Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2007, 22:01   #11
 
Macharius's Avatar
 
Reputacja: 1 Macharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputację
Andreas powoli wysłuchiwał dowódcy. Cieszył się że nie próbują go wplątać w jakąś przeklętą akcję sabotażową na której przecież tak łatwo zginąć. Jeden nieostrożny krok, jedno spojrzenie i leżysz z kulką w głowię i kałużą krwi na ziemi. A zabić jakieś przeklętego rumuna, niech ich wszystkich szlag trafi, będąc w przebraniu? To w zasadzie dosyć prosta sprawa. Można by go na przykład zepchnąć z jakiś wielkich schodów, a gdyby to przeżył to skręcić kark parszywcowi psia jego mać. A potem wezwać pomoc jakby nigdy nic. Ewentualnie można się włamać do domu i go udusić, garotą czy poduszką. Bez różnicy. Ale z tym było by zdecydowanie więcej roboty i było by trudniej, na dodatek nie był zbyt wprawnym włamywaczem.

Zrobienie zdjęć wbrew pozorom może być trudniejsze niż likwidacja celu. Ale i z tym powinien sobie poradzić.

- Jasne, zrobię to, nie ma problemu. Wolę się bawić w tajnego szpiega niż podkładać bomby w jakiejś fabryce i zostać zabitym w jakimś zapomnianym przez Boga miejscu. Jedno pytanie, kogo mam udawać?
 
Macharius jest offline  
Stary 11-12-2007, 10:47   #12
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Ewa, czekając na Waltera, popijała herbatkę, zagryzając je wyśmienitymi ciasteczkami.W zamyśleniu przeglądała zawartość pudełeczka. 2000 Reichmarek, całkiem sporo. I te Krugerandy... 20 pięknych, złotych monet, rozłożonych przed nią na stole. Ewa wzieła jedną z nich i lekko przetarła rękawem. Piękne... Przypomniała jej się kolekcja jej ojca, odziedziczona po jej dziadku. gdy była mała, godzinami mogła przyglądać się tym przepięknym, błyszczącym monetom, i, gdy ojciec nie widział, z drżeniem serca usiłowała ich dotknąć choć przez chwilę. jednak nie miała ku temu zbyt wielu okazji, a gdy zaczęła sie wojenna zawierucha Ojciec zdeponował swój najcenniejszy skarb w Szwajcarskim banku. Był wiele wart i Eva wiedziała, że te tutaj monety są warte równie wiele, i pewnie wiele trudu zadali sobie ludzie Waltera, by je zdobyć. Patrząc na nie tym bardziej czuła wagę swojego zadania. Delikatnym ruchem ostrożnie schowała je z powrotem do woreczka. Wzięła w dłonie dokumenty... podrobione idealnie, były na nich nawet lekkie oznaki zużycia. Robota świetnego fałszerza.
Ewa najpierw szeptem, potem już głośno kilkakrotnie powtórzyła swoje dane osobowe. Nie chciała się ich uczyć bezmyślnie na pamięć. Próbowała sie z nimi zidentyfikować...
Nazywam się Else van der Veen. Jestem z pochodzenia holenderką, ale obywatelstwo mam niemieckie. Urodziłam się w Nijmegen w Holandii 17 marca 1920 roku. Mam 25 lat... Mam obywatelstwo niemieckie, popiieram Adolfa Hitlera we wszystkim, co robi, współpracuję z SS... - powiedziała z pełnym przekonaniem. Ewa była profesjonalistką, mimo, że taka akcja była jej pierwszą, odkąd Walter zaufał jej i przyjął do ruchu oporu. Mi8ała świadomość, ze w najbliższym czasie będzie musiała z całym zaangażowaniem i przekonaniem wielbić Hitlera i współpracować z SS. I nie będzie mogła sobie pozwolić na podświadomy nawet grymas czy cyniczną uwagę w tym temacie. Musi, bo inaczej mogła by być rozpoznana i cała akcja, nad którą z pewnością pracuje ciężko nie tylko ona, weźmie w łeb. Poza tym... pomścić śmierć ojca - to była jej siła napędowa. Ewa powtórzyła swoje dane jeszcze kilka razy, po czym włożyła dokumenty do torebki. Gdzieś na jej dnie błysnął w świetle lampy niewielki flakonik perfum z czarną etykietką na której było napisane złotymi, zdobionymi literami "Die Schwarze Rose" D. Ale Ewa wiedziała, ze nie były to perfumy. To trucizna, bardzo szybka, skuteczna w minimalnej dawce. Ewa zdobyła ją jeszcze w Niemczech i nie wiedział o niej nikt, nawet Walter. Ewa w zamyśleniu przyjrzała się flakonikowi. Miała nadzieję, ze nie będzie musiała ich użyć, ale gdyby była taka potrzeba - nie zawahała by się.
Na dźwięk kroków szybko zamknęła torebkę.
Przywitała Waltera przyjacielskim uściskiem i elegancko przywitała jego gościa.
Lekcja wymowy poszła szybko, za szybko i za krótko jak dla niej, poza tym miała ochotę na dłuższą rozmowę z Profesorem, do którego od razu poczuła sporą sympatię i szacunek, ale wiedziała, ze nie da rady inaczej. Ewa i tak była wdzięczna.
Potem uważnie wysłuchała Waltera.
Milczała, do póki nie skończył, choć tysiące pytań cisnęło sie jej na usta. Większość z nich miała pozostać bez podpowiedzi...
- Co sie stało z panią van der Veen? - zapytała Ewa, starając się już stosować zasady wymowy, jakich nauczył ją profesor. To pytanie od pewnego czasu nurtowało ją najbardziej.
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline  
Stary 12-12-2007, 10:19   #13
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Andreas Kreuzwald


15 marca 1945

Dowódca nieco się zasępił słysząc pytanie Andreasa. Przez chwilę szli w milczeniu w dół zbocza. Reszta członków oddziału wracała innymi ścieżkami. Dawało to większe szanse na to, że wszyscy wrócą szczęśliwie do domu.
- Wiesz Andreas, długo się zastanawiałem w jaki sposób masz się tam dostać i kogo udawać. W końcu poszedłem z tym wyżej, do samego sztabu. Oni to wymyślili, to teraz niech kombinują…
-Wczoraj dostałem odpowiedź, że przygotowano dla Ciebie rozkaz wyjazdu na nazwisko Martin Waldstein. Osoba taka istnieje. To niemiecki członek NSDAP oraz jeden z oficerów Wehrmachtu w stopniu Leutnanta w biurach organizacji Todta. Tu masz dokument uprawniający Waldstein’a do wjazdu na teren Dundee.


