lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pluton szturmowy "Wierny" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3593-pluton-szturmowy-wierny.html)

Arango 09-12-2007 12:50

Jonasz

W uszach dalej mu dzwoniło po wybuchu granatu przy włazie. Szedł jak ślepiec, popychany z tyłu, nic nie widząc, czując tylko lepkie błoto wokół.

Bardziej siłą nawyku niż własnej woli, gdy Wierny zarządził odpoczynek wypytał o stan amunicji, było zle, jak zwykle zresztą. Starał się policzyć swoją, ale ciągle się mylił, liczby plątały się, nużyły. Dał sobie spokój miał, chyba jeszcze jedną pięćdziesięcionabojową taśmę, zresztą co go to teraz właściwie obchodziło.

Wtulił głowę w podciągnięte kolana. On, który parę godzin temu rozwalił STUGa, wybił drużynę Niemców i nie zadrżał nawet przez sekundę teraz się bał. Choć nawet nie można było tego nazwać strachem. Bać to się bał we Wrześniu pod Mławą, teraz to był paraliżujący wszelkie działanie lęk, odbierający wolę, zmuszający do myślenia tylko o jednym - wyjść na górę, odetchnąć świeżym powietrzem, zobaczyć gwiazdy, nawet poczuć zapach niszczonego systematycznie miasta, zapach, który tam na górze nienawidził. Teraz oddałby bardzo dużo by go poczuć. Tłusty, wstrętny, wywołujący gorycz w ustach, ale na GÓRZE, pod otwartym niebem.

Jak zza zasłony dobiegł go głos Wiernego.
- Jonasz. Idź na przód. Obok Olgi. Nie możemy cię stracić, nie w takich okolicznościach.
Słowa - wyrok dla niego. Bo musi się podnieść, bo ten skurwysyn jeszcze się uśmiechając nie da mu tu po prostu zostać. Dlaczego ? Wie, czy tylko się domyśla ? Nieważne, harcerzyk pieprzony.

Jak starzec, szorując plecami po zaświnionej ścianie uniósł się do pionu. W gardle poczuł znów smak żółci i przez chwilę bał się, że tryśnie strugą wymiotów wprost na Wiernego.
Zrobił, krok, drugi, nie patrzył wokół, na innych, wzrok wbił w drobną sylwetkę Olgi.
Szósty, siódmy, jeszcze ze trzy, w końcu stanął obok niej, odetchnął nieco głębiej.
Wielki, niedzwiedziowaty, ostoja plutonu, teraz przygięty, przygarbiony, jakby lada chwila sklepienie kanału miało zwalić mu się na głowę.

I śmiertelnie przerażony.

Angrod 11-12-2007 17:48

Z początku Chmura w kanałach czuł się okropnie, było ciemno, brudno, zimno i okrutnie śmierdziało, ale z biegiem czasu dało się jakoś przyzwyczaić. To tak jak ze staniem w deszczu, na początku jest nieprzyjemnie, szczególnie jeśli napada tam gdzie nie powinno, lecz kiedy się jest mokrym wilgoć już nie przeszkadza. Tutaj było podobnie, jeśli się o tym nie myślało, było nawet znośnie, a powstaniec miał czym zaprzątać sobie głowę. Klimat tego miejsca niezbyt dobrze działał na jego ranę z każdym nierozważnym ruchem przypominała tamtą walkę w katedrze. ładny wtedy dali popis z Czarnym.

Kiedy zszedł zauważył że nie ma wśród nich Junaka. O nic nie pytał. Szkoda następnego... szkoda Basi. Trzeba było mieć oko na dziewczynę, prawie każdy był jakoś ranny, a nie mają innej sanitariuszki. Nie ważne co by jej teraz nie mówić i tak dziewczyna potrzebuje czasu. Na początku zawsze boli. Chmura nie zastanawiał się już nad tymi sprawami, będzie na to miejsce po wojnie, a jak nie? Przekona się osobiście.

