Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-03-2009, 12:33   #1
 
Biskup's Avatar
 
Reputacja: 1 Biskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumny
[Wiedźmin/sesja] Między młotem a kowadłem

Na drodze do Bremont. Wieczór.

Już od świtu dzień był szary i wietrzny. Ciężkie chmury pokrywały całe niebo i zapowiadały nieuniknione, deszcz. Ulewa złapała was już na szlaku. Droga szybko zamieniła się w bagno, konie ledwie człapią w tej brei i powoli posuwacie się naprzód. Nawet grube płaszcze nie uchroniły od wilgoci. Ciężkie krople zabiły też wczorajszy zapał do przygód i podróży, od jakiegoś już czasu podróżujecie w milczeniu. Na domiar złego las otaczający szlak staje się coraz gęstszy pogłębiając tylko ciemności. Zmęczenie całodzienną podróżą daje powoli o sobie znać, przygarbienie kolebiecie się w siodłach, zapadając czasami w stan półsnu. Cali przemoczeni i zmarznięci marzycie tylko o ciepłej i suchej karczmie, gorącym posiłku i wygodnym łóżku. Coraz częściej ogarniają was myśli, że trzeba było siedzieć na tyłku, pić wino i grać w kości zamiast pchać się bez powodu do kolejnej zapyziałej dziury. Ale teraz już i tak za późno, trzeba jak najszybciej dotrzeć do tego cholernego Bremont,wreszcie się wysuszyć i ogrzać.



W pewnym momencie zauważacie szybko zbliżający się do was kształt. Pędzący przed siebie koń. Z łatwością zatrzymujecie przestraszone zwierze. Rumak jest osiodłany, jednak jeźdźca nigdzie w zasięgu wzroku nie ma. Ki diabeł? Ostrożnie ruszacie w dalszą drogą prowadząc konia za uzdę i rozglądając się za jego właścicielem. Stratowanie biedaka wcale wam się nie uśmiecha, a kto wie czy gdzieś na tej grząskiej drodze nie leży ten nieszczęśnik. Już po kilku minutach widzicie w oddali jakieś sylwetki. Deszcz znacznie ogranicza widoczność ale macie wrażenie, że to niewielka grupka jeźdźców. Nie poruszają się jednak, a stoją w pewnym oddaleniu. Właściciele konia? Inna grupa wędrowców, tak jak i wy zmęczonych, przemoczonych i przemarzniętych? A może zwykli rabusie liczący na łatwy łup i sprzyjającą im pogodę? Zbliżacie się do nich powoli i niedługo powinno się wyjaśnić kto zacz...
 
Biskup jest offline  
Stary 09-03-2009, 23:58   #2
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Pewnego lata w Bremont

Usiadł przy stoliku. Płomień świec niespokojnie tańczył, rzucając cienie na mały pokoik karczemny, w którym przyszło mu nocować. Wosk ściekał ze świecznika, kapiąc na zamazane karty papieru niczym łzy z policzka nieszczęśliwej kobiety. Skojarzenie nie było przypadkowe. Poeta spojrzał na łóżko. Leżała niczym czarnowłosa wysłanniczka Bogini.



Julia

Jej usta niczym dwie czereśnie zerwane w gorącym słońcu. Ciało pachniało zapachem jaśminu, piżma i kilku składników, o których wiedziały tylko Aen Seidhe. To ona po raz pierwszy nazwała go tak… Jaśmin. Była cenniejsza niż cały skarb znanych mu państw od rzeki Jarugi po odległe Narok. Jednak opuszczał ją. Nie wiedział co napisać w tej chwili. Od dłuższego czasu starał się zebrać myśli i napisać list pożegnalny. Musiał to zrobić. Nie mógł dłużej jej narażać. Podszedł do okna i spojrzał na skąpane w mroku nocy Bremont. Tu zawsze mógł odpocząć i nie martwić się niczym. Wrócił do stołu i złapał za pióro.

