Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2007, 20:28   #1
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Słowa na piasku

Każdemu z osobna i wszystkim razem życzę miłej zabawy

AKT I, Scena 1 - Witamy w Błogosławionej RP!

11 czerwca 2007, – Kraków, Błogosławiona Rzeczpospolita Polska
Ledwie prima przebrzmiała w siedemdziesięciu czterech krakowskich klasztorach, zza horyzontu wyłonił się purpurowy rąbek słońca. Zapowiadał się przepiękny dzień. Jak każdy z poprzednich. W kraju umiłowanym przez Boga nie było złych dni. Ludzie wyruszyli do zakładów pracy, szkół. Opancerzone patrole Milicji Bożej strzegły jak każdego dnia porządku. Ich czarne uniformy, wzmocnione na łokciach i kolanach zdobiły białe krzyże służby miejskiej, przy boku krucyfiksy z plastali – symbol i broń. Było ciepło, więc niektórzy z nich regulaminowo rozpięli koloratki, a służbowe, skórzane rękawice z łacińską sentencją Milicji Bożej zatknęli za pasem.
Z wielkich videobillboardów na Kraków patrzyły twarze Naczelnika i Prymasa Narodu. Pouczały i napominały. Strzegły ludzkich dusz przed Szatanem. Z głośników umieszczonych na miejskich latarniach płynął kolejny szlagier katopopu. To z pewnością będzie piękny dzień. Przed staromiejską kamienicą z piskiem opon zahamował apostoł Diakonatu. W kilka sekund z pancerki wyładowała się grupa szturmowa Milicji Bożej i z pistoletami maszynowymi w dłoniach wbiegła do śmierdzącej uryną klatki schodowej. Kolejny heretyk trafi do obozu reedukacyjnego – najprawdopodobniej Abrahama, ostatecznie podwarszawskiego Eliasza, gdzie pokutują szczególnie oporni grzesznicy. Kto wie, może to nie zwykły heretyk, lecz bandyta z SABO lub komuch z KKP? A wtedy wcześniej odpokutuje za swe grzechy, w piwnicach Diakonatu. Chwilę później rozbrzmiał głuche, basowe stacatto Hanomagów komandosów Milicji Bożej, z rzadka przerywane kontrapunktami z pistoletu. A więc nie zwyczajny heretyk. Wywrotowiec. To z pewnością będzie piękny dzień.
Śmigłowiec Prewencji Taktycznej na chwilę zagłuszył delikatną muzyką dobywającą się z głośników, przelatując tuż nad dachami zabytkowych kamienic. Wiszące pod kadłubem pękate zbiorniki z pewnością zawierały gaz. Dziś było wyjątkowo spokojnie, lecz Szatan nie śpi, lubi podżegać słabych duchem do zamieszek. A przecież to miał być piękny dzień.
Słońce leniwie wpełzło na błękitne, nieskażone żadną chmurką niebo. Musiało być blisko ósmej, bowiem na ulicach było coraz więcej dzieci spieszących do szkoły. W granatowych mundurkach z krzyżem i wypisaną nazwą szkoły zlewali się w jeden zdyscyplinowany tłum. Grupki chłopców z Narodowo-Katolickiej Sztafety strzegły ładu wśród młodzieży.
***
Wiktor Zakurski
Od samego ranka Młodszy Diakon Zakurski rzucił się w wir pracy ku chwale Pana. Odebrał poranne meldunki i uważnie je przeczytał. W przydziałowym, nienagannym czarnym garniturze służb śledczych Diakonatu prezentował się zabójczo. Niezwykle jasna cara Wiktora idealnie współgrała z lśniącą bielą koloratki, podkreślając intensywność zieleni przenikliwych oczu. Wiktor przeciągnął dłonią po przydługich włosach i niemalże pozwolił sobie na westchnięcie. Dużo pracy. Dużo obowiązków. Po raz kolejny wziął w dłoń wydruk komputerowy:
„Od: Starszy Diakon Kurys, Pion Śledczy
Do: Młodszy Diakon Zakurski, Pion Śledczy, Katedra Herezji

Szczęść Boże,
Diakonie, oto kolejny pakiet spraw „niecierpiących zwłoki”. W miarę możliwości rozwiąż je jak najszybciej. Nie powinno być problemu. To standardowe sprawy. Małe brudne grzechy. Heretyckie filmy, obrazoburstwo, pornografia etc. W razie potrzeby możesz skorzystać z laboratorium analitycznego, czy wsparcia oddziału antyterrorystycznego, ale sądzę, że obędzie się bez tego:
1.Podejrzany Andrzej Sawik – nazwisko wskazuje na Rosjanina, może w trzecim lub czwartym pokoleniu? Raz już był w Abrahamie przez kilka miesięcy, ale widać niczego go to nie nauczyło. Nasi informatorzy podają, iż znów handluje filmami z Zachodu. Obrazoburczymi, niemiłymi Bogu, obrażającymi wiarę. Sawika widziano ostatnio na Krupniczej. Ostatni adres zameldowania: Krupnicza 14/1.
2.Podejrzany NN – ktoś handluje pornografią, szwedzkie firmy pornograficzne znaleziono u kilku ostatnio aresztowanych heretyków. Jeden z nich po dogłębnym przesłuchaniu powiedział, iż kupił je od człowieka pod Wawelem. Ponoć sprzedawał je w opakowaniach z transmisjami wystąpień Papieża Polaka.
3.Podejrzana Anna Winert – ponoć związana z Komunistycznymi Komórkami Podziemia. Tutaj postępuj Diakonie wielce ostrożnie. Aresztowanie Winert może nam pomóc w rozbiciu jednej z komórek KPP. Prawdopodobnie zamieszkuje na Bieńczycach (ul. bpa Mileckiego 34/3, dawna Mościckiego).
Na Chwałę Pana
St. Diakon Kurys”

Zakurski przejrzał po raz kolejny akta każdej z trzech spraw i wybrał.



