Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-05-2007, 17:09   #31
 
Sylvain's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylvain nie jest za bardzo znany
Gerd

Ten kretyn w koszarach na tą jedną jedyną chwilę, gdy ją opisywał, jednak miał rację. Ruda Jędza!
- Tia- powiedział, obrócił się na pięcie i wyszedł z knajpy.
Trzeba poszukać jakiejś nory na noc, najlepiej blisko koszar, żeby nie dymać przez całe miasto na poranne gry i zabawy.
Jak pomyślał tak zrobił. Krótko po zachodzie słońca zaszył się na poddaszu opuszczonej kamienicy, dwie przecznice od koszar.
Usnął po paru chwilach, jak zwykle snem czujnym, zwierzęcym.
 
Sylvain jest offline  
Stary 02-05-2007, 17:35   #32
 
Lkpo's Avatar
 
Reputacja: 1 Lkpo ma wyłączoną reputację
Nawet się uśmiechnął widząc szlachcica. Nie będzie tak nudno. Podał mu rękę mówiąc
-Jestem Veibat z rodu Venczeci. Jeśli nie jesteś z tych stron nie słyszałeś. Kiedyś moja rodzina była monopolistą, jeśli chodzi o złoto.-zrobił krótką przerwę- Teraz już nie-dodał kończąc temat
Ruszyli przez ulice Kreuam. Prawie się nie zmieniły od jego ostatniego pobytu. Sklepy niektóre prawdopodobnie zbankrutowały, inne sporo zarobiły. Mężczyzna szedł pewnie przed siebie wzbudzając zainteresowanie swym strojem, mieszczanów tudzież mieszczanek. I to bynajmniej nie z powodu jego brzydoty.
W końcu byli już na samym skraju miasta. Tuż przy barmie stała stajnia. Jedna z lepszych. Drewniane ściany i dach ze strzechy niczym nie przypominał miejskiego budynku. Pośrodku stały wielkie drzwi w których mogłyby się minąć dwie karety. Nieraz się tak nawet zdarzało.
Gdy byli przed budynkiem Veibat powiedział do kompana
-Czy mógłbyś tu zaczekać? Nie wiem czy będzie ci tam odpowiadać.
Po czym wkroczył do środka. Wpierw stajennych opanowało zdziwienie. Gdzieś widzieli tego człowieka, lecz go w ogóle nie skojarzyli. Widząc strój gościa, posłano po szefa całej koniarni. Przybył niezwłocznie mając nadzieję na dobry interes. Veibat zażądał rozmowy na osobności. Klient nasz pan, więc poszli. Rozmowa trwała krótką chwilę, głosy dochodzące stamtąd zaraz zniżyły się do szeptu. Kiedy wyszli, na twarzy ich malowały się zgoła dwa uczucia. Koniarz był zdziwiony i lekko przerażony, natomiast szlachcic szczęśliwy.
Stajenni przyprowadził najlepsze konie. Jeden biały z małą czarną plamką na głowie, drugi kasztanowy. Oba wyglądały bardzo dobrze.
Wyszli na ulicę a Veibat zwrócił się do Rhevira
-Którego wybierasz?
 
__________________
"Tylko uczciwi pozostaną dłużej żywi
Będą umierać powoli
Tak znacznie bardziej boli
Więc zastanów się co wolisz"
Lkpo jest offline  
Stary 02-05-2007, 17:45   #33
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Janosz Favrasz, bar Dramna

Opieprz przyjął jak wszystko inne. Ze spokojem. Skinął krótko głową i nie deliberując dłużej ruszył ku koszarom. Po przejściu trzech może kroków, cofnął się, podszedł raz jeszcze do dowódcy, jednak gdy ta mierzyła go wzrokiem już szykując się do ewentualnego spiorunowania za niezrozumienie wyraźnie postawionej sprawy, okazało się że Cygan jedynie szedł po strzałę.

- Jesionowe drzewce - rzekł, wyjmując strzałę ze stołu, jakby to wyjaśniało całą sprawę.

