lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pluton szturmowy "Wierny" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3593-pluton-szturmowy-wierny.html)

kitsune 20-11-2007 23:55

Stare Miasto, ulica Długa, 2 IX 1944 3.45-4.15
 
Jak okiem sięgnąć Długa zasłana jest fragmentami gruzu, cegłami. Wzdłuż niej płoną kamienice. Łunę z pewnością widać z wielu kilometrów. Nad tym wszystkim unosi się gęsty, gryzący dym. Od strony Placu Krasińskich nie dochodzą już żadne głosy, najprawdopodobniej ewakuacja praktycznie się skończyła. Teraz z całej Starówki do upragnionego włazu spływają niewielkie oddziałki osłonowe, takie jak pluton „Wiernego”. Daniel podbiegł kilka kroków do przodu, zmrużył oczy, rozglądnął się uważnie. Teoretycznie tu nadal rządzili powstańcy, ale cholera wie. Tyle snajper z „Wigier” nauczył się w ciągu trzydziestu dwu dni walk. Wreszcie machnął ręką. „Wierny” ruszył pierwszy, kilka metrów za nim „Jastrząb” objuczony Mauserem i PIATem. Odczekali znów kilka chwil. Kompletna cisza. Pustka. Gdzieś w oddali, na tle płomieni zamajaczyła czyjaś sylwetka. Z oddali cuchnący wiatr przywiał echo zaciekłego starcia. Czyżby jednak Niemcy zdecydowali się nacierać nocą?


Przechodzili w ciszy wzdłuż elewacji powstańczego szpitala na Długiej. Wewnątrz słyszeli jęki rannych, uspokajające głosy personelu. Oni widać się nie ewakuowali.


Znów znak ręką. Dziewczyny na w pół niosąc, w pół ciągnąc „Junaka”, przypadły do porucznika ciężko dysząc. Ranny powstaniec sprawiał wiele kłopotów w transporcie. „Chmura” osłaniał „Olgę” i „Basię”. Znów postój. Wreszcie „Czarny”, „Grom” i wreszcie „Jonasz” dołączyli do oddziału. Opuszczoną przez nich barykadę dzieliło od włazu około 300-400 metrów. Niby nic, niby 5 minut spacerkiem. Owszem, przed wojną, kiedy na balkonach otaczających kamienic było kolorowo od kwiatów, chodnikami przechadzali się ludzie, a po bruku ulicy jeździły samochody a nie czołgi. Teraz w ciągu kwadransa przeszli ponad sto metrów.


Nagle nad ich głowami rozbłysnęła raca, zalewając całą ulice potokiem światła, przyćmiewając nawet żar płonących budynków. Zarówno „Wierny” i „Jonasz” wydali ten sam rozkaz. Ciche, lecz dobitne „Padnij!”. Dziewczyny, rzuciły się z „Junakiem” w stertę gruzu. Chłopak zajęczał. „Basia” modliła się, by „Junak” przeżył transport. „Chmura” zajął pozycje na lewo od nich, w leju po bombie. Szybko rozłożył dwójnóg Browninga i czekał. Pozostali podobnie. „Wierny’ nie przerwał modlitwy, sprawdził tylko, ile ma naboi z magazynku i włożył go z powrotem do broni. ”Grom” został z tyłu i, odwróciwszy się, osłaniał kierunek skąd przyszli. Mijały sekundy, potem minuty, które w umyśle przerażonych i krańcowo zmęczonych powstańców zmieniały się w godziny. Flara unosiła się w powietrzu, opadając powoli na spadochronie. Nim przygasła Niemcy wystrzelili kolejną. „Wierny” zaczynał się denerwować, leżeli ledwie 200 metrów od włazu, ale w razie czego byliby widoczni jak na dłoni.


To „Grom” zobaczył ich pierwszy. Od strony opuszczonej barykady skradał się silny patrol wroga. Kilkunastu żołnierzy. Pewnie sprawdzali teren, a za nimi szła całą reszta. Kolejny pluton, może kompania. Czas się skończył. Wóz albo przewóz. „Wierny’ wydał jedyny możliwy rozkaz. Czołgać się kierunku włazu. Tyły osłaniają „Grom” i „Jonasz”.


