lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pluton szturmowy "Wierny" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3593-pluton-szturmowy-wierny.html)

Mira 06-01-2008 02:14

Głowa przy głowie – taki to mur?
Twarze jak orzech twardych czaszek.
Pięści spęczniałe jak garby gór –
- nasze.

Ciało drżało, a słowa więzły w ściśniętym gardle. Nagle serce zapragnęło, by mrok skrył to, co zobaczyły oczy. Lecz za późno... Zapadła cisza jakby powstańcy znaleźli się w grobowcu. W pewnym sensie zreszta tak było...

- Musimy przejść na drugą stronę. – rzekła z uporem Basia tak, aby wszyscy „Wigrowcy” ją słyszeli.

„Musimy... Zbyt wiele za nami, by się cofać. Ranni nie dadzą rady”

To straszne, że o to ostatnią przeszkodą na drodze ku wolności mieli być ich bracia. Martwi bracia. Sanitariuszka ścisnęła mocnej rękę Groma, trudno zgadnąć czy bardziej po to, by dodać odwagi jemu, czy sobie.

Dłoń nie na sztandarze ściśnięta,
Na otchłani huczącej grozą.
Malowana piosenko herosów
Gdzie ty?
Maszerują kompanie martwe
Po rozciętych węzłach losu:
Same hełmy i czarne bagnety.

Pewnie nie raz każdy z nich słyszał chrzęst kości pod stopami, na które nadepnęło się przypadkiem. To było straszne. Wówczas tak jakby dusza trzeszczała, łamiąc się i pękając, by już nigdy potem nie być całością. A teraz było gorzej...
Mieli wszak świadomie zanurzyć się w morzu sponiewieranych braci - tych, których kochali. Basia podniosła wzrok na Chmurę, tego młodego zapaleńca, który zawsze twierdził, że się nie boi.

„Kto wie... może to akurat ty odnajdziesz tam swoją matkę?”

Cóż za straszne myśli nawiedziły jej głowę? Basia otrząsnęła się, po czym, puszczając dłoń Groma, wysunęła do przodu.

- Nie ma rady, jesteśmy za słabi, aby się cofać. Musimy... przebrnąć i to dość szybko. Tamci na górze, raczej nie będą respektować naszych zahamować. – mówiła raz patrząc na Jonasza, raz na Wiernego.

"Muszę być silna dla nich."

Zaiste tego tylko brakowało – rozłamu w dowództwie.
Dziewczyna zmarszczyła czoło. To, co przeżyła... Śmierć, nie... zabójstwo Junaka, zabiło też ją. Śmierć niczym pasożyt zagnieździła się w sercu, pożerając coraz to większe jego połacie. Paradoks - Basia czuła, że umiera, lecz nie może umrzeć. Teraz miała zadanie – przeprowadzić tych ludzi, jej ostatnich przyjaciół, przez kanały.

„A potem?”

A potem... się zobaczy. Cóż, miała jeszcze jakieś naboje.

- Pójdę pierwsza, jestem najbardziej oswojona z martwymi. – powiedziała spokojnie, lecz unikała w tej chwili spojrzenia Rudzielca, który najlepiej wiedział jak „bardzo” jest oswojona. – Po prostu trzeba będzie zamknąć oczy i... zapomnieć. To nie pierwszy raz przecież.

To rzekłszy, Basia ruszyła przed siebie.

W dróg poszarpanych linach
Motyw jak zasiek się rwie:
Nasze, nie nasze, nasze, nie nasze.
To cos przypomina... Już wiem:
Pęknięte serce skrzypiec.*


*Fragmenty wiersza K.K. Baczyńskiego „Ci ludzie”

Kutak 09-01-2008 00:15

III. Jezus upada po raz pierwszy
 
Podczas drogi z ciężarem krzyża na swych barkach, Jezus upadł trzykrotnie. Do każdego jego upadku teolodzy dorabiali setki metafor i przesłań, jedno z nich jest chyba najważniejsze. Ciężar krzyża i nienawiść oprawców przytłaczała Syna Bożego.

Krzyż Wiernego nie był wiele lżejszy. I on miał na swych barkach ludzkie żywoty, od jego rozkazów zależało tak wiele rzeczy... I wędrował z owym krzyżem nie na szczyt wzgórza, a dużo dalej- szukał swej Itaki, niczym Odyseusz, spędzając na tym poszukiwaniu całe swoje życie. Dla Jezusa nie byłoby to wiele. Tadeusz nie był jednak Synem Bożym.

Oto i upadł pierwszy raz, w drodze do otchłani kanału szepcąc "Widziałem".