Powodów do niepokoju dostarczał także sierżant. Jonasz był okropnie spięty, dziwnie się poruszał, co jakiś czas mocno ściskał kolbę swojego MG. Wyglądał jakby w każdej chwili gotów był nagle zacząć strzelać. Było to dosyć dziwne. Przez całe powstanie każdy, mniej, czy bardziej bał się i jeśli przeżył jakiś czas dawał radę oswoić się z tym uczuciem. Jonasz na pewno nie należał do tych strachliwych. Z twarzą ze stali prowadził ostrzał w największym ogniu, a tutaj? Co tu im się mogło stać? A nawet jeśli, to najgorszym wypadku mogą zginąć, czyli nic nowego. Chętnie by z nim pogadał, żeby go czymś zająć, ale nie można robić hałasu.

Skradali się w tym labiryncie, prowadzeni przez Olgę, jak Tezeusz szedł po nitce Ariadny. Tyle, że on niósł ze sobą głowę Minotaura. Oni nie mieli tak łatwo.

Lhianann 11-12-2007 21:19

I znowu iść przed siebie...
Olga szła jak w koszmarnym śnie, śnie bez końca, śnie bez marzeń, śnie jak czarna studnia...
Zupełny brak realizmu, wręcz absurd jaki otaczał ją ostatnio....
Te wszystkie wydarzenia ostatniego dnia były dla niej jak chory sen wariata.
Bo tylko wariat mógłby wymyślić takie coś...

Z przygnębiających myśli wyrwało ją pojawienie się przy jej boku Jonasza.
Chłopak ten jaki zawsze był ostoją, wręcz górą spokoju nagle wydał się jej jakby złamany w pół, zakleszczony gdzieś w głębi siebie, nagle skurczony.

'Boże przenajświętszy, nie pozwól w swej łaskawości by pokonały nas nasze własne potwory...'

Cicho tak by tylko idący obok Jonasz mógł ją usłyszeć rzekła.

-Jonasz, pamiętasz czemu walczymy? By umieć spojrzeć sobie w twarz. By być sobą w tych chorych czasach. By umieć cieszyć się każdym malutkim nawet szczęściem jakie nas spotyka.
Olga na chwile przerwała, dotknęła lekko dłoni idącego obok niej jonasza.
-I by się nie bać...
Uśmiechnęła sie do niego zawierając w uśmiechu cały pokąd nadziei, to wszystko w co ona wierzyła by i on mógł uwierzyć.
-Więc...głowa do góry!

Mimo prowadzonej cichutko konwersacji z Jonaszem nie pozwoliła sobie na luksus przestania być czujną.
To ona była teraz oczami i uszami plutonu.
Ostrożnie przechodziła pod włazami, nasłuchiwała czy w którejś z odnów nie czai się nieprzyjaciel...

kitsune 12-12-2007 21:57

Akt II Kanały
Scena 2 Naprzód, burzowcem!
Kanały, 2 IX 1944, od 4.50…
Nie idę. To po co... tyle... krwawiło się.,.? Żeby teraz... jak szczury. Do kanałów?! Jak ja im spojrzę w oczy?
Por. „Zadra” do Komendanta.
„Kanał”, 1957, reż. A. Wajda,

To „Olga” ich prowadziła. Jakby zapomniała o swoich ranach, o dokuczliwym, tępym bólu uda. Zaraz za nią, przygarbiwszy swą wielką postać, człapal „Jonasz”. Kilka słów łączniczki osłabiły nieco strach do poziomu, w którym mógł bardziej panować nad swoimi emocjami. Proste słowa, a tyle mu dały. Poprawił ciążący na plecach kaem i spojrzał ostrożnie do tyłu. Pozostali posuwali się ostrożnie za nim. W kompletnych ciemnościach i ciszy. Widział tylko zarysy ich sylwetek, słyszał oddechy. Najbliżej chyba miał „Czarnego”. Krótki, urwany oddech. Nierówny. Widać znów gorączkuje od rany. Nieco za nim drobna postać „Chmury”, a jeszcze dalej „Basia”. I pozostali. To, co pozostało z plutonu. „Olga” co rusz zatrzymywała się. Wiedziała, ile ryzykuje idący na czele. Co prawda Niemcy nie mieli w zwyczaju szwendać się po kanałach, lecz nigdy nic nie wiadomo. Powstańcy zazwyczaj zabezpieczali boczne korytarze, mierząc wzdłuż nich ze swoich automatów, dając osłonę pozostałym. Teraz nie mieli na to ani czasu, ani sił. Bardziej przypominali ponury kondukt trędowatych niż szturmowy pluton jednego z najbitniejszych batalionów Starówki.


