lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski] Si vis Pacem Para bellum (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/4195-autorski-si-vis-pacem-para-bellum.html)

MrYasiuPL 16-02-2008 15:46

-Poczekaj!-krzyknął Justicar do Tailsa. Ten jednak pobiegł już dalej.
Być może chwilowy sprzymierzeniec znał drogę do Gilgamesha. Cyborg niep otrafil nawet dobrze wymówić tego imienia. Nie pamiętał ale zdawało mu się, że gdzieś je już słyszał. W każdym razie starał się śledziś Johna. Zobaczył jak wchodzi do windy. On musiał zbiec po schodach co nie za bardzo poprawiło jego stan.
Czół się źle. Tyle ran nie otrzymywał co dzień. Chociaż nie miał też często doczynienia z komandosami. "Uch... ja myślałem że to będzie łatwa misja"-pomyślał. Podrapał się w locie po głowie. Stopnie schodów pokonywał częściej skacząc niż biegnąc. A w dodatku nie był pewnien czy Tails go nie wyprzedzi. Zastanawiało go czemu Prorok nie mógł przekazać wiadomości sam.
Zresztą nie zamierzał śledzić Johna długo. Kiedy byłby przy siedzibie Gilgamesha Justicar nie musiał by się ukrywać. W końcu chcaił tylko przekazać wiadomość. Uśmiechnął się.

wojto16 27-02-2008 20:41

Justicar i Tails

Wasza podróż do kryjówki Gilgamesha była dosyć monotonna. Tails najpierw jechał windą wsłuchując się w spokojną melodię, a cyborg wyłaził z siebie żeby tylko dotrzeć na dół nim dojedzie tam winda. Udało mu się dotrzeć kiedy Tails schodził na dół po schodach. Potem była jeszcze droga przez właz w piwnicy prosto do kanałów i długa podróż pieszo. Kiedy wreszcie dotarli do drzwi kryjówki Gilgamesha wydało się, że coś przemieściło się za waszymi plecami. Kiedy jednak się odwróciliście nic tam nie było. To był chyba skutek przemęczenia się w trakcie misji. Wtedy drzwi się otworzyły i wyjrzał przez nie Jack Daniels.
- Jak widzę już jesteś Tails. I przyprowadziłeś kolegę. Przykro mi. Musimy mu wsadzić bombę do głowy zanim go wpuścimy.
Zapadło bardzo kłopotliwe milczenie. W końcu Jack powiedział:
- Żart. Właźcie.

W końcu dostaliście się do sali zamku. O ile pamiętał Tails kiedy był tu ostatnim razem była niemal pusta. Teraz była tutaj cała drużyna. Jakieś 8osób. Poza Gilgameshem, Danielsem i elfką którą Tails widział wcześniej byli tutaj niski i łysy mężczyzna ubrany w dresy o imieniu Quentin, umięśniony mężczyzna z krótkimi czarnymi włosami i blizną na twarzy o imieniu Kain i niski opancerzony krasnolud z wielkim toporem i rudą brodą. był jeszcze jakiś jasnowłosy elf i wielki cyborg nazywany Exterminatorem. Brakowało tylko Strikera i Mike'a

