Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2007, 21:14   #1
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Rycerska Rzecz

RYCERSKA RZECZ


Dwór- Karta przez większość uznawana za znak początku, wstępu do czegoś, najczęściej pojawiająca się na samym początku rozkładania. Niewielu jednak wie o tym, że symbol ten wywodzi się z wróżebnych kamieni plemienia Ten-Kaarh, gdzie przedstawiany był rysunkiem czaszki nad domem, zamkiem. Z tego też powodu wielu wróżbitów uważa, iż karta ta to także oznaka nadchodzącego niebezpieczeństwa…”
„Kart Tarota Arishiańskiego Objaśnienia”, autorstwa Janny Gaździełło


Tego dnia nad Ville-de-Clee słońce było wyjątkowo dobrze widoczne. Żadne chmury nawet nie śmiały przeszkadzać promieniom tej ogromnej ognistej kuli w docieraniu tu, na tereny hrabstwa Arish. Nie tylko pogoda zresztą postanowiła tego dnia być posłuszna- na szlakach prawie nikt nie spotkał żadnej z bestii, ba- nawet w borze samego hrabiego, nieopodal Davis, tylko gryfy wychodziły ze swoich legowisk. Ludzie prawie zapomnieli o wszelakich bestiach. Prawie, gdyż wszyscy mówili tylko o jednej. O wielkim, potężnym i okrutnym smoku…

Na temat smoka każdy miał swoją teorię. Niektórzy zgadzali się z oficjalną, ogłaszaną w każdym prawie mieście przez heroldów informacją, jakoby była to ogromna bestia przybyła z samego serca Ziem Niczyich, a jedynym jej celem było zaspokojenie prymitywnych pragnień głodu i nieograniczonego okrucieństwa. Inne teorie były jednak daleko ciekawsze- jedni mówili o tym, iż smok jest nowym narzędziem terroru w rękach hrabiego, inni wspominali o kolejnym ataku, jaki może nadchodzić ze strony zdradzieckiego Geutrin, następni zaś, ci lepiej poinformowani w sekretach władcy, podejrzewali, iż może to być sprawka bestialskich szamanów, którzy podobno pilnują pracy w kopalniach. Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy byli pewni, iż żadnego smoka nie ma, a wezwanie rycerstwa i innych bohaterów to tylko pretekst do łatwego ich pojmania i zwiększenia swoich wpływów przez Franciszka I, syna Wilhelma.

W samym Ville-de-Clee ludzie aż palili się do walki. W tym całkiem sporym, bo już dziesięciotysięcznym miasteczku powstałym wokół ogromnego zamczyska, siedziby rodowej Franciszka de Clee, z godziny na godzinę przybywało zarówno bohaterów, jak i szumowin. Bo, jak powszechnie wiadomo, w takich miejscach oprócz rycerzy i magów, zawsze pełno będzie fałszywych duchownych, fałszywych czarodziei, fałszywych druidów, fałszywych alchemików, fałszywych rycerzy, fałszywych medyków, fałszywych bardów… Śmiało można rzec, iż z godziny na godzinę coraz trudniej było spotkać kogoś prawdziwie parającego się którymś z wzywanych przez hrabiego zawodów.

By jeszcze utrudnić życie nowoprzybyłym do miasta, ulicami przechodziły różnorakie procesje- kultu Powracającego, doświadczonych przez los rycerzy, obcokrajowców, ba- nawet tych, którzy byli przeciw mordowaniu jednego z ostatnich smoków! Wspomnieć jednak muszę, iż ci ostatni szybko zostali rozpędzeni, a potem wyłapani i powieszeni w natychmiastowym tempie. Tłok na ulicach był więc niesamowity, szczególnie zaś gdy weźmiemy pod uwagę bardzo chaotyczną zabudowę miasta- Ville-de-Clee to po prostu porozrzucane domostwa i kamienice, z czasem coraz to bardziej rozbudowywane, do tego stopnia, iż wieloma ulicami nawet najmniejsza dwukółka nie przejedzie. Ten stan poprawia się dopiero gdy przedostaniemy się za mury- tam bowiem swoje siedziby mają tylko co znamienitsze zakony, w tym słynni Rycerze Dębu, z Franciszkiem I na czele.

Komu jednak było pisane przekroczyć tą bramę…?
***
Nawet tak słonecznego dnia ciasny i niemal pusty pokój w klasztorze wydawał się Janowi strasznie ciemny. Jedynie małe okienko blisko sufitu pozwalało na chwilę zaglądnąć słońcu do środka- to stanowczo za mało! Na dodatek stół i ława, przy której został usadzony, znajdowała się dokładnie po drugiej stronie tej „celi” cuchnącej stęchlizną. Czy tak właśnie ma wyglądać siedziba Rycerzy Dębu, najpotężniejszego z zakonów rycerskich w tym pieprzonym hrabstwie!?