Najdroższa memu sercu Julio,

Miłuję Cię bardziej niźli duszę moją. Wprawnym w piórze i z gładkimi słowami obeznany nie wiem co Ci pisać mam. W te słowa jednak ubiorę, to co powiedzieć powinienem, a odwagi mi brakło. Wyjechać muszę szybko dla twego bezpieczeństwa. Z pewnością moja miła kiedyś nadejdzie dzień, w którym wyjaśnię ci to lepiej. Wrócę, by dotknąć twych delikatnych dłoni, całować twe pełne słodyczy usta i napawać się miłością do ciebie. Duszę swoją zaprzedałem tobie.

Jaśmin

Nie zapisał nic więcej. Brakło słów by wyrazić jego uczucie i to co się dzieje. Wstał i złapał za szpadę opartą przy krześle. Osiodłany koń czekał już przed karczmą. Chciał pocałować Ją w czoło na pożegnanie, lecz powstrzymał się. Przykrył ją jedynie i wyszedł…


* * *




Jaśmin

Jaśmin odczuwał powoli uciskające zad siodło. W dodatku pogoda również nie napawała optymizmem zarówno jego, jak i resztę hanzy. Nie miał nastroju na rozmowy. Zaciągnął mocniej kaptur na głowę, by ochronić się chociaż trochę przed bezlitosnym zimnem. Już prawie usypiał w siodle, gdy nagle jego kary rumak zatupotał w miejscu kopytami. Jaśmin podniósł głowę i dostrzegł konia bez jeźdźca. Może komuś uciekł. Mało go to interesowało. Chciał szybko znaleźć się w Bremont i zobaczyć Julię. Miał nadzieję ją zobaczyć. Ktoś złapał za uzdę samotnego konia i ruszyli dalej. Rumak poety znowu się speszył. Czyżby wyczuwał zagrożenie? Jaśmin podniósł głowę ponownie. Tym razem dostrzegł zamazane deszczem sylwetki jeźdźców. Nie podobało mu się to i to bardzo. Złapał pod płaszczem za rękojeść szpady na wszelki wypadek. To mogli być rabusie, podróżni, wysłannicy lokalnego władyki lub ktokolwiek inny. Wyjechał lekko przed wszystkich i zwolnił stanowczo konia.

- Hej tam! Kto zacz?! – Krzyknął głośno poeta i wyrównał szyk z resztą hanzy. Zaczął rozglądać się wszędzie, węsząc podstęp.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 10-03-2009 o 00:10. Powód: literówki
DrHyde jest offline  
Stary 10-03-2009, 16:37   #3
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Elendil nienawidził takiej pogody. Strugi lejącego się z nieba deszczu wprowadzały elfa w podły nastrój. Całe jego ubranie od skórzanych butów po błękitną pelerynę było mokre i kleiło się do ciała. Woda lała mu się za kołnierz kaptura powodując, że co jakiś czas jego ciałem wstrząsały dreszcze i w tej chwili żałował, że wraz z towarzyszami nie zostali w jakiejś ciepłej karczmie, z ciepłym jedzeniem, ciepłym łóżkiem, ciepłą dziewczyną… Elf westchnął przeciągle wyobrażając sobie wspaniałości karczmy. Wtedy właśnie minął go galopujący bez jeźdźca koń płosząc przy okazji jego własnego wierzchowca, klacz białą jak śnieg o przenikliwych czarnych oczach. Elf ściągnął wodze swojego rumaka, pragnąc go uspokoić i pozwolił się przez to wyprzedzić pozostałym członkom hanzy.

- Hej tam! Kto zacz?! – usłyszał głos jednego ze swoich towarzyszy, Jaśmina, który podobnie jak elf był poetą i minstrelem.

Poeta okrzykiwał jakiś ludzi, których sylwetki majaczyły przed nimi w deszczu. Czyżby bandyci rabujący podróżnych na szlaku? Elendil szczelniej otulił się peleryną i lekko cofnął konia ściskając pod peleryną rękojeść długiego sztyletu, czekając na odpowiedź ze strony osobników, których sylwetki wciąż były zamazane z powodu ulewy.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.