Kiedy „Olga” sama przebijała się z meldunkiem na Żoliborz, mogła poruszać się skrycie, ale szedł za nią cały oddział. W razie czego nie mogła odskoczyć, ukryć się lub uciec. Po raz kolejny zatrzymała się, licząc kolejne odnogi. Parokrotnie musiała zmienić trasę, gdy okazało się, że trasa jest zablokowana. Zdawała sobie sprawę, że jeśli nawet idą do Śródmieścia to zgoła okrężna drogą. Początkowo wody było niewiele, ot pomiędzy półkami biegnącymi wzdłuż burzowca płynął strumień gęstej, smrodliwej mazi. Ale z każdym kolejnym krokiem przbywało jej, robiła się rzadsza, lecz nie mniej śmierdząca. Teraz brodzili już po kolana w zimnej toni. Łączniczka przypuszczała , że to robota Niemców. Skręciła po raz kolejny, modląc się, by jej wybór był słuszny, by nie zagubiła się w kanałach. Słyszała o nieszczęśnikach, którzy pomarli w podziemnym labiryncie. Ciała kilku z nich znalazla podczas swoich wypraw do innych dzielnic z meldunkami.


Stan wody znów się podniósł, sięgał „Wiernemu” do pół uda. Poucznik cuł się coraz słabszy. Nie rozglądał się, nie próbował przeniknąć egipskich ciemności. Przed nim szedł „Grom”, coraz częściej potykając się i wspierając na wilgotnych ścianach. Porucznik zacisnął zęby i zrobił kolejny krok. Stare rany i kontuzje bolałay coraz mocniej, mięśnie pękały od tępego, pulsującego bólu.


Paradoksalnie nie „Olga”, lecz „Jonasz” dojrzał otwarty właz w suficie. Choć na zewnątrz panowała noc, to światło bijące najpewniej od płonących ruin sprawiło, że okrąg włazu odcinał się od smolistej czerni sufitu. Klepnął „Olgę” w ramię i wskazał w górę. Dziewczyna, która właśnie zatrzymała się na chwilę, próbując sobie przypomnieć ciąg dalszy trasy, uniosła głowę. I zasępiła się. Jeśli dobrze wyliczyła ten właz znajdował się na terenie niemieckim. Pokręciła głową bez słowa. Rodząca się w sercu sierzanta nadzieja zgasła jak płomyk świecy. Odwrócił się i przerwał milczenie, rzucając szeptem do „Czarnego”:
- Otwarty właz, podejrzana sprawa. Czekamy.


Jak w starej dziecinnej zabawie w głuchy telefon wiadomość dotarła do „Wiernego? „Grom” w tym czasie sprawdził, czy pamiętnik „Basi” nadal tkwił na swoim miejscu, za pazuchą marynarki, pod koszulą. W skroniach huczało mu ze zmęczenia. Chciałby choć na chwilę usiąść, ale sięgająca prawie pasa woda uniemożliwiała mu to. W myślach zadał sobie pytanie: „Na co czekamy?”

Na granat.

Tłuczek wpadł przez właz do kanału i eksplodował kilka sekund później, wyrzucając w górę słup brudnej wody. „Olga” spojrzała znacząco na „Jonasza”, który zagryzł wargi, powstrzymując się przed rzuceniem żołnierskiej „kurwy maci”. Przed „Czarnego” przecisnął się „Chmura”, chcąc ocenić stan sierżanta oraz w ogóle całą sytuację. Stojący za nim „Czarny” oparł się ciężko o ścianę i przymknął oczy. „Basia” nie rejestrowała niemal otoczenia. Kompletnie się wyłączyła, powracając myślami do ostatnich dni. Nawet teraz tępo wpatrywała się w ciemność wielkimi, ciemnymi oczyma.


Minęła chwila. Minuta, dwie, może trzy? Kolejny granat wpadł do kanału. Niemcy widać wiedzieli, że trwa ewakuacja albo to była ta ich słynna przezorność. Deutsche ordnung.


Musieli przejść, brodząc prawie po pas w wodzie, pod otwartym włazem, ryzykując, że nie zdołają ujść eksplozji kolejnego granatu.

Mira 16-12-2007 13:20

Kiedy szła mrocznym korytarzem, jej dłoń raz po raz zapadała się w nieczystościach pokrywające ściany kanału. Lecz o dziwo to nie ta ręka była zdrętwiała z zimna, lecz druga... tkwiąca w kieszeni z zaciśniętymi palcami na stali pistoletu.