- Masz. Jedz.- warknął Ludwik, kładąc na stole misę pełną kaszy ze skwarkami.

No tak, słynna, rodzinna życzliwość. Cóż jednak było począć- po ostatniej nocy z baronową musiał się gdzieś ukryć, bo jego tropem wyruszyło dwóch naprawdę nieźle zbudowanych siepaczy, z którymi z pewnością nie miałby żadnych szans się dogadać. Nocą więc, schowany w wozie pełnym siana, wjechał do „wewnętrznej warstwy” Ville-de-Clee i pobiegł szukać swojego brata, by prosić go o schronienie.

Niestety, brat z wiekiem nie zaczął go traktować poważniej. Co gorsza, po jego wielu wyprawach na krańce Imperium i paru wierszach obśmiewających dogmaty wiary w Powracającego, Ludwik najzwyczajniej w świecie gardził Janem. „Zdrajca”, tym słowem najczęściej określał swojego młodszego brata. Zdrajca Arish, zdrajca rodziny… No, ale zawsze mogło być gorzej- w końcu zgodził się, by Jan został tu na parę dni, ba- mówił nawet coś o tym, że będzie miał dla niego małą propozycję!

- Miód już się skończył, później popijesz sobie wodą.- odezwał się jakby od niechcenia Rycerz Dębu i usiadł na ławie, naprzeciwko brata.- A teraz opowiadaj, coś tak naprawdę przeskrobał. I co masz zamiar robić później…- westchnął, odpinając pochwę z mieczem od pasa i rzucając oręż na łóżko.

***
Muł stękał i parskał, wzdychał i prychał- lecz nie dawało to niczego. Ciężar Benta bowiem nie chciał zmaleć, ba- z każdym gryzem kiełbasy zajadanym przez tego na pozór nawet sympatycznego i przygrubawego mnicha owy ciężar rósł! Sam jednak duchowny był zadowolony- podróżował bowiem w spokoju traktem, ba- każdy niemal rycerz witał go zgodnie ze wszelkimi zasadami klasztorów, niektórzy nawet płacili mu za błogosławieństwo w walce ze smokiem!

Sielanka ta jednak, jak wszystko co dobre, nie mogła trwać wiecznie. Nie był bowiem nawet w połowie drogi do Ville-de-Clee, gdy nagle zauważył w krzakach jakiś ruch… Po chwili ruchowi zaczął towarzyszyć dźwięk, a z krzaków wyskoczyła postać, jaką trudno spotkać w tych rejonach.

Niewysoki człowiek, w dziwacznym, skórzanym pancerzu, o twarzy ciemnej i ogorzałej od słońca zerwał z głowy swój kapelusz o nad wyraz szerokim rondzie i machnął nim, kłaniając się przed zatrzymującym swojego muła Bentem. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest to jakiś obcokrajowiec, najpewniej z samego południa- tam bowiem takie stroje były popularne. Tak, po chwili zastanowienia mnich stwierdził, że owy tajemniczy przybysz musi być południowcem, na co wskazywał zresztą nad wyraz ekspresyjny ukłon.

- Wybacz mi, jaśnie panie, to zaskoczenie wywołane moim pojawieniem, lecz sprawa ma jest nad wyraz ważna- zaczął mówić z mocnym akcentem, a jego twarz rozjaśnił na chwile szelmowski uśmiech- Me imię Andre, a moja prośba jest krótka- oddajcie mi, przyjacielu, swego- chrząknął- rumaka. Moje nogi bowiem nie nastarczą mi na długo, a mojego konia puściłem wolno przy ostatniej zasadzce… Galopem puścić mu się kazałem do siedziby samego Franciszka I, a Zefir to stworzenie mądre, me słowa zrozumie…

Jedynym komentarzem Benta był śmiech.

- Och, jak widzę…- mruknął Al’Thor, po czym machnął lewą dłonią, by po chwili pojawił się w niej sztylet- Może teraz porozmawiamy?

Każdy sposób na poznanie nowych osób jest podobno dobry… Ale tym razem niekoniecznie mogło się to skończyć dobrze, gdyż pewny siebie Bent szybkim ruchem ręki sięgnął po swojego „Świętego Karzyciela”. Zaiste, ciekawe zdarzenia mogły mieć miejsce na drodze do Ville-de-Clee…

***
Vilemo z pewnością nie była w dobrym nastroju. Nie dość, że jej ważna wizyta u samego hrabiego Franciszka I nie mogła się odbyć w Davis, to jeszcze do jej luksusowego powozu wsadzono jakieś dziecko! Sara, bo tak przedstawiła się dziewczyna, w prawdzie przez większość trwającej już pół dnia podróży zapatrywała się w krajobraz za oknem lub bawiła się dziwaczną tasiemką na ramieniu, ale i tak straszliwie drażniła tą naprawdę bogatą kobietę. W końcu ni to się zdrzemnąć, ni nawiązać rozmowę… I jeszcze te jej oczy. Oczy małej Sary wbijały się gdzieś głęboko do umysłu… Jakby ktoś kazał tej dziewczynce zbyt wcześnie dorosnąć.