Dowódca podał Andrasowi dokument. Andreas pomyślał, że jest nieźle zrobiony. Rzeczywiste nazwisko dawało szanse, że nikt go nie będzie przepytywał co i jak…. Chociaż z drugiej strony, takie podszywanie się pod kogoś innego grozi w razie wpadki kulką w łeb…
- A co się stało z tym Waldsteinem? zapytał dowódcę ostrożnie
- Pan Waldstein jest obecnie przetrzymywany u nas. Siedzi w zamknięciu. Został aresztowany omyłkowo w czasie nalotu na pewien lokal. Nikt nie miał pomysłu co z nim zrobić… miano go nawet zlikwidować. Ale okazało się, że się może nam przydać. Po Twojej akcji zostanie zlikwidowany …

Andreas pomyślał, że o tyle dobrze.
- No, podobieństwo do tego gościa? Tam może się trafić ktoś, kto go znał, widział i co wtedy? Andreas jak zwykle był nad wymiar ostrożny. W końcu nie zamierzał „zwiedzać” żadnych piwnic w siedzibie SS, gdzie na zadupiu w Dundee.
- Podobny jesteś, wystarczy niewielki retusz zdjęcia. Zajmą się tym nasi specjaliści. Daj mi tylko te szwabskie dokumenty, które masz i zgłoś się jutro. Miejsce spotkania piwiarnia „Las” w tamtej wsi. Dowódca wskazał Andreasowi niewielką wioskę ze wzgórza. „Mój Boże co za zadupie” pomyślał Anderas.

- Spotkanie jutro dokładnie o 13:40. Hasło „Czy macie piwo białe pszeniczne” odzew „Tak, ale tylko dla Niemców”. Pokażesz barmanowi rozkaz wyjazdu. On poda Ci piwo i zaprowadzi w ustronne miejsce. Czy masz jakieś swoje w miarę nowe zdjęcie?
Andreas odparł, że niestety zdjęcia nie ma. Jakoś nie było czasu zrobić jakieś nowsze. Dowódca odpowiedział, że to nie problem. Kazał Andreasowi poczekać chwilę i pobiegł w stronę niedawno opuszczonej chaty.


Andreas pomyślał, że zapewne mają tam ukryty jakiś aparat. Po chwili okazało się, że się nie mylił. Dowódca wrócił ze starym aparatem Kodaka. Ustawił Andreasa i zrobił zdjęcie.
- Do jutra będzie gotowe. Szkoda, że nie mamy więcej rolek filmu do niego. Zapasy USEF już dawno się pokończyły. Musimy uruchomić nadajnik i wysłać szyfrogram za ocean z prośbą o wsparcie.
Andreas wiedział, że do jutra ma spokojnie czas, może pomyśleć co i jak. W międzyczasie pouczy się nowych danych osobowych, żeby nie było jakiejś wpadki. Powinien przejrzeć też mundur i broń. "Żadnej wpadki" pomyślał.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 20-12-2007, 08:45   #14
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Eve Malorny


Zaplecze sklepu „U Johna” Downing Street, Londyn

Ewie zdawało się, że rozmowa z holenderskim profesorem trwała tylko chwilę. Zbyt ulotną i krótką aby dobrze poznać zasady holenderskiej wymowy w niemieckim. Jednakże okazało się, że posiada ona talent językowy. Dość szybko powtórzyła w miarę sprawnie zdania uważając na akcenty i wymowę.

Chwilę później holender wyszedł zostawiając Ewę sam na sam z Walterem. Walter zapytał czy Ewa chce coś jeszcze wiedzieć. Zastanowiła się chwilę, wiedziała, że od pewnego czasu gnębiło ją jedno pytanie:
- Co się stało z panią van der Veen? przy okazji starała się wprowadzić zasady wymowy holenderskiej.
Walter popatrzył na nią z podziwem, nie wiadomo czy z powodu pytania czy niezłej wymowy.
- Dobre pytanie Ewo, zaiste, dobre. Pani van der Veen miała dotrzeć z Holandii do Londynu pojutrze. Na całe szczęście ludzie pana profesora ten Hagena zatrzymali ją. Nie wiem jakich użyli argumentów ale zapewniono mnie, że bezpiecznie siedzi gdzieś na wsi w Holandii i podobno zgodziła się siedzieć tam dobrowolnie. Daleko za liniami wroga. Hagen zapewnił mnie, że to taka dziura w której nigdy nie widziano Niemca. Na wszelki wypadek pani van der Veen jest pilnowana. Aha! Holendrzy pytali ją co się dzieje na Szetlandach i czego tam mogą od niej chcieć, niestety nic na ten temat nie wie.
- A co stanie się z nią po akcji? to drugie pytanie również gryzło Ewę nie mniej niż pierwsze.
- No cóż … wypuścić jej nie będą mogli. Zostaje namówienie do współpracy, nadanie fałszywych papierów. Ewentualnie przerzut do USA. Tam mogłaby wykorzystać swój potencjał naukowy. W razie odmowy … pewnie likwidacja … zresztą o tym będą decydować w Holandii.

