Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2007, 13:32   #71
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bailey wstał, gdy wśród drzew ujrzał wyłaniającą się z lasu grupę. Byli dość daleko, ale i tak można było się zorientować, że część z nich stanowią Ciemne Elfy. Sięgnął po łuk zastanawiając się, jak będzie wyglądała walka z elfami na otwartym terenie, gdzie moc Lasu będzie zdecydowanie słabsza.
Gdy ujrzał, że elfy zostają z tyłu, opuścił broń.
"Mord-Sith" - pomyślał. - "Znaczy się - posiłki."
- Witam - powiedział, gdy nowoprzybyli zbliżyli się do ogniska. - Jak podróż? Mieliście miłe towarzystwo - stwierdził tak obojętnie, jakby mówił o pogodzie.
Nie zamierzał opowiadać o swojej podróży przez las i związanych z nią przeżyciami.
Gestem zaprosił nowoprzybyłych do zajęcia miejsc przy ognisku.
Rozmowa jakoś nie kleiła się, zatem szybko zawinął się w koc i poszedł spać.
- Obudźcie mnie, jak przyjdzie moja kolej na wartę - powiedział przed zaśnięciem.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-12-2007, 00:30   #72
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Vanyesh myślał nad literami tak długo, że musiał często przecierać oczy, by litery przestały złośliwie zamazywać się i biegać jak oszalałe po kartce. Czasami nawet znikały, by pojawić się za chwilę w innym miejscu. Do tego jeszcze nieznośne słowa ukazywały mu się nieproszone w głowie, bzycząc natrętnie. Przez chwilę skojarzył to sobie z wielkim słojem napełnionym po brzegi pszczołami, które nagle wypuszczono. Efekt był podobny, gdyż słowa żądliły w każde miejsce, nie zważając na nic.
Nagle rozległ się huk, który oderwał Maga od papierów.
-Co się dzieje?-zapytał Niziołek, lecz Van jedynie pokręcił głową i wstał, podchodząc do skrzyni, która stała otworem.
Wewnątrz była obroża, lutnia, flet oraz miecz, który szczególnie przykuł uwagę przedstawiciela Starego Ludu.
Z pokoju dobiegał go przyjemny odgłos lutni, lecz jego uwagę przyciągał miecz, po który wyciągnął rękę, lecz napotkał magiczną barierę.
Nie może być! Co to za bariera?-zapytał siebie, po czym zaczął wykonywać dziwne ruchy rękami nad skrzynią, wokół której błyszczały różnokolorowe światła, próbowały wbić się nitki, ujawniały się żyłki na tarczy, plamy, palił się ogień, formowały kule, uderzały stożki, formowały leje, uderzały sople lodu. Wszystkie te zaklęcia miały na celu pokazać naturę oraz strukturę tarczy, a gdyby ją znał, mógłby rozkładać i składać w dowolny sposób. Mógłby ją nawet przenosić se sobą, lecz nie poznał niczego. Próbował nawet rzucić zaklęcia niszczące zaklęcia ochrony przed sondowaniem, ale one również nie przyniosły zamierzonego efektu.
Po chwili podobne próby uczynił Druid, lecz i on nic nie poradził.
-Zostaw, nie ma sensu. Patrz lepiej na tą obrożę-powiedział Druid.
-Wygląda mi to na zatrzask zatrzymujący magię w danej istocie. Gdy założysz tą obrożę na szyję jakiegoś czarodzieja, jednocześnie zablokujesz jego moc-rzekł, a Vanyesh zastanowił się nad tym, a po krótkiej wymianie zdań zgodził się z tym, a Druid zabrał ją.
Drugą rzeczą, której Van wcześniej nie zauważył, było jakieś dziwnie wyglądający nóż z zaokrąglonym ostrzem, jednakże nie miał siły i ochoty sprawdzać tego teraz, więc tylko włożył go za pas, ponownie siadając przy biurku.
-Dobra, niech Niziołek śpi na łóżku, a reszta zdrzemnie się w swoich śpiworach. Vaneysh, lepiej daj sobie spokój z tymi pergaminami na dzisiaj. Jutro będziesz zmęczony-powiedział Baliley, a przedstawiciel Starego Ludu jedynie machnął ręką i rzekł:
-Nie martw się, poradzę sobie-po tych słowach ponownie zabrał się do pracy.
Upierdliwe, tańczące literki znowu zaczęły krążyć po kartce, ale tym razem było gorzej, bo ruszały się w rytm ballady Hambutta.
Czuł jak powieki miał coraz cięższe, a pole widzenia z każdym mrugnięciem ograniczało się znacznie. Oczy otwierały mu się coraz wolniej i coraz mniej chętnie, aż w końcu odmówiły posłuszeństwa, a Vanyesh zasnął.

