lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   13 wydział NYPD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/4438-13-wydzial-nypd.html)

Tammo 21-09-2008 04:24

czw. 11.X.2007 , ulice NY; 12:40 p.m.


- Twojego braciszka poznałam już na miejscu zbrodni, już jako nieboszczyka, pracował niecały dzień. Z tym nowym, jak mu było? Ambers. Więc...Nie można powiedzieć że miałam przyjemności go znać bądź z nim pracować. I myli się pan panie czarownik. Nie płacą mi za uśmiechanie się do klientów, tylko za ustalanie przyczyn zgonów. To jest policyjna kostnica, nie prywatny zakład pogrzebowy... A skoro chce mi pan udowodnić japoński profesjonalizm, to będzie miał pan okazję. Nie mam nic przeciwko niewolnikowi w kostnicy...Choćby tylko na tydzień. I oczywiście ty będziesz się zajmował pokazywaniem zwłok rodzinom i tłumaczeniom skąd mają takie paskudne rany... Zobaczysz ubaw po pachy. No chyba, że jesteś tylko mocny w gębie i się nie zjawisz...Ale o tym pogadamy później bo dojeżdżamy...

Yagami uśmiechnął się nagle, bardzo szeroko, oczy mu rozbłysły.

- Stoi. Pani wyjaśnia powody śmierci, ja je tłumaczę. Ciekaw jestem, czy umie pani przegrywać... ale o tym przekonamy się po tygodniu.



czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 13:00 a.m.

- Faceci, wszystko by tylko siłą rozwiązywali.
- Jestem - sapnął Yagami waląc po raz kolejny w drzwi - otwarty na! - łup - kontr... - łup - ...propozycje. Uf. Żadnych? Tak myślałem.

Poprawiwszy ubiór i lokalizując kartki z zaklęciami, mężczyzna ze zdwojoną energią powrócił do rozłupywania drzwi, próbując przygotować się na to, co zobaczy w środku.

- Zaklęcia- pułapki są jak przerwany obwód elektryczny... Tak twierdził Speck w swej książce „ Kształtowanie świata za pomocą rytuałów, albo fizyka magii". Polecam do poduszki, Speck strasznie w niej przynudza. Niemniej ofiara zwykle jest drucikiem zamykającym obwód. Więc jeśli chcemy uratować kogokolwiek, to musimy ten obwód przerwać. Na przykład przez wyciągnięcie ofiar poza obszar zaklęcia. W tym przypadku pokój hotelowy. A i pilnuj się, jako czarownik jesteś bardziej narażony ode mnie.

Kolejne uderzenie rozszczepiło drzwi i Yagami zobaczył nieoczekiwaną „ścianę". Azjacie wykrzywiło twarz, skręciło żołądek. Chóralny śpiew, kanonada oraz jakieś bliżej niezidentyfikowane wykrzykniki mag puścił mimo uszu, puszczając topór i łapiąc za gaśnicę. Robaczki zaczęły przygotowywać się do ogniowego pokazu...

- Staruszek żyje. - rzekła Pavlicek odchodząc od windy.

"Staruszek? Jaki staruszek?"

Trysnął strumień piany, osiągając efekt totalnie przeciwny do tego, co można by oczekiwać. Yagami zaczął myśleć o trzymanym przez się przedmiocie jako o miotaczu płomieni, mimowolnie zmieniając uchwyt tak, by 'uniknąć poparzeń'. Rozbrzmiała kanonada także po tej stronie. W duchu Yagami polecił się opiece przodków. Miał nadzieję, że Pavlicek strzela mniej brawurowo niż prowadzi, bo nie uśmiechała mu się kula ocierająca się o niego, tak jak podczas jazdy nie uśmiechały mu się przedmioty niemal ocierające się o minivana. Miał też nadzieję, że na piętrze nie będzie nikogo z regularnych gości hotelowych. Choć to akurat był mały problem. W końcu mało kto, słysząc kanonadę, idzie w jej kierunku, prawda?

