Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2007, 19:25   #11
 
Marok's Avatar
 
Reputacja: 1 Marok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnie
"Musze na spokojnie to przeanalizować. Więc tak... Tajnych szyfrów znam wiele, ale nie takich jak ten. Pewnie obsługa apartamentu zna szyfry i kody. Ale powoli. Nie na siłę i wszystko zrozumiem."

Maciej sięgnął po karteczkę. Ryk uspokajający był jak balsam kojący. Powoli się rozluźnił rozsiadł na krześle jak na fotelu i zaczął czytać.

Wystarczy analiza poszlakowa i dotrę do wszystkiego. "Oni tu są..." Więc mam pierwsze pytanie: "Kim są oni?". "Chcą wypić ze mnie moją energię". Cóż. Wnioskuję z tego, że... Hej. Wiem że mnie podsłuchujecie, ale mój mózg jest moim królestwem! Nigdy nie usłyszycie co myślę! To niemożliwe!

"Szczęście, że nie wypowiedziałem moich wniosków. Ale wracajmy do tematu. Czasem czuje się jakbym miał kogoś obok. Ale agencja nie może mnie usłyszeć, bo usłyszą też szpiedzy w apartamencie. Stop. Ten ryk zbyt bardzo chaotuje mi myśli. "Chaotuje"? Co to znaczy?"

Po chwili walki z myślami...

"Wniosek z tego, że posiłki w hotelu są mało pożywne i nie dostarczają za dużo węglowodanów do organizmu. "Mają długie słomki i piją przez nie mój mózg…" Słomki? Aha. Po analizie dalszej części zdania mam pewność, że słomki to aparatura do wykrywania kłamstw. A "picie mózgu" jest odzyskiwaniem informacji. Nie chcę być zbyt powolny. "Odetnij ręke-odrośnie…" Hmm... Nie jestem pewny, ale wiadomość szyfrowano na pół po szpiegowsku (ten sposób znam), a na pół w nieznanym mi kodzie. Bo po szpiegowsku odetnij rękę oznacza godzinę, a "odrośnie"... Hmm... Może chodzi o "odrastanie" dnia, czyli świt. Hehe... Ach ta moja inteligencja. Nie leń się. Praca czeka. "Ugryź-złamiesz ząb…" Już wiem. Okrutna prawda, ale komu chciałoby się gryźć gruz? "Tylko kryształowy miecz może ich zabić ale ja go nie mam…" To wiadomo. Kto posiada takie technologie? Przecież "Kryształowy Miecz" to rakieta nuklearna z USA. "idą już po mnie…" To logika. Tajemniczy "oni" idą po gościa hotelu. Możliwe, że to obcy agenci. "chcą M…” Pamętam, że "N" to było "Nie ruszaj się z miejsca/budynku/miasta", ale "M"? Hmm... Ach. Jaka ze mnie ciota. "M" to było "Pozostań tam gdzie jesteś". Przyjemnie móc się lenić. "

Siadł na krześle nogi mając na stole.
 
Marok jest offline  
Stary 04-06-2007, 20:57   #12
 
Labalve's Avatar
 
Reputacja: 1 Labalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwuLabalve jest godny podziwu
"Pokój to mój nowy dom. Nie potrzebuję innego. Tylko czemu te meble... Przyśrubowane. Jak można czegoś dokonać bez ciężkiego, lub ostrego przedmiotu? Jak się uwolnić? I tak mnie dorwą. Innych już dorwali. Te krzyki. Rozpacz. Rozpacz już mam zostały mi tylk krzyki. To kwestia czasu. Ale dlaczego tu jestem? Czemu właściwie ci sanitarusze tak się gapią i uśmiechają? To im nasrało we łbach, nie mnie. No każdy ma chyba prawo do smutku. Mogli mnie zostawić."
Rozejrzałem się po pokoju. -Białe! Licho by to wzięło... Jakiś kolor. Czerwień może być.
Przeszukuję pokuj w poszukiwaniu czegoś ostrego. Żarówka! Nie, cholerna siatka. Pozostaje już tylko metoda Smugglera- duży rozpęd i w drzwi. Jak powiedziałem- tak zrobiłem.
 