Gdy tylko Van się obudził ponownie przystąpił do pracy, z której również nie wiele wynikło, gdyż rozszyfrował tylko kolejne dwie literki, a musieli już iść, więc szybko schował zapiski i kilka dokumentów do kieszeni i zabezpieczył magią przed zniszczeniem lub zgubieniem, po czym ruszył za pozostałymi, czyniąc ostatnie próby uwolnienia miecza, lecz nie udało się, więc przyspieszył i dogonił resztę, zaś u wyjścia z jaskini wyjął różdżkę i wyszedł mierząc dookoła. Rozglądał się czy nigdzie przypadkiem nie ma zagrożenia, ale wszystko było w najlepszym porządku.
Do czasu-pomyślał, po czym spojrzał do tyłu. Ostatni wywlekli się Niziołek i Druid.
Rozpoczął się trucht przez Las. Byleby się tylko stąd wydostać. Po pewnym czasie przemienił się on w szybki marsz.
-Las już niedługo się kończy!-powiedział Druid wesołym tonem, lecz Vanyesh był zdania, żeby nie cieszyć się przedwcześnie.
-Jeszcze z niego nie wyszliśmy, Druidzie-rzekł Mag, gdy pomiędzy drzewami stanął Mroczny Elf.
-Nie odejdziecie stąd-powiedział spokojnym tonem.
-Ty masz nam przeszkodzić?-zaśmiał się Druid, wyciągając różdżkę.
-Nie, przepraszam. To ma być najpewniej sprytnie zaplanowana sztuczka, która ma na celu dezorientacje wroga. Nie mylę się?-uśmiechnął się szyderczo.
-Las nie chce was wypuścić-stwierdził, a Van już wcześniej zauważył, że cały Las żyje.
-A czy wiesz, że mogę jednym zaklęciem spalić ten twój cały Las?-zapytał całkiem poważnie. Rzeczywiście znał kilka zaklęć, które mogłyby puścić wszystkie drzewa z dymem, lecz nie chciał tego zrobić z dwóch powodów: szanował naturę, nawet jeżeli jest spaczona oraz to, że po takim zaklęciu byłby wyłączony z życia przez przynajmniej jeden dzień. Co innego, gdyby był w Starym Świecie, ale nie był.
Nagle jedna z gałęzi trafiła Baileya w ramię tak, że wykonał piruet, upadając, ale szybko zebrał się na nogi.
Tyle szczęście nie miał jednak bard, który został podcięty przez korzeń i zmiażdżony.
Vanyesh w tym czasie nie próżnował, gdyż błyskawicznie rzucił na siebie aurę ognia i złapał pobliskie drzewo.
-W nogi!-krzyknął, po czym popędził ku wyjściu z lasu. Zaklęcie miało sprawić, że drzewa pomyślą kilka razy zanim zbliżą się do źródła gorąca, lecz to na pewno nie mogło ich powstrzymać.
Zobaczył jak Druid pod postacią psa ciągnął za rękę martwego Barda, którego zaczął nieść Bailey.
Przedstawiciel Starego Ludu miotał zaklęcia ogniste po drodze, by powstrzymać drzewa choć na chwilę. Starał się również trzymać jak najbliżej pozostałych, gdyż wstawił aurę tak, by nie czyniła szkód towarzyszom.

Po biegu udało im się wydostać z przeklętego Lasu i Vanyesh zmęczony długotrwałym rzucaniem zaklęć usiadł na trawie, wyczarowując zimną, otrzeźwiającą wodę, której napił się z chęcią. Było to najprostsze, standardowe zaklęcie, które potrafił każdy.
Nie mniej jednak odpoczynku nie było jako takiego, gdyż trzeba było pogrzebać Hambutta, czym zajął się Van. Schował różdżkę i stuknął kosturem o ziemię dwa razy, a ta podniosła się. Pozostało tylko włożyć Bardowi do ręki słowa ostatniej ballady oraz lutnię i flet-nowe nabytki. Po tym wszystkim Van opuścił ziemię tak, że nie było widać, by ktoś ją oddzielał od reszty, stworzył kamień i wyrył na nim napis magią.
Te czary wyczerpały go jeszcze bardziej, ale czuł, że musiał to zrobić.
Po tym wszystkim Starszy Człowiek usnął natychmiast.

