Abdul." - wolno i dobitnie powtórzył, staranie wymawiając każde słowo w języku barbarzyńców - "Aby nastawić wybite ramię potrzebuję kawałka solidnego kija i dwóch rosłych mężczyzn do pomocy. Z pewnością uda nam się kogoś znaleźć."

Szykował się mały pokaz po którym Normanowie z pewnością docenią kunszt arabskiej medycyny i wartość medyka.
 
Cep jest offline  
Stary 27-01-2007, 13:39   #9
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Wysoki młodzieniec o smukłej, lecz na pewno nie chudej sylwetce zbliżał się spokojnym krokiem w stronę drakkara.
Płomiennej barwy włosy miał związane na karku, młodą, gładko ogoloną twarz cechował wyraz skupienia, szlachetne rysy twarzy wyróżniały go na tle często nijakich fizys tłumu wśród jakiego szedł.
Jasna, wręcz biała cera, która powoli pokrywała się złocistą opalenizną również wyróżniała go na tle zdecydowanie ciemnoskórego tłumu.
Odziany był w zdecydowanie nie wystawne, lecz dobre jakości ubranie składające się z skórzanych spodni, barwioną na zielono lnianą koszulę, krótki skórzany kaftan; wysokie, skórzane buty z miękko wyprawionej skóry sprawiały, że jego kroki były bardzo ciche.
Poruszał się zdecydowanie acz bardzo zwinnie, sprawiając wrażenie jakby płynął w tłumie, nie będąc jego częścią.

Znalazłszy się przed Reinfridem de Remacourt skłonił się w ukłonie odpowiednim dla statusu i miana stojącego przed nim wojownika.

-Witaj, szlachetny panie na bizantyjskiej ziemi. Imie twe i zacne czyny wyprzedziły twe przybycie tu. Pozwól, iż zaproponuję mą pomoc i przewodnictwo w tym mieście.
Służyć ci mą wiedzą i pomocą będzie dla mnie zaszczytem.


Głos młodzieńca miał zaskakująco matową, melodyjną barwę. Przemawiał płynnie w języku Normanów, acz z widocznym, ciężkim akcentem.
Słychać było, i nie jest to jego rodzimy język.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 28-01-2007, 10:29   #10
 
Khajit's Avatar
 
Reputacja: 1 Khajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie cośKhajit ma w sobie coś
Acha,no to do roboty- i odwrócił się patrząc na Bizancjum.Widocznie albo Abdul nie miał nazwiska,albo nie chciał go zdradzić.
ech ci arabi,niby tacy mądrzy,a popełniają same błędy-pomyślał z przekąsem.Wstał,gotowy iść za Abdulem.-Trzeba im zabrać naszą ziemie-i pochwili dodał-i nie tylko-uśmiechnąl się potajemnie.
Po pewnym czasie spytał Abdula.
-czemu bierzesz udział w krucjacie-czy nie zdradzasz swych rodaków i kraju?-Patrzył z ciekawością na araba.Czekał
 
Khajit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172