|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-10-2007, 08:04 | #1 |
Reputacja: 1 | Albion 1945 Wprowadzenie 12 marca 1945
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
17-10-2007, 09:16 | #2 |
Reputacja: 1 | Turgut Aksoy 15 marca 1945
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
22-10-2007, 07:54 | #3 |
Reputacja: 1 | Eve Malorny 15 marca 1945
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
22-10-2007, 11:38 | #4 |
Reputacja: 1 | Andreas Kreuzwald 15 marca 1945
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
23-10-2007, 10:13 | #5 |
Reputacja: 1 | Ewa zgrabnie rozłożyła karty na stoliku. Przez chwilę w skupieniu wpatrywała się w huśtające leniwie w jej ręce wahadełko. W końcu drgnęło. Ewa podniosła jedną z kart. Uśmiechnęła się do siebie. AS. Karo. Dobrze wiedzieć... Zdecydowanym ruchem zgarnęła karty. I tak pojedzie, niezależnie od tego, co mówią karty. W końcu to część jej misji. Spojrzała na róże, pozostawione tu przez Waltera. Piękne... Szkoda, że nie mogła zabrać ich ze sobą, ale to znaczyło by że się spotkali, a Ewa musiała uważać. Powąchała je tylko i ostrożnie pogładziła płatki wysmukłymi palcami. Zabrała zdjęcia, spojrzała na nie ostatni raz uważnie i wyszła szybko. Zaczynała już czuć się nieswojo sama w tym pokoju. Wróciła do pubu. Nie zważając na niechętne spojrzenia co poniektórych osób usiadła przy stoliku tuż koło kominka i, gdy John przyjmował od niej zamówienie, szybkim gestem wrzuciła zdjęcia w ogień... Pijąc drinka pilnowała, by wszystko zostało dokładnie zniszczone. Von Braun - pamiętała go doskonale, chociaż sama nie zrobiła nim większego wrażenia. Pamiętała jego bystre spojrzenie i nienaganne maniery, a jej Ojciec najwyraźniej lubił go i ufał mu, chociaż ich dyskusje nie były pozbawione emocji. Teraz cieszyła się z tego, że nie spędzała z nimi za wiele czasu. Może nie będzie jej pamiętał? Dopiła drinka, zostawiła, jak zwykle, drobny napiwek na serwetce, i wyszła. Miała ochotę na mały spacer, lecz ostatnio nie czuła sie zbyt pewnie na ulicach. Wciąż miała nieprzyjemne wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Z drugiej jednak strony, nie miała ochoty na samotność w hotelowym pokoiku, który zajmowała. Po krótkim namyśle udała się do biblioteki Uniwersyteckiej, i wróciła stamtąd z kilkoma książkami pod pachą. "Matematyka", "Teoria cieczy", "Podstawy fizyki" i inne niezbyt interesujące cegły leżały teraz na jej starannie zasłanym łóżku. Ewa nie bała sie ich, była wdzięczna Ojcu bardziej niż kiedykolwiek za nacisk, jaki kładł na jej solidne wykształcenie. Jednak, z fizyką nie miał w życiu za wiele wspólnego. Ewa, z kubkiem parującej kawy w dłoni zanurzyła się w lekturze. Nocą przejrzała mapy, by dowiedzieć się czegoś o geografii Holandii - swojej przyszywanej ojczyzny. Tak, Ewa zdecydowanie nie traciła czasu. Bardzo starannie przygotowywała się do nowej roli. Żałowała tylko, że słownika holenderskiego nie udało jej sie znaleźć, będzie musiała o niego poprosić... Zastanawiała sie nawet, czy nie udać sie z tym do sklepu "U Johna", ale wolała jednak nie ryzykować. Będzie musiała grać holenderkę bez znajomości języka. Trudno, będzie musiała sobie poradzić. Dwa dni później, już zdecydowana i z gotowa odpowiedzią, siedziała w pubie "Pod psem i koniem", pijąc cydr, (specjalnie dla niej rozcieńczony wodą, by zbyt nie szumiało jej w głowie), i czekała na Waltera.