Nagle Anturasi obudził się, lecz Druida nie było.
Po jakimś czasie przybył z jakimś Krasnoludem i Człowiekiem, który patrzył na niego dziwnie. Nie spodobało mu się to, ale uznał, że nie ma się czego obawiać, gdyż nawet, jeżeli nie byłby Magiem, zabezpieczonym przez swoje zaklęcia, to prowadzi on do Starego Świata, do którego bez niego nie trafią. Zawsze była też obroża.
Krasnolud wydawał się dziwnym alchemikiem, o czym świadczyły przyrządy, jakie miał ze sobą, zaś gdy nastał wieczór, a drużyna usiadła przy ognisku, nikt nic nie mówił.
Jedynie Vanyesh się nie nudził, gdyż rozmawiał szeptem z Druidem, który opowiedział mu o wszystkim co stało się w Lesie. Opowiedział mu również legendy o nim oraz tą, mówiącą o tym, iż został opanowany przez przedstawicieli Czarnej Ręki pod przewodnictwem demona, zamkniętego w ciele człowieka, jednakże został odpędzony przez egzorcyzmy, kiedy dowódca został schwytanym, a reszta organizacji krąży po Imperium.
-Interesujące-mruknął zastanawiając się.
-Niestety teraz się nie dowiemy, co innego jak dojdziemy do Starego Ludu. Wtedy będę mógł go zbadać osobiście. Są takie zaklęcia, które pozwalają dostrzec naturę i budowę materii, a to pozwala rozłożyć dany przedmiot na części i złożyć go ponownie. Nie mówię, ze jest to bezbolesne, ale stosowane często podczas poważnych operacji. Takie zaklęcia pozwalają też dostrzec wnętrze duchowe człowieka, chociaż jest to bardziej skomplikowane-powiedział, po czym szybko zakończył rozmowę z Druidem, by udać sie spać, lecz był to niezwykle uważny sen. Przed zaśnięciem utkał zaklęcie ochronne, chroniące przed działaniami zarówno fizycznymi, jak i do nich przeciwnymi. Kolejnym zaklęciem było zaszczepienie sobie większej uwagi. Jakiś poważniejszy ruch w pobliżu miał spowodować pobudkę, a dalej był gotowy na odparcie ataku.
Zacisnął mocniej dłoń na lasce i zasnął.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-12-2007, 12:10   #73
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
-Żegnaj panie. Wybacz nam, że nie możemy odprowadzić Cię dalej.- Pożegnały się z Allanem Mroczne Elfy.- Z zniecierpliwieniem będziemy czekać na Twój powrót.
Czarodziej nie wiedział co powiedzieć, więc skinął głową i cała drużyna ruszyła dalej. Czuł ciągle jednak przemożną potrzebę pojścia do ich wioski, lecz zdołał to w sobie jakoś opanować. Zwrócil jeszcze raz oczy ku mrocznemu borowi.
Spotkali się około sto pięćdziesiąt kroków dalej. Wzrok Allena przykuł najpierw wygląd przedstawiciela Starszego Ludu. Zaiste. Ciekawie wyglądał. Można by było poeksperymentować na nim... Ale nie teraz. Teraz mieli misję. A on mógł się jeszcze przydać...
- Witam - powiedział jakis wojownik, który najwyraźniej miał być jedynym z tych śmiałków - Jak podróż? Mieliście miłe towarzystwo - stwierdził tak obojętnie, jakby mówił o pogodzie. Allen uśmiechnął sie kwaśno, bardziej przez grzeczność niż przez ironię wojownika.
Przy rozpalonym ognisku wszyscy milczeli. Druid szeptał tylko do Vaneysha. Opowiadał mu o wydarzeniach w lesie. Vana zaciekawiło to, niemniej niż samego Druida. Wiele legend krążyło o tym lesie.
Powiadali, że został opętany przez przedstawicieli Czarnej Ręki, którą przewodził pewien demon zamknięty w ciele człeka. Został jednak odpędzony przez egzorcyzmy, gdy przedstawiciel grupy Czarnej Ręki został schwytany. Reszta organizacji krąży teraz dalej po Imperium. Tak przynajmniej mówią pogłoski.
Allen nie dosłyszał wszystkiego, lecz uchwycił wieść o przywódcy czarnej ręki opętanego przez demona.
Cóż, wiele by to tłumaczyło... Czyż jednak ON miał coś z tym wspólnego?
Taka potęga przeszła ci obok nosa- usłyszał głos. Nic jednak nie powiedział rozmyślając tylko nad dalszymi posunięciami. Wtedy przemogło go zmęczenia i położył się na ziemi nie słysząc już ostatnich słów Vanyesha.
 
enneid jest offline  
Stary 16-12-2007, 14:29   #74
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
Krótki sen nie miał wcale na celu ukojenia zmysłów drużyny. Najgorzej miał Vaneysh, który stracił dużo magicznej energii i teraz musiał to odpokutować. Bolały go mięśnie i po pracy nad nowo odkrytym językiem piekły spuchnięte powieki.
W głowie Allena huczało od myśli. Niekoniecznie jego. Na szczęście noc była spokojna.
Szóstka bohaterów ruszyła w dalszą drogę.
Po jakimś godzinnym marszu piechotą ujrzeli nieopodal drewniane mury miasta Fargados.
Przy bramie strażnikom wystarczył rzut oka na Mord-Sith. Nie musieli ich zatrzymywać, albo po prostu się bali. Kto by się nie bał kobiet, które rozsiewały w około siebie aurę strachu.
Na rynku było pełno ludzi, jak zwykle zresztą.
-Dobra, ja zadbam o zapasy. Mord-Sith tutaj nas opuszcza, ma ważne sprawy na głowie. A wy? Macie całą godzinę na zwiedzanie miasta, możecie coś kupić. Wszakże każdy z was dostał pięćdziesiąt sztuk złota od Króla. Za godzinę w tym miejscu co teraz.- Powiedział Druid i ruszył z Mord-Sith w kierunku ratusza.
Pięćdziesiąt sztuk złota? Starczy na ciepłą strawę w karczmie i zostanie jeszcze co nieco.
Bailey ruszył do jednego z ciemnych namiotów gnany ciekawością, a może i... te uczucie było dziwne. Ale jakby nierealne. Na pewno było nierealne.
Na tabliczce wbitej w ziemie było napisane:

"Wróżka Idgael'a. Przepowiadanie przyszłości za pięć sztuk złota."

Przyszłość? Nie interesowało to Bailey'a. Jednak coś go kusiło. Wszedł do środka i oczom jego ukazała się drobna postać, odziana w zielone szaty. Twarz miała owiniętą chustą. Ostry aromat jakiś ciężkich perfum przyprawiał o zawroty głowy.

-Witaj Bailey. Duchy na Ciebie czekają.- Szepnęła, szorstkim, podniecającym głosem.

Mężczyzna usiadł przed nią. Wszędzie było pusto. Tylko czerń. Lewitowali w powietrzu.