Ostatnio edytowane przez Chester90 : 10-03-2009 o 19:44.
Chester90 jest offline  
Stary 10-03-2009, 20:09   #4
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Parszywa pogoda, nie dość że zaraz nie będę mieć na sobie żadnej suchej nitki, to jeszcze utrudnia obserwacje. Nawet jak na mój wzrok to dużo. Ciężko cokolwiek wypatrzeć za tą ścianą deszczu.

Przyjrzał się najbliższemu otoczeniu, starając się cokolwiek wypatrzeć, cokolwiek co według niego odstawałaby w jakimkolwiek stopniu od sobie tylko znanej normy. Lokalizował towarzyszy podróży, skądinąd nieplanowanych, ale skoro podróżowało się w tym samym kierunku, to czemu nie skorzystać i wspólnie odbyć tą podróż. Zatrzymał wzrok na jednym z nich, nie pamiętał jego imienia, brzmiało tak dziwnie, obco. Miał wrażenie że tamten go nie polubił i to od samego początku. Zresztą, po co się zaznajamiać, skoro i tak w mieście ich drogi się rozejdą.

Jak zauważył i oni nie palili się do znajomości z nim. Nie winił ich za to, w końcu kto by się chciał zadawać z wiedźminem, parszywym odmieńcem. Po opuszczeniu Kaer Morhen próbował znaleźć jakąś pracę, jednak zawsze znajdował tylko strach i nienawiść. Zawsze tak było, nie licząc pewnego spotkania na trakcie kilka tygodni temu. Uśmiechnął się na wspomnienie tego dnia i wrócił do patrzenia na okolice. Dobrze że nie powiedział jaka jest jego profesja, jeszcze by nie chcieli z nim podróżować. A tak medalion wisiał ukryty pod czarnym płaszczem i dla wszystkich był po prostu niezłym, choć młodym, szermierzem.
Zresztą musiał wyglądać dość osobliwie, cały skąpany w czerni, zarówno płaszcz jak i reszta ubioru miała ten właśnie kolor. Ćwiekowana skórznia miała małe szarpnięcie na przodzie, nic wielkiego, a przynajmniej nic co by obniżało jej wartość ochronną.

Naciągnął kaptur bardziej na głowę i to nie dlatego że bał się deszczu. Nie chciał pokazywać im na powrót swej twarzy. Już i tak wywołał poruszenie kiedy odsłonił twarz podczas pojedynku ze skaldem. A nie był to miły widok. Twarz mimo że młodzieńcza, była koloru kredy, zaś na jej powierzchni widać było liczne żyły, które dawały wygląd żywego trupa. Ot efekt próby traw. I do tego te złe oczy. Każde w innym kolorze. Lewe mieniło się ciemną zielenią, niczym szmaragd. Prawe zaś miało odcień morza.

Zauważył jak jakiś kształt zbliża się w ich stronę, wyciągnął z pochwy miecz i czekał. Koń. Ale bez jeźdźca. Przybliżył się trochę na czoło pochodu ubezpieczając ludzi którzy wyszli i złapali konia. Najdziwniejsze że rumak był już osiodłany. Więc pewnie spłoszył się, zostawiając jeźdźca gdzieś na szlaku. Najpewniej ze strzałą w plecach. Kiedy już całe zamieszanie udało się opanować ruszyli dalej.

Po chwili na krawędzi widoczności zamajaczyły jakieś sylwetki. Były jeszcze za daleko by je rozróżnić, ale nie poruszały się. Jeden z towarzyszy, Jaśmin krzyknął w ich kierunku:

- Hej tam! Kto zacz?!