Jego usta wypełniły się obrzydliwym ściekiem, na chwilę paraliżując jego i tak już osłabione do granic możliwości ciało. Czy tak właśnie smakuje porażka? Czy każdy człowiek czuje to na końcu? Może to już czas, by Bóg spojrzał mu w oczy i ocenił jego żywot?

- Poruczniku... Wierny, do cholery!- usłyszał głos Czarnego, a po chwili jakieś ręce zacisnęły się na jego ramionach i wyrwały go z mieszanki bliżej niezidentyfikowanych płynów. Daniel stał tuż przed nim, trzymając go z jednej strony, z drugiej podpierał go Czarny.

- Co się stało?- spytał snajper.

- Ja... Ja to widziałem, chwilę wcześniej... Miałem jakieś przewidzenie, objawienie... Ja już to widziałem... Poznałem ich twarze...- mówił, co chwilę z trudem łapiąc powietrze.

- Chodź, Tadek. Pójdziemy razem.- powiedział Daniel, chwytając porucznika i prowadząc go do przodu, zajmując miejsce zaraz za Basią.

A z każdym krokiem przerażenie snajpera wzrastało. Szedł bowiem z kimś, kto przez miesiąc był dla wszystkich wzorem siły i sprawności, który okrzykiem wysyłał do walki, który potrafił natchnąć kogoś tak wielkim bohaterstwem, iż z radością szedł na śmierć. Dla tego kogoś każdy krok był testem sprawności. Nie to jednak było najstraszniejsze...

- "Bartek". Kiedyś robiliśmy razem z nim przerzut broni do miasta... "Jabłoń", nie sądziłem, że takiego wielkoluda można zabić... Spójrz, tam- to "Dorota", ta łączniczka, która tak pięknie śpiewała...- szeptał Wierny, wskazując dłonią na kolejne ciała, gdy te tylko wyłaniały się z ciemności. Nie mógł ich poznać, nie miał jak...

Kimże był Wierny, jeżeli naprawdę zobaczył ten obraz przed nimi wszystkimi?

Angrod 09-01-2008 17:02

Strach, zmroził krew w żyłach i tak zziębniętego ciała Chmury. Tysiąc razy wolałby teraz walczyć w walącym się, płonącym budynku z tuzinem Niemców, Miałby jakieś szanse, mógłby coś zrobić. Bezsilność, tego zawsze bał się najmocniej. Te wszystkie trupy... To tylko trupy, trzeba stąd wyjść, jak najszybciej. Nie ma co się oglądać, najlepiej trzymać się pleców Jastrzębia. Odór był okropny.

Nie przyglądał się twarzom, starał się przynajmniej. Niektóre zupełnie nie przypominały ludzkich. Pamiętał jeszcze nawoływania przed wybuchem powstania, aby "lec na ołtarzu ojczyzny." Słowa przedstawiały to znacznie ładniej. Nikt nie mówił o bohaterskim gniciu w kanale. Kurwa, jakie to wszystko jest złe.

Nogi jak na złość ruszały się bardzo powoli. Teren był ciężki do przedarcia nawet nie będąc tak zmęczonym jak oni. Przyszło mu na myśl, że gdyby Junak był z nimi musieliby go tu zostawić, nie dałby rady w tej gnijącej brei. Pewnie i tak nie byłoby to żadnym pocieszeniem dla Basi

Kiedy pierwszy raz stanął na jednej z martwych dłoni ostatkiem sił powstrzymał odruch wymiotny. To tylko trupy, kiedyś to byli może ludzie spotykani na ulicy koledzy, koleżanki, przyjaciele, rodzina, teraz to tylko ich marny ślad pozostawiony przez kpinę. Mieszkanie i pożywienie dla szczurów. Wrzucone jak jakieś nieczystości do kanałów. Jeszcze zapłaci Szkopom za taki pogrzeb, jeszcze ma parę kul do rozdania, jeszcze tylko przedrzeć się przez...

Lhianann 09-01-2008 20:34

Olga nie dowierzając wpatrywała się w widok jaki rozpościerał się przed nimi.
Mimo atakującego nozdrza wszechobecnego odoru śmierci nie mogla przez chwile uwierzyć w to co widziała...
Przecież miała ich wyprowadzić...
Mieli dotrzeć tam, gdzie dałoby się żyć...uciec chodź na chwile od wojny dookoła...
Chodź na chwile...

Poczuła jak łzy spływają jej po policzkach.
Nie bolu, nie żalu...
Łzy wstydu.
Zawiodła ich wszystkich...