-Odpręż się. To nie będzie długie. Duchy chcą Ci coś powiedzieć.- Ostatnie słowa było ledwo słychać. Zaczęła się dusić. Fence nie mógł się poruszyć. Sparaliżowało go.- Góry!- Krzyk. Znajomy głos.- Nie idź w góry! Krew i pożoga. Zalewają nas. Przeznaczenie wyryte na glinianych tabliczkach.

Cisza. Powietrze się zagęściło, a chłopak już prawie udusił. W ciemności krążyły zjawy. Przenikały go. Widział je. Trupie głowy. Wszyscy martwi.

-Ów przeklęty spowoduje śmierć! Uciekaj! Wszyscy uciekajcie! To się zaczęło! To koniec! Śmierć! Nie idź w góry!

Ciemność. Umierał. Zaczął się wyrywać. Jęczeć. Płakać jak małe dziecko. Duchy trzymały go jednak mocno.

-Uciekaj. Oni po Ciebie idą.- Inny głos. Kobiecy.

Uciekł.
Jeszcze kilka minut stał jak kołek dysząc ciężko. Zwymiotował i dopiero zwrócił uwagę gdzie jest. Stał przed karczmą "Pod zarżniętą świnią".
Z zegara słonecznego, który stał na rynku można było oszacować, że do zbiórki pozostało dwadzieścia minut.
 