Nie czekając na rozwój wydarzeń zawrócił konia i skrył się w lesie, nie za daleko jednak by móc interweniować w razie potrzeby. Po co zdradzać prawdziwą liczebność oddziału, skoro można niezauważenie obserwować całe wydarzenie. Zsiadł z konia i przywiązał go do grubego konara. Zlustrował jeszcze okolice i podszedł na skraj lasu, zamierzając obserwować szlak i towarzyszy podróży. Poprawił jeszcze ułożenie pochwy na plecach i czekał.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 12-03-2009 o 10:38.
RyldArgith jest offline  
Stary 11-03-2009, 00:15   #5
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
Mężczyzna kołysał się ospale w rytm spokojnego marszu konia. W ręku trzymał brunatny dzban pełen wody. Długie, mokre włosy zakrywały twarz, pochyloną nad naczyniem. Styrgreist spoglądał tępo do wnętrza dzbana. Obraz pociągłej, oszpeconej licznymi siniakami i zakrzepłą krwią twarzy, falował na powierzchni wody. Kropla deszczówki zwinnie spłynęła po długim, prostym nosie, kończąc swą podróż chlupnięciem. Mężczyzna zbliżył dłoń do średniej długości zarostu, otaczającego wąskie usta. Pogładził brodę, po czym napił się wody.

Monotonna ulewa pogłębiała ponury nastrój. Styrgreist pogrążony był w myślach. Nękało go to, co zwykle- tęsknota za tym, co utracił i okrutna świadomość porażki. Brzydził się sobą. Nie potrafił znaleźć w sobie siły, by powstać i odbudować zburzone. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak mógłby wrócić do swoich. Nawet jeśli wybaczą, to nigdy nie spojrzą na niego z dawnym szacunkiem. Jak bardzo oddalił się od bohaterów pieśni i sag, do których niegdyś tak chciał się zbliżyć! W dodatku ten nieszczęsny pojedynek parę godzin temu. Dać się rozbroić takiemu młodzikowi…

Zaraz po tym, jak młodzieniec przywdziany w czerń dołączył do pochodu, Styrgreist ożywiony porannym piwem zaśmiał się, zarzucając przybyszowi zgrywanie męża, podczas gdy jeszcze młokos. Zakwestionował także jego umiejętności w posługiwaniu się bronią noszoną na plecach. Sięgnął dłonią do zdobnej rękojeści miecza, spoczywającego w skórzanej pochwie przytwierdzonej do pasa udekorowanego zielono czerwoną plecionką, którą wykończona była także niebieska tunika. Zaproponował młodzieńcowi pojedynek, którego zwycięzcą będzie ten, kto pierwszy wytrąci broń przeciwnikowi. Przybysz się zgodził. Styrgreist ledwo wysunął miecz, gdy ostrze przeciwnika pędziło już w jego stronę. Broń brzdęknęła o ziemię. Przegrany zdążył jedynie dostrzec smugę światła na mieczu młodzieńca, nim ten błyskawicznie schował oręż.

Starał się zwalczyć podły nastrój, przywołując jakieś miłe wspomnienie. Coraz wyraźniej słyszał uderzenia wioseł o grzbiet morza, wesołą pieśń, którą strudzeni żeglarze walczyli ze zmęczeniem. Dostrzegł roześmianą twarz swojego przyjaciela. Widział ją krótko, obraz zmąciła fala tęsknoty i żalu. Na nic zdały się wspominki. Były jak ogień, grzały przyjemnie przez chwilę, potem już tylko parzyły. Podniósł lekko głowę znad dzbana i spojrzał w kierunku odzianego na czarno chłopaka. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym znowu spuścił wzroku ku wnętrzu naczynia. Nie czuł do młodzieńca nienawiści, nie miał siły, smętne myśli niczym pijawki wysysały z niego energię. Z zadumy wyrwał go krzyk jednego z towarzyszy. Spojrzał przed siebie. W oddali widział zbliżające się, niewyraźne sylwetki. Nie zrobił nic, było mu obojętne co się wydarzy, czekał.
 