Wstał, wziął z biurka masywny pistolet z grubą lufą zeszpeconą bulwiastą naroślą wskaźnika laserowego – P06 Myśliwy, dziesięciomilimetrowa przydziałowa spluwa zasilana 12-nabojowym magazynkiem. W podziemiach Diakonatu czekał służbowy, nieoznakowany Volkswagen.


***
Julia Lisiecka
Niewielka, lecz ładna willa na Jesionowej 15 (Wola Justowska). Atrakcyjna, ledwie trzydziestoletnia szatynka rozglądała się po gabinecie męża. Stare biurko w wiśniowym kolorze, szafa, kilka regałów. Na ścianie sztucer myśliwski i dwie skrzyżowane karabela. Niewiele tu było, mimo to czuło się, iż to dom bogatego właściciela. A jakże, Ryszard Lisiecki był zamożnym mężczyzną, pracował, o czym żona doskonale wiedziała, w armii. No tak, był wojskowym. Wysoko postawionym. Bardzo wysoko. Tak wysoko, że Julia nie wiedziała niczego o jego pracy. Kompletnie niczego. A teraz Ryszard zaginął. Kilka dni temu poszedł jak zwykle do pracy i słuch po nim zaginął. Owszem, zdarzało mu się nie być w domu na noc, ale nie tyle dni i nie bez poinformowania Julii. Teraz kobieta podjęła decyzję, może w gabinecie męża znajdzie coś, co podpowie jej, gdzie jest mąż? Ich dziewięcioletni syn pojechał z opiekunką i ochroniarzem do szkoły katolickiej prowadzonej przez ojców salezjan. Była sama.
Gabinet męża, ziemia absolutnie i jednoznacznie zakazana. Mąż, choć człowiek na co dzień spokojny, w tym jednym przypadku wpadał w gniew – gdy ktoś przeszkadzał mu lub wchodził pod nieobecność. Julia spojrzała na papiery równo ułożone na blacie biurka. Zakodowane. Otworzyła wziętą chwilę wcześniej z półki Biblię Jasnogórską i otworzyła na stronie, która aż poszarzała od częstego używania: Księga Jozuego, 1, 1 – 2, 24. Tak, to w ten sposób jej mąż kodował przynajmniej część swoich zapisków. Podniosła pierwszy dokument z góry i zaczęła go mozolnie odcyfrowywać, kierując się zapisanym na marginesie odnośnikami do odpowiednich fragmentów Księgi Ksiąg.
Pierwszy z dokumentów mówił coś o spotkaniu w Diakonacie. Tak, dokładnie, w budzącej grozę siedzibie Milicji Bożej! Kolejny znów wspominał o wyjeździe do Adama. Zresztą u Adama wyjątkowo często bywał. Z tego wynikało, że Adam mieszka poza Krakowem, bo w jednym z dokumentów mąż Lisieckiej wspomina o delegacji poza miasto. Poza tym wciąż powtarzały się wizyty Lisieckiego w Diakonacie. Przynajmniej dwukrotnie Lisiecki stwierdza, że odbył rozmowę z Serafinem. Julia niewiele z tego rozumiała. Odłożyła papiery i rozejrzała się po pokoju. Zaczynało jej się to podobać. To jak dziecięca wizyta na strychu. Odkrywanie tajemnic, innego świata. Ona nie zamierzała żadnej z tych tajemnic pozostawić nieodkrytą. Biurko, regał, niewielka szafka pod oknem, książki na półkach. Czekało ją trochę roboty.
***
Antoni Dyszak
Archanioł Grupy Szturmowej Ensis Deus Milicji Bożej, Młodszy Diakon Antoni Dyszak zzuł przepoconą koszulkę i rzucił na skotłowane łóżko. Robiło się gorąco. W niewielkim mieszkaniu na Sąsiedzkiej 47/8 (Zakrzówek) było cholernie duszno. W powietrzu unosiła się ostra woń potu i przetrawionego alkoholu. I woń strachu. Duchotę pogłębiał fakt, że wszystkie okna były szczelnie zamknięte i zasłonięte grubymi, szarymi storami. Mimo zwyczaju, by przynajmniej jedno z nich było otwarte, wszak prawdziwy katolik nie ma niczego do ukrycia.
Dyszak podkradł się do okna i lekko odchylił zasłonę lufą służbowego „Sokoła”. Zmrużył oczy, z nagła oślepiony słonecznym blaskiem:
- Jeszcze się kurwa w wampira zmienię… - wyszeptał, a potem poczuł ja zalewa go zimny pot. Byli. Kurwa. Byli. Dwa czarne passaty. Ciemne szyby, jeden z panelową anteną systemu zarządzania informacją C4I. Dyszak przypadł do ściany i sprawdził bęben rewolwera. Cztery rozrywające i dwa w wolframowym płaszczu. Klasyczny zestaw przeciwpancerno-rozpierdalający. W kieszeni miał jeszcze 6 speedloaderów do spluwy. Ale po co?! W końcu i tak go dorwą. Idą. Już. Walenie do drzwi.
- Diakonie Dyszak, proszę natychmiast otworzyć! Polecenie od Serafina! Antek, kurwa nie wygłupiaj się!!!