Sprawdziwszy grot schował strzałę do kołczana i ruszył ku wyjściu z baru. Na zewnątrz rozejrzał się uważnie. Skierował kroki ku najbliższemu zaułkowi. Tam, upewniwszy się, że nikt go nie śledzi, przearanżował ekwipunek. Myśliwski nóż zamiast na plecach, zawisł u boku, monety zostały wysypane z sakiewki i przesypane po kieszeniach, także płaszcza. Do dolnych kieszeni płaszcza, dla dobrego jego obciążenia, wsypał ziemię. Płaszcz tropicieli to był od zawsze ubiór funkcjonalny, ten nie różnił się od innych egzemplarzy swego gatunku w tej materii. U samego dołu, miał szereg kieszonek do których można było wsypać monety... lub kamienie. Jedno i drugie dawało szacie obciążenie, przez co nie powiewała za właścicielem na wietrze aż tak bardzo. Jedno i drugie dawało też dodatkową broń w razie potrzeby. Płaszcz zwinięty lub złożony i skręcony 'na marchewkę' dawał ponad półtorametrową maczugę, na końcu której była solidna kupa gruzu... lub bilonu. Tak czy inaczej, solidna, ciężka bryła, którą wyrżnąć kogoś w łeb oznaczało jeśli nie pozbawienie go przytomności, to na pewno nabicie potwornego guza.

Janosz wprawnym ruchem odrzucił płaszcz z lewego ramienia, prawą dłonią zebrał fałdy płaszcza tak, że miał w ręku pół jego długości, i tak zaimprowizowaną 'maczugą' walnął w mur. Tynk pękł, zaprawa posypała się obficie. Nawet cegłę to pokruszyło. Mężczyzna kiwnął głową. Jak należało oczekiwać. Rozejrzał się, czy hałas przyciągnął czyjąś uwagę. Nie liczył, by tak było, ale w takim przypadku następny manewr z sakiewką wykonałby gdzie indziej. Upewniwszy się, że nie, garść kamyków odpowiednio dobranych wsypał do - teraz mniej pękatej - sakiewki i przywiązał ją do paska, na widoku. Teraz zostawało jedynie patrzeć, czy złodzieje miejscy połakomią się na kąsek.

Otrzepawszy płaszcz i dłonie, ruszył ku koszarom, planując tam zanocować. Zatrzymany w koszarowej bramie, opowiedział się:

- Janosz Favrasz, jednostka Lisbeth Cross. Gdzie mogę zanocować? - celowo nie podawał stopni, jej nie znał, swoim chwalić się nie miał po co. Poza kręgami zwiadowców niewiele znaczył.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 02-05-2007, 18:44   #34
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, a jego miejsce zajął złoty księżyc. Jego barwa dzisiejszej nocy przypominała raczej skórę pomarańczy, a to zapowiadało nie lada upał następnego dnia. Niebo było bezchmurne i całe zaplecze ciał niebieskich ukazywało się w pełnej krasie na jego połaci. Nieliczne zegary, bo była to niezwykle droga inwestycja, wskazywały 23. Noc była ciepła i lekka, miasto spokojne, cała atmosfera zgiełku i paniki poranku i południa ulotniła się niepowracalnie. Czas mijał, spokój niedługo znowu przeistoczy się hałas, a ludzie zaczną spowrotem swoją wędrówkę przez życie jak każdego dnia.
 
Aivillo jest offline  
Stary 02-05-2007, 19:22   #35
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Rhevir de Valiron

