Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2007, 23:20   #21
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
***Casshern***



(Muzyka)

Podróż mineła szybko, Ojciec jak zawsze wybierał to co najlepsze, zamiast skorzystać z wysłużonych statków rodu, zamówił gońca gildii Przewoźników, zapewne miał on swoją cenę, ale za to mknął jak "rakieta" i już po dwóch dniach przekroczyli Wrota. Ten czas książe spędził z pożytkiem, teczka zawierała naprawdę wiele informacji. Nawet za wiele jak na zdolności poznawcze młodego szlachcica. Krótkie noty o najważniejszych osobistościach, analizy rynku, perspektywy rozwoju, na wielu stronach widniał symbol Szarych twarzy, znak jakości.

Kichisaburo miał racje rynek farmaceutyczny przeżywał rozkwit, przodujące były oczywiście firmy związane z Gildia Aptekarzy, ale nie gorzej wiodło się też korporacjam z przewagą kapitału LiHalan. Szczególnie dwie firmy osiągały imponujące wyniki: powiązana z Aptekarzami spółka TechGenetix kierowana przez Ukarkę - doktor Lir'Tay, a także Korporacja Biotau zarządzana przez barona Meisana LiHalan. Z dalszych wycinków wynikało, że ostatnimi wyszły liczne nieprawidłowości w firmie Lir'Tay, między innymi oszustwo hrabiego Ody Fujiro, a co znacznie gorsze współorganizacja Sabatu psioników i kultystów demonów.

Firma rodziny Casshern wypadała gorzej niż blado, balansowała na granicy bankructwa, raport z działalności był tak naprawdę litanią trudności: niedostarczonych komponentów, przez rezygnujących naukowców, na pożarach kończąc. Prezesem firmy był Ming Qujre, wieloletni sługa rodziny, którego wierności nie można było nic zarzucić, natomiast skuteczność... pozostawiała wiele do życzenia.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 14-11-2007, 13:25   #22
 
Frostqueen's Avatar
 
Reputacja: 1 Frostqueen nie jest za bardzo znany

Poranek był całkiem ładny i dość ciepły jak na wiosnę, dlatego Mika zdecydowała, że śniadanie zostanie podane w altance. Miejsce położone w malowniczym punkcie nad jeziorem tchnęło spokojem oferując przebywającym tam ludziom poczucie oderwania od wszelkich trosk świata i uciążliwej codzienności.
Randhir osobiście odebrał Clodię i poprowadził ją ciasną polną ścieżką wiodącą z zamku do altany. Na miejscu czekała już na nią roześmiana Mika w białej zwiewnej sukni jakie zazwyczaj nosiła gdy czuła się zadowolona z życia.
- Siostrzyczko! - Błyskawicznie podbiegła do bliźniaczki i uściskała ją tak, by nie urazić kręgosłupa, na co Clodia odpowiedziała tuląc siostrę równie ciepło. - Nareszcie. Myślałam, że w czasie lotu wessała cię czarna dziura, po wyjeździe od rodziców zdążyłam zwiedzić pół Ikony a i tak przyleciałam przed tobą. Siadaj, proszę.
Randhir wycofał się dyskretnie, by pilnować prywatności i bezpieczeństwa zebranych z oddali. W głębi altanki znajdował się mały, ażurowy stolik z białego metalu i trzy krzesła, Rohit zajmował już jedno z nich sącząc herbatę. Na jego kolanach leżał potężny rudy kocur, mrucząc cicho. Na widok gościa obun ustawił filiżankę na spodeczku, postawił zwierze na ziemi nie zwracając uwagi na chichy pomruk dezaprobaty, wstał i skłonił się dwornie.
- Herbaty? - spytał uprzejmym tonem.
- Aaah, Rohicie, jeśli tylko raczysz, byłabym zachwycona. - Clodia uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością za ten miły gest. - Nie musisz się przejmować moim kręgosłupem, słoneczko, przecież wszystko jest już dobrze. - zwróciła się do Miki zasiadając w wolnym krześle, na przeciw niej.
Kot, który przed chwilą stracił swój dogodny punkt obserwacyjny na obuńskich kolanach, postanowił zmaterializować się u swojej pani, wywołując swoją obrażoną miną śmiech u zebranych. Pod stołem trzy kociaki niezmordowanie próbowały upolować ogon swojej biednej matki. Clodia schyliła się i dotknąwszy palcem brzuszka jednego z nich, pogłaskała leciutko, czyniąc ofiarą ataku swoją dłoń. Wracając ponad stół, spojrzała z bliska na zawartość talerza.
- Jadłam już co prawda u siebie.. ale te maki wyglądają wręcz prze-wspaniale. - Mówiąc to błogosławiła w myślach stawy rybne Carthago. Pociągnęła łyk z przystawionej przez Rohita filiżanki.
- Jest kilka rzeczy, o których chciałabym porozmawiać.
- Błagam, tylko nie przy jedzeniu. Zajmijmy się nim, a potem "sprawami".
- zaoponowała Mika, nie spotykając się ze sprzeciwem.
Odsunąwszy choć na jakiś czas niepokojące widmo rozmowy o „sprawach państwowych” Mika delikatnie pogłaskała kocura który zwinąwszy się w kłębek zaczął mruczeć basowo. Dobrze wiedziała jakim potrawom jej siostra nie jest w stanie się oprzeć.