Mało kto potrafi wytrzymać w ścianie ognia. Robaki dusz również nie potrafiły, oni poczęły odpadać ujawniając iście dantejskie sceny rozgrywające się w pokoju. Czterech księży walczyło o życie, próbując utrzymać sanktuarium. Bezskutecznie, na oczach Azjaty krąg światła skurczył się zauważalnie. Japończyk zrozumiał teraz doskonale, dlaczego Jun nie miał szans. Ci czterej przyszli tu przygotowani, a jednak jeden już stracił przytomność, a pozostali trzej mogli jedynie przedłużać nieuniknione.

"Dlaczego ten pokój? Co było w nim tak ważnego, by akurat tu umieścić pułapkę?"

- Ruszaj ty, będę cie osłaniać.

Kobieta zdawała się odczytać myśli maga, który nie bardzo widział, jak mogłaby tam wkroczyć i być przydatną. On sam miał gaśnicę, w dodatku z racji profesji stanowił lepszą przynętę. Myśl była chłodna, ale skronie mężczyzny były wilgotne od potu, a koszula kleiła się do ciała, kiedy wraz z shikigami wskakiwał do pokoju. Biały strumień piany powstrzymał napastników, lecz Yagami nie miał złudzeń. Robaki dusz musiały wygrać tę bitwę. Jedyne, o co warto było walczyć przy takiej przewadze liczebnej, to ucieczka. "Żyj dziś, byś mógł walczyć jutro", jak mawiali ludzie z klanu Minamoto.

Mag przyłapał się na rzucaniu okiem na gaśnicę. Żałował, że nie wie ile jeszcze piany mu zostało, była ona znakomitą bronią w tej sytuacji.

Krąg światła wydawał się być nieprzekraczalną dla robactwa barierą, równie skuteczną co piana jaką strumieniami wyrzucała z siebie gaśnica. Magowi przez moment przemknęło przez głowę jakie rzeczy Laura Pavlicek i jej latynoski pomocnik zwykli gasić w kostnicy takim sprzętem.

Chrzęst. Wszechobecny chrzęst chityny, pancerzyków ocierających o siebie, ciemność i falująca podłoga, ściany... Yagami wolał nie myśleć o suficie, podświadomie już się garbił, oczekując lawiny robaków spadającej mu na plecy.

Japończyk, spostrzegłszy, jak robaki dusz unikają podłogi zmoczonej pianą, zrozumiał jaka przypadnie mu rola. Utorowanie ścieżki. Manewrując wylotem piany, błyskawicznie torował drogę od drzwi, do świetlistego kręgu, chcąc nie chcąc zagłębiając się coraz bardziej w śmiertelną pułapkę, jaką stał się pokój hotelowy. Był bliżej kręgu niż drzwi, gdy nieprzerwany dotychczas strumień zaczął się dławić. Serce mężczyzny zaczęło nieznośnie walić o żebra, a on sam poczuł, jak na jego skronie występuje lodowaty pot. Ignorując odczuwany strach Yagami skoncentrował się na tym, by oszczędnymi ruchami utorować drogę ludziom w kręgu. Widział jak fale robactwa narastają. Robaki dusz nie były inteligentne, ale wiedziały kiedy ofiara się wymyka.

- Kawaleria się pojawiła i oczyściła nam drogę do światła, wy goncie! Ja biorę nowicjusza i będę tuż za wami - rzucił jeden z kapłanów.

"Zostały nam sekundy. Nawet minuty nam nie dam."

Zamierzający to wykrzyknąć mężczyzna odkrył, że zaschło mu w gardle. Odchrząknął. Dwaj księża wybiegli już z kręgu. Uniósłszy wzrok z podłogi i rwanego już strumienia piany, Azjata dostrzegł najpotężniejszego z kapłanów szykującego się do szturmu na tę część robactwa jaka ponownie zaczęła dzielić krąg od ścieżki ku drzwiom.

"Skoro tu odrastają, to co z drzwiami?"

