|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-08-2007, 16:27 | #1 |
Reputacja: 1 | Dziady Żuliborskie Żoliborz, 23 kwietnia 2007, Wtorek, 19:50, za rogiem sklepu „Welmax”, niedaleko parku "Kępa Potocka" Dzień był dość chłodny, mimo, że dawno przeminęła połowa kwietnia. Wiosna zadawała się ignorować kalendarz. Na dworze nadal niepodzielnie rządził chłód i deszcz. Nie ubliżając Poltiemu, to psa szkoda wyrzucić.
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
20-08-2007, 11:53 | #2 |
Reputacja: 1 | -No! Ty weź chodź gonimy za nim! - Normalnie zareagowałby pewnie znacznie mniej porywczo, ale wściekł się gdy ktoś odebrał mu owoce ciężkiej pracy. I to najlepsze owoce z calusieńkiego sadu! I już miał pobiec za vietnamem z wyraźną żądzą mordu, lecz opamiętał się na czas i zabrał pustą już butelkę. Poklepał się jeszcze po kieszeniach aby z zadowoleniem stwierdzić że wszystko znajduje się we właściwym miejscu. - Ty też psie! Bierz kość i biegniemy! No chodź, naprawdę nie mamy czasu! - Po chwili jednak Polti posłusznie dołączył do nich i razem ruszyli za złodziejem.
__________________ I like rusty spooonsss... I like to touch them... I like it when the red water comes out... |
23-08-2007, 07:36 | #3 |
Reputacja: 1 | Żoliborz, 23 kwietnia 2007, Wtorek, 22:10, w parku "Kępa Potocka"
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
10-09-2007, 23:27 | #4 |
Reputacja: 1 | Magister Alojzy Chemik 24 kwietnia 2007, Wtorek, 4:10, chałupa w Lasku Brzozowym Magister Alojzy Chemik obudził się w środku nocy na wielkim kacu. Ba! Samo słowo kac wydało mu się tu zbyt nieodpowiednie. W głowie huczało mu jakby ruska artyleria grzmiała, świat wirował tysiącem barw. Żołądek Magistra podjechał niebezpiecznie wysoko…
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
11-09-2007, 10:59 | #5 |
Reputacja: 1 | Alojz siedział zamyślony, jednakże wzrok jego badawczo badał okolicę - był bardzo podejrzliwy i wyjątkowo ostrożny... a może to poprostu obsesja. "Może to Juefoł, znowu te bydlaki kalwaryjskie, pieprzeni krolowie kazachstańskich ogórków." - myśląc drapał się po głowie. - To nie jest dobry dzień dla naukowca... - powiedział do siebie bardzo powoli, a potem znowu pogrążył się w czysto metafizyczną, umysłową dysputę. - "Są tylko dwie opcje: Juefoł albo ktoś sobie robił kawał. Ale, ale.. non omnis moria... te pieprzone karakany nie zostawiły by ogórów, wręcz przeciwnie - dlatego opcja Juefoł..." - przerwał tok myśleniowy na chwile; wstał i dokładnie rozjerzał się do okoła, a potem wpatrując się uważnie w niebo rozmyślał dalej, już siedząc. - "Dlatego opcja Juefoł odpada.. z drugiej strony kabalistycznie na to patrząć godzina 2:13 to jedyna jaką pamiętam, jednakże bać być się mógł jeśli była by to 5:13!" - Chemik wstał, zrobił pare kroków w koło ławki drapiąc się po głowie. - "Zatem.. klne się na wszelkie Alkoholix Demonix.. że pro publico bono znajdę winowajce. Udam się najpierw na miasto, wypytam co nie co o dzień wczorajszy, a przy okazji poszukam potrzebnych składników, jeśli miałbym się nie dowiedzieć. Tak.. tak... to dobry plan." - Twarz magistra rozchmurzyła się. Powoli wyciągnął z kieszeni papierosa, trochę pomiętego, z deka nadpalonego, i zapalił go. Ciągnął dalej już na głos, co w rzeczy samej często mu się zdarzało: - Będe potrzebował puszkę po coli, co tu jeszcze co jeszcze na Agryppę, trochę chomiczej krwi - przerwał na chwilę. - Skąd ja do diaska wezmę chomika!!, nie zapowiada się dobry dzień dla naukowca. Może mysz wystarczy, potem trochę kukurydzy, spirytus, sól i co najważniejsze!, żeby wykryć ofiarę będe potrzebował ptasich oczu... psia mać. No nic. - Alojz skończył dopalać fajka i ruszył powoli w kierunku miasta, dobrze oglądając znaną mu okolicę.