I gdy już obie strony miały się przełamać, gdy już któraś z nich miała się odezwać- otworzyły się drzwi, a w nich pojawił się Atter, sługa i przewodnik przydzielony na czas tej podróży przez samego Franciszka I. Niewysoki i powoli łysiejący człowiek, w tej chwili zaś jego twarz była wykrzywiona w jakimś grymasie pełnym strachu i smutku.

- Proszę… Proszę zobaczyć…


Zza zasłony lasu wyłaniał się sypiący się wiatrak. A zaraz za nim- zgliszcza całkiem sporej wsi. Widać było połamane w panicznej ucieczce stragany, samotną studnię na środku pustego rynku, gruzy, popioły i kości… Ludzkie kości. W paru miejscach jeszcze się dymiło, wciąż płonął tylko jeden budynek, chyba jakiś ratusz.

I ten zapach. Jeżeli śmierć miała jakiś zapach- to obie kobiety właśnie go czuły. Zapach śmierci, zapach zła, zapach… Smoka.
***
Dziesięć minut galopem dalej, na sporym wzgórzu zatrzymał się sam sir de Valsoy. Wiedział, że zastanie taki widok podczas swojej podróży, lecz wcale mu to nie pomogło. Widok zrównanej z ziemią wsi zawsze porażał, nawet tak uznanych na świecie bohaterów jak Archibalda. Uznanych? Prychnął cicho. Kto wie, dziś pewnie już nikt nie wierzy w jego czyny…

- Panie…- odezwał się nagle Dederich powoli łamiącym się głosem- Tam…

No tak, potężne zło zawsze ciągnie za sobą wiele tych mniejszych. Na granicy lasu, na ziemi, leżało parę ciał- kobiety i dzieci, nagie, obdarte ze wszelkich możliwych kosztowności. Zerżnęli, oberżnęli, a potem zarżnęli. I pewnie się urżnęli. Rycerz westchnął cicho- taki to świat. Gdyby chociaż mógł ich dorwać i ukarać ich stosownie do ich czynu plugawego… Nawet znalazłby ich ślad, ale gdzie zniósłby tak długi pościg, galopem zapewne… To już nie na jego zdrowie, nie na jego wiek.

- Panie… Obok ruin, jakiś powóz…- wystękał ponownie giermek- chyba i jemu zaczęła przeszkadzać długa jazda konna.

A do Ville-de-Clee jeszcze tyle drogi…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 26-06-2007 o 16:13.
Kutak jest offline  
Stary 26-06-2007, 01:58   #2
 
Reputacja: 0 Niles Elmwood nie jest za bardzo znanyNiles Elmwood nie jest za bardzo znanyNiles Elmwood nie jest za bardzo znany
[MEDIA] YouTube - Canon in D - Anthony Deaton [/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Niles Elmwood : 10-01-2009 o 19:44.
Niles Elmwood jest offline  
Stary 26-06-2007, 13:55   #3
 
Hammen's Avatar
 
Reputacja: 1 Hammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputację
Bent zmierzył przeciwnika wzrokiem. „Rzezimieszek jakich wielu na tych trasach” pomyślał mrużąc oczy. Mnich ścisnął mocniej „Świętego karzyciela”, po czym wycelował jeden z końców drąga w przeciwnika. Uśmiech nie mógł zejść z jego pulchnej twarzy nawet w tak, zdawałoby się poważnej sytuacji.

Stali tak przez dobrą chwilę w ciszy, którą co pewien czas przerywały pojedyncze jęknięcia muła. Bent był człowiekiem niskim, dość tęgim, o pucołowatej twarzy, z oczyma przypominającymi dwa wesołe, zielone paciorki. Kruczoczarne włosy poprzecinane gdzieniegdzie pojedynczymi srebrnymi, chował pod brązowym, zakonnym kapturem.

Mnich prychnął. Nastąpiła chwila ciszy, po czym wydał z siebie gardłowy chichot, który po chwili przerodził się w szczery śmiech. Drąg w dłoniach Benta począł drżeć, jak ciało istoty, które opuszcza życie. Mężczyzna dopiero po chwili opanował się, kierując broń ku ziemi. Nie uśmiechało mu się starcie z człowiekiem z południa. Mnich wolał pokojowe rozwiązania, gdyż nie zmuszały one do wysiłku fizycznego, którego Bent szczerze nie znosił. Jeszcze chwilę przyglądał się Andre, przenosząc wzrok z jego twarzy na ostrze noża i z powrotem.

