lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pluton szturmowy "Wierny" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3593-pluton-szturmowy-wierny.html)

Arango 20-07-2007 08:38

Popatrzył w niebo.

- LOTNIK KRYJ SIĘ - rozdarł się regulaminowo.

Po Wrześniu na widok każdego samolotu, niemieckiego, alianckiego, te słowa same cisneły mu się na usta. Trudno było zapomnieć zmasakrowane kolumny, przewrócone furmanki, rozwłóczone na poboczach ciała kobiet, dzieci. Wzdęte ciała koni.

Z poczatku próbowali bronic sie ogniem kompanijnych ckm-ów, ale smiałkowie, którzy to przezyli przysiegali ze łzami w oczach, że ich kule odbijały się od pancernych szyb kabin.
Wtedy stali się juz tylko ofiarami. Tropionymi w dzień i w nocy, zagonionymi, bezsilnymi mogącymi czekać tylko na spadajacą z nieba smierć.

Teraz to samo - pomyslał - znowu to samo. Stuki miały nad Warszawę niecały kwadrans. Zawsze we trzy, nie wiedzieli czy to ciągle ta sama trójka, czy tez piloci i maszyny są zmieniane. Metodycznie obrzucali bombami pozycje powstańcze, polowali na ludzi wychodzacych po wodę, pragnących "rozebrać" padłego konia.

Patrzył teraz na dwa spadające wprost na nich ciemne punkty. Właściwie to teraz i tak juz na wszystko za pózno. Mógł tylko coraz nizej odprowadzać wzrokiem bomby. Tuz przed uderzeniem wtulił się w gruz, pragnał stac sie kamieniem, jednym z wielu na gruzowisku, kamieniem, zwykłym kamieniem...

Wpojone nawyki wzieły jednak górę.

Zmusił sie by podnieść głowę i popatrzył na pluton usiłujacy stopić się z barykadą, zlać się z nią w całość. W końcu te gruzy, to ich jedyna obrona, ich reduta.

Wściekłym rykiem zaczął popędzać ostatnich maruderów szukajacych kryjówki. W uszach narastał mu wizg spadajacych bomb...

Angrod 22-07-2007 01:18

Chmura był nie w sosie. Pogodnego nastrój, potrafił szybko zmienić na irytację i skłonność do zaczepki. Gdyby przypadkiem spotkał teraz samego siebie, pewnie pobiłby się po kilku zamienionych słowach. Przyczyną drażliwości był nowo założony opatrunek. Rana zaczęła wykazywać mocną dezaprobatę wszelkiego ruchu. Może zrastanie się nie potrwa tak szybko jakby tego chciał? Czarny znalazł się jak na lekarstwo. Krótka sprzeczka szybko zadziałała jak najlepsze znieczulenie.

-Zamiast pleść trzy po trzy lepiej...
-Lotnik, kryj się! - krzyk przerwał rozmowę. Znowu oczekiwanie zabiją, nie zabiją. - Przeszło chłopakowi przez głowę.
-Skurwysyny - Podsumował całe Luftwaffe i prędko rzucił się do prowizorycznego schronu. Boleśnie odczuł szarpiący ból w ranie. Czy to nie krew? Teraz nie ma na to czasu. Automatycznie przykurczył ręce i nogi do klatki piersiowej czekając na to co się stanie.

kitsune 22-07-2007 23:59

Stare Miasto, barykada na Dekerta, Reduta Wiernego, 1 IX 1944 10.00
Bomby pod ostrym kątem uderzyły w kamienicę po drugiej stronie ulicy. Gruz, cegły, belki wytrysnęły w powietrze, opadając chwilę później w postaci deszczu odłamków. Po ruinie zostało jedynie zawalisko, nad którym unosiła się chmura nieprzeniknionego, czarnego dymu. Duszący pył otoczył powstańców „Wigier”, ograniczając widoczność do zaledwie kilku metrów. Zapadła absolutna cisza. Pył z wolna opadał. „Daniel” wychynął ze swego stanowiska i przez lornetkę oceniał sytuację. Hetzer wycofał się, szykujący się do szturmu Niemcy również. Widział, jak unoszą ciało swojego dowódcy. Ani chybi udało mu się opóźnić kolejny szturm, który miał iść albo na ich pluton albo na pozycje porucznika „Kmicica” z ich kompanii, A którego reduta a znajdowała się 100 metrów dalej.
„Wierny” wezwał „Olgę” i wysłał ją po rozkazy do „Roga”. Dziewczyna skinęła głową i pobiegła na Długą, gdzie nieopodal dawnego Ministerstwa Sprawiedliwości (a obecnie szpitala) znajdował się sztab zgrupowania z majorem „Rogiem”.
„Chmura” podniósł głowę, odkaszlnął i spokojnie zaczął otrzepywać się z pyłu. Wstał rozejrzał się. Nikt nie oberwał. Pozostali powoli wstawali i rozglądali się wokół, kaszląc i prychając. „Dyzio” zaklął parszywie, gdy zobaczył, co zostało z baniaka z wodą po trafieniu odłamkiem. „Drągal” ofuknął młodego kompana, sprawdzając jednocześnie stan kaemu. „Chmura” dokładnie obejrzał swojego Browninga i wyczyścił z pyłu. Co prawda ta broń była odporna na zacięcia, ale kto nie szanuje, ten nie ma. Potem spojrzał na swój bok. Opatrunek znów nasiąkł krwią.
- No „Czarny”, to chyba trzydziesty nalot? A może trzydziesty pierwszy?
„Czarny”, wyraźnie bledszy, wzruszył ramionami. Jeśli czegoś się bał, to na pewno śmierci pod bombami i ogłuszającego wycia wysokoprężnego silnika stukasa.
„Jonasz” obszedł szybko stanowiska podwładnych. Pod drodze otrzepywał się z ceglanego pyłu. Wszystko było w porządku, nikt nie oberwał tym razem. „Basia” obejrzała apteczkę. Żadnych strat. Odetchnęła z ulgą.



Akt I Na Starówce
Scena 2 Rozkaz ewakuacji
Stare Miasto, barykada na Dekerta, Reduta Wiernego, 1 IX 1944 11.00
Czas mijał powoli. Niemcy albo wstrzymali przygotowania do ataku, albo obawiając się snajperów koncentrowali siły do natarcia nieco dalej. Tak czy inaczej strzał „Daniela”, oddany na ponad 300 metrów, kupił „Wigierczykom” kolejną godzinę odpoczynku. Gdzieś w oddali warczały czołgi, ale na całym południowym odcinku ucichły walki. Cywile opuścili swe kryjówki i kontynuowali marsz w kierunku Placu Krasińskich, sporadycznie tylko spoglądając ponuro na żołnierzy „Wiernego”. Gdzieś na lewym skrzydle chłopaki „Kmicica” rozstawiali na drugim piętrze kamienicy zdobyczne MG-34 na trójnożnej podstawie. Jeden z jego chłopaków, bodaj „Stach” odniósł trzy granaty „Wiernemu”, przekazując pozdrowienia od porucznika. Wszyscy pamiętali młodego oficera o iście sienkiewiczowskiej fantazji, z którego oddziałem wspólnie walczyli w katedrze, toteż niemal każdy cieszył się, że ma obok siebie przyjaciół.
Wreszcie wróciła „Olga”. „Wierny” wysłuchał dziewczyny i zwołał oddział:
- Opuszczamy Starówkę. Ewakuacja kanałami już trwa. Przez właz na Placu Krasińskich aż po Warecką. Już w Śródmieściu. Prawie dwa kilometry. Większość oddziałów do wieczora opuści Starówkę– Lekkim ruchem głowy wskazał otaczające morze gruzów. –. Oddziały „Trzaski” już odeszły, „Wigry” też. Zostaną oddziały osłonowe.
„Czarny” skrzywił się paskudnie, a „Grom” cicho zaśmiał się. „Wierny” skarcił ich wzrokiem.
- Na tej pozycji zostajemy my, „Kmicic” i grupa kaprala podchorążego „Nałęcza” ze 104 kompanii syndykalistów. Około sześćdziesięciu ludzi. Musimy odeprzeć każdy atak niemiecki, póki nas sam pułkownik „Wachnowski” nie wycofa. Potem, wieczorem odskok do kanałów. Jakieś pytania?
W oddali narastał rumor silników, Niemcy szykowali się do szturmu.

Kutak 23-07-2007 14:12

-Świetnie-rzucił Wierny, gdy już cała wrzawa ucichła. Daniel znowu wykonał kawałek naprawdę dobrej roboty, zresztą jak zwykle. Znali się już trochę i Wierny wiedział, że może na nim polegać zawsze. Prawie zawsze, bo czasem miał drobne problemy z wykonywaniem dokładnie tych poleceń, jakie wydał mu jego przełożony. Ale cóż- droga do doskonałości jest długa…

Na rozkaz o odwrocie, o wejściu do kanałów zareagował tak jak zwykle- kolejna klęska, kolejne tracone ulice, kolejne dzielnice, kolejni ludzie. Kątem oka spoglądał na Basię- tym razem nie ma już nadziei na obronę, nie ma szans na zostanie na pozycjach. Jedyne co może teraz zrobić, to modlić się o to, by jej ukochanego uznali za zdolnego do przejścia kanałami. Modlitwa była chyba najlepszym wyjściem- zawsze pomagała Wiernemu, wierzył też w jej skuteczność także w przypadku innych osób. Zresztą, na ewakuacje wszyscy mieli jeszcze 10, może i dwanaście godzin- tyle bowiem przypuszczalnie będą musieli bronić okolicy z „Kmicicem” i ludźmi Nałęcza. Bodaj 63 osoby , czas do wieczora i rzesze Niemców. Przełknął cicho ślinę. Bóg wie, że to my jesteśmy po tej właściwej stronie…

- Szkopy jadą!- wrzasnął Dyzio, chociaż wszyscy już doskonale o tym wiedzieli. Wierny zanotował w pamięci, by porozmawiać z nim o nadmiarze energii i wrzaskach w takich chwilach. Oczy wszystkich skupiły się na dowódcy, ten tylko skinął głową i zawołał- Na pozycje. I nie oszczędzać się, to ostatnie walki tutaj, na Dekerta.

I znów zrobił to co od zawsze drażniło jego ludzi, znowu wskoczył samemu na jedną z głównych pozycji na barykadzie, znów wyrwał i przyłożył do oka swoją mocno już obitą MP40. Wszyscy w kółko mówili o śmierci, która zbliża się do niego pędem, która nadejdzie podczas którejś walki. Mówili o tym, że jest im potrzebny jako dowódca, poradzą sobie bez jego wsparcia ogniowego. On zaś zawsze odpowiadał tylko, że do niego kule nawet się nie zbliżają. Jest bowiem przeznaczony do czegoś większego…

Arango 23-07-2007 19:00

1 Załącznik(ów)
Słysząc huk silników przypadł do barykady i spojrzał przez lornetkę. Przysadzista, bezwieżowa sylwetka - to działo szturmowe, albo niszczyciel czołgów. Podobny widział na początku powstania wmontowany w barykadę. Zapamietał również rozmowę żołnierzy z "Kilińskiego" oceniajacych zdobycz.

Z przodu to tylko panzerfaustem, ale z boku moze wystarczą granaty - myślał. Swoją "wunderwaffefe" zachowywał na naprawdę specjalną okazję : "Panterę", albo "Tygrysa". Ale i tak lepiej niż we Wrzesniu - dumał. Tam piechotę zaskoczoną na polach po prostu rozjeżdzano lub masakrowano z km-ów, tu przynajmniej gruzy i ruiny utrudniały manewry wozom pancernym.

Rozmyslania przerwała seria z empi. Z dezabropatą spojrzał na Wiernego, którym swoim zwyczajem, "kozakował" na barykadzie. W sposób jak najbardziej NIEREGULAMINOWY. Ten chłopak się doigra - przemknęło mu przez głowę, jednak za nic nie pozwoliłby sobie na krytykę dowódcy, gdy słuchali inni.

- Panie poruczniku - zawołał jednocześnie podnosząc trzymany w ręce "tłuczek", a głową wskazując na ruiny po bokach ulicy - spróbuję ?

Nie czekając na odpowiedz podniósł się i rzucił :

- Jeden z maszynką za mną.

Pieczołowicie ułożył panzerfausta w na wpół zburzonej bramie i zatknął za pas dwa granaty. Jeśli mu się uda zajść działo samobieżne z boku, granat powinien go uszkodzić, a wtedy wóz zablokuje ulicę -kalkulował. Trzeba tylko się pospieszyc by przechwycić go dostatecznie szybko. Niemcy niechętnie poruszali się wśród ruin, preferowali atak ulicą za osłoną pancerza istniała więc szansa, ze mu się uda.

- Idziemy - rzucił do towarzyszącego mu powstańca i pierwszy zanurkował w wyłom w murze prowadzący w kierunku niemieckich linii.

Granat ręczny wz 24 - popularny "tłuczek"

Lhianann 23-07-2007 21:44

Dziewczyna wiedziała dobrze, ze informacje jakie przyniosła nie były niczym nowym, ale widząc tą straszną rozpacz i determinację w oczach Baśki czuła się strasznie.
Ale musiała się skupić na czymś ważniejszym- będzie musiała bezpiecznie swój oddział przeprowadzić przez kanały.

Z chwilowego zamyślenia wyrwał ją widok jaki zobaczył.
coś ją szarpnęło , miała wrażenia, że w samym środku serca.
Na chwile zabrakło jej tchu.
Jak on tak może?
Wariat!
Przecież....


Poczuła strach, obrzydliwy, niedobry.
Ale nie o siebie, nie..
O niego...

Mocniej chwyciła kolbę pistoletu.
Doskonale wiedział, że muszą utrzymać tą pozycję, dopóki nie dostaną rozkazu wycofania się.
Sama przecież tą wiadomość przyniosła...

Mira 24-07-2007 16:26

Znaczenie słów jakby falami wdzierało się do umysłu dziewczyny, niosąc z sobą za każdym razem nową dawkę bólu, potęgującego straszliwy ciężar w piersiach.

„ Ewakuacja... dziś wieczór... musimy trwać... nie dostanę się do szpitala... nie pożegnam się nawet.”


Nieduże, ubrudzone od pyłu dłonie Basi zacisnęły się z determinacją. Znów musiała się opanować, by nie wybuchnąć potokiem pretensji i łez. Kiedyś nie powstrzymałaby się. Prawdą jednak jest, że człowiek do wszystkiego przywyknie... Nawet do widma śmierci.

„ Nie płacz dziewczyno, nie płacz! Nie płacz, bo w końcu sama siebie znienawidzisz...”

Sanitariuszka wyprostowała się dumnie. Spojrzała ostro na Wiernego, lecz nic nie rzekła. Ich dowódca wiedział wszystko, co miał wiedzieć, a ponieważ był dobrym człowiekiem, Basia wierzyła, że zrobi co tylko będzie można, by pomóc jej wykorzystać każdą szansę ocalenia Junaka. Tylko co, jeśli tej szansy nie będzie?

Nagle Dyzio uświadomił wszystkim, że chwila wytchnienia, którą mieli, już się skończyła. Niemcy zbliżali się, więc należało postawić wszystkich w stan pełnej gotowości. Dziewczyna śledziła wzrokiem sylwetki przyjaciół, którzy przemykali na swe pozycje. Dostrzegając niedaleko prawie nierozłącznych towarzyszy: Chmurę i Czarnego, rzuciła do rannego powstańca:

- Chmura, wariacie tylko nie szarżuj, bo ci tę rękę utnę, żebyś nią nie machał.

Ciszej zaś pod nosem dodała:

- Niech Bóg ma was w opiece.


Jej myślom było jednak daleko do pobożności. Nie po raz pierwszy Basia poczuła chęć, aby samej chwycić za broń i walczyć ze Szwabami.
Choć miała świadomość absurdu, to jednak nie mogła zaprzeczyć logice stwierdzenia, że im więcej Niemców zginie, tym większe szanse na przeżycie będą mieli jej przyjaciele oraz... jej narzeczony.

Odebrać życie po to, by życie ocalić – oto paradoks wojny.

Wtem poruszenie na barykadzie zwróciło uwagę młodej sanitariuszki. To Wierny znów wyrwał się do walki, jak ostatni szaleniec. Dziewczyna ręką powstrzymała wyrywający się z gardła jęk strachu. Wiedziała jednak, że działanie porucznika wbrew pozorom wcale nie było tylko głupią brawurą. Człowiek ten pragnął odkupić wszystkie trudne decyzje, przez które musiał ranić lub nie potrafił pomóc swym bliskim.
Nikt Wiernego za owe postanowienia nie obwiniał, wszyscy wszakże wiedzieli, że czasem nie ma dobrych rozwiązań, że trzeba wybrać mniejsze zło...

Tak, wiedzieli to wszyscy oprócz samego powstańca, który w swym poczuciu obowiązku i odpowiedzialności zapominał, że swoją brawurą może również sprawić ból.

Wzrok sanitariuszki odruchowo przeniósł się na sylwetkę Olgi. Łączniczka jak zaklęta wpatrywała się w postać przywódcy i chyba nawet nie dostrzegła współczującego uśmiechu Basi.

Angrod 25-07-2007 12:57

Ewakuacja. Chmura nie był specjalnie zaskoczony. Już wcześniej chodziły słuchy że rozpocznie się lada dzień. Nie trzeba było siedzieć nad mapami z oznaczonymi pozycjami i oddziałów, żeby wiedzieć jak się sprawy mają. Wystarczyło się rozejrzeć na boki.

Wierny bez niepotrzebnego gadania zajął pozycję Szkoda tylko, że to była pozycja Chmury, ale nie będzie przecież się kłócić z dowódcą. Jednak Wierny był to swój chłop, nie chował się gdzieś za plecami, swoich, tylko sam hardo stawał do walki. Walczył w pierwszym szeregu jak ten... no ten na koniu, co w starożytności podbił pół świata.

Już upatrzył sobie pozycję obok, przecież z każdego miejsca można nieźle zdejmować szkopów.
-Jeden z maszynką za mną! - usłyszał słowa Jonasza i już wiedział, że to było do niego.
Błyskawicznie wstał klepiąc po drodze Czarnego w ramię. - Pierwszy! - Wyszczerzył zęby do kumpla.

-Robi się panie sierżancie! - Powiedział, po czym złapał pewniej swojego niezawodnego browninga Zdążył jeszcze usłyszeć słowa Baśki, jak zwykle specjalnie nie wziął sobie ich do serca. Dobra to dziewczyna, ma tyle zmartwień i przejmuje się jeszcze jakimś mną. Machnął jej tylko ręką i przygarbiony podbiegł za Jonaszem przez, wyłom w murze. Adrenalina zrobiła swoje i ból przestał być w ogóle odczuwalny, teraz liczyła się tylko walka.

kitsune 25-07-2007 21:37

Stare Miasto, barykada na Dekerta, Reduta Wiernego, 1 IX 1944 12.00-13.00
Czając się po południu wypatrzyłem ognisko ckm-u na drugim piętrze narożnej kamienicy. Wiedziałem , że jest ich tam co najmniej kilkunastu. Zameldowałem „Wiernemu”. Dostaliśmy rozkaz zgaszenia ich. O podejściu od ulicy nie było mowy. Niemcy kładli ogniem zaporowym tuż nad ziemią wszystko co się ruszało. Ruszyliśmy jak cienie dachami. Ryzyko udało się, bo szkopy nie ustawiły żadnego strzelca na dachu. 5 z nas miało dwie minuty na przedostanie się przez właz na poddasze i stamtąd na klatkę schodową. „Łabędź” wrzucił od dachu do środka przez okno dwie sidolówki. Po wybuchu spadliśmy reszcie otumanionych szkopów na głowy. Okazało się, że na drugim piętrze było kilkunastu szkopów, o których nie wiedzieliśmy. Pod moimi stopami wylądował tłuczek. Bez zawleczki! Kopnąłem go bez namysły na dół. Półpiętro na którym staliśmy zawaliło się w połowie. Zginął „Harnaś” i „Kulcyba”. „Chmura” zeskoczył w tumany kłębiącego się pyłu. Słychać było jęki rannych i klekotanie jego rkm-u. Niemcy mieli na pierwszym piętrze prowizoryczny szpital. Ważne , że ckm zgaszony, niestety już bezużyteczny. Pod szafą przygniatającą martwego gołębiarza znalazłem SWT-40! Wersja wyborowa z celownikiem optycznym. W pasie trupa było 6 magazynków. Po powrocie na barykadę, dałem mojego Mausera za zgodą „Jonasza” „Witkowi”. Do dzisiaj biegał z butelkami i granatami z rur hydraulicznych, które produkował w Getcie. Jedyny Żyd w naszym oddziale. Czasami zazdroszczę mu jego... no właśnie, czego?
Pamiętnik Daniela, wpis z 22 sierpnia.

„Wierny” usłyszał głuche puknięcia moździerzy i schował się w załomie barykady. Pociski eksplodowały przed barykadą, kilka uderzyło w ruiny po prawej, nie czyniąc nikomu krzywdy. Porucznik znów wychylił się ponad grzbiet zapory i wpatrywał się w wylot Jezuickiej i Świętojańskiej, wypatrując wroga. Kolejna salwa, tym razem z czegoś ciężkiego uderzyło w okolicach barykady na Krzywym Kole, gdzie byli chłopaki „Kmicica”. Okrzyk bólu i przywoływanie sanitariuszki przebiło się nawet przez rumor kolejnych salw stopiątek. „Wierny” czekał, sprawdził po raz kolejny zapas amunicji do peemu: sześć magazynków, niecałe dwieście naboi.
„Jastrząb” zajął pozycje obok „Czarnego” na piętrze kamienicy. Kumpel „Chmury” skinął głową nowemu towarzyszowi, który z desperacją wypisaną na twarzy przysiadł za stanowiskiem z worków z piaskiem, owinął pasek Mausera wokół przedramienia i czekał. „Dyzio” wylazł z kamienicy tylko po to, by chwilę później wrócić do niej, na szczyt kamienicy, gdzie było stanowisko „Drągala” i „Antosia”:
- „Drągal” altyreria, ta duża!!!
Celowniczy MG-42 uśmiechnął się protekcjonalnie do czternastolatka:
- Artyleria mały, nie zmacają nas tu, jesteśmy bezpieczni. Czekamy. – Drapieżnie się uśmiechnął i poprawił taśmę z nabojami zwisającą luźno między skrzynką a zamkiem broni.
Kolejny wstrząs, gdzieś od Freta, a potem potężny huk. Coś się chyba zawaliło. A potem raz za razem: trzy, sześć wybuchów, dziewięć, czternaście, osiemnaście, dwadzieścia cztery. Pełne dwa dywizjony haubic waliły w ten rejon! Kolejny wybuch i urwany wrzask bólu. „Daniel” odruchowo spojrzał w kierunku krzyku. W ruinach sąsiedniej kamienicy ział kolejny lej, a obok leżało to, co zostało z „Krzysztofa”. Kłąb zakrwawionych szmat. Snajper zagryzł wargi. Następny…


Pozycje chłopaków "Wiernego".


„Basia” i „Niusia” czekały na ten krzyk, który wyrwie je z marazmu: „Sanitariuszka!”, gdy kolejny z chłopaków oberwie. „Basia” zaciągnęła mocniej pasy nośne apteczki i wyjrzała na zewnątrz. Kolejne salwy były za krótkie. Potężne eksplozje posyłały brukowce z Rynku wysoko w powietrze. A może to była nawała artyleryjska, pod osłoną której podchodzili Niemcy?
„Wierny” czuło, ze robi się coraz goręcej. Siedział zupełnie nieprzepisowo na barykadzie, czekając na… No właśnie na co, aż któryś z pocisków w końcu trafi? Czy naprawdę wierzył w to, że jest niezniszczalny?
„Olga” przypadła do porucznika:
- Łącznik od „Kmicica”, mają straty. Dwu zabitych, trzech rannych, za plecami nam przełażą nasi z „Wigier”. „Trzaska” w razie czego wspomoże nas, gdy przyjdzie szturm, ale jeszcze tylko 3-4 godziny, potem idą na Plac Krasińskich. Zostaniemy sami… panie poruczniku… „Krzysztof” zginął…
Porucznik wycofał się do kamienicy wraz z łączniczką i oceniał sytuację. Ty na Dekerta i Nowomiejskiej ma kilkunastu ludzi. „Kmicic” na Krzywym Kole podobnie. Na Kamiennych Schodkach są chłopaki z „Bończy”, może 20-30. Aha, i syndykaliści „Nałęcza” ze 104. Kompanii domach na Jezuickiej i Domu Księdza Skargi na Rynku. Oni pierwsi przyjmą impet ataku. Łącznie niespełna setka żołnierzy i nieokreślone odwody „Wigier” wysłane przez „Trzaskę” za plecami.
Kolejna eksplozja zniosła z powierzchni ziemi zabytkowy budynek nieopodal wylotu Nowomiejskiej. Pyłu było już tyle w powietrzu, że widoczność spadło do kilku metrów. „Jonasz” klepnął „Chmurę” w ramię o rzekł:
- Idziemy kapralu, maszynka w garść. Zaczaimy się na grubszą zwierzynę, może nawet któryś z kotów przylezie, a wtedy go pomacam z tego. – Poklepał rurę panzerfausta. – A ty mnie osłonisz.
„Chmura” uśmiechnął się:
- Się wie panie sierżant, jak w ogień to tylko ze staromiejską wiarą.
Wpadli biegiem z kamienicy, przeskoczyli barykadę i biegli po nierównym podłożu Rynku. POM POM POM! Granatniki posłały serię osiemdziesięciojednomilimetrowych bomb, które wybuchły, sypiąc odłamkami wśród ruin. Kolejny okrzyk. Długi, zwierzęcy, nieprzerwany. Znów ktoś od „Kmicica”. Jonasz ciężko dysząc dobiegł do ruiny kamienicy, jednej z wielu, które niegdyś wznosiły się dumnie na zachodniej pierzei Rynku. Co dalej? Którą pozycję wybrać? Musiał podjąć decyzję. „Chmura” wpadł w ruiny zaraz za nim, przeturlał się, chroniąc ciężkiego Browninga i wpadł na „Jonasza”, boleśnie uderzając go w bok.
„Basia” dostrzegła „Jonasza” i „Chmurę”, udało im się przedrzeć. Byli teraz kilkadziesiąt metrów od nich. W razie czego… Zresztą, nie oni jedni. Więcej było tutaj rannych niż zdrowych. Niektórzy bardzo ciężko ranni. Znów wróciła myślami do szpitala na Długiej. A „Wierny” z niejakim zdziwieniem dostrzegł właśnie, jak lewa nogawka jego panterki zaczyna nasiąkać na wysokości łydki czymś czerwonym.
„Chmura” zaklął nagle:
- Kurwa, szkop w kółko golony w te i wewte prowadzany po moście Kierbedzia! Panie sierżant oberwał pan chyba.
„Jonasz” uważnie się obejrzał, faktycznie, na boku miał sporą plamę krwi, ale żadnej rany. Spojrzał na zmartwionego „Chmurę”:
- Synku, to nie ja. – Zauważył z troską w głosie.
„Chmura” spojrzał w dół. Cały bok panterki miał uwalany krwią. Własną
krwią.

Do planu:
1. Barykada/Reduta "Wiernego".
2. "Kmicic".
3. Chłopaki z baonu "Bończa".
4. 5. Pozycje "Nałęcza" i części chłopaków "Kmicica" (4. Dom ks. Skargi; 5. domy na Jezuickiej).
6. Odwody "Wigier" - "Trzaska".
Niebieską strzałką oznaczony jest wypad "Jonasza" i "Chmury". Czerwonymi przypuszczalne kierunki ataków niemieckich.


Kutak 26-07-2007 16:12

Oberwał. I wszyscy to widzieli, kolejny raz oberwał! Znowu zawiódł! Twarz Wiernego delikatnie się czerwieniła, lecz nie była to ta czerwień towarzysząca wściekłości- on po prostu się wstydził. Spojrzał jeszcze raz na nogę. Zwyczajny kawałek gruzu, pewnie przy którymś wybuchu, co najwyżej trochę poboli...

- Idź dalej, do Jonasza i Chmury, szybko! Mi nic nie jest, mną zajmiesz się później!- zawołał, widząc Niusię biegnącą w jego kierunku. Rzeczywiście, poza drobnym bólem w nodze nie groziło mu nic takiego, gdyby był zwykłym, szarym harcerzem nikt nie uważałby go za chorego. Ale był dowódcą, jego ludzie zawsze będą się o niego bali. Chyba, że kiedyś zrozumieją... Zrozumieją, że droga do doskonałości musi być bolesna.

Odłożył na bok karabin i sięgnął do torby, starej i poszarpanej torby, która towarzyszyła mu bodaj od początku Powstania. Z jej wnętrza wydobył nienowy już, prany już co najmniej dziesięć razy bandaż- brudny i poszarpany. Z pewnością nie do użycia na poważniejsze rany, ale na zadrapanie w sam raz. Polał jeszcze ranę wodą z manierki i owinął mocno materiałem. Wszystko powinno być dobrze- zazwyczaj było.

W duszy zaś dowódca plutonu szturmowego nie mógł odżałować śmierci kolejnego ze swoich ludzi. Krzysztof ostatnio sporo mówił o śmierci, wydawał się jej nie bać- to wszystko przytłaczało go tak bardzo, że chyba w zaświatach szukał odpoczynku, spokoju... Wierny westchnął. Bóg mu to da, On wie, kto walczy tu po dobrej stronie.

- Olga!- przywołał łączniczkę do siebie, posyłając jej krótki, ulotny uśmiech- Dostań się do "Kmicica" i dowiedz się jak wielkie są ich straty w tej chwili, czy nadal to dwóch martwych i trzech rannych. I czy czegoś im nie brak, koniecznie. Są nam potrzebni po drugiej stronie.

Nie czekał aż odejdzie, położył się niemal na szczycie barykady i wyjął z torby lornetkę. Co z Danielem, gdzie są Chmura z Jonaszem i, najważniejsze, ile Niemców tu idzie...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:14.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172