lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski] Podróż po więcej. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/4010-autorski-podroz-po-wiecej.html)

Sumar 31-08-2007 17:20

[Autorski] Podróż po więcej.
 
Albreht von Werestein, młody mężczyzna, siedział w niepozornej chatce w małej wsi Myther. Wygrał tą chatkę w karty z jednym takim wieśniakiem, którego poniósł honor. Nie było tu luksusów, ale było to dobre miejsce, żeby się razem zebrać. Do tego była w miarę blisko większych miast. Właśnie wyczekiwał swoich przyjaciół, a w szczególności Bruna, z którym dzieliło go już sporo przygód. Wysłał wczoraj parę gońców z listami. „Dzisiaj powinni już tu wszyscy być” – myślał biorąc jeszcze raz w rękę kartkę, na której było napisane to, co od razu przyciągnęło jego oczy.
- Ciekawe, kto przybędzie pierwszy? – zapytał siebie zakładając nogi na stół i poluźniając pas z dwoma pistoletami po czym włożył jeszcze do ust długą fajkę.

Bruno Osterwald wychodząc na pagórek, przy rzece dojrzał znaną mu już wioskę. Właśnie tam spotykał się czasami z Albrehtem. Wczoraj dostał list od gońca, w którym Albreht pisał o nowej wyprawie. Jakiś jegomość, ponoć, w Krasnoludzkiej Twierdzy za parę przysług daje nagrody. Bruno wiedział jak jego przyjaciel lubi takie przygody, a zwłaszcza z nagrodami w roli głównej. Tak się przecież poznali. Albreht był bardzo dobrym hazardzistą, a tą chatkę, do której właśnie zmierzał, Albreht wygrał w karty na jego oczach.
„Ciekawe, kto jeszcze tam będzie?” – zastanawiał się Bruno. Poznali jakiś czas temu też elfa - czarodzieja, oraz Vintiego – półelfa także związanego z magią. Ale miał być ktoś jeszcze.

Vintillian sa Linor właśnie był w połowie drogi między Benger, a wioską Myther, do którego dążył. Albreht wysłał do niego krótki liścik o treści: „Vin, przyjeżdżaj. Chcę tę nagrodę od tego w krasnoludzkiej twierdzy.”. Vein wiedział, o kogo i o co chodzi. Znał też, pobudki Albrehta, którego już trochę znał. Vintilian wiedział też, że oprócz niego będą brały w wyprawie i inne osoby. Tylko ciągle odczuwał jakieś dziwne wrażenie z tym związane, którego nie potrafił zdefiniować.

Aranel Telrunya wykonał , co miał wykonać i odpoczywał. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Po otwarciu drzwi jakiś niesforny goniec potknął się upadając prosto na jego nogi. W ręku trzymał list. Aranel pomógł mu wstać, po czym wziął od niego list. Zamknął drzwi za gońcem i wygodnie usiadł na krześle, otwierając kopertę sztyletem do tego przeznaczonym. Albreht! – od razu elf rozpoznał właściciela listu po piśmie. Napisane było w nim coś o człowieku od dziwnej nagrody. „A tak, tak. Słyszałem coś.” – pomyślał.
- O, Bruno też będzie? – powiedział powoli do siebie czytając ostatnie zdanie. Po przeczytaniu wstał, rozejrzał się i zabierając parę drobiazgów, wyruszył do Myther. Był wcale niedaleko, a i po drodze miał coś do załatwienia.

Kate dostała wiadomość od Albrehta, którego poznała jakiś czas temu. „Do dziś nie wie, że gwizdnęłam mu kilka monet” – przypomniała sobie półelfka uśmiechając się. Albreht poprosił ją, żeby przyszła do niego. Ma tam być też ten Bruno, którego widziała tylko raz, oraz jeszcze parę innych osób. Jak zwykle chodziło o nagrody. Nie przeszkadzało jej to. Idąc półelfka uśmiechnęła się do mężczyzny , który mimowolnie gapił się w jej biust. Przy okazji, pozbawiła go ona sakiewki.

Vanessa sa Linor szła spokojnie. Niedawno poznała Albrehta, człowieka, który teraz czegoś od niej chciał. Vanessa poprawiając płaszcz weszła do wioski. Tutaj była chatka, tego Albrehta. Ale półelfka nie poszła od razu do chatki, chciała coś jeszcze tutaj zrobić.