- Chyba nie sądzisz, wędrowcze, że dojdzie tu do rękoczynów- zaczął pewnym głosem- Takim waszmościom nie przystoi bić się jak jakieś szczeniaki na środku drogi- kontynuował z lekka się uśmiechając- Tym bardziej nie chce mi się wierzyć, iż byłbyś zdolny podnieść swoją rękę na osobę duchowną, taką jak wielmożny brat Bent z Nikąd!- ostatnie słowa niemalże wykrzyczał.- Jestem przekonany, że uda Ci się dotrzeć do celu podróży bez pomocy mojego szlachetnego wierzchowca. Wielki Powracający z pewnością nagrodzi twoje poświęcenie, w ostatnim dniu naszego nędznego żywota. Jego kapłani muszą podróżować w komforcie. To jest zrozumiałe, nieprawdaż?- Bent nie dał możliwości na odpowiedz mężczyźnie, tylko po chwili spożytkowanej na głębszy oddech kontynuował.- Trzeba Ci pamiętać, iż napadanie podróżnych, w szczególności tych, którzy służą Powracającemu!- w tym momencie kaptur osunął się na twarz mnicha, który niemal popluł się z ekspresją wypowiadając ostatnie słowa. Aż dziwne, że muł wytrzymywał te wszystkie dynamiczne ruchy i gesty, jakie Bent wykonywał mówiąc do Andre. Jednym ruchem ręki zdjął nakrycie z głowy. Przez chwilę marszczył brwi, najprawdopodobniej zastanawiając się nad tym na czym skończył natchnioną przemowę.

- Powtarzam, w szczególności tym którzy służą Powracającemu, grozi wiecznymi męczarniami po śmierci! Dlatego słuchaj mych rad synu. Słuchaj ich i czyń dobrze, abyś w przyszłości mógł z czystym sumieniem mówić o sobie swym wnukom!- Bent chrząknął, zaznaczając w ten sposób koniec mowy.- Więc…jeśli mamy wędrować razem, może powiedziałbyś mi coś o sobie, nieznajomy? Tak się składa, iż ja również kieruje się do posiadłości Franciszka I, niech Powracający ma go w swojej opiece- ostatnie słowa wyszeptał zamaszyście się żegnając.

Bent delikatnie uderzył muła w bok swym drągiem, dając zwierzęciu znak, że pora ruszać, a następnie skupił całą swoją uwagę na twarz Al’ Thora, czekając na jego reakcje.
 
__________________
"The eagle's eye is hiding something tragic
but in this night the red wine rules in me"

Ostatnio edytowane przez Hammen : 26-06-2007 o 14:06.
Hammen jest offline  
Stary 26-06-2007, 20:44   #4
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Podróż trwała już naprawdę długo i Sarze wyraźnie zaczęło się nudzić. Krajobraz za oknem był jednostajny, natomiast współpasażerka... nie zachęcała swoja postawą do rozmowy. Dziewczyna dyskretnie zerkała w stronę damy, która jawiła jej się jako bardzo wytworna i elegancka. Odruchowo przeczesała swoje długie czarne włosy, zakładając luźne kosmyki za uszy, aby w ten sposób zająć czymś dłonie i ukryć skrępowanie. Raz jeszcze spojrzała na kobietę, teraz jednak skupiła wzrok na jej sukni.

„Taka piękna. No tak... a ja nawet jednolitej sukienki nie mam, tylko ten skórzany bezrękawnik i spódnicę, której czerń już zdążyła wypłowieć od ‘przygód’ z moimi specyfikami.”

Szesnastolatka westchnęła ciężko, podpierając policzek dłonią.

„Niech coś się stanie... Noooo...”

Wtem powóz zatrzymał się, a zaraz potem w drzwiczkach ukazał się eskortujący kobiety sługa hrabiego.

- Proszę... Proszę zobaczyć...
- wystękał.

Sara w mgnieniu oka podniosła się ze swoje miejsca, cisnąć się do wyjścia. Nie zważała już nawet na skrzywioną minę i wyraźne oburzenie współpasażerki.

- Co się stało? –
dopytywała się ciekawie mężczyzny, lecz ten sam stał jak zaklęty, wpatrując się teraz gdzieś w przestrzeń.

- Oj, przepraszam! –
dziewczyna rzuciła w stronę damy, kiedy przydepnęła niechcący skraj jej sukni, po czym wyskoczyła zgrabnie z powozu...

... wprost na czarną smugę wypalonej trawy.

