lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Nurt przeznaczenia (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3198-nurt-przeznaczenia.html)

traveller 17-05-2007 02:48

Nurt przeznaczenia
 
Cormac wiedział, że pożyje jeszcze najwyżej tyle by ujrzeć ostatni w życiu zachód słońca. Żałował tylko, że nie ma jej przy nim.. Widząc jaskrawe czerwone światło wdzierające się do komnaty zaśmiał się gorzko plując przy tym obficie własną krwią. Wiedział, że za chwilę światło zgaśnie w mroku nocy podobnie jak iskra jego życia...

Mówi się, że człowiek w momencie śmierci widzi całe swoje życie przewijające się przed jego oczami zaledwie w ciągu kilku sekund.. Patrząc w oczy Cormaca można było zobaczyć łzy spływające po policzkach.. ból.. tęsknotę.. miłość..

Umierał i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.. Zawiódł swoją ukochaną.. zawiódł swoich martwych towarzyszy których ciała walały się po całej świątyni.. Zawiodły go ręce nie mogące kolejny raz unieść miecza, który w dodatku i tak został złamany w jego ostatniej walce.. Nie będzie chwały zwycięstwa, ani pieśni bardów.. Skona w samotności w tej zimnej, niegościnnej krainie z dala od domu gdzie nikt nawet nie zada sobie trudu by godnie ich pochować.

Wydawało mu się jeszcze, że widzi jakąś postać nad sobą, ale mgła śmierci przesłaniała mu już wzrok. Być może ujrzał swoją ukochaną opłakującą jego ciało, albo człowieka, który zadał mu śmiertelny cios. Tego nigdy nie dane było mu się dowiedzieć.

Cień zaczął powoli wypełniać komnatę pochłaniając stosy poległych, Cormac nie żył już kiedy słońce w końcu zaszło.

Mówi się, że człowiek w momencie śmierci widzi całe swoje życie przewijające się przed oczami zaledwie w ciągu kilku sekund..
Patrząc w oczy Cormaca, zobaczyłem historię, która mogłaby zainspirować ludzi do wielkich czynów o których nawet nie śnili. Przyrzekłem więc, że za nim sam umrę opowiem tą historię, żeby nie została zapomniana tak jak moje imię.
Za nim jednak zacznę musicie wiedzieć, że postaram się opowiedzieć ją tak obiektywnie jak tylko można oczekiwać od mordercy człowieka, którego historię usłyszycie.


traveller 17-05-2007 15:57

---

Ok podstawowe informacje które chętni do mojej pierwszej sesji :) powinni wiedzieć znajdują się poniżej. Zachęcam do wspólnej zabawy i obiecuję, że będzie ciekawie.
Akcja przenosi nas do rodzinnej wsi Cormaca, do momentu jest już pełnoletni. Proszę o opisanie max 6 postaci. Czy to mieszkańców wioski, przyjaciół głównego bohatera z
dzieciństwa a może to być jeszcze ktoś inny.W każdym razie najlepiej by było opisać max 2-3 postacie ze wsi i ok 3 spoza. Niektóre postacie zostaną przedstawione już na
początku a niektóre w bardzo niedalekiej przyszłości. Na początek chciałbym dobrze by było, żeby ktoś opisał najlepszego przyjacielal Cormaca z którym zna się od urodzenia. Nie ma ograniczeń klasowych, rasowych itd. możecie popisać się tu wyobraźnią i tworzyć innowacyjne modele postaci. W świecie tym występuje także magiai. Kiedy będzie wystarczająco dużo postaci napiszę ciąg dalszy. Postaram się pełnić funkcję Cormaca jak zarówno narratora(który czasem będzie się pewnie zmieniał, domyślnie historię gry opowiada jego zabójca ale nie wiadomo czy nie jest on może równocześnie jedną z postaci). Istnieje również możliwość, że postać może umrzeć w jakiś sposób a na jej miejsce znajdzie się ktoś inny. Byłbym wdzięczny gdyby postacie nie ograniczały się tylko do wojowników wymachujących maczugami, ciekawie byłoby mieć w drużynie np. złodzieja czy np alchemika, który potrafi stworzyć mikstury leczenia. Mimo, że Cormac umiera na końcu a wraz z nim jego towarzysze to być może nie będzie oznaczało końca historii..