-Biorę białego-powiedział z uśmiechem. Od razu wsiadł na niego i spojrzał w niebo. Zbliżała się noc, a on opowiadał Veibatowi o mieście, z którego pochodził. Gdy nadszedł środek nocy, Rhevir powiedział:
-Muszę się przespać. Nie spałem od około dwóch dni. Teraz nie liczę na to, że ktoś wynajmie mi pokój, więc muszę jechać poza miasto. Jak chcesz to jedź ze mną.
Skierował się na zasłużony, upragniony odpoczynek.
***
Rano wsiadł na konia i skierował go do koszar. Co prawda dalej był niewyspany, ale w znacznie mniejszym stopniu i pocieszał się tą myślą.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 03-05-2007, 09:12   #36
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ciemna, głucha nocy otuliła we śnie całe miasto dając ludziom wytchnienie od codzienności i mozołu życia. Dla niektórych sen to najpiękniejszy dar, jedyny moment dla samego siebie, jedyna chwila odpoczynku. Tych, którzy nim szastają, nieszczą i uciekają od niego prędzej czy później dopada. Jest jak mgła- ulotny i gęsty, eteryczny. Wielu chciało posiąść jego tajemnice, zbadać jego sens, ale jest to niemożliwe. Wydaje się, że sen jest tylko kilkugodzinną iluzją, która ogarnia nas każdego dnia. Jedno jest pewne dzisiejsza noc w Kreuam to jedna z najspokojniejszych nocy od wielu tygodni. Może spowodowane jest to ucieczką ponad połowy ludności, albo aurą żałoby wiszącą nad miastem? Idealna chwila dla wszelakich rzezimieszków, którzy używają ciemności jako zasłony, pewnego rodzaju kaftanu bezpieczeństwa, szansy. Włóczy się ich wtedy wielu po tych zapomnianych, określanych mianem "złych" i "niebezpiecznych" dzielnicach w poszukiwaniu swego celu. Polują, tak jak sowa poluje na mysz schowaną wśród lichych gałązek i źbeł suchej trawy. Pewna kobieta przemykała szybko między ulicami licząc takty swego bijącego z zawrotną prędkością serca serca. Ucieka na paluszkach tak, by powieszchnia stopy muskająca taflę zimnego kamienia była jak najmniejsza. Biegnie niemal bezszelestnie i kiedy już jest pewna, oddycha z ulgą i staje pewniej na gruncie. Na ten właśnie moment czeka każdy zły. Wtedy to podchodzi niezauważalnie i atakuje ofiarę od tyłu. Jednak tym razem szara myszka uciekła bezwzględnemu puchaczowi i ukryła się w swojej kryjówce. Oby zawsze miała takie szczęście.
Zbawienny sen ogarnął także większość z was. Regenerujecie siły przed tym trudnym dniem, który was czeka. Ale właściwie jeszcze się nic nie wydarzyło więc może te wszystkie zmagania przyjdą wam z łatwością. Może wszystko okaże się tylko słabym żartem z waszych nerwów i psychiki. Nic nie jest pewne.
Lisbeth znużona alkoholowym upojeniem spła oparta o kotuar, a Dramn jak zawsze przeniósł ją delikatnie na posłanie w ciemnej pakamerze wśród starych butelek i beczkach po piwie gdzie już nie raz spędzała noc.
Nieliczne zegary wybiły właśnie drugą.
 