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... Ostatnio edytowane przez Geisha : 23-10-2007 o 10:35. |
07-11-2007, 14:59 | #6 |
Reputacja: 1 | Eve Malorny 17 marca 1945
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
12-11-2007, 14:53 | #7 |
Reputacja: 1 | Ewa zapaliła papierosa, drugą ręka zgarniając płynnym ruchem karty ze stolika, przypalając jednocześnie liścik. Poczekała chwilę, aż zapach spalonego papieru się ulotni i podeszła do baru. Szybkim ruchem ręki przywołała właściciela lokalu, Gdy John podszedł do niej, wręczyła mu zapłatę i napiwek. "Nalot SS" dodała jeszcze na odchodnym i wyszła, nie oglądając się za siebie. Była pewna, że John zrozumie i będzie wiedział co robić. Wyszła na ulice, rozglądając się niepewnie, i ruszyła w stronę Kościoła, ściskając w dłoni przepiękny bukiet róż. Pokrążyła nieco po mieście, aby upewnić się, że nikt jej nie śledzi, a resztę czasu, który jej pozostał, spędziła w Kościele. Tam też zostawiła piękne róże - położyła je pod ołtarzem. Pomodliła się też szczerze, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Nie była to typowa modlitwa, raczej dyskusja z Bogiem. Nie prosiła o nic - i tak wiedziała, że jest zdana tylko na siebie. Ale tez sama od siebie niewiele dawała. Po prostu była fair. O 19, zgodnie z instrukcją, udała się do wskazanego sklepu. Kupiła kilka popierdułek, a gdy nie było już zbyt dużo klientów wokół, zapytała najspokojniej w świecie o suszone śliwki z Anglii...
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... |
18-11-2007, 19:46 | #8 |
Reputacja: 1 | Eve Malorny Sklep "U Johna" Downing Street 6A Sklepik "U Johna" na Downing Street 6A był rodzinną firmą od pokoleń. Założył go praprapradziad obecnego właściciela Johna Bridie VI. Co ciekawe, każdy kolejny właściciel (począwszy od szacownego antenata Johna Birdie zwanego pierwszym) miał na imię John. Pradziad nie był zbyt dobrym marketingowcem i nazwał sklep swoim imieniem. Był za to o stokroć lepszym handlowcem i przekazał swoją wiedzę potomkom. Wiedza przez lata podlegała powiększeniu. Sklep się rozrastał. Pod koniec XVIII wieku stał się sklepem kolonialnym. Oferował dziesiątki towarów z Indii, obu Ameryk i Afryki. Obecnie sklep jest jedynie wspomnieniem dawnej prosperity. Obecny właściciel nie okazał wiele zrozumienia dla nowej władzy i odmówił uczynienia ze swego sklepu "Nur für deutsche" (tylko dla Niemców). Przez to ma wielkie problemy z zaopatrzeniem. Mimo tego sklep zachował swój kolonialny charakter. Ewa po wejściu do środka poczuła tysiące woni przypraw składowanych tutaj przez lata. Jej uwagę przykuły półki wykonane z bardzo ciemnego drewna. Ewa pomyślała, że to albo bardzo stara dębina albo mahoń. Ani jedno ani drugie by ją tu nie zdziwiło. Szybko i dyskretnie sprawdziła czy w sklepie jest czysto. Wciąż pamiętała wiadomość od "Rosomaka". Nalot SS był ostatnią rzeczą, której spodziewała się "Pod koniem i psem". Miała nadzieję, że w barze udało się pozbyć wszelkich śladów działalności ruchu oporu. Oby właściciel miał nieco gotówki na czarną godzinę. Czasami łapówka potrafiła zdziałać cuda. Oby i tym razem ... Za kontuarem, niedaleko kasy, stał około 40-letni właściciel - John Birdie. Ewa nie spodziewała się za kontuarem żylastego, nieco wychudłego, rudego jegomościa. Dobrze widoczne mięśnie zdradzały sporą siłę mężczyzny. Ewa widziała go tylko raz i to z daleka - sam "Rosomak" pokazał jej go dyskretnie "na wszelki wypadek". I ów "wszelki wypadek nadszedł". Ewa podeszła pewnie do lady, jak Niemka na zakupach i powiedziała: - Czy są śliwki z Anglii? zapytała pewnym głosem. Tyle lat ciągłego ukrywania się, maskowania wyrobiły w niej szybki refleks i dobre wyczucie osób i sytuacji... być może to paranormalna żyłka jej matki dawała takie rezultaty? Kto to wie? Mężczyzna wydawał się wyrwany z jakiejś zadumy. Całkiem jakby był tu obecny tylko ciałem a nie duchem. Ewie