Gruby Oma zagt że trzeba zapłacić finfzig... może być w pigułach.. Mały wyrodek łypał zdrowym okiem na Cezarego. Starucha coś tam sobie mamrotała pod nosem, dziadyga położył rękę na rękojeści noża i chrząknął.. Cezary, Cezary zapłać im i chodźmy stąd, proszę.. szepnęła Zula *** Kord ciągnął jeszcze ciepłe zwłoki Franka do wsi.. broń ciążyła mu cholernie. Mógłby który wsiór mi pomóc.. Co prawda zobaczył jakiegoś chłopa lezącego między chaty.. ale ten odkrzyknął tylko "zara zara" i zniknął.. Był już nieźle zmęczony gdy doczłapał się do chaty.. "Pomóżże mi który kurwa" , powiedział chcąc ponaglić wieśniaków.. ale zamilkł z rozdziawioną gębą gdy zobaczył brodatego "chłopa" mierzącego do niego z emszesnastki.. "Hendehoch, szajsekurwa" |
- Macie swoje 50. - odliczyłem co do żetonika i podałem dzieciakowi. - Na nas już czas. Zula, ruszamy. - ruszyliśmy traktem według mapy sporządzonej przez starą. - Następnym razem nie mów mi co mam robić. - rzuciłem chłodno do dziewczyny. "Miała rację, ryzykować nie ma co w takich błahostkach, będzie jeszcze czas do zarobienia... ale zganić trzeba, bo jak psa od razu nie wychowasz to potem już nie da rady." - Mam nadzieję, że pogoda dopisze, a kolejny przystanek będzie tańszy. |
Max nie miał zbyt dużego wyjścia... Oddał Brunowi granaty i spluwę. Gdy tamten poganiał chłopów i Korda, bo jak usłyszał tak nazywał się jego towarzysz, założył kubrak na siebie a plecak, gitarę i płaszcz wrzucił do środka. Potem Najemnik kazał mu wtargać do środka rannych. "To nie jest robota dla artysty.."rozmyślał w duchu. Rannych ułożyli z dala od sterty broni jaką zostawił tam Kord. W końcu lepiej żeby nic głupiego im do głowy nie strzeliło. Podniósł jakieś krzesło usiadł na nim i zaczął wygrywać "Obławę" Kaczmarskiego z tym że w wolniejszym tempie i dość cicho. -...Obława, obława na młode wilki obława Te dzikie zapalczywe w gęstym lesie wychowane Krąg w śniegu wydeptany w tym kręgu plama krwawa Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane...- |
"Hendehoch, szajsekurwa" Kord zamarł. Sytuacja wydawała się niemożliwe. A było już tak pięknie. Popatrzył na "chłopa". Miał czerwoną, zarośniętą mordę, ubranie ze skóry a w garści dzierżył m16. Kord miał tylko chwilę na decyzje. Ten gość nie był może przedwojennym wymoczkiem, ale z pewnością nigdy nie zabił człowieka. Widział to w jego oczach. Był pewnie dobrym myśliwym, ale po tym jak trzymał giwerę widać było, że nie ma pojęcia nie tylko o karabinach, ale o broni palnej w ogóle. Nie był za sprytny i pewnie bał sie tak jak każdy amator - strachem, który nie sprzyja działaniu. Zdziwienie odeszło, pozostała tylko chłodna kalkulacja. Oni nie będę sie bawić w zakładnika, muszę walczyć teraz, kiedy jeszcze mogę - Spokojnie tylko położę mojego przyjaciela - powiedział lekkim głosem. zrobił krok w kierunku rogu chaty, tak żeby wyglądało, że chce ułożyć rannego. -Nie chcę ginąć - mówił powoli, tak żeby uspokoić tamtego. - Odkładam karabin -zdjął z barka m60. Zrzucił broń na ziemię i zrobił przy tym mały krok, jak gdyby zachwiał sie pod jej ciężarem. Cholernie ciężka giwera gruchnęła o śnieg. Jestem już blisko. Zaczął zdejmować kałacha gdy nagle popatrzył w bok, gdzieś na środek wioski. Wytrzeszczył oczy w niemym przerażeniu. - Bruno!? - zawołał pokazując wskazują głową w stronę za chłopem. Ten na chwilę rozproszył uwagę, prawie co a by się odwrócił. W tym momencie Kord skoczył jak długi za róg domu. Najstarszy numer na świecie... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:46. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0