Chciała spać. Nie rozumiała, po co idzie, dlaczego w ogóle tu jest. Wraz z pamiętnikiem odpłynęła świadomość, a Basia zapadła się w otmętach własnego mroku. Jak miała czuć sięgającą do kolan wodę, skoro ona sama już dawno zatonęła w czarnej breji? Nie zostało nic.

- Chcesz się pobawić? – usłyszała nagle słodki głosik obok siebie.

Dłoń, w której trzymała pistolet poczęła się rozgrzewać od jakiegoś dziwnego źródła ciepła. Zdziwiona dziewczyna wyjęła rękę z kieszeni, nie wypuszczając przy tym broni i popatrzyła na nią. Tuż obok, w mroku kanałów dostrzegła kształt małej dziewczynki, uśmiechającej się do niej milutko i trzymającej ją za rękę.


Basia zapatrzyła się w jej wielkie niczym jeziora oczy, po czym na jej twarzy również wykwitł delikatny uśmiech.

- Pobawmy się... – ponowiła prośbę rozkoszna istotka, akurat w momencie, kiedy pochód Wigier znów ruszył.

Sanitariuszka nie odpowiedziała więc, tylko szła dalej, a dziewczynka postępowała tuż obok, trzymając jej dłoń swoimi malutkimi paluszkami.

Czas mijał, lecz czy przybywało go tak samo, jak wody w podziemnym labiryncie? Tego nie wiedziała. Po pewnym czasie znów przystanęli i tym razem nie była to zwykła ostrożność. Wszyscy zaczęli sobie wskazywać otwarty właz nad ich głowami. Dziewczynka tylko mocniej ścisnęła rękę Basi.

- Pobaw się ze mną...

Wtem potężny wybuch wstrząsnął kanałem, podrywając do góry brudną toń, która bryzgała na ich ciała, całkiem przylepiając i tak wilgotne ubrania do wymęczonych ciał. Tym razem powstańcom się udało, lecz teraz musieli przemknąć pod otwartym włazem. Każda minuta była dla nich tak samo zyskiem jak i stratą. Nie mieli co starać się przeczekać...

- Chce się bawić, prooooszę... – dziewczynka mocniej pociągnęła Basię za rękę, tak, że sanitariuszka znów spojrzała prosto w jej oczy.

Po chwili niechętnie, acz zdecydowanie wyrwała się z uścisku małych serdelków.

„Nie. Teraz nie mogę umrzeć.”

To rzekłszy w myślach, ruszyła się do przodu, przeciskając pomiędzy zdziwionymi przyjaciółmi.

- Pójdę pierwsza. – szepnęła do tych na przedzie, po czym raz jeszcze odwróciła głowę w stronę dziecka.

„A ty czekaj na mnie.”

Kutak 16-12-2007 13:48

- Nie. Nie pójdziesz.- momentalnie odparł Wierny, wbijając swój zmęczony już tą wędrówką, jak i całą walką, wzrok w sanitariuszkę- Kogo jak kogo, ale sanitariuszki puścić przodem nie możemy.

Był wykończony. Nie myślał już kategoriami uczuć i swojego przywiązania do danych osób, ten romantyczny Wierny dawno już zasnął, osunął się w otchłań snu. Co krok chciał poinformować oddział nad wyraz głośno, że pierdoli to wszystko, odwrócić się i znaleźć sobie chociażby małą wyrwę w ścianie kanału, by ułożyć się tam i zasnąć. I spać godzinę, dzień, tydzień. Wieczność?

Nie mógł. Był ich dowódcą, musiał wytrzymać. Razem z Olgą dzielił zadanie przeprowadzenia ich przez te plugawe podziemia. Oni walczyli dla niego na górze, on na dole będzie walczył dla nich. I jeżeli zginie, to swoją śmiercią pomoże chociaż im wszystkim. Tadeusz wiedział, iż umrze jako bohater.

- Przodem idę ja z Gromem. Dalej Olga, Jonasz, Basia, Daniel, Jastrząb i Chmura zamykający pochód. Czekamy aż wrzucą kolejny granat i w chwilę po nim idziemy- cicho i w ukryciu, jeżeli to tylko możliwe.- zarządził porucznik i nawet nie zerknął na reakcję podwładnych. Oparł się o ścianę, za nic mając sobie jej brud i spoglądał na otwór w kanale.