Mike i Chyn

Chyn zorientowała się, że coś jest nie tak kiedy tylko pociski lecące z góry wbiły się w Shairaka. Niestety, tym razem, refleks ją zawiódł i nie zdążyła zrobić uniku. Kilka pocisków przebiło ją na wylot. Padła na ziemię i leżała ledwo się ruszając w rosnącej kałuży krwi. Mike próbował zgodnie z planem dobić komandosa, ale nie było mu to dane. Zobaczył, że starzec na dole tworzy kulę ognia w rękach i rzuca ją w jego stronę. Żeby nie zginąć śmiercią bolesną i głupią musiał natychmiast wyskoczyć z windy. Winda poszła zaraz w płonące drzazgi. A Mike leciał jak kamień prosto na ziemię. Nagle został przez kogoś złapany i niezbyt delikatnie postawiony na ziemi.
- Cholera. I ja jeszcze nie zostałem super bohaterem - usłyszałeś głos Strikera - Dobra. Lepiej się stąd zmywajmy. Hendrix naprawdę się na ciebie wkurzył. O. Przepraszam. Wkurwił.
Wyciągnął jakiś niebieski kamień i wypowiedział kilka dziwnych słów. Otworzył się duży, niebieski portal. Mike wystrzelił kilka razy w Hendrixa, ale pociski zatrzymane zostały w powietrzu.
- Oszalałeś? Spadajmy.
Szybko wskoczyliście do portalu i nim się obejrzałeś byliście w innym miejscu. A konkretniej w kryjówce Gilgamesha gdzie chyba było właśnie jakieś zebranie. Tails i Justicar stali gdzieś z boku.

Trójca

Wtedy dostrzegliście, że Striker nie wyglądał za dobrze. Jego kostium był w kilku miejscach rozcięty. Z rozcięć ciekła krew. Mimo to byliście pod wrażeniem tego, że on w ogóle się nie przejmował ranami mimo tego, że nie był cyborgiem. Elfka podbiegła do niego i dotknęła jego ran które zaraz się zagoiły.
- Dziękuję Lilly - odpowiedział Striker - Zajmij się lepiej naszymi kolegami.
Podeszła do was i wyleczyła lekkie zadrapanie Johna i rany organicznej części ciała Justicara. na mechaniczne magia nie działała. W tym czasie w ogóle się nie odzywała. A Striker tymczasem wszedł na sam środek sali żeby przemówić.
- A wiec podczas tej misji zdobyliśmy ważne dane. Ja zająłem się ich kradzieżą kiedy pozostali odwrócili uwagę komandosów ode mnie. Poza tym trochę poprztykałem się z Shadowem, ale to nic wielkiego. Najważniejsze jest to co znalazłem poza listami pracowników i informacjami o nich. A konkretniej dowiedziałem się, że na rozkaz samego Imperatora ściągnęli tutaj do Legionu najwybitniejsze umysły ze świata. I pracowali w tajnych laboratoriach nad doskonałymi wojownikami którzy mają im pozwolić zniszczyć powstańców i demony, a także przy okazji nas. I tak oto dowiedziałem się o 3 projektach. Jeden projekt Chyn stworzona przez świętej pamięci Dr Drio którą właśnie zlikwidował Mike za co mu cześć i chwała. Drugim projektem jest obecny tutaj John Tails. Co ciekawe został stworzony przez Jamesa Thorntona. A trzeci projekt nazywa się Solidus i niewiele o nim wiadomo. Tylko tyle, że to największy projekt ze wszystkich. Jest tworzony przez Carla Nexusa. Na razie nie jest ukończony. Trzeba go odnaleźć i zniszczyć. Proponuję zająć się tym później. Dowiedziałem się też, ze Wilits ma farmę poza miastem. To ostatnie bezpieczne dla niego miejsce. Mam jej współrzędne.
Wtedy włączył się Gilgamesh.
- Dziękujemy za to wszystko Striker. Ogólnie dzisiaj udało nam się dokonać wielu operacji i to skutecznych. Proponuję teraz posiłek i odpoczynek. Potem wrócimy do pracy.
Służba przyniosła przekąski i wkrótce cały stół był pełen jedzenia. Wszyscy się dosiedli. Wy też w końcu mogliście usiąść i odpocząć.