Tak przyszli po niego. Dyszak odciągnął kurek „Sokoła”. Ale może nie aresztować, nie rozwalić za tamtego TIRa? Może o co innego chodzi?
- Antek, otwieraj do chuja Pana! Nie będziemy tu sterczeć jak ten na mrozie!
Dyszak przełknął głośno ślinę. Może przez okno? Nie, pewnie w wozie siedzą! Albo snajperzy na dachach? Oni wiedzą, co Dyszak potrafi. Aż dziw, że nie słyszy wirnika śmigłowca. Chyba że wzięli te nowe wyciszone cacko z Unii!? Jak go nasi nazwali? Śmigłowiec specjalnego przeznaczenia „Oko Boga”? Nazwa jak z dupy, i tak wszyscy na śmiga mówili „Nindża”, bo bydlę latało cicho i niezauważenie. Jakieś nowe technologie stealth.
*- Dyszak! Otwierajże! Znowu masz swój napad?!
Jasne, napad. Oni to paranoją nazywają. A przecież w tym świecie ściany nie tylko mają uszy, ale i oczy, kilka radarów, skanerów olfaktycznych i na koniec jak trzeba nogi, by cię znienacka kopnąć w dupę! Uciekać! Kurwa, uciekać! Rozwalić byłych kumpli! Wziąć, co jest i przebić się na południe, do unijnej Słowacji. A może otworzyć? Nie, nie można ufać nikomu. Nikomu! Ale przecież szanse na przejście przez granicę nikłe, a ukrywanie się w Błogosławionej Rzeczypospolitej, życie uciekiniera…? Co robić? CO ROBIĆ!!!!!???
***
Jacek Kryczyński
„A to durne kutasy! Kryczyński wykrzyczał w myślach. Od ponad dziesięciu lat miał zwyczaj krzyczenia w myślach. I pewnie dzięki temu nadal był na wolności, a nie w którymś z zawszonych baraków obozu reedukacyjnego. A teraz miał powód do krzyku. Siedział sobie w redakcji „Głosu Rodziny” (niegdysiejszej „Kobiety i Życia”, ul. Kopernika 28 i smażył kolejny kawałek o cudownym uleczeniu jakiegoś dziecka w podkrakowskiej wsi. Już miał dopisać kawałek o objawieniu anielskim, gdy Outlook poinformował o mailu. Kryczyński, myśląc iż to kolejne polecenie od ojca-rednacza, otworzył wiadomość. I jeszcze szybciej ją zamknął, widząc krwistoczerwone litery „Czas czarnego reżimu się kończy…”.
- A to durne kutasy. – wyszeptał pod nosem. Co świadczyło o wyjątkowych nerwach czterdziestoletniego dziennikarza „Głosu Rodziny”. Przez chwilę się zastanawiał, a potem ponownie otworzył wiadomość, szybko całą zaznaczył, w łącznie z reklamą elektronicznych modlitewników, ostatnio ciągle dołączanej do poczty, i wkleił do notatnika. Błyskawicznie nacisnął „Drukuj”, złapał kartkę, która wypadła z laserowego Hapeka i wyczyścił ślady po mailu w komputerze. Potem rzucił okiem na kartkę i aż westchnął:
- A to durne kutasy…
„Czas czarnego reżimu się kończy!!!! Prymas z Naczelnikiem zawiśnie na latarni!!! Lecz dużo pracy przed nami! SABO liczy na Ciebie poruczniku „Cedr”!”
Ech po co o tym przypominali, on o tym pamiętał, oni wiedzieli. Szkoda, ze mało zostało chłopaków z UAS, u których boku walczył.
„Spotkaj się z nami dziś o 11.30 tam, gdzie zazwyczaj – Raider”
Tak, znowu „Raider”. Młodociany szef komórki SABO. Spotkanie za 3 godziny. Profeska na całego, by ich szlag! Kryczyński zastanowił się nie wiadomo po raz który, czy nawiązanie kontaktu z SABO nie było błędem. Błędem, który wyśle go pod ścianę lub każe skonać w piwnicach Diakonatu, pod elektropałkami diakonów.

 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 25-03-2007 o 23:23.
kitsune jest offline  
Stary 13-03-2007, 22:07   #2
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Antoni Dyszak

To nie miało tak wyglądać! Mieli przyjść po niego gdzie indziej, nie do domu, gdzieś, gdzie wiedziałby co zrobić... Ściskał mocno "Sokoła", wiedział, że każda kula z tego pistoletu jest warta jedno życie któregoś z walących do drzwi. Ale to mogli być tylko negocjatorzy... Na dachach są snajperzy, zawsze w takich momentach są, to wielka obława! Zaraz na linach spuszczą się jego dawni kumple, wywalą okna i zakopią go w gradzie kul. Nie kurwa, nie! To nie tak miało wyglądać!

Musiał działać. Musiał zajebiście szybko działać, zrobić cokolwiek, co ocali mu dupę. Nie może skakać, to niby pierwsze piętro, ale z dupy zrobiliby mu sito nawet w czasie lotu- wzięli pewnie chłopaków Barciaka, oni są najlepsi. Podobno gdyby byli żydami, to mogliby się obrzezać kulą wystrzeloną ze snajperki. Gdyby byli żydami, to byliby teraz na Madagaskarze albo w którymś z krematoriów, to znaczy zamkniętym dla osób trzecich piecu huty...

A może łazienką? Dyszak wbiegł do kibla, po drodze porywając kupioną nie tak dawno gaśnicę- wywali bez problemu dziurę w tej gipsokartonówce, która dzieli jego kibel od sracza jego sąsiada. Odpada, za dużo huku, a ten gnój zza ściany donosił mu parę razy, konfident pierdolony... Co robić, co robić!?

Zdecydował. Otworzy im. Otworzy, zaprosi do środka, dowie się o co chodzi. Jeżeli zrobią cokolwiek głupiego, wystrzela ich po kolei, zanim zdążą zauważyć, że w ogóle ma broń. Tak, to jest pomysł...

Narzucił na swój przepocony podkoszulek stary, czarny garnitur (do kieszeni wsunął broń) i podszedł do drzwi. Przed naciśnięciem klamki parokrotnie przejechał dłońmi po mokrych od potu i przeraźliwie tłustych włosach, po czym uchylił drzwi.

-I co się kurwa drzecie... W kiblu żem był...- powiedział, uchylając drzwi, a jego serce prawie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Kątem oka szukał snajpera.

Nie wyglądał za dobrze. Niby wysoki i szczupły, chociaż średnio umięśniony, to nie rzucało się to w oczy... Ale w tej chwili przypominał bardziej menela z dworca. Tłuste jak diabli włosy, całe ciało lepiące się wręcz od brudu, przekrwione oczy i strój pełen wszelkiego rodzaju plam. Jeżeli rzeczywiście był w kiblu, to musiał to być kloc wielkości Rosji...