Kto stał bliżej, mógł zaś usłyszeć Wiernego modlącego się w intencji przejścia przez ten fragment kanału bez strat.

Pod Twoją opiekę uciekamy się...

Angrod 16-12-2007 23:06

O powietrze można było prawie się oprzeć. Chmura maszerując w całkowitej ciemności, sporym zmęczeniu i w fatalnych warunkach, powoli wyłączał z pod kontroli swoje ruchy. Nogi same go prowadziły, powoli przestał odczuwać bodźce zewnętrzne, po prostu je ignorował. Siedział teraz wewnątrz swojej głowy w małym pokoiku, miał tam odbiornik radiowy, bez żadnych pokręteł, sam głośnik. Radio "Berlin" dziś nadawało komunikat:

"Ludność Warszawy jest pod ochroną Rzeszy i niemieckich sił zbrojnych. Bandytów nie zwalcza się metodami sowieckimi, lecz według zasad europejskich i niemieckich prowadzenia wojny. Niemieccy żołnierze często z narażeniem życia wyciągali kobiety i dzieci z płonących domów. Chorym ułatwiano przejście do szpitali. Pozostałą ludność przeprowadzano przez rejon operacji wojennych do bezpieczniejszych miejsc."

...Jak wszędzie było ciemno. Podobno, kiedy się umierający widzi się światło, to nie powinien do niego iść.

Rozbłysk wrócił chłopakowi czucie. Przez moment także oświetlił bladą twarz Basi, która wydawała się zupełnie nie zdawać sprawy z tego, co się dzieje wokół. Rękami zasłonił się przed eksplozją. Dziewczyna sprawiała wrażenie zagubionej. Taka Alicja, która zamiast do króliczej nory, musiała wejść do kanału, by dostać się do wypaczonego świata. Martwił się o nią, była im potrzebna. Wierny wydawał komendy. Nie żeby Chmura kwestionował decyzję "wodza", ale to jemu urwie dupę jak coś pójdzie źle. Wziął głęboki oddech, nie rozumiał czemu był zły. To pewnie z przemęczenia, kiedy ostatnio się wyspał? Wypuścił powietrze z płuc. Ktoś przecież musi iść ostatni. Bez słowa skinął głową, że rozumie. Nie wyrzekł ani jednego słowa.

Te kanały były takie dołujące. A kiedy wreszcie zobaczyło się upragnione światełko w tunelu, okazało się, że Niemcy wrzucają przez nie granaty.

Arango 17-12-2007 10:11

Jonasz

Sierżanta
wyrwał z otępienia głos Wiernego. Akcja, walka, to było coś, co pozwalało zapomnieć na chwilę o paraliżującym strachu, zająć umysł czymś innym, przestać karmić się własnym strachem. Przysunął sie do dowódcy.

- Panie poruczniku. U Niemców panuje porządek, jeśli wrzucają granaty to regularnie. Cofnijmy się i poczekajmy.

Przez właz wpadł następny i wybuchł na szczęście nieszkodliwie, obrzucając ich tylko lepkim błotem. Jonasz otarł z twarzy parę kropel wstrętnej mazi i kontynuował.

- Między jednym a drugim "tłuczkiem' jest przerwa, jakieś 2-3 minuty. Szkopy nic nie robią bez planu. U nich musi być ordnung. Możemy wtedy przeskoczyć parami. To zajmie jakieś 20 minut. Z Chmurą pójdziemy na końcu.

Chciał jak najdłużej przeciągnąć chwilę przed zanurzeniem sie w mroczny mrok kanałów, jak najdłużej zostać tu, gdzie przynajmniej raz na jakiś czas docierał lekki powiew świeżego powietrza.

Grey 17-12-2007 12:45

Grom idąc przed Wiernym co chwila tracił równowagę i lepił się do brudnych, cuchnących ścian. Za każdym razem czuł się coraz gorzej. To ten smród go dobijał. Nie cierpiał tego, co się działo wokół, a nie mając wyjścia, jego ciało okazywało swoje niezadowolenie częściowymi omdleniami.
W pewnej chwili wydało mu się, że pamiętnik Basi wypadł mu zza pazuchu, zza paska i wpadł do wody. Zatrzymał się nagle i w chwili zupełnego otępienia zanużył ręce w odrażającym ścieku.
"Nie, nie, tylko nie to. Basi pamiętnik..." - a gdy Grom zorientował się, co właśnie robi, przebudził się ze swego snu i wyprostował. Pamietnik wciąż tkwił pod koszulą.
"A niech to do wszystkich..." Rudzielec chciał zakląć, ale i na to nie miał dość siły. Mokrymi i lepkimi rękoma dotknął twardej okładki. I poczuł moc. Zeszyt, niczym legendarny artefakt, dodał chłopakowi sił.
Od tej chwili Grom co jakiś czas szukał pod koszulą twardej oprawki i czując ją w palcach, odzyskiwał rezon. Miało mu się to przydać.

- Przodem idę ja z Gromem. Dalej Olga, Jonasz, Basia, Daniel, Jastrząb i Chmura zamykający pochód. Czekamy aż wrzucą kolejny granat i w chwilę po nim idziemy- cicho i w ukryciu, jeżeli to tylko możliwe.- zarządził porucznik

Grom
zachwiał się. On, jako pierwszy? Ale przecież... musi coś wymyśleć. Rozejrzał się spanikowanym wzrokiem, lecz w ciemności niewiele widział. Raczej słyszał. Plusk pod nogami, przyspieszone, zmęczone oddechy, czasem jakieś pobrzękiwanie broni na pasku. Stali, stłoczeni w korytarzu. Obok Groma stała chyba Basia... Tak. Basia, ta słodka istotka... która uniosła pistolet, wymierzyła w serce swej miłości i oddała strzał. Morderczyni! Nie, nie! Wybawicielka!
Też nie.

- Między jednym a drugim "tłuczkiem' jest przerwa, jakieś 2-3 minuty. Możemy wtedy przeskoczyć parami. To zajmie jakieś 20 minut. Z Chmurą pójdziemy na końcu - zaproponował Jonas. Nawet spanikowany Grom uznał, że to rozsądne.Ostatkiem sił szukał w głowie innego rozwiązania. Jak by tu...
- Ja pójdę z Basią, chyba źle się czuje. A razem zmieścimy się na szerokość, więc gdyby się zachwiała, będę pod jej ręką - wyrzucił z siebie Grom, zanim zdąrzył przemyśleć decyzję.

Gdzieś w myślach pojawiło się natychmiast usprawiedliwienie:
"To nie moja wojna, nie wtrącam się, jeśli nie muszę"
Grom nie chciał iść pierwszy, a jego umysł sam, bez kontroli, odnalazł szybko usprawiedliwienie, które w oczach innych powinno wydać się autentyczne.

Kutak 17-12-2007 16:05

Wierny westchnął cicho. Co działo się z jego ludźmi? Co wpływało na nich aż tak, iż z żołnierzy stawali się bandą dzieci? Wierny nie potrafił tego zrozumieć, acz musiał przyznać, iż bardzo niepokoiło go to. Może to po prostu atmosfera kanałów tak na nich wpływa? Sam też w końcu był zmęczony, ale bez przesady...

Nie wyobrażał sobie walki na powierzchni z takim oddziałem.

- To rozkazy. One nie podlegają dyskusji- oznajmił Wierny, popadając w ten beznamiętny ton, który dało się słyszeć w jego głosie zawsze gdy ktoś próbował nadszarpnąć jego autorytet. Prawie zawsze, jeżeli weźmiemy pod uwagę jest niedawną dyskusję z Jastrzębiem.

- Pójdziemy wszyscy na raz, Niemcy rzucają granaty z takimi przerwami, iż zdążymy wszyscy przejść. Nie parami, im więcej miejsca zajmujemy, tym łatwiej nas zauważyć. A Ty, Grom, rzeczywiście możesz pójść z Basią. Sanitariuszka potrzebuje wsparcia.- zarządził, spoglądając w kierunku włazu, przy którym kręciło się parę postaci.

- Bóg jest po naszej stronie- stwierdził- Zaufajcie mi. Bo to dzięki zaufaniu nadal żyjemy- spoglądał jeszcze przez chwilę na swoich ludzi, po czym znów przeszedł do tonu dowódcy- Po następnym granacie ruszamy, prędko. Czasu starczy, ale nie może być mowy o opóźnieniach.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172