Aivillo jest offline  
Stary 03-05-2007, 09:14   #37
 
Lkpo's Avatar
 
Reputacja: 1 Lkpo ma wyłączoną reputację
Veibat

Zdziwił się, widząc jego towarzysza zasypiającego gdzieś w krzakach. Wzruszył ramionami i jechał dalej. Za kolejnym zakrętem stała już posiadłość, Venczecich. Szopa, którą kiedyś przypadkiem spalił, została odbudowana. Podobnie wiele innych budowli zostało odremontowanych, pola są zasiane, budynki dla służby wysprzątane. Widać, że jego podarunki wielce pomogły rodzinie.
Przez chwilę wahał się czy wjechać czy nie. Jednak chęć poznania zmian, tego co się wydarzyło podczas jego nieobecności, wygrała. Teraz niektóre budynki wydawały mu się mniejsze, lecz jak szybko do tego doszedł, on również był mniejszy. Przed pałacykiem była fontanna, która odkąd pamiętał była sucha, teraz tryskała wodą. Podziwiał każdy szczegół. Kapliczka również błyszczała się, nieznanym dotąd blaskiem.
Nagle psy zaczęły szczekać, a w oknie jednego z budynków dla służby zapaliło się światło. Wyszedł z niego stary chłop, który od zawsze był na ich polu. Od razu rozpoznał w Veibacie chłopca, dziedzica.
Jeszcze tego wieczoru urządzono przyjęcie, jakby wszyscy zapomnieli o jego młodzieńczych grzeszkach. Przy stole, oprócz znanych mu członków rodziny, zauważył młodziutkich Venczecich. Każdy z jego braci dobrze się ożenił i to go uradowało. Przez parę godzin jakby zapomniał, że stąd wyjechał. Jednak kiedy zaczęli rozmawiać o jakimś nieznajomym dobrodzieju, musiał wrócić na ziemię. Zaczął się wykręcać, że to nie on, wszyscy mu uwierzyli, wszyscy oprócz matki. Ona zawsze wiedziała kiedy kłamie. Gdy zabito w nocy świniaka, to ona znalazła w jego pokoju smażone mięso. Grubo po północy poszedł spać. Dostał specjalne zioła, od jednej z żon jego braci, która była zielarką. Spał w swym pokoju z paroma dziećmi. Tak sie zdarzyło, że wszędzie było pełno ludzi, ponieważ były urodziny właśnie jego matki.
Obudził się wcześnie. Spał jak nigdy, nie miał żadnych koszmarów czy innych zmor. Wstał smutny. Dzisiaj to miało się skończyć. Tutaj wszyscy byli tacy prawdziwi. Prędko się umył, ubrał. Schodząc po schodach, na komodzie zauważył naszyjnik. Piękny, bez jakiś zbędnych ozdób. Idealnie wykonany złoty naszyjnik. Schował go do kieszeni. Chciał mieć po tej przygodzie jakąś pamiątkę.
Dosiadł konia i wyjechał nie zostawiając żadnego listu czy innej wiadomości.
 
__________________
"Tylko uczciwi pozostaną dłużej żywi
Będą umierać powoli
Tak znacznie bardziej boli
Więc zastanów się co wolisz"
Lkpo jest offline  
Stary 03-05-2007, 13:37   #38
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Czas nieugięcie gonił wskazówki zegara. Od zawsze pracował tak samo sekunda po sekundzie. Upływał równomiernie.
Granatowe niebo przysłoniły chmury muskane delikatnym wiatrem. Księżyc nie tracił swej żywej barwy i nie dawał się obłokom. Uciekał jak najdalej i chociaż czasami go doganiały wychodził zaraz zwycięsko z miną pychy i pewności, że zwykłe zmory nic nie mogą zrobić tak cudownemu zjawisku. Wśród ciszy rozległy się po sobie w idealnych odstępach trzy uderzenia zegara.
"Trzecia"- szepnął cicho Dramn w swojej starej karczmie. Wszyscy pochrapywali miękko na drewnianych blatach zużytych stolików. Dziewka karczemna siedziała na drewnianej ławie w kącie zaciśnięta ramionami postawnego osiłka, zapewne kowala. Jedynie Dramn na chwilę ocknął się z lekkiego snu, który w zupełności mu wystarczał. Zaczął porządkować butelki, szklanki, kielichy zamaszystymi ruchami przecierając ich wyszczerbione powierzchnie. Światło dawał niewielki świecznik ustawiony przy ladzie i dwa proste, metalowe kinkiety na ścianach. Karczmarz zerknął na pakamerę. Lisbeth spała w najlepsze przekręcając się na drugi bok i zrzucając przy tym płaszcz służący za okrycie. Spanie w metalowych zbrojach nie należało do wygód i można było nabawić się niezłych siniaków, ale doświadczona wojowniczka najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła.