- Wejdźmy do środka. Wiecie, choroba.- powiedział i wskazał diakonom drogę do salonu, wiodącą przez zagracony przedpokój.

A jego dłoń co chwilę macała ukrytą broń...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 14-03-2007, 10:44   #3
 
kemuri's Avatar
 
Reputacja: 1 kemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodze
Julia Lisiecka

Usiadła w wygodnym fotelu męża. Raz jeszcze rozejrzała się po gabinecie męża. Od czego zacząć? Jak poukładać informacje, które uzyska, w jakąś sensowną całość? Musi do tego podejść metodycznie. I chyba robić notatki… Tylko gdzie je później schować? Nie wątpiła, że w tym wypadku mąż bez wahania po prostu by ją zabił. Mogła przebywać w tym gabinecie tylko dlatego, że była jedyną osobą w całym domu, która mogła tu od czasu do czasu posprzątać.

To musi wyglądać jakbym robiła tutaj porządek” - pomyślała, po czym natychmiast wstała, aby przebrać się w strój, który bardziej będzie pasował do roli gospodyni domowej robiącej porządki w gabinecie kochanego męża. Możliwość przekopywania się przez stosy papierów, odszyfrowywanie informacji wcale jej nie zniechęcały. Wręcz przeciwnie, myśl ta tak ją podekscytowała, że niemal zapomniała, iż robi to wszystko po to aby dowiedzieć się gdzie może przebywać jej mąż.

Przebrana w szarą bezkształtną sukienkę sięgającą do połowy łydki i biały fartuszek obszyty koronką wyglądała niemal jak służąca z poprzedniego stulecia. Strój uzupełniał biały czepek pod który skrupulatnie schowała każdy kosmyk włosów. Do kompletu zabrała ze sobą wszelkie niezbędne rekwizyty mające uprawdopodobnić jej wizytę w strefie zakazanej.
Wracając do gabinetu męża na moment zatrzymała się przed lustrem. Tak… wyglądała odpowiednio. Szybko, niemal radośnie, pobiegła do gabinetu.

Po raz kolejny rozejrzała się po gabinecie. Z kieszeni wyjęła Biblię Jasnogórską – taką samą jaką miał mąż i położyła ją na brzegu biurka. No to do roboty- powiedziała do siebie cichutko i zabrała się za przeszukiwanie biurka. To miejsce wydawało jej się najważniejsze a w dodatku musiała je przeszukać jak najszybciej, bo było to miejsce całkowicie zakazane, nawet w czasie sprzątania. Każdą przejrzaną rzecz, kawałek papieru, pióro, gumkę, innymi słowy każdy najmniejszy element uważnie przeglądała po czym odkładała go dokładnie na to samo miejsce. Tak właśnie lubiła wykonywać wszelkie prace – dokładnie, systematycznie. Co jakiś czas robiła króciutkie notatki na maleńkich karteczkach i wkładała je do swojej Biblii.

Nie miała zwyczaju okazywać emocji, ale to co odkrywała z każdym niemal papierem, sprawiało, że nagle cały świat jaki znała zaczynał jej się rozsypywać. Okazało się, że do tej pory nic nie wiedziała o swoim mężu. Otrząsnęła się. I nadal każdy kto wszedłby do gabinetu zobaczyłby tylko kochającą żonę zajmującą się porządkami w gabinecie męża.

Po biurku przyszła kolej na szafkę i regał…
Skupiona na pracy, starała się jednocześnie nasłuchiwać odgłosów z głębi domu…
 
__________________
"Było tak zimno, że gdyby termometr był o cal dłuższy, zamarzlibyśmy na śmierć".
Mark Twain
kemuri jest offline  
Stary 14-03-2007, 23:40   #4
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Kraków, 11 czerwca 2007, ok. 8.30

Antoni Dyszak
Nie wyglądało to dobrze. Dyszak ujrzał trzech, nie czterech diakonów. Czarne uniformy, koloratki i wielkie P-06 w kaburach. Jeden z funkcjonariuszy bawi się stalowym krucyfiksem. Dyszak zna gościa. Niejaki Dawer, kawał sukinsyna. Wielki, zwalisty niczym mamut i podobnie zarośnięty. Prawdziwe bydlę, potrafi zabić jednym ciosem w kark. Ale teraz Dawer wykrzywia się w czymś, co myśli, że jest uśmiechem i mówi zgrzytliwym głosem:
- No, Dyszak… Widać, kończysz się. Wóda? A przecież twe ciało to świątynia Pana. Plugawisz ją diakonie. – pokiwał głową z dezaprobatą.
„Ty zarośnięta cipo, a jak ty plugawisz swoją?” – pomyślał Dyszak. Pamiętał z kim i gdzie spotyka się po pracy Dawer. Swoją drogą ciekawe, czy miała ona 18 lat? Jednocześnie wypatrywał ukradkiem przez okno na korytarzu snajpera. Zresztą po co snajper? Tu mogą go rozwalić.
Jeden z pozostałych, prawdopodobnie dowódca całej grupy, Rygulski, diakon, z którym Dyszak nieraz na akcje chodził, spojrzał zniecierpliwiony na Dawera.
- Dobra, wystarczy. Antek, zbieraj bambetle. Jedziemy do Serafina. Chce z Tobą gadać.
Serafin! Dowódca diakonów w całej diecezji. Postrach każdego, nawet diakonów. Facet nie żartował, nigdy nie żartował. Wydawał się luźny, wręcz ojcowski, ale za każdym raz tak na ciebie patrzył, że czuło się wiatr wiejący od Abrahama i Eliasza. Dyszak ponownie zmacał kolbę „Sokoła” w kieszeni marynarki. Rygulski spojrzał jakoś ostrzej i niemal niezauważalnie zbliżył dłoń do kabury.