__________________
"Precz z agresją słowną!
Przejdźmy do czynów!" - Labalve
Labalve jest offline  
Stary 04-06-2007, 22:20   #13
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
Mały skrzat w zielonych portkach i kamizelkę oraz czerwonej czapeczce wdrapywał się wytrwale po ubraniu Lucy w kierunku ramienia. Wyglądał przy tym jak prawdziwy alpinista. Lucy przyglądała mu się chwile zanim postanowiła mu pomóc. Podniosła go na ręce na wysokość twarzy.

-Witaj Lucy jestem Grześ tutejszy skrzat porządkowy.-dygnął z elegancją i uśmiechem na twarzy.

-Witaj Grzesiu. Miło Cię poznać –odparła dziewczyna odwzajemniając uśmiech.

-Nie przybywam do Ciebie bez powodu… -odparł nieco poważniejszy-Musisz stąd uciekać Lucy! To stare i złe miejsce… Pełne mrocznych sekretów… Pełne czystej ciemności… Ludzie znajdują tu tylko śmierć. Trole rządzą tym miejscem. Wielkie i złe trole które zjadają ludzi. Uciekaj Lucy bo oni…-nagle usłyszał hałas na korytarzu.

Przestraszony rozpłynął się w powietrzu. Dziewczyna wpatrywała się chwile w miejsce gdzie przed momentem się znajdował. Drżała ze strachu. Co to było? Przecież jej baśniowi przyjaciele zawsze byli tacy… baśniowi. Nigdy nie ostrzegali przed śmiercią. Prędzej opowiadali jakieś niesamowite historie ale takie mroczne przepowiednie… To co tak przestraszyło skrzata to krzycząca Joanna.

- Zabijcie ją! – wrzeszczała, starając się sforsować drzwi. -Nie pozwólcie jej mnie zabrać! Nie pozwólcie jej znowu wyjść!
Dyszała ciężko. Ciągle łomotała w drzwi, kopiąc lub nawet drapiąc, mimo łamiących się paznokci. Dziki grymas wstąpił na jej twarz, oczy spojrzały dziko na nie dające się wyważyć drzwi.

- NIE POZWÓLCIE JEJ MNIE ZABRAĆ!!! – zawyła z całych sił, po czym upadła na kolana przed drzwiami.

- Nie pozwólcie... – szeptała rozpaczliwie, kołysząc się w przód i w tył. -Nie pozwólcie... Błagam... BŁAGAM!!!

Sanitariusz wali mocno pięścią w drzwi pokoju Joanny.
-Zamknij się jak nie chcesz trafić do izolatki!!!-drze się zdenerwowany. Po chwili słyszy głos kolejnej pacjentki.

-Proszę czy ktoś mógł by mi pomóc, proszę jest mi zimno, ja wogóle nie powinnam tu być.-odezwała się Łucja. Sanitariusz podchodzi i odsuwa judasza zaglądając do środka.

-Co do… heh-dziewczyna nie zdołała w pełni się zasłoni,ć odkryte częściowo zostawały nogi i spory fragment jędrnych piersi.- Kotku jesteś prawie goła więc wydaje mi się że to jednak właściwe miejsce dla Ciebie.-odparł uśmiechając się wrednie i zasunął klapkę na judaszu. -Paweł przynieś mi tu jeszcze jakąś piżamkę dla tej kobitki rozmiar… 36 może 7-zawołał do drugiego.

Po chwili na korytarzu znów rozległy się kroki. Przez otwór na dole drzwi pokoju Łucji wsunęła się złożona w kostkę piżama. Zbliżali się już do drzwi Blackera gdy ich uwagę odwrócił huk z pokoju Piotra. Otworzyli je i zobaczyli leżącego na podłodze mężczyznę. Na czole formował się spory guz jednak facet był przytomny. Wyraźnie „poirytowany” sanitariusz wbił mu strzykawkę ze środkiem uspokajającym w ramię. Po chwili Piotr spał już sobie smacznie.