Albreht wyjrzał przez okno. „Już powinni przychodzić” - pomyślał. Za chwilę dojrzał młodego mężczyznę ubranego w przetarte już ubrania.

Albreht od razu otworzył skrzypiące drzwi i pomachał do tego mężczyzny.
- Bruno! – wykrzyknął
- Albreht! Miło cię widzieć – odpowiedział Bruno, gdy się zbliżył.
Posiedzieli tak chwilę i pogawędzili sobie. Za chwilę zaczęli się schodzić pozostali.
Większość się nawzajem znała, ale nie wszyscy.
- To teraz pragnę oficjalnie was przywitać – powiedział Albreht.
- Nie wszyscy się znacie, ale wszyscy znacie mnie, więc pozwólcie, że was przedstawię.
- To jest mój przyjaciel Bruno Osterwald, traper – powiedział wskazując mężczyznę z brodą i wąsami przeciętnego wzrostu. Miał ze sobą łuk i inny przydatny w lesie ekwipunek.

- To, jest Aranel Telrunya, czarodziej wędrowny – wskazał elfa o białych włosach i zwiewnej czerwono–złotej szacie.

- Dalej, Vintilian sa Linor – mówił wskazując półelfa w białej szacie. Był z was najwyższy i najstarszy.

- Kate, moja przyjaciółka, którą niedawno poznałem
– była to pólelfka o niesamowitej wręcz urodzie. Miała jasne blond włosy, piękną sylwetkę i była bardzo młoda.

- I jeszcze…
- tutaj urwał rozglądając się po pomieszczeniu szukając jeszcze jednej osoby.
- Myślałem, że również jest z nami. – dodał powoli. Gdy tylko skończył, drzwi jakby na rozkaz się otworzyły ukazując półelfkę z bardzo długimi, rudymi włosami i z rapierem na plecach.
- I jeszcze Vanessa – dokończył Albreht, stwierdzając, że wszyscy są już w komplecie.

Za chwilę Albreht przeczytał wam liścik z informacjami na temat wyprawy, którą planował. Było tam napisane, że w krasnoludzkiej twierdzy Ker’deren mieszka mężczyzna o imieniu Sandriel, który za kilka przysług rozdaje wielkie nagrody.
- Ponoć, są to nagrody cenniejsze od złota – dodał spokojnie Vintillian.
- W każdym razie w tej wiosce niczego więcej się nie dowiemy. To, jak? Kto się wybiera? – zapytał wszystkich Albreht - Konie mam na zewnątrz.

Nami 31-08-2007 17:57

Vanessa z hukiem zamknęła za sobą drzwi i stanęła przy ścianie, opierając się o nią plecami. Założyła ręce krzyżem na piersi zaś nogę oparła stopą o ścianę na której się opierała.

Vanessa jest dziewczyną o zwykłej budowie ciała. Nigdy nie miała pięknego, głębokiego wcięcia jak inne panienki dlatego wydaje się od nich nieco szersza. Ma na sobie czerwony gorset z czarną koronką, wiązany z przodu czarną wstążeczką. Nosi też wygodne, czarne leginsy, przylegające do jej ciała i niekrępujące ruchów. Na sobie ma czarny płaszcz z dużym, sterczącym kołnierzem. Na plecach można dostrzec rapier. Posiada skórzane rękawiczki bez palców sięgające do łokcia.
Na twarzy półelfki widoczny jest mocny, czarny makijaż, niezmywalny, gdyż tak naprawdę na lewym oku są to czarne kreski dookoła oka zaś na prawym prócz tego pod okiem widnieje jeszcze tatuaż. Ma ona mały, zgrabny nosek i niewielkie, wyblakło wiśniowe usta. Włosy rude, bardzo długie, sięgające aż za pośladki. Biust nie za duży, nie za mały, jednak wydaje się większy dzięki zaciśniętemu gorsetowi. Vanessa mierzy sobie 174cm wzrostu zaś waży 50kg.

Dziewczyna uważnie rozejrzała się po zebranych tu osobach, komentując wszystkich w myśli.

"Zacznijmy od przybłędy. Jakiś staruch w podartych ciuchach. Pewnie nawet nie umie z procy strzelać, żyje na leśnych malinach a za potrzebą biegnie do lasu z saperką. Żałosny." - skwitowała i przeniosła wzrok na następnego mężczyznę.