- Co tu... się stało?


Rozejrzała się wokół ze zdziwieniem. Początkowo nie rozumiała... Czyżby wypalanie pół wymknęło się spod kontroli? A może to burza sprzed czterech dni?

Kilka uderzeń serca minęło, zanim dziewczyna dostrzegła wystające spomiędzy popiołów kości... Wtedy to przypomniała sobie o wyznaczonym przez hrabiego zadaniu. Serce jej skuły okowy strachu.
Raz jeszcze, marszcząc brwi, przyjrzała się miejscu, które niedawno tętniło życie – ot przeciętna wieś ze swymi skandalikami i świętami. Teraz nie zostało nic...

Dziewczyna ruszyła przed siebie wolnym, aczkolwiek zdecydowanym krokiem. Coś chrzęściło pod jej stopami. Zagryzła zęby, szła jednak dalej... Tam, gdzie ogień poczynił największe zniszczenia.

- Panienko. –
usłyszała nieśmiałe nawoływanie Attera.

Głos jego był cichy, jakby z trudem wydobywał się ze ściśniętego gardła... jakby nie potrafił przebić się przez płachtę grozy, która zawisła w powietrzu.

Sara zignorowała ostrzeżenie, brnąc dalej przez zgliszcza. Przykucnęła dopiero przy grupie bielejących pośród popiołów kości ludzkich. Z torby, przytwierdzonej do paska od spódnicy, wyjęła skórzaną rękawiczkę i założyła na prawą dłoń. Dopiero teraz dotknęła kości, a potem popiołów wokół nich.

- Taak... Siarka tutaj... zresztą jeszcze unosi się w powietrzu, mimo że ogień dawno się zagasił... –
rzekła do siebie półgłosem. – Zwęglenie, jakiego nie dokonałby piec piekarza... Kości są wręcz przeżarte i niemal puste wewnątrz... Żółte pęknięcia...

Nawet nie odrywając wzroku od szczątków, Sara sięgnęła do kieszeni, skąd wyjęła nieduży, skórzany woreczek. Rozsypała odrobinę jego zawartości – białego proszku - na kościach i przyjrzała się im, znów marszcząc brwi. Proszek zaczął syczeć i skwierczeć, paląc się przy dotknięciu z ludzkimi szczątkami.

- Mrówczy kwas... Może nawet odrobina babskiej żółci...


Siedząc tak pośrodku wielkiego cmentarzyska, Sara wyglądała, jak gdyby nie zdawała sobie sprawy z tragedii, która się dookoła niej rozegrała. Jej twarz była spokojna. Jedyne emocje, jakie odbijały się na niej to powaga i skupienie. Widać dziewczyna analizowała coś bardzo wnikliwie, zupełnie przy tym zapominając o otoczeniu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-06-2007, 22:24   #5
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Andre uważnie obserwował mnicha kiedy ten głosem pełnym patosu chwalił swego boga. Dostrzegł błysk w oku kapłana, który bardziej pasował mu do ulicznego cwaniaczka niż wielebnego. "On nie jest taki głupi, na jakiego wygląda" - pomyślał al`Thor. Wiedział, że przedstawienie jakie odstawił wymachując drewnianym dragiem, było raczej na pokaz, gdzie on ze swoją tuszą mógłby mierzyć się z jego szermierską finezją?

Poza tym, spór na środku traktu mógłby zwrócić uwagę ścigających. Już myślał, że zostawił za sobą siepaczy von Steinacha, kiedy wpadł głupio w łapy osiłkom Mekratha. "To nie jest mój najlepszy dzień" - odezwała się w nim nutka refleksji. Bandyci raczej będą niemiło wspominać konfrontacje z nim, a właściwe z jego rapierem. Zobaczywszy jednak jak dwóch kompanów pada od ciosów jego broni, sięgnęli po kusze ... "I oto jestem" - pomyślał, obserwując spod ronda szerokiego kapelusza mnicha i jego wierzchowca. "Jak ja mogłem skusić się na taką chabetę" - myślał, patrząc jak muł ledwie stoi na nogach dźwigając otyłego wielebnego Benta.



Schował pięknie zdobiony sztylet do pochwy przy pasie. Brązową skórzaną kurtę, kryjącą w wewnętrznych kieszeniach osiem sztyletów do rzucania, pozostawił rozpiętą. Tak na wszelki wypadek ...