Nagle do uszu karczmarza dotarł początkowo cichy, a z czasem coraz wyraźniejszy stukot końskich kopyt. Po chwili pod drzwiami karczmy "Złota Strzała" zatrzymało się dwóch zbrojnych. W pełnym rynsztunku z wystającymi mieczami. Jeden z nich miał wyraźnie pokaźniejszy hełm. Drzwi otworzyły się z hukiem. I dwóch mężów wkroczyło bez sumienia niszcząc wielu gościom cudowne chwile snu. Dziewka karczemna ocknęła się nagle jak oparzona, zręcznie wysunęła się z objęć postawnego kowala i już była na swoim miejscu. Nie była to dziewczyna ani brzydka, ani specjalnie piękna. Raziła raczej przeciętnością. Długi mysi warkocz i przyjemne piwne oczy. Jedynym jej wyraźnym atutem była niezła figura czego nie bała się pokazywać w bardzo wyciętej i dopasowanej sukni i krótkim poplamionym fartuszku. Teraz nieco zawstydzona zerknęła na Dramna z wyrazem przeprosin. Mężczyzna tylko skinął uspokajająco głową i podszedł do mężczyzny, po którym wyraźnie było widać, że to nie przeciętny żołdak. Był wyższy od karczmarza niemal o głowę, chociaż i tamten do niskich nie należał, wydawał się również o dekadę młodszy. Miał gęstą, czarną czuprynę wystającą nieznacznie spod pokaźnego hełmu. Pociągłą surową twarz zdobiły czarne niczym węgle oczy często pałające ognistym gniewem, niewielki nos i kształtne acz niewielkie usta. Jego skóra była wyraźnie doświadczona przez słońce i niewygody. Dłoń, którą wyciągnął na przywitanie karczmarzowi była wielka i spracowana. Od całej postaci biła gęsta niczym mleko aura władzy i dostojeństwa. Karczmarz podał rękę przybyłemu i uśmiechnął się przymuszenie.
-Witaj pułkowniku Palladin, dawno już Cię nie widziałem w moich skromnych progach- powiedział cięgle sztucznie się uśmiechając. Bądź co bądź podpaść takiemu typowi nie należało to największych zachcianek karczmarza.
-Gdzie Lisbeth?- spytał krótko tamten.
Mężczyzna w brudnym fartuchu ze ścierką przepasaną przez lewe ramię wyglądał conajmniej ubogo przy wypolerowanej, błyszczącej mieniącej się złotem zbroi pułkownika. Ze zmieszaną niczym dziecko twarzą wskazał drzwi pakamery. Żołnierz skinął na kompana równie wyniosłego co on i sam ruszył skrzypiącą podłogą w stronę ciemnego pomieszczenia. Kiedy wszedł do środka ciemność niemal go oślepiła. Chwilę podążał przed siebie kierując się wyłącznie instynktem, ale zaraz przyzwyczaił się do mroku i ujrzał rozmyte kontury śpiącej kobiety. Obok prowizorycznego tapczanu leżał śliczny, aksamitny purpurowy płaszcz- symbol wyższych władz wojskowych. Przy wejściu zaraz znalazł się Dramn niosąc w jednej ręce stary świecznik, a w drugiej, jakby czytając w myślach żołnierzowi, kufel z wodą. Pułkownik podszedł do niego i zdecydowanym ruchem wziął go, po czym podszedł do śpiącej i wylał całą jego zawartość na twarz kobiety. Ta nagle jak oparzona otworzyła oczy i podskoczyła na podsłaniu. Równie szybko złapała się za głowę.
-Na Cyona co za bół- mruknęła i dopiero spojrzała przed siebie. Widok mężczyzny wielce ją zaskoczył. Podniosła jednym ruchem płaszcz, wstała i wyprostowała się.
-Kapitan Lisbeth Cross wita porucznika Alexandra Palladina!- krzyknęła jednym tchem.
-Co ty znowu robisz w tej dziurze Lisbeth, myślałem, że skończyłaś wreszcie z piciem- odpowiedział spokojnie mężczyzna. W drzwiach Dramn ledwie zdusił okrzyk oburzenia. Lisbeth milczała patrząc błagalnie w stronę przełożonego. Palladin podszedł do niej, ścisnął za ramię i pociągnął i przeciwległy kąt niewielkiej pakamery.
-Czyś ty zmysły postradała?- syknął. -Jaki ty dajesz przykład żołnierzom? Wiesz co by się stało gdyby przyjechał tu twój ojciec? Miałem cię doglądać, nie mówiłem nic o niańczeniu.
Kobieta zmieszana nałożyła swój płaszcz i popatrzyła na meżczyznę tym razem pełnym godności wzrokiem.
-Nikt ci tego nie kazał. Mogę robić co chcę, a właśnie przy okazji chciałam cię powiadomić, że właśnie tworzę nowy oddział ochotników...
-Robić co chcesz będziesz kiedy się zestarzejesz Lisbeth, teraz podlegasz mi czy sobie tego chcesz czy nie. Za bardzo wykorzystujesz moją słabość, nic dziwnego, że nazywają cię...- nie dokończył, bo Lisbeth wspięła się na palce i zamknęła jego usta w namiętnym pocałunku. Stali tak kilka chwil po czym kobieta powoli oderwała swoje wargi od jego i szepnęła mu do ucha ciepłym głosem:
-Nie kończ, wiem.