Lukadepailuka jest offline  
Stary 16-12-2007, 21:01   #75
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bailey ledwo trzymał się na nogach. Czuł się tak, jakby przepuszczono go przez maszynkę do mięsa, a potem poskładano z powrotem niezbyt dbając o szczegóły. Oparł się o słup podtrzymujący daszek nad wejściem do gospody.
Nie chcą zwracać na siebie powszechnej uwagi skierował się powoli na tyły gospody, gdzie znalazł studnię.
Dopiero po drugim wylanym na głowę wiadrze wody poczuł się trochę lepiej.
"Pewnie wyglądałem jak trup na urlopie" - pomyślał przypominając sobie spojrzenie, jakie rzucił na niego chłopiec stajenny.
Przymknął na moment oczy, a wtedy znów usłyszał chór głosów zabraniających mu iść w góry.
"Co to było?" - nie potrafił rozpoznać tego, co go spotkało. - "Narkotyki? Magia? Prawdziwe duchy?"
Potarł bezradnie skronie.
"I co by było, gdybym nie uciekł...?"
To pytanie też pozostawało bez odpowiedzi.
Powoli ruszył w stronę wejścia do gospody. Stanął w drzwiach rozglądając sie, czy inni zdążyli już dotrzeć.
Był pierwszy. Podszedł do kontuaru.
- Dużo wody... Jak najzimniejszej...
Uznał, że alkohol nie stanowi dobrego lekarstwa na to, co przeżył.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-12-2007, 13:23   #76
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Vanyesh otoczył się magią i poszedł spać. Sen ten jednakże nie był długi, więc Mag nie odpoczął za bardzo, zaś gdy się obudził, bolały go mięśnie, a od prób rozszyfrowania języka piekły go oczy. Przetarł je szybkim, zdecydowanym ruchem, ignorując ból mięśni, po czym wstał, wspierając się na swoim kosturze.
Wszyscy powoli budzili się ze snu, zaś gdy każdy zrobił to co musiał, wyruszyli w dalszą drogę.
Van utrzymywał się na końcu pochodu, wlokąc się za resztą. Oczywiście ciało miał zmęczone, lecz umysł działał bez zarzutu, więc rozglądał się dyskretnie, uważając na każdy krok oraz niepożądany ruch, a że nie było to bardziej męczące niż oddychanie, to mógł sobie na to pozwolić.
Godzinę później ujrzał mury miasta, które nawet w połowie nie było tak wspaniałe jak najmarniejsze miasto w Starym Świecie. Oczywiście nie pamiętał jak wyglądało, lecz wiedział, że jest tam pięknie.
Gdy przechodzili przez bramę strażnicy popatrzyli tylko na Mord-Sith i to im w zupełności wystarczyło.
Wszedł do miasta za pozostałymi, po czym wszyscy zatrzymali się na rynku.
-Dobra, ja zadbam o zapasy. Mord-Sith tutaj nas opuszcza, ma ważne sprawy na głowie. A wy? Macie całą godzinę na zwiedzanie miasta, możecie coś kupić. Wszakże każdy z was dostał pięćdziesiąt sztuk złota od Króla. Za godzinę w tym miejscu co teraz-rzekł Druid, udając się z kobietą do ratusza. Bailey od razu gdzieś się udał, więc Vanyesh postanowił zrobić to samo.
Poszedł tam, gdzie go zaniosły nogi, ale one wydawały się być kierowane magiczną siłą, która zaprowadziła go do straganów, które sprzedawały "magiczne" rzeczy. Postanowił jednak podejść do pierwszego straganu.
-Ochrona domów, istot i dusz za pomocą wspaniałych magicznych amuletów. Czego jaśnie biały pan sobie życzy, bo wszystko bardzo tanie jest. Magii potrzebujesz, panie? Magię daję od ręki. Amulet z runą na czerwonym kamieniu chroni przed złymi mocami i urokami. Miłość nieodwzajemniana doskwiera? Kamyczek niebieski z inną runą mam. Za dużo kłótni? I na to radę mam. Figureczka bardzo tania, serweteczki chroniące przed powodzią i pożarem-mówił gruby, niechlujny sprzedawca.
Jakby go ktoś nakręcił-pomyślał, przejeżdżając wewnętrzną stroną otwartej dłoni nad każdym przedmiotem, lecz po tym działaniu pokręcił głową.
-Żadnej magii-mruknął, a tamten miał tyle rozwagi w sobie, by nie czynić uwag.
Kolejny stragan miał przedmioty bardzo podobne i równie bezużyteczne.
Dziesięć minut później obszedł wszystkie stragany, stwierdzając ze zdziwieniem, iż prawie w każdym nie było nic magicznego. Był tylko jeden, do którego powrócił.
-To znowu pan. W czym mogę służyć?-zapytała spokojnie tajemnicza kobieta. Była wysoka, odziewała się w czerń, pogłębiającą aurę tajemniczości. Oferowała różne prochy, kryształowe kule różnych rozmiarów, szczęki, czaszki, klucze, księgi, zioła, oczy, uszy, nosy i inna członki nie tylko ludzkich ciał. Były także amulety, pierścienie i talizmany, ale te były naprawdę nasączone magią.
-Potężnego artefaktu-powiedział Vanyesh, wzdychając.
-Wszyscy tego potrzebujemy, więc nie jesteś wyjątkiem. Ja go nie mam, a nawet gdybym miała to i tak bym nie sprzedała-powiedziała.
-Wierzę. Objaśnij mi działanie każdego przedmiotu-poprosił.
-Jesteś Magiem, więc sam to określ. Ja tu jestem od brania pieniędzy za towary, a nie od pogaduszek-warknęła ze złością, na co Stary Człowiek pokręcił głową, wyciągając rękę.
-W tej sakiewce jest proszek nasenny. Sypnij i patrz jak przeciwnik zasypia jak niemowlę.
Ten tutaj pobudza i zwiększa wydajność ciała. Interesujące.
Przeklęty palec. Wskaż nim ofiarę, a po pewnym czasie zaczniesz jej współczuć, bo tak bardzo będzie cierpiała. Gratuluję takiego okazu.
Tutaj mamy Oko Szpiega. Najzabawniejsze jest to, że to rzeczywiście oko jakiegoś szpiega, ale nasączone magią. Wypowiedz dwa słowa, wypuść z dłoni, a będzie unosiło się w powietrzu. Na rozkazy Maga, który wypowiedział słowo będzie patrolować okolice i lecieć tam, gdzie Mag sobie zażyczy. Pełna kontrola nad Okiem ma Mag. Jest jeszcze coś. Obrazy pokazują się w głowie. Ładny okaz.