---

Cormac

Rasa: Człowiek
Klasa: Wojownik
Ojciec wychowywał Cię samotnie najlepiej jak mógł, jednak brak matki która zmarła przy twoich narodzinach sprawiał, że w głębi serca obwiniałeś się o jej los. Już od małego czułeś, że jesteś stworzony do wyższych czynów niż spokojne życie rybaka małej nieznanej światu wioski w której wędrowcy zatrzymują się nad wyraz rzadko. Mimo tego, że rybaków często traktuje się z góry przez mieszkańców większych miast to nieraz udowadniali z jakiej gliny są ulepieni. Ty nie jesteś wyjątkiem, surowy klimat i ciężka praca uodporniły Cię w stopniu większym niż większość synów bogatych szlachciców kiedykolwiek osiągnie. Sprawne ręce sprawiły, że jesteś także biegły w polowaniu na dziką zwierzynę na którą co jakiś czas wypuszczasz się z przyjaciółmi. W wolnych chwilach marzysz o tym, żeby zobaczyć ogromne miasta na zachodzie niestety jednak nie zapuściłeś się dalej niż las niedaleko rodzinnej wsi. Odkąd tylko pamiętasz a w zasadzie odkąd byłeś w stanie unieść w ręku miecz ćwiczyłeś się w walce niestety mieczem wykonanym z drewna gdyż w twojej wiosce brakuje kowala od kiedy jeszcze przed twoim urodzeniem zmarł bezdzietnie stary Smaiti. Ze zdziwieniem też niedawno zauważyłeś , że wraz z wiekiem zaczęło się za Tobą oglądać coraz więcej panien ze wsi...

Kolmyr

Rasa: Hobbit
Klasa: Łotrzyk
Pseudonim: Karmazynowy cień

Wygląd:
130 cm wzrostu , waga 29 kg , wiek 25 lat , włosy kasztanowe lekko kręcone i krótkie, oczy piwne , twarz poczciwa zawsze uśmiechnięta, blizna na lewym policzku i tatuaż na lewym ramieniu przedstawaiający pająka, Ubiera się prosto ,biała koszula zielone spodnie buty i płaszcz na głowie nosi karmazynową bandane stąd przezwisko karmazynowy cień, u pasa nosi sztylet ze srebrną rękojeścią oraz podobny lekko zakrzywiony na końcu miecz, zaś na plecach nosi olszynowy łuk oraz kołczan pełen strzał

Historia:
Wychowany w farmerskiej wiosce nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół mimo to zachowywał pogodę ducha, los rolnika nigdy mu nie odpowiadał wolał płatać figle rodzinie i sąsiadom niż zajmować się pracą na roli Gdy ukończył 18 lat ojciec wezwał go do siebie i oznajmił że był adoptowany . Dał mu także trochę złota i poprosił o opiuszczenie domostwa. Nie czekając zbyt długo Kolmyr opuścił dom przybranego ojca i wyruszył na poszukiwanie przygód To było spelnie nie jego marzeń Z każdego miasta wyrzucano go lub sam uciekał przez ciągłe konflikty z prawem. Nigdzie nie zagrzał miejsca na zbyt długo Na Cormaca natknął się prawdopodobnie przypadkiem


Charakter:
Chaotyczny neutralny, Jest dość postrzelony , nie ufa nikomu, lubi zaczepki słowne nawet z silniejszymi od siebie bywa wredny i złośliwy choć stać go na poświęcenie w razie potrzeby, jest odważny choć nie głupi woli kierować się sprytem i stosować podstępy niż rzucać się w wir walki. Najważniejszy jest dla niego dreszczyk emocji. Narcystyczny, ironiczny i czasem irytujący

Vilasnir

Nazwisko: Darawin
Rasa: Brolior
Profesja: Zaklinacz

Wygląd:
Niski, szczupły staruszek z długą siwą brodą, szarymi oczami, w których do teraz siedzą chochliki. Jego stare ciało ma jeszcze sporo sił i jak na swój wiek, wolno się męczy. Chodzi w szarych szatach, ma ze sobą zwykłą laskę.
Charakter:
Dobry, gadatliwy staruszek, nieco pokręcony, ma nierówno pod sufitem.