- Wybacz mi wielebny moje krotochwile, na które mi się zebrało w iście złej godzinie. Me niegodne i arcyśmieszne poczynania, spowodowane są napadem, który miał miejsce nieledwie godzinę temu na mojej osobie. - zaczął ostrożnie. - Konia musiałem do Ville - de - Clee odprawić, bałem się, że te psie syny bez czci i wiary, z kuszy zechcą ustrzelić mego rumaka, którego ze względu na swą rączość Zefirem nazwałem. - jeszcze raz wykonał zamaszysty ukłon. - Największa cześć niech będzie Powracającemu, a dostatek i dobrobyt nigdy nie opuszczają,tobie podobnych - wielebny, sług jego majestatu. - miał nadzieję, że mnich nie widział chwilowego skrzywienia wąskich ust al`Thora, kiedy wypowiadał te słowa i nie wyczuł szyderstwa, którego w to zdanie Andre włożył sporą dawkę.

- To dla mnie zaszczyt, że mogę Ci towarzyszyć do dworu hrabiego Franciszka. - kapelusz Andre, znów znalazł się blisko podłoża. "Zaczyna mnie to denerwować" - myślał, otrzepując nakrycie głowy z pyłu. Jego ręka bezwiednie powędrowała w kierunku sztyletu, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się. "Masz dość problemów, chłopie, nie stwarzaj sobie nowych" - strofował się w duchu. - Jakiż ze mnie prostak, wybaczcie świętobliwość, przedstawić się zapomniałem. Moja skromna osoba najemnikiem jest w potrzebie bliźnim pomagającym... za odpowiednią zapłatą ma się rozumieć.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 27-06-2007, 00:58   #6
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Vilemo wiedziała od rana, a konkretnie, od momentu, kiedy wstała z łóżka i przewróciła się o śpiącą służącą, że ten dzień nie przyniesie niczego dobrego. Dziewczyna skrzywiła się na samo wspomnienie poranka, przez tą głupią, tłustą krowę nabiła sobie solidnego guza, którego teraz ukrywała pod warstwą pudru, ten uszczerbek na nieskazitelnej urodzie był dla niej bardzo deprymujący. Co też pomyśli o niej hrabia. Poprawiła długie brązowe włosy, które opadały jej miękkimi falami na krągłą pierś. Spojrzała w dół na drobne dłonie spoczywające na kolanach i wygładziła niewidoczną zmarszczkę, w wąskiej tli. Kontemplacja swojej urody nie poprawiła jej jednak humoru, na dodatek musiała się tłuc w powozie z jakąś małą plebejuszką. Vilemo spojrzała krytycznie na dziewczynę, może i była całkiem ładna, ale te łachy i te przenikliwe ślipia. Kobietą wstrząsnął dreszcz, sięgnęła między fałdy sukni, do sekretnej kieszonki. Namacała mały obły kształt z trzema nacięciami w kształcie łapki kruka.



Zacisnęła palce na wypolerowanym kamieniu, nagle powóz szarpnął i zatrzymał się. Obolała głowa uderzyła o ściankę powozu.Dziewczyna zmełła w ustach przekleństwo, jakiego nie powstydził by się nie jeden szewc z najpodlejszej dzielnicy Devis. Kiedy tylko w drzwiczkach ukazała się brodata twarz służącego Vilemo uniosła się lekko i już maiła udzielić mu ostrej reprymendy, nie zdarzyła jednak, jej w spół towarzyszka podroży już wychylała się na zewnątrz i wypytywała zaciekawiona eskortę, zamieniła z nimi kilka słów i dziarsko wyskoczyła z powozu. Vilemo rozsiadła się wygodniej, korzystając z tego, że pozbyła się niechcianego towarzystwa. Nie wytrzymała jednak długo, ciekawość wzięła górę.Kiedy dziewczyna wychyliła się z powozu, w twarz buchnął jej kwaśny odór pomieszany z zapachem spalenizny. Zmarszczyła nos,spiorunował wzrokiem Attera, mężczyzna w mig pojął aluzję i podał jej szarmancko dłoń. Kobieta obdarowała go czrującym uśmiechem i skinęła w podzięce głową.

-Miłościwa Pani, wybacz, ale ten widok nie jest przeznaczony dla tak delikatnej damy. Lepiej Pani będzie jeśli zostaniesz w powozie- Atter niesmiało próbował przekonać ją do pozostania w środku.

-Dziękuję mój drogi kawalerze, twa troska jest zbyteczna- stanowczo ucięła dalszą dyskusję.

Mała nie odeszła daleko, z zaciekawieniem pochylała się nad pogorzeliskiem, Vilemo podeszła do niej. Zmarszczyła czoło i kucnęła nad zwęglonymi szczątkami.

-Dziecko-zawyrokowała unosząc niewielka czaszkę pokrytą warstwą popiołu.Przyjrzała się pozostałym szczątkom-Żadnych ran, pewnie nadleciał i spopielił wioskę z góry, nikt się niczego nie spodziewał.

Wstała powoli, na jej twarzy malował się wyraz skupienia, ogarnęła wzrokiem zasięg zniszczeń.