zdawało się, że ma jakieś problemy osobiste i to uczuciowe. - Śliwki ? Śliwki, śliwki, ... śliwki, śliwki ... właściciel zachowywał się, jakby słyszał tą nazwę pierwszy raz i bawił się jej brzmieniem - Śliwki z Anglii? powtórzył nieco zdziwiony, śmiesznie przy tym przekrzywił jedną brew. Ewie ruch ten wydawał się nawet śmieszny, ale w tej sytuacji nieco dziwił, chyba że ją sprawdzał... - Hmmmm, śliwki, powiada panienka, z Anglii? A ile tych śliweczek życzy Panienka? Ewa myślała, że ją trafi, tyle gadał i marudził i nie podał odzewu. A może to nie on, tylko ... serce zamarło w gardle ... może jest tu gestapo z nalotem?! ... uciekać! ... Ewa niewiele myśląc rzuciła pierwszą wielkością jaka przyszła na myśl ... - Pół funta! Mężczyzna zasępił się. całkiem jakby naprawdę chciał jej sprzedać te cholerne śliwki.... - Niestety panienko, śliwek z Anglii nie mam ... być może za tydzień będą? A coś innego panienka życzy? Ewa stwierdziła, że nic nie potrzebuje i wyszła. Za drzwiami nieco się zaniepokoiła. Daty były w porządku, trzy dni, hasło ... Ewa dopiero teraz zrozumiała swój błąd - śliwki miały być nie z Anglii a z Francji. Co teraz? Wejść ? Zapytać jeszcze raz? Czekać? 7 trefl i 9 pik! syknęła podświadomie. Tego mi tu brakowało... musi się zastanowić co dalej ... Póki co podeszła do kiosku i kupiła byle jaką gazetę. Ową "byle jaką gazetą" był „Völkischer Beobachter”. Jak zwykle jakieś nudy o sukcesie Niemiec na polu walki ze szkodnikami gospodarczymi, zdjęcia z obozów dla internowanych, gdzie wedle "wrogiej propagandy USA są warunki uwłaczające godności żołnierzy". O to ciekawe! Ewa znalazła nieduży artykuł ... "Waffen SS oraz Młot Tora szykują niespodziankę na urodziny wodza". Postanowiła poczytać oraz dyskretnie sprawdzić co się dzieje w sklepie "U Johna" ... Swoją drogą co to za niespodzianka, skoro o tym trąbią w tej gazecie ....
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |
27-11-2007, 22:20 | #9 |
Reputacja: 1 | Ewa zastanowiła się nad artykułem... Kilka rzeczy bardzo ją zaniepokoiło... Zmiany. jakie zmiany? Czy Walter o nich wie? czy aby nie pokrzyżują one ich planów? Miała nadzieję, że wie, cała nadzieja w jego informatorach. Eva przygryzła wargę w zamyśleniu. Niespodzianka dla genialnego wodza. Ukochanego Adolfa. Jaka? czy jej ojciec też nad nią pracował? Nad nowa bronią pozwalającą zawładnąć światem? Ojciec był pacyfistą, a ta "niespodzianka" musi być naprawdę wielka. I jakoś w ogóle nie chciało jej sie wierzyć, ze to ma być niespodzianka. Hitler nie wiedziałby o czymś? Z jego manią prześladowczą, z jego szpiegami? Raczej tandetny chwyt reklamowy dla jego wielbicieli... Ewa skrzywiła się z niesmakiem. Na pewno to chwyt. Co nie zmienia faktu, że jeśli w tamtych okolicach pracują nad jakąś naprawdę silną bronią, to trzeba działać szybko. Co to może być? Bomba o niezwykłej sile? jakiś super czołg nie do zatrzymania? Wyrzutnia rakiet? Myśl o bombie wywołała u ewy nieprzyjemny dreszcz. Jej Ojciec na pewno nie chciał by tego. Poczuła jeszcze większe przekonanie, że trzeba temu zapobiec. Wszelkimi siłami, nawet za cenę życia. chociaż to niezbyt sie jej podobało... Werner Magnus Maximilian Freiherr von Braun. Ewa bezgłośnie wypowiedziała to nazwisko. czołowy... szycha. będzie trudno przebić się do niego. O ile w ogóle również na tym miało by polegać jej zadanie. Ewa miała nadzieję, ze nie na tym, bo "czołowy uczony" mógłby z łatwością wyczuć, ze nie jest specjalistką od teorii cieczy. jednak, mimo wszystko, Ewa podjęła decyzję. Jedzie... zwinęła gazetę pod pachę. "Mam nadzieję, ze z Rosomakiem wszystko w porządku..." pomyślała. Rosomak nie był łatwym przeciwnikiem. Wzięła głęboki oddech... "Z Francji, sieroto, z Francji..." Weszła do sklepu uśmiechając się do zdziwionego nieco jej widokiem sprzedawcy. Na szczęście w sklepie nie było innych klientów. "Są suszone śliwki z Francji?" - zapytała niewinnie.