-Sami tego kurwa chcieliście ! –powiedział i wydał jakieś polecenie Pawłowi. Po kilku minutach do waszych pokoi weszło kilku sanitariuszy. Każdy z was otrzymał zastrzyk uspokajając. Blacker, Piotr i Joanna wylądowali w kaftanach. Blacker za to że podczas próby podania mu środków chciał udusić sanitariusza. Ten jednak celnym ciosem w brzuch powalił go na ziemię. Uśpieni, niektórzy skrępowani zapadliście w letarg… pełen strasznych snów…
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!

Ostatnio edytowane przez Kolmyr : 04-06-2007 o 22:22.
Kolmyr jest offline  
Stary 05-06-2007, 14:16   #14
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Joanna Marszulik #3

- Zabijcie ją... - drżące usta Joanny jeszcze przez chwilę mamlały bezgłośnie, bezwiednie wypowiadały słowa. Wkrótce jednak jej urywany, nienaturalny oddech niknął, zwalniał - środki uspokajające działały szybko.
Świat pociemniał i zawirował, jej oczy zaszła mgła. Spadała.
W cienie. Słyszała szepty i śmiechy. Śnić... Ujrzała jej twarz. Twarz małej dziewczynki.
Pamiętała to zdarzenie, jakby to było wczoraj. Lato '06, upalne dni ciągnęły się w nieskończoność, wypełniając okaleczoną pamięć zapachem zgnilizny i brudu, wrzosu i innych dzikich traw. Kloszardzi wylegujący się w najlepsze pod słońcem, rozedrgane w rozżarzonym powietrzu sylwetki ludzi.
To były fajne czasy. Zresztą, wcześniej wszystko było fajne, nawet nie miała tak zniszczonych rąk od igieł. Zresztą, jak się później wtedy zastanawiała, to chyba nawet i dragi były wtedy lepsze.
To było jak sen: właśnie skończyła zapodawać sobie speed w żyłę. Lada minuta przezroczysty płyn miał uderzyć jej do głowy. To wtedy pierwszy raz ją spotkała.
Akurat poprawiała ten kompot gandą - zaciągnęła się, wylegując się na małym wzgórku niedaleko miasta. Słońce prażyło niemiłosiernie.
- Proszę pani?
Odwróciła się i spojrzała swoimi mętnymi oczyma na małą dziewczynkę. Ile ona miała? Może osiem lat. Nie pamiętała jej imienia, zresztą nie dbała o to. Była przywiązana do swojego skręta i gotowa była walczyć o niego. Często też musiała.
- Proszę pani? - powtórzyła. Tamta zdziwiła się, że jeszcze nie uciekła. Mało ludzi poświęcało jej więcej niż przelotne spojrzenie.
Mała nie przestawała napierać, więc zapytała się, o co chodzi. Szczerze mówiąc, chyba wtedy już zioło zaczęło działać, bo nie pamięta wiele z tego zdarzenia. Jakoś doszła z nią na dworzec, ściemniało się. Rok pobytu przy tej starej traktierni zaowocował kontaktami. Mogła spać na tyłach magazynu, omijając los dworcowych ciur. Gorszy los.
Jej świadomość coraz bardziej się zaniżała. Zasnęła.
A później tylko słony smak potu w jej ustach, gdy obudziła się, leżąc przy małej. Wtedy to pierwszy raz Beata zabiła. Gdy podeszła do leżącej w dziwnej pozycji dziewczynki, znalazła stygnącego trupa. Beata złamała kark niedoszłej towarzyszcze Joanny.
I dalej... Jak przez mgłę - ucieczka, ukrycie zwłok, kryjówka. Aż wszystko ucichło. Nawet zresztą nie narobiło hałasu - tego typu tajemniczych zniknięć jest sporo. Nikt się do tego nie miesza. Bo i po co szukać tego, co nigdy nie miało zostać znalezione? Może ktoś znalazł ją pod mostem?
- Mamo... - odezwała się twarz.
- Odejdź ode mnie! To nie ja! To ona to zrobiła!
Joanna biegnie po drodze. Krew oświetla jej drogę. Przez głowę przebłyskują jej obrazy, które podsyła jej Beata.
- Nie!
- Zamknij się, mała dziwko... Zrzuć no to ubranie...
Mała krzyczy, krzyczy tak, że Joannie pękają bębenki uszu.
Zabrudziłaś mnie... Zabrudziłaś moją duszę... Mój Boże, co ja teraz zrobię? Co teraz ze mną będzie? Weszła tam... Zabrudziła moją duszę... Zabrudziła moją duszę...
Lecz biegnie. Cienka linia w ciemności znaczy kierunek jej drogi.
- Pokaż no rączkę, drogie dziecko...
ZOSTAW MNIE ZOSTAW MNIE ZOSTAW MNIE ZOSTAW MNIE
Jej droga kończy się, oto w wielkiej plamie krwi leży to, co z niej zostało. Powykręcane palce, połamane ręce, i złamany kark. Biała kość wystaje z jej prawej ręki, usta układają się w żałosny uśmiech. Puste oczy.
- Zostaw mnie! - krzyk Joanny rozbija wizję. Uciekła w nieświadomość.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 05-06-2007, 22:56   #15
 