"Kolejny ciekawy przypadek. Ważniak, myśli, że jest cwany, a dzięki dwóm pistoletom przy boku zdoła uniknąć śmierci. Prosta rasa, nic nadzwyczajnego. Żałosny." - przewróciła tylko oczami lecz gdy dostrzegła kobietę, jej wzrok począł lustrować każdy milimetr zaś czerń w jej spojrzeniu poczęła się mienić.

"No proszę proszę. Kobieta...półelfka. Widzę, że zapowiada się miło. Cholernie miło. Dużo bólu, krwi, mordów, gwałtów...rozkosznie. Kolejny żal." - dodała irytując się co raz bardziej.

"A to co?! Prawdziwy elf?" - spytała się w myślach patrząc na Aranela.
"Czyżby zgubił lusterko i wyruszył na poszukiwanie swojego piękna? Czy może szuka swojego zamordowanego dziecka?!" - dodała w myślach po czym zacisnęła pięści ze złości, tak, że odechciało jej się komentowania ostatniego osobnika.

To, jak? Kto się wybiera? – zapytał wszystkich Albreht

- Jak mniemam Albrehcie, to było pytanie retoryczne? - rzekła nadzwyczaj chłodno stawiając nogę na podłodze.
"Mam nadzieje, że są choć trochę mądrzy...Boże, półelfka. Dzięki Ci, że pragniesz mi pomóc. W Twoje imię Panie." - powiedziała w myślach.

Kokesz 31-08-2007 18:47

Bruno wszedł do domu i od razu usiadł na krześle. Dawno nie siedział na prawdziwym krześle. Spojrzał na wszystkich z osobna. Prócz gospodarza domu najlepiej znał Aranela. Resztę widział może raz lub wcale. Dobrze rozróżniał rasy ale nie wiele go one obchodziły. Albrehta był jego najlepszym przyjacielem, a może po prostu znał go najdłużej z całego tego towarzystwa. Nie miał zbyt wielu przyjaciół. Nie miał zbyt wielu sposobności by poznawać nowych ludzi. Większość czasu spędzał w lasach, gdzie zastawiał pułapki na zwierzęta. W leśnych gęstwinach spędzał tak dużo czasu, że zapomniał już jak to jest spać w wygodnym łóżku, mieć stały dach nad głową. To jak żył było można było odczytać z jego wyglądu, którym sie zanadto nie przejmował albo zapomniał, że niektórzy zwracają na to dużą uwagę. Na sobie miał wytarte i pozaciągane kolcami leśnych roślin skórzane ubranie. Łuk, kołczan i topór położył koło krzesła. Miał 24 lata, lecz nie każdy by to odgadnął. Chaszcze, broniące się przed nim małe zwierzęta i te większe pozostawiły na jego twarzy kilka zadrapań. Włosy sięgały mu do ramion, opadały trochę na twarz i były splatane tak jakby długo nie były czesane. Wąsy i broda tak samo ciemne jak włosy były nierówno przystrzyżone.

- To, jak? Kto się wybiera? – zapytał wszystkich Albreht - Konie mam na zewnątrz.
- Jak mniemam Albrehcie, to było pytanie retoryczne? - rzekła ruda półelfka.
- Wiesz, że nie lubię podróżować konno Albrehcie. Wolę płynąć łodzią, po to ją mam - powiedział Bruno. - Jednak oczywiście wybiorę się z tobą. Dobrze wiesz, że zwierzęta w lesie nie są rozmowne. Będę miał okazję nadrobić trochę zaległości - rzekł miłym tonem i uśmiechnął się. Był zadowolony z wyprawy. Lubił podróżować. Nie sprawiało mu to żadnych problemów, a i zmiana otoczenia powinna dobrze na niego wpłynąć.

Mroczusia 31-08-2007 19:16

Kate siadła na krześle, po czym powoli zmierzyła wszystkich wzrokiem. - O, parę nowy twarzy- mruknęła do siebie pod nosem. Jej uwagę szczególnie przykuła rudowłosa kobieta, która znacząco wyróżniała się z pośród wszystkich wyglądem. Z jej mimiki i gestów pół-elfka wyczytała, że nie będzie z nią łatwo współpracować i raczej ma negatywne nastawienie do grupy.

Kate poprawiła swoje jasne, podróżne ubranie, po czym otwarła torbę, w której znajdowały się skradzione monety i zaczęła je przeliczać. Ostatnio nie była w formie, jednak pieniądze spokojnie wystarczały by przeżyć następne dwa miesiące.

Dziewczyna dopiero teraz przypomniała sobie o zabandażowanej szyi. zgrabnym ruchem poprawiła kawałek materiału, a następnie zaczęła przysłuchiwać się wywodom Abreht'a, choć czuła, że nie należą one do najciekawszych.

- To, jak? Kto się wybiera? – zapytał wszystkich Albreht - Konie mam na zewnątrz.
- Jak mniemam Albrehcie, to było pytanie retoryczne? - rzekła ruda pół elfka.
- Wiesz, że nie lubię podróżować konno Albrehcie. Wolę płynąć łodzią, po to ją mam - powiedział Bruno. - Jednak oczywiście wybiorę się z tobą. Dobrze wiesz, że zwierzęta w lesie nie są rozmowne. Będę miał okazję nadrobić trochę zaległości - rzekł miłym tonem i uśmiechnął się.

Kate podniosła rękę do góry, po czym opuściła ją i uśmiechnęła się do właściciela niewielkiej chałupki.

Alaron Elessedil 31-08-2007 20:58

Vintilian wszedł do pomieszczenia i od razu rzucił mu się w oczy Bruno i Albreht. To właśnie przez Bruna spotkał się z pozostałymi. Podszedł do każdego z kolei, by uścisnąć im dłonie, lecz nie ściągał białych rękawic. Był jednak ktoś, kogo nie znał. Rudą Półelfkę widział pierwszy raz w życiu. Kate i Aranela widział tylko kilka razy, ale z tego co wiedział, wszyscy byli jednymi z najrówniejszych. Pozostało mniemać, że Vanessa też taka jest, gdyż Albrecht nie zaprasza byle kogo.
-Ponoć, są to nagrody cenniejsze od złota–rzekł spokojnie.
-W każdym razie w tej wiosce niczego więcej się nie dowiemy. To, jak? Kto się wybiera?–zapytał wszystkich Albreht-Konie mam na zewnątrz.
Najpierw zabrała głos Vanessa, a potem Bruno.
-Trochę mogę się wam nie spodobać-powiedział tym samym bezbarwnym, spokojnym tonem, po czym zdjął kaptur.
Przed przyjaciółmi rysował się niewesoły widok.
Wysoki, szczupły Półelf miał platynowobiałe włosy oraz skośne brwi w tym samym kolorze. Mały nos, wąskie usta i krótkie szpiczaste uszy podkreślały ostre rysy twarzy. Przez śnieżnobiałą skórę od czasu, do czasu przemykało się wyładowanie elektryczne, a wszystko to podkreślało blask bijący od postaci. Mimo całego widoku, najbardziej przerażały oczy. Lekko skośne, wąskie oczy nie miały ani źrenic, ani tęczówek, a białka były nienaturalnie białe. Miały nawet diamentowy odcień. Miał na sobie białą szatę z lecącym smokiem wyszytym złotą nicią na piersi, zaś u skórzanego, białego pasa wisiały białe sakiewki z wyszytymi złotymi nićmi, symbolami określającymi zawartość sakw. Spod szaty wystawały mu czubki białych, skórzanych, wysokich butów, zaś w ręku trzymał prostą, białą laskę z białym kryształem na wierzchołku. Dopiero na koniec rzucił się w oczy wzrost Maga. Miał od 180 do 185 cm wzrostu, ale wszystkim wydawało się, że na prawdę koło 183 cm. Prawdziwego wieku z twarzy nie dało się odczytać, gdyż wyglądał na najwyżej 28 lat.
-Nie radzę mnie dotykać bezpośrednio, jeżeli nie chcecie nabawić się chwilowego paraliżu dłoni... Chociaż chyba to już osłabło...-przez głos przebiła mu niepewność.
-Jakby co, to chętnie wybiorę się z wami-wrócił do swojego tonu.

Seswath 01-09-2007 13:22

Elf ucieszył się na myśl o tym, że spotka dawnych przyjaciół. Podróż minęła mu szybko, bowiem znajdował się niedaleko miejsca spotkania. Po drodze załatwił pewną sprawę i kilka godzin później stanął u drzwi Albreht'a. Gospodarz przedstawił wszystkich obecnych, gdy kończył Vanessa wparowała do pomieszczenia. Była gwałtowna i wyszczekana, zapewne więcej cech odziedziczyła po swoim ludzkim rodzicu.

Aranel spośród zebranych znał oczywiście gospodarza i Bruna. Resztę widział parę razy, lub w ogóle nie znał.

Jego wzrok spoczął na pół-elfie. Zmienił się. Można było wyczuć silną energię magiczną, przez niego nie kontrolowaną.

-W każdym razie w tej wiosce niczego więcej się nie dowiemy. To, jak? Kto się wybiera?–zapytał wszystkich Albreht-Konie mam na zewnątrz.
-Jak mniemam Albrehcie, to było pytanie retoryczne? - rzekła ruda pół elfka.
- Wiesz, że nie lubię podróżować konno Albrehcie. Wolę płynąć łodzią, po to ją mam - powiedział Bruno. - Jednak oczywiście wybiorę się z tobą. Dobrze wiesz, że zwierzęta w lesie nie są rozmowne. Będę miał okazję nadrobić trochę zaległości - rzekł miłym tonem i uśmiechnął się.
-Trochę mogę się wam nie spodobać-powiedział Vintilian i ukazał swe oblicze zdejmując kaptur. - Nie radzę mnie dotykać bezpośrednio, jeżeli nie chcecie nabawić się chwilowego paraliżu dłoni... Chociaż chyba to już osłabło...-przez głos przebiła mu niepewność. -Jakby co, to chętnie wybiorę się z wami -wrócił do swojego tonu. Aranel wstał z wygodnego krzesła na którym siedział i podszedł do pół-elfa. Dotknął jego twarzy i poczuł mrowienie w dłoniach. Spojrzał na wewnętrzną stronę swych rąk. Zacisnął je, lecz z lekkim trudem.
-Widać osłabło, ale nie radzę ludziom, lub pół-elfom tego robić. - Elf odwrócił się do Albreht'a. - W waszych życiach musiało się wiele wydarzyć. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele czasu.

Alaron Elessedil 01-09-2007 14:56

Aranel podniósł się z krzesła i dotknął twarzy Vina, który spodziewał się gwałtownego skoku napięcia pomiędzy twarzą, a ręką Elfa. Ze zdziwieniem odkrył, że nic nie poczuł, ale po chwili uświadomił sobie, że już się na to uodpornił i jego ciało nie zwróciło na to najmniejszej uwagi. Co innego tyczyło się Aranela, który zacisnął dłoń z lekkim trudem, ale i tak nie była już to ta sama paraliżująca moc, którą była w Szkole Magii, podczas spotkania z Magiem w bieli, jak go nazywał. Wspomniał jego oraz swoją niemożność poruszania całą ręką, przez chwilę, ale jednak. Przypomniał sobie również wir elektryczny.
Już nigdy nie użyję tego zaklęcia-pomyślał ze złością i przerażeniem, ale szybko to opanował, przywracając spokój. Mimo wszystko nie dał po sobie poznać, że te uczucia zagościły w nim choć na chwilę. Jego twarz dalej promieniowała spokojem.
-Niezmiernie cieszy mnie to, że wyładowania osłabły. Może już za sto lat całkiem zniknie-rzekł z delikatnym uśmiechem, po czym stuknął laską w podłogę.
-Komu w drogę, temu czas!-rzekł, po czym ponownie nasunął kaptur na głowę, by skryć twarz, ale lekki uśmiech dalej trwał ustach Półelfa.

Mroczusia 01-09-2007 18:21

Kate przyglądała sie z zaciekawieniem całej sytuacji, lecz nie w włączała się w dialog jej przyszłych towarzyszy w wyprawie zwołanej przez Albrehta, jednak w końcu zniecierpliwiona odezwała sie po raz pierwszy.
- No to kiedy w końcu ruszamy, bo w takim tępię zima nas zastanie w tej chatce - Powiedziała po czym powolnym krokiem zaczęła zmierzać ku starym, drewnianym drzwiom.
Ręką nacisnęła na mosiężną klamkę i wyszła na zewnątrz. Pół- elfka świetnie czuła sie na otwartych przestrzeniach, dlatego możliwie najmniej czasu spędzała w jakich kol wiek budynkach. szczególnie tych zadymionych i przesiąkniętych piwem.
Dopiero teraz jej oczom ukazało się sześć odżywionych, zadbanych i przygotowanych do dalekiej wyprawy koni. Kate podeszła do jednego z nich i pogładziła go po pysku, po czym skierowała swój wzrok na kruka siedzącego na gałęzi drzewa znajdującego się najbliżej chaty.