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... |
05-12-2007, 10:12 | #10 |
Reputacja: 1 | Eve Malorny Sklep "U Johna" Downing Street 6A Ewa czytając gazetę rozmyślała nad „niespodzianką” na urodziny wodza Rzeszy. Trudno jej było uwierzyć, aby taki paranoik jakim był Führer pozwolił sobie na jakiekolwiek niespodzianki. Zwłaszcza w kwestii badań naukowych. Chociaż z drugiej strony owa „niespodzianka” mogła oznaczać zwiększenie tempa prac prowadzonych na Szetlandach. Niezależnie od tego czy gazeta napisała prawdę i jest to niespodzianka, czy jest to tylko przechwałka o mocy nowych Niemiec, oznaczało to z pewnością kłopoty. Martwiła ją również niewielka notatka o T-SS. Dlaczego tak nagle zaprzestali rekrutacji? Może coś Walter będzie wiedział? Podświadomie czuła, że było to zapisane w kartach. Spokojnie zwinęła gazetę i weszła do sklepu. Rozejrzała się dyskretnie czy czasem kogoś tu nie ma – teren był czysty. Delikatnym, prawie kocim ruchem, ruszyła ku ladzie. Sprzedawca wydawał się jej nieco zdziwiony, ale co tam. - Są suszone śliwki z Francji? - zapytała niewinnie. O dziwo sprzedawca zareagował inaczej niż poprzednio. - Niestety panienko, mam tylko suszone daktyle z Indii - na twarzy sklepikarza pojawiło się coś w rodzaju ulgi. Popatrzył na Ewę i dodał: - Nie spodziewałem się tu kobiety, myślałem, że sam Rosomak przyjdzie. Proszę poczekać, zaraz zamknę sklep. Później pójdziemy na tył sklepu, mam dla pani kilka informacji od Rosomaka. Walter przyjdzie za jakąś godzinę… – facet gibkim ruchem wyskoczył zza kontuaru i podszedł do drzwi wejściowych. Chwilę później wisiała tam kartka po angielsku i niemiecku „Sklep jest zamknięty / Kaufhaus ist zu”, a drzwi zostały porządnie zamknięte i sprawdzone. Właściciel sklepu John zaprosił szarmanckim gestem Ewę na zaplecze. Samo zaplecze to był nieduży kantorek w którym postawiono nieduży stół, cztery krzesła. W środku było mnóstwo półek, obecnie w większości pustych, i parę skrzynek. Z sufitu zwisała pojedyncza żarówka. Na stole stała lampa naftowa. Ewa pomyślała, „czy są tu jakieś wyjścia w razie wpadki”. John zdawał się czytać w jej myślach bo powiedział: - Widzi panienka tamten regał – wskazał na jakiś zagracony regał pełen kurzu – wystarczy lekko go pchnąć a ukarze się wyjście z tyłu budynku. A teraz do rzeczy. Proszę sobie usiąść, już przynoszę materiały dla Pani. Materiały, jakie znowu materiały? Ciekawe, co ten Rosomak wymyślił? Swoją drogą niezły jest ten Birdie. Pięć minut później wrócił z niewielką paczuszką. Delikatnie ją rozwinął i podał Ewie jej zawartość, mówiąc: - Myślę, że zgadza się Pani wykonać zadanie? Jeśli tak, to tu ma pani 2000 Reichmarek na wszelki wypadek, oprócz tego w tym małym woreczku – John pokazał Ewie niewielką sakiewkę – ma Pani 20 złotych monet. Są to tzw. Krugerandy. Proszę ich używać tylko w ostateczności. - Ważniejsze jest to – John podał Ewie Ausweis wystawiony dla Else van der Veen, ale z jej zdjęciem i jej odciskami palców – to Ausweis, oryginalny, prosto z Holandii, ale odpowiednio przez nas przerobiony. Nie wiem skąd w centrali dokumentacji mieli Pani odciski palców, ale ważne, że są. - Walter długo myślał co by tu