Nergala's Avatar
 
Reputacja: 1 Nergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skałNergala jest jak klejnot wśród skał
Lucy, Łucja Kruk

Wrażenie, że coś jest nie tak po wizycie chochlika przeniosło się w sen.
Dziewczyna zasnęła jak tylko jej głowa dotknęła poduszki. A sen... Był równie dziwny jak wypowiedź zielonego przyjaciela. Złowroga siła i tajemnicze porady....

Rolę złego czegoś we śnie przyjęła piękna, aczkolwiek zła, okrutna i przerażająca królowa. Lucy wraz z innymi musiała przed nią uciekać. Co najdziwniejsze, jej towarzyszami byli inni pacjenci, z którymi przyjechała do zakładu. Królowa groziła im śmiercią, torturowała ich, linczowała i więziła. Ale uciekli... Uciekali krętymi korytarzami zamku, następnie wybiegli do lasu... Wszystko po części przypominało Lucy o Zaciszu. Królowa, gdy ich goniła przyjmowała postać ogromnego cienia, który pochłaniając to, co stało jej na drodze niszczył. Niziołki, centaury i trolle ginęły w mroku Czarnej Pani, a Łucja wraz z towarzyszami biegli dalej przed siebie. Czy uciekli? Nie wie, bo obudziła się zlana potem stojąc przed drzwiami swojego pokoju i zaciskając dłoń na klamce.

Roztrzęsiona usiadła na łóżku i wpatrywała się przez resztę nocy w małe okienko, zastanawiając się, czy aby to wszystko nie kryło w sobie jakiejś prawdy...
 
__________________
Sore wa... Himitsu desu ^_~
Nergala jest offline  
Stary 06-06-2007, 09:53   #16
 
Marok's Avatar
 
Reputacja: 1 Marok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnieMarok jest jak niezastąpione światło przewodnie
Maciej zasnął. Straszliwy koszmar miał się zacząć. Ale jeszcze nie...