-Coś niesamowitego, to musi być piękna bestia -uśmiechnęła się do siebie.

Po chwili fraternizacji wywołanej tymi niezwykłymi okolicznościami , Vilemo popatrzyła wyniośle na Sarę, która z upodobaniem przegrzebywała, zgliszcza.

-Myślę, że już tu nic nie zdziałamy, a nie jest w dobrym tonie, żeby hrabia na nas czekał- rzuciła chłodno.
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 27-06-2007 o 13:20. Powód: Jek się człowiek wyśpi to zaraz lepiej myśli;D
MigdaelETher jest offline  
Stary 27-06-2007, 01:00   #7
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Archibald Roderyk de Valsoy h. Pęk Strzał

- Boli dupa? – z lekka zapytał de Valsoy. Giermek spojrzał na niego zaskoczony:
- Trochę pobolewa panie, długa jazda. Może odpocząć czas… - bąknął nieśmiało.
- Pamiętasz dwudziesty trzeci rok? To marzec był, roztopy przyszły. Też było ciężko, od miesięcy tropiliśmy Piekielną Watahę, pamiętasz Dederichu?
- Byliśmy młodsi panie.
- I co z tego. Honor i duch – nie ciało i siła! – Uderzył pięścią w napierśnik. Dedrich czym prędzej skinął głową. Nie chciał zirytować swego pana.
Archibald wzruszył ramionami, podjechał do ciał i zszedł z konia, głośno przy tym stęknąwszy. Tak, dupa dokuczała. Hemoroidy łupały żywym ogniem, a w krzyżu łamało. Potarł dłonią plecy i kucnął. Uważnie przyglądał się ciałom. Nagim, odartym z odzienia, o twarzach, na których stężał wyraz przerażenia. Wyciągnął rękę i zamknął oczy martwej, dziesięcioletniej dziewczynce. Poczuł jak pod powiekami zbierają mu się łzy. Może dobrze mu prawił komendant „Miecza”? Może jest za stary i zdatny jeno do przesiadywania przy piecu. Przyjrzał się dokładniej śladom. Liczne, kilka, może kilkanaście osób. Raczej to drugie. Wstał i przeciągnął się aż strzeliły mu kości. Chrząknął, by pozbyć się przykrej guli w gardle, która nie pozwalała mu mówić.
- Dederich na koń, prowadzisz. Coś tam chyba jeszcze z czytania tropów pamiętasz? Pilnuj tropu, może dorwiemy tych, którzy… - rzucił raz jeszcze okiem na ciała. – Którzy to zrobili, a wtedy… Po drodze sprawdzimy ten powóz przy ruinach.
Dederich skinął głową i zacisnął pięści. To był dobry chłop, stary, lecz dobry. Archibald nie żałował ni dnia z czterdziestu wspólnie spędzonych lat.
- A wy… - zwrócił się do obu ciur, Osta i Radosta. – Po moich obu stronach, blisko. Może czeka nas bitka, nie będziecie musieli siebie okładać.
Ost i Radost, blisko sześćdziesięcioletni bliźniacy mruknęli z zadowoleniem. Im też nie podobało się to, co tu ktoś zrobił.


Minęli ciała i ruszyli w stronę powozu i zmurszałych ze starości ruin, pozostałości po jednej z kamiennych stanic budowanych przez pradziada obecnego hrabiego. O ile Archibald dobrze pamiętał w podobnych ruinach wytropił ongiś obrzydliwego stukacza. Gnom niski był, lecz szeroki jak szafa z Geutrin. I twardy jak skała, a walka w niskiej piwnicy nie należała do miłych i przyjemnych.
Nagle poczuł się bardzo staro. W końcu miał siedemdziesiąt lat.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 27-06-2007, 20:35   #8
 
Hammen's Avatar
 
Reputacja: 1 Hammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputację
- Nie mam Ci tego za złe, najemniku- odpowiedział Bent- Każdy z nas popełnia błędy, lecz jedynie ci, którzy szczerze ich żałują doznają zbawienia- kontynuował, spoglądając z nadzieją w oczach ku niebu.- Nie obawiaj się. Ja nie jestem z tych, którzy wydają ludzi. Mam do Ciebie mówić „najemniku”? Za pewne masz jakieś imię, chłopcze.- mnich spojrzał na mężczyznę pytająco.