**
<uwaga, wtręt. występuje lekka out of characterness.>

Rohit zamarł nieznacznie w połowę łyku. Spojrzał na swoje towarzyszki. Wszechstwórco, cóż za kłopotliwie dziwne wrażenie. Czytał kiedyś, dawno temu, pewną ludzką książkę z czasów ginących dziś w odmętach historii. Dzieło osoby wybitnie skrzywionej psychicznie. A teraz oto, siedziały przed nim Biała i Czerwona Królowa. Zaiste, brakowało tylko, by zjawił się - lekko rozszerzonymi oczami spojrzał w trzymany przez siebie płyn - .. Szalony Kapelusznik.
**

- Słyszałam, że Wróż był chory. – zagadnęła Clodia kończąc posiłek.
- Był, ale na szczęście już mu lepiej. Zakażony zatrat. – odparła Mika, marszcząc brwi na myśl o zaniedbaniu jakiego dopuścił się poprzedni stajenny, panie świeć nad jego duszą. Oby ten zatrudniony wczoraj lepiej dbał o jej kochane qualimy. Po chwili jednak się rozchmurzyła, moment był wprost idealny by wyłożyć jej nowy koncept. Clodia po sushi zawsze miała doskonały humor.
Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby wybudowanie toru wyścigowego gdzieś w pobliżu Novy, co prawda Wróż już nie może się ścigać ale Wino niedługo będzie gotowy, mógłby zadebiutować już za kilka miesięcy. Rohit uważa, że to dobry pomysł. - Było to zgodne z prawdą, do tego momentu obun pochwalał jej plany całym sercem, tylko potem ich koncepcje trochę się rozjeżdżały. Nie zmieniając wyrazu twarzy pod stołem kopnęła swego sekretarza w kostkę, nie musiała się odwracać by wiedzieć, że teraz za jej plecami posyła Clodii ostrzegawcze spojrzenie. – Z okazji otwarcia toru i tego, że Wróż wrócił do zdrowia, można by urządzić małe święto państwowe... Zwolni się ludzi z pracy na kilka dni, zapędzi na jakiś festyn…

**
Koń.. święto narodowe.. Rohit wpatrzył się w pustkę, próbując sobie przypomnieć, czy oby na pewno obudził się i wstał dziś rano z łóżka. Czy może to z jeziora unoszą się jakieś opary..? Zerknął znów na dziedziczki. Po lewej biała, po prawej czerwona, piją herbatę z filiżanek, mierząc się wzrokiem. Brakowało jeszcze, żeby zaczęły grać w szachy. Pomasował skroń. Spuścił wzrok i aż skrzywił się z przestrachem widząc wgapioną w siebie piątkę kotów. Na łaskę wszechświata. - pomyślał - Jeśli tylko któryś z nich waży się uśmiechnąć..
**

