Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2007, 21:16   #41
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Biegła jak szalona, odłamki rozbitych cegieł, i chmura tynku unosiły się wokół niej.
"Bogowie, prosze, jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz...Dajcie mi go raz jeszcze chociaż tylko zobaczyć...."
Powtarzała te słowa jak mantrę, biegnąc w kierunku majączącej wyrwy drzwi, mając nadzieję, że uda tam jej sie chodź na chwilę schować...

Czuła, że niemiecki kule w każdej chwili moga jej dosięgnąć.
Nie pozostawalo jej nic, jak tylko się modlić, biec, i modlić...

Trzymała dłoń na kaburze z bronią, ale wiedziała, że będzie ona skuteczna tylko wtedy, gdy przeciwnik podejdzie blisko...
A to może być już za blisko....
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 07-09-2007, 01:06   #42
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Stare Miasto, barykada na Dekerta, Reduta Wiernego, 1 IX 1944 14.10-14.15

Z odrętwienia wyrywa mnie gwałtowna salwa z karabinu maszynowego. Nieprzyjacielska tyraliera zatrzymuje się. Jedni zawracają w popłochu i uciekają z powrotem. Inni starają się skryć na Rynku wśród gruzów i lejów po bombach. Wielu pada na bruk i wije się w śmiertelnych konwulsjach.
Ze spalonej Kamienicy Książąt Mazowieckich i z Krzywego Koła biją dwa nasze karabiny maszynowe. Długimi, równymi seriami omiatają staromiejski Rynek. Grupka własowców zrywa się i biegnie ku wylotowi Jezuickiej. Rzucamy granaty. Znów krzyki, które zagłusza silna detonacja pocisku z działa czołgowego.
Stanisław Komornicki ps. „Nałęcz”, Na barykadach Warszawy, Warszawa 1964, s. 185.




To ten ułamek sekundy, gdzie każdemu zdaje się, iż czas zatrzymał się w miejscu. „Jonasz” mierzy wzdłuż linii pancerfausta w zad STUGa, „Basia” z napięciem wpatruje się w swego sierżanta, widząc, jak w bramie pod nim znika grupa Niemców. Nieopodal „Chmura”, klnąc na czym świat stoi, pełznie po nadpalonej podłodze, pośród dymu, a wokół niego gwiżdżą w zwolnionym tempie pociski. „Wierny” bezwiednie przygryza wargi do krwi, modląc się w myślach. Wróg zbliża się do jego pozycji. Porucznik już widzi białka oczu poszczególnych szkopów. Zaciska dłonie na swoim empi. „Olga” gna po życie, klucząc wśród gruzów. Kule roztrzaskują cegły za nią. Z wizgiem przelatują nad głową łączniczki. Kilkanaście metrów od niej eksploduje granat. „Olga” upada. Wstaje. Gdzieś tam jest kula z jej imieniem.

I nagle wszystko rusza jak z kopyta.

„Jonasz” zerwał spust w pancerzownicy i pięść pancerna pognała w stronę działa samobieżnego. Eksplozja rozrywa cienki, tylny pancerz STUGa. Z kadłuba wykwitają płomienie, lecz sierżant nie widzi już tego. Płomień wylotowy pancerfausta ogłusza go na kilka sekund. Działo samobieżne oddaje ostatni strzał w narożnik Domu ks. Skargi, gdzie syndykaliści „Nałęcza” bronią się ostatkiem sił. Potem rusza naprzód i wbija się w ścianę sąsiedniego budynku. Ze środka wydobywa się smolisty dym.
[media]http://youtube.com/watch?v=VUN_jB2Rsfw[/media]Szturm nadal trwa. „Basia” zrywa się do biegu. Nie zważa na kule, dopada porucznika i wykrzykuje mu, że „Olga” jest w niebezpieczeństwie. „Wierny”, nagle pobladły, otwiera szerzej oczy. Spogląda w kierunku łączniczki, lecz zaciska mocno usta, a z oczu wyziera ponura desperacja. Czeka aż szkopy się zbliżą. A są zaledwie 90 metrów od barykady. Chłopcy z plutonu tulą się do broni. Czekają na rozkaz. Porucznik widzi po drugiej stronie Rynku płonącego STUGa, który wbija się w narożnik kamienicy.
„Jonasz” ocknął się chwilę później. Otępiały od eksplozji zerwał się na równe nogi i ledwie zdążył się schylić. Niemcy prażyli w jego pozycję, przyduszając go do ziemi. Schylony wyrwał dwa ostatnie granaty i odkręcił kapsle. Zerwał w obu zawleczkę i wyrzucił na oślep przez okno. Dwie głuche eksplozje rozrzucają wokół odłamki i gruz. Ostrzał ustał tylko na chwilę. „Jonasz” przypadł do ziemi i zaczął czołgać się do wyjścia.
Tymczasem „Chmura” odpełzł spod ostrzału. Kolejne kule wyrywały drzazgi z nadpalonych desek podłogi. Kapral nagle poczuł ostry ból na policzku, lecz nie zatrzymał się. Dotarł do w miarę bezpiecznego miejsca sięgnął po granaty. Słyszał na dole głosy Niemców. Szybko zaimprowizował pułapkę, łącząc tłuczek z drutem i uciekł do innego pomieszczenia. W samą porę, bo usłyszał za sobą trzy ogłuszające eksplozje. Szkopy nie żałowali granatów. Pociągnął za drut. Potworny, nieprzerwany wrzask był dowodem, że pułapka spełniła swoje zadanie. Przygotował kolejny granat. Tym razem nie stchórzy, jak wtedy…


Miasto umiera.

Barykada była 30 metrów od niej. Rosła w oczach. Wydawało się, jakby wszyscy Niemcy wzięli sobie „Olgę” na cel. Kolejna seria niemal nie przecięła na pół małej łączniczki. „Olga” nie przestawała biec, jak mantrę powtarzając: „Uda mi się, uda mi się, uda mi się…”. Wtem jeden wyraźny strzał przebił się przez palbę karabinową. Dziewczyna zawahała się, zatrzymała, a potem runęła na plecy. Jej panterka błyskawicznie nasiąkła krwią. „Wierny” zamknął oczy. Po raz kolejny nawalił. Kiedyś strzelił do kobiety, do matki. Teraz nie uratował dziewczyny. Skazał ją na śmierć. Niemcy byli 70 metrów od barykady.
Sturmann Andreas Friedrich z satysfakcją zarepetował Mausera, ale słysząc coś dziwnego uniósł głowę. Kilka metrów nad nim szybował gołąb. A potem głowa Friedricha rozpadła się na kawałki.
„Daniel” uśmiechnął się mściwie: „Masz skurwysynu”, widząc jak bezgłowe ciało Niemca osuwa się na ziemię. Usłyszał „Basię”:
- Daniel! Daniel na Boga! Musisz mnie posłuchać…
- To nie miejsce dla ciebie Basiu, nie jestem ranny. – wysyczał przez zaciśnięte zęby, wciąż z wściekłością strzelając ze swego SWT.
- Daniel! Jonasz i Chmura potrzebują cię!
Snajper odruchowo przesunął broń, by widzieć przeciwległy kraniec Rynku. Płomienie, dym, dziesiątki szkopów. Widzi podnoszącego się „Jonasza” i trójkę Niemców poniżej na półpiętrze. Przymierza krótka i naciska spust. Cała trójka pada. Jeden po raz ostatni. Żywi Niemcy ostrzeliwują się chaotycznie, a „Daniel” czeka.
„Chmurze” nikt nie pomaga, lecz jemu to nie pierwszyzna. Nie po to żulikował po Powiślu i Starówce, nie po to zgrywał kozaka przed silniejszymi od siebie, by teraz czekać na odsiecz. Niemcy znów szturmowali. Ilu ich tam jest? Pięciu? Dziesięciu? Kurwa, piętnastu!!? Nie przejdą! Rzucił granatem w dym kłębiący się na korytarzu, w którym zamajaczyły sylwetki esesmanów Dirlewangera. Błysk, huk i na chwilę cisza. Potem któryś z Niemców posyła długą serię w korytarz. „Tak się chcecie bawić?” – myśli „Chmura”. „Dobrze zostanę tutaj, poczekam”. Kładzie się na ziemi za stertą cegieł, przycelowuje z erkaemu. Ma jeszcze kilka magazynków i jeden granat przeciwpancerny, który w razie czego obróci tę ruderę w perzynę. Z sobą samym i tymi świniami. Jego twarz wykrzywia nienawiść.
„Jonasz” wyczołgał się na korytarz niepomny, że ledwie kilka metrów niżej, między parterem a pierwszym piętrem dwóch Niemców próbuje się skryć przed ostrzałem snajpera. „Jonasz” zbiegł na pierwsze piętro, podniósł MG-34 i gorączkowo sprawdził Cud!! Żadnych uszkodzeń. Pospiesznie chwycił dodatkową puszkę z amunicją do kaemu.
- Sześćdziesiątka!- krzyknął „Dyzio”. „Wierny” uniósł dłoń. Jego chłopcy spięli się. Każdy z nich miał wcześniej ustalony kąt ostrzału. „Antoś” przymknął na chwilę oczy, „Jastrząb” owinął taśmę nośną wokół przedramienia, by lepiej ustabilizować broń. „Drągal” szturchnął „Dyzia” i uśmiechnął się pocieszająco. „Grom” cały drżał i wybałuszał oczy na zbliżających się szkopów.
- Pięćdziesiąt!!
„Wierny” opuścił dłoń i ryknął:
- STRZELAĆ!!!!!
To był idealny moment. W jednej sekundzie 8 luf bluznęło ogniem w kierunku Niemców. „Drągal” omiótł całe przedpole jedną długą serią. Charakterystyczny odgłos strzelającego MG-42, niczym trzask dartego prześcieradła, dla kilkunastu szkopów był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszeli. Kontrapunkty powstańczych mauserów , peemów i sporadyczne wybuchy granatów dopełniały reszty. W minutę ponad trzydzieści ciał zasłało staromiejski Rynek. Pozostali padli na ziemię, starali się ukryć w lejach po bombach. Z Domu ks. Skargi, uwolnionego od STUGa znów odezwał się kaem. Również z barykady „Kmicica” Vickers pruł ogniem flankującym po Niemcach. Dirlewangerowcy zrazu w sposób zorganizowany zaczęli się wycofywać pod ogniem. „Jastrząb” zdjął ich oficera i wtedy odwrót zamienił się w paniczną ucieczkę. Nie czekając na inną okazję, strzelec „Kruk” wypadł prze barykadę, strzelając w biegu z MP-38. Za nim biegł „Czarny”, prując ze stena. Sporadyczny kontratak, szaleństwo czy próba dozbrojenia się? „Wierny” tego nie wiedział. Zmienił trzeci już magazynek, a potem podniósł się i spojrzał w bok. „Olga” leżała w kałuży krwi.


"Czarny" ze stenem.

„Basia” widziała koleżankę z oddziału leżącą pomiędzy redutą „Wiernego” i „Kmicica”. W tej chwili usłyszała, że ktoś wołą:
-Sanitariuszka!!! „Baśka”!!! „Czarny” oberwał!!!
W tej samej chwili do „Wiernego” podbiegł dwunastoletni chłopak. Porucznik znał młodego łącznika od Trzaski o malowniczym pseudonimie „Husarz”. Chłopak, blondynek delikatnej buzi meldował:
- Panie poruczniku. Atak Niemców od strony boleści na Mostową!
Obie ulice znajdowały się za pozycjami „Wiernego”. Jak tak dalej pójdzie odetną ich.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez Kutak : 07-09-2007 o 01:09.
kitsune jest offline  
Stary 08-09-2007, 15:48   #43
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Jonasz

Odetchnął głęboko - CUD. Poczuł radość jak dzieciak dostający upragnioną zabawkę pod choinkę. Nowiutki prawie MG i kupa amunicji do niego, widział dwie skrzynki, każda po 250 sztuk.



Na szczęście MG miał dołączony rownież bęben na 50 naboi, więc ktoś postury Jonasza mógł z niego strzelać opierajac go nawet o biodro.
Przeszukał resztę trupów nie mając ani odrobiny wyrzutów sumienia. Jego łupem padł jeszcze MP 40



z trzema magazynkami "pestek", oraz sześć niemieckich "tłuczków". Z kieszeni szkopów zabrał jeszcze opartrunki osobiste ( dziewczyny się ucieszą - pomyslał )



trzy paczki papierosów ( o ulgo palacza wydzielajacego sobie każdego skręta )



W jednaj z kieszonek na piersi chyba obergefraitra namacał coś twardego. Wyciągnał mały pakuneczek owinięty w pergaminowy papier i aż gwizdnął. Widać dostali je przed akcja oprócz sznapsów "dla podniesienia morale" - pomyślał. Bał się, że go zgubi. No i zgubił, razem z głową - pomyslał. Trzymał w ręce nowiuteńki Żelazny "Kreutz".



Szybko poupychał wszystko po kieszeniach. Kule dalej bębniły o ściany kamienicy, ale była to raczej bezładna strzelanina. Zarzucił swojego Mausera na plecy, eMPi zawiesił na ramieniu, za cholewy butów i pas zatknął granaty. Z MG w rękach czuł sie obwieszony jak choinka, ale jeśli już byla to choinka, to wojenna - roku 44.

Powinien jak najszybciej dotrzeć do "Chmury". Chłopak jest ostry, ale strasznie na szkopów "napalony", może nawet ta jego "ostrość" go zgubić.

"Wykopytkował" z mieszkania , wpadając rozpędzony na schody, załomotał oficerkami na kamiennych stopniach.

Psiakrew - na klatce schodowej ponizej leżało dwóch Niemców przyciśniętych do ziemi ogniem powstańców - może "Daniela" ? Jeden z nich podniósł głowę i przez sekundę ich spojrzenia skrzyzowały się. Młody chłopak , może dwudziestoparoletni o lekko skośnych oczach i wystających kościach policzkowych. Spod zza dużego hełmu patrzyły na Jonasza przerażone oczy człowieka, który nie wie po co tu jest i co tu robi.

Następny "Aryjczyk" - pomyślał sierżant. Cofnął się gwałtownie na podest pierwszego piętra, nie miał wątpliwosci że zaraz nastąpi jakaś reakcja. Odłozył MG i wyciągnął zza pasa dwa "tłuczki". Musi po prostu być szybszy.



Odkręcił kapsle i ze środka wypadły sznureczki zapalników zakończone porcelanowym "guzikiem". Wyszarpnął oba jednocześnie.

Stodwadzieściajeden - pierwszy granat rzucony silnie odbija sie od ściany i grzechocze lądując na parterze.

Stodwadzieściadwa - drugi rzucony miękkim lobbem kończy lot blisko schodów.

Stodwadzieściatrzy - dwa wybuchy zlewają się niemal w jedność, szybem klatki schodowej unoszą sie kłęby dymu, słychać z dołu wysoki, ucięty nagle krzyk.

No i po sprawie - mysli Jonasz, przynajmniej na chwilę ma spokój. Porywa MG i przypada do okna. Jeden rzut oka na STUGa, nie może sobie tego odmówić. Czuje piekielną, nieludzka radosć widząc działo szturmowe wbite w ścianę kamienicy i gramolących sie zeń, oszołomionych, półprzytomnych pancerniaków. Z kombinezonów niektórych unoszą się wąskie smużki dymu. Po kolei wyrzucają ręce w górę waląc się na warszawski bruk koszeni ogniem ludzi "Nałęcza". Powstaniec czuje mściwą stysfakcję, oto przed chwilą ci ludzie myśleli, że stłamszą ich, rozgniotą, unicestwią skryci za pancerzem swych bojowych wozów, a teraz ich ciała leżą niczym porzucone tłumoki na ulicy miasta, które Hitler i Himmler chcieli zrównać z ziemią. Parę Mutti dostanie oficjalne zawiadomienie o śmierci syna, parę Gerd będzie płakać w nocy za narzeczonymi.

Teraz rzut oka w strone kamienicy gdzie jest "Chmura". Grupa Niemców wpadła własnie do budynku, ale reszta ostrzeliwuje okna. Oparł MG na parapecie, odetchnął dwa razy głęboko i pociagnął za spust.



Kaem zadrgał mu w dłoniach, od strony Szkopów podniósł sie krzyk. Czego, jak czego, ale ognia w plecy, od strony własnych placówek na pewno się nie spodziewali. Wypuszczał krótkie jedno-dwusekundowe serie siejąc po stanowiskach wroga. Sześć wystarczy - uznał. Ściagnął MG z parapetu i na wpół ciągnąc, na wpół czołgając sie starał się przepełznąć na nowe stanowisko pod wzmożonym teraz ogniem wrogów. Kule rykoszetowały po eleganckim kiedys mieszkaniu kalecząc meble i odłupujac tynk ze ścian i sufitu. Jeszcze pare metrów, do nastepnego pokoju - myślał - tam znowu do okna i góra parę serii i znowu zmiana stanowiska. Jeszcze tylko parę metrów...
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 08-09-2007 o 16:30.
Arango jest offline  
Stary 08-09-2007, 21:09   #44
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
"Grom"

Z reduty „Wiernego” przestały padać pociski. Od czasu do czasu tylko z góry padały pojedyncze strzały z karabinu wyborowego. W tle odzywał się jeszcze Vickers z lewej flanki, zza ruin domu i odgłosy dogorywającej walki po drugiej stronie placu.

Grom zsunął się kilkadziesiąt centymetrów niżej po gruzie, na którym do tej pory leżał, a który stanowił mu osłonę podczas odparcia niemieckiego ataku, obrócił się na plecy i oparł głowę o jakiś kamień. Głośno pozbył się powietrza z płuc i nabrał ponownie, głęboko. Tym razem było czystsze. Nie miało w sobie tego okropnego posmaku strachu i zagrożenia.

Mieli jeszcze pewnie chwilę spokoju, nim Szwaby zbiorą resztki swoich z placu i rozpoczną ponowny ostrzał. Ale „Grom” nie chciał o tym myśleć. Wpatrywał się niemo w spowite ciemnym dymem niebo i sterczący nad sobą mur, która niegdyś był ścianą domu na ulicy Dunaj. Partyzant w zamyśleniu uzmysłowił sobie, że teraz te cegły i resztki tynku były bytem pozbawionym praktycznego sensu, a jeszcze kilka tygodni temu stanowiły integralną część czyjegoś życia, były jedną czwartą tego, co zwykł był nazywać domem.



Teraz jego domem były już tylko cegły, ogień, dym, pył, brud, pot i krew. Nienawidził takiego świata. Nienawidził, ale w tej krótkiej chwili spokoju, niczym buddyjski mnich widział tą swoją nienawiść jakby z zewnątrz, jak odległy, spokojny obserwator przyglądający się dziwnemu zwierzęciu przywiezionemu z innego, odległego świata.

Po chwili „Grom” oprzytomniał i rozejrzał się nerwowo, sprawdzając, czy stan zadumy nie trwał za długo. Ale nic się nie zmieniło, tak jakby wizyta w świecie myśli trwała jedynie sekundę. Ktoś krzyczał. Chłopak zrozumiał słowa. To „Olga” dostała. Niech to, ta piękna dziewczyna, też pójdzie do piachu. Jakby nie dość było śmierci... Co on mówi. Oni wszyscy zginą. Co do jednego. Niemcy staną nad ostatnim, zalanym krwią młodym chłopakiem, przygniotą go butem i zastrzelą jak psa. I nikt nic na to nie poradzi. Nikt i nic.

„Grom” czuł, że oczy mu łzawią. Zakrył je przedramieniem i opuścił głowę. Nie może pokazać, że płacze. Nie zrozumieją. Wszyscy byli twardzi i bohaterscy. Nie może pokazać, że jest od nich słabszy. Że się boi i nie chce umierać. Otarł łzę i przeładował magazynek. Zostały mu w nim chyba trzy naboje. Wyjął je i schował do kieszeni, upewniając się, że jest dobrze zapieta. Raz zdarzyło mu się zgubić kilka luźnych. Gdyby się o tym dowiedział „Wierny”, chyba by go zastrzelił.

Czas się ruszyć. „Grom” wyjrzał ostrożnie zza barykady. Basia pewnie zaraz poleci, by ratować koleżankę. Niemcy nie strzelali. Wydawało się, że ze swojej pozycji nie mają dobrej widoczności na barykadę. Prawdopodobnie do „Olgi” można było podejść bez ryzyka. Mimo to, chłopak się nie ruszył, tylko zakrzyknął:
- Basiu. Tam na lewo i za tym zwałem cegieł. Później tylko skok i jesteś przy „Oldze”. Dasz radę!
I schylił się lekko, kryjąc twarz. Nie chciał, aby ten krzyk zwabił niemieckiego snajpera, który właśnie mógł szukać celu. Basia to Basia. Da sobie radę.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 08-09-2007 o 21:50.
Grey jest offline  
Stary 09-09-2007, 17:18   #45
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Basia już miała wrócić na swoją pozycje, kiedy dostrzegła wydarzenia przy barykadzie. Widziała, jak jej przyjaciółka pada na bruk.

Olga! Na miłość boską, NIE!!!”

To nie wyglądało dobrze, bowiem łączniczka padła i nie ruszała się, ale i tak musi spróbować jej pomóc! Basia już szykowała się do biegu, lecz wtem usłyszała krzyk jednego z powstańców:

- Sanitariuszka!!! Baśka!!! Czarny oberwał!!!

I zaraz po nim kolejny:

- Basiu. Tam na lewo i za tym zwałem cegieł. Później tylko skok i jesteś przy Oldze. Dasz radę!

To Grom zachęcał ją, żeby ruszyła pomóc przyjaciółce. On jednak nie wiedział o Czarnym...
Niezdecydowana dziewczyna powiodła wzrokiem od jednej do drugiej postaci… Olga leżała nieruchomo skąpana w kałuży krwi, zaś Czarny siedział pod murem, a na jego barku widniała spora, coraz większa czerwona plama.

Niusia… dlaczego mnie zostawiłaś?”

Jeszcze niedawno siedzieli wszyscy w grupie gawędząc wesoło, a teraz musiała wybierać pomiędzy dwójką przyjaciół. Nie miała czasu na dylematy…

- Wynieście Olgę stamtąd! Zaraz wrócę! – krzyknęła Basia i popędziła do Czarnego.

Tu nie było miejsca na sentymenty, w grę wchodziła czysta kalkulacja. W przypadku łączniczki nie było wiadomo czy żyje, natomiast Czarny był prawie na pewno do odratowania – o ile nie straci zbyt wiele krwi.

Ryzykując postrzał, dziewczyna w kilku skokach znalazła się przy rannym powstańcu. Zdecydowanym ruchem rozcięła jego kurtkę i koszulę, odsłaniając zakrwawiony bark. Szybko otarła krew i przyjrzała się postrzałowi marszcząc ostre jak strzałki brwi. Już dawno widok krwi przestał robić na niej wrażenie.

- Kula niczego ważnego nie uszkodziła, ale muszę ją wyciągnąć i zaszyć ranę. – powiedziała do ledwo przytomnego Czarnego, po czym podniosła wzrok, szukając kogoś do pomocy. – Kruk! Trzymaj go teraz!

Dwukrotnie Czarny nie dał rady i krzyknął przeraźliwie. Raz - gdy sanitariuszka żelaznymi szczypcami wyciągała kulę, drugi – gdy założyła pierwszy szew.
Teraz jednak było już po wszystkim. Powstaniec leżał wycieńczony, lecz żywy.

- Wyjdzie z tego.

Basia otarła spocone, umazane krwią i popiołem czoło. Raz tylko zwątpiła, gdy „krowa” uderzyła tuż koło nich i to akurat w momencie, kiedy wyjmowała kulę, przez co omal nie uszkodziła płuca.

- Znieś go stąd! – rozkazała Krukowi, który sam wyglądał jak nieszczęście; blady niczym trup.

Młoda sanitariuszka nie dała sobie ani chwili na odsapnięcie. Zamknęła tylko apteczkę i pomknęła wzdłuż barykady.

Olga, proszę cię… ŻYJ! Już biegnę!!!”
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-09-2007, 09:43   #46
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Bieg.
Serce jak szalone tłucze się w piersi,oddech pali na dnie płuc.
Ale miejsce, szczelina gdzie można się schować jest coraz bliżej, już prawie na wyciągniecie ręki....

Usłyszała coś dziwnego,zamarła tylko na chwilę, by lepiej usłyszeć,cóż to zwróciło jej uwagę...
Kula z początku jak ukąszenie komara,ale z mocą zdolną obalić w biegu..
Straciła panowanie nad lewą nogą, upadła, resztką sił próbując się odtoczyć za jakiś załom, by nie leżeć na zupełnym widoku, bezbronnie wystawiona na kule szkopów.

Słyszała za sobą,nad sobą, wszędzie wokół rumor,hałas krzyki...ciągłą bitwę.
Ale to co było bliżej, było jakby otulone warstwą waty, wytłumione.
I tylko błękitne niebo zasnuwane dymem i pyłem tak błękitne jak zawsze...

Ja tylko chciałam wrócić..jeszcze raz cię zobaczyć...
Łzy żalu, może bólu, a może jednego i drugiego poczęły powoli żłobić jaśniejsze smugi w pokrytej ciemnym pyłem twarzy Olgi.

Próbowała się podnieść,ale coraz większy ból promieniujący z lewego uda zdawał się ją paraliżować.
Jedyne co była w stanie zrobić, to podczołgać się pod większy załom muru.

Zdrętwiałymi placami poczęła, pomagając sobie nożem odzierać rękaw munduru, gorączkowo próbując sobie przypomnieć to czego ją nauczono na kursie pierwszej pomocy.
Powiększająca się plama krwi,i czerwony ślad jaki zostawiła za sobą podczas podczołgiwania się pod załom muru nie były niczym napawającym otuchą.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 11-09-2007, 20:49   #47
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Oczy Wiernego pełne były pasji. Każda kula, która wylatywała z lufy jego broni, prócz siły gwarantowanej przez mechanizm popychana była także przez ogromne pokłady wściekłości i nienawiści do wroga. O tak- nienawidził wojny, nienawidził okupantów, każdego z nich. Ale też i na tej nienawiści skupił każdą chwilę ostatnich lat, każdą myśl, każdą chwilę. Powoli zauważał, że między nim a wojną tworzy się pewna więź, nierozerwalna więź...

Powinien był się cieszyć- ścięli naprawdę sporo szkopów, prawdziwy sukces- początek naprawdę godnego pożegnania z barykadą, z redutą Wiernego. Ale jakim kosztem, do czegóż musiał doprowadzić, by odnieść ten mały sukces. Nie licząc nawet tego, że znów stracili ogromną ilość amunicji, że paru z jego chłopaków jest rannych- odnieśli w oczach Wiernego klęskę. Czy raczej- on odniósł. Olga...

- Póki są w zasięgu- strzelajcie. Później pozbierajcie co się da, tylko nie wychodzić za daleko i uważać.- polecił, opuszczając broń.

Nienawidził okradania ciał niemieckich żołnierzy, w ich rzeczach czuł się okropnie, czuł się jakby zdradzał samego Boga. Czy to moralne, czy można tak postępować? Bez wątpienia nie. Ale czy bez tego mieliby jakieś szanse? Niestety, podczas wojny często musiał wybierać mniejsze zło...

I gdy już chciał ruszyć, już chciał popędzić do Olgi by pomóc jej choć trochę nim przyjdzie Basia, podbiegł młody Husarz. Porucznik wysłuchał jego słów z należytą uwagą i powagą, po czym odparł krótko:

- Nie mamy wielu zdolnych do walki, musicie dać sobie radę sami. Życz naszym powodzenia od porucznika Wiernego.

I zrobił coś, co dla osób znających Wiernego było czymś naprawdę niebywałym. Nie zwrócił uwagi na wyskakujących za barykadę, na wszystkie nieregulaminowe zachowania- samemu chwycił mocniej broń i po prostu pobiegł przed siebie. Pobiegł w jej kierunku...

Wybacz mi, Olgo, błagam cię... Wybacz i daj szansę, jeszcze jeden, ostatni raz...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 11-09-2007, 22:42   #48
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Wystarczy mały kamyczek...

KLAK! Siła ciśnienia gazów ponownie ustawia suwadło, któremu sprężyna powtórna kolejny raz nadaje pęd. W zamkniętym układzie ciał zostaje przekazany iglicy. Ta powoli przemierza drogę ku przeznaczeniu. Czas... płynie, lub nie. Precyzyjne uderzenie w spłonkę. Świętujemy nowy rok. Niezliczone rzesze iskierek płoną niedostępne dla oczu. Robi się ciasno, bardzo. Ciśnienie wyrzuca parę gram ołowiu z szybkością ośmiuset pięćdziesięciu metrów na sekundę. Sekunda to zdecydowanie za dużo. Gwint szerokości 7,92 milimetry wyciska na nim spiralne rowki. Pocisk wprawiony w ruch wirowy leci stabilnie. Każdy, kto puszczał bączki w dzieciństwie wie... Krótki kontakt ze światem. Układ nerwowy przekazuje impulsy z prędkością do 120 metrów na sekundę, tylko... Pocisk zagłębia się czaszkę. Cel osiągnięty. Czy może już odejść? Następuje odprowadzanie części gazów prochowych przez boczny otwór lufy, z długim ruchem tłoka gazowego. Jeszcze łuska nie zdążyła rozpocząć opadania, a już kolejny pocisk znalazł się w komorze Browninga Chmury. Maleńki ruch palcem wystarcza...

... by spowodować lawinę

Potocznie mówiąc był wkurwiony na maksa, miał dziką chęć wyskoczenia z za prowizorycznego stanowiska strzeleckiego i władowania w Szwabów całego zapasu amunicji. Ostatnia seria została gwałtownie przerwana. Skończył się magazynek. Nie w tym momencie. Przylgnął do ziemi. Tracił cenny czas, ale przecież musiał przeładować broń. Jeśli go dostaną, to na pewno teraz. Nagle na dole usłyszał nowe krzyki. Jonasz? Drżącymi rękami umieścił nowy magazynek i przesunął suwak. Złowieszczy uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Wykurzymy z kamienicy, co skurwysyny?
 
Angrod jest offline  
Stary 12-09-2007, 02:06   #49
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Stare Miasto, barykada na Dekerta, Reduta Wiernego, 1 IX 1944 14.15-16.00
Nie mogę zapomnieć. Jak oni mogli? Niemcy dziś zabili 3 osoby. Trzy dziewczyny. Sanitariuszki. Tak, po prostu. Jakby od niechcenia, bo mogli.

A ja, chowając się za załomem muru nie mogłam nic zrobić. Dziś znów widziałam Baśkę płaczącą w kącie. Tak mi jej żal, ale co mogę zrobić? Miłość w tych czasach jest okrucieństwem…

Czasem mam dość.

Mam ochotę uciec. Żyć gdzieś normalnie, chodzić na potańcówki, umawiać się z chłopakami na karuzele, czy ciastka u Bliklego.. Ale nie mogę. Żyję tu jak żyję. Szybko do schronu, kolejny nalot…

Pamiętnik „Olgi”, zapis z dnia 29 sierpnia 1944.


Zacisnęła mocniej zęby, lecz spomiędzy nich wyrwał się głośny jęk. Kula uderzyła z siłą kowalskiego młota. Prosto w udo. Nawet nie wiedziała, czy kość jest zgruchotana, bo jeśli jest, to … Ponownie zajęczała. Szok ustąpił, a odrętwienie jeszcze nie nadeszło. Rana rwała ostrym bólem. „Olga” pospiesznie przewiązywała ranną nogę prowizorycznym bandażem. Przewróciła się powoli na plecy i czekała. Kule jakby rzadziej przelatywały nad jej głową. Ukryta za solidnym fragmentem ceglanej ściany zdmuchniętej którymś z artyleryjskich wybuchów była raczej bezpieczna. Słyszała wrzaski umykających Niemców. Widać reduta po raz kolejny dała odpór.
„Basia” sprawnie opatrywała „Czarnego”, w milczeniu przewiązując chłopakowi bark. Młody powstaniec oberwał podczas niefortunnej szarży, ledwie przebiegł za spieprzającymi szkopami kilkanaście kroków. „Basia’ chwilę później ściągnęła go za barykadę. „Czarny” zgrywał chojraka, lecz nie wytrzymał. Kilka razy wyrwał mu się głośny okrzyk. Rana nie była śmiertelna, ale również nie powierzchowna. Młody powstaniec przez jakiś czas będzie mieć niesprawną rękę, z czego najwidoczniej zdawał sobie sprawę:
- „Baśka”, moja maszynka… - Wskazał na stena leżącego obok. Nie, nie puścił stena mimo postrzału. – Zabiorą mi ją? Dadzą innemu?
- Siedź teraz cicho, nie gadaj. Nie zabiorą, komu ją „Wierny” da?
Dirlewangerowcy po krwawej łaźni sprawionej przez „wigierczyków” i syndykalistów wycofywali się niemal w popłochu. Odstrzeliwali się gęsto, lecz chaotycznie. Powstańcze kabe i erkaemy dalej waliły za nimi, lecz chłopcy oszczędzali amunicję. Strzały były rzadkie a serie krótkie i mierzone. Ze zniszczonego STUGa próbowało uciec dwu ocalałych załogantów, lecz chłopcy „Nałęcza” nie byli w nastroju do darowania życia. Dwie precyzyjne serie z peemów skosiły Niemców. Ciało jednego z nich nadal zwisało groteskowo z kadłuba okopconego działa samobieżnego. Spora grupka Niemców pozostała jeszcze przy wylocie Jezuickiej, ale i oni się wycofywali. Część z nich dźwigał rannych lub zabitych kompanów wraz z ich bronią. Mieli wyraźne rozkazy, by nie zostawiać broni zabitych kolegów dla „polnische banditen”


„Chmura” po raz kolejny ściągnął spust. Kilkupociskowa seria przecięła niemal na pół małego szkopa, który wbiegł po schodach, prując z empi. Powstaniec szybko podniósł się i zmienił pozycję. Chwilę później na jego dawnej pozycji eksplodował kolejny granat. "Chmura” posłał w ciemność długą serię i przemknął pod inną stertę gruzów. Nikt do niego nie strzelał od strony Rynku. Widać atak odparty. Mimo to on miał tu kilku „swoich” Niemiaszków. Zmienił magazynek. Bodaj piąty. Zostało jeszcze pięć. Na dole szkopy dostawali wściekdupy. Walili jakby amunicja była za darmo. Przez grzechot peemów usłyszał skrzypnięcie na schodach. Wchodzili. Przypadł do ziemi i wypruł dziesięć pocisków pod ostrym kątem w dół przez pooraną podłogę. Znów wrzask, a potem przekleństwa. „Chmura” wyszczerzył zęby.
„Jonasz” rutynowym ruchem wyrzucił jeden granat po drugim. Dwie eksplozje zlały się w jedno. Tak. Na schodach pewnie problem rozwiązany. Porwał MG-34, czyli „sukę”, jak zwali tę skuteczną broń powstańcy. Sprawdził komorę nabojową. Broń sprawna i gotowa do strzału. Rozłożył dwójnóg i oparł go na parapecie. W kamienicy „Chmury” szkopy szykowały się do ataku. Wywalił w ich kierunku przynajmniej 30 nabojów, obserwując jak trafieni Niemcy padają skoszeni na ziemię jak szmaciane lalki. Zmienił pozycję i poprawił resztą bębna.
„Chmura” usłyszał długą serię z emgie. Pociski waliły w szkopów na parterze. Słyszał ich wrzaski, wycie rannego, potem okrzyki bólu. Kolejna seria. Cisza. Odczekał chwilę i wychylił się na schody. Na dole, poza kilkoma martwymi szkopami nikogo nie było. Uciekli.
Ten atak odparli. Kolejny z rzędu. Trudno zliczyć, ile ich już było. „Grom” leżał za barykadą, wsłuchując się w nagłą ciszę. Odległe odgłosy walk już dawno stały się dla niego elementem tła. Tym razem od Mostowej. Teraz tam chłopaki mają problemy. Mały „Husarz” już pewnie pomknął do swoich. „Grom’ przetarł oczy, starając się zdusić napływające do oczu łzy.
W tym czasie „Wierny” dobiegł do „Olgi” i sprawnie zarzucił sobie drobną dziewczynę na plecy. Dziewczyna przytuliła się mocno do porucznika, a ten wrócił czym prędzej za barykadę. Na Rynku uspokoiło się. Co prawda niemieckie kaemy dalej miały zrujnowany plac pod ostrzałem, co utrudniało zbieranie amunicji po szkopach, ale na reducie znów zapanował spokój.
***


Odpoczywali na reducie. „Jonasz” i ‘Chmura” wrócili do swoich. Teraz kapral siedział przy „Czarnym”, który powoli odzyskiwał rezon, a „Jonasz” obchodził stanowiska. W tym ataku stracili dwóch żołnierzu, a dwóch innych było poważnie rannych. „Olga" w schronie pod redutą. Straciła sporo krwi, a mięsień był solidnie poszarpany. Szczęśliwie kość była cała, więc przynajmniej będzie mogła kuśtykać.
Broń przyniesiona przez „Jonasza” i „Chmurę” solidnie wzmocniła szkieletowy pluton, ale teraz przynajmniej mieli trzy erkaemy. „Sukę” trzymał ze sobą sierżant. Do rozdania zostały dwa peemy MP40 (plus ewentualnie trzeci „Jonasza”) i kilkanaście magazynków do nich, plus kilka granatów. Grzej z amunicją. Niemal każdy w oddziale wystrzelał połowę posiadanej, a musieli się jeszcze kilka godzin utrzymać.
Mimo stosunkowo wczesnej godziny wciąż panował półmrok. Dymy i pyły zalegały wciąż nad Starówką. Było niezwykle gorąco, okoliczne kamienice płonęły jak żagwie. „Wierny” otarł czoło rozmazując na twarzy brud i sadzę. Założył z powrotem polówkę z orzełkiem. Było cicho. Chłopakom zamykały się oczy. „Dyzio” sprawdzał zdobyczne bębny z taśmami do MG42 i MG34, „Drągal” coś nucił pod nosem. „Jastrząb” bagnetem wyrył kolejne trzy kreski na kolbie Mausera. Porucznik spojrzał po swoich chłopakach. Może nie było ich wielu, ale to byli prawdziwi weterani. Z całą znaczeniem tego słowa. Z ponurą desperacją i fatalizmem, niechęcią do walki i przeświadczeniem o tym, że cało z tej awantury nie wyjdą.


A od mostowej dochodziły ich uszu coraz głośniejsza wrzawa walki. Widzieli, jak z pozycji „Trzaski” na „Krzywym Kole” wyłaniają się kolejne grupy szturmowe „Wigier” i ruszają na Mostową. Musiało tam być ciężko. Łącznik od „Kmicica” zameldował o sytuacji na reducie. Od strony Domu ks. Skargi też przybiegł chłopak z meldunkiem. „Nałęcz” stracił prawie połowę ludzi, ale utrzymał się.
Jakby nie zważając na pobliską walkę, obok barykady „Wiernego” przemaszerowała wystrzelana kompania z baonu „Bończa”, a potem plutony z baonu „Gozdawa”. Wszyscy o błyszczących ze zmęczenia oczach i wychudłych, wilczych twarzach. Porucznik od „Gozdawy” na chwilę zatrzymał się na reducie. Wieści nie były wesołe. Wróg napierał. Linia obronna Starówki trzeszczała i gdzieniegdzie pękała. Tylko lokalne, kosztowne kontrataki przywracały status quo. Kamienne Schodki ledwo się trzymają, na Freta też problemy. Ponoć wróg na północy się przebił w rejonie zgrupowania „Radosław”, które jako pierwsze wyruszyło na Plac Krasińskich, do włazu kanałowego.
A na Mostowej walka osiągnęła swoje crescendo. Na domiar złego pierwsze głuche wystrzały z haubic niemieckich obwieściły, że nadchodzi kolejna nawała artyleryjska.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 13-09-2007, 11:26   #50
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
"Grom" uśmiechnął się do "Jastrzębia" gdy ten mocno zaciągnął się po raz kolejny odpalonym petem. Ten przez chwilę trwał w bezruchu medytując nad przepełniającym go uczuciem ulgi, po czym podał peta rudemu.

- Dzięki... - mruknął pod nosem dziewiętnastolatek i pyknął dwa razy, drugi nieco mocniej, po czym oddał cenne resztki papierosa właścicielowi.
- Myślisz, że Niemcy mają dobrą widoczność na tego Stuga, Jastrząb? - Mówiąc to, chylił się nagle. Jeden z pocisków uderzył zaledwie dziesięć metrów od nich, w dół ulicy, na wysokości trzeciego piętra. Czy też tego, co kiedyś owym pietrem było. Cegłówki poszybowały nad głowami, drobne kawałki muru uderzyły wokół, a pył otoczył na chwilę ich sylwetki.

- Tfu. Co za syf. - Grom wypluł tynk i piach z ust. - Możeby tak dało radę dojść do tego żelastwa i wyciągnąć amunicję, nim szlag ją trafi...
- To idź. - rzucił Jastrząb w odpowiedzi uśmiechając się przy tym krzywo.
- Eeee tam. Myślałem o którymś z naszych bohaterów. Jonasz i Chmura to twardziele. I byli już po tamtej stronie dziś.
Jastrząb spoglądał na rudego przez chwilę.
- Przestań pieprzyć. Każdy jest taki sam. I oni sami nie daliby rady przenieść tego. Pół oddziału musiałoby pójść. Tego nie da się zrobić po cichu. Lepiej już zamknij jadaczkę.

Grom chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zmienił zdanie. Długi wydech zasygnalizował, że już nie ma pomysłów. Usiadł, jak poprzednio i przymknął oczy. Spać. Bardzo mu się chciało spać. Nie przeszkadzały mu ani wybuchy wokół, ani strzały gdzieś z tyłu ich pozycji. Wsunął się w dziurę między gruzem, gdzie był najbezpieczniejszy i nasunął rogatywkę na oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 13-09-2007 o 11:30.
Grey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172