- Mimo całego nieporozumienia cieszę się, że trafiłem na kogoś na tym szlaku. Aż dziwne, że jedynie my zdążamy tą trasą do Vilee-de-Clee. Czyżby ludzie w tych czasach nie szukali bogactwa, sławy? Gdzie są ci wielcy wojowie, rycerzami zwani?! Gdzież oni są?! Czy są na tym świecie jeszcze ludzie z honorem?!- Bent zdawał się mówić sam do siebie. Najwidoczniej mnich, albo się zapomniał, albo był z rodzaju tych „jaśnie oświeconych”. Na szczęście po chwili opanował się. Skierował nieobecne spojrzenie ku ziemi, marszcząc przy tym groźnie brwi. Andre nie miał pojęcia czego spodziewać się po zakonniku, szczególnie tak dziwacznym zakonniku.

Mnich uśmiechnął się sam do siebie, jak gdyby doszedł do jakiegoś zabawnego wniosku. Po chwili głośno westchnął, kierując spojrzenie ponownie na twarz południowca. –Wędruję już...- mężczyzna zamyślił się. W milczeniu ruszał ustami, licząc dni swojej podróży. – Bardzo długo, a Vilee-de-Clee, jak nie było widać, tak i teraz nie jest. Obyśmy zajechali…- tutaj na chwilę spojrzał na nogi Andre, a potem na swojego muła, najwidoczniej stwierdzając, że słowa, które przed chwilą wypowiedział nie były najrozsądniejsze- Obyśmy dotarli tam przed zmierzchem.- spojrzenie zielonych oczu skierował przed siebie- Nie uśmiecha mi się podróż nocą. Kto wie jakie cholerstwa czają się na tych terenach. Wina?- zapytał sięgając po bukłak.

Bent z Nikąd miał liczne wady, ale wszystkie znajdowały się w cieniu jednej cechy. Był zaskakująco sympatycznym mnichem.
 
__________________
"The eagle's eye is hiding something tragic
but in this night the red wine rules in me"
Hammen jest offline  
Stary 27-06-2007, 21:46   #9
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Kiedy mnich wyciągnął ku niemu bukłak z winem, uśmiechając się przy tym szelmowsko, wiele z wątpliwości Andre zostało rozwianych. Wziął z wyciągniętej ręki duchownego naczynie z winem. "Jak mi zaschło w gardle, to pewnie ta piesza wędrówka mnie tak urządziła." Pociągnął potężny łyk orzeźwiającego napoju i musiał przyznać, że nie przypuszczał by taki trunek znalazł się w reku takiej osoby. "Najwyraźniej go nie doceniłem, a to najgorszy błąd"

-Wybacz mi me chamstwo i elementarny brak kultury, me imię Andre. Co do zmierzchu, to radziłbym ruszać, jeśli chcemy do Ville dotrzeć. Bandytów i potworów w umiarkowanych ilościach nie musisz się bać wielebny. Powiedzmy, że jestem specjalistą od tych spraw - najemnik położył silny akcent na ostatnie słowa.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 27-06-2007, 22:30   #10
 
Hammen's Avatar
 
Reputacja: 1 Hammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputacjęHammen ma wspaniałą reputację
-Ooo- zdumiał się mnich wychylając się w kierunku Andre, tak że niemal spadł z pleców muła.- Czyżbyś walczył z poczwarami, jakie czają się w tych lasach? Z ohydnymi bestiami? Trolami, goblinami, zjawami, strzygami?- wymieniał podniecony mnich-Z takimi istotami, o których słyszy się tylko legendy, a ci którzy je rzekomo spotkali już dawno leżą w ziemi? Pokój ich duszom- wyszeptał do siebie Bent, przymykając powieki i składając dłonie do modlitwy.

Po chwili znowu się ożywił kontynuując swój monolog- Potwory nadzwyczaj szkaradne chodzą po tym świecie. Osobiście nie natrafiłem nigdy na któregoś z nich i obym nigdy nie natrafił. Miejsce ludzi takich jak ja jest w klasztorze, przy ciepłym kominku i mocnym trunku. O!- mnich najwyraźniej znowu się zapominał- Nie dla mnie tułanie się po świecie z mieczem w dłoni i strachem w sercu, nie mówiąc już o wrogach depczących po piętach. O, tak jak to jest w Twoim przypadku.- Bent zamilknął na chwilę. Zmierzył wzrokiem Al’ Thora. Rzeczywiście, mężczyzna wyglądał na zaprawionego w boju. „Cóż, zawsze lepiej mieć takiego po swojej stronie” pomyślał mnich. – A jeśli już mowa o poczwarach…Czyżbyś zmierzał do Vilee-de-Clee jako przyszły zabójca…-Bent czujnie rozejrzał się we wszystkich kierunkach, wliczając w to niebo ponad ich głowami. Znowu wychylił się w kierunku Andre, tym razem już niemal spadając z muła. Ściszył głos do ledwo słyszalnego szeptu wypowiadając ostatnie słowo-…smoka?
 
__________________
"The eagle's eye is hiding something tragic
but in this night the red wine rules in me"
Hammen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172