Och... Oko bazyliszka, a obok niego oko Gorgony.
Proszek niewidzialności. Troszkę tego pyłu zapewnia niewidzialność na pięć minut. Wspaniały przedmiot.
Proszek z ducha. Szczerze mówiąc nie pomyślałem nawet o robieniu z jakiegokolwiek ducha, proszku. Jednakże ma on cenne właściwości. Trochę pyłu pozwala stać się duchem na dziesięć minut. Bardzo skuteczny i przydatny.
Świece iluzji... Zapalenie tych świec przez Maga i wcześniej wypowiedziane słowa tworzą iluzję ciężką do przeniknięcia nawet magią. Iluzją ustala mag, który zapalił wszystkie pięć świec jednocześnie. Każda świeca symbolizuje inny zmysł.
Karty przepowiadające przyszłość. Niebezpieczna rzecz dla całego świata.
Kryształowe kule służące do podobnych celów. Trzeba jednak potrafić odczytywać znaki, co nie każdy umie, nawet jeżeli jest Magiem.
Mapy automatycznie kreślące się. Zaznacza się na nic wszystko. Różnego rodzaju atramenty, pergaminy i pióra. Jedne służą do płatania figli inne potrafią nawet wypić całą krew z istoty.
Zęby Smoka rzadka rzecz, ale zapewne również bardzo droga.
Proszek przemiany. Jak sama nazwa wskazuje...
-mówił cicho, z wyciągniętą ręką nad składnikami.
-Stop!-przerwała przestraszona kobieta.
-Jak odczytałeś prawdziwą naturę niektórych przedmiotów?-zapytała po chwili.
-Dostrzegłem nieprawdziwość i wyeliminowałem ją, odczytując rzeczywiste właściwości. Nic trudnego-powiedział zdziwiony.
-W takim razie chodź za mną-odparła kobieta, wchodząc w ciemną alejkę, w której rzuciła jakiemuś mężczyźnie:
-Pilnuj straganu.
Nie daleko było wejście do sklepu o szyldzie przypominającym Smoka.
Kobieta pchnęła drzwi, które otworzyły się z łatwością.
-Rithardzie, klient-powiedziała lakonicznie, wychodząc. Za ladą stał stary wychudzony sklepikarz z wielkimi okularami na nosie.
-Czego sobie życzy?-zapytał piskliwym głosem.
-Interesuje mnie proszek nasenny oraz niewidzialności.
-Jakiej włości?-nie usłyszał starzec, a Van pochylił się nad ladą.
-Chcę proszek nasenny i niewidzialności!-powiedział głośniej.
-A ja mam coś takiego?
-Nie wiem, ale ta kobieta miała na straganie!
-Aaa... w takim razie pewnie mam. O proszę... jest-wygrzebał dwa woreczki spod lady.
-Sto pięćdziesiąt złotych monet-powiedział, wyciągając rękę po złoto, lecz Vanyesh sprawdził właściwości magiczne i stwierdzić, że to nie jest to, czego chce.
-Panie, to są silne narkotyki! Tego nie chcę! Niech pan mi da proszek niewidzialności i nasenny!-przez cały czas mówił głośno, żeby tamten go usłyszał, lecz sklepikarz spojrzał na niego uważnym wzrokiem, po czym wziął trochę proszku z innego woreczka, którym posypał siebie. Zgniłozielony obłok otoczył go całego, a gdy opadł przed Starym Człowiekiem stał wysoki mężczyzna w jadowicie zielonej szacie z kapturem na głowie. Jedynie usta okolone szpiczastą, krótką bródką były widoczne.
-Efektowna sztuczka. Można z nią iść na targ i prezentować dzieciom, jednakże dla dzieci proponuję zamianę miłego starszego pana w ślicznego, różowego króliczka, po czym znowu w uroczego dziadka. Jeszcze tylko chwytliwy tytuł i można zarabiać-powiedział zimno Van.
-Przyszedłeś kupować czy nie?-zapytał ostro, chowając dwie sakiewki stojące na ladzie, do jednej z szuflad.
-Tutaj masz twój pył nasenny, a tutaj na niewidzialność. Teraz płać i odejdź-warknął, ale Vanyesh musiał sprawdzić. Wyciągnął rękę, po czym zagłębił się w naturze przedmiotów i chwilę później wyjął sakiewkę.
-Ile?
-Czterdzieści sztuk złota-burknął, patrząc jak równa suma ląduje na ladzie. Schował sakiewki i bez słowa wyszedł. Jeszcze chwilę krążył w ciemnych alejkach, ale zaraz z nich wyszedł, patrząc na pozycję słońca. Okazało się, że do umówionej zbiórki nie zostało wiele czasu, więc podążył tam gdzie się umówili. Bailey już tam czekał, ale nie wyglądał najlepiej.
-Co cię spotkało, żeś zbladł jak trup?-zapytał.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 22-12-2007, 17:51   #77
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bailey uśmiechnął się ponuro. Najchętniej zpomniałby o wizycie w namiocie, wróżce i głosach. Zrezygnowałby z wizyty w mieście i wrócił między Mroczne Elfy... Tam było chyba przyjemniej...
W końcu spojrzał na Vanyesha.
- Co mnie spotkało? - powtórzył, nieco przekształcając, pytanie maga. - Sam chciałbym wiedzieć...
Wypił kolejny łyk lodowatej wprost wody.
- Ale może ty coś z tego zrozumiesz, bo ja nie do końca pojmuję...
- Wybrałem się na mały spacer. Nawet nie chciałem nic kupować... Jakimś dziwnym trafem nogi zaniosły mnie do namiotu wróżki. A może to był ktoś przebrany za kobietę... Trudno stwierdzić, bo zawinięte to coś było po uszy. W każdym razie głos był kobiecy. I perfumy. W przerażającej ilości. Aż głowa bolała.
Spojrzał na maga.
- Jakby w tym namiociku wylano z dziesięć flakonów najróżniejszych perfumów, w dodatku całkiem do siebie nie pasujących.
- Chciałem czym prędzej opuścić namiot najbliższym wyjściem ale nie zdążyłem... Nie wiem, co to było - czar czy narkotyki, ale nie mogłem się poruszać. Usłyszałem głosy... ponoć duchów. Tak przynajmniej mówiła ta wróżka zanim coś ją uciszyło...
Sięgnął do pamięci i zaczął powtarzać to, co usłyszał.
- Góry! Nie idź w góry! Krew i pożoga. Zalewają nas. Przeznaczenie wyryte na glinianych tabliczkach.
-Ów przeklęty spowoduje śmierć! Uciekaj! Wszyscy uciekajcie! To się zaczęło! To koniec! Śmierć! Nie idź w góry!

Wypił kolejny łyk i ponuro spojrzał na puste dno.
- Jeszcze raz to samo - powiedział do barmana.
Potem znów obrócił się do maga.
- Tak to mniej więcej brzmiało. Widziałem też jakieś zjawy, trupie głowy. W końcu jakiś kobiecy głos powiedział, że po mnie idą i żebym uciekał...
Uśmiechnął się, ale w uśmiechu nie było radości.
- Gdy oprzytomniałem stałem koło gospody.
Skinieniem głowy podziękował barmanowi za kolejny kubek.
- Tak sobie teraz myślę, że warto by było się tam wybrać razem. Może byśmy odkryli, co, lub kto się za tym kryje... Co ty na to?
 
Kerm jest offline  
Stary 22-12-2007, 22:31   #78
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Allen przeszedł się po rynku rozglądając się bez zainteresowania. Nie znosił targowisk, przekupniów i w ogóle tłumu. Z kilu straganów poczuł ostra woń przypraw. Zakaszlnął i udał przyspieszył nieco kroku. Kolejny stragan oferował ryby. Jakieś dwa kocury siedziały z boku, czekając na okazje. i tutaj panował pewien smród związany z nie do końca świeżym towarem. Gdzieś neopodal jakiś sztukmistrz wykonywał kila trków ku uciesze przechodniów.
Ach to wszystko jest dla głupiej gawiedzi, nic tu pożytecznego dla maga. w końcu znalazł niewielki sklepik. Na już zniszczonym szyldzie wyczytać wykaligrafowany napis: Pisarz, przybory piśmiennicze. Przystanął na chwile po czym odtworzył drzwi. zabrzmiał niewielki dzwoneczek. W sklepiku było dość ciemno, lecz spokojnie można było dostrzec postać rozrywającą sie z krzesła i poprawiającą okulary.
-Ach, klient, Mag! witam serdecznie waść mościa, czyżby potężny czarodziej życzył sobie wysłać list, a może jaka księgę przepisać? Służę służę. stary Berkfon wykaligrafuje i oprawi ślicznie dla wasz mościa specjalnie za 300 sztuk złota i wszystko dyskretnie. A może jaką księgę chce kupić waszmość? Mam kilka ksiąg o potężnej i tajemnej wiedzy...
-cicho być, a powiem ci co chcę-
zniecierpliwił się Allen paplaniną starego- potrzebuje jedna mniejszą księgę z czystymi kartkami, atrament i kilka piór. Daj też coś by w podróży to wszytko przetrwało.
Poezją chcesz się zająć? Kiepski pomysł, bo z elokwencja to u ciebie krucho...
Sprzedawca mamrocząc coś pod nosem przeszukał cały swój towar by znaleźć wymagane rzeczy. Nie ukrywał przy tym smutku iż na takim bogaczu nie będzie maił większego utargu. Udał się również do kowala, bu kupić jakiś krótki miecz. wybrał dość prosty, bez żadnych zdobień, lecz z dobrej stali.
Gdy kupił wszytko mag poszedł się do gospody, by tam spożyć jakiś posiłek. mógł być to bowiem ostatni porządny, aż do powrotu...
W izbie ujrzał dwóch swoich towarzyszy. Z wojownika kapała woda, jakby wpadł do studni. Był blady, jakby zobaczył ducha. Może zagadnąć do nich dowiedzieć cóż się stało? Allen jednak nie czuł w sercu takiej chęci i poszedł w głąb gospody, nie patrząc nawet ponownie w ich stronę. Tam zamówił jagnięcinę i kufel piwa.
 
enneid jest offline  
Stary 26-12-2007, 21:15   #79
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Bailey zaczął opowiadać Vanyeshowi to, co stało się w czasie tej godziny. Nagle pojawił się ich towarzysz podróży, ale zareagował tak, jakby go nie widział. Tak na prawdę obserwował go i widział, że zamówił jagnięcinę i kufel piwa.
-Co mnie spotkało? Sam chciałbym wiedzieć... Ale może ty coś z tego zrozumiesz, bo ja nie do końca pojmuję... Wybrałem się na mały spacer. Nawet nie chciałem nic kupować... Jakimś dziwnym trafem nogi zaniosły mnie do namiotu wróżki. A może to był ktoś przebrany za kobietę... Trudno stwierdzić, bo zawinięte to coś było po uszy. W każdym razie głos był kobiecy. I perfumy. W przerażającej ilości. Aż głowa bolała. Jakby w tym namiociku wylano z dziesięć flakonów najróżniejszych perfumów, w dodatku całkiem do siebie nie pasujących. Chciałem czym prędzej opuścić namiot najbliższym wyjściem ale nie zdążyłem... Nie wiem, co to było - czar czy narkotyki, ale nie mogłem się poruszać. Usłyszałem głosy... ponoć duchów. Tak przynajmniej mówiła ta wróżka zanim coś ją uciszyło... Góry! Nie idź w góry! Krew i pożoga. Zalewają nas. Przeznaczenie wyryte na glinianych tabliczkach. Ów przeklęty spowoduje śmierć! Uciekaj! Wszyscy uciekajcie! To się zaczęło! To koniec! Śmierć! Nie idź w góry! Tak to mniej więcej brzmiało. Widziałem też jakieś zjawy, trupie głowy. W końcu jakiś kobiecy głos powiedział, że po mnie idą i żebym uciekał... Gdy oprzytomniałem stałem koło gospody.
Skinieniem głowy podziękował barmanowi za kolejny kubek. Tak sobie teraz myślę, że warto by było się tam wybrać razem. Może byśmy odkryli, co, lub kto się za tym kryje... Co ty na to?
-opowiadał Bailey, a Vanyesh najpierw zbladł delikatnie, a potem jakby błysk zrozumienia go nawiedził i odzyskał kolory.
-Baileyu, ileś zapłacił za tą wróżbę?-zapytał Mag.
-Pięć sztuk złota-odrzekł.
-To wszystko jasne!-powiedział z uśmiechem.
-Czy ty chciałbyś za tyle otrzymać prawdziwą wróżbę? To nie jest prosta sprawa i co najmniej sto sztuk złota lub inne kosztowne przedmioty trzeba dać, bo prawdziwy profesjonalny wróżbiarz za darmo nie będzie pracował. Przepowiadanie przyszłości wymaga wiele energii, a przyzywanie duchów i zjaw ma jeszcze większe koszty energii. Powiem ci coś. Widziałem na targu kandelabr iluzji. Miał on pięć świec, a każda odpowiadała za inny zmysł. Rozpalona daje iluzję tak rzeczywistą, że nawet magia ma trudności z przeniknięciem tego. Doświadczyłeś takiej właśnie iluzji, a w to miejsce doprowadziła cię właśnie magia. Być może przywołujące perfumy... Wystarczy tylko poznać imię swojego celu, popsikać perfumami i wypowiedzieć imię osoby, a ona przychodzi. Musi ona być jednak podatna na magię i widocznie ty jesteś. Skąd znała twoje imię? To już nie problem, jeżeli choć trochę potrafi się sondować umysł. W mieście umysłów pełno i na chybił trafił poszło na ciebie. Moim zdaniem to wyglądało tak: zsondowała twój umysł, bo miałeś pecha i trafiła na imię Bailey, rozpyliła perfumy przywołania, powiedziała formułę uaktywniającą zaklęcie kryjące się w perfumach, dodała twoje imię i tak oto tam się znalazłeś, niby w tak niezwykły sposób, potem było już z górki, bo rozpalone świece formowały iluzję tak jak tego chciała ta wróżbitka, a chciała duchy, zjawy i inne sensacje. Cel? Zdobycie pięciu sztuk złota. Czemu nie więcej? Bo nikt nie przychodzący z własnej woli nie da więcej-stwierdził ze spokojem i powagą.
-Zignoruj to i nie przejmuj się-uśmiechnął się.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-12-2007, 14:26   #80
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
Jagnięcie wyraźnie smakowało człowiekowi. Kufla piwa nawet nie poczuł. Tak naprawdę miał ochotę się upić. Skończył cały posiłek, gdy dobiegł czas zbiórki. Zapłacił gospodarzowi i ruszył na rynek, gdzie pewnie już czekał Druid. To samo zrobili i Bailey i Van. Kilka srebrnych monet potoczyło się po blacie stołu w zamian za dwie szklanki wody. Barman nawet nie musiał przeliczać tej skromnej sumki. W sumie mógłby nie zbierać pieniędzy, ale jak każdy oberżysta w tym kraju był skąpcem, więc co tu począć.
Allen pierwszy odnalazł Druida, a, że z Bailey'em i Vaneysh'em szli oddzielnie, mężczyzna i przedstawiciel Starszego Ludu doszli później.