Zerknąwszy, Japończyk dojrzał, że wcale nie lepiej. Suzaku kręcił się cały czas koło maga, nieustannie niszcząc małe oni. Yagami przez moment rozważył przyzwanie Kirina, lecz zdecydował się pozostawić go przy kobiecie. Z tego co zresztą widział, kot już działał, opóźniając 'zamknięcie się' drzwi... drzwi, które były znacznie dalej niż być powinny.

"Ja muszę zostać na tyłach. Jeśli wabię je najbardziej, to jak długo zostaję z tyłu, z gaśnicą, tak długo mamy zabezpieczony odwrót. A jeśli padnę, to zobaczymy czy myślenie o niej jako o kole ratunkowym było sensowne."

Waląc rewolwerami na lewo i prawo, ostatni z księży przebił się z kręgu na ścieżkę. Podłoga uniosła się, niczym fala robaki dusz runęły by zgnieść wszystkich jeszcze będących w pokoju. Zwrócony do niebezpieczeństwa plecami kapłan nie mógł nawet wiedzieć co się dzieje. Yagami nie myśląc odstawił gaśnicę i wyrecytował zaklęcie rzucając hitogatę w powietrze. Iluzja podziałała, ale efekt był wiadrem wody wobec pożaru. Yagami niewiele myśląc chwycił gaśnicę i zaczął się szybko cofać, strzelając pianą w ścianę rosnącą przed nim. Kiedy jednak robaki dusz dosłownie zalały towarzyszącego mu shikigami, onmyoudou nie zastanawiał się dłużej. Żadne zaklęcie nie dawało mu teraz ochrony. Bez protekcji Suzaku nie zdążyłby nawet skończyć. Azjata obrócił się na pięcie i sprintem puścił się ku drzwiom, przez które właśnie przechodzili dwaj księża, nie mając nawet czasu dziwić się temu, jakim sposobem starszy od nich konfrater, niosący jeszcze nieprzytomnego, zdołał ich wyprzedzić. W biegu mężczyzna odwrócił wylot gaśnicy na plecy i puścił krótką strugę piany ku prześladowcom. Krótszą nawet niż zamierzał. Piana się skończyła.

Szelest chityny przypominał teraz Yagamiemu huk morza podczas sztormu. Młodzian raz w życiu znalazł się na morzu podczas sztormu, gdy wypoczynkowy rejs żaglowcem znajomego potrwał zbyt długo i nadzwyczaj niechętnie wspominał tę przygodę. Wobec potęgi żywiołu i ogromu wody wokół niewiele mógł wtedy zrobić poza trzymaniem szotów, teraz jedyne co mógł to biec.

Cisnąwszy gaśnicą w zarastające znowu drzwi, szczupakiem skoczył za improwizowanym pociskiem i... z łoskotem wylądował w spokojnym korytarzu czterogwiazdkowego hotelu... zaraz obok spalonego pokoju.

Ani śladu robaków dusz.

Mimo woli Yagami odczuł podziw. Nie miał pojęcia czyja była to robota, ale była straszna.

- To była frajda...Dzięki skarbeńku, że przyszłaś z odsieczą. - rzekł grubas. - Tym razem, było naprawdę gorąco...Nie bawiłem się tak od polowania na te szakale w muzeum. Choć ta draka z tym opętańcem, z końcówki poprzedniego roku tez była fajna...A ten tu, to kto?
- To mój tymczasowy niewolnik i asystent. Yagami... - maskując reakcję mężczyzna ukłonił się z szacunkiem księdzu, na japońską modłę - A to ojciec Cornelius O'Doom, prawa ręka biskupa Nowego Yorku, jeśli chodzi o nadnaturale. No i pamiętaj Yagami, kostnica zaczyna o siódmej prace. Powinniśmy się spotkać i omówić warunki zakładu, ale najpierw... Muszę uspokoić drogówkę, wezwać karetkę, i inne sprawy... A przy okazji, jesteś katolikem, prawda?

Gdy kobieta udzieliła mu szeptem rady, Yagami dyskretnie wsunął jej swoją wizytówkę kontaktową do kieszeni. Choć rada, a bardziej jeszcze pocałunek, zaskoczyły go, natychmiast postanowił nie okazać tego po sobie.