__________________ Gdybym nie odpisywał przez 2 dni.. plsss PW:) -"Na horyzoncie widzisz szyb kopalni" -"Co to za rasa szybko-palni?" Czego pragnie eMdżej?! |
17-09-2007, 16:28 | #6 |
Reputacja: 1 | -Wania chodzmy do miecia on zawsze ma dobre rady. Po czym wyjal z kieszeni wielkiego czarnego szczura i dal mu wylizac do konca butelke mowiac - bierz to maly. Ostatnio edytowane przez Syl Daar : 19-09-2007 o 16:28. Powód: Temat |
29-09-2007, 18:37 | #7 |
Reputacja: 1 | Lutek, Jan „Wania” Kozłowski Żoliborz, 23 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 24, w parku "Kępa Potocka" Pierwszy z całego zdarzenia ocknął się Lutek, być może dlatego, że był od miejsca zdarzenia dość daleko i nie widział całości tak dokładnie jak Wania.
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
29-09-2007, 20:02 | #8 |
Reputacja: 1 | Magister Alojzy Chemik 24 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 7:10, pomiędzy laskiem brzozowym, a wielkim miastem – niedaleko ogródków działkowych - To nie jest dobry dzień dla naukowca... Pomyślał i powiedział pod nosem Alojz. Przez całą drogę zastanawiał się, kto jest odpowiedzialny. Czy juefoł, czy pieprzeni krolowie kazachstańskich ogórków, czy wreszcie ktoś ze znajomych? W międzyczasie zastanawiał się skąd weźmie składniki. Po drodze przypomniało mu się, że na obrzeżach wielkiego miasta – Warszawy – kiedyś znajdował się młyn zbożowy. Od wielu lat był nieczynny, ale myszy powinny tam chyba zostać, zwłaszcza, że niedaleko są ogródki działkowe, a tam zawsze coś mysz znajdzie. Jeżeli uda się złapać mysz to jeden składnik z głowy, puszka po coli nie problem w mieście kupa się tego wala. Zresztą jakby co ma kilku znajomych zbieraczy – Dionizy, Miecio, może Jaśka z ogródków działkowych mu pomoże?
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
29-09-2007, 21:37 | #9 |
Reputacja: 1 | Janina „Jaśka” Gąbczewska 24 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 3, ogródki działkowe na obrzeżach Warszawy Jaśkę tej nocy wybitnie męczyły jakieś dziwne koszmary. Sny o dziwnych kolorach i kształtach bez ładu i składu. Nie bardzo wiedziała co może być powodem takich sensacji. Po części winiła grochówkę rozdawaną przez PCK o 16 dnia poprzedniego. – Pewnikiem to do niej dodali coś mało świeżego i teraz mnie to coś ją męczy pomyślała Jaśka. Zawsze najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości żołądkowe i sercowe był jej własnoręcznie pędzony i trzykrotnie destylowany bimberek. Niestety teraz nawet bimber się nie sprawdził. Jaśkę męczyły dawne wspomnienia, nieżyjący mąż Henio, rozjechany przez TIR-a kot, itp. Prawie pół nocy walczyła. Dopiero grubo po północy usnęła, snem kamiennym, godnym sprawiedliwej osoby.