Ewie wydawało się, że Walter coś jeszcze chce od niej.
- Walter? Widzę, że chyba coś jeszcze masz dla mnie. Jakieś wiadomości?
- W sumie niewiele. Wczoraj dostałem to od Sekcji 4. To rozkład jazdy pociągów do Thorso. Niestety żaden nie jedzie tam bezpośrednio. Być może wynika to z kontroli. Przemyśl jak chcesz tam pojechać. Walter podał Ewie rozkład jazdy pisany na jakiejś starej maszynie, niewątpliwie niemieckiej.


Ewa zaczęła się zastanawiać ile osób jest zaangażowanych w tą całą sprawę. Teraz była po spotkaniu z profesorem ten Hagenem była pewna, że dużo. Oznaczało to, że sprawa jest bardzo poważna.
- Dobrze i co dalej?
- Jak już się zdecydujesz na któreś z połączeń wówczas musisz iść na dawną Victoria Street, obecnie Keiser Straße, do siedziby SS w Londynie. Okazujesz wartownikowi papiery pani van der Veen. Powinni zaprowadzić Cię do kogoś ważnego – pewnie będzie to SS-Sturmscharführer lub SS-Standartenjunker. Tam mówisz jak się nazywasz i że miałaś się zgłosić na Szetlandy. Powinni Cię trochę przepytać. Nie wiesz po co tam masz się stawić, jesteś teoretykiem cieczy i Niemką, więc wykonujesz rozkazy ukochanego Adolfa, itp. Dostaniesz Ausfahrtbefehl, czyli rozkaz wyjazdu i papier pozwalający kupić bilet prosto z Londynu do Thorso. Najlepiej zastanów się do jutra kiedy chcesz jechać, załatw wszystkie sprawy w Londynie, które musisz załatwić. Następnie udaj się do Meldamtu (urzędu meldunkowego) i zgłoś swój wyjazd do Niemiec – powiedzmy Hamburg czy coś podobnego. Jako Ewa Molarny musisz zniknąć. Walter przerwał swój wywód na chwilę.
- No i powodzenia. A i pamiętaj o tym, że w razie czego masz w porcie pomoc w postaci Sauera.

Ewa uspokoiła się wiedząc, że wszystko jest przygotowane. Niepokoiła ją konieczność wizyty w Meldamcie i siedzibie SS. Pierwsze pewnie było proste i łatwe, drugie już niekoniecznie. Należało się zastanowić. Pożegnała się z Walterem. Pomyślała, że koniecznie musi postawić karty, a może i mały seans spirytystyczny by się przydał …
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 28-12-2007, 01:22   #15
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Ewa wróciła do hotelu, ale zanim zamknęła się w pustym pokoiku, dłuższy czas przesiedziała w hotelowej kawiarence przy filiżance gorącej, czarnej, aromatycznej herbaty. Przyglądając sie gościom hotelowym, zastanawiała sie nad swoim zadaniem. Nie było proste... zdecydowanie nie było. Ewa miała tego nie robić, ale talia pięknie malowanych kart sama powędrowała do jej dłoni. Rozłożyła je na stoliku. Wyciągnęła pierwszą z nich...
- Dlaczego samotne kobiety zawsze układają pasjansa? - z zamyślenia wyrwał ją męski głos.
Ewa obejrzała się. Za nią stał typowy Niemiec, ideał rasy aryjskiej, z binoklem na zadartym nosie. Minę miał pewną siebie, jak kot, który zapędził w kąt mała myszkę i zaraz ją pożre. - Samotna na obczyźnie?
- Skąd pomysł, że samotna? - odparła Ewa chłodno. - Czekam na kogoś, mam jeszcze trochę czasu...
- A czy przez ten czas mógłbym postawić Pani drinka?
- Jak Pan widzi, piję już herbatę. - odparła Ewa. Mężczyzna chyba zrozumiał aluzję, bo ukłonił sie sztywno i odszedł. Wojskowy... Ewa była pewna.
Zła na siebie dopiła herbatę i posiedziała jeszcze z moment, po czym poszła do siebie, odprowadzona wzrokiem przez niedoszłego towarzysza. Powinna być milsza - takie zachowanie mogło wzbudzić w nim podejrzenia.. Jakie podejrzenia?? Po prostu chciał sie przyłączyć, może miał nadzieję na mały flirt... A może ją sprawdzał? Może spotka go potem, już na miejscu... Ewa poczuła, ze wpada w paranoję. Nie.. tak dalej być nie może, nerwy zjedzą ją zanim jeszcze zacznie swoje zadanie. Nie może sobie pozwolić na utratę panowania nad sobą.
Ewa z westchnieniem usiadła na łóżku, kładąc talię obok siebie. Pytanie do kart było już stracone - zadaje się je tylko raz i karty tylko raz odpowiadają. A ten szwab je zagłuszył. Może to i dobrze...

Na drugi dzień z samego rana Ewa poszła do biura meldunkowego. Urzędniczka o chmurnym wyrazie twarzy spojrzała na nią podejrzliwie spod okularów.
- Dokąd? - zapytała, gdy Ewa powiedziała jej, ze musi wyjechać.
- Frankfurt. - Ewa odpowiedziała równie zwięźle.
- Do kogo?
- Przyjaciółki.
- Przyjaciółki... Po co?
Ewa poczuła, że kobieta chyba nadużywa uprawnień, ale wolała pozostać potulna, mimo, że w środku cała sie gotowała...
- Urodziła dziecko, a jej mąż trzy miesiące temu zginął na wojnie. Popadła w depresję, nie może sama zajmować sie dzieckiem. Chce ją ściągnąć tutaj, do siebie...
- Do hotelu? - kobieta spojrzała na nią znad jej papierów.
- Niedługo wychodzę za mąż, mój mąż ma dom pod Londynem, zamieszka tam z nami. Mąż sie zgodził. - dodała szybko.
- Dobry ten Pani mąż... - burknęła kobieta. - Nie boi się pani, ze przyjaciółka na waszym ślubie popełni samobójstwo z rozpaczy?
Ale już po chwili Ewa miała wymagany wpis w dokumentach.
-Do widzenia, miłego dnia. - odpowiedziała uprzejmie i wyszła. Za drzwiami westchnęła z ulgą. Tyle nerwów, a najgorsze dopiero przed nią.

Jakąś godzinę później stała przez pięknym budynkiem z bogato rzeźbioną fasadą, który teraz był siedzibą SS. Większą cześć delikatnie zdobionej elewacji zakrywała teraz czerwona płachta ze swastyką, a zdobiące dach gargulce przysłaniały teraz niemieckie flagi. Ewa wzięła głęboki oddech i weszła do środka.
Wewnątrz było równie nieprzytulnie. Na ścianie na przeciw drzwi wisiał spory portret wodza w złoconych ramach, a pod ścianami stały stojaki z niemieckimi flagami. Gołe marmury ścian były ogołocone z jakichkolwiek ozdób. Ewa wyobraziła sobie, jak musiało tu wyglądać, gdy zamiast Hitlera wisiał portret pięknej damy, lub scena z polowania, a zamiast flag stały wazony pełne kwiatów. Na ścianach bogata, złocona sztukateria, pod ścianami atłasowe kanapy, a wszystko oświetlone lampą z kryształowym żyrandolem.
Ewa rozejrzała się w poszukiwaniu wartownika, a gdy go ujrzała, szedł już w jej stronę.
- Witam Panią. - W czym mogę służyć?
- Witam. - odpowiedziała Ewa klasyczną niemiecczyzną, starając sie używać już właściwego akcentu. - Jestem Profesor Else van der Veen. Jestem tutaj w sprawie mojego wyjazdu na Szetlandy.
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline  
Stary 08-01-2008, 09:43   #16
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Eve Malorny


Siedziba SS w Londynie


Zdziwiony urzędnik w randze SS-Oberschütza podniósł jedną brew i popatrzył
nieco baczniej na Ewę.
- Ja wohl! odkrzyknął nieco służbiście. Następnie powiedział do Ewy:
- Proszę za mną ... Młody i nawet dość przystojny SS-man poprowadził Ewę w głąb budynku. Samo wnętrze było odbiciem SS - surowe, zimne, niedostępne, ale bogato urządzone. Eleganckie marmury, ładnie zaprojektowane schody i wszędzie albo flagi, albo plakaty propagandowe. Wewnątrz kręciło się niewiele osób. W sumie to nic dziwnego, nikt przy zdrowych zmysłach z własnej woli nie pchał się tym z SS prosto w ręce.

Ewa starała się zachować przytomność umysłu, chociaż coś w środku domagało się ucieczki, porzucenia planów i konspiracji, domagało się ciszy, spokoju i kawy ...
Młody SS-man niebacząc na rozterki wewnętrzne Ewy prowadził ją zimnym i długim korytarzem. Pełno było w nim takich samych dębowych ciemnych drzwi. Większość nie była opisana, lecz numerowana. Ewa odruchowo rozglądała się, starając się zapamiętać mijane korytarze i drzwi ... "509: Oddział Belgijski; 510: Dyrektor Oddziału Belgijskiego, 511; 512: Toaleta - Damska; 513: Toaleta - Męska; 514: Oddział Holenderski" ...
Ewa nim prowadzący ją SS-man otworzył drzwi zdążyła jęknąć w duchu " ... jeżeli jest tu rodowity holender to po mnie ...". Na ucieczkę było cokolwiek za późno. SS-man łagodnym gestem wskazał jej pokój.
- Proszę wejść. Tu załatwi pani co tylko potrzeba.
- Dziękuję bardzo. Mimo wszystko Ewa była profesjonalistką, szybko zdołała opanować nerwy, "co ma być to będzie. Trzeba grać pewną siebie, zimną i zarozumiałą panią profesor, taką zołzę co nie znosi sprzeciwu, albo słodką idiotkę, taką której każdy pomoże ... zobaczymy ..."

Pokój był dość niewielki. Większą część zajmowało biurko, wielka szafa (zapewne z aktami). Tuż za szafą niedaleko okna stało wielkie pudło (wyglądem podobne do szafy). Na pudle widniał napis "Telefunken", z boku zwisał pęk kabli. Jeden był podłączony do prądu, reszta ginęła w ścianie. Na froncie pudła znajdowała się spora szczelina, kilka przełączników i tarcza podobna do telefonicznej... Niestety Ewie nie dane było obejrzeć spokojnie machiny, ponieważ zza biurka wstał młody SS-man i podszedł do Ewy.


- Witam Panią serdecznie. Nazywam się Albrecht Schollen i jestem pracownikiem Oddziału Holenderskiego SS w Londynie. Ewę od razu uderzyły dwie dziwne rzeczy. Po pierwsze facet mówił zupełnie z innym akcentem niż profesor Ten Hagen, co sugerowało, że nie jest Holendrem. A po drugie miał inną czapkę niż większość SS-manów.
- Miło mi, jestem Else van der Veen. Przepraszam ale nie jest pan chyba rodowitym Holendrem? Ewa starała się póki co udawać panią profesor, ale nie zołzę ...
SS-man uśmiechnął się. Ewa pomyślała, że gdyby nie mundur SS, to byłby całkiem atrakcyjnym mężczyzną.
- Owszem nie jestem Holendrem. Jestem Belgiem. Ta czapka tu wskazał na swoje nakrycie głowy oznacza, że pracuję dla SS w Belgii. Niestety w tej sekcji nie ma rodowitych holendrów. Ale znam co nieco holenderski, chociaż lepiej rozmawiajmy po niemiecku. Unikniemy nieporozumień. Niech sobie Pani spocznie. Zaraz podam kawę i porozmawiamy.
Ewa w duchu odetchnęła z wielką ulgą. Uśmiechnęła się przyjaźnie do młodego Belga i odparła:
- Nie ma sprawy. Poczekam.
Młody SS-man odesłał Ewie promienny uśmiech i wybiegł jak zmieciony. Zapewne po kawę. Ewa została sama w pokoju. Była pewna, że są tu podsłuchy więc starała się być cicho. Zsunęła buty i dyskretnie i lekko stąpając po dywanie obejrzała maszynę...