Spojrzała na siostrę nawet się nie skrzywiwszy. Może gdyby to był pierwszy raz, poczułaby się zaskoczona. Nie była zaskoczona. Będzie z półtora roku jak w katakumbach katedry w Novie wybudowano grobowiec dla padłejprzy porodzie klaczy Miki i jej źrebaka który urodził sie martwy. Clodia do tej pory nie była w stanie zrozumieć jak to się stało, że biskup to przełknął. Cóż, z drugiej strony może nie tylko to przełykał, jak już się spotkali w tej sprawie.. Posłała siostrze szeroki uśmiech.
- Czy może nie starczyłoby ci nazwanie jego imieniem toru wyścigowego? Uważam, że jego budowa to wspaniały pomysł. Byłaby to wspaniała okazja by podnieść estymę księżyca i przy okazji jego budżet..
- Skoro nie odpowiada ci święto to myślałam też o tym, by nadać Wróżowi tytuł szlachecki. Skoro taka menda jak nasz kuzynek Lucjusz może być hrabią, to mój kochany konik wspaniale nadaje się przynajmniej na baroneta.
- Mika najwyraźniej nie zamierzała tak szybko zejść z tematu.
- Hm. - Nie była pewna co tak naprawdę wolała. Zwłaszcza, przy takim przedstawieniu sprawy. Zastanowiła się chwilę. Ktoś mógł podobne nadanie tytułu potraktować osobiście.. Ale zawsze jest to jakieś wyjście bezpieczeństwa. Słyszała o paru przypadkach tego typu i choć wywołały konsternację albo śmiech, dość szybko przycichły. Zostawiwszy sobie więc furtkę w postaci konia-baroneta, postanowiła przyhamować zapędy Miki które ktoś potem mógłby wytykać Carthago co roku. - Może w tej chwili darujmy sobie te tytuły. Spróbuj porozmawiać z biskupem o święcie..
- Ale to nie ma być święto kościelne tylko państwowe, skarbie mój. Wystarczy zgoda ratusza.
- Radosny głos siostry zabawnie kontrastował z Rohitem, patrzącym bezradnie na Clodię wzrokiem mówiącym "Próbowałem ale poległem".
- Sądzę, że.. sądzę, że nie powinniśmy tego robić póki wisi nad nami rodzinna kontrola.
- A co im do święta, które będzie za rok? I tak odbyłoby się dopiero za kilka miesięcy, najpierw trzeba by tor wybudować. Właściwie co im do tego, Carthago i tak nie ma prawie w ogóle świąt państwowych.
- Kochanie, jeśli się o tym dowiedzą, a będą sprawdzać papiery, ktoś może odnieść błędne wrażenie, że nie traktujemy zarządzania poważnie.
- Pff. I co nam zrobią? Pogrożą palcem?
- Tego nie wiemy. Dlatego lepiej zaczekać.

- Możemy poczekać z ogłoszeniem do czasu aż wszyscy oświeceni ambasadorzy wyniosą się tam skąd przyszli, ale dokumenty, gotowe do podpisania, będą w biurku Rohita tutaj w Samotni. I już teraz zaznaczam, nie mam zamiaru wpuścić żadnego z tych kolegujących się z Lucjuszem świętoszków do mojego domu nawet gdyby przysłał ich sam Zebulon.
Clodia posłała Rohitowi błagalne spojrzenie, szukając wsparcia. Obun wzruszył smętnie ramionami, nikt lepiej niż on nie zdawał sobie sprawy, że próby tłumaczenia to w tej chwili zawracanie kijem rzeki.
- Rozumiem. Dobrze, niech dokumenty będą u Rohita. Przepraszam cię, Mika, ale jak ty dbasz o niego? Wygląda jak patyk.
Rohit który właśnie popijał herbatę zaczął się gwałtownie krztusić. Mika spojrzała na niego marszcząc brwi zupełnie nie zwracając uwagi na to, że biednemu obunowi grozi uduszenie.
- Przez większość czasu karmi się sam. Przez swoje zaniedbania biedak mi tu niedługo zupełnie zniknie. Dlatego zróbcie sobie wreszcie w tym waszym ratuszu jakiś lepszy bufet.
- Właściwie bardzo słuszna uwaga. Wszystkich by to ucieszyło, a Elza nosiłaby mu obiady.
- Stwierdziła treściwie Clodia radując się wyczekiwaną zmianą tematu, podczas gdy Rohit wciąż się dusząc nie wiedział już na kogo bardziej się w tej sytuacji zdenerwować.
- Tylko pilnuj żeby je zjadał..
Obun odchrząknął w końcu i zaczął normalnie oddychać.
- Drogie panie, czy musze przypominać, że jestem starszy niż wy obie razem wzięte? Umiem o siebie zadbać - oznajmił troche zachrypnięty po czym sięgnął po herbatę by przepłukać gardło.
- Dlatego, zwlaszcza przy tak wymagajacej pracy.. - zaczęła Clodia.
- .. nie możesz chudnąć, Rohicie. - dokończyła Mika, wstając i mocno przytulając się do obuna, co poskutkowało tym, że biedak znowu się zachłysnął. - Daj spokój. Każdego trzeba od czasu do czasu trochę porozpieszczać. A dzisiaj każę ci przywieźć spory obiad. Wyrzućcie te stare, śmierdzące papiery z podziemi, na co w ogóle wam te archiwum podatkowe? To byłoby bardzo przyjemne miejsce na restaurację. Może nawet ja bym do niej wpadała. - Tym razem zlitowała się i klepnęła Rohita w plecy by ukrócić jego cierpienia.
- Mm. Myślę, że zrobimy przybudówkę. - odpowiedziała jej siostra.
- Trudno będzie tak, żeby budynek dalej wyglądał stylowo.
- Spokojnie, to się absolutnie da zrobić. Myślę też, że powinnaś szybko rozpocząć budowę toru, misiaku.
 