Julia Lisiecka
Zaiste przeglądanie notatek było ciekawe. Co z tego, nie bardzo się dawało wszystko połączyć w całość., Raz Ryszard był kapitanem, raz pułkownikiem, a raz nawet wpisano go jako Archanioła. Właśnie tak – Archanioła. Niewiele wiedziała o armii, ale to może coś z tym związane. Adam musiał mieszkać w miarę blisko Krakowa, bo często w ciągu godziny od wizyty u niego Ryszard wracał do domu lub wpadał do Diakonatu. Tak, tak to nazywał: „wpaść do Diakonatu”. Jakby u diakonów można było wypić kawę i zjeść ciasteczka w przyjacielskiej atmosferze, poplotkować przy tym: „O, panie diakonie, ile osób pan dziś zbił?”, „Ależ nikogo, tylko pewną panią papierosami przypalałem”, „O, to ciekawe”. Julia wzdrygnęła się wyobrażając sobie podobnie absurdalną scenę z udziałem swego męża. Ale tak czy inaczej Ryszard spotykał się z diakonami i nie wydawał się ich bać. Nie bał się wszechwładnej tajnej policji Błogosławionej Rzeczypospolitej.
Inne papiery łączyły Ryszarda z czymś o nazwie Ensis Dei. Łacińska nazwa, Ryszard brał udział w tym projekcie od ładnych kilku lat. Ostatnie zapiski zdawały się wskazywać, że w Ensis Dei ktoś nawalił. Czyżby to byłą jakaś organizacja, stowarzyszenie? Zastanowiła się. Może na początek spróbuje sprawdzić, co to znaczy? Przy zapiskach znalazła kluczyk, niby zwykły lecz z dziwnym wyświetlaczem ciekłokrystalicznym.
Skończyła przeszukiwać biurko i podeszła do regału. Szafka była zamknięta. Niewiele myśląc sprawdziła znaleziony przed chwilą kluczyk. Idealnie pasował. Po włożeniu do zamka wyświetlacz rozjarzył się kombinacją kilkunastu cyfr i mechanizm z głuchym szczękiem otworzył się. Uchyliły drzwiczki. W szafce leżał pistolet, wielka spluwa z ogromną lufą, klamrą na przedramię. Pistolet jak z zakazanego filmu SF, z pękiem kabli wiszących przy kolbie, niewielkim ekranem OLED na korpusie broni i klamrą, prawdopodobnie na przedramię.Długa lufa kończyła się obrotowym pierścieniem z podziałką i kilkoma diodami. Broń nie miała magazynka, a jedynie bęben. Czyli futurystyczny rewolwer. I tyle mogła powiedzieć Julia.


Za bronią oparty o ściankę szafki stał niewielki notatnik w oprawie ze skróty w naturalnym, brązowawym kolorze. Julia wyciągnęła rękę i wzięła zdobycz odsłaniając obiektyw kamery wbudowany w szafkę!
ŚCIANY MAJĄ USZY, ALE OCZY RÓWNIEŻ!
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 25-03-2007 o 23:23.
kitsune jest offline  
Stary 14-03-2007, 23:57   #5
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
O kurwa, do Serafina. Gorzej mogli już tylko wybrać papieża albo prymasa. No i jeszcze Pana Telewizję, ojca Tadeusza. Ale to inna sprawa, on ma swoje sprawy i woli, żeby diakoni się obok nich nie kręcili. A to on kręci wszystkie "motywujące produkcje", więc ciężko mu się przeciwstawić. Nie miał jednak czasu na rozmyślania, to nie był dobry moment na zastanawianie się nad Rydzykiem czy nad tym, czy papież naprawdę wącha bieliznę młodych ministrantów. Sytuacja była jeszcze gorsza, niż zwykle...

- Sp... Spoko.- wystękał Dyszak po paru sekundach- Ale później, dajcie mi pół godziny. Nie chcę wylecieć na zbity pysk, muszę się umyć... Wiesz jak to kurwa jest... Nie raz ratowaliśmy sobie dupska, więc poratuj jeszcze ten jeden kurwa raz...- mówił głosem na tyle ściszonym, że dla reszty był to bezsensowny bełkot.

Spojrzał jeszcze na Dawera, uśmiechnął się pod nosem. Ciekawe, czy on wiedział, że Dyszak wie. Jeżeli tylko będzie zeznawał, udupi ich wszystkich. Powie o tej dziwce, powie o Rygulskim i jego pijackich wywodach o tym, że gumka na fiucie nie jest jakimś symbolem szatana, o tym małym w szarym swetrze, jak mu tam było, który żony wcale nie ma, tylko kuzynkę sobie w papierach wpisał, a może i ryćka ją co noc... Tkną go tylko, tylko go kurwa tkną! A później rozpierdoli łeb Serafinowi. I pójdzie siedzieć, ale jako legenda.

Zamknął oczy, tylko na chwilę, by zobaczyć te nagłówki gazet. "Antoni D., Nowy Chrystus, nie bojący się ginąć za przekonania i wolność". To jest kurwa to...