Historia:
Pamięć staruszka nie sięga jego młodości, ale wczesnej starości. Pamiętał jak wychodzi z dużego, białego budynku, a naokoło były różne stworzenia. Elf myślący, że jest czajnikiem i gwizdał od czasu do czasu, krasnolud myślący, że jest mieczem i wielu im podobnych. Mówiono mu, że w młodości był wielkim magiem, zaklinaczem żywiołów, ale on sam twierdził, że jest kolejnym wcieleniem kota i pamięta jak go pies gonił. Pies go dogonił i umarł, a teraz jest tym kim jest, ale nie wiedział skąd umiał kilka języków. Wada była taka, że często zapominał słów, liter i mieszał języki, czego skutkiem było czasami bezkształtny ciąg słów. Znał się też na zaklinaniu, również nie wiedział skąd.
Po wyjściu z owego białego domu, wyruszył w podróż, by dowiedzieć się czegoś o naturze ludzkiej. W pewnej karczmie usłyszał bardzo wiarygodną historię od pewnego bardzo umięśnionego młodzieńca. Ogólny sens tego był taki, że światem rządzą ogromne kurczaki, które swoim dziobem wymierzają sprawiedliwość. Pochwalił młodziana za wykształcenie naukowe i ruszył dalej. Zastanawiał się co było powodem tej ironii w głosie chłopca. Włóczył się przez kilka lat aż w końcu trafił na dowód teorii, który nawiedził go we śnie. Był to jeden z ogromnych, sprawiedliwych kurczaków, chwalący starca. Rano obudził się z nową siłą do szukania jeszcze więcej dowodów, więc ruszył po nie.

Brolior-kiedyś był to człowiek, lecz na drodze ewolucji wykształcił długowieczność, siłę w podeszłych latach i wytrzymałość, a także niezwykłą pamięć.

Zaklinacz-tutaj zaklinacz ognia i zaklinacz zdrowia. Potrafi uleczyć, ale też posługiwać się magią ognia, ale pijąc sporządzoną przez niego miksturę, można dostać np.torsji, więc każdy oddaje się w jego ręce na własną odpowiedzialność, a nie każdy wychodzi z tego szczęśliwy (był taki przypadek, że obiecywał ślepemu ponowne zobaczenie świata, lecz efekt był taki, że pacjentowi wyrosła z brzucha, trzecia noga)

Muradron

Nazwisko: Stonefist
Rasa: Krasnolud
Profesja: Początkujący aczkolwiek gorliwy Paladyn

Wygląd: Jasno brązowa broda , barczysta sylwetka , włosy upięte w kite i święta księga za pasem to główne cechy rezolutnego Paladyna.

Historia: Ileż to śniegu spadło na dach warsztatu , ileż to razy młot uderzył w rozgrzaną stal by tworzyć piękne narzędzie niszczenia...Dni spędzał na pracy w warsztacie ojca , tam nauczył sie jak doskonale wyważona broń może dać przewagę nawet nie wprawnemu wojownikowi. Mijały lata , młody Muradron uczony przez kapłanów w wiejskim klasztorze rósł na prawego wojownika , uczył sie prostej magi , nie tfu na czarci ogon to nie magia , to cud , tak uczył sie cudów prostych takich które zna każda wiejska przekupka jak wiązanie ziół by te wskazały ci północ i inne mniejsze cuda. W parze z tym szły oczywiscie nauki władania młotem , jak na razie drewniany ,młot w rękach gorliwego krasnoluda obracał sie i buchał precyzyjnie budząc strach w śród klasztornych manekinów. Lecz i noce miał pracowite ucząc sie łaciny i modląc sie do boga. Kiedy w końcu uznał że jest gotowy otrzymał księgę błogosławieństwo i zabierając młot ruszył w drogę. Teraz gdy siedzi na wozie między łowieczkami i tego typu garmażerii pucuje swój róg , podarek od ojca , wyszczubiając tylko nos z pod kaptura chłonie senną aure wilgotnego poranka i czeka nie świadom na nadejście przygody.

Charakter: Stara się być prawym i pomagać zawsze tym potrzebującym , jako święty rycerz brzydzi sie złodziejstwem i całym tałatajstwem które zaprzyjaznione pije na umór w każdej oberży. Jego słabością jest to że nie zna jeszcze świata chociarz wyszkolony to nie doświadczony krasnolud morze czasem panikować w sytuacjach ekstremalnych.

Atut: Znajomość magi światła charakterystyczna dla paladynów

Uzbrojenie: Drewniany młot

Lardas

Nazwisko : Murdoler
Rasa : Elf
Klasa : Łowca

Wygląd - Wysoki , szczupły Elf . Włosy długie , spięte z tyłu

Charakter - Neutralny . Zazwyczaj podporzadkowuje się po grupe , rzadko się odzywa , najczęściej w sprawach natury ma coś do powiedzenia .