Szarlej 27-02-2008 22:05

Mike
Kule nie zaśpiewały, kule nie śpiewały kule zabijały. Pojedyncze głośne strzały świadczyły o wypluciu przez pistolet naboi przeciwpancernych a krótkie szybkie i ciche strzały oznajmiały trój nabojowe serie. Komandos zatoczył się pod naciskiem przyjaciół Mika. Kilka następnych kul trafiło w kobietę, która upadła. Kiedy Mike chciał zastrzelić starca i dobić komandosa, okazała się rzecz, która była dla niego zgubna. Starzec okazał się czarodziejem, zabójca wiedział co oni potrafią i wiedział, że Ci wyszkoleni potrafią bardzo dużo. Kula powędrowała w jego stronę.
"Śmierć od spalenia czy skręcenie karku. To drugie."
Mike wybił się do tyłu i poczuł ogromną prędkość, życie mu nie przeleciało przed oczami. Wtedy uratował go Striker. Ze wdzięczność cyborg nie skomentował jego słów.
-Dzięki.
Rzucił krótko ale i tak to było więcej niż słyszało większość znajomych Mike. Może słyszał tylko Markus. Wtedy najemnik znów zobaczył maga, pistolet maszynowy wypluł swoją zawartość do końca, jednak naboje zawisły w powietrzu.
-Oszalałeś? Spadajmy.
Zabójca wskoczył do niebieskiego portalu.

Wylądowali w kryjówce zleceniodawców Mike. Gdy wyszli z portalu zabójca przyjrzał się obecnym. Striker był ranny, musiał mieć niezłe spięcie z tym gadatliwym. John wyglądał normalnie, nie miał żadnych widocznych obrażeń. Zabójca przyjrzał się ze zdziwieniem borgowi. Był on ranny co nie dziwiło w końcu miał spotkanie z komandosami, ale co on do diabła robił tutaj? Był przecież przeciwnikiem. Mężczyzna wzruszył ramionami co go to obchodzi. Po za jego znajomymi z niedawnej jatki było jeszcze kilka osób. Człowiek o trudnym imieniu w głupim czerwonym wdzianku, wielki borg, Daniels, dres i jakiś jeszcze mężczyzna. Obaj wyglądali na zabijaków. Była jeszcze trójka nieludzi. Wielki cyborg, wielki krasnolud i dwie ładne elfki. Mike trochę dłużej im się przypatrywał. Wtedy zaczął mówić Striker Mike dzielił uwagę między jego i elfki. potem przemówił szefu i wszyscy zasiedli do stołu.
"Jak jedna wielka rodzina. Najpierw wysyłają na rzeź a potem częstują obiadem."
Gdy wszyscy usiedli Mike nie usiadł mimo zmęczenia. Gdy wszyscy usiedli odezwał się do całej dziewiątki, wiedział, że Tails i Justicar nie mają tu nic do gadania.
-Macie już wasze dane, ja wypełniłem kontrakt. Wy nie. Zanim pójdę na następną rzeź chce czterech rzeczy. Pierwsza i druga to Julia i Markus, trzecia to chcę wiedzieć kto nas wyręczył w zabijaniu komandosów. Bo nie wierzę, żeby Striker zabił ich wszystkich. Czwarta to kim był starzec i kobieta kot.
Mówił to wszystko do Gilgamesha.

Nansze 28-02-2008 01:25

To było dziwne doświadczenie. Chyn bywała już ranna, często nawet bardzo mocno. Ale to nie bolało. Zmęczenie oraz wcześniejsze rany, dały o sobie znać i to w najmniej odpowiednim momencie.
Cała ta sytuacja działa się za szybko, dla kogoś patrzącego z boku. Lecz dla Chyn była to boleśnie, nieokreślenie wolno.
Kilkanaście huków i kilkanaście szybujących w jej kierunku pocisków. Dziewczyna zdążyła spojrzeć głęboko "napastnikowi" w oczy.