Uśmiechnął się jeszcze raz, tym razem grzecznie i wbił proszące spojrzenie w kolegów. Pół godziny kurwa...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 15-03-2007, 01:21   #6
 
Nevdring's Avatar
 
Reputacja: 1 Nevdring ma wyłączoną reputację
Wiktor Zakurski

Schował broń do kabury ukrytej za czernią marynarki i dwa razy mocno, dokładnie oczyścił rękaw z białego czegoś. Przejechał wzrokiem raz jeszcze po wydruku i z niewielkiej szuflady wyjął małą karteczkę. Rozejrzał się nieznacznie dokoła i zagiął ostrożnie róg dolny, lewy oraz górny, prawy. Wsunął, delikatnie upychając, pod starą lampkę z ciemnozielonym daszkiem i po raz kolejny sięgnął do szuflady, ażeby móc w chwili następnej zawiesić na szyi nieduży, rozkosznie chłodny krucyfiks.
Należycie przygotowany ruszył przez biuro w kierunku bocznych drzwi wiodących na korytarz.
- Rosjanin – myśli i wolnym krokiem pokonuje schody. - Żyd? – marszczy lekko brwi naciągając, mimo upału, czarne rękawiczki. – Grzesznik – uśmiecha się do lotnego istnienia katorgi psychicznej.
Kolejne drzwi spokojnie wracają na swoje miejsce, a Wiktor chłonie zmysłami półmrok i ciszę podziemnego oddziału. Mija równo zaparkowane wehikuły i bezbłędnie odnajduje swój pojazd. Rozpinając marynarkę wciąga z lubością zapach gumy, benzyny i nowości, po czym zajmuje miejsce w samochodzie. Przeciera kierownicę w jedną stronę, potem w drugą. Sięga do radia, ale znów wraca i przeciera kierownicę. – Całkiem w lewo, teraz prawo, lewo i prawo, lewo... – walczy z irytacją. Przymyka na chwilę oczy. Mimowolnie kolejny raz „czyści” gładki materiał i bierze głębszy oddech. Grymas przypominający uśmiech gości na jego wąskich ustach, gdy rozlegają się spokojne nuty Agnus Dei. Teraz o tym nie myśli, teraz jest już wolny od kuszenia cichych słów. Może ruszać – przekręca kluczyk, diesel warczy urokliwie i czuwa. Wiktor sprawdza służbowy telefon, odkłada na miejsce i wciska pedał.

- Krupnicza 14/1, Panie.
 
__________________
"...codziennie wszystko z niczego tworzyć i uczyć śpiewu gwiazdy poranne."
Nevdring jest offline  
Stary 15-03-2007, 09:36   #7
 
kemuri's Avatar
 
Reputacja: 1 kemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodzekemuri jest na bardzo dobrej drodze
Słowa na piasku

Julia Lisiecka
Nie znała wielu przekleństw, ale wszystkie nagle sobie przypomniała. Kamera. To chyba oznacza, że nie może się już wycofać. Nie wiedziała czy kamera była włączona, ale musiała działać tak jakby była włączona.
Już spokojnie wyjęła notatnik, zamknęła sejf. Pobieżnie przeszukała resztę pokoju. Wróciła do broni, która ją zafascynowała. Broń wydawała się dużo lżejsza niż sobie wyobrażała. Jej użycie nie powinno być skomplikowane. Musi wyjść na zewnątrz, do lasu i wypróbować.

Poszła do swojego pokoju broń kryjąc w kieszeni spódnicy, zakrywając się dodatkowo wiadrem z wodą. Nie zapomniała o notesie i Biblii swojej i męża. Trudno. Teraz nie ma wielkiego wyboru. To oko w głębi sejfu zdecydowało za nią.
Pakując niezbędne rzeczy zaczęła myśleć... Piotra musi wysłać do tej Jadwigi, albo do Adama. Tylko nie wiadomo czy u Adama będzie bezpieczny. Kim dokładnie była Jadwiga? Nosiła nazwisko jej męża... siostra? matka? Nic nie wiedziała o rodzinie męża. I czy może wysłać dziecko w nieznane? A może zostawić chłopca w domu? Nie. Ta broń świadczy, że może być bardzo niebezpiecznie. Intensywnie myślała szukając najlepszego rozwiązania.

Spakowała niezbędne rzeczy w tym futerał ze skrzypcami.
Wyczerpana usiadła i wyjęła notatnik. Zagłębiła się w lekturze. Miała nadzieję, że ma jeszcze chwilę. Musiała poczekać na syna. I zapewnić mu bezpieczeństwo. Miała nadzieję, że z nim wszystko w porządku. Nie mogła dzwonić do szkoły. Nie chciała wzbudzać podejrzeń.
Muszę porozmawiać z Zofią (gosposią) jedyną osobą poza mężem, której ufała.
Ona znajdzie jakiś sposób aby uchronić Piotra. W ostateczności będzie musiał publicznie wyrzec się matki i... ojca. Po której stronie był Ryszard? Po dobrej czy złej? I która była dobra? Czy po tym co zrobiła ma jeszcze męża? Cały bezpieczny świat, z trudem wybudowany po śmierci rodziców runął w przepaść.
 
__________________
"Było tak zimno, że gdyby termometr był o cal dłuższy, zamarzlibyśmy na śmierć".
Mark Twain
kemuri jest offline  
Stary 15-03-2007, 21:10   #8
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Jacek Kryczyński

Próbował uspokoić myśli. Na szczęście w redakcji było na razie cicho i spokojnie. No tak wszyscy u Rednacza na codziennej modlitwie i komentarzach do porannego "Świtu z Katechezą" - audycji radiowej "Jedynki", co do której wypadało się gazecie ustosunkować i rozwinąć. Dla niego na szczęście usprawiedliwieniem był zaległy reportaż o " Niedzieli Jasnogórskiej" z rekordową liczbą uczestników. Jego palce zupełnie bez udziału świadomości przesuwały się po klawiaturze, zupełnie niezależnie od tego co myślał wystukując nieco bardziej niz zazwyczaj entuzjastyczne banały.

Jacek w tym czasie usiłował wymyślic pretekst do wyrwania sie z redakcji. Ostatnio coraz częściej zdarzało mu sie "pracować w terenie", co zauważył nawet sam Rednacz chwaląc przed współkolegami nowy entuzjazm z jakim podchodził do KIRu ( Katolickich Inicjatyw Regionalnych) wspomniał nawet o możliwości dodatkowego przydziału benzyny na ten cel.

- Idiota - pomyślał Kryczyński.
- Idiota, kutas i matoł - dodał po chwili.