Dopiero teraz okazało się, że są to tak naprawdę dwie maszyny. Na górze stało dziwne urządzenie z niewielką szczeliną, jakimś miernikiem oznaczonym w Hz i bakelitowymi pokrętłami. Urządzenie to stało na prostokątnym czymś - co przypominało komodę - i było do niego podłączone. Z owej "komody" wisiały kable, jeden do prądu, a reszta ginąca gdzieś w ścianie. Na przedzie tego urządzenia widniały trzy przełączniki i tarcza jak do telefonu. Z boku widniała niewielka szczelina z której wystawał fragment dziurkowanego papieru. Ewa porzuciła urządzenie i obejrzała biurko SS-mana. W sumie nic tam nie było ciekawego ... poza porzuconym pod biurkiem kawałkiem dziurkowanego papieru ... nagle Ewa usłyszała kroki na korytarzu. Charakterystyczny chód wojskowy głośnym echem odbijał się na korytarzu... "stuk, puk, stuk, puk..."

Ewa szybkim susem znalazła się po swojej stronie biurka, ubrała buty i udawała wielce znudzoną oraz zamyśloną. To drugie przyszło jej o wiele łatwiej. Po chwili rozległo się szczękanie kluczy i skrzyp drzwi. To nie ten oficer wracał, to ktoś inny. Ewa postanowiła w butach podejść do okna i udawać, że coś ogląda, a jednocześnie sprawdzić ten kawałek papieru. Wyjęła papierosa i zapaliła. Podeszła do okna obejrzała widoki - nic specjalnego, widok na Londyn. Szybkim i płynnym ruchem wyjęła kawałek dziurkowanego papieru spod biurka. Była pewna, że nie może go wziąć, ale jednocześnie chciała zabrać wiadomość na nim zapisaną...

Pomyślała przez chwilę. Wyjęła z torebki notesik i ołówek, następnie wybrała trzy kolejne dni. Wypisała różne sprawunki domowe, tak aby wyglądało, że to zwykła lista zakupów i spraw do załatwienia. W tekście poukrywała położenie oraz układ dziurek. Następnie dyskretnie położyła papierek na miejsce i podjęła kontemplację widoków ... W sumie to nie myślała o widoku tylko o tym co może być na tym papierku ... uspokajała się. Po chwili z korytarza dobiegły spieszne kroki "zapewne kawa" pomyślała Ewa.

Rzeczywiście po krótkiej chwili młody SS-man wrócił z wielką srebrną tacą z kawą (pachnącą zabójczo), koniakiem i ciastkami. Widok tacy sugerował, że wie kim jest pani van der Veen.
- Przepraszam Panią, że tak długo pani czekała. Mamy dzisiaj istne urwanie głowy ... ton SS-mana upewnił Ewę, że już wie kim jest pani van der Veen.
- Och! Nic się nie stało, mam nadzieję, że można tu palić? Ewa wskazała na papierosa.
- Ależ oczywiście. Kawy? Koniaku? Ciasta? Polecam ciastka, świeże, prosto z piekarni, recepta wprost z Hamburga. Proszę usiąść.
- Kawa i ciastko, koniaku może później ... już siadam. Ewa zgasiła papierosa.
- Co Panią sprowadza do nas? Zapytał z pozoru niewinnie młody SS-man.
Nadszedł czas na wyłuszczenie sprawy i ewentualne pytania SS-mana. Ewa uśmiechnęła się promiennie i zaczęła mówić
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 16-01-2008, 10:33   #17
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Perspektywa kawy znacznie podniosła morale Ewy, mimo, że kartka w kieszeni paliła ją żywym ogniem. Wyciągając papierosy wcisnęła ją do papierośnicy pod czerwony aksamit, którym była obita.Zapalniczka natomiast wylądowała w kieszeni jej płaszcza (o mały włos, a wylądowałaby na podłodze!).
- Przepraszam, nie mogę znaleźć zapalniczki. Czy mógłby Pan... - uśmiechnęła się uroczo.
- Oczywiście. - SS-man przechylił się przez biurko i podał jej ogień. Ewa zaciągnęła się z lubością, lecz chwilę potem i tak zgasiła papierosa.

Pogrzebała trochę w torebce i wyciągnęła papiery, które podarował jej Walter. Potwierdzenie jej narodowości niemieckiej było elegancko złożone w okładkę jej paszportu. Poczekała chwilę, dając czas mężczyźnie na ich przeglądniecie.
- Jestem tutaj w związku z wojskowym rozkazem, jaki dostałam od SS w Berlinie. Poproszono mnie o stawienie się na Mainland na Szetlandach. Mam tam pomóc w badaniach prowadzonych przez nasze wojsko, nie wiem jeszcze dokładnie, o jakie badania chodzi. W pracy naukowej zajmowałam się teorią cieczy, więc domyślam się że... ale - Ewa machnęła delikatnie ręką - tego dowiem sie na miejscu. W każdym razie wiem, ze powinnam zgłosić sie tutaj po Ausfahrtbefehl. Mam zamiar kupić bilet prosto z Londynu do Thorso, a dalej udać sie jednym z naszych promów. To moja pierwsza tak długa samotna podróż i jestem nią nieco zdenerwowana. Liczę więc na pomoc z Pana strony. - Ewa uśmiechnęła się słodko, w duchu wyzywając samą siebie za głupotę. Może ta Else już gdzieś wyjeżdżała, a oni o tym wiedzą? Skąd może wiedzieć? Na szczęście samotnie podróżujące panie profesor fizyki nie zdarzały się zbyt często. tak czy inaczej, powinna mniej kłapać dziobem.
Sięgnęła po ciastko i spełniła swoje marzenie, popijając je ciepłą, parującą kawą.
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline  
Stary 23-01-2008, 09:27   #18
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Eve Malorny