__________________
I might cry, you will bleed.
Frostqueen jest offline  
Stary 14-11-2007, 20:27   #23
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Dalsza część spotkania minęła w równie wesołej atmosferze, choć Rohit jeszcze raz się zadławił i mamrotał coś o maltretowaniu albo molestowaniu - nie dosłyszały, z resztą nie miało to większego znaczenia bo po zrelaksowanej pozycji w jakiej siedział obie doskonale poznawały, że nie jest mu aż tak źle jak chce by się im wydawało. Czas mijał zaś oni patrząc na spokojną taflę jeziora mieli wrażenie, że nic nie jest w stanie zmącić tego niebiańskiego spokoju. Jednak były takie rzeczy, o czym Clodia skwapliwie im przypomniała.
- Czego takiego dowiedziałaś się o naszym drogim kawalerze Munchkinie? Musze przyznać, że kazałam sprawdzić co tam u nas o nim mamy i niczym szczególnym się nie wyróżnia.. Mimo to.. W historii Carthago próby zbrojenia się przez chłopów dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. Coś jest źle i nie podoba mi się to bardzo.
Cóż. Właściwie Mika mogła się tego spodziewać. Jej kochana nadgorliwa bliźniaczka zawsze musiała wiedzieć wszystko.
- Nawet ciekawy przypadek z tego pana kawalera, nieźle się bawiliśmy z Ra, rozglądając u niego. Kosmiczne daniny jakie nakłada na swoich poddanych to tylko cześć problemów. Jego słudzy też nieźle sobie poczynają. Chłopi na wzmiankę o dżokejach Munchkina reagują tak jak Esteban na mój widok. – Mika zaśmiała się gardłowo, osoba Estebana zawsze budziła jej rozbawienie, zwłaszcza w momentach gdy Amalteanin usiłował ją egzorcyzmować. Clodia uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem na myśl o tym jakie uczucia jej kochana siostra budziła w tym człowieku. – Wygląda na to, że pan kawaler stracił umiar jeśli chodzi o potrzebę bogacenia się. Jeśli czegoś się z nim nie zrobi to jego chłopi prędzej czy później znowu popadną w desperacje, za którymś razem może im się w końcu udać.
- Teoretycznie to jego problem. Jeśli będzie musiał ich spacyfikować to potem nie będzie kto miał na niego pracować a my będziemy mogły zrealizować jego zobowiązania podatkowe zabierając ziemie.. Nie możemy jednak tego tak zostawić. Nie podoba mi się jego koteria kolesi, a tym bardziej fakt, że na naszych ziemiach byle kawaler pozwala sobie na takie wybryki. Korci mnie, żeby zwalić mu na głowę połowę ratusza i kontrolę o jakiej jeszcze tu nie słyszano. - Złożyła palce w piramidkę i zmrużyła oczy, co nadało jej wygląd jakby właśnie realizowała swoje najbardziej perfidne plany.
- Nie trzeba od razu wyciągać armaty, pistolet wystarczy – odparła Mika uśmiechając się delikatnie. – Kontrola to bardzo dobry pomysł tyle, ze przedtem przydałoby się mieć pewność, że coś znajdziemy. Skoro jak dotąd w jego papierach jest wszystko w porządku to może nie jest aż tak głupi by dać się formalnie złapać. – Podniosła herbatę, jak dotąd cała ta sprawa wydawała się znacznie bardziej zabawna niż przypuszczała. – Możemy z Ra jeszcze się tam trochę rozejrzeć, upewnić się, że kontrola coś znajdzie. No i moglibyśmy się zająć tymi jego dżokejami.
- Mmm. Co dokładnie masz na myśli z tym ostatnim?
- Clodia chyba się ucieszyła.
- Możnaby zobaczyć co takiego wyczyniają i dopilnować żeby przestali. – Mika uśmiechnęła mrożąc oczy, wyglądała trochę jak zadowolony kot patrzący na konającą mysz.
~Rodzina.~ pomyślała Clodia. ~Zawsze można na niej polegać.~
- Tylko nie przesadź.
- dodała jednak, przestraszona trochę miną swojej siostry.
- Znasz mnie. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Owszem i właśnie dlatego się obawiam – wymamrotał Rohit, jednak został zignorowany. Mika spokojnie kontynuowała.
Tak na marginesie, chyba spotkam się z panem kawalerem. Pewnie wie, że interesowałam się osobiście sprawą, dobrze by było gdyby nabrał przekonania, że święcie wierze w „niewdzięcznych poddanych” inaczej mógłby czuć się zaniepokojony.
- Jeśli masz ochotę. Nikt z nas i tak nie poradziłby sobie z tym lepiej niż ty, Miko. Powstrzymam swoje zapędy, choć chciałabym szybko przypomnieć mu conieco na temat oficjalnej polityki jego zwierzchników jeśli chodzi o chłopów. Trzeba by zrobić coś, żeby uspokoić trochę atmosferę do tego czasu. Nie zniosę buntów na Carthago. - Jej skrzywiona mina gdy wypowiadała te słowa wyrażała całą pogardę dla sytuacji.