Poczuła jak Basia probuje przejść na przód.
-Nie.Nie, Basiu, nie pozwolę.
Ty jako sanitariuszka nie możesz iść przodem.
Ty musisz żyć.
Zagryzła wargi.

-Ja idę pierwsza, muszę zobaczyć, gdzie wyjdziemy.
Może...może nie będzie tak źle...

Uśmiechnęła się chyba tylko dlatego, że tak trzeba było...

Ruszyła naprzód, brodząc wśród ciał, starając się ich nie widzieć.
By nie poddać sie...
Bo teraz teraz na taki luksus nie było jej stać...

kitsune 10-01-2008 01:52

Akt II: Kanały
Scena 4: ucieczka
Kanały, 2 IX 1944

Mimo wszystko to „Basia” tym razem prowadziła cały oddział. Za nią podążała, niemal następując na plecy, „Olga”. Pozostali w drużynie, odrętwiali, skonani, wyczerpani przez całe dwie walki, przez rany, przez koszmary, których doświadczyli, ruszyli za kobietami jak owce na rzeź. „Basia” delikatnie omijała ciała unoszące się w ścieku, dziwnie otępiała, pozbawiona uczuć odsuwała trupy, które, kołysząc się, odpływały. Uderzały o inne ciała, obracały się w wodzie. Krok po kroku zbliżała się do wyjścia po drugiej stronie zalanego pomieszczenia. A za nią szli pozostali. „Daniel” z „Wiernym”, który wciąż powtarzał, iż to wszystko już widział; przerażony i pobladły „Jonasz”, modlący się niemal na głos „Czarny”, wreszcie „Grom” i „Jastrząb”. Oraz „Chmura”, który klął pod nosem.


Ich marsz trwał długie minuty, nim osiągnęli korytarz pod drugiej stronie. Nawet nie obejrzeli się za siebie, zostawili ciała i z uczuciem dziwnej ulgi, ale i niepokoju zanurzyli się w ciemność.


Tym razem korytarz był niższy i węższy, widać wybudowano go wcześniej. „Olga” nijak nie mogła sobie przypomnieć, gdzie się znajdują. Musieli wywędrować już dość daleko w stronę Śródmieścia, może nawet Ochoty. A co jeśli poszli w złym kierunku? Mimo to szli naprzód. Lepsze to niż ponownie zanurzyć się w niziutki, niemal całkowicie zalany boczny korytarz.


Po pewnym czasie łączniczka dostrzegła u góry otwarty właz, ale nie było nikogo widać. Odczekali kilka minut, lecz żaden granat nie wleciał do wody. „Olga” dała wreszcie znak i ruszyła pierwsza. O dziwo niemal bez przeszkód przeszli pod otworem, przy którym mogli czatować Niemcy. Niemal bez przeszkód… niemal wszyscy. „Chmura” wszedł pod właz, bardziej słyszał, niż widział pozostałych „wigierczyków”. Usłyszał również głosy u góry, niemieckie słowa!

A potem coś z ogromnym pluskiem wpadło do wody. Coś ciężkiego i masywnego… Ładunek wybuchowy! To koniec, rozniesie na strzępy cały kanał. Rzucili się w panice do przodu, ale nic się nie wydarzyło, nic nie eksplodowało. Wpierw zaczęło bulgotać, a potem gęsty, biały dym zaczął wydobywać się na powierzchnię. „Chmura” poczuł obrzydliwy zapach karbidu. Szkopy chciały ich zagazować!

Poczuli, jak gaz wdziera się do ich gardeł, dusi ich, wyciska łzy z oczu, drażni i wierci w nozdrzach. Jeszcze chwila a tu sczezną albo zginą w eksplozji, jeśli choć jedna iskierka zapali łatwopalny gaz. Bez rozkazu i bez słowa, nie dbając o cieszę przezierali się do przodu. Za plecami usłyszeli kolejny plusk, i kolejny, a gazu było coraz więcej. „Olga” niezmordowanie, mimo bólu prowadziła ich dalej, w kompletnych ciemnościach, starając się wymacać jakiś boczny korytarz.

JEST!

Brodząc po pas skręcili. Korytarz był wąski, lecz dość wysoki, nawet wystawiając do góry ręce, nie czuli sufitu. Choć oddalali się od zagrożenia, coraz mocniej drapało ich w gardłach, coraz słabsi byli. A korytarz prowadził dalej, w ciemność… poza jednym wyjątkiem. „Olga” wymacała nagle pordzewiały klamry zatopione w ścianie. Drabinka…

Co robić? Iść dalej pod ziemią, ryzykując uduszenie się, paskudną śmierć od gazu, czy wyjść na powierzchnię, być może prosto w łapy Niemców?

Angrod 14-01-2008 20:16

Z nieznanych sobie przyczyn Chmura nabrał przeczucia, że do wyjścia już całkiem blisko. To go trochę ożywiło. W jego odbiorze korytarze nie zmieniły się ani trochę, mimo to wierzył, że zaraz opuści ten śmierdzący wilgotny kanał. A może tylko chciał już to skończyć? Następne światełko w tunelu. Chmura nauczył się, żeby nie ufać światełkom. Jedyne na co mógł liczyć, to na siłę i sprawność własnych rąk.

- Naprzód! Biegiem, kurwa! - Wysyczał kapral, wskazując na i tak znany wszystkim kierunek ucieczki.

Strach przemógł zmęczenie parł przed siebie poganiając resztę Wigierczyków. Mimo błyskawicznie założonej na twarz apaszki zakręciło mu się w głowie od trujących oparów. Plusk kolejnej puszki spowodował tylko przyspieszenie tępa Chmury. "Cholera zginę tu!" Momentalnie zrozumiał fobię Jonasza.

Kiedy dotarli do drabinki, Chmura mimo że wzrokiem nie przebijał ciemności, już widział rozterki na twarzach powstańców. Zaraz się pokłócą, a może się wreszcie pobiją. Tutaj trzeba zdecydowanego chłopa.

-Panie poruczniku zgłaszam się na ochotnika - Powiedział kapral wspinając się na drabinkę. - Tak czy siak kiedyś zginiemy. - dodał cicho - Ale jeśli mam wybór to wolę przed tym odciąć jaja jakiemuś Szkopowi.

Kutak 14-01-2008 20:55

IV. Jezus spotyka matkę
 
Zaraz po tym, jak wyczuł gaz, zaczął wołać, by się ruszać, by przyspieszyć, by biec za Olgą. Krzyczał tylko w swoim mniemaniu, jego głos był bowiem ciągle za słaby, tak jak cały on- powoli podnosił się po upadku, powoli zbierał do kupy, przynajmniej nie mówił już w kółko o zmarłych. Dziękował Bogu za Daniela, przyjaciel ciągnął go po tych kanałach, prowadził go, słuchał każdego jego słowa.

- Szybciej! To rozkaz!- zawołał snajper zaraz po słowach Chmury.

- Jego!- dodał po chwili wskazując na szepcącego coś Wiernego, gdy zauważył dziwne spojrzenia Jonasza i Jastrzębia- kto jak kto, ale akurat Daniel rozkazów jeszcze nie wydawał.

Gaz oszałamiał, lecz- co dziwne- porucznik czuł się coraz lepiej. To był po prostu szok, nawał zbyt wielu emocji na raz i ta wizja... To był jego krwawy pot, to było jego spotkanie z Ojcem- takie, jakie przeżył Jezus w modlitwie w Ogrójcu. Tylko czy i Wiernego Bóg przeznaczył na krzyż?

- Drabinka!- zduszony krzyk Olgi wyrwał go z rozmyślań. Tak, oto wyjście na powietrze. Oto moment wyboru- gaz w kanałach czy kule na zewnątrz. Czynić kroki w kierunku ucieczki czy bohaterstwa, w kierunku życia na tym świecie, czy życia w ludzkich pamięciach...

- Wychodzimy. Wszyscy.- odpowiedział chwilę po wypowiedzi Chmury, wcześniej zbierając siły na tak mocny głos- Możesz iść przodem. Reszta szyku jak zwykle, na końcu sanitariuszka i Jonasz. Pożegnajcie się z kanałem.- mówił krótkimi zdaniami, co jakiś czas łapiąc głębszy oddech. Wciąż był osłabiony.

A potem spojrzał na Chmurę wychodzącego po drabince, na podążającego za nim Groma... Czekał na swoją kolej, a z drugiej strony wiedział, iż dla jego ludzi lepiej by było, gdyby tu został. W tej chwili nie jest dla nich przywódcą, natchnionym wodzem. Jest tylko uciążliwym kaleką, niezdolnym do walki fanatykiem...

I oto jak Jezus czuł się w chwili, gdy dzierżąc krzyż na swych plecach w tłumie ujrzał twarz swojej matki, Maryi. Nie mógł jej niczego powiedzieć, tłum zagłuszał nawet krzyk. Nie mógł utulić zrozpaczonej kobiety po raz ostatni, gdyż żołnierze pilnowali każdego jego ruchu. Mógł tylko spoglądać w jej oczy, tonąc w jej smutku i żalu.

Czy i Tadeuszowi przyjdzie tylko tonąć we krwi swoich przyjaciół, swej jedynej rodziny, gdyż sam nieprędko będzie znów zdolny do walki?

Czy taki jest Twój plan dla mnie, Panie?

Arango 15-01-2008 19:53

Stał na końcu cały czas nie wierząc w to co usłyszał.

WYCHODZĄ.

Słowo dla niego jak objawienie, które wyrwało go ze stanu otępienia.
Większa część wędrówki zatarła się w jego umyśle, zlała w jedno wspomnienie - upiornego marszu w cuchnącym szlamie, kiedy stawiał kroki jak wpółumarły, nie myśląc, czując, widząc.

Dopiero teraz przy tej pordzewiałej drabince będącej dla nich drogą ucieczki, bądz prowadzącą wprost ku śmierci zaczął wracać ze świata widm. Przez chwilę patrzył na swe dłonie, choć tak naprawdę nie mógł zobaczyć ich w ciemnościach.
Zaciskał i prostował palce powoli czując je z powrotem. Potem odruchowo sięgnął i zaczął na oślep sprawdzać broń.

To był znak, że sierżant Jonasz wraca pośród żywych.

Lhianann 15-01-2008 20:48

Boże, nie możesz być taki okrutny…nie teraz…ni e dla nas, proszę….
Olga czując gaz wdzierający się jej w nozdrza gorączkowo parła przed siebie.
Musi być jakaś inna droga, musi!
Nie może zawieść, nie tak, nie teraz, nie dziś….

Wąski wysoki korytarz, odnoga która mogła stać się ich wybawieniem jak i grobem…
Wolała myśleć o nim jak o wybawieniu….

Ciemno, ciemno…i ciemność przed sobą, i ta za sobą wypełniona duszącym dymem i chrapliwymi oddechami przyjaciół.

Nagle jej odruchowo dotykające ścian palce zahaczyły o chłodną, nierówną, pokrytą osypującymi się drobinkami rdzy metalową powierzchnię wmurowanej klamry.
Drabina…
Jak schody…
Schody do nieba, czy schody do piekła?
A może po prostu droga do góry….


Rozkaz Wiernego.
Wychodzimy w górę…

Prawie obojętni patrzyła jak zamazane sylwetki Chmury i Groma pną się w górę…
Potem ona….

Nie myśląc chyba o niczym chwyciła obiema dłońmi klamrę drabinki…
Zaczęła piąć się w gorę…

Mira 16-01-2008 16:14

Duszące opary wdzierały się z każdym oddechem do płuc, sprawiając dodatkową udrękę zmęczonemu ciału od środka. Żeby nie cierpieć, należało nie oddychać, ale żeby nie oddychać, należało... być martwym.

Basia
rozejrzała się nerwowo wokół. Rozkaz został wydany. Wierny zarządził podążać drabinką na górę, wobec czego nie było czego rozważać. Rozkaz to rozkaz.

Mimo to, przez opary dymu Basia spoglądała z ciekawością w ciągnący się przed nią tunel. Kiedy inni wychodzili na zewnątrz, sanitariuszka przytuliła się do wilgotnej ściany, nie tyle nie chcąc nikomu zawadzać, co po prostu wiedząc, że największy ciąg powietrza jest pośrodku kanału. Teoretycznie więc w miejscu, gdzie stała, była mniej narażona na działanie trujących oparów.

Oczy dziewczyny płonęły, gdy, przyciskając do twarzy kołnierzyk munduru, spoglądała w ciemny korytarz przed nimi.

„Oto królestwo śmierci. Tym razem jednak gdzie indziej prowadzi nasza droga. Wybacz kochany, znów nasze scieżki się rozchodzą. Ale... już niedługo. Gdy tylko skończy się to szaleństwo, wrócę do ciebie i... nie zabłądzę, bo nie zapomnę... tamtych chwil.”

Zajęty swoją bronią Jonasz nawet nie zauważył dziwnych błysków w oczach sanitariuszki. Po prostu wspiął się na drabinkę, upewniając jedynie czy dziewczyna idzie za nim.

Była tam. Jako ostatnia ruszyła ku górze. Ponieważ potrzebowała obu rąk, aby się utrzymać, wstrzymała oddech. To jednak nie mogło trwać długo przy tak wyczerpanym organizmie. Kiedy już miała się poddać, jej twarz owiało świeże powietrze (w porównaniu z kanałowym) z zewnątrz. Z przyjemnością wciągnęła je do pierś, a ciężka łza potoczyła się po umorusanym policzku.

„Ja... chcę żyć.”


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172