Historia -Życie pełne przygód było moim marzeniem tak długo odkąd sięgam pamięcią. Już od
najmłodszych lat było dla mnie jasne, że poza prostym codziennym życiem rozciąga się
olbrzymi świat. Wędrowni bardowie podsycali płomienie mojego zdecydowania, by uciec od
przyziemnej egzystencji wypełnionej opowieściami o smokach, potworach, czarodziejach i
rycerzach, legendarnych bohaterach i niesławnych złoczyńcach... Już wtedy wiedziałem, że pewnego dnia moje czyny... moje imię... będą w Krainach znane. Lecz niestety . Na dzień dzisiejszy dalej jestem szarym , typowym łowcą . Wciąż czekam na jakąś wielką przygodę , która zmieni moje życie

Sir Richard

Nazwisko:Knightly
Pseudonim:,,Lwie Serce''
Tytuł szlachecki
Rasa: Człowiek
Profesja:Rycerz

Wygląd: ok.180cm wzrostu, brunet, piwne oczy, ciemna karnacja wlosy do ramion, spięte w kucyk

Historia:
Richard, dzielny rycerz króla Williama z dalekich zachodnich kresów (królestwo Spadającej Gwiazdy), wyruszył na tajemniczą misję na północ. Nigdy nie spodziewał się, że podczas tak zwykłej misji, może spotkać go tak wielka przygoda! Podczas swej podróży natrafił na swojego na doprawdy niezwykłych towarzyszy

Charakter:
Prawowity, sumienny, bardzo odważny i lojalny. Posada silne cechy przywódcze, i nie zawsze daje sobą rządzić. Jest bezbożny, patrzy na świat pesymistycznie, nie boi się śmierci. Realista i altruista (bezpieczeństwo innych stawia wyżej niż swoje)

Zdolności: Mistrz we władaniu bronią białą wszelkiego rodzaju, ulubiona broń:miecz i topór, dobrze jeździ konno, świetny atakujący i dobry strateg.

Ekwipunek:Zamknięty hełm, kolczuga, napierśnik, naramienniki (ogólnie kompletna zbroja rycerska-srebrna), długi lecz lekki miecz i tarcza z herbem (Lew, a nad nim spadająca gwiazda)

Garouk

rasa : Ork
klasa : Wojownik - Barbarzyńca
klan : Czarna Pieść

Wygląd:
190cm, waga 105kg, wiek 28 lat, czarne krótkie włosy, oczy krwiste, twarz poważna
złowroga, 6 centymetrowa blizna zaczynająca się na lewą brwią, przechodząca przez
nią i kończąca się nieco poniżej oka. Na plecach wytatułowany herb klanu (wielka
czarna zaciśnięta pięść orka otoczona czerwonym kołem... Nie rozstaje się ze swoim
toporem, który podarował mu jego ojciec. Gdy go traci wpada w szał... Nosi stare,
podarte bawełanie długie spodnie, i lekką zniszczoną koszulę...

Historia:
Wychowany w leśnej twierdzy swojego klanu. Zajmował się polowaniami na zwierzynę.
Nauczył się wspólnego języka handlując z ludźmi... Pewnego dnia, gdy zaczajał się na
jelenia zaszedł go ktoś od tyłu i ogłuszył, byli to łowcy niewolników. Został sprzedany
bogatej rodzinie do "plantacji niewolników", gdzie na gospodarstwie musiał ciężko
pracować. Razu pewnego podczas pracy strażnicy zaczęli rzucać sobie rzucać do
tarczy jego toporem. Garouk widząc to wpadł w szał, rozerwał kajdany, pobiegł po
topór, znokautował dwóch strażników zanim ci się zorientowali, że się uwolnił. I trzymając
w ręku swój topór pobiegł do lasu. W krótce jednak został otoczony przez swoich nadzorców.

traveller 21-05-2007 16:07



---

O tej porze roku Westhaven budziło się do życia po długiej i surowej zimie. Rybacy zaczęli znów wypływać na jezioro z którego zdążyły już zniknąć wielowarstwowe warstwy grubego lodu. Nic bardziej mylnego jeśli myślicie, że oznaczało to, że wiosna w Westhaven wyglądała jak reszta ziem w kraju rządzącego przez Lionela IV. Daleka północ na jakiej leży Westhaven należy do takich miejsc w których żadna nie lubiąca zimna nie chciała by zamieszkać. Być może jest to powodem dlatego niewiele stworzeń może żyć w takich warunkach. Do najczęściej spotykanych należą wilki, sarny i jelenie. Mimo, że przeważającą rasą na tym pustkowiu są ludzie to łączna ich liczba na całym wybrzeżu nie jest większa niż małe miasto na południu. Oprócz Westhaven w okolicy znajdują się liczne farmy, których właściciele podjęli ryzyko uprawy ziemi w takich warunkach. Mimo zimnego klimatu ludzie mają ciepłe serca i ciekawi na nowinki z wielkiego świata zawsze byli gotowi przyjąć podróżnych. Tu także rozpoczyna się nasza historia. W małej brązowej chacie pokrytej słomą jakich pełno jest w Westhaven