- Jeszcze zdążysz, lepiej martw się tym całym oświeconym ambasadorem. – skrzywiła się na myśl o kontroli. – A co do chłopów to ty tu masz zapędy społecznika, nie ja. - Mika wzruszyła ramionami, myślami była już gdzie indziej.
- Mówiłam już kiedyś co uważam na temat roli chłopów. Cała ta sprawa popycha mnie do myśli o wydaniu ograniczenia procentu o jaki w przeciągu trzech lat podniesiony może być podatek rolny. Na przykład tak, by ustalić granicę pomiędzy kawalerem Otto a resztą i zmusić go w przeciągu najbliższych dwóch-trzech lat do obniżenia jego wartości do poziomu jaki byłby w stanie osiągnąć stosując się do tej zasady. Tylko dobre stosunki z Ratuszem mogły by gwarantować -przy odpowiednim usprawiedliwieniu- pewne odstępstwa. Nastroje mieszkańców poszłyby w górę, ale nie wiem czy chcę szerzyć kontrowersje przy ambasadorze. Teoretycznie na naszych ziemiach nie ma nic do powiedzenia, ale opinia rodu jest dość istotą kwestią. Zostawiam to jako plan na później, jeśli nic innego nie pomoże. Przynajmniej możemy mieć pewność, że rodzina nas wesprze w razie czego. Khm. - Zamilkła, widząc, że jej siostra całkiem już odpłynęła. Pozostała tylko jedna rzecz. - Przynajmniej z akolitą dobrze wyszło. - zagadnęła, odrywając ją ponownie od widoku jeziora. - Myślę, że wszystkim im należą się glejty. Jeśli wcześniej zgłoszą się po nie do Ratusza, no nie? - Mrugnęła uśmiechając się.
- O tak z akolitą naprawdę bardzo dobrze wyszło… - Tym razem uśmiech Miki był trochę bardziej leniwy. - …jeśli o mnie chodzi mogę im codziennie dawać te glejty… – Mimo usilnych starań Clodia nie zdołała nad sobą zapanować i roześmiała się gwałtownie, siostra pokręciła tylko głową i kontynuowała. – A co do tych twoich podatków to mi pomysł nie wydaje się taki zły, choć… - zerknęła na Rohita. – …pan zrzęda zapewne zaraz wygłosi swoją własną teorię.
Ile to już razy Clodia wspierała różne zwariowane pomysły Miki i cierpliwie znosiła jej wybryki. Dlaczegóż to ona nie miałaby teraz poprzeć siostry gdy nagle dla odmiany ta wpadła na kontrowersyjny pomysł. A jeśli reszta szlachty podniesie raban z tej okazji to ich problem. A więc na pohybel wszelkim formalistom, sztywniakom i nudziarzom!
- Co prawda tego typu ograniczenie poborów da się wprowadzić, jednak szlachcie się to nie spodoba. Jednoczesna ingerencja w wolność i finanse. Ponadto, to iż przepisy można by ominąć za przychylnością ratusza mogą uznać za próbę jeszcze głębszego uzależnienia ich od suwerenów - stwierdził Obun.
- W takim razie ten punkt możemy pominąć. A ich wolność i tak podlega nam, bo to nasza ziemia. Zmiana nie byłaby zbyt wielka, nie ustalam przecież górnego pułapu dla podatków! - zaoponowała Clodia.
- Oj, to niech sobie marudzą jak lubią, co nas to właściwie obchodzi? Nie podoba się to wynocha. Niektórym mogę nawet pomóc, zwłaszcza baronowi Danowi - jemu z chęcią zafunduję przelot, no i nową kwaterę, elegancką, dębową sześć stóp pod ziemią – wymamrotała Mika mając już powyżej uszu rozmów o interesach.
- Ale… – Obun bynajmniej nie zamierzał się poddawać.
- Żadnego ale, Ro. – Mika wstała od stołu stanowczym ruchem i stanąwszy za siostrą pochyliła się i objęła ją ramionami tak, że ich twarze znajdowały się tuż obok siebie. Rysy twarzy miały identyczne, jednak tysiące innych szczegółów jak kolor oczu, włosów, wyraz twarzy czy spojrzenie sprawiały, że były niemożliwe do pomylenia. Anioł z piekła rodem i władczyni w szkarłacie. – Spójrz na nas. Czy my możemy sobie z czymś nie poradzić??
****
Po przemiłym śniadaniu Mikę czekało trochę pracy. Zaczęła od wezwania do siebie kawalera Otta Munchkina w celu uzyskania wyjaśnień, umówiła go na popołudnie następnego dnia. Miała zamiar zwalić całą winę za swój udział w sprawie na rychłą wizytę ambasadorów i pochwalić go za tak szybkie rozwiązanie problemu. Zamierzał sprawić, żeby wyjechał z „Samotni” przekonany iż ani ją, ani tym bardziej jej siostrę sprawa broni już nie interesuje.
Następnie czekało ją namiętne kilka godzin z raportami z działalności rezerwatów oraz prośbami o pozwolenie na polowanie, wszystkie pochodzące z kancelarii barona Dana wylądowały w kominku nawet bez przeczytania.
Tymczasem Randhir dostał zadanie dowiedzenia się gdzie lubią spędzać wolny czas dżokeje kawalera Munchkina. Przy dobrych układach miała nadzieję osobiście zabrać się za tą sprawę już następnego dnia po zmroku.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 14-11-2007 o 20:35.
Lirymoor jest offline  
Stary 18-11-2007, 00:26   #24
 
Leonidas's Avatar
 
Reputacja: 1 Leonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znany
Escoral stolica Kish, wczesna noc

Samo lądowanie odbyło się bez większych problemów. Casshern i Mani byli już gotowi i gdy tylko otworzyły się wrota promu wyszli. Młody książę uścisnął dłonie kapitana i jego dowódcy, którzy przyszli do wyjścia by pożegnać pasażera. Schodząc po schodach zobaczył jak z dużą prędkością podjeżdża mały łazik mechaniczny. No tak, mimo, że ich wizyta była niezapowiedziana, to przybycie kogokolwiek w jednym z najlepszych promów kosmicznych, jakimi dysponowała gildia przewoźników musiało wywołać pewne reakcje. Z pojazdu w biegu wyszedł jakiś młody człowiek ubrany niezwykle elegancko i zanim oboje z Manim zdołali zejść ze schodów on stał już u ich podnóża. Patrzył się chwilę na księcia po czym od razu niemal zakrzyknął:
- Książę Casshern Maresuke Aki Li Halan…- przez dosłownie sekundę zawahał się po czym kontynuował już pewnym głosem – to dla nas ogromny zaszczyt. Pozwól panie, że wezmę wasze bagaże. – nastąpił po tym długi potok słów którym prawdę powiedziawszy Casshern już nie przysłuchiwał się specjalnie. Wsiedli do łazika i po chwili znajdowali się przed wejściem do głównej hali. Tam już stał, jak się okazało jakiś wysoki przedstawiciel gildii przewoźników pełniący, z tego co zrozumiał, funkcję tutejszego kierownika. Książę, który nigdy nie chciał być uważany za gbura i pyszałka, pomimo, że raczej się spieszył przywitał się uprzejmie i zamienił z nim parę zdań. Ów kierownik poprowadził go do specjalnej poczekalni, niedostępnej dla zwykłych pasażerów. Pomieszczenie to było dość duże i z pewnością można było powiedzieć, że luksusowe, od razu rzucało się w oczy ogromne półokrągłe okno z którego rozpościerał się wspaniały widok na całe lotnisko - doskonale widoczny był stąd statek z którego właśnie wysiedli. Pomimo późnej pory w środku było kilkanaście osób, w większości szlachcianki. Casshern ukłonił się grzecznie kilku z nich, gdy obok przechodził. Co chwila ktoś rzucał na niego ukryte spojrzenie, chociaż była to raczej zwykła ciekawość. Dopiero jednak gdy po 5 min podbiegł do niego ten młody chłopak sprzed schodów i zwrócił się do niego per: wasza książęca mość, większość, ze zgromadzonych spojrzała się na niego i kilku, jakby dopiero wtedy go poznając, ukłoniło mu się gdy wychodził z sali. Podstawiona kareta zaprzężona w cztery konie, z już zapakowanymi bagażami czekała na nich przed wejściem. Jedną z zaleta bycia księciem było to, że zupełnie nie musiał się, przejmować miejscem do spoczynku w tak dużych miastach jak to. Ponieważ nie wydał żadnych rozporządzeń spytano go tylko, czy gościnne apartamenty rodziny Fujiro, specjalnie dla takich gości przygotowanych, odpowiadają mu. Razem z Manim wsiedli do karety, kiedy już ruszyli milczenie przerwał jego przyjaciel:
-Masz już jakieś plany?
-Chyba tak, jednak postaram się najpierw zasięgnąć opinii z pierwszej ręki, parę lat temu poznałem hrabiego Ode, nie widziałem go całe lata i prawdę powiedziawszy nie wiem, co się z nim działo, ale mam nadzieje, że zastaliśmy go w stolicy. On jest w jakiś sposób zamieszany w działania jednej ze spółek, którym chcę się przyjrzeć. Potem się okaże. W między czasie załatwimy sprawy dla ojca i księcia Maximiliana.
-Kiedy się z nim skontaktujesz?
-Pewnie jutro, zresztą do rana i tak sporo ludzi dowie się, że przybyłem na planetę i nie będzie specjalnych problemów ze skontaktowaniem się z nim czy z kimkolwiek z listy.

Dalszą trasę spędzili wymieniając komentarze o mijanych budowlach czy nietypowej dla nich architekturze. Gdy wreszcie dojechali do rezydencji mimowolnie przystanęli na chwilę z zachwytu. Budynek jeśli miał oddawać majestat i bogactwo rodziny, to idealnie spełniał swoją rolę. Po chwili pojawiła się służba wraz „major domusem” który po przywitaniu zaprowadził ich do komnat.
 

Ostatnio edytowane przez Leonidas : 18-11-2007 o 00:29.
Leonidas jest offline  
Stary 20-11-2007, 14:02   #25
 
Frostqueen's Avatar
 
Reputacja: 1 Frostqueen nie jest za bardzo znany
Otworzyła oczy, budząc się raptownie i natrafiwszy wzrokiem na sufit wbiła w niego spojrzenie tak intensywne jakby chciała się nim przebić na wylot. Jej myśli płonęły.
Zepchnięte na dalszy plan przez ostatnie obowiązki obrazy powróciły z nową siłą. Wirowały wokół niej jak poruszane wielkimi kołami zębatymi wszechświata planety. W każdej chwili rodziły się i umierały nowe dni. Czas płynął pod rozkazami jej myśli, łącząc ze sobą kadry.
Zerwała się z łóżka i klaszcząc po zimnej posadzce bosymi stopami przemierzyła sypialnię. Koszula nocna, choć szeroka, swoimi długimi fałdami krępowała lekko ruchy.
~Wąż. Smok. Nie. Nienienienienienienie.~
Gorączkowo szukała analogii. Jej umysł przeszukiwał zakurzone komody pamięci, wydobywał z nich mapy, obrazy, łączył fakty i symbole. Chwyciła w palce kosmyk włosów i zmięła go niecierpliwie.
~Obżarstwo. Dusze. Śmierć. Lunatycyzm. Tak.. Nie. To później.~
Stanęła przed wyjściem na taras i wpatrzyła się w krajobraz jakby to on miał obowiązek odpowiedzieć na jej pytanie.
~Obrót. Rok. Niedopasowanie. Tak. Tak! Niedopasowanie starego roku do miesięcy.. Noga!~ Wciągnęła powietrze z zaskoczeniem, tłumiąc szybkie bicie serca. ~Krótsza noga.. I pełnia, znaleźć pełnię.~
Wyciągane niecierpliwym ruchem z biurka kartki były na szczęście spięte, bo inaczej część uciekłaby jej z dłoni. Rękopis miał już ponad setkę stron, jednak nie był ukończony. Siadła na krześle wyciągając z niego ostatnią kartę, po czym omal nie wywróciła tuszu, próbując na ślepo wycelować w niego piórem. Cicho zaśmiała się nerwowo i rozpoczęła nowy akapit.

Ranek zastał ją na tarasie, gdzie owinięta kołdrą siedziała w fotelu, tupiąc nerwowo przy czytaniu stron które powstały tej nocy.
Strach przed obcością, cudzą i własną. Na tym na razie zakończyła. Historia bohaterki zataczała koło, powracając do miejsca w którym się zaczęła. Ale to nie miała być dla niej miła niespodzianka. Były w niej zgoda i akceptacja, ale nie tego. Zboczyła z drogi by nie kierować się tam, gdzie ona prowadziła bo punkt wyjścia tej ścieżki kłócił się z resztką tego co Helena nosiła w sobie prawdziwego. Wiedziała, że jeśli ma teraz wrócić na drogę, musi zmienić ten punkt wyjścia, musi go przesunąć.

Emocje powoli wyparowywały z Clodii. Spojrzała na ogród ciągnący się dwa piętra niżej na tyłach jej domu. Ziewnęła lekko, ale chłód działał cucąco. Obejrzała się na swoją pustą sypialnię. Nie było większego sensu tam wracać. Zrzuciła kołdrę na posadzkę i poszła po płaszcz. Dziesięć minut spaceru szybko przywróci ją do rzeczywistości. Z resztą, Darragh i tak pewnie za chwilę wyczuje, że nie ma jej w budynku, więc przynajmniej będzie miała z kim pogadać wracając. W sypialni nad jej zapali się światło, cień stanie w oknie, zaraz potem w sąsiednim pokoju zapali się drugie. Ciekawe kto po nią przyjdzie. Po powrocie będzie musiała zorganizować rozmowę ze znajomym Sędzią, ale to potem.

 
__________________
I might cry, you will bleed.
Frostqueen jest offline  
Stary 28-11-2007, 14:05   #26
 
Frostqueen's Avatar
 
Reputacja: 1 Frostqueen nie jest za bardzo znany
- Przecież ogród jest strzeżony.
- Wiem. Nawet bardzo dobrze wiem. Nadzoruję go od kiedy tu jestem. Ale nie lubię kiedy znikasz.
- Hah. Wszystko chciałbyś mieć pod kontrolą.
- No wiesz? I kto to mówi? -
Ailin zdawał się lekko urażony taką sugestią.
- Rzeczywiście, masz rację. - Szła ze swoim ochroniarzem pod rękę, aleją wśród niebotycznie wyciągniętych w górę drzew, najwyższego z carthagańskich gatunków. - Tylko mnie chciałbyś mieć pod kontrolą.
Tym razem uśmiechnął się.
- Tak, sądzę, że masz rację. - Zaśmiali się oboje. - Sama wiesz..
- Wiem. "Rodzinę ma się tylko jedną".

*Ratusz

Rozmowa z Sędzią Marokothem nie przyniosła żadnych zaskakujących wieści, nie widział też żadnych powodów dla których ktoś mógłby w tej sytuacji mieć pretensje do Carthago. Kolejny raz pomyślała, że Fativa musi mieć jakiś poważny interes żeby oddawać własną córkę za żonę Lucjuszowi. ~Biedna dziewczyna.~ Kuzynek pogłębiał wiarę Clodii w to, że ludzie się nie zmieniają. Może i dałaby wiarę, że zmienił swoje nastawienie, gdyby tylko nie ta bajeczka którą próbował rozpuszczać, jakoby ciotka postradała zmysły przed śmiercią. Marny robak, nawet go wtedy przy niej nie było. Prawdziwa rodzina, prawdziwi Lannielin byli z nią wtedy i odprowadzili ją na drugą stronę tak jak należy.

Wzięła ze sobą kilka plików papierów i ruszyła na swoją ulubioną kanapę. Czarna suknia z wysoką stójką oplatającą szyję uchodziłaby za bardzo powściągliwą, gdyby nie wycięty w niej głęboki półkolisty dekolt. Wybrała ją specjalnie, na wypadek gdyby dziś zjawił się przedstawiciel rodzinnej ambasady. W końcu co jak co, ale na przyjmowaniu gości znała się doskonale.
Podpisywała dokumenty maczając pióro w kałamarzu na ustawionym tuż obok stoliku. Przejrzała raport na temat podróżującego akolity, sprawdzając jego trasę na zawieszonej na drugim końcu sali mapie księżyca. Podpisała zarządzenie o dobudowie lokalu gastronomicznego do budynku Ratusza. Odpowiedni urzędnicy mieli skontaktować się z gildią i przedstawić zaproponowane projekty do akceptacji. Przestudiowała i podpisała jeszcze wiele rzeczy, nim zastało ją popołudnie.
 
__________________
I might cry, you will bleed.

Ostatnio edytowane przez Frostqueen : 29-11-2007 o 10:35.
Frostqueen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172