Tylko zupełny tępak nie mający nigdy do czynienia z pracą reportera mógł brać te przepisywane od kolegów, lub wręcz wymyslane relacje jako autentyczne. Proceder ten był zreszta wśród "starej gwardii dziennikarskiej" nagminny. Ot wysyłało się jednego nieszczęsnika na imprezę, a ten potem zdawał relację kumplom.
Co robiła reszta w tym czasie ?
Zazwyczaj piła "Judaszówkę". Nazywana tak butelka wódki o miarze 650 ml, czyli 13 "pięćdziesiątek" przysługiwała jako kartkowy ekwiwalent delegacji w terenie. Za pracę w rejonie parafii, musiała wystarczać tylko " Apostołka" czyli 12 razy 50 ml.

Skończył, sprawdził pobieżnie tekst i usatysfakcjonowany wyłączył komputer. Zostawił na biurku notatkę o wyjezdzie na poświęcenie kolejnego DoMKu czyli Domu Młodego Katolika, instytucji , która zastąpiła dawniejsze Domy Kultury. Jak dobrze pójdzie będzie musiał tylko wpaść po południu i machnąć tekst o : " uniesieniu jakie towarzyszyło otwarciu przybytku", "chwili refleksji nad ostatnią homilią Prymasa" i "licznym udziale wiernych nawet spoza Diecezji".

Zarzucił na ramioną sfatygowaną "skórę" i starając się nie hałasować na schodach zbiegł na dół. Ukłonił się dozorcy, starszemu, emerytowanemu eMBekowi ( oczywiście był kapusiem jak oni wszyscy), wcisnął mu do ręki paczkę papierosów i żegnany lizusowskimi ukłonami i pomrukami w stylu :" dzień dobry szanowny Panie Redaktorze", " uszanowanie", " życzę miłego dnia" i "Pan Bóg prowadz" wybiegł na ulicę.

Boże jak miał dość tego szamba.

Jacek Kryczyński
 
Arango jest offline  
Stary 16-03-2007, 00:18   #9
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Kraków, 11 czerwca 2007, ok. 8.30

Antoni Dyszak
Rygulski skrzywił się z niesmakiem:
- Weź się w garść Dyszak. Pozbieraj się, do Serafina jedziesz. To nie zwykłą wizyta. Zmyj ten smród z siebie, wciągnij porządną koszulę…
- Może cię w niej pochowają – wciął się Dawer. Wyraźnie bawił się całą sytuacją. Dyszak poczuł chęć, by wyszarpnąć spluwę zza poły marynarki i wepchnąć jej lufę w tłusty, zarośnięty pysk Dawera. Ujrzeć jak wargi kutasa eksplodują krwią, a pokruszone zęby wypadają na PCV. Zamiast pokiwał głową:
- Tak… Właśnie, daj mi pół godziny. Tyle wystarczy.
- Kwadrans. Kwadrans nie więcej. Serafin nie lubi czekać.
– mówiąc to Rygulski wszedł do mieszkania i rozwalił się na starym fotelu. Za nim weszła pozostała trójka. Dyszak miał ich jak na widelcu. Cała czwórka w jednym miejscu, siedzący, nieprzygotowani. Wystarczy wyciągnąć broń i jednego po drugim… Ale Dawer go obserwuje, czujnie. Coś chyba podejrzewa. A jeden z dwóch pozostałych, nieznanych Dyszakowi diakonów, sięga ukradkiem do kieszeni. W sam raz wielkiej, by ukryć jakiś kompaktowy pistolet, być może P-04? Małą armatę do strzelań w windzie i konfesjonale, za to z kalibrem porównywalnym do armat grup specjalnych. Mimo to Dyszak czuł, że zdąży.
***
Wiktor Zakurski Zakurski wsiadł do czarnego volkswagena i odpalił silnik. Jednocześnie włączył się komputer pokładowym i przywitał diakona głębokim, kobiecym altem:
- Szczęść Boże, diakonie Zakurski. Wybierz trasę.
Zakurski miast wybrać rzucił w stronę mikrofonu:
- Manualne sterowanie.
Kierownica odblokowała się z cichym szczękiem. Zakurski wystartował dynamicznie, opuszczając Diakonat i ruszył prosto ulicą Surowego Boga Ojca (dawna Montelupich), kierując się w stronę Krupniczej. Jechał przez kilka minut. Słońca przygrzewało coraz mocniej. Asfalt parował. Na chodnikach z rzadka można było dostrzec przechodniów. Większość była w pracy, a nadchodzący skwar nie nastrajał pozostałych do spacerów. Zakurski przejechał obok grupki Sztafetowców, którzy zaczęli uważnie przypatrywać się samochodowi. To dobrze, że młodzież pilnuje porządku, dba, by grzech jak najrzadziej objawiał swą siłę. Diakon niemal uśmiechnął się. Oto i Krupnicza. Zaparkował przed okazałą kamienicą, która ostatni remont pamiętała gdzieś za czasów Gomułki i wysiadł z wozu. Sprawdził „Myśliwego” i ruszył w stronę bramy.
***