Piękny zielony las liściasty z młodymi i niewysokimi drzewami. Wszędzie zieleń. Mała polanka. Słońce na błękitnym niebie, bez chmurki. W dali niebieskie stoki gór o szczytach pokrytych lodem. Tylko tam są chmury. Ale nie nadlatują. Maciej jest na urlopie. Białoczerwony materiał leżaka o pięknie rzeźbonej drewnianej konstrukcji. Szklanka wybolerowana na błysk, nie ma odrobiny nawet kurzu jest jak powietrze przejrzyste. Pomarańczowa substancja przypominająca ulubiony pomarańczowy (chodzi o owoce) sok Macieja. Na małej drewnianej wykałaczce różowy materiał o kształcie koła. Wyraźnie przypomina parasolkę. Maciej w czarnych okularach, niebieskiej koszuli z krótkim rękawem, w żółte palmy i zielono-niebieskich spodniach. Ciepło dnia ogrzewa ciało.
Jakieś czerwone oczy zaczynają mu się przypatrywać z lasu. Najpierw jedna para. Potem coraz więcej. Słońce gaśnie. Szklanka rozbita. Czyjeś krzyki. Zdarte ubranie. Nóż... NIE! Ale nóż zniknął. Po chwili w ciemnościach pokazała się młodzieńcza ukochana Macieja. Ta, którą wielbił do teraz, ale w samej głębi duszy, bo wiekszość pochłaniała choroba. Ale jej też się podobał ten 24 letni drwal. Jednak odkryła jego charakter. Jedna z największych porażek jego życia.
Poszli w taki słoneczny dzień do lasu. Oczywiście udawał, że nigdzie nie widzi kamer. W pewnym momencie ona jedną zobaczyła gdy leżeli beztrosko na trawie. Udawał, że nie widzi, bo zaraz ujawniłby się jego spaczony charakter. Nienawidził tej choroby - manii SB-eka, manii prześladowczej, syndromu śledzonego szpiega czy co jeszcze... "Wtedy choroba nie była dotkliwa. Agencja nie miała wtedy zleceń. Był na przymusowym urlopie nad Bałtykiem. Spotkał ją. Ona - 21 lat, piękna leciutko brązowa cera świadcząca o krwi Murzynów, czarne włosy do ramion, na górze proste, lecz na dole falowane, jasnobrązowe oczy, mały nos, pełne usta, lekko spiczaste uszy nadające jej pikanterii, szczupłe nogi, wąska talia, dobrze wyrobione biodra i piersi, silne dłonie, piękne, delikatne ręce, paznokcie długie i zadbane, a jedyna wada to okropna blizna na ramieniu w kształcie podkowy. On miał podobną..."
A wtedy ktoś ich śledził. Osobnicy z innej agencji. Starali się pozbyć Macieja - najlepszego szpiega agencji, o pseudonimie "Drwalus". Ale morderstwo by odkryto. Zawiadomił agencję gdzie idzie, więc będą wiedzieli. Ale jego dziewczyna? Nie wiedzieli nic o niej. Ale to bez znaczenia. ""Drwalus" dostanie depresji jak ją zabiją."
Pokazał się nóż. W ciemnym starym lesie, niedaleko kępy krzaków, przy kasztanowcu, zza drzew wybiegł uzbrojony tylko w nóż żołnierz. A przynajmniej w żołnierskim ubraniu. Nie widać jego twarzy. Myśleli, że to jakieś ćwiczenia wojskowe, więc usiedli. Z tyłu rozległy się strzały z jakiejś broni maszynowej. - Nie bój się, kochana. To tylko ćwiczenia - zapewnił ją Maciej. Pseudożołnierz podbiegł do ich kępy krzeków. Po prawej stronie siedział Maciej, po lewej - Iza, jego ukochana. Wtedy już wiedziała o jego chorobie. Trochę ją to krępowało, ale był zbyt pociągający by go porzucić. "Taki obrońca" jak zwykła mówić. Wtedy też tak myślała. Przytrzymał jej uszy by nie słyszała strzałów. Żołnierz pobiegł do przodu. A wtedy jej głowa opadła. I popatrzyła na niego.
- Dziękuję... Dbaj o siebie Maćku... - mówienie sprawiało jej trudności. Ale nie musiała już mówić, umarła. Odniósł ją do jej rodziców. Wyjaśnił jak było. Sam zapłacił za pogrzeb, godny samego prezydenta, albo bohatera narodowego. Pięknie rzeźbiona trumna, kasztanowcowa, kamienna płyta grobu zrobiona z granitu, dużo miejsca wokół. Wyglądało jak grób na malutkiej polance. Po mszy pogrzebowej w kościele była jedna salwa z pięiu armat i trzy salwy z dziesięciu muszkietów. Płacił, ale wymagał.
Jednak gdy przy wsadzaniu jej trumny do grobu, gdy zagrały trąby coś było nie tak. Coś czego nie było we wspomnieniach. Jeden z sanitariuszy otworzył trumnę. Drugi wyjął ciało. Odlecieli na wielkich, czarnych, nietoperzych skrzydłach. Pobiegł za nimi, jednak kondycja, którą miał w tych wspomnieniach przez 4 lata. Ręce i nogi zmizerniały i stały się chude, barki miał jakby węższe, i z tych 190 cm, zmalał do 170 cm, zżerany przez dwie choroby - depresję i manię prześladowczą. Depresja zniknęła, gdy zabił wszystkich agentów biorących udział w akcji "Koniec Drwalusa". I tylko choroba utrzymywała go przy życiu. Jego firma podupadła, ale on wracał do niej myślami kiedy była w okresie świetności. W końcu jakiś sąsiad zadzwonił do Zacisza. Wtedy też on obszukiwał swój dom. Rozmowy z psychologiem i kolejnym i kolejnym. Coraz to nowsze przeszukiwania pokojów psychiatrów. Zabranie do Zacisza. Karteczka pisana krwią. Gwóźdź. Mikrofon w domu, odkryty podczas rozmowy przez telefon. Słoik scyzoryków, igieł, drucików, agrafek, spinaczy...
Wspomnienia sprawiające ból na przemian z radosnymi co potęgowało siłę smutku i rozgoryczenia. Tortury w obcej agencji. Pierwsze morderstwo. Pierwszy pocałunek. Piesek na urodziny. Choroba ojca. Śmierć psa. Zabójstwo matki. Pierwsza dziewczyna. Samobójstwo siostry i wypadek braciszka. Pierwsza dobra ocena w szkole i duma rodziny. Czternaste urodziny z niespodzianką. Pobicie przez zazdrosnych kolegów. Bomba w budynku. Martwi koledzy. Pierwsza gra komputerowa. Tortury psychiczne przez telefon. Krzyki zdenerwowanej matki. Śmierć rybek w akwarium...
Mrok. Czerń. Niesamowita czerń oznaczająca spokój duszy. "Ale to po śmierci, kochany. Teraz odkryj historię Zacisza mój obrońco... Potem się spotkamy...". Płacz. Dziecięcy płacz.