Karczmarz przystępował z nogi na nogę w oczekiwaniu na to co się stanie. Dziewka karczemna zabawiała rozmową drugiego żołnierza, który najwyraźniej był z tego niezwykle zadowolony. Po dziesięciu minutach zza mroku wynurzła się wysoka postać pułkownika, a tuż za nią nieco skacowana pani kapitan. Żołnierz w jednej chwili odskoczył od dziewki i stanął na baczność. Przechodząc obok niego Palladin rzucił:
-Wracasz piechotą Tancred. Kapitan Cross jedzie ze mną.
-Tak jest pułkowniku!- odpowiedział wojak niezbyt zadowolony z decyzji przełożonego.
Kobieta na odchodne rzuciła do Dramna ciche "Do zobaczenia" i puściła oko. Wkrótce rozległ się odgłos odjeżdżających rumaków, a karczmarz odetchnął z ulgą.
Ciemność już nieco się przerzedziła i niebo z granatowego zmieniało barwę na niebieską. Zegar wybił kwadrans do czwartej.
 
Aivillo jest offline  
Stary 03-05-2007, 14:42   #39
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Anna
Kobieta ubrała się w spodnie i kaftan, spakowała wszystko do plecaka i zeszła na dół do karczmy. Zamówiła jedzenie i wino. Po posiłku poszła do koszar. Po drodze rozmyślała. ~Mam nadzieje, że nie będę musiała być z tymi rabusiami w jednym rozdziale. Żeby kapitan nie miała dużego kaca bo da nam popalić.~
Doszła do koszar. W koszarach pełnił dyżur jakiś szeregowy. Uśmiechneła się do niego i zapytała.
-Miałam się stawić do kapitan Cross na zbiórkę. Gdzie to.
Po odpowiedzi szeregowego uśmiechnęła się i poszła na zbiórkę.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 03-05-2007, 15:03   #40
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Janosz Favrasz, koszary

Ocknął się, jak wiele razy przedtem. Coś się działo. Wciągnąwszy nosem powietrze nie wyczuł żadnych nowych zapachów. Nadal siano, konie oraz drewno. Sturlał się szybkim ruchem z posłania by powstać z cichym szelestem siana i kuszą w rękach. Nadstawił uszu. Tętent kopyt końskich. Błyskawicznie porwał swe bety i niewiele myśląc wrzucił je na górę. Cisowy, długi łuk refleksyjny doznał tego samego, bezceremonialnego traktowania. Strażnik w bramie powiedział mu jasno:

- Możesz przekimać w stajni, zwiadowco, ale jak ktoś Cię tam znajdzie, to masz problem. Ba, nawet ja mam wtedy problem.

Cygan nie przepadał za problemami, a nie widział też powodu by robić koło pióra strażnikowi. Upewniwszy się więc, że wszystkie rzeczy są na górze, przerzucił kuszę przez plecy, wybił się obunóż i chwycił się belki u góry. Podciągnąwszy się, rzucił bety bardziej pod ścianę i sam się tam przesunął, korzystając z faktu, że narastający tętent kopyt zagłuszył stosunkowo niewielki hałas jaki sam wykonywał. Począł nasłuchiwać.

Dwa konie.

Rzeczywiście. W chwilę później dwa konie wprowadzono do stajni i poczęto oporządzać. Leżący cicho mężczyzna oddychał powoli, regularnie. Nasłuchiwał.

- Diabli nadali kurde takie wyprawy nocnych marków! - odezwał się jeden z żołnierzy, przeciągle ziewając - Pysznie się mi drzemało! Dobrze chociaż, że warta w bramie dała nam cynk, byłby problem.