Co tam widziała? Pustkę. Na jej tworzy wyrysował się drobny uśmieszek, cwaniaka. Nie zdążyła by uciec. Nie zdążyła by nic zrobić.
Ogon nerwowo jej drygnął. Rozpostarła ręce, a głowę wbiła ku górze. Dziwne. Przeszło jej przez myśl. Żeby tak skończyć.Poczuła mocne szarpnięcie w okolicy żołądka, potem ramię. Obok wcześniejszej rany, która na nowo zaczęła bić szkarłatem. Klatka piersiowa razy trzy, a z ust dziewczyny popłynęła purpurowa stróżka. Miała rozpostarte ręce w geście przytulenia. Przytulenia śmierci, która nadchodziła. Jej biała koszulka, zmieniła barwę w krwistą. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, jedynie źrenice maksymalnie się rozszerzyły, a po jej policzkach popłynęły ciepłe łzy. Te łzy, to jedyny ciepły gest jaki spotkał ją w jej parszywym życiu. Śmierć jest przyjemna...Nie myślisz o niczym, a samo się dzieje. Dziewczyna upadła na beton. Zaczęła dławić się swoją krwią. Miała przedziurawione płuco. Stęknęła żałośnie. Przewróciła się na bok i podciągnęła kolana. Patrzała spokojnie jak czerwona kałuża robi się co raz większa i większa, a jej co raz bardziej chce się spać. Nie zważała na chłód, który ją ogarnął przez który dostała dreszczy. Ani przez ból, który zaczynał łagodnieć. Zamknęła oczy, a uśmiech pozostał na jej twarzy. Ostatni ton. 21 gram. To był ostatni koci żywot.

Irrlicht 28-02-2008 14:12

Jakkolwiek słyszał strzały, gdy wychodził z budynku, nie przejmował się nimi. Miał dziwne przeczucie, że Mike poradzi sobie z tym, co go czekało. Poza tym, jego śmierć była Tailsowi i tak kompletnie obojętna. Tak jak cyborg, który dołączył się do niego w trakcie jego wędrówki.
Idąc, myślał.
Ten cholerny cyrk z Gilgameshem nie skończy się nigdy - nie teraz, gdy wie, że jestem całkiem przydatną bronią w jego arsenale. Cholera, czy mam do końca swojego pierdolonego życia łazić z bombą w głowie?
Dotarł do drzwi wejściowych zamku.
- Jak widzę już jesteś Tails. I przyprowadizłeś kolegę. Przykro mi. Musimy mu wsadzić bombę do głowy zanim go wpuścimy.
Wzruszył ramionami. Niespecjalnie obchodził go los innych, tym bardziej, że mógł w każdej chwili umrzeć. A jednak, ręka zadrżała mu nad rewolwerem.
- Żart. Właźcie.
- Jeszcze jeden taki żart, a będziesz zbierał swoje zęby z mózgu
- warknął Tails.
Cóż... I tak na razie nie mogę nic innego poradzić, jak wyczekiwać nadarzającej się sytuacji, aby odebrać mu ten detonator. A później strzelić mu w łeb.
Uśmiechnął się złośliwie. Jego uśmieszek urósł nieco, gdy zobaczył poharatanego Strikera.
- No, no... - zacmokał Tails. Obliczał, gdzie Striker jest najsłabszy. Nie pozostawiało bowiem wątpliwości, że jeśli Gilgamesh miał umrzeć, to także i Striker. Bawiło go co prawda zabijanie na zlecenie, jednak nie była to jego wojna. A to był główny powód.
Bowiem, jeśli Gilgamesh zdołał pojmać go i odstawić do swojego zamku, może to zrobić drugi raz. A później mógłby nie być taki miły. Ale jeśli śmierć poniesie główny przywódca organizacji? Kto wtedy zaatakowałby go? Tak, Striker mógłby to zrobić. Ale nie znał na razie nikogo, kto chciałby się zemścić za głowę Gilgamesha.
Choć, gdy spojrzał na krasnoluda i innych, błysnęło mu w głowie, że pozna.
- Drugim projektem jest obecny tutaj John Tails. Co ciekawe został stworzony przez Jamesa Thorntona. A trzeci projekt nazywa się Solidus i niewiele o nim wiadomo. Tylko tyle, że to największy projekt ze wszystkich. Jest tworzony przez Carla Nexusa. Narazie nie jest ukonczony. Trzeba go odnależć i zniszczyć. Proponuję zająć się tym póżniej. Dowiedziałem się też, ze Wilits ma farmę poza miastem. To ostatnie bezpieczne dla niego miejsce.
Wysłuchał w milczeniu tego, co sam już dawno podejrzewał. Nie pamiętał za wiele z tego okresu poza zimnem, szklanymi słojami i niekończącymi się eksperymentami. Syknął cicho na wzmiankę o Jamesie Thorntonie. No tak, słodki papa, pomyślał. Nie ma jak w domciu.
Gdy zasiedli do stołu, zmarszczył nos. Jak słodko.
- Macie już wasze dane, ja wypełniłem kontrakt. Wy nie. Zanim pójdę na następną rzeź chce czterech rzeczy. Pierwsza i druga to Julia i Markus, trzecia to chcę wiedzieć kto nas wyręczył w zabijaniu komandosów. Bo nie wierzę, żeby Striker zabił ich wszystkich. Czwarta to kim był starzec i kobieta kot.
Pokiwał głową na znak tego, że i on popiera słowa Mike'a.

MrYasiuPL 28-02-2008 14:49

Justicar był okropnie zdyszany ale udało mu się dogonić windę. Później długa podróż spowodowała utratę sił. Miał ochotę odpocząć. W ogóle nie czół się dzisiaj na siłach. Taka praca…

Drzwi do kryjówki Gilgamasha otworzyły się. Wyszedł z nich jakiś gość. Po wysłuchaniu kawału Jacka mruknął tylko:
-Ciężki dowcip, co?
Dalej było jeszcze więcej osób. Cyborg wolał przebywać w bardziej spokojnych miejscach. Na przykład w barach. Tam mieli przynajmniej dobry trunek. Przypomniało mu się, że będzie musiał kupić sobie jakąś flaszkę.
Chwilę później zobaczył Mike’a. Przynajmniej nie widzi pierwszy raz jego i Johna. Uwagę Justicara przyciągnął Striker. Był ranny. W sumie to powinien już nie żyć.
-Sukinsyn… -mruknął.

Jakaś elfka go wyleczyła. Miał pecha. Wtedy kiedy granat urwał mu rękę nie było żadnych magików. Nadal dziwiło go jak może działać cybernetyczna skoro została stworzona bez czarów). Nie znał się specjalnie na wysoko technologicznych urządzeniach.

Niedawno ranny facet wyszedł na środek i zaczął coś gadać. Cyborg słuchał chociaż niewiele z tego rozumiał. Chyba go coś ominęło. Ciekawe co ja będę z tego miał.
Ucieszył się, że może usiąść i zaspokoić głód. Nie jadł dużo ani często. Poszukał wzrokiem wódki.

wojto16 28-02-2008 18:01

-Macie już wasze dane, ja wypełniłem kontrakt. Wy nie. Zanim pójdę na następną rzeź chce czterech rzeczy. Pierwsza i druga to Julia i Markus, trzecia to chcę wiedzieć kto nas wyręczył w zabijaniu komandosów. Bo nie wierzę, żeby Striker zabił ich wszystkich. Czwarta to kim był starzec i kobieta kot.
Zamiast Gilgamesha odezwał się Striker.
- A wiec udzielę ci czterech odpowiedzi, bo nie jestem głodny. A więc pierwsza sprawa. Właściwie miałem ci to dać później, ale skoro tak ładnie prosisz.
Wstał zza stołu i wręczył Mike'owi jakieś akta. W aktach były wszystkie dane dotyczące Marcusa i Julii. W obecnym miejscu pobytu był wpisany Hotel "Plaza" i pokój nr 10. Wtedy Striker mówił dalej.
- Co do tego kto zabił tamtych komandosów to ja sam nie wiem. Liczyłem na to, że go spotkaliście i się z nim rozmówiliście. Skoro jednak nie to musimy pomyśleć nad tym dłużej. No i ostatnia sprawa. Ta dziewczyna to projekt Chyn który pracowała dla demonów. Dobrze, że ją odstrzeliłeś. Jednak ten starzec jest znacznie groźniejszy. To Hendrix. Jeden z najlepszych agentów pracujących dla demonów. Zna się też na demonicznej magii czego byłeś świadkiem.
Wtedy Gilgamesh wstał również.
- Może dasz wydruk współrzędnych farmy Wilitsa dla Tailsa jako nagrodę za dobrze wykonane zadanie?
Striker wyciągnął ukryty kolejny wydruk.
- Chyba powinienem pracować w papierniczym - mruknął.
Dał Tailsowi kartkę ze wpisanymi współrzędnymi. Gilgamesh ruszył do drzwi. Przed wyjściem jeszcze się odwrócił.
- Thorg. Daj im wypłatę.
Potem jeszcze odezwał się do was.
- Jesteście wolni. Możecie wrócić kiedy chcecie. Aha. Wiem Tails, że wciąż burzysz się za tą bombę w głowie. Wiedz, że nie wysadzimy ci głowy w najmniej spodziewanym momencie.
Opancerzony krasnolud wstał i ruszył do innego pokoju. Wrócił z walizką. Wyciągnął z niej jakieś pieniądze i podał kolejno 1000 kredytów dla Tailsa, 1000 dla Mike'a i po chwili zastanowienia wcisnął 300 kredytów Justicarowi pijącemu wódkę przy stole. Krasnolud wyszczerzył zęby i powiedział:
- Może teraz weźmiecie przykład z waszego kolegi i napijecie się jak normalni ludzie?
Thorg odniósł walizkę i usiadł na miejsce. Striker dalej patrzył w drzwi przez które wyszedł Gilgamesh. W końcu odezwał się:
- Nie dziwcie mu się. Jak już wspominał Tailsowi żyje już setki lat. często dopada go atak smutku i depresji. Zresztą nie wiem tego dokładnie. Po prostu spędza trochę czasu samotnie. Żyjąc przez setki lat patrzył na śmierć całej swojej rodziny i wszystkich przyjaciół. Szczególnie tragiczna była śmierć jego brata. Przy okazji widział więcej bólu i cierpienia niż każdy ludź i nieludź mógł zobaczyć przez całe życie. Kiedy poznałem całą jego historię ucieszyłem się, że nie dane mi jest żyć wiecznie. Śmierć byłaby dla niego ukojeniem. Tyle tylko, że nieważne co go spotka i tak śmierć go nie odnajdzie. Jednak jak mówiłem to tylko historia. Muszę wam powiedzieć, że będę mógł was zaprowadzić na podziemny parking na którym trzymamy nasze samochody. Dzięki nim łatwo wyjedziecie z miasta lub dojedziecie do miejsca do jakiego sobie życzycie. Uważać będziecie musieli tylko na strażników którzy mogą was złapać bez prawka.
Wtedy rozległ się dźwięk telefonu. To dzwoniła komórka Strikera. Odebrał ją i powiedział:
- Słucham?
Słuchał spokojnie w końcu rzucił:
- Zajmę się tym.
I schował komórkę do kieszeni.
- Kolejne zlecenie. Tym razem od osoby postronnej. Muszę lecieć i załatwić gang "Rzeźników". Jeśli nie kojarzycie to powiem, że byli odpowiedzialni za serie kradzieży w różnych sklepach. Teraz zaczęli zabijać cywili co niezbyt się mojemu zleceniodawcy podoba. Zaczekajcie chwilę.

Wyciągnął kartkę i narysował na niej coś w pośpiechu. Potem wręczył ją wam.
- Zaznaczyłem wam drogę na parking. A teraz juz lecę.

Szarlej 28-02-2008 20:00

- A wiec udzielę ci czterech odpowiedzi, bo nie jestem głodny. A więc pierwsza sprawa. Właściwie miałem ci to dać później, ale skoro tak ładnie prosisz.
Mike przyjął akta i spokojnie je przejrzał, nie okazywał tego, że zabójca go wkurza.
- Co do tego kto zabił tamtych komandosów to ja sam nie wiem. Liczyłem na to, że go spotkaliście i się z nim rozmówiliście. Skoro jednak nie to musimy pomyśleć nad tym dłużej. No i ostatnia sprawa. Ta dziewczyna to projekt Chyn który pracowała dla demonów. Dobrze, że ją odstrzeliłeś. Jednak ten starzec jest znacznie groźniejszy. To Hendrix. Jeden z najlepszych agentów pracujących dla demonów. Zna sie też na demonicznej magii czego byłeś świadkiem.
-Byłem ale wiem, że nie przeżyje kuli ze snajperki.
Zabójca spokojnie czekał. Dostał pieniądze, które go nie interesowały. Miał zamiar teraz dokończyć zemstę. Gdy wszyscy skończyli już gadać i wyszli Mike ledwo opanował odruch napicia się czegoś, nie chciał pić przed akcją. Wziął kartkę z zaznaczonym parkingiem i odwrócił się do Johna.
-Ty pomożesz mi a ja pomogę Tobie. A mogę Ci pomóc i to bardzo. jeśli Ciebie to interesuje to reszty dowiesz się w samochodzie.
Zabójca nie oglądając się za siebie ruszył do parkingu. Niczym prawdziwy robot pozbył się uczuć. Nauczył się tej sztuczki w nocy kiedy umarła jego siostra. Umarła dla niego a jeszcze dzisiaj umrze dla świata.

Irrlicht 29-02-2008 08:56

Przez chwilę patrzył jak urzeczony na kartkę papieru. Potem wstał od stołu i poszedł za Mike'em. Od kiedy ujrzał na oczy koordynaty lokacji Wilitsa, przestał być głodny.
- Przyjdę później... - rzucił od niechcenia. - Wolę zjeść Wilitsa.
Czuł się w gruncie rzeczy źle, śmierdział krwią i był nieco osłabiony, ale perspektywa zabicia swojego dawnego chlebodawcy rozpalała go i czuł, że będzie to największa zabawa w jego życiu.
Poszedł za zabójcą do jego samochodu.
- Musisz mi pomóc w zabiciu pewnego demona... Ten sukinsyn ostatnim razem o mało co mnie nie zabił, więc będę potrzebował pomocy. Poza tym mogę ci pomóc w tym, co chcesz. Jeśli mnie wykpisz, zabiję cię. Dzięki tym koordynatom znajdziemy dom Wilitsa. Wchodzisz w to, jak rozumiem?
Właściwie nie musiał wypowiedzieć ostatniego zdania, ale zależało mu na władowanie kuli w łeb Wilitsowi.

Szarlej 01-03-2008 16:03

Mike wszedł na parking. Stało tu sporo samochodów. Po chwili wahania wybrał ciemnozielony samochód. Jeśli był otwarty to wsiadł i poszukał kluczyki, jeśli nie to otworzył szybę ramieniem cyberręki i spiął go na krótko. Gdy John wsiadł Mike wysłuchał go uważnie.
-Zrobimy tak, Ty mi pomożesz w zabiciu pewnej dwójki. Widziałeś ich w budynku Organizacji elf i młoda dziewczyna. Z tyłu masz ich akta.
Pokazał kciukiem na wcześniej rzucona na tylne siedzenie akta.
-Będziesz mnie osłaniał, zabicie ich nie powinno być trudne. Jeśli chodzi o sposób akcji to chcę ich zabić osobiście, tylko tyle. Zabijemy ich a potem rozwalimy tego demona. Między akcjami dostaniesz adres doktorka, który zrobił mi rękę. Powinien dać radę uporać się z Twoim wybuchowym problemem. Pasuje? Jak tak to odpowiedz na jeszcze jedno pytanie, czy znasz dobrego handlarza bronią?
Młody zabójca sam zaczął w myślach szukać adresów takowych. Szczególnie interesowali go Ci nie powiązani z Organizacją.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:57.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172