---

Cormac wyprowadził silne pchnięcie w dół czując że tym razem mu się poszczęści.
Niespodziewanie jednak jego rywal kolejny raz zablokował atak i natarł z góry.
Zaskoczony Cormac wiedział, że ten moment może kosztować go porażkę w tej walce, wytrącony z równowagi podniósł swoją broń w desperackim geście i liczył na cud.
Jego rywal mimo, że szermierką dorównywał Cormacowi był już zmęczony niekończącą się wymianą ciosów, natarł z całych sił gotowy zadać ostatni miażdżący cios. Blok Cormaca okazał się niedość silny by odeprzeć atak, ale na tyle silny by pękły wiązadła wzmacniające drewnianą konstrukcję miecza. Dopiero po chwili będąc jeszcze pod wpływem adrenaliny zorientowali się, że rozbroili się nawzajem. Wtem sapiąc ciężko i patrząc groźnie rywalowi w oczy rzucili się na ziemię nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Do diaska tyle walk a Ty zawsze umiesz mnie zaskoczyć!
- Wiesz wydaje mi się że znowu nieznacznie opuściłeś gardę..
- wzruszając ramionami powiedział Cormac
-Gadaj zdrów tym razem prawię Cię dorwałem poczekaj do jutra a wtedy..- Nie zdążył nawet dokończyć gdy z chaty wyszedł mężczyzna z 2 tygodniowym zarostem w znoszonym ubraniu na pierwszy rzut oka wyglądał na rybaka i jak się przekonacie spostrzeżenie to było trafne.
- Cormac, odłóż na chwilę ten miecz do ciężkiej cholery i wejdź do domu musimy porozmawiać to.. ważne - nawet nie spojrzał na drugiego chłopaka po czym zamknął z powrotem drzwi
- No cóż wygląda na to, że znowu Ci się udało.. - stwierdził ze zrezygnowaniem Larem przyjaciel Cormaca
- Obiecuję, że jutro będziesz miał szansę na swój rewanż stoi?
- Ha trzymam Cię za słowo! Hmm.. to pójdę lepiej naprawić swój miecz. Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać
Cormac pożegnał Laresa i otarł drugą ręką swój najnowszy siniak. Podniósł miecz po czym wszedł do chaty. Nawet nie przypuszczał, że nie dane mu będzie dotrzymać obietnicy danej przyjacielowi.

---
Czego on może znowu chcieć? Mieliśmy przecież wypłynąć dopiero jutro rano a on znów chce pewnie walnąć jakąś mowę jak ważne jest to co robimy. Ech, żeby skończył szybko to zdążę jeszcze dogonić Laresa albo zobaczyć choćby przez chwilę piękną Fabię. Ahh.. może ten dzień nie będzie jednak taki zły?
- Usiądź - usłyszałem
Posłusznie zająłem miejsce przy stole wiedząc, że kolejna kłótnia nie załatwi sprawy
- Synu.. starłem się być dla Ciebie dobrym ojcem jednak brak matki sprawił, że nie zaznałeś tyle miłości ile każde dziecko powinno zaznać.. Przepraszam.. za to, że musiałeś wysłuchiwać moich długich kazań za to, że zmusiłem Cię do takiego życia jakiego nie chcesz. Nie zaprzeczaj widzę to w twoich oczach dlatego postanowiłem Ci to wynagrodzić.
Nie wierzę.. o czym on do mnie mówi? Czyżby jakiś demon w nocy przejął ciało mojego ojca? Ciężko sobie wyobrazić żeby tak nagle...
- Za nim coś powiesz posłuchaj, masz tu 300 sztuk złota i list do twojego wuja Hermana, tak tego który zajmuje się skupowaniem skór w Merhyrze i tego, którego nigdy nie miałeś okazji poznać.
- Ojcze.. ja naprawdę nie wiem co powiedzieć.. to wcale nie jest konieczne zaczynałem już lubić życie rybaka!
- Cieszą mnie twoje słowa chłopcze.. ale z twoich oczy potrafię odczytać prawdę.. masz je po matce.. - widząc łzy w oczach ojca coś we mnie drgnęło, zrozumiałem, że nie jest taki za jakiego go miałem.
Wydaje mi się, że ta krótka chwila wystarczyła żebym mu przebaczył
- Ja.. Dziękuję.. Kocham Cię Ojcze - tylko tyle umiałem mu powiedzieć. Pierwszy raz w życiu objęliśmy się jak ojciec z synem nie widziani po latach. Trwaliśmy w tym uścisku jeszcze parę chwil po czym ostatni raz zamknąłem drzwi swojego starego domu...
---

Pożegnanie z ojcem było wystarczająco bolesne. Postanowiłem, że nie będę żegnał się z Laresem który był mi jak brat, z piękną Fabią o której często śniłem w nocy ani z żadnym z mieszkańców którzy stali się dla mnie rodziną jak często bywa w małych wsiach takich jak ta. Pozostało jeszcze uzupełnić zapasy przed podróżą. Skoczyłem, więc jeszcze do starego Alkmena, który prowadzi jedyny sklep w mieście.