zrobić, aby ułatwić Pani zadanie. Nie mówi Pani przecież po niemiecku z akcentem holenderskim. Rozwiązanie tego problemu jest to – to mówiąc John podał Ewie kartkę formatu A-4 – to tak zwany Staatangehörigkeitsausweis, czyli poświadczenie narodowości niemieckiej. Co do samego zadania to wiem mało. Musimy poczekać na Waltera. Po tym John zaproponował herbatę i kawę (prawdziwą kawę, jeszcze ze starych przedwojennych zapasów) oraz herbatniki. Ewa wybrała kawę, piła ją małymi łykami kosztując niezły smak Mokki. W międzyczasie uczyła się na pamięć nowych danych osobowych. Niecałą godzinę później do sklepu ktoś zapukał. John przeprosił Ewę i poszedł zobaczyć kto to. Później Ewa usłyszała głos Waltera wymieniającego z Johnem kilka zdań po francusku. Zapewne było to hasło i odzew. Ewie zdawało się, że słyszy jeszcze czyjś głos, ale nie była pewna. Chwilę później do pokoju wszedł Walter w towarzystwie Johna i jeszcze jednego mężczyzny. Obcy był starszym panem, pełnym wdzięku. Ewa pomyślała sobie, że jest on z pewnością z kontynentu. Wszelkie wątpliwości rozwiał Walter. Powiedział: - Witaj Ewo. Mam nadzieję, że długo nie czekałaś? Pozwól sobie przedstawić to pan Ten Hagen z Holenderskiego ruchu oporu. Chwilowo przebywa u nas. Pozwoliłem sobie poprosić go, aby w dużym skrócie opowiedział Ci, jak udawać, chociaż trochę, akcent holenderski. Starszy pan wstał i szarmancko się przedstawił: - Edmund Ten Hagen, profesor filozofii na uniwersytecie w Rotterdamie. Obecnie jestem łącznikiem między Holandią, a USA. Opowiem Pani jak udawać akcent prosto z Holandii. – mężczyzna miał miły tembr głosu, ale mówił nieco nosowo, całkiem jak przy katarze. - Pierwsze i najważniejsze, proszę starać się mówić nieco bardziej przez nos, jak przy katarze. Po drugie wszelkie niemieckie „von” zamieniać na „van”. Jeżeli w słowie występuje zarówno „h jak i r”, proszę próbować wypowiedzieć je nieco charcząc, całkiem jak przy chrypce. Po trzecie wszelkie przegłosy wymawiać jak w niemieckim, tyle, że je wydłużyć… Ewa dość szybko pojęła o co w tym wszystkim chodzi. Z pewnością nie mogłaby oszukać w ten sposób rodowitego holendra. Ale kogoś z Niemiec i owszem. Wykład pana Ten Hagena trwał dobre pół godziny, później pożegnał się i został odprowadzony do drzwi przez Johna. Walter w tym czasie podjął rozmowę: - Mam nadzieję, że czytałaś nowego „Völkischer Beobachtera”? Co prawda ta cała „niespodzianka” jest zapewne naszemu „kochanemu” Adolfowi dobrze znana. Udało nam się ustalić, że naukowcy na Szetlandach starają się przyspieszyć tempo prowadzonych prac. Ale do rzeczy. Tu masz bilet na pociąg do Dundee w Szkocji. Tutaj masz bilet na lokalną kolej wąskotorową do Thurso. Z Thurso na Mainland kursowały kiedyś regularnie promy. Teraz są one pod kontrolą Niemców. Tutaj masz Ausfahrtbefehl (rozkaz wyjazdu) nakazujący stawić się Else van der Veen na Mainland. Pieniądze i dokumenty powinien przekazać Ci John. Masz jakieś pytania? Pytania? Dobre sobie. Głowa Ewy była pełna różnych pytań: - A co z kontrolami po drodze? Czy będą mnie weryfikować na miejscu? Czytałam trochę o teorii cieczy, ale nie jest to takie łatwe. Co mam robić? – pytania Ewy padały gęsto, niczym