__________________
-Próbuję zdobyć pieniądze na podróż do Ameryki.
-Gdzie to jest?
-Po drugiej stronie fiordu.

Normann Hætta bongo Utsi Saus
Bergtagna jest offline  
Stary 11-03-2009, 20:45   #6
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Bremont... Bremont...
Po jaką cholerę przyszło mi do łba, pchać się do Bremont. Trzeba było siedzieć na dupie w tej zarosłej chwastami dziurze, gapić się na dziewki i pomagać stolarzowi w pracy. Chociażby za strawę i miejsce do spania. Zawsze coś...
A teraz co mam? Kradzionego wałacha, co do tej pory wóz z kartoflami ciągnął, mokre plecy od tego cholernego deszczu i podejrzaną konfraternię, z którą jadę do Bremont.
Ale może tym razem się uda...

- W ogóle to po co my jedziemy do tego Bremont? - po raz chyba setny zapytał swoich towarzyszy. I chyba po raz setny nie spodziewał się jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Po prostu Bremont było jakimś wyznacznikiem, celem do którego ta zbieranina przypadkowych postaci zmierzała. Nie wiedział po co tam jedzie – może po to aby udowodnić sobie, że tym razem się uda; że ta przygoda nie zakończy się nieszczęśliwie jak wszystkie poprzednie. Wspomniał tych, których zostawił za sobą: Janne w Pont Vanis, zezowatą Blinke w Górach Pustulskich, Bilbata i Kalista w Ban Glean. Nie. Tym razem na pewno będzie lepiej.

Osiodłany koń bez jeźdźca wpadł pomiędzy nich. Wałach Herluffa, przezwany Ciapkiem, z powodu braku jakiegokolwiek lepszego miana, dla takiego czegoś, spłoszył się i stanął dęba. Herluff, który jeźdźcem był raczej miernym zwalił się w błoto gościńca.
- Kurwa mać – jęknął i zaczął ścierać z siebie mokrą maź. Wstał i jęcząc złapał Ciapka za uzdę. Nie wsiadł ponownie na konia. Wolał pozostać w jednym kawałku, wolno prowadził go za uzdę za oddalającymi się kompanami.

- Hej tam! Kto zacz?! - krzyknął jeden z towarzyszy, Jaśmin. Herluff spojrzał w jego stronę. Daleko przed nimi, w strugach deszczu majaczyły sylwetki jeźdźców. Po chwili zrównał się z Jaśminem, zatrzymał się i otarł resztki błota z twarzy. Na pewno wyglądał żałośnie, ale cóż – takie życie. W tym momencie wszystko było żałosne...
 
xeper jest offline  
Stary 17-03-2009, 14:42   #7
 
Biskup's Avatar
 
Reputacja: 1 Biskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumnyBiskup ma z czego być dumny
Dopiero będąc już w miarę blisko, możecie ocenić dokładnie liczebność nieznajomych. Dwaj przygarbieni mężczyźni, ciasno opatuleni płaszczami siedzą na koniach, wyglądają na trochę zniecierpliwionych. Dwaj kolejni stoją w błocie na trakcie i właśnie podnoszą z ziemi jakąś kobietę. Ma nienaturalnie wykręcone ręce do tyłu, możliwe, że jest związana. W miarę jak się zbliżacie do waszych uszu doszły strzępki rozmowy, niestety zbyt cichej by dało wychwycić się sens.

- Hej tam! Kto zacz?!

Mężczyźni są tak pochłonięci swoją „robotą”, że dopiero głos Jaśmina uświadamia im waszą obecność. Wyglądają na trochę spłoszonych i zaniepokojonych nieproszonymi gośćmi. Jeden z jeźdźców położył dłoń na rękojeści mieczy, mężczyźni podtrzymujący kobietę zamarli bez ruchu i spojrzeli pytająco drugiego jeźdźca, prawdopodobnie przywódcę grupy. Ten spokojnym ruchem ręki uspokoił towarzyszy i podjeżdża kawałek w waszym kierunku.

- Kennet i jego wesoła kompania! Wybaczcie nam Panowie, żeśmy się tak na środku drogi zatrzymali, ale nasza towarzyszka miała nieszczęśliwy wypadek. Na szczęście trochę się tylko potłukła. No ale nie ma co stać na deszczu, Bremont jest już blisko, jak mniemam tam właśnie zmierzacie, więc jedźcie dalej, my sobie poradzimy. - głos mężczyzny jest lekko zachrypnięty ale życzliwy.