Ruszyli z mozołem po gruzach. Filigranowa „Basia” ciągnęła za sobą „Junaka”, który raz po raz jęczał i rzucał głową. Dla chłopaka to była najgorsza męczarnia. „Basia” widziała jak opatrunki jej narzeczonego przesiąkają krwią. Jeśli nie umrze tutaj, zrobi to w kanałach. Nie, nie może! Zacisnęła zęby i czołgała się dalej, omdlewając z wysiłku.


Paradoksalnie „Olga” poczuła ulgę. Czołgając się, nie czuła aż tak postrzelonej nogi. Ból nie doskwierał aż tak bardzo. Łączniczka bardzo uważnie rozglądała się. Analizowała charakterystyczne punkty, wysilała pamięć, szukając możliwych dróg dojścia do włazu. Nawet przypomniała sobie o alternatywnym zejściu na ulicy Miodowej, nieco dalej niż Plac Krasińskich. Co prawda tamtejszy kanał był dużo gorszy, węższy. Breja sięgała w nim niemal do szyi małej „Olgi”, ale cóż z tego? Kanał to kanał.


„Jonasz” myślał inaczej. Klepnął zniecierpliwiony „Groma” i został na końcu. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie przebijać się samemu na powierzchni, ale szybko odrzucił tę myśl. Raz, że był racjonalistą i wiedział, że taka akcja nie ma żadnych szans powodzenia. Dwa, iż był zawodowym żołnierzem, inaczej niż te dzieciaki. Ale nie potrafił pozbyć się natrętnej myśli, iż kiedy zejdzie do kanałów, to po prostu zwariuje. Najzwyczajniej oszaleje.


„Grom” podczołgał się bliżej „Basi”. Widział jak dziewczyna zaciska zęby. Jej umorusana, mała twarzyczka lśniła od potu pod okapem zbyt wielkiego, niemieckiego hełmu. Widział też, że cudem wręcz ciągnie za sobą „Junaka”, który przecież w plutonie wzrostem ustępował tylko „Drągalowi”. Ale „Drągal” nie żyje… „Grom” odwrócił się. Niemcy byli bliżej, szli powoli, ale z pewnością szybciej niż czołgający się powstańcy. Zobaczył też „Jonasza”, który został kilka metrów za pozostałymi. Wielki sierżant spojrzał na chłopaka, a ten przez chwilę dostrzegł w oczach dowódcy strach.


„Chmura” czołgał się obok „Olgi”. Słyszał coraz głośniejszy oddech „Basi”, która taszczyła za sobą swojego chłopaka. Zaraz za kapralem czołgał się ‘czarny”, cicho posykując, kiedy raz po raz urażał sobie ranną rękę paskiem od STENa. „Chmura” spojrzał pytająco na przyjaciela, lecz ten lekko tylko pokręcił głową. „Chmura” tylko uśmiechnął się. Musi im się udać. Musi.


Kurwa, musi!


Nie musi.


„Wierny” zobaczył jak od strony Placu Krasińskich wyłania się grupa kilkunastu Niemców. Słyszał ich głosy, ostrożne. Gdzieś od strony szpitala na Długiej, gdzie zostali ciężko ranni powstańcy, usłyszał strzały i głuche wybuchy granatów. Byli odcięci od włazu. W tych warunkach nie mają żadnych szans.

Cytat:

Stan broni i amunicji w oddziale:
„Wierny” – MP-40, 4 magazynki; VIS, 2 magazynki
„Jonasz” – MP-38, 4 magazynki; MG-42 (po „Drągalu”), 4 bębny nabojów (200 sztuk); Walther PPK, 1 magazynek
„Chmura” – erkaem wz. 28 (Browning), 5 magazynków
„Grom” – Błyskawica, 5 magazynków
„Basia” – VIS, pół magazynka
„Olga” – Walther PPK, 2 magazynki
„Jastrząb” – Mauser, ok. 50 nabojów; PIAT, trzy pociski
„Daniel” – SWT-40, ok. 20 nabojów
„Czarny” – STEN, 5 magazynków
„Junak” – brak broni
Tytuł Terminatora roku uzyskał „Jonasz” z trzema sztukami broni.
Granatów nie liczyłem, policzyć sobie samemu, ile wam zostało. Zakładam, że nikt nie brał butelek zapalających, ale jeśli tak, proszę w komentarzach napisać. Amunicja do peemów (MP-40, MP-38, STEN, Błyskawica) jest identyczna, można się wymieniać, magazynki są różne.