Julia Lisiecka
Powoli się uspokajała. Fakt, kamera ją z pewnością uchwyciła. Po to pewnie byłą. Zabezpieczenie. Ale jakoś się Ryszardowi wytłumaczy, a teraz w skupieniu zaczęła studiować notatnik. Nie był to ani pamiętnik, ani zeszyt raportów czy coś w tym stylu. Raczej luźne zapiski jej męża. Julia po raz pierwszy widziała równy chaos w czymś, co robił jej mąż. Luźne uwagi, niektóre brzmiące niemal jak sentencje: „Czy wiemy, co robimy? Czy zdajemy sobie sprawę z konsekwencji? Może to będzie początek naszego końca?” albo „Grzebanie w kodzie, to jak bomba z opóźnionym zapłonem. Ale nawet Metatron wierzy w tę sprawę. Zawsze sceptyczny, przerażający, po raz pierwszy poparł nasz plan. A może wie, że to nie ma szans powodzenia? Może chce nas wykończyć?”. I znowu Ensis Dei: „Chłopak nawalił, a był pewniakiem. To symboliczne, jakby znak od Pana, by w nic i nikogo nie wierzyć”. Julia czytała zdanie za zdaniem, niewiele z nich rozumiejąc: „Adam. Bywam tam niemal co drugi dzień. Wszystko idzie wyśmienicie. Pan roztoczył opiekę nad Adamem. Więc musi nam sprzyjać. Może pozorne bluźnierstwo jest tym, co okaże się czynem godnym Mesjasza? Czy Chrystus znał plany swego Ojca? A przecież niemal arogancko zapewniał wszystkich o swej mocy! Bluźnierstwo, które staje się błogosławieństwem? Bredzę”.
Kartka za kartką. Julia nie zauważyła, kiedy upłynęła pełna godzina. Wreszcie znalazła coś, co ją zmroziło: „Czas jest coraz bliższy. Finalizacja w ciągu kilkudziesięciu dni, góra trzy miesiące. Wszystko takie niestabilne. Władowaliśmy we wszystko kilkanaście miliardów euro z haraczu od Unii. Jakby teraz coś się spieprzyło? Dalibyśmy głowy, na pewno… Nie tylko my, ale i całe rodziny. O tym wszystkim ślad musiałby zaginąć. Kompletnie. Z naszymi żonami i dziećmi włącznie. A Julia… Niewiele wie. Jak zareagowałaby, widząc kilku diakonów w czerni jak wchodzą do domu i strzelają do niej, do Piotrka. Ukryć ich, siebie? Nielojalne”. Co tu się dzieje?! W co wpakował się Ryszard?! Pospiesznie podeszła do szafki i wzięła do ręki rewolwer. Masywna broń, nowoczesna. Cholera, nic z niej nie rozumiała. Kompletnie nic! A co jeśli słowa Ryszarda są prawdziwe? Co jeśli diakoni tu jadą?
Wyszła z gabinetu Ryszarda i zawołała Zofię. Nijaka kobiecina w średnim wieku szybko weszła na piętro:
- Tak pani Julio? W czym mogę pomóc?
***

Jacek Kryczyński
Wypadł wprost na starszą kobietę, która spojrzała na niego oburzona. W drżących dłoniach trzymała czarny, bakelitowy różaniec. Jedna z wielu. Jacek wybąkał przeprosiny i zwyczajną formułkę z Bogiem w nazwie a potem pognał na parking, gdzie pysznił się jego motocykl. Niemal wskoczył na niego i odpalił jednym konięciem. Russkaja maszyna, choroszaja maszyna – pomyślał. Gdzie jechać, co robić? Do spotkania z „Raiderem” zostały 3 godziny. „Tam gdzie zwykle” napisał gówniarz, a więc zapewne w Kościele Mariackim, podczas nabożeństwa. Jak zwykle. „Raider” pewnie sądził, ze tłum daje anonimowość. Kryczyński powoli przestawał w to wierzyć. Tłum śledzi. Jeden idzie, dwóch go śledzi. Banda nawiedzonych kapusiów. Mimo to pojedzie, wszak był ciekaw, co wymyślił młody SABOwiec. Ostatnio chłopcy zaostrzyli kurs. Coraz częściej mówili o walce zbrojnej, z bronią w ręku, ale z tego, co wiedział Jacek organizacja miała w Krakowie kilka pistoletów, dwa peemy i jeden karabin. Wojny z tym nie da się wygrać! Ba, niekoniecznie nawet da się rozwalić patrol diakonów. Ale Kryczyński był świadkiem jak w 1988 UAS powstała na Ukrainie z niczego, a rok później miała nawet własne czołgi. Stworzyć coś z niczego? Typowe dla kraju, w którym przecież Bóg mieszka. Jacek uśmiechnął się z przekąsem. Przed budynkiem redakcji właśnie przejechał czarna suka diakonów z przyciemnianymi szybami. Jedna z niesławnych więźniarek, w których zwykle wożono nieszczęśników, zwykle już solidnie obitych
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 16-03-2007, 11:03   #10
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Antoni Dyszak

Spojrzał z wyrzutem na dawnych kumpli. A mogli pójść. Mogli pojechać do kiosku po "Tydzień z Jezusem", mogli wyjść i podzwonić do swoich żon. Mogliby nawet zgarnąć jakiegoś gnoja, którego mają na liście. Ale weszli do środka, weszli do jaskini lwa. Tak, lwa- Antoni uwielbiał nazywać siebie lwem, był równie potężny i silny co te zwierzę, król zwierząt. A z jaskini lwa naprawdę ciężko wyjść...

-Siadajcie, ja się szybko ubiorę, umyje i może napijemy się kawy i pogadamy o tym, czego chce Serafin od waszego starego kumpla...- wysapał Dyszak, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Musiał działać szybko. Wziął koszulę, skarpety, spodnie, jakieś stare bokserki i drugie, nowsze. Oraz pewien mały, owalny kształt, schowany za komodą. Tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś był w podobnej sytuacji. Wcisnął kształt do starych gaci i wyszedł z pokoju.

Przechodząc przez salon rzucił na jedną z szafek noszone już bokserki, wciskając ich zawartość małym palcem, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Pięć sekund, tyle pozostało przytomności jego dawnym kumplom z pracy. Szybko zatkał szczelinę pod drzwiami łazienki koszulą i, "pilotem" noszonym jako brelok do kluczy, wyłączył klimatyzacje w całym domu.

Trzy, dwa, jeden...

Syk. Nawet nie tak głośny, mogliby nawet nie usłyszeć. Dyszak jednak słyszał. O ironio, oszołomi ich gaz wydostający się z moich starych gaci, pomyślał Dyszak. Teraz jednak nie miał czasu na żarty- oddalił się od drzwi i odbezpieczył broń. Jeżeli któryś nie zaśnie- będzie trzeba mu pomóc... Dyszak był gotowy.

W końcu weszli do jaskini lwa...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172