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
29-09-2007, 22:59 | #10 |
Reputacja: 1 | Jaśka szła w milczeniu, przeżuwając mocno już zużytą gumę miętową. W głowie miała pustkę, wczesna pora nie robiła zbyt dobrze na procesy myślowe. Nawet, jeśli to była wiosna i gdy zaczęło sie dzień w tak zaskakujący sposób. Kot oglądał się co chwila za siebie wyraźnie ją popędzając, i gdy tak patrzył na nią niecierpliwie swoimi zielonymi ślepiami, Jaśka czuła się winna, że tak wolno toczy sie na swoich krótkich nóżkach. Na szczęście poheniowe buty spisywały sie jak zwykle nad wyraz dobrze. Wczoraj nasmarowała je malcem, który został jej z kolacji i teraz, mimo że wilgotna od porannej rosy trawa zmoczyła jej ciepłe spodnie od dresów koloru głębokiego granatu, jej trepy pozostały suchuteńkie. Jaśka wyciągnęła z czarnej, mocno już zużytej saszetki na pasku szklaną piersióweczkę po wyborowej i pociągnęła solidnego łyka. Kojący smak jej własnoręcznie destylowanego (trzykrotnie!) bimberku miłym ciepłem rozlał się po gardle i przebudził osowiałe komórki nerwowe. Jaśka wypluła całkiem już zużytą gumę, schowała starannie piersióweczkę i ruszyła za kotem, który właśnie wpatrywał się w nią spojrzeniem pełnym dezaprobaty. - Chciałbyś, co? – zapytała Jaśka. Kot prychnął z niesmakiem, i odwrócił się ostentacyjnie. A Jaśka zaczęła myśleć. Po pierwsze, co to za kot? Rasowy jakiś… Żaden z jej podopiecznych nie miał takiego futra, ani takich oczu. Znaczy się, nowy tutaj, bo jeszcze nie zdążył narobić kociaków po całej okolicy, jak ten pers kilka lat temu. Potem przez całą wiosnę rodziły się koty, które trzeba było myć, bo w kłakach miały tyle pcheł i błota, że ledwo chodziły. Na szczęście Jaśce udało się je sprzedać jako „w większości rasowe” za dziesięć zeta od łebka przed Stadionem. Poza tym, niepokoiła ją jego siła przekazu. Zwykłe koty tak nie mają. Zwykłe koty pokazują, kiedy je coś boli, kiedy są głodne albo je ktoś wkurzy. Ale nie potrafią tego przekazać tak… obrazowo. Nie potrafią przesłać tak bezczelnie do podświadomości. I ten posąg kota. Nie pasował jakoś do historyjki o zjedzeniu myszy. To wszystko miało jakieś… metafizyczne podłoże. Przy słowie „metafizyczne” przypomniała sobie Alojzego Chemika. W sumie on właśnie posługiwał się tym udziwnionym słownictwem. Jaśka postanowiła, że zajrzy do niego, jak tylko wróci. Tak właśnie zrobi – weźmie bimberku i pójdzie do Alojza. Opowie mu o kocie i o tej dziewczynce… I tutaj właśnie na rozchmurzonym przez chwilę obliczu Jaśki znów pojawił się wyraz niepokoju. Dziewczynka. Jeśli to prawda, to co ona zrobi z dziewczynką? Na Policję? A może mała jest chora? W tym majaku nie wyglądała najlepiej. Czego się z resztą można spodziewać po dziecku, które jest chyba w lesie i potrzebuje pomocy. Jaśka żałowała, ze jej specyfik z czosnku skończył się już dawno. Pomógłby Małej na pewno. Ale z drugiej strony, dzieciakowi nalewki też przecież nie da. Może mała się zgubiła? Wtedy najprościej będzie odprowadzić ją do domu. A jak nie będzie wiedziała gdzie mieszka? Przecież jest zgubiona. To co, na Policję? Wszystko rozbijało się o gliny, a tych Jaśka nie kochała. Ale przecież nie odmówi pomocy dziecku. Absolutnie nie odmówi, nawet za cenę kłopotów… Przyśpieszyła kroku, rozglądając się niespokojnie. „Heniuś, Heniuś, cholero… ty byś wiedział, co zrobić. Jak ten twój łeb by mi się przydał teraz. Kurde, Heniuś, co cię na ten drugi świat poniosło? Źle ci tutaj było…?” – Jaśka poczuła, ze się rozkleja. Pociągnęła znów łyka bimberku, otarła chyłkiem kręcącą się w oku łezkę (tak, żeby kot nie zauważył) i rozejrzała się wokół. Pola były przepiękne, gdy poranna mgła unosiła się nad trawami. Blade słońce obmywało wszystko ciepłym, radosnym blaskiem, odbijając się w tysiącach kropelek rosy. A w dali las, teraz jeszcze uśpiony po zimie, ale już wkrótce zachwyci wszystkimi odcieniami zieleni. Widok i świeże powietrze nastawiły Jaśkę nieco radośniej, czego nie można było powiedzieć o kocie, który z niechęcią próbował otrząsnąć z rosy swoje przemoczone futerko. Spojrzał na Jaśkę swoimi pięknymi oczyma, jakby chciał powiedzieć, że to już niedaleko. Więc tym razem to Jaśka pogoniła kota i potruchtała za nim najszybciej jak mogła.
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... Ostatnio edytowane przez Geisha : 29-09-2007 o 23:08. |