Hawk Eye 21-05-2007 16:11

Sir Richard

Upał...straszny upał...Jedyna myśl przechodząca przez głowę to zagasić pragnienie. Do tego ta piekielnie ciężka i duszna zbroja! Do następnej wioski jeszcze taki kawał...Brak prowiantu i wody strasznie doskwierał. Richard podniósł głowę i spojrzał w niebo. -No tak, słońce w zenicie... mam coraz mniej czasu!-burknął. Mapa pokazywała, że klasztor powinien być już blisko. Żadnych drogowskazów... tylko ten cholerny upał!!!! Gdzieś muszą być jacyś ludzie. Richard tracił powoli siły i nadzieję, że w ogóle dotrze do tego zakonu. Misja nie była łatwa... Król zlecił zadanie, aby dostarczyć na zamek tajemniczy przedmiot, ukrywany przez mnichów w klasztorze ,,Pokutującego Serca'' w pobliżu Westhaven. Nagle Richard poczuł specyficzny zapach...coś jak...zapach spalenizny!! Resztkami sił podążył w stronę źródła, a jego oczom ukazał się potworny widok!!

Kaban 21-05-2007 16:29

Garouk
 
Podczas ciężkiej pracy w polu Garouk zobaczył dwóch strażników rzucających sobie jego toporem, wpadł w szał, rozerwał kajdany i biegiem ruszył na nich. Jeden poszedł po topór, po niecelnym rzucie, a drugi śmiał się i patrząc na niego. Garouk w tym czasie zaszedł strażnika od tyłu, złapał go za ramie i szybko obrócił, następnie wymierzył celny cios czubkiem głowy prosto w jego głowę. Strażnik padł na ziemie nie przytomny. Drugi w tym czasie odwrócony plecami szukał topora w krzakach, nagle go znalazł, schylił się po niego, a ork w tym czasie splótł ręce i uderzył go z całej siły w potylice... Strażnik osunął się na ziemie. Garouk szybko sięgnął po topór, odwrócił się i zobaczył biegnących ku niemu trzech uzbrojonych wartowników. Nie myśląc dłużej zaczął uciekać przez las jak najszybciej potrafił. Kilka minut później zorientował się, że drzewa stoją coraz żadziej. Przyspieszył więc jeszcze bardziej, z dala widział koniec lasu, zakończony nie wielką skarpą. Nie zastanawiając się zeskoczył na dół, wprost na środek drogi...

Lardmen 21-05-2007 16:39

- Kolejny , nic nie warty dzień , czy nie ma już niczego zacnego dla nędznego łowcy , ja pragne wyzwań . Nie będe przecież siedział cały czas w tej dziurze - Powiedział sam do siebie . Usiadł zrezygnowany w krzakach i przygryzał lekko źdzbło trawy . Siedział , siedział ... Nie przychodziło mu nic do głowy co mógł by zrealizować tu i teraz . Westchnął - Co mam innego do roboty , wybiore się do mojego dawnego domu , tam gdzie się wychowałem , pójdę do Lasu Północnego ... - Po długiej wędrówce wreszcie dotarł do miejsca , w którym spędził młodość . To co zobaczył , poczuł ... Nie śniło mu się to nawet w najgorszym koszmarze ...

Kolmyr 21-05-2007 16:47

Kolmyr

Kolmyr spokojnie szedł ulicami miasteczka. Choć była to dla niego zaledwie jakaś zapadła dziura. Wiedział że musi tu być jakiś sklep. Tylko przez odwiedziny w nim i drobny fortel uda mu się "uzupełnić zapasy" na dalszą podróż. Szybko znalazł to czego szukał. Sklep niejakiego Alkmena. Wszedł wolnym krokiem, lekko znudzony, zaczął rozglądać się po regałach. Odszukał wzrokiem wszystkie potrzebne mu przedmioty ale starzec za ladą uniemożliwiał mu kradzież. Musiał coś wymyślić. Wszedł za jeden z regałów i wypuścił z torby łasice . Ta niepostrzeżenie zakradła się na zaplecze. Po chwili gdy sklepikarz usłyszał huk spadających pudeł udał się za nią zaniepokojony i nieświadomy podstępu. Kolmyr zaczął pakować potrzebny ekwipunek...