Maciek zbudził się ze łzami na policzkach. Widział ją. Swoją Izę, ukochaną, jedyną kobietę swoich marzeń. Rozpłakał się na dobrę i ukrył twarz w poduszce. Miał teraz 28 lat, zmizerniał i jeśli byłby ktoś, kto go widział wtedy, nigdy by go nie poznał.
 
Marok jest offline  
Stary 07-06-2007, 13:19   #17
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Zawstydzona okrywam się szczelnie prześcieradłem, szybko łapię podaną mi białą, flanelową piżamę.Kładę dłoń na drzwiach, czuję ucisk w gardle, do oczu napływają mi łzy.

-Proszę niech mi Pan uwierzy, niech Pan sprowadzi jakiegoś doktora, ja wszystko wyjaśnię!- błagam łamiącym się głosem.

Słyszę oddalające się w pośpiechu kroki, na korytarzu wybuchło jakieś zamieszanie, krzyki, przekleństwa, odgłosy szamotaniny. Powoli osuwam się na kolana, po policzkach ciekną mi łzy.Boże gdzie ja trafiłam, za co!Uderzam czołem o drzwi, powoli, miarowo. Z mojego gardła wydziera się tłumiony szloch. Przyciskam czoło do metalowych drzwi. Ich gładka i zimna struktura uspokaja mnie.Z obrzydzeniem zakładam piżamę, wydaje mi się brudna i nie świeża. Kawałek po kawałku lustruję smieżnobiałą tkaninę w poszukiwaniu plam, strzepuję niewidoczne pyłki. Dokładnie i starannie ścielę łóżko, siadam na nim i podciągam nogi pod brodę , na sama myśl, że moje bose stopy przed chwilą stąpały bo tej brudnej podłodze zbiera mi się na wymioty. Kule się na łóżku.Muszę zachować spokój, to jest w końcu szpital, pewnie jutro rano będzie wizyta. Porozmawiam z lekarzem, wyjaśnię to całe nieporozumienie i wypuszczą mnie stąd.Znowu mam wrażenie, że moje ciało pokrywa skorupa brudu, piżama ociera się i drażni moje ciało. Wstrząsają mną dreszcze. Zamykam oczy, przywołuje na myśl cicho szemrzące, krystalicznie czyste źródełko w lesie, które widzieliśmy z Alfredem w trakcie naszej ostatniej eskapady. Zaczynam płakać, po godzinie zasypiam zmęczona, przeżyciami dzisiejszego dnia.
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 07-06-2007 o 13:26.
MigdaelETher jest offline  
Stary 08-06-2007, 00:13   #18
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
Sny... koszmary... to miejsce działało na nie jak magnez. Tu każdy miał swoje demony z którymi musiał walczyć.... inaczej pożarłyby go żywcem.