kule. Ewa wolała wiedzieć co i jak i nie mieć niespodzianek. - Kontrole po drodze to pestka. Jest jedna kontrola na granicy między południem i północą Anglii. Zwykle odbywa się w pociągu. Dokumenty masz mocne, a do tego masz również wojskowy rozkaz wyjazdu podpisany w SS. To wystarczy. Druga kontrola zapewne będzie w Thorso, przed wejściem na prom na Mainland. Ale i w tym przypadku Twoje papiery wystarczą. Co do weryfikacji czy kontroli na Mainland to pojęcia nie mamy kto tam siedzi i czy będzie próbował Cię jakoś sprawdzić. Należy założyć, że tak. Mamy człowieka w Berlinie na Prinzalbrecht Straße w siedzibie SS. Nasi koledzy pana Ten Hagena z Holandii pilnują tamtejszej siedziby SS i pani van der Veen. Walter na chwilę zamilkł, jakby się zastanawiał czy ma coś powiedzieć, czy nie. - Możesz być pewna, że przydzielony Ci pokój na Mainland może być na podsłuchu, więc bądź bardzo ostrożna. Weź różne ksiązki o teorii cieczy, jakie tylko znajdziesz. Nie daj się tylko tam podpuścić. Pani Elsa jest bardziej teoretykiem cieczy i matematyka jest tylko dodatkiem, dlatego nie zna się na kryptologii i zaawansowanej matematyce. W razie gdybyś musiała uciekać – pamiętaj. W porcie na Mainland szukaj Hansa Helmuta Sauera. Jest tam mechanikiem III Klasy. Należy do niższego personelu pomocniczego portu. Hasło brzmi: „pozdrowienia od Pani Marty prosto z Generalnej Guberni. Przesyła Panu serdeczne pozdrowienia i uściski.” Odzew „pani Marta nie mieszka już w Guberni, ale w protektoracie Fińskim.” W razie problemów powinien zdołać przewieźć Cię do Anglii. - Jeśli chodzi o zadanie. Jak tylko przyjedziesz na Mainland poszukaj w porcie wielkiego starego zegara. Podejdź do niego i połóż na jego postumencie kamień – może być nieduży, na jego spodzie napisz literkę E. Zegar ten był tam atrakcją turystyczną oraz jest symbolem tych co zginęli na morzu. Sauer przekaże nam, że jesteś na miejscu. Dwa dni później dokładnie o północy, niedaleko północnej strony portu, gdzie jest na piasku wielka zardzewiała kotwica znajdziesz niewielką paczkę. Paczka będzie ukryta obok tej kotwicy. W środku znajdziesz nadajnik radiowy. Klucz masz tutaj - Walter podał Ewie starą biblię z 1909 prosto z Monachium – do kodowania używasz strony o numerze 5+data w której nadajesz wiadomość. Każdą stronę używasz tylko raz. W kodzie podajesz numer akapitu, wersu i litery. Gdyby okazało się, że musisz kodować ponownie powiedzmy ze strony 30, to korzystasz z kolejnej. A w wiadomości na początek dajesz +1 (lub więcej jeżeli będzie taka potrzeba). Tylko dobrze ukryj nadajnik i nadawaj ostrożnie. - Aha. W tej paczce oprócz nadajnika znajdziesz mały aparat fotograficzny. Wyjazd masz dopiero pojutrze. Zorganizuj co Ci będzie potrzebne. Tylko licz się z kontrolą bagażu na Mainland. Jeżeli chodzi o broń, to tu daję Ci Walthera PPK. Nie martw się czy możesz go mieć, jesteś Niemką, na obcym terenie, pracujesz dla SS. Jak coś to oni Ci go dali. Zresztą to prawda … Walter się uśmiechnął nieco ironicznie Pani van der Veen była tak miła, że poszła do siedziby SS w Holandii i dostała go. - Czy chcesz co jeszcze wiedzieć?
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |