Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-05-2007, 12:02   #11
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
*Dark Side of the Force*




-Brawo, brawo kochanie. Naucz dzieci posłuszeństwa wobec siebie by żadne z nich nie chciało podnieść więcej na ciebie ręki.

Darth Tyranus, siedział w swoim wielkim atłasowym fotelu a przed nim jaśniała mała projekcja z holokamery zainstalowanej w pomieszczeniu treningowym. Jego wzrok skupiał się raz na trójce nowo narodzonych a raz na Asajj, która najwyraźniej świetnie się bawiła. Może oni nie zauważyli ale Ventress co jakiś czas tylko wysilała się i to tylko wtedy gdy naraz zostały wyprowadzone trzy ataki a takich akcji niestety było mało. Hrabia podrapał się po brodzie.

-Nawet najsłabszy Jedi ich zabije jeżeli nie będą współpracować a co dopiero ta Jedi.

Rozmyślania przerwał melodyjny dźwięk komunikatora.

-Słucham mistrzu...

Powiedział Dooku gdy na blacie stołu zamiast sceny walki pojawiła się sylwetka Sitha.

-Jak idą nasze plany...

Obraz się rozmył na chwilę by po kilku sekundach znów stać się ostrym przekazem kanclerza Palpatina.

-Wszystko zgodnie z planem, niedługo to zdobędziemy, szkole właśnie do tego mały oddział który nam w tym pomoże właśnie trenują jeżeli sobie zażyczysz pokażę tobie....




** ** **




Nienawiść, strach, cierpienie, i ból....

To wszystko co pozwala Ciemnej stronie Mocy zawładnąć umysłem i ciałem właściciela, niektórzy z tym walczą jak Jedi a niektórzy jak Sithowie poddają się tej mrocznej potędze dla własnych korzyści by stać się silniejszymi, sprawniejszymi .... zabójczymi. Tak jak teraz trójka Rebornów zmagająca się z mistrzynią ciemnej strony, z upadłą Jedi, która wybrała zdradliwą ścieżkę mocy. Ona jednak cieszyła się z tego bo właśnie to sprawiało że żyje.

-Jesteście jak dzieci we mgle, małe, głupie, i nie wiedzące co robić z własnymi czterema literami. Chodzicie po omacku szukając szczęścia którego nie macie prawa znaleźć w tej chwili.

Ton jej głosu już nie był szyderczy ale nadal był ostry i gdyby słowa były jak brzytwa, trójka wojowników padła by właśnie na piasek brocząc z wielu ran. Barwiąc piasek na przepiękny karmazynowy kolor.

Pierwszy do walki rzucił się Ariste'a. Ten dzieciak nie wiedział w co się pakuje w pojedynkę. Lecz nagle nastąpiło coś co zdziwiło nawet Asajj. Młoda dziewczyna Haniya podniosła się z klęczek i przy pomocy swojej potęgi. Zaczerpnęła z mocy i jednym szybkim ruchem ręki powaliła młodzieńca na piasek skutecznie otumaniając go na kilka chwil co przeszkodziło mu w ataku. Ventress wyczuła jak w młodym kobiecym ciele wezbrała potęga. Wreszcie coś na co długo czekała. Jedi wciągnęła powietrze nosem tak jakby chciała się rozkoszować wonią Ciemnej Strony.

-Dobrze. A teraz pokaz na co cię stać niewolnico. Tak do ciebie te słowa skierowane są.

Mroczna posłanka mocy swoim stylem delikatnie przedrzeźniała starego mistrza Yode który właśnie w taki sposób mówił.

-Już nie pamiętasz? Miły wieczór, skrzypiące łózko i ten jakże delikatny mężczyzna. Który był twoim pierwszym prawda?

Szyderczy uśmiech wykwitł na obliczu białoskórej kobiety. Widząc furię „Młodej”, nauczycielka wykonała piruet unikając pierwszego ciosu. Rękojeścią miecza smagnęła rudzielca po plecach. Jednocześnie uchylając się przed kolejnym cięciem z pół obrotu.

-Walcz, walcz, walcz..... Użyj swojej woli by mnie zniszczyć no dalej ladacznico, albo ty albo ja.

Szybka wymiana ciosów, dexter, parada, unik... Wszystko perfekcyjnie zgrane w czasie.

Drran nie bardzo mógł bez problemu skupić się i spoić z mocą lecz po chwili świat jakby się otworzył dla niego, wzrok stał się pewniejszy, słyszał jak piasek przesypuje się pod stopami walczących kobiet. I zauważył coś jeszcze wasza nauczycielka, trzymała miecz za luźno, nie na tyle żeby go jej wytrącić ale dostatecznie by stwierdzić że bawi się wami jak lalkami. Tańczycie jak wam zagra. W chwilę później Drran jakby zniknął z radarów mocy. Okrążając walczące kobiety. By zaatakować swojego obecnie największego wroga. Gdy był już za plecami, fala mocy wezbrała w nim powodując naelektryzowanie powietrza gdy wielki piorun wystrzelił z jego palców w kierunku walczących. Ale kto jak kto ale Asajj w ciemię bita nie była. Szybkim kopnięciem prosto w brzuch wyparła powietrze z płuc przeciwniczki posyłając ją na kolana i szybko schodząc z linii błyskawic. Co spowodowało że kilka wiązek poszybowało wprost w klęczącą teraz Zielonooką kobietę, a te które miały dotrzeć jeszcze do Ventress odbiły się od jej wystawionej ręki powodując przysmażenie Masstru.

-Dzieciaki....

Komentarz był jak najbardziej trafny, dwoje poparzonych przez własną głupotę Rebornów plus jeden który właśnie zbierał się z kolan. Ira Cruenta stanął w pełni na nogi gdy walka dobiegła końca. Wasza belferka stała z zapalonymi mieczami nad dwojgiem twoich sojuszników od których bił teraz zapach przypalonego mięsa, jednak widać było że żyli ponieważ ich klatki piersiowe choć nierównomiernie to nadal unosiły się i opadały.

-Twój ruch.....

Karmazynowe miecze zatańczyły znów w tańcu śmierci i zgasły a Asajj usiadła na piasku krzyżując nogi i jak małe dziecko podparła się rękami o brodę patrząc na Ariste'a wzrokiem „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz.” ale widać było także w nich coś innego.

-Nawet ładniutki jesteś, szkoda tylko że za cienki w nogach dla mnie....

Przygryzła prowokacyjnie dolną wargę, ale jednego nie można było jej odmówić. Ona także była piękną kobietą....

-Twój ruch ..... Misiu....
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...
Corran jest offline  
Stary 28-05-2007, 17:32   #12
 
Macavity's Avatar
 
Reputacja: 1 Macavity nie jest za bardzo znany
*DARK SIDE* Aristea' Ira Cruenta

Był już blisko... Był już tak bardzo blisko... szybszy niż kiedykolwiek wcześniej, pewny, jak nigdy przedtem... W chwili, gdy przewijał się pod czerwonym mieczem przeciwniczki, gdy już był prawie pewien, że się uda, niespodziewanie silna fala mocy uderzyła go, lecz nie w bok, od strony Asajj, a w plecy. Wyrzuciła go w powietrze, po czym chwyciła i odrzuciła do tyłu jak szmacianą lalkę. Cios był tak potężny, że wbił go w piasek i zamroczył na parę sekund. Ogłuszony, ale i wściekły do granic możliwości spojrzał w stronę Asajj i zobaczył, kto go uderzył.
To była ta dziewczyna, mieczniczka. Ty durna suko!!! Wrzeszczała część jego umysłu. Już ją miałem!!! Jednak druga część, spokojniejsza, obserwowała walkę i podała mu powód. Dziewczyna wyraźnie wpadła w szał z dużą dawką histerii. W furii atakowała, kopała, biła... Jeszcze trochę i zacznie gryźć. Gniew w nim ostygł. Jak można wściekać się na kogoś, kto jest niespełna rozumu...? Ta walka pewnie zaraz się skończy, a po tym zakończeniu dziewczyna długo nie będzie mogła wstać...
Oddychając z trudem podniósł się na kolana a potem na nogi. W międzyczasie Władający Mocą zdołał rzucić naprawdę imponującą błyskawicę, lecz efekt robił zupełnie inne wrażenie niż cios. Aristea’ patrzył zupełnie bezradnie jak współcierpiący zwalają się na piasek jęcząc. Jasna cholera… co robić…? Co robić…? Szeptał w duchu omiatając arenę wzrokiem. Jego wzrok zatrzymał się na leżącym mieczu. Źle się do tego zabieramy…
„Źle!” zadźwięczał mu w głowie zgrzytliwy, twardy głos. „Jak masz się ośmieszać, to lepiej się połóż i czekaj aż cię dobiją.” Wspomnienie. Ciemna sala treningowa. Śmiejący się szyderczo starsi najemnicy. I wściekły opiekun. „Nie jesteś tu sam, do cholery! Sam, to możesz zdychać. Misję wykonuje grupa!!!”
Misję wykonuje grupa…
Nienawidził tego prawidła. Ale najwyraźniej nie ma wyboru… Kurde!

- Twój ruch…

Z wysiłkiem spojrzał na swojego przeciwnika. I na sojuszników. Jeszcze żyli… modlił się, żeby byli w stanie wstać.

- Nawet ładniutki jesteś, szkoda tylko że za cienki w nogach dla mnie...

Za cienki…? Nie wiedzieć czemu te słowa otrzeźwiły go. Zachowywał się jak smarkacz. Nic dziwnego, że obrywali… Gonitwa myśli ucichła. Pozostała tylko wola i cel.

- Twój ruch… Misiu…

Misiu…? Krzywy uśmiech wrócił mu na wargi. Podobnie jak pewność siebie. Ona nas nie atakuje… Ona nas sprawdza.

- Misiu…? Postaram się, żebyś wkrótce zaczęła do mnie mówić „Tygrysie”, Pani.

Skierował wzrok i lewą dłoń w kierunku miecza leżącego na piasku. Nie myślał o tym, co robi. Skupił się… Jego umysł powtarzał: Choć tu, ty skur…
Nagle, jakby pękła jakaś zapora, poczuł gwałtowne mrowienie w ręku. W każdej komórce jego ciała wezbrała fala energii. Powietrze na ułamek sekundy zgęstniało, a miecz… drgnął. Przez chwilę ciągnącą się jak nieskończoność Aristea’ patrzył na drżącą rękojeść…
A potem miecz wyprysnął z piasku, jak atakujący wąż i wślizgnął się do dłoni młodzieńca. Zapalił się.

- Wstawaj, Mocowładny, potrzebuję cię!

Krzyknął Ira Cruenta, mając nadzieję, że to cokolwiek da. Zawiesił głos, poczym dodał spokojniej, modląc się, aby go słyszeli i posłuchali. Żeby zrozumieli, że nie chce się rządzić, ale innej opcji nie ma.

- Skup się na częstotliwości. Po co ci siła, jak nie trafiasz? I nie atakuj sam, jest za silna, osłaniaj nas!

Wykręcił młynka oboma mieczami przestawiając się na styl walki oburącz.

- Opanuj się, dziewczyno! Nie trafiłabyś, chyba, że obróciłaby się do ciebie plecami!

Bogowie, jeśli istniejecie, sprawcie, żeby zrozumiała aluzję…
Wziął dwa głębokie wdechy. Czasami nawet jemu trudno było uwierzyć w jego głupotę… przecież nie posłuchają. Na pewno… Ale musiał spróbować.
Strząsnął włosy znad oczu. Skupił się na przeciwniku. Nie myślał. Nie było myśli. Tylko wola. Czuł, jak znowu narasta w nim fala. Jak stopniowo obraz się wyostrza, jak powietrze tym razem rzednie, a cały wszechświat jakby zwalnia… Cały… oprócz jego przeciwnika. Każdy dźwięk dochodził do niego osobno i wyraźnie. Każde ziarnko piasku był oddzielne i widoczne… To było to!
Zakręcił się w błyskawicznym piruecie otaczając się barierą ostrzy. Poczym zatrzymał się w idealnej postawie do walki dwoma mieczami. Lewym bokiem do przodu. Prawa ręka nad głową, lewa ręka na brzuchu. Prawe ostrze przed twarzą, lewe za plecami. Czuł bicie własnego serca, jak nigdy. Ale nie czuł adrenaliny. Czuł Moc. I związaną z nią cudowną potęgę szybkości.

- Zapraszam do tańca, „Mistrzyni”…

Nim przebrzmiało ostatnie słowo, skoczył do boku i naprzód. Walka ciągle trwa…!!!
 
Macavity jest offline  
Stary 28-05-2007, 22:58   #13
 
cynis's Avatar
 
Reputacja: 1 cynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skałcynis jest jak klejnot wśród skał
Plan Drrana był genialny. Może raczej byłby genialny gdyby nie ocenił źle możliwości przeciwnika. Tuż przed tym jak zaatakował zauważył, że kobieta trzyma swoje miecze w dość dziwny sposób. Nie tak jak ktoś chcący zabić adwersarzy. Widział już takie zachowanie. Instruktorzy w armii tak się zachowywali w stosunku do rekrutów. Nie chcąc pokaleczyć nowych za bardzo się nie wysilali. Tu było tak samo. Było na pewno tylko, że w zawodach z chęcią zadania bólu komuś kto zranił dumę mężczyzny rozsądek przegrywał o kilka długości. Władca mocy nie słuchał własnych myśli teraz skąpanych w czerwonej mgiełce żądzy mordu. Podszedł i wykonał swój zamiar.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Atak. Odskok celu. Trafienie sojuszniczki. No i w końcu odbicie błyskawic i szok porażenia. Już w chwili ataku zielonooki widział niepowodzenie. Nie mógł jednak zatrzymać tak dużej wiązki. Kopnięcie niestety skierowało dziewczynę na drogę ładunku. Spowodowało to mocne jej poparzenie. Ale on tego nie widział podążał za swoim celem. Niestety ów cel wiedział co zrobić dalej żeby obrócić sytuację na swoją korzyść. Chciał zablokować atak, w końcu po coś uczył się odbijać fale energii gołymi rękami. Ta sztuka jednak nie udała się. Za mało czasu, a pioruny zbyt potężne. Już po chwili leżał i ściskał lekko zwęglone ramie i klatkę piersiową. Jedno szczęście, że zdołał osłonić twarz.

Zwijając się w bólach myślał. Umysł podsunął mu kilka wcześniejszych spostrzeżeń. Kilka sugestii iż Ventress się z nimi bawi. Trochę na temat mocy owej osobniczki. I myśli w stylu: ”Ma przewagę kilku, może kilkunastu lat treningu i doświadczenia.” albo ”Ona się bawi, a my zaraz zejdziemy.” Słowem same dodające otuchy słowa. Kiedy tak leżał kiffar zaczął się wydzierać. Wspominał coś o pomocy, może współpracy. ”Przestraszył się jej.” pomyślał Drran sam wiedząc, że ma rację. Może razem dadzą radę zrobić cokolwiek co pozwoli im się stąd wydostać. Był już zmęczony. Kilka razy wyrzucony w powietrze, a teraz jeszcze ta błyskawica. Tego zdecydowanie było za wiele. Z resztą trzeba spróbować wszystkiego.

Spojrzał na jedynego stojącego obecnie. Kiwnął nieznacznie głową i obserwując Ventress by nie dostać po krzyżu, cofnął się na większą odległość. Przygotowywał się od nowa. Wyostrzył zmysły, usunął echa swojej obecności, skupił się by w razie czego odbić atak, odskoczyć lub zrobić po prostu unik. Przygotował się do urzycia swojej mocy. Nie sięgał po nią jednak. Tym razem nic ogromnego. Te efekty wymagały dużo mocy i pozostawiały bezbronnym. Tym razem skupił się na przeszkadzaniu. Miał nadzieję sprawić, że kobieta będzie walczyła z dwoma mistrzami miecza i popełni błąd kiedy on pchnie ją, zaatakuje mniejszym piorunem. Rzucił jeszcze okiem na salę. Nie ma nic czym można by rzucić. Ewentualnie piach do ślicznych oczek mistrzyni.

-Gotowy...- Mruknął. Spojrzał na sojuszniczkę, którą wcześniej przypiekł. Kiedy walka się zaczęła zaczął ponownie poruszać się poza głównym polem walki. Nie miał tam czego szukać. Raz odrzucił miecz, dwa nie był wspaniałym szermierzem no i trzy ledwie ruszał lewą reką. Jak mógł starał się nie ściągać uwagi na siebie. Wyczekiwał okazji by pomóc jak się da...
 
__________________
Nie bój się śmiać z samego siebie. W końcu jest szansa, że przegapisz żart stulecia.

Ostatnio edytowane przez cynis : 28-05-2007 o 23:28.
cynis jest offline  
Stary 29-05-2007, 12:58   #14
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
*Light Side of the Force*


Hoth, ta niegościnna planeta nazywana często lodowym więzieniem zalana teraz blaskiem swojego słońca, sprawiała wrażenie bezkresnej. Krainy gdzie tylko jest śnieg i lód. Gdzie zima trwa cały rok. A zwierzęta które tutaj występują to Tauntumy. Jednym słowem Martwa planeta, na której życie bez techniki nie byłoby możliwe. A jednak rada Jedi zdecydowała się tutaj utworzyć enklawę dla kilkunastu młodych padawanów. To był główny cel misji trojga Jedi którzy zostali przydzieleni do tego zadania. Chociaż teraz na głowie mieli inne problemy niż enklawa, inni uczniowie czy nawet mistrz Yoda. Oni teraz walczyli o swoje życie, które było zagrożone przez kilka zdalniaków. Które odpowiednio zmodyfikowane atakowały teraz zacięcie, grupkę która właśnie wyruszyła na patrol...


** ** **


Wśród otaczającej bieli, bez problemu dało się zauważyć jak osiem zdalnie sterowanych droidów w kolorze czerni lewituje wokół grupki młodych osób zasypując ją gradem pocisków o sile która nie mogła zabić ale spowodować ból i to nie mały mogła bez problemu, wystarczyłoby że któreś z nich nie sparowało by, a przekonali by się na własnej skórze jak boli rozgrzana do miliona stopni plazma w postaci laserowego bolta w kontakcie ze skóra. Na razie nie groziło to nikomu z ich czwórki, każdy sobie radził. Pierwsze dwa zdalniaki zniknęły w efektownej choć niegroźnej eksplozji chwile po tym gdy zderzyły się pchnięte mocą przez dziewczyny. Gdy one odwróciły wzrok w poszukiwaniu następnego celu, przed oczami Kayli śmignął miecz który dzierżył Frei tym samym ratując oczy kobiety przed otrzymaniem strzału prosto w nie. Frei uśmiechnął się od niej przyjacielsko i dalej odbijał nadlatujące strzały. W tym momencie młody Keiran przepełniony mocą, rozpędził się i miękko odbiwszy się od kawałka lodu wyskoczył w powietrze i szybkim cięciem rozpołowił dwa kolejne zdalniaki, niestety za cel obrał go kolejny co spowodowało że młodzieniec musiał skryć się z zaspą by laserowe wiązki nie przy smaliły mu niczego. Zostały jednak szybko wyeliminowane ponieważ nie stanowiły żadnego zagrożenia, Frei był szybki zasłaniając się skutecznie mieczem podbiegł do dwóch kolejnych i już po chwili u jego stóp leżały cztery połówki zdezaktywowanych brutalnie droidów. Lili także zrobiła użytek ze swojej mocy szybkie pociągnięcie zdezorientowało na tyle droida ze przez chwile jego czujniki musiały „wysilić” by ponownie zlokalizować cele, jednak już było za późno bo miecz który przecinał powietrze, natrafił także na korpus drioda. Ostatni spłonął kiedy odbity strzał prosto w niego przebił się przez jego cienki pancerz penetrując centralny układ napędowy, powodując awarie repulsorów tym samym osunięcie się w miękkie objęcia śniegu. Już było po wszystkim, chwila strachu, koncentracji i walki. Ale już koniec.
Zza pagórka wyłonił się mistrz Dune.
-Brawo, Brawo młodzieniaszki. Mistrz Yoda byłby z was dumny. Pokonaliście droidy bez problemów. Ale zabrakło wam koordynacji jako drużyna. Pamiętajcie, chociaż wiem że każdy z was coś przeżył. Jedni mniej a inni aż nadto jak na tak krótkie życie to musicie pamiętać że zawsze u waszego boku stoi ktoś kto jest waszym sojusznikiem, kto broni twoich pleców i ufa że ty chronisz jego. Dlatego praca zespołowa jest tak ważna.
Po kolei patrzył każdemu w oczy sprawdzając czy zrozumieli. Zatrzymał wzrok na Lili troszeczkę dłużej....
-Zrozumieliście? Jeżeli tak to odwołuje dzisiejszy patrol. Macie czas na trening, nie tylko zdolności bojowych ale także chociażby trening żołądka, bo właśnie w enklawie uruchomiliśmy kuchnie i szykuje się wspaniały posiłek.
Uśmiechnął się szeroko do wszystkich a Freia który stał najbliżej niego poklepał po plecach po przyjacielsku.
-Chodźcie bo nam wszystko zjedzą żołnierze....
Ruszył szybko prowadząc ich do jadalnie ale oni sami wiedzieli jak trafić chociażby po smakowitych zapach których nie czuli już od czasów opuszczenia Coruscant. Zasiedli przy jednym okrągłym stole. Po chwili podano coś co wyglądało jak mięso i sałatkę. Ale w smaku okazało się o niebo lepsze niż w wyglądzie. Gdy posiłek był skończony mistrz pożegnał się z wami.
-Miłego dnia, idę porozmawiać ze zwiadowcami może znaleźli coś ciekawego. Ale teraz zostawiam was samych. Poznajcie się wreszcie może. Aha..... byłbym zapomniał od teraz mieszkacie w jednym pokoju. Wszyscy....
Po tych słowach wyszedł zostawiając was w małym zdumieniu. Przyniesiono deser, smaczne kalamariańskie owoce w smaku przypominały brzoskwinie ale były o wiele smaczniejsze.
-Smacznego wszystkim.
Krzyknął jeszcze któryś z klonów, który obecnie robił za kucharza.... A milczenie przedłużało się w nieskończoność....
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...
Corran jest offline  
Stary 29-05-2007, 13:39   #15
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
*Light Side* Frei Zuun

Wkładając kawałek kalamriańskiego owoca pod nieznacznie odchyloną maskę gazową Frei myślał o ostatnich słowach mistrza. Przez Dune'a przemawiała mądrość - muszą się oczywiście nauczyć żyć razem i polegać na sobie inaczej będą zgubieni, czy tutaj, czy gdziekolwiek indziej w galaktyce ogarniętej konfliktem.
Przypomniał sobie walkę jaką stoczył w knajpie na Nar Shadda. Zsynchronizowane ruchy jakie wtedy wykonywał razem ze swoim Botańskim mistrzem. Pamiętał jak odciągnął uwagę dwóch napastników by uwolnić zakładnika i dać szanse Mistrzowi Haddora na powalenie ich ciężkim barowym krzesłem... Generał Haddora poprawił sie w myślach Kel Dor. Musiał przyznać że tęsknił za swoim futrzastym mentorem, oddelegowanym do kierowania jedna z armii klonów.

Spojrzał na pozostałych Jedi.
Różnił się od nich znacząco. Wszyscy w przeciwieństwie do niego byli ludźmi. Zastanawiał się co czuja patrząc na jego pomarańczowe pomarszczone oblicze usiane licznymi guzkami i okraszone dwoma zwojami skórnymi znajdującymi się na jego głowie, w miejscu gdzie u nich były małe stosunkowo uszka. Przeniósł wzrok na swoje nie wielkie pazury. Musiał wyglądać na pierwszy rzut oka jak drapieżnik, na szczęście jego wnętrze było łagodne. Uśmiechnął się pod czarną maską zwieńczoną dwoma metalicznym kłami.
- Mistrz ma racje- powiedział łagodnie - źle sie stało, że nie wiedzieliśmy czego spodziewać się po towarzyszach. mimo że znamy swoje imiona nie znamy swych umiejętności. Pragnął bym wiec porposić Was byście coś powiedzieli o swojej synchronizacji z Mocą.- jego skryty za czernią gogli wzrok spoczął kolejno na każdym kompanie

- Ja wyspecjalizowałem się w leczeniu i przyspieszaniu swoich odruchów. Prócz podstawowych umiejętności każdego Jedi potrafię też nieznacznie przewidywać zdarzenia przyszłe, uspokajać zwierzęta i oszukiwać umysł. -
Zakończył i odetchnął głębiej po czym spojrzał wyczekujaco na pozostałych
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 29-05-2007, 17:45   #16
 
Lavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie coś
Keiran siedział nic nie mówiąc, zajadał się tym czymś, cokolwiek to było bardzo mu smakowało. Zapatrzony był w swój deser, od czasu do czasu ukradkiem patrzał się na resztę. Myślał nad tym co powiedział mistrz Dune, wiedział że musi się do tego zastosować. Nie mógł zawieść tego dziwnego stwora który pokazał mu ścieżkę mocy, to dzięki niemu jest tutaj teraz. Gdy spojrzał na Kel Dor'a, przypomniał mu się ten dziwny stwór który był bardzo do niego podobny. Gdy Frei na niego spojrzał, dalej zaczął wpatrywać się w jedzenie.

Nagle Frei przemówił:

- Mistrz ma racje- powiedział łagodnie - źle sie stało, że nie wiedzieliśmy czego spodziewać się po towarzyszach. mimo że znamy swoje imiona nie znamy swych umiejętności. Pragnął bym wiec poprosić Was byście coś powiedzieli o swojej synchronizacji z Mocą.- jego skryty za czernią gogli wzrok spoczął kolejno na każdym kompanie

- Ja wyspecjalizowałem się w leczeniu i przyspieszaniu swoich odruchów. Prócz podstawowych umiejętności każdego Jedi potrafię też nieznacznie przewidywać zdarzenia przyszłe, uspokajać zwierzęta i oszukiwać umysł.


Wysłuchał go po czym popatrzył, na Lili która wydawała mu się być jakaś takaś obojętna, nie mógł za bardzo określić co wyrażała jej twarz. Co prawada jak na nią spoglądał to czuł się jakoś lepiej. Potem spojrzał na Kayla'e, u niej natomiast widział skupienie na twarzy, wydawało mu się iż jest ona pewna i wie czego chce od życia. Jego przypuszczenia mogą być bardzo błędne ponieważ zna ich dopiero od niedawna i nie wie jacy naprawdę oni są. Na razie Keiran postanowił się nie odzywać i poczekać na innych. Nie jest on zbyt rozmowny, dlatego też moce rozwinął w tym a nie innym kierunku, poza tym nie chciał powiedzieć czegoś głupiego. Udawał tylko że dalej konsumuje deser, a tymczasem słuchał rozmowy między resztą grupy.
 
__________________
"I never make the same mistakes twice" -- by Me :P

Ostatnio edytowane przez Lavi : 30-05-2007 o 00:42.
Lavi jest offline  
Stary 29-05-2007, 18:14   #17
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
*Light Side* Kayla Knylenn
Gdy oślepiający błysk pochłonął dwa roboty Kayla drgnęła nagle. Przez kilka ułamków sekund wydawało jej się, że to nie niegroźna eksplozja droidów ćwiczebnych lecz pełna salwa burtowa statku wojennego. Coś w jej wnętrzu skurczyło się boleśnie i momentalnie utrąciła kontakt z Mocą. Gdyby nie Frei mogłaby też utracić wzrok. Skinęła mu głową nie mogąc się jednak do uśmiechu.

Wokół niej inni padawani wieńczyli dzieło zniszczenia. Osiem robotów, osiem nadpalonych, dymiących kawałków metalu. A ona stała tam trzymając w dłoni miecz świetlny i nerwowo zaciskała usta by nie zacząć krzyczeć.

Czy to zawsze ma tak wyglądać? Po to tyle lat studiowała historię i filozofię oraz wszelkie nauki ścisłe, żeby teraz wymachiwać żelastwem i niszczyć? Kiedyś tak nie było, ale teraz wraz z wybuchem wojny to co robiła coraz częściej sprowadzało się do destrukcji. Cieszyła się z przydziału na Hoth, gdyż oznaczał, że będzie daleko od frontu, poza tym praca tutaj dawała jej szansę by dla odmiany coś stworzyć, uczestniczyć w budowie enklawy. Ale czy w końcu i ta baza nie miała się stać narzędziem zniszczenia, nawet jeśli nikt im jeszcze o tym nie powiedział. W końcu jeśli to była tylko sprawa kolejnego miejsca do szkolenia Jedi to jakiego diabła wszędzie panoszyły się klony?

Gdy pojawił się mistrz Dune zmusiła się by zachować kamienny wyraz twarzy. To, że mówił o ochronie trochę ja uspokoiło, ale na froncie też mieli kogoś bronić niewinnych. A do czego to się sprowadzało?

Gdy Quarren patrzył jej w oczy zastanawiała się ile wie. Pewnie wszystko, musiał przecież czytać jej akta. Czyżby chciał sprawdzić jak sobie poradzi z powrotem do walki? A jeśli tak czy go zawiodła? Bo siebie napewno. Od dziecka zwracała wiele uwagi na opanowanie przedtem zawiodło ją tylko raz. I aż za dobrze wiedziała, że to o raz za dużo.

Gdy wracali do bazy była milcząca, wzrok wlepiła we własne ręce usiłując odzyskać równowagę. Smakowite zapachy trochę przywróciły ją do życia. Uświadomiła sobie,jak bardzo jest głodna. Zwłaszcza, że od dawna nie jadła niczego normalnego. Co prawda medycy nakazywali jej cierpliwość w kółko powtarzając, iż ktoś komu praktycznie poszatkowano jelita powinien się cieszyć, że w ogóle jest w stanie przyjmować normalne pokarmy. Jednak to tylko jeszcze bardziej potęgowało jej tęsknotę za jedzeniem nie będącym witaminizowaną odżywką.

Pamiętaj Kaylo, wszystko można przetrwać. Musisz być tylko silna. Upomniała samą siebie zasiadając do obiadu. Zazwyczaj nie mogła się doczekać deseru, jednak teraz przyniósł on ze sobą niemiłą niespodziankę.

Na szczęście zarówno dla niej jak i dla Mistrza Dune’a wyszedł on zanim minął jej pierwszy szok, gdyż potrzeba wciśnięcia Quarrenowi jego macek we wszystkie dostępne otwory fizjologiczne mogła się okazać zbyt nagląca.

Koszmary. To była pierwsza myśl jaka się jej nasunęła po wyjawieniu „wspaniałej wiadomości” o wspólnej kwaterze. Jak zawsze przyniosła ze sobą ciemność i widmo zasmuconej twarzy Adrona Kryma Co jeśli znowu będziesz miała koszmary? Co jeśli znowu zaczniesz krzyczeć przez sen? Wszyscy się obudzą i zaczną się pytania, tłumaczenia lub co gorsza współczujące spojrzenia. Nie chciała tego. To była przecież jej sprawa. Jej i nikogo innego.

Napad gniewu minął jej szybko pozostawiając po sobie głęboki wstyd i smutek. Być może to już stało się problem ich wszystkich. Nie panujesz nad sobą tak jak powinnaś, ćwiczenia dały temu aż nazbyt wyraźny dowód. Jeśli Quarren chce żeby stworzyli grupę jego decyzja jest jak najbardziej właściwa. I nie byłoby problemu gdyby pewna padawanka (bez wytykania palcami) wreszcie wzięła się w garść. Co więcej gdyby pewna padawanka robiła co do niej należy zapewne nie byłoby jej teraz tutaj, bo jej mistrz wciąż by żył. Odezwał się pewien złośliwy głosik w jej umyśle. Jedi to wszystko co ci zostało. Jeśli zawiedziesz, możesz stracić i zakon. Koniec z wymówkami i pobłażaniem sobie. I przede wszystkim nie pozwolisz by twoje osobiste problemy odbiły się na twojej efektywności oraz na pracy grupy. Zrozumiałaś? Masz dać z siebie wszystko. Zacisnęła dłonie w pięści spuszczając głowę by nikt nie zauważył ponurej determinacji na jej twarzy. A co jeśli to nie wystarczy? Szepnął jakiś niepewny głosik w jej głowie. Musi. Odparł ten zdecydowany.

Frei zaczął mówić więc nadstawiła uszu usiłując się zdystansować od swoich problemów. Mimo swojego dość drapieżnego wyglądu Kel Dor wydawał się najłagodniejszy z nich wszystkich i zarazem w jakiś rozczulający sposób niewinny, przez co wzbudzał jednocześnie jej zazdrość i sympatię. Miał coś co tragiczne wypadki związane ze śmiercią Mistrza Kryma bezpowrotnie jej zabrały. Gdzieś głęboko Kayla miała nadzieję, że świat obejdzie się z nim łagodnie, bo szkoda byłby gdyby to utracił. Z kolei Keiran wydawał się być z tych cichych i silnych. Na pewno umiał o siebie zadbać. Miała nadzieje, że w trudnych sytuacjach zdoła też zadbać o tych którzy będą na niego liczyć. Co do Lili, Kayli trudno było ją rozgryźć. Wydawała się być typem samotnika co wcale sprawy nie ułatwiało. Choć fakt iż w czasie walki z droidami wpadły na ten sam pomysł dawał nadzieję iż będą w stanie się zrozumieć.

- Najlepiej idzie mi unoszenie przedmiotów i manipulowanie nimi za pomocą Mocy, poza tym jestem też dobra w sprowadzaniu iluzji. Liznęłam też podstawy leczenia, manipulacji umysłem i używania Mocy w celu szybkiego przyswajania większej ilości wiedzy. – oznajmiła z przyjaznym uśmiechem.

Gdy skończyła mówić do głowy wpadł jej pomysł, który mógł pomóc jej z koszmarami. Stary dobry wysiłek fizyczny. Podczas intensywnych ćwiczeń organizm ludzki produkował substancje powodujące krótkotrwałe uczucie zadowolenia. Jeśli nie mogła wygrać z własnym umysłem postanowiła spróbować go oszukać używając do tego swojego ciała. Poza tym jeśli zmęczyłaby się dostatecznie niechybnie zapadłaby w głęboki sen, bez koszmarów. O ile się orientowała siłowania powinna już działać, za pomocą zwykłej bieżni mogła bez trudu załatwić sprawę. Przynajmniej taką miała nadzieję.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 29-05-2007 o 22:14.
Lirymoor jest offline  
Stary 29-05-2007, 22:17   #18
 
Khalida's Avatar
 
Reputacja: 1 Khalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnieKhalida jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dark Side

Przegrana...
Po raz pierwszy i kolejny.
Haniya dotkliwie odczuła poparzenie błyskawicą, ale nawet gdy zadawała ona okropny ból, nie krzykneła, nie pisnęła nawet, jedynie zacisnęła powieki i szczęki.
Osunęła sie powoli na podłoże. Miecz nadal trzymała w kurczowo ściśniętej dłoni, sama jednakże zwinęła sie na ziemi. Klęczała z twarzą wciśniętą między kolana, jedną ręką przyciśnięta do ciała, a drugą, tą z mieczem wyciągniętą obok.
Gdyby nie nieznaczne drżenie dziewczyny można by stwierdzić że była martwa.
Ale nie była.
Spod zaciśniętych powiek gorącymi strumieniami płynęły łzy. Nikt nie mógł ich dostrzec, za co była wdzięczna pozycji w jakiej leżała i długim włosom które zasłaniały twarz jaskrawo miedzianą kurtyną.
Czuła się upokorzona... Znowu. Nie chciała nawet myśleć o tym, że ich nowa trenerka wyciągnęła na wierzch wszystkie jej wspomnienia...! Haniya drgnęła gwałtownie na myśl o nich. Jak ona mogła, jak mogła!
Łzy popłynęły jeszcze silniejszym strumieniem spod powiek dziewczyny. Zacisnęła pięści jeszcze mocniej, metalowa rękojeść miecza zgrzytnęła nieznacznie, a paznokcie drugiej dłoni wbiły sie w ciało, zostawiając na nim krwawe ślady.
Dziewczyna w ogóle nie słuchała tego co sie na około niej dzieje. Nie dotarły do niej żadne słowa, cały czas słyszała to co mówiła Assaj.
Przetarła twarz rękawem podnosząc sie powoli. Roztarła na niej pot, łzy i piach. Jej oczy utkwione były tylko w Assaj. Zrozumiała że jej przeciwniczka jest potężna, naprawde potężna. Ale stanęły teraz na ścieżce walki, z której mogła wyjść tylko jedna z nich. Haniya nie mogła zginąć... Zanim to sie stanie, musi wysłać kilka osób na tamten świat...
A teraz lista powiększyła sie o Assaj.
Dziewczyna zmrużyła oczy, i szybkim ruchem zerwała sie na równe nogi. Ponownie nie patrząc na resztę rzuciła sie na przeciwniczkę. Tym razem wykorzystała Moc inaczej - jeśli to, gdy sama dodała sobie szybkości nie poskutkowało, czemu nie spróbować spowolnić wroga? Szybko więc zrealizowała ten zamiar, koncentrując moc i kierując ją w stronę Assaj, mając nadzieję że to zadziała. Jednocześnie cieła szybko na wysokości jej twarzy, odskoczyła, okrążyła ją, zaatakowała z boku, tym razem jednak zamiast odskoczyć, przybliżyła sie do Assaj, przygotowujać sie na parowanie ciosów mieczem, a ręką wyprowadzając cios w żebra przeciwniczki, mając nadzieje na uszkodzenie ich.
 
__________________
Każdy powinien mieć motto.
Nawet jeśli jest dziwne:
"I'm greedy, not stupid..."
Widzicie?
Khalida jest offline  
Stary 30-05-2007, 00:09   #19
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
*Dark Side of The Force*


Strach zabija dusze, prowadzi do nienawiści a od nienawiści dzieli nas tylko krok do Ciemnej Strony”




Asajj była znana se swojej lubieżności i perwersji, każdy kto o niej słyszał miał przed oczami zmysłowa kobietę o urodzie anioła lecz gdy wreszcie ja poznał cieszył się każdą chwilą życia bo wiedział ze ten anioł równie może być najgorszym demonem, który za wszelką cenę dopnie swojej racji. I Zawsze wygra....


Tak samo było teraz. Rozjuszenie trójki uczniów było dziecięcą igraszką. Ich umiejętności nie dorównywały nawet w połowie Ventress. Dlatego ona tak bardzo się z nimi bawiła. Aż do tego stopnia że pozwoliła sobie na więcej....


Gdy wszyscy zebrali się z ziemi Asajj już była na nogach by przyjąć pierwsze ciosy Ariste'a, które gładko dały się przewidzieć, chociaż możliwości się zwiększyły, gdy miecznik dobył drugiego miecza, jego umiejętności nie poszły w górę, wiec Jedi nie miał problemu z ich parowaniem czy unikaniem. Za to miała małego asa w rękawie, odskoczyła i spojrzała po polu bitwy. Gromowładny już się pozbierał i gotów był do dalszej ofensywy tak samo jak Haniya która teraz wstała z kolan i chyba tylko Ventress zauważyła że dziewczę płakało.
-Czyżby „młoda” się popłakała ? Przeze mnie? Daj spokój.....
Asajj drwił z młodej bardzo mocno wręcz szyderczo, ale robiła to z jednego powodu musiał mieć godnego przeciwnika. Gdy słowa śmiechu i obrazy padały z ust cała trójka pozbierała się wreszcie i byli gotowi do kolejnego ataku. Ariste'a skoczył do niej pierwszy mierząc gdzieś na wysokości bioder. Lecz ona tylko delikatnie zbiła jego miecz krzesząc tysiące iskier które jak każde istnienie umarły w chwile później na piasku. W tym momencie dobiegł rudzielec lecz to także nie pomogło. Cała trójka miała wrażenie że nawet odział takich jak oni nie dałby jej rady. Nawet Drran cały czas posyłając błyskawice za błyskawicą dziwił się gdy niektóre z nich docierały do celu jednak nie wyrządzając jej żadnej krzywdy.
-Koniec zabawy....
Miecze błysnęły szybkim cieciem i jeden z mieczy Kiffara rozbłysnął w małej eksplozji deaktywując się, mało brakowało a Cruenta straciłby rękę. Ona jednak to wykorzystała kopnięciem w kolano powaliła Haniye na kilka sekund na piach. Została z Ariste'a sam na sam ponieważ fala mocy także zahaczyła o mocowładnego. Kiffar zaatakował lecz Jedi chwyciła jego rękę w przegubie wykręcając mu ją co spowodowało wypuszczenie miecza z niej. I gdy otworzył usta w coś powiedzieć bądź krzyknąć, Asajj namiętnie go pocałowała wpychając mu język do ust, a najgorsze było to że choć Cruenta tego nie chciał spodobało mu się to, trwało to zaledwie trzy sekundy. Gdy Jedi w ostatniej chwili uchylił się przed zdradzieckim ciosem w głowę ze strony młodej mieczniczki, jednak parowanie po łuku było trochę za szerokie, co spowodowało natychmiastowe odsłonięcie i brak możliwości parady. Co konsekwentnie wykorzystane zostało przez rudą. Szybki sztych miał przebić Instruktorkę na wylot jednak tylko delikatnie musnął ją w bok.
-Ty mała dziwko....
Głos którego żadne z was nie chciałoby usłyszeć teraz został zaprezentowany w całym swoim jestestwie, mówiąc o tym że żary się skończyły. Asajj otoczyła się delikatną niebieską barierą i na jej ręce zaczęły miotać się pioruny które po chwili zniknęły jakby odwołane znów na nieboskłon. Dwa miecze zaczęły latać wokół niej z prędkością której nie byli w stanie wychwycić, cięcia uniki i parady na nic się nie zdawały. Po chwili miecze wróciły do rąk właścicielki i zaczął się ostatni taniec tego wieczoru. Asajj zaatakowała jak demon tak szybko i już po chwili Ariste'a leżał na ziemi trzymając się prawą ręką za lewy bark który teraz dymił. W stronę Masstru poszybowały dwie piekielne błyskawice powalając go natychmiast. A Haniya choć czuła strach rzuciła się do walki. Wtedy poczuła prawdziwą Ciemną Stronę mocy. Dwa ciecia tyle wystarczyło by z wojowniczki zrobić szmacianą lalkę lezącą na piasku ze łzami bezsilności w oczach.
-Koniec treningu, jesteście do niczego, nie wiem po co wy mi, ale wiem że to nie ostatni raz....
Wyszła z sali treningowej pozostawiając wszystkich samym sobie. Powolny krok w stronę drzwi mówił że nic jej nie jest. A gdy przechodziła obok Kiffara z całej siły kopnęła go w ramię by tylko wzmocnić jego ból. Wyszła....


Na korytarzu gdy tylko drzwi z głuchym sykiem zamknęły się za nią, upadła na kolano łapiąc się za bok.
-Zdolne gówniarze..... Mam nowego wroga....
Uśmiechnęła się do siebie i poszła w głąb korytarza przy okazji dewastując jedną z wielu Holokamer w korytarzu....
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...
Corran jest offline  
Stary 30-05-2007, 12:06   #20
 
Macavity's Avatar
 
Reputacja: 1 Macavity nie jest za bardzo znany
*DARK SIDE* Aristea' Ira Cruenta

Wiedział, że tak to się skończy... Wiedział, że nie mają szans... A mimo wszystko rzucił się do przodu, ciągnąc ich za sobą. Bo wierzył... wierzył, że nie wolno się poddawać. Nie takim ludziom, jak Asajj. Nie mogli wygrać bitwy o śmierć i życie z tak potężnym przeciwnikiem. Ale mogli wygrać bitwę o godność. Ale czy ją wygrali...? Nie potrafił powiedzieć.

Próbował wstać... mimo przejmującego bólu w lewej ręce, poparzonej od eksplozji miecza i pogruchotanej gigantyczną falą mocy, próbował wstać. Szukał wzrokiem miecza. Oślepiony bólem nie zauważył, że walka dobiegła już końca. Nie zauważył, jak Asajj podchodzi w jego stronę i nie zauważył, jak podnosi nogę.

Kopnięcie w lewy bark posłało go w ciemną, lepką nicość.

Światło i Ciemność. Lód i Ogień. Wirujące barwy... Zastygła w czasie szarość. Obrazy i głosy...

"Trzymaj się, maleńki... Będzie dobrze." Czyj to głos? Kobiety? Mężczyzny? O czym mówi? Co ma być dobrze? "To beznajdziejne. Zostaw go, on już jest martwy. Nie przeżyje, podobnie jak jego matka." Matka...? "Nie! Musimy robić, co się da! On może przeżyć! Znane są takie przypadki!" Przypadki? "Tak. Jeden na tysiąc przeżywa tą zarazę. Obejrzyj się, głupia! Z całego klanu zostało kilkanaście osób! Im możesz jeszcze pomóc! Wstawaj!" "Nie!!! Nie zostawię go! Trzymaj się, maleńki... Będzie dobrze. Bądź silny... spokojnie..."

"Spokojnie, Loku." śmiech i twarz starego Linca. "Jeśli chcesz być dobrym linoskoczkiem, nie możesz się poddawać i ryczeć, kiedy tylko spadniesz.Życie jest pełne upadków. Mężczyznę poznajemy po tym, że wstaje z każdego.A spokój i równowaga pozwolą ci ograniczyć ich ilość."

- W...w... wiem...
Szept, czy też charkot. Bardziej realny, niż głosy. I stokroć bardziej bolesny.

Błyski metalu w sali treningowej statku Vates'a Iry. "Wstawaj, mały! Jeszcze raz! Nie widzisz tego, że gdy jesteś wściekły, popełniasz idiotyczne błędy? Wojownik nie może dawać się ponosić emocjom. Bo następna walka w gniewie będzie jego ostatnią." Cisza. Jedna z tych częstych chwil ciszy. I bardziej świadomość, niż odczucie szorstkiej ręki najemnika na ramieniu. "Aristea'... Chcę, żebyś żył. Chcę, żebys dożył spokojniejszych czasów. Bo ja już nie mam co na to liczyć. Ale, żeby żyć, musisz walczyć. Z przeciwnikiem... i sam ze sobą."

Przebłysk świadomości. Niepasujący do obrazu ból w ramieniu... i pieczenie łez w oczach.

"Wyzwól swoją złość! Wyzwól gniew, a on da ci potęgę! Potęga nienawiści nie ma sobie równych." To mówi ten mężczyzna w czarnych szatach... "Daj się ponieść furii, a ze zwykłego śmiecia staniesz się taki, jak ja!"

-Nie... nie chcę być... taki, jak ty...

Przez wargi leżącego na piasku Aristei' przecisnął się ten szept. Szept przestraszonego i krzywdzonego dziecka, które nie ma już siły płakać. Dokładnie, jak wtedy...

Kolejna fala bólu przywołała go do rzeczywistości. Otworzył oczy. Nie wiedział, jak długo był nieprzytomny. Wielka, dymiąca rana, jaka została z jego lewej ręki, była ciągle gorąca... I oni dalej leżeli na ziemi, więc chyba niedługo...
Właśnie! Co z nimi...? Próbując ignorować ból, powoli i z wysiłkiem zaczął czołgać się w stronę leżącej bliżej dziewczyny. Wspólna walka zbliża ludzi. Lecz, choć Aristea' uczestniczył w walkach już nieraz, jeszcze jako dzieciak, po raz pierwszy czuł niepokój. Każdy ruch trwał nieskończoność. Na szczęście nie było ich wiele potrzeba... Wyciągnął rękę i dotknął, bardzo delikatnie, jej ramienia. Jego głos był cichy i przepełniony bólem. Bark palił go, jak żywy ogień.

- Ej, ruda... żyjesz?
 
Macavity jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172