Po tych słowach zjeżdża też trochę na bok byście mogli swobodnie przejechać.
 
Biskup jest offline  
Stary 18-03-2009, 18:51   #8
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zakhar skręcił w las i po chwili zniknął między drzewami. Herluff prowadząc Ciapka za uzdę wyminął elfa, którego koń znacząco zwolnił kroku. Zrównał się z obojętnym na wszystko Styrgreistem i dotrzymując mu kroku, razem podeszli do barda Jaśmina.

Swoją drogą, czemu Ci bardowie wymyślają sobie takie przydomki. Jaskier, Jaśmin... głupie.

Przed nimi, w strugach deszczu znajdowało się czterech mężczyzn i kobieta. Dwóch na koniach, dwóch innych pomagało kobiecie wstać. Na zawołanie barda znieruchomieli. Jeden z konnych podjechał kilka kroków do przodu.
- Kennet i jego wesoła kompania!...

- A gdzie w taką pogodę, jeśli wolno spytać? - zapytał Herluff mimochodem, mijając Kenneta i bacznie obserwując swoje nogi, tak aby nie wpaść w co większą kałużę. Ciapek posłusznie dawał prowadzić się za uzdę.
 
xeper jest offline  
Stary 21-03-2009, 16:07   #9
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Przyglądał się z zaciekawieniem całej sytuacji, zwracając uwagę gdzie znajdują się towarzysze podróży, ilu i gdzie są nieznajomi. Do uszu dobiegła go odpowiedź jednego z jeźdźców.

- Kennet i jego wesoła kompania! Wybaczcie nam Panowie, żeśmy się tak na środku drogi zatrzymali, ale nasza towarzyszka miała nieszczęśliwy wypadek. Na szczęście trochę się tylko potłukła. No ale nie ma co stać na deszczu, Bremont jest już blisko, jak mniemam tam właśnie zmierzacie, więc jedźcie dalej, my sobie poradzimy.

Nawet ustąpił z drogi, ciekawe. Jak zdążył już zauważyć uprzejmość nie była mocną stroną ludzi których spotykał, czyżby ten był inny? W gruncie rzeczy nic mnie to nie obchodzi, skoro daje przejechać, po co zadawać niepotrzebne pytania.
Wrócił do konia, odwiązał i wyszedł z lasu. Przyjrzał się jeszcze towarzyszom, po czym rzucił:

- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru stać i moknąć. Jadę dalej.

To powiedziawszy wszedł na konia i ruszył w kierunku jeźdźców, z zamiarem ich minięcia.
 
RyldArgith jest offline  
Stary 22-03-2009, 23:54   #10
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Jaśmin nie zwracał zbytniej uwagi na resztę, która z nim podróżowała. Bo niech sobie nie myślą, że to niby on z nimi podróżuje. Takiej hałastry to już dawno nie widział, ale lepiej żyć z takimi dobrze, to i podróż bezpieczniejsza. Wyrwał się z zadumy i mocno zastanowił nad swoimi poczynaniami w kierunku nieznajomych. Na bandytów to oni nie wyglądali. Ot, dama z konia spadła i jej pomogli zwyczajnie. Jednak dawno te strony opuszczając zostawił stare brudy, które same się nie wypłukały. Splunął w ziemię i przyjrzał się dokładnie całej wesołej kompanii Kenneta.

- Paskudna pogoda Panie Bremont na jazdę konną. Szlag by trafił i wszyscy diabli ten deszcz. Jestem Jaś… - Zastanowił się chwilę. Żeby się czasem ta banda niedojdów nie zorientowała. – Jaś z Hołopola. Tak se Panie podróżujem w te i w tamtą. Na kraniec świata, może i dalej. – Przygrał głupka asekuracyjnie. Lepiej się nie afiszować z imieniem na dzień dobry. Zakrył się szczelniej płaszczem i ruszył przed siebie. – Bywajcie Panie. Do zobaczenie w Bremont.
 
DrHyde jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172