Kutak 21-11-2007 16:35

A byliśmy już tak blisko!, przemknęło przez głowę Wiernego. Już układał plan wędrówki przez kanały, już zastanawiał się, którymi tunelami poprowadzi ich Olga, piórem wyobraźni rysował już sobie plan walk o Śródmieście... A jednak, nic z tego. A jednak, otaczają ich, właśnie w takim momencie, całkowicie uniemożliwiają im dotarcie do włazu...

To się nie może tak skończyć...

Ruiny. Ich jedyna szansa. Resztki rozwalonych kamienic po ich lewej stronie, chaotyczne pozostałości ścianek, słupów i schodów. Było to dobre miejsce do prowadzenia ostrzału, ale nie do przemykania się, za łatwo kogoś dojrzeć... Chociaż w obecnej chwili lepsza taka forma osłony niż inna...

- W lewo! Już! Przemkniemy przez ruiny na Miodową, tam chyba jest jeszcze czysto!- wysyczał porucznik, wskazując kierunek ręką- Daniel na przód, Jonasz z Chmurą ubezpieczać, ale nie zostawajcie za daleko w tyle! Już, już!- poczekał chwilę na wysunięcie się Daniela na wyznaczoną pozycję i powoli zaczął się czołgać w kierunku pobliskiej ściany, chyba resztki frontowej. Dopadł do niej i powoli, w kucki, zaczął iść wzdłuż kawałka muru, nagle się zatrzymując.

Przepuścił przed sobą jednego ze swoich, nawet nie zwrócił uwagę na twarz, by podejść do poruszającej się trochę wolniej niż zwykle Olgi. Mimo rany w nodze radziła sobie naprawdę dobrze...

- Teraz wszystko w twoich rękach...- westchnął- Potrafisz wskazać jakiś właz w okolicy Miodowej?- spytał, a w jego oczach można było dostrzec uczucie nieobecne tam podczas walk na barykadzie, podczas chwil, gdy sam unikał cudem niemieckich pocisków. Oczy Wiernego pełne były bowiem strachu...

Lhianann 21-11-2007 17:50

Nie, nie nie...to nie miało być tak!!
Olga miała ochotę krzyczeć z złości i strachu.
Tak, strachu.
Bo zaczęła się bać, ciągle jeszcze nie o siebie, ale o innych...
Mocniej ścisnęła w garści pistolet.
Miała nadzieje, że może nie będzie musiała go ozywać, bo miał on niewielki, standardowy jak dla pistoletów zasięg...

Gdy koło niej ponownie znalazł się Wierny uśmiechnęła, a dokładniej to sprobowała uśmiechnąć się do niego drżącym uśmiechem.
- Teraz wszystko w twoich rękach...- westchnął Wierny
- Potrafisz wskazać jakiś właz w okolicy Miodowej?
-Tak, jest, zasadniczo mamy do niego niedaleko, bo jest na samej Miodowej, ale..
Zacisnęła na chwile wargi.

-Jest węższy i...bardziej wypełniony. Nie wiem, czy wszyscy damy rade tam przejść.

Ona sama z ranną noga..może nie być tak źle.
Ale inni....
-Nie wiem, czy Junak da rade, bo...naprawdę jest wąsko...boje się, że zwyczajnie mógłby się tam utopić...

Mówiła szczerze, bo tak było trzeba. Wiedziała, że jej słowa niosą za sobą kolejne dylematy, ale...
Nie miała innego wyboru, znów musiała postawić człowieka jakiego kochała przed trudną decyzją.

Kutak 21-11-2007 21:11

- Spróbujemy... Nie mamy innego wyjścia, musimy spróbować... - westchnął, kątem oka szukając Basi i Junaka. On nawet przy lepszym zejściu do kanałów był skazany na śmierć... Nie miał wiele do myślenia, sprawa była pewna- mając do wyboru los oddziału i los Junaka decydował się na poświęcenie drugiego. I tak powinienem rzucić go gdzieś na gruz, w ogóle nie powinienem go kazać zabierać ze szpitala..., w myślach zdawał się tłumaczyć sam przed sobą...

- Pewnie mało kto wie o tym zejściu... Musisz nas tam zaprowadzić.- jeszcze raz spojrzał na Olgę, a jego wzrok był tak odległy, tak nieobecny...- Ruszajmy. Nie możemy zostawać tu zbyt długo.- mruknął i wyruszył dalej, co rusz kładąc się na ziemi i powstając w kucki- by jak najprędzej przejść przez ten groźny odcinek...

Arango 21-11-2007 21:38

Rozkaz Wiernego nie zaskoczył go. W końcu kto miał ich osłaniać, jak nie facet z MG ?

Usadowił się pryzmą gruzu, tak by mieć w zasięgu jeden i drugi patrol. Jak będą mieli szczęście, zdążą się zwinąć zanim Niemcy ich zauważą. Nie wiedział dokąd prowadzi ich porucznik, ale miał nadzieję, że wie co robi.

Rozłożył swojego MG i przywarł policzkiem do kolby. Postanowił najpierw przydusić szkopów idących od barykady, potem wspomoże ogniem Chmurę, któremu na razie "zostawi" patrol idący od Miodowej.

MG 42



Zerwał sie lekki wiaterek i przyniósł wraz z kłębami tłustego dymu wyrazniejsze teraz odgłosy wybuchów i serii ze szpitala. Jonaszowi wydawało się, ze momentami może rozeznać nawet krzyki mordowanych rannych. Poczuł jak włosy jak karku "stają mu na baczność" i zacisnął zęby.

Nieważny kanał, nieważny odwrót, teraz pragnął tylko jednego - by podeszli bliżej, by jedną długą serią udało mu się skosić ich jak najwięcej, a potem po kolei wybić uciekających. By przez chwilę, na sekundę przed śmiercią czuli ten zwykły, zwierzęcy strach jaki czuli powstańcy w szpitalu.

Puścił kaem, wytarł spocone ręce o brudne spodnie i ponownie ujął kolbę. Z trudem powstrzymywał drganie palca zaciśniętego na spuście. Poryw wiatru przyniósł kolejna porcję wybuchów, serii, krzyków...

Mira 23-11-2007 21:25

- Głupia jesteś. – wychrypiał przez zaciśnięte gardło Junak, kiedy Basia uparcie targała go do przodu, nie dając odpocząć, by nie zgubić swojego oddziału.

- Takie lubisz. – odcięła się krótko i tylko zagryzła wargi.

Morfina nic nie dała. Każde otarcie powodowało kolejny upływ krwi z udręczonego ciała. Dłoń, którą Basia podtrzymywała pierś ukochanego, lepka była od posoki...

"Gdzie jesteś Boże?"

Ta sama dziewczyna, która z uśmiechem na twarzy przynosiła powstańcom promyk nadziei, ta sama dziewczyna, na której wsparcie i ciepłe słowo zawsze można było liczyć... Ta sama dziewczyna teraz miała ochotę wyć, szlochać i przeklinać Boga.

"Co mam zrobić, żeby go uratować? Boże, cholerny Boże daj nam jedną szansę! Jeden malutki promyczek nadziei... czy to tak wiele? Czy Ty naprawdę nie czujesz nic, gdy ktoś przelewa ludzką krew?!”

Każdy wymęczony, pełen bólu i walki z samym sobą krok tylko zbliżał parę kochanków do ciemności, zamiast do światła.

I było tylko gorzej. Junak, mimo iż bardzo starał się pomagać Basi, popadł w stan półprzytomności i za nic nie dało się go dobudzić. Jedyne, co potrafił, to bezwolnie dreptać nogami, które co rusz uginały się pod ciężarem jego ciała i mała sanitariuszka, musiała wytężać wszystkie siły, by powstrzymać go od upadku.

Zdawało się, że gorzej już być nie może, a jednak... Wierny zatrzymał pochód. Od strony Placu Krasińskich dochodziły ich uszu głosy Niemców. Nie tak daleko, w szpitalu na Długiej ktoś krzyczał, ktoś strzelał... i tak na przemian.

„A więc stało się, Szwaby nie zostawiły nawet rannych i urządziły rzeź.”

Basia odruchowo przytuliła do siebie dygoczące ciało ukochanego. Ogląd stanu Junaka wypadł tragicznie. Młody mężczyzna zdawał się nie mieć już siły na walkę, a z jego rany obficie sączyła się krew, jakby dopiero co został postrzelony.

Mieli zaledwie chwilę, by odpocząć i się pozbierać, więc zaciskając zęby, ze łzami w oczach, Basia robiła wszystko by zatamować krwawienie. Wreszcie, rozżalona i załamana własną bezradnością podniosła głowę.

„Dlaczego nie idziemy?”

Chwila obserwacji i zasłyszanych strzępków rozmów dała jej wkrótce obraz sytuacji. Zostali odcięci od włazu. Jedyny ratunek mógł ich czekać przy awaryjnym wejściu do kanałów na Miodowej, ale przeprawa tamtędy była jeszcze bardziej niebezpieczna. Mogła okazać się niemożliwa dla zdrowego człowieka, a co dopiero dla ciężko rannego.

„To tam... tam chyba zginęła ta para, o której opowiadał mi Junak.”

- Kocham cię. – szepnęła, przytulając swój umorusany policzek, do zapadniętego lica narzeczonego.

Kilka ciężkich oddechów i przełknięcie śliny miały przystopować łzy i wrócić normalność głosowi.

Żołnierze z „Wigier”, nie chcąc tracić czasu i nadziei na ratunek, zaczęli przekradać się w kierunku Miodowej. Usytuowany niedaleko Grom tylko spojrzał pytająco na sanitariuszkę.

- Idź, idź. Tylko skończę opatrunek i dogonimy was. – skłamała Basia, siląc się na zwykły, pokrzepiający uśmiech.

Dla jej marzeń już nie było nadziei...
...więc poddała się.

Angrod 25-11-2007 19:09

Stare Miasto, Stare Miasto,
Wiernie Ciebie będziem strzec,
Mamy rozkaz Cię utrzymać,
Albo w gruzach twoich lec


Już tak blisko. Tak częste w ostatnich dniach mrowienie w mięśniach, teraz wydawało się jeszcze mocniejsze,
może to przez pomieszanie chłodu z poddenerwowaniem bliskości włazu. O perspektywa nagłej śmierci towarzyszyła powstańcom tak długo, że większość zdążyła się z nią nieco oswoić. Lecz tym razem śmierć tak blisko wyjścia z tego piekła, podczas odwrotu, wydawała się jakoś taka nieodpowiednia.

Chmura zaklął paskudnie komentując obecną sytuację i podjął się wykonania rozkazu Wiernego. Powoli skokami posuwali się do przodu wśród kikutów budynków i zgliszczy starego miasta. Budynek szpitala przypomniał mu o losie rannych. Zastanawiał się, dlaczego najciężej chorzy nie wysadzą się budynkiem i szkopami. Czemu personel zostaje opiekować się ludźmi z niemieckim wyrokiem, którego wykonanie jest tylko kwestią czasu? Starał się nie słyszeć głosów dobywających się z tego budynku, wzbudzały w nim poczucie bezsilności, a ta złość.

-Rusz się Baśka! Nie ma czasu na opatrunki. Chodź, bo go zastrzelą ze świeżym opatrunkiem. Jest rozkaz! - Ponaglił dziewczynę kiedy widział, że ta przystaje. Pewnie było jej ciężko i chętnie by jej pomógł, ale ta raczej nie zastąpi go przy erkaemie. Parę ostrych słów, to jedyne co mogła od niego otrzymać w taj chwili.

Powstaniec przysiadł za winklem budynku, na ścianie którego, dokładnie nad chłopakiem, ostała się wielka, biała kotwica, symbol Polski Walczącej, jaki sam nieraz już skrobał na murach. Chmura dostrzegł patrol idący od Miodowej. Wyczekał odpowiedniego momentu i omiótł hitlerowców ogniem.

Stare Miasto, Stare Miasto,
Już nie będziem Ciebie strzec,
Szwaba prać by trza po mordzie,
A poparzone witki dwie.