- E tam, przecie to jakiś oficerzyna wracał z panienką. Gdzie tu problem? - odezwał się drugi żołnierz, znacznie młodszy, sądząc po barwie.

- Oczu nie masz kretynie? To byli pułkownik Palladin i kapitan Cross!

- Dla mnie wyglądali jak para - upierał się młodzik - On się na nią za często patrzył jak na zwykłego kapitana.

- Głupiś i tyle. Każdy się na nią za często patrzy, bo jest na co. Ech, dorwać ją i wyobracać na sianie... Ale to ruda jędza jest, tyle ci powiem. Tak jak ta kokota do której ostatnio latasz. - zagaił chytrze doświadczony wojak.

- Ella wcale nie jest... osz cholera! - młodzian dostrzegł, że dał się podejść.

- Myślałeś, że coś ukryjesz przed własnym sierżantem Karbeth? Więc ma na imię Ella? - głos starszego zabrzmiał rozbawieniem i satysfakcją.

- Odpuście, panie sierżancie, jak Cyona kocham. - ni to jęknął ni to prosił nazwany Karbethem.

- Może i odpuszczę, a może jutro na zbiórce będę miał kupę frajdy! - drwił starszy bezlitośnie.

- Konia za was wyszczotkuję!

- I napoisz obydwa i mnie ostrzeżesz jak by kto pytał?

- A wy się możecie spokojnie na sianie zdrzemnąć, na warcie stanę.

- Ha! Jakbym na Twojej warcie miał polegać...

Janosz uśmiechnął się, słuchając dalszych targów. Kusiło go, by wyjrzeć, tamtych dostrzec i zapamiętać. W odpowiedniej chwili zaskoczony 'Ellą' Karbeth mógłby mieć naprawdę śmieszną minę. Ale po namyśle zrezygnował z pomysłu. Idąc spać podsumowywał, czego się dowiedział.

Mamy w oddziale kobietę po uniwersytecie. Wykształcona. Co ona tu robi? Pierwszy raz takową na oczy widzę. Ciekawe co umie? Czego uczą na uniwersytetach? Przecież tam krwi nie ma... Sympatyczna buzia. Nie dla niej to. I jest dwu ze szlachty. Pewnie się skumają razem. Trza będzie rozbić, czy dołączyć, czy robić za samotnika? A może przeczekać? Jeden jest tu z przymusu, pierwsza okazja to zdezerteruje. Albo wyczeka do końca właśnie, z takimi to cholera wie. Zawsze na dwoje babka wróżyła. No i jest pani kapitan. Lisbeth Cross. Lisbeth... Cross... Cholera. Wiem, że coś wiem. Nic to. Prędzej czy później sobie przypomnę. Pułkownik Palladin. Ciekawe jakby zareagowała jakbym jej jutro rzucił nazwisko pułkownika w twarz. Pewnie tak: "Śledzisz mnie, żołnierzu?!" Groźnie, poważnie, ze ściągniętymi oczyma. Może ręka na broni.

Wyobrażenie rudowłosej samo unosiło się przed oczyma Janosza przez chwilę. Potem jednak lico nieco się zaokrągliło, oczy stały się niebieskie niczym astry, cera pokraśniała a włosy wydłużyły się, by przybrać kolor pszenicznego złota.

Ech, do diaska. Kuruj się jak należy, Trevalles, a nie nawiedzaj ludzi we śnie...

Z tą myślą, zasnął.

* * *

Niewiele pospał. Nad ranem krzątanina wartowników obudziły go, kiedy Karbeth i sierżant opuszczali stajnię, on na górze powoli wygrzebywał się z siana. Wyczekał chwilę, by mieć pewność że żołnierze nie wrócą i dopiero wtedy zeskoczył ze stryszku, zbierając wcześniej swoje bety. Na dole przeciągnął się, porozciągał kości, a wreszcie ruszył na miejsce zbiórki niespiesznym krokiem. Pierwsze promienie słońca zaczynały rozjaśniać niebo nad głowami. Koszary powoli budziły się do życia.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 03-05-2007 o 15:35. Powód: Od * * * w dół.
Tammo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172