Blacker rzucał się na łóżku śniąc o Wietnamie. mały chłopiec wbiegł na linię ognia strzał Blackera (przypadkowy ?) powalił go na ziemię. Chłopiec miał twarz jego synka... ale to nie mógł być on... to niemożliwe... nalot... strzały... chłopiec... płonąca wioska... znów jego syn... i tak przez całą noc...

Piotr miał koszmar dość abstrakcyjny... Wielki redaktor naczelny stał z olbrzymią klepsydrą... czas płynął nieubłaganie... "Deadline Piotrze! deadline! wołał naczelny... Piotr wystukiwał kolejne litery na klawiaturze swego komputera ale jedyne co pojawiało się na monitorze to "deadline"...

Łucja była w swoim domu. Wszystko idealnie wysprzątane i perfekcyjnie ułożone wszystkie przedmioty w domu. Nagle jakiś huk rozproszył sielankę. Przez otwory wentylacyjne wlewała się czarna oleista substancja. Dziewczyna z krzykiem rozpaczy na ustach chwyciła za szmatkę i próbowała ścierać jednak coraz więcej mazi wlewało się do środka... było jej już po kostki gdy próbowała uciec... drzwi zamknięte... okna to samo... po chwili maź oblewa całe jej ciało... chce krzyczeć ale nie może... płyn wlewa się do gardła... topi się w brudzie...

Na koniec wasze koszmary kończą się a ostatni obraz jaki zapamiętujecie to rozmazany czerwony kształt... krwistoczerwony... Nikt z was wcześniej tego nie widział więc co to mogło być...

O siódmej niektórzy z was byli już na nogach . Zbudziliście się sami przez koszmary. Pozostałych obudzili sanitariusze. Leki wciąż działały choć w mniejszym stopniu... Byliście trochę otępiali... pozbawieni agresji i chęci konstruktywnego działania... zabrano was najpierw do łazienki gdzie albo załatwiliście swe potrzeby albo wam w tym pomogli. Troje z was zostawała w kaftanach więc sprawa była nieco utrudniona... Następnie zjedliście śniadanie z mniejszą lub większą pomocą. Przypilnowano was przed kradzieżą plastikowych łyżek... Po śniadaniu podano wam leki... Dziwna zielona substancja w formie zastrzyku. Działanie dość niezwykłe ... wasze fobie znacznie osłabły pozostawiając wam trzeźwość umysłu... Blacker, Joanna i Piotr pozbyli się kaftanów... wyglądało na to że będą grzeczni... przynajmniej przez jakiś czas... Przyszła pora na zajęcia w plenerze... W parku przynależnym do szpitala rozstawiono krzesła w okrąg
-Witam jestem Jan Paskiewicz...- mówił lekarz którego przedtem nie poznaliście... ględził o przyrodzie i jedności z naturą i z samym sobą... Byli tam jeszcze dwaj sanitariusze i jakiś praktykant... no i oczywiście czwórka innych pacjentów... Marek "Wyjec" autyzm i zawansowany lęk przed ciemnością... dwóch gości gadających do siebie i jeden liżący się jak kot. Wy nie zwracaliście na nikogo uwagi. Patrzyliście na pobliski lasek... wolność była tak blisko... musieliście uciekać…
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!