W poście użyłem tekstu piosenki Stare Miasto z albumu grupy Lao Che - Powstanie Warszawskie

Grey 26-11-2007 02:14

Grom wpadł w rodzaj odrętwienia. Szedł z grupą, bo trudno nazwać było to plutonem. Wykonywał rozkazy, pilnował swojej strefy obserwacji, przekazywał sygnały dowodzenia od Wiernego, do Jonasza. Ale świat nie do końca do niego docierał.
Może to siła i ilość przeżyć. Może dym i zmniejszona wydolność płuc. A może po prostu się łamał coraz bardziej. Może po prostu świadoma, myśląca cząstka Groma spadała w czeluści zapomnienia, a pozostawało zwierzę, które wystawione na nieopisany stres, wyzbyło się strachu?

Rudzielec nie słyszał odgłosów dochodzących ze szpitala. A raczej nie zdawał sobie z ich istnienia sprawy. Nie zwrócił też specjalnej uwagi na Basię, która została z tyłu. Pytająco tylko spojrzał i zyskał zadowalającą odpowiedź. Tak, tak, zaraz Basia dołączy.

Na czworaka szybko przesunął się do następnej zasłony i tam poczekał na resztę, osłaniając flankę. Gdy już wszyscy przeszli, coś tknęło chłopaka. Basia. Basia i Junak. Gdzie oni?

Oddział otworzył ogień. Do przodu chyba. Grom był niemal pewny, że to Jonasz prowadzi ostrzał ze swojego emgie. I ktoś czasem dołącza się do kanonady. Świetnie, ale gdzie jest ta sanitariuszka?

Jakaś kula świsnęła niebezpiecznie blisko. A Basi nie było widać, pomiędzy dymami. Grom odwrócił się w stronę reszty grupy. Ale nie dostrzegł nikogo. Nikogo poza Chmurą, który właśnie wywalał krótką serię gdzieś przed siebie. Trudno było dać sygnał, żeby poczekali. Zresztą... i tak stali.

Zamiast się zastanawiać, Grom wyprostował się i sprintem ruszył z powrotem. Biegł w szarych oparach, zwinnie mijając gruz, a czasem wskakując na mniejsze zwały. Omal nie wyminął Basi, która mocno przytulała do siebie ukochanego. Miała mokre policzki i szklące się oczy. Grom usłyszał wyraźne komendy gdzieś dalej, wzdłuż Długiej. Szwaby deptali im po piętach.

- Chodź, Basiu! - szarpnął dziewczyną, ale ta kurczowo ściskała Junaka. Grom poczuł się bezradny. Jak mógł ją prosić, by zostawiła swojego przyszłego męża samego. Jak mogła oddać go dobrowolnie śmierci.

- Basiu! Junak... on nie chce, abyś umarła wraz z nim. Chodź. Niemożliwe, byście dali radę razem. Ale ty... - głos mu się załamał. Nie był w stanie powiedzieć tak mocnych słów. Ale dziewczyna na pewno wiedziała co miał na myśli. Spojrzała na niego, z jakąś taką pustką w oczach.

"Ty możesz przechować pamięć po nim. Ty i nikt inny. Bo jeśli ty nie przeżyjesz, nikt inny tego nie zrobi" - to właśnie myślał, ale słowa uwięzły mu w gardle.
- Nie ma innej drogi. Jego droga się kończy. Ale nie twoja, Basiu - powiedział już miękko, czule. Jeszcze chwila i sam zacznie płakać.
Wtedy ktoś strzelił, od strony szpitala.

"Szpital..." - dotarło do Groma - "Kupią nam trochę czasu" - pomyślał mimowolnie i poczuł ciężar własnych myśli.

Mira 26-11-2007 12:20

Słyszała nawoływania Chmury, ale zignorowała je. Wtulając się jeszcze mocniej w przesiąknięty krwią płaszcz ukochanego, Basia czuła jak klatka piersiowa partyzanta podnosi się z coraz większym trudem… coraz rzadziej.

„On umiera…”

W uszach jej szumiało, a łzy ściekały strumieniami po umorusanych policzkach. Wojna? A co ona ją obchodziła. Walczyć o ojczyznę to walczyć o ludzi, więc jeśli oni umarli…

To i ja umrę, bo po co żyć bez marzeń?”

Nagle koło dziewczyny nie wiadomo skąd wyrosła znajoma postać rudzielca.