Alaron Elessedil 21-05-2007 17:12

Vilasnir Darawin

-Wielki Kurczaku dodaj mi sił!-to krzycząc skoczył z drzewa machając rękami jak ptak skrzydłami. Efekt był taki, że pacnął brzuchem o ziemię.
-No tak, Kurczaki to nieloty. Czemu o tym nie pomyślałem?-wstał wspierając się na swojej lasce i ruszył drogą dalej. Po pewnym czasie wędrówki potknął się o wystający kamień.
-Mamusia nie uczyła cię, że nie podstawia się nogi starszym?! Nie nauczyła cię, szczeniaku, szacunku do starszych?! Otóż powiem ci niewychowany młodzieńcze, że tatuś powinien sprawić ci tęgie lanie! Zaprowadź mnie do swoich rodziców, już ja sobie z nimi porozmawiam!-wrzeszczał ile sił w płucach, pochylając się nad kamieniem-Ale ta dzisiejsza młodzież jest bezczelna. Udajesz, że mnie nie słyszysz?! NIE UDAWAJ MARTWEGO JAK STARSZY DO CIEBIE MÓWI! A ty dalej nic?! Już ja ci pokażę! Na potęgę wielkiego Kurczaka!!!- to mówiąc walnął z całej siły nosem w kamulec, myśląc że nos to jest dziób. Rozległ się trzask. To nos został zmiażdżony, lecz Zaklinacz w przypływie furii nie czuł niczego. Cofnął się mocno zirytowany i zaczął okładać owy kamień laską, a potem otwartą dłonią.
-Mam nadzieję, że to ciebie czegoś nauczy-rzucił i machnął ręką przed nosem, który został uleczony. Humor ponownie zaczął mu dopisywać i w podskokach szedł drogą. Naglę spojrzał do góry i zobaczył krążącego nad nim kruka.
-KRUK!-krzyknął przerażony. Rzucił laskę na ziemię, a następnie zaczął tańczyć wokół niej, machać rękami nad głową, wykrzykiwać nieskładną plątaninę głosów. Za chwilę skoczył, wylądował na ręce i znowu krzyczał. Tym razem jednak, niechcący wyzwolił jedno ze swoich zaklęć, czego konsekwencją był nagły wybuch pod rękami Zaklinacza, który wyrzucił go wysoko w powietrze, gdzie wykonał kilka obrotów i ponownie pacnął na ziemię. Tym razem plecami.
-Ja latałem! Zaprawdę wielki Drobiu jesteś wszechpotężny-podniósł się na kolana i zaczął bić pokłony, a następnie wstał ledwo, wymruczał zaklęcie i ruszył raźnym krokiem podnosząc swą laskę.

Tułacz 21-05-2007 18:54



Ciepło które biło od brudnych owczych futer teraz stało sie męczące chociaż koiło w te ostatki zimnych dni.Przetarł czoło spracowaną dłonią.

,,A czort by to ...,,- Pomyślał patrząc na dłoń zroszoną lepkim potem ale pokręcił głową i rzekł.

-Ave-Wsparł sie na jednej z owiec i rozgarniając oburzone zwierzęta przedostał sie na przód wozu.

-Dóbry dzień Muradronie- Powiedział dziarsko rolnik.

-Chwała Panu Najwyższemu i tobie towarzyszu - Skinął głową i pozdrowił go dostojnym gestem dłoni.

-Młody jestyś , jeszcze do łba wbić musisz sprawy takie jak kult a rzyczywistość.Bóg bogiem , a my sami sobie

-Akt filozofii mało miejskiej ?

-A tfu Muradron gdzie żeż mi prostemu chłopu do filozofii , świat i myślenie ostawiam magusą i innemu tałatajstwu.Ja tylko liczę i liczę że sprzedam te łowieczki i ziarna zakupie i paszy nowej , liczę że dojadę spokojnie z powrotem do chałupy. Ale liczę liczę i w obliczeniach boga mi zabrakło

-Boga nie da się liczyć , bóg to pierwiastek napędowy , on tworzy owce i ziarna , pasze i drzewa z których zbudowałeś chatę

-Prawdziwy palladyn gadasz jak i une wszystkie , światowce , bohatery- Stary krasnolud otarł twarz chustą , pot płynął z obu , zapach drażnił nozdrza.
-Coś sie stać musiało że temu bogu twemu niebo się pali , lub z żalu płonie , bo żar bije dziś niesłychany.