Kokesz 01-09-2007 19:19

Bruno siedział na krześle i słuchał zniecierpliwionych towarzyszy. Jemu nie spieszyło się za bardzo. Ciągłe życie w lesie wyrobiło w min specyficzne poczucie czasu. Sam nie miał zamiaru tak się spieszyć.

- No to kiedy w końcu ruszamy, bo w takim tępię zima nas zastanie w tej chatce- powiedziała piękna półelfka.
- Mi się tak nie spieszy - rzekł Bruno widząc jak kobieta podchodzi do drzwi. - Może najpierw coś zjemy - zaproponował z uśmiechem. Był głodny, zawsze po długim wiosłowaniu odczuwał głód. Jednak czuł, że zaraz wszyscy ruszą w drogę nie zważając na jego propozycję. Dlatego podniósł z podłogi swoje rzeczy lecz nadal siedział na krześle.

Cedryk 01-09-2007 20:32

Chatka była urządzona skromnie, lecz wygonie jak myśliwski domek szlachcica, na ogniu poruszany przemyślnym urządzenie krasnoludzkim wolno obracał się sani udziec sarni. Była to jedyna z potraw, która dobrze wychodziła Albrehtowi.
- Siadajcie przed nami daleka droga wszakże należy się posilić – powiedział do zgromadzonych, wskazując stół zastawiony różnego rodzaju napitkami sam zaś zapadł się głębiej w pluszowy fotel jego pociągłą twarz pozostającą w cieniu, co jakiś czas rozświetlał żar padający z nieodłącznej fajki. Wydobywał on z mroku starannie przystrzyżone wąsy, zaś twarz okalały rozpuszczone kręcone kasztanowe włosy.

Albreht zamyślił się i przypomniał, co wie o wszystkich. Bruna znał najdłużej myśliwy świetny tropiciel, doskonały kumpel do bitki i wypitki. Znał już go z czasów swoich studiów.
Kate „Na pewno przyda się nam złodziejka wielce zabawne jest obserwowanie jak to nieporadnie próbuje ukryć swój proceder jakby to elfi czy też półelfi złodzieje umieli to ukryć w tym procederze zawsze ludzie będą najlepsi, Ta jej naiwność, iż nie wiem, kto podwędził mi te kilka monet, co nosze w sakiewce specjalnie na takich złodziei na przynętę, gdy prawdziwe pieniądze trzymam gdzie indziej. Prawda, iż nie zauważyłem jej działania, ale to tylko świadczy o jej zwinnych paluszkach mogą one się przydać w tej wyprawie wszakże nie wiadomo, z czym przyjdzie nam się zmierzyć”.

- Kate wróć zawołał, gdy zauważył, iż dziewczyna wychodzi, na głodniała źle się podróżuje.

Powoli pykał ze swojej fajeczki przysłuchując się rozmowie, przyglądając się im wnikliwie.
„Vintilian sa Linor to doprawdy dziwna postać pojawił się z nikąd w czasie kampanii, ale gdyby nie jego czary nikt z jego oddziału nie uniósłby całej głowy, gdy kilka dni później przyszło im zmierzyć się z mutantami wspomaganych przez chaotycznego maga”. Wielu towarzyszy na wskutek magii zmutowało i musiał ich z przykrością zabić.
No i pozostali elfi mag słyszałem, że dysponują potężną magią to z pewnością się przyda. No i nasza buntowniczka Vanessa „pewnie dobrze robi tym rapierem, ale mogą być z nią problemy zawsze zbuntowana”.

- No siadajcie już gotowa posilimy się i czas ruszyć w drogę, może ktoś coś słyszał więcej zawsze pragnąłem mieć rapier wykonany przez krasnoludzkiego kowala rum z aktywnymi runami, ale to nie tylko magiczne przedmioty można uzyskać od nie go ale i zaszczyty tak bynajmniej słyszałem – powiedział ściągając rożen z nad ognia i kładąc udziec na paterze na środku stołu i obficie polewając go sosem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:34.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172