- Grom… ale co Ty tutaj… - zdziwiła się Basia, patrząc w to młode, lecz jakże zacięte i zdecydowane oblicze.

- Basiu! Junak... on nie chce, abyś umarła wraz z nim. Chodź. Niemożliwe, byście dali radę razem. Ale ty...

Zagryzła wargi i zmrużyła niczym kot oczy. Już postanowiła, niech więc ją zostawią!

- Nie ma innej drogi. Jego droga się kończy. Ale nie twoja, Basiu. – mężczyzna nie dawał za wygraną.

To spowodowało, że spokojna na co dzień i raczej cicha dziewczyna wybuchła niczym wulkan. Cała żałość i smutek brzmiały w jej słowach, niczym pogrzebne dzwony:

- Ale ja nie mogę go tak zostawić, nie rozumiesz?!

- Rozumiem, a ja nie mogę zostawić tu ciebie. Przecież wiesz, ze on... w kanałach...

- Wiem! Kto jak kto, ale ja wiem o tym najlepiej... ale moje marzenia... moje marzenia umierają wraz z Junakiem. Nie mam po co iść dalej…

Kiedy dziewczyna rozpłakała się nad swoim nieszczęściem, Grom odwrócił twarz w stronę, gdzie słychać strzelaninę pomiędzy plutonem Wiernego, a Niemcami. Przysłuchiwał się w napięciu, bowiem każda stracona minuta mogła przypieczętować los jego i Basi.

- A co z nimi? Zostawisz ich? Potrzebujemy cię, by przeżyć!

Chwila ciszy. Sanitariuszka pochyliła się nad ukochanym, tak jakby nie słyszała słów Groma. Kiedy partyzant rozważał już czy nie odciągnąć jej siłą, odsunęła się od Junaka. Jej twarz była zastygła w wyrazie determinacji, nieodgadniona. Pogładziła dłonią spierzchnięte usta ukochanego. Chwilę patrzyła na to strudzone, zmęczone oblicze.

- Zawsze będę cię kochać. – szepnęła, po czym wyjęła pistolet z kieszeni.

Jeszcze jedna łza, ostatni pocałunek i wystrzał - prosto w serce partyzanta.

„Zawsze…”

Ciało Junaka nawet nie zadrżało, śmierć jego strudzonego organizmu była natychmiastowa.

Zabiłam swoje serce
Zabiłam samą siebie
Piersią mą targa szloch
Na mym własnym pogrzebie.


- Śpij kochany. – wyszeptały drżące wargi dziewczyny, po czym z mozołem podniosła się z ziemi.

- Chodźmy, czekają na nas. – rzekła beznamiętnie do Groma.

Grey 26-11-2007 12:36

Ale Rudzielec się nie ruszył. Nie mógł. Szok, jaki przeżył, był zbyt wielki. To co zrobiła ta dziewczyna... wyłamywało się wszelkiemu zrozumieniu chłopca. Gdy wyjęła pistolet, Grom zamarł. Ale w duszy prosił, błagał, modlił się, by nie robiła tego, co miała zamiar. Nie był jednak w stanie przeciwdziałać. Zdjął go lęk. Lęk przed absurdem. Lęk przed tym, co się z nimi stało. Z młodych ludzi, niemal dzieci, radosnych i przepełnionych miłościa, do siebie, do przyjaciół, sympatii, ojczyzny, przemieniono ich wszystkich w monstra.

Śmierć stała się przyjaciółką. Nieodłącznym towarzyszem. I szła z nimi, a oni przestali widzieć inne rozwiązania. Po prostu... śmierć stała się tak oczywista, jak niegdyś smak lodów w parku, czy promienie słońca w piękny, wiosenny poranek.

I ta przemiana w śmiercionośne mostra przeraziła Groma. Więc zamiast pospieszyć za Basią, stał jak wryty, przyglądając się jak pod z ciała Junaka szybko wycieka życie wielką, czerwoną kałużą.
- Raus! Raus! - dotarło do Groma zza mgły myśli. - Ein bandit!
- Feuer!
Rudzielec oprzytomniał i rzucił się za zasłonę. Pociski biły wokół, a on na czworaka, tak szybko jak umiał, pędził do reszty 'Wiernych'.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:28.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172