- Hai, w rzeczy samej - odpowiedział zdziwionym tonem, tak, że każdy kto go obserwował, najpewniej przypisał jego zdziwienie nieoczekiwanemu pytaniu.
- A więc jesteś wyznawcą wiary katolickiej ? A z jakiej parafii? - zahaczył go ojciec O'Doom, którego imię, nazwisko, a przede wszystkim zachowanie krzyczało o irlandzkich korzeniach. W myślach Yagami miał ochotę odpowiedzieć 'ze świętego Patryka', lecz pohamował się, miast tego rozglądając się uważnie wokół i oceniając stan swój i pozostałych.
- Świętego Jerzego, natomiast nie pogromcy smoków, ojcze - odrzekł Japończyk po chwili, by dodać zaraz - Kirin, do mnie. Genbu, zacznij leczenie od nieprzytomnego proszę.[/i]

Wydawszy dyspozycje, onmyoudou dobył wizytówkę i kłaniając się na japońską modłę, wręczył ją ojcu Corneliusowi, mówiąc:

- Hirohito Yagami, ojcze, pierwszy raz w Nowym Jorku. Zaszczyconym poznaniem osoby tak silnej, odważnej i niestrudzonej.

Pomimo nazwiska kojarzącego się ze straszliwą zgubą, ksiądz zrobił na młodym Japończyku spore wrażenie. Był kimś, kogo warto było liczyć w poczet sojuszników a przejścia w pokoju hotelowym zdawały się spływać po nim jak woda po kaczce.

Krytycznym okiem oceniwszy stan swego stroju, Yagami dobył puste toujinfu i począł na nim szybko coś kreślić.

Hawkeye 25-09-2008 19:03

Za kogo ona go uważała? Magika, jasna cholera, co to za problem podesłać jakiegoś posterunkowego do taksówkarza. W końcu już wie o co powinien pytać! Może mu nawet pokazać to pieprzone zdjęcie, jeżeli go zidentyfikuje, to będą mieli bardzo mocne poszlaki. A pani porucznik, omalże go nie oskarżała o fabrykowanie dowodów. Bo co to w końcu miało znaczyć, że wymyślił sobie tego mordercę? Był zły i wcale nie miał zamiaru tego ukrywać. Kiedy usłyszał ostatnie pytanie zdobył się na lekki uśmiech

-Właściwie to można by wysłać kogoś z tym zdjęciem i popytać, mogę się założyć o stówę, że ktoś rozpozna naszego ptaszka. W każdym razie my będziemy w dokach, a jeśli wizja Nicole, okaże się prawdziwa to będzie pani miała więcej dowodów niż potrzebuje - nie przejmował się, że jego słowa mogły zabrzmieć oschle. Łatwo było komuś siedzącemu za biurkiem dawać dobre rady. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu udając się do swojego biurka.

Poczekał, aż przyjdzie również Nicole -Przygotuj się, ubierz kamizelkę, nigdy nie wiadomo co może się tam zdarzyć i nie przejmuj się, nie boję się tej wizji, a wiedząc o tym, nie będę miał wyrzutów strzelając do tego faceta - mówił teraz już weselszym tonem, chociaż w jego głosie cały czas dało się wyczuć złość. Nienawidził tego aspektu swojej pracy, on ścigał przestępce, żeby tamten wymknął się dzięki dobremu adwokatowi.

Sam ruszył po swoją kamizelkę, czyli do męskiej przebieralni. Tam szybko ubrał ją pod swoją koszulę, wyciągając na wierz również swoją odznakę. Wziął wszystkie potrzebne rzeczy łącznie z dodatkowymi i specjalnymi magazynkami i wrócił pod biurko, czekając aż Nicky będzie gotowa. Wydrukował dwa duże i dobrej jakości zdjęcia Napiera i dał jej jedno.

-Dobra pojedziemy moim autem, bo służbowe się do niczego nie nadaje. Popytamy i przy odrobinie szczęścia znajdziemy go -

Odyