- Olbrzymie jaszczurki żyją na bagnach. Najbliższe bagna są w okolicy Lorien. Co do listu... Odskoczył od podchodzącej do niego Iren i wyciągnął list. Przełamał pieczęć i zaczął czytać: Posłaniec zjawi się jutro w Village. Znajdź kilku śmieci którzy wykonają za ciebie brudną robotę. Nie będziesz się musiał o nich martwić, bo zabiją ich elfy. - Nie ma podpisu. Ciekawe co to za śmiecie którzy zabili - tu zamilkł kiedy na was spojrzał - posłańca? |
Wściekła dziewczyna stanęła na wprost niego i zacisnęła pięści ze złości. - Mówiłam, że to od Babci! - burknęła do blondyna i złożyła ręce na piersi. Cała naburmuszona słuchała tego co wyczytaj mężczyzna. - Ej, na mnie nie patrz, ja nie jestem kretynką! Nikogo nie zabiłam, bo jakiś palant mi wmówił, że ma złotego ptaszka! - odrzekła pełna złości odwracając twarz w drugą stronę. |
Albert zaczął się śmiać. Wstał i poklepał Halberta. - No to masz pecha, bo wydaje mi się, że ty sie zaliczasz do tych śmieci. Z całym szacunkiem oczywiście. - Powiedział i ponownie usiadł na krześle. |
-Wiedziałeś że Ali Baba był elfem? Pewnie wysłannikiem... Wybiega nagle z domu bierze garść liści i patyk wbiega spowrotem i patrzy się na towarzyszy z szaleństwem w oczach. Łamie patyk rzuca liście na ziemię. Mamrocze jakieś słowa rzucając czar kuglarstwo. Wyjmuje sobie z ucha bełt do kuszy i rzuca nim w ścianę na której chwilę przed tym pojawia się czerwona plama. Unosi w powietrze stół i uderza nim w podłogę zostawiając wgniecenie. Upada na ziemię dygoczac i krzycząc. Po 30 sekundach podnosi się. -Och, wybaczcie... masz pewną... hmmm?... chorobę....nie! To od przedawkowania kwaśnego liścia! Pomaga na ból ale czasem daje dziwne efekty.... Siada na podłodze. |
-Myślę, że straciliśmy już dość czasu. Spotkajmy się przy północnej bramie. Załatwię wam konie i jakąś mapę. Proponuję wam udać się do Lorien. Powiedziawszy to wyszedł z domu burmistrza i ruszył drogą na północ. |
-Zbierajcie się i bierzcie od tego truposza co się da. Ja już idę do bramy bo mam to co trzeba. Lepiej zaufać temu gościowi. Zakłada plecak i bierze małego łyczka z manierki. Wychodzi zmierzając do bramy. |
Alfred siedział na krześle i brzdękał na lutni. Jeśli zabili posłańca elfów, to faktycznie był to problem. Dla samego Alberta problemem było to, że nikt pewnie nie uwierzy, że nie ma on nic wspólnego z zabiciem Alego. - Nie wiem czy ufać temu młodzieńcowi, ale fakt faktem niedługo może być tu nie bezpiecznie. - Powiedział nie przerywając gry na lutni. - Ja idę do tej bramy i tak nie mam innej koncepcji. - Stwierdził, wstał i poszedł w stronę północnej bramy. Cała ta sprawa wydawał się bardzo zawiła. Nie wiadomo komu wierzyć. Nie wiadomo czego się spodziewać po cały tym towarzystwie. |
Dziewczyna stała chwilę naburmuszona i strasznie wściekła. Nienawidziła jak ktoś był nad nią górą. Po chwili wszyscy zaczęli wychodzić. - Ej, a wy dokąd? - spojrzała jak pierwsza osoba wychodzi. Zaraz po niej grajek wstał z krzesła i też pokierował się w stronę wyjścia. Iren pomyślała, że głupio teraz byłoby zostać samej. Tym bardziej, że nadal ma schowany w bucie dziwny amulet. - Yh. Ej Ty, lutniarz! Poczekałbyś na mnie! - przez chwile zastanawiała się czy aby na pewno wybrała dobre towarzystwo. "Małe, grube i śmierdzące, ale wydaje się sympatycznym, małym, grubym i śmierdzącym" - celowo powtórzyła dwa razy, jaki on jest. - Ładnie fałszujesz na tym badziewiu - rzekła idąc obok niego, chcąc być miłą, jednak po chwili złapała się za usta zatykając je "Ja to zawsze coś palne." |
Słysząc słowa Iren Alfred zatrzymał się. Odwrócił się w stronę kobiety i zmierzył ją gniewnym wzrokiem. Wiele razy słyszał obelgi. Wiele razy źle o nim mówiono. Jednak o lutni nikt sie tak jeszcze nie wypowiedział. Alfred kochał ten instrument. Kiedyś należał do jego dziadka, który był i jest jego wzorem. - Jak śmiesz tak mówić o mojej lutni. - Jego twarz stała się czerwona ze złości. - Wiem, że tacy jak ty znają się na muzyce jak rzeźnik na klejnotach. Jednakże ty przesadziłaś. Cofnij to! - Gniew Alfreda rósł z każdą chwilą. |
- Ymm, ten no...badziewiu? Chciałam powiedzieć Botdrzewiu! che che, to taki instrument z drewna, u mnie w rodzinie tak się na to mówiło, bo nie znało się wtedy tak dobrze na muzyce! che che. - dziewczyna próbowała wszystko przekręcić by wyszło na jej. "Przeklęty język!" - pomyślała - Ale od dziecka lubiłam słuchać gry na "Botdrzewiu". Taak, mój dziadek na nim grał. Mówiłam Ci kiedyś? Oh, wybacz, nawet się nie przedstawiłam! Iren - podała mu dłoń po czym dodała - Wspaniały instrument! Wrzeźbiony z dębu czy z wierzby? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:02. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0