Siedziba SS w Londynie

Ewa siedziała na wygodnym krześle w siedzibie SS w Londynie. Przez chwilę pomyślała sobie "zwariowałam, wlazłam z własnej woli prosto w paszczę lwa", nieco później przypomniała sobie po co to robi. To ją otrzeźwiło. Kawa smakowała wybornie, wedle wiedzy Ewy była to zapewne kawa prosto z Brazylii. Ciastko wbrew zapewnieniom SS-mana nie było wcale dobre, z wierzchu i owszem ładne, ale za to niezjadliwe.
- Czy mogę poprosić koniaku? zapytała Ewa, przeszkadzając SS-manowi w studiowaniu jej papierów.
- Ależ naturalnie ... SS-man zgrabnym ruchem wydobył zza biurka ciemnozieloną butelkę oraz ładnie rzeźbiony kieliszek do koniaku. Nalał do niego koniaku i podał Ewie.

Po chwili otworzył szufladę biurka blankiet rozkazu wyjazdu. Ewa ze zdziwieniem zauważyła, że blankiet jest już podpisany. Szkoda, że nie wiedziała o tym wcześniej. Walter by ją ozłocił za coś takiego... SS-man po chwili wyjął z drugiej części biurka maszynę do pisania. Ewa nigdy nie interesowała się takim sprzętem, ale sam wygląd maszyny sugerował, że to dość wiekowe urządzenie.


SS-man zaczął wypełniać blankiet na maszynie dyktując sobie półgłosem jego najważniejsze elementy name van der Veen, vorname Else .... stukot maszyny był dość monotonny i nudny. Ewa z trudem powstrzymała znudzone ziewnięcie.

Po chwili odezwało się urządzenie firmy Telefunken stojące przy ścianie. Zaświeciła się jakaś żaróweczka i coś w środku zaterkotało. SS-man podszedł do niego i przełączył dwa przełączniki i przekręcił jedno z pokręteł. Oczywiście jego działania nie umknęły uwadze Ewy. Dokładnie zapamiętała jego działania, tak na wszelki wypadek. W środku maszynerii odezwał się dzwonek, SS-man pstryknął jakiś przełącznik - ze szczeliny w której Ewa widziała papier zaczęła wypływać wstęga dziurkowanego papieru. Cała maszyna wydawała przy tym dźwięki zbliżone do maszyny do pisania.

Nagle odezwał się w niej dzwonek o innym tonie i całość zamilkła. SS-man trzymał w ręku spory kawałek perforowanej taśmy. Wyglądał jakby nie wiedział co ma z tym zrobić. Podszedł do telefonu stojącego na biurku i wykręcił numer 6.
- Sekcja holenderska. Tu Albrecht Schollen. Mam dla was wiadomość do odczytania, przyślijcie tu kogoś szczęknęła odkładana słuchawka.
- Przepraszam Panią bardzo, ale mamy ostatnio sporo pracy.
- Rozumiem Pana doskonale, tyle pracy kosztuje działanie na rzecz zwycięstwa i sukcesu naszego Wodza ... odparła Ewa starając się aby jej słowa zabrzmiały żarliwie.
- Przepraszam Pana, ale ciekawi mnie co to za urządzenie? Ewa zapytała całkiem jak rzeczywista pani profesor ciekawa nowinki technicznej.
- To urządzenie pozwala przesyłać przez linie telefoniczne różne informacje w tym także .... SS-man zawahał się, jakby niepewny co może powiedzieć
- w tym także informacje tajne, zakodowane. Ale proszę o tym nikomu nie mówić, to jest tajemnica wojskowa.
- Ależ oczywiście. Rozumiem co to znaczy, zresztą nie znam się na tym. Ewa uśmiechnęła się w duchu do siebie, "może ja się nie znam, ale zapewne Walter się zna, albo wie kto może się znać".

Po chwili SS-man skończył klekotanie maszyną do pisania.
- Proszę sprawdzić dane, czy wszystko jest dobrze. powiedział podając jej rozkaz wyjazdu


Ewa uważnie przejrzała dokument - oprócz tego, że wypisany był nieco nierówno, to wszystko inne było w porządku. A najważniejsze dane się zgadzały.
- Wszystko jest w porządku. Czy to wszystko? Muszę jeszcze zakupić bilet do Thorso ...
- Tak to już wszystko. SS-man wstał, pocałował Ewę w podaną przez nią dłoń. Uśmiechnął się promiennie.
- Heil Hitler! rzucił po wojskowemu na pożegnanie.
- Heil Hitler Ewa odpowiedziała prawie machinalnie, ale bez większego entuzjazmu w głosie.

"Musisz się postarać i być bardziej przekonująca" zganiła siebie w myślach za całą sytuację. Ciekawiło ją co było na znalezionym przez nią papierku. Szybko dostała się do hotelu. W recepcji przemiła pani podała jej klucz. Ewa szybkim krokiem udała się do pokoju 112, odruchowo zamknęła drzwi na klucz i łańcuszek. Weszła do łazienki i zamknęła drzwi. Wyjęła notes i na czystej kartce przepisała, a właściwie przerysowała układ dziurek na znalezionej kartce.