Ostatnio edytowane przez Kolmyr : 09-06-2007 o 13:07.
Kolmyr jest offline  
Stary 08-06-2007, 18:12   #19
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Joanna Marszulik #4

Wpatrywała się jakiś czas w leniwie płynące chmury na niebie. Powiał lekki wiatr, strącając jej czarną grzywkę na oczy. Odgarnęła włosy i zaczęła się rozglądać.
Las... Uciekać? Nie ma to większego sensu.
Rozejrzała się wokół.
Za dużo panów w białych kitlach... Chociaż... Przecież nas jest więcej niż psów... A gdyby tak... Zaraz, zaraz... Ilu nas jest? Przecież nas jest z dziesięciu(o ile psychotropy nie wyżarły mi zdolności dodawania), na czterech ludzi... A i tak pewnie sanitariusze będą się tylko bronić... Praktykant pewnie spieprzy, jak zobaczy, że coś jest źle... Paskiewicz też nie wygląda na osiłka... Może podburzę tą bandę, ha?
Spojrzała ukradkowo w stronę dalekiego lasu, zastanawiając się, czy za lasem jest mur.
Pewnie jest. Co za sens biec w stronę lasu, skoro za nim czeka siatka, mur albo drut kolczasty? Wygląda na to, że to miejsce jest całkiem dobrze strzeżone. A tych dwoje sanitariuszy? Ma pewnie strzykawki na podorędziu... Ilu zdążyliby uśpić? Dwóch? Trzech? A potem co? Gdyby tak podburzyć tych wariatów do działania... Czemu by nie? Cholera, muszę się spieszyć, bo zaraz skończy to swoje przemówienie.
Myślała. Energicznie myślała.
No dobrze. Mamy paru sanitariuszy wijących się pod objęciami tych durniów. Mogę uciec. Ale jaką mam gwarancję, że za tym laskiem nic nie będzie? Przecież musi coś być! Psychiatryków nie robi się po to, by pacjenci uciekali...
Kolejne spojrzenie na las.
Nie, nie... Poczekam, aż stary skończy, wtedy coś pokombinuję. Nie chce mi się wpadać znowu. Od tych psychotropów głowa boli.
Spojrzała na praktykanta.
- Proszę pana - szepnęła do niego- Jestem szczerze zainteresowana i przerażona moją przypadłością! Czy mógłby mi coś pan więcej o tym powiedzieć? Czy można mnie wyleczyć? Czy jest pan w stanie to zrobić? Pewnie tak, zresztą pan tutaj pracuje, prawda? Osobiście sądzę, że to pomyłka, że mnie tutaj umieszczono... Co trzeba zrobić, żeby wyzdrowieć? Czy może pan to zrobić?
 
Irrlicht jest offline  
Stary 08-06-2007, 18:42   #20
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Blacker otępiały i zrezygnowany ocknął się z sennych widziadeł. Ten sen prześladował go nie pierwszy raz. Śniadanie zjadł bardziej z przyzwyczajenia, niż z głodu.

Potem zwowu psychotropy, sterylne do obrzydliwości korytarze

I park

I nagłe uderzenie jasności w umysł

Cholera! Jestem u psycholi. Ale dlaczego? Co ja zrobiłem? Przecież walczyłem w Wietnamie, wróciłem żywy. No tak... Odbiło mi. Kiedyś studiowałem psychologię, zanim poszedłem zawodowo do wojska. Ta wojna pewnie zmasakrowała mi psychikę. Zaraz, jak się nazywała ta choroba, tak popularna w Wietnamie. Pamiętam

PTSD, stres pourazowy

I te zajęcia dla psychicznych. Jedność z naturą i samym sobą. To on powienien się leczyć, zobaczyć prawdziwe koszmary, żeby zrozumieć pacjentów. Łatwo jest mówić o ideałach, ale o wiele trudniej jest je stworzyć.

Pytanie było inne: czy stąd uciekać? Może jednak naprawdę będą mi w stanie pomóc wrócić do normalnego życia? Nie, nie będą. Moje życie nie będzie normalne, już zawsze dla innych będę psycholem i mordercą. Nic nie wróci życia mojej rodzinie.

Ale czy lepsze jest zamknięcie się w swoim umyśle, niczym w fortecy? Czy dobre jest odcinanie się od świata agresją?

Chyba tak. Jeśli nie dobre, to przynajmniej lepsze od wyjścia z tym na ulicę. Z dwojga złego...

Teraz postanowił jednak udawać ,,normalnego" pacjenta (normalnego w tym sensie, że normalnie nienormalnego). Zobaczymy, co będzie dalej. A może ja już jestem zdrowy?
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172