Muradron spojrzał w niebo.

,,Taka nagła zmiana pogody , to musi być jakiś znak , cuś sie stało,,

-O rany !!- Zakwiczał rolnik , Muradron wyrwał sie z osłupienia , klasztor w zgliszczach !! Płyty nagrobków zmiecione w pył , drzewa i trawy w pożodze
a świątynia , a święci braciszkowie ?
Sprawdzić trzeba było Muradron chwycił poręczy i wyskoczył z wozu dobył młota i w mgnieniu oka przedostał się przez zniszczony cmentarz , nie widział nawet jak rolnik zrywa dwa siwki do biegu i oddala się...

,,Co robić , co robić !!,, Nerwy pulsowały , był już blisko wyskoczył i grzmotnął w drzwi te otworzyły się z hukiem , wpadł do środka.

,,Otworzyć oczy? czy warto , czy mam tyle sił , co zobaczę ?,,

traveller 22-05-2007 12:28

Wchodząc do sklepu usłyszałem straszny szum, który od razu skojarzył mi się z orkiem próbującym swoim sił w muzyce. Spojrzałem w stronę lady sklepowej i stanąłem jak wryty. Najwyraźniej sklepikarz gdzieś zniknął a jego nieobecność wykorzystywał złodziej niziołek Po chwili wachania podszedłem cicho zza plecy niziołka wykorzystując to że był zbyt zajęty pakowaniem "nowo posiadanych" dóbr, chwyciłem go za kark i uniosłem do góry.
- Wiesz jak u nas postępuję się ze złodziejami?
- Złodziejami? No wiesz ja tak tylko robiłem hmm te.. porządki! tak.. właśnie bo widzisz stary zatrudnił mnie jako swojego asystenta. Hehe jak to mówią starość nie radość prawda?

- Myślę, że lepiej będzie jak Alkmen powie mi to sam
W tym momencie moim oczom ukazał się doprawdy niezwykły widok w stosunku do, którego nie mogłem pozostać obojętny ja ani niziołek. Chcąc nie chcąc nie umieliśmy utrzymać powagi sytuacji. Przed nami stał Alkmen czerwony ze złości i wysiłku z przekrzywionym na lewo tupecikiem a w ręku trzymał hmm łasicę?
- Cholerne stworzenie jego rozmiar nawet w połowie nie odpowiada szkodom jakie może wyrządzić...
Kupiec spojrzał na nas osłupiały
- A co tu się do diabła dzieje?
Przestaliśmy się śmiać, nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że widok człowieka trzymającego niziołka w powietrzu śmiejącego się razem z nim może być co najmniej dziwny. Rzadko mi się to zdarza, ale w tym właśnie momencie zapomniałem języka w gębie. Na moje nieszczęście a swoje szczęście prędzej odezwał się niziołek.
- Jak to czcigodny Alkmenie? Wspólnymi siłami przepędziliśmy złodzieja! Jestem hmm prawie na pewno pewien, że był to syn młynarza!
- Syn młynarza? Ale to dobry chłopak nie wydaje mi się żeby...
-Tak to doprawdy smutne ile zła i obłudy może chować osoba, którą wydawałoby się znamy przez całe życie..

Nagle Alkmen utkwił swój wzrok we mnie szukając odpowiedzi.
- Cormacu czy prawdą jest co mówi niziołek?
- Otóż sprawa nie do końca wygląda tak jak ją przedstawił...

Po raz kolejny poczułem niezdecydowanie nie chcąc żeby ten bądź co bądź sympatyczny hobbit został wytaplany w pierzu i smole. Moment ten zręcznie wykorzystał mój mały towarzysz.
- Cormac chciał powiedzieć, że nie ma pewności iż był to syn młynarza z racji, że był on zamaskowany. Przypuszczam jednak, że jest to wielce prawdopodobne gdyż wiek, wzrost i kolor włosów pasują tylko i wyłącznie do niego.
- Hmm Cormacu..?
Wiedziałem, że prawdopodobnie będę jeszcze tego żałował postanowiłem jednak grać dalej w tą grę.
- Eee.. tak, po krótce to tak właśnie wyglądało.
- Zatem dobrze wydaje mi się że muszę wybrać się w odwiedziny do młynarza i powiedzieć mu, że jego syn schodzi na niebezpieczną drogę. Tak.. a więc czym mogę panom służyć?

Zobaczyłem jeszcze szelmowski uśmieszek na twarzy niziołka i cicho westchnąłem. Ech, na pewno zdążę jeszcze tego pożałować..
Po czym zacząłem opisywać kupcu czego będę potrzebować.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:09.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172