-Ach jesteście, to dobrze. Musimy wyruszać. Postanowiłem, że nie będziemy zatrzymywać się w mieście na nocleg.- Powiedział Druid.

Mord-Sith już z nim nie było.
Ruszyli, więc ku bramie miasta. Coś jakby ich obserwowało, a owe uczucie napawało lękiem całą drużynę. Bowiem lepiej jest walczyć nawet z wielkim smokiem, którego zna się na wylot, niż z tajemniczą bestyją, której się nigdy na oczy nie widziało.
Co jednak mogli począć?
Następnie, gdy już wyszli za bramę, ruszyli mało uczęszczanym traktem kierującym do małego miasta Dragofś. Trakt był mało uczęszczany, bowiem tereny danego miasta, były często napadane przez małe zbrojne oddziały orków. Być może i bohaterowie mogliby coś z tym zrobić, ale na głowie mieli ważniejsze sprawy. Podobno Król kazał tam wysłać zbrojny oddział. Czy to prawda zobaczy się później, bowiem szlak do Przełęczy Śmierci prowadził akurat tamtą drogą.
Jednak wracając do spraw bliższych bohaterom.
Burmistrz miasta pod nakazem Króla, zaopatrzył drużynę w konie, toteż teraz mogli spokojnie jechać na wierzchowcach, nie męcząc nóg.
Rozkosz.
Jednak jakieś tysiąc pięćset kroków dalej uczucie niepokoju powróciło. Teraz jednak się nasiliło. W powietrzu czuć było takie ciśnienie zgrozy, że aż konie parskały przestraszone.

Śmierć! Śmierć! Śmierć!

Na przedzie jechał Druid i to pod jego konia nogami wybuchły pułapki.

Huk przestraszył wierzchowce i Bailey, Vaneysh, oraz Allen omal nie spadli na ziemię. W tumanie kurzu nie było nic widać, toteż Oni mogli się niezauważeni podkraść, a kiedy już Allen odgonił zaklęciem pył, ich oczom ukazał się widok ośmiu mężczyzn w srebrnych napierśnikach, owiniętych tunikami, na których, na środku, wyryty był symbol Idei. Boga, którego czciło całe Imperium, a ta część, która nie czciła byłą łapana i palona na stosach przez Inkwizycję.
Przed bohaterami stała właśnie ósemka uzbrojonych po zęby inkwizytorów. Od razu każdemu w oczy rzuciłaby się buława przytoczona do pasa po lewej stronie ciała u każdego Kwerenda. Kusze za to trzymali w rękach, naładowane i gotowe do strzału. Szyszaki połyskiwały w świetle słońca.

-Bestyje niegodziwe! My jesteśmy wysłańcami samej Idei, uklęknijcie pobożniki, szatany nieczyste, diablisyny. Uklęknijcie i poddajcie się Słowu Wiary, Ręce Boskiej. Jesteśmy dziećmi Bożymi, które mają za zadanie wybicia istot plugawych, Dzieci Czarnej Magyi, z ziemi Dobrym przeznaczonej. Macie kilka chwil na zejście z koni i rzucenie broni. Natychmiast!- Wykrzyczał dowódca, który jako jedyny miał tylko jednoręczny miecz u pasa, zamiast kuszy i buławy.

Śmierć! Śmierć! Śmierć!

Widocznie czekał, aż się poddadzą. Mieli tylko sekundy na zdecydowanie się. Czy warto walczyć?
 
Lukadepailuka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172