Przepisując domyślała się, że maszyna "wypluwa" wiadomości w alfabecie Morse'a i stąd nieco dłuższe dziurki należy traktować jako kreski, a krótkie i okrągłe jako kropki. Ostatecznie wiadomość wyglądała następująco:


Teraz musiała tylko sobie przypomnieć alfabet Morse'a i mieć nadzieję, że nie jest to wiadomość zakodowana.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 03-02-2008, 19:53   #19
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Ewa rozsiadła sie wygodnie na łóżku. To, co najlepiej pamiętała, to było: SOS, trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie... Ale.. co dalej? Ewa najpierw rozrysowała to, co pamiętała z tego alfabetu, na kartce. W razie czego, będzie poprawiać. Weryfikować. Ewa miała raczej matematyczny, analityczny umysł po ojcu, a do tego dobrą pamięć. Nigdy jednak bezpośrednio nie musiała się posługiwać tym alfabetem...
Przyniosła sobie z hotelowej kawiarenki filiżankę gorącej kawy i zabrała sie za rozszyfrowywanie.
Pierwsze dwa poszły jej łatwo: S K. A sama kreska..? T. Albo 0, z tych skróconych. Jedno z dwóch... Napisała je obok siebie. Ale już kilka następnych pokazało, że albo wiadomość jest zakodowana, albo nie pamięta jednak alfabetu, albo.. może to nie od tej strony się za to zabrała?? Bo ciąg liter wydawał się jej nie tylko przypadkowy, co było ich za mało. Ewa odwróciła pasek i zaczęła jeszcze raz.
Bez sensu. W dodatku skończyła jej się kawa. Ewa przyniosła następna i w zamyśleniu bawiła sie paskiem. Po czym doszło do niej, jaka jest głupia. Nie pionowo, ale poziomo!
Kawa wystygła, kiedy wydusiła z papierka "Jest zgoda z..." i dalej sie poplątała już całkiem. Wgechrem?? Gwerchem?? Ewa nie była nawet pewna czy ta pierwsza część to nie jest jej nadinterpretacja. Cały zapał gdzieś zniknął, pozostało jedynie zniechęcenie. A wydawało się, ze to takie proste...
Może pomyliła się przy przepisywaniu, albo co?
Ewa przetarła zmęczone oczy. Za oknem było już ciemnawo. Ewa ziewnęła i tępo patrzyła w karteczkę. Była pomazana piórem i już niewiele było na niej widać. Ewa przepisała wszystko jeszcze raz. Coś sie nie zgadzało. Jedna kreska za dużo...? A tam, gdzie myślała, że jest przerwa, jest przecież kropka! Ty idiotko!! Ewa podrapała sie w głowę, usunęła przerwę i wykreśliła kreskę. "Jest zgoda z wzorem" To miało sens. Tak... ale nie miało dla niej jakiejkolwiek wartości. Gdzie, co i z czym jest zgodne? Ale po godzinie tak już sie zafiksowała na tym zdaniu, że cokolwiek by nie robiła, zawsze wychodziło jej to: jest zgoda z wzorem.
Ewa zapamiętała to zdanie, a swoje notatki zniszczyła. Zostawiła tylko "pierwowzór" kartki, wkładając go do papierośnicy... Położyła się spać. W nocy śniły się jej kropki i kreski pełzające po ścianach i układające sie w długie ciągi bezsensownych cyfr i liter...

Ewa wstała z samego rana. Bagaże spakowała dosyć szybko, same najpotrzebniejsze rzeczy zajęły jej walizkę i niewielki kuferek. Z samego rana pobiegła na dworzec kupić bilet, a po drodze wstąpiła do znajomego sklepiku. Posługując się znanym już hasłem pozostawiła wiadomość Walterowi. Wyjeżdża już dzisiaj. Pozostawiła też karteczkę i przekazała, co udało jej się rozszyfrować. Następnie wróciła do hotelu. Wypaliła kilka papierosów i wypiła kilka kaw, siedząc w hotelowej kafejce. Była poddenerwowana, chociaż starała sie tego nie okazywać. Na dworcu była kilkanaście minut przed odjazdem pociągu...
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline  
Stary 09-02-2008, 09:21   #20
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Eve Malorny

Dworzec kolejowy w Londynie


Tego dnia wszystko zdawało się układać po myśli Ewy. Wpierw z niewielkimi problemami rozszyfrowała wiadomość z dziwnej maszynerii w siedzibie SS. Później przekazała ją do Waltera przy okazji opisała jak tylko potrafiła najlepiej widzianą maszynę. Oczywiście nie zapomniała dodać, że "jest ono ściśle tajne". Miała nadzieję, że wiedza ta przyda się w przyszłych działaniach.

Samo dotarcie na dworzec i zakup biletu nie były niczym szczególnym. Oczywiście przy zakupie biletów została wylegitymowana i musiała okazać rozkaz wyjazdu. O dziwo żaden ze wścibskich urzędników Kolei Niemieckich na Wyspach, jak teraz nazywano dawne koleje brytyjskie, nie pytał po co jedzie i na jak długo. Być może sam kierunek podróży wystarczał im za odpowiedź?

Ewa siedziała na peronie czekając na przyjazd pociągu. Przez chwilę siedziała nieco zamyślona... dopiero po chwili dotarło do niej, że przez megafony podano jakieś ogłoszenie. Na jej szczęście powtórzono je kilka razy:
- Uwaga, uwaga! W dniu dzisiejszym pociąg do Thorso jest opóźniony o 20 minut. Przepraszamy za opóźnienie pociągu
Ewa zaczęła się zastanawiać dlaczego pociąg się spóźnia. Co jak co, ale "Ordnung must sein" - porządek musi być. Wedle kursowania kolei niemieckiej można było zawsze zegarek nastawiać, a teraz? "Może to jakiś sabotaż? Albo napad na pociąg?" W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego. Wiele różnych ugrupowań walczyło o wolność. Czasem ich działania nie były skoordynowane i zdarzały się różne dziwne wpadki.

Niedaleko Ewy przeszedł młody podoficer lotnictwa.


Ewa zdziwiła się, że Oberfeldwebel Luftwaffe ma już krzyż żelazny z liśćmi dębu. Pomyślała, że to zapewne jeden z tych młodych asów. Nazywany przez propagandę "wilkami przestworzy albo jastrzębiami". Był całkiem przystojny, szedł równym i lekkim krokiem. Widać było, że czeka na kogoś. Po chwili podszedł do niego jakiś cywil. Ewie wydało się, że to raczej nie Niemiec. Rozmawiali dość cicho, jednakże do nie umknęły jej uwadze urwane strzępki zdań: Załatwiłeś? ... nie wiesz, że teraz, kiedy .... Młot Tora? .... kurcze... a co na to ... Wilhelm .... Adolfa?

Generalnie cało to spotkanie, urwane dziwne zdania wydawały się przynajmniej mocno podejrzane. Zapewne każdy porządny obywatel słysząc coś takiego wezwał by policję lub żandarmów. Ewa jednakże postanowiła udawać, że nic nie słyszy, a na wszelki wypadek wyjęła jedną z książek o teorii cieczy i udawała, że czyta. Wiadomo - zaczytana pani profesor ma prawo zapomnieć o wszystkim innym. Jednocześnie starała się złowić dalsze informacje wynikające z rozmowy tych dwóch.

Na peronie rozległ się stukot wojskowych buciorów. Stukot sugerował kłopoty.
-Dokumenty! zażądał ktoś ostro.
Ewa udająca czytającą panią profesor podniosła wzrok znad książki, starała się wyglądać na znudzoną i zirytowaną. Chciała by jej wzrok powiedział "kto śmie mi przeszkadzać!".


Jej oczom ukazało się dwóch "blacharzy" (jak pogardliwie nazywano żandarmów w kręgach wojskowych). Na ramionach mieli patki wojsk górskich.


Ewa popatrzyła na nich przez chwilę.
- Dokumenty! Słyszy Pani?
- Wynocha mi stąd! odezwał się ktoś brutalnie zza pleców żandarmów.
Żandarmi odwrócili się, niestety Ewa nie zdołała póki co zajrzeć, kto to mówi.
- Poszli mi stąd! Jasne?
- Ale dokumenty, my legitymujemy ....
- Dokumenty oddać! Co jest do cholery, a gdzie salut dla starszego stopniem?
- Ja, ja, ja wohl, Herr Hauptmann! Zum Befehl
- Teraz dużo lepiej!. Odmaszerować!
Rozległ się stukot obcasów sugerujący salutowanie. Żandarmi oddalili się niechętnie.
Przed Ewą stał młody Hauptmann w mundurze Wehrmachtu.


Oficer nosił nienagannie uprasowany mundur, elegancko wyczyszczone buty. Jego włosy były krótko obcięte i przyczesane na żel. W samym wyglądzie miał coś takiego, co sprawiało, że czuło się od niego władzę i siłę. Na szyi nosił Krzyż Rycerski ze złotymi liśćmi dębu, mieczami i brylantami (najwyższe odznaczenie wojskowe).
- Witam szanowną Panią. Czy te za przeproszeniem chamy się Pani nie narzucali? głos oficera był ładny i melodyjny.
- Ależ nie. Chcieli tylko mnie wylegitymować. Chociaż mogli poprosić nieco grzeczniej ... Ewa zastanawiała się, jak ma postąpić w tym przypadku. Póki co postanowiła być ostrożna.
Oficer uśmiechnął się promiennie.
- Zapali Pani? podał jej papierosy. Ewa ze zdziwieniem zauważyła, że są to dokładnie takie samie, jakie paliła ona. Wzięła jednego, oficer z szarmanckim gestem podał jej ogień posługując się piękną zapalniczką.

- Proszę mi wybaczyć, zapomniałem się przedstawić! Nazywam się Ekkehard Kylling i jestem hauptmannem. Imię i nazwisko kapitana niewiele Ewie mówiło.
- Else van der Veen
- Miło Panią poznać oficer skłonił się przed nią.
- Dokąd Pani jedzie? Bo jeżeli na ten przykład gdzieś dalej i ma Pani czas, to może da się Pani namówić na kawę?
Ewa od początku czuła, że oficer chce ją zaprosić na kawę albo coś w podobnym guście.
- Ależ oczywiście ... w duchu pomyślała sobie, że niewinna rozrywka w postaci małego flirciku połączonego z kawą, koniakiem i czymś słodkim na pewno nie zaszkodzi.

Oficer podał Ewie ramię staromodnym ruchem, który wyszedł z użycia po I Wojnie Światowej. Ewa czuła, że kapitan jest synem jakiegoś junkra starej daty i dlatego odebrał takie cokolwiek starodawne wychowanie.
Hauptmann pewnie i sprawnie poprowadził Ewę do pobliskiej kawiarni.
- Czego się Pani napije?
- Może mała kawa i koniak? Ewa pomyślała, że kawy to ma akurat dość po tym jak już wypiła kilka w hotelu.
Kylling zamówił dla Ewy i siebie małą kawę i koniak. Rozmowa z nim była urocza, ale pozbawiona większego znaczenia. Ot typowy flirt. Ani Ewa, ani Kylling niewiele mówili o sobie czy celu podróży.
- A jak się mają sprawy w Rotterdamie? zapytał dość nagle, ale na tyle naturalnie, że nikt podsłuchujący nie zdołałby zauważyć nagłej zmiany tematu.
Ewa była cokolwiek zdziwiona tym niecodziennym pytaniem. A niby skąd ma wiedzieć co się dzieje w Rotterdamie? Czy to jakiś test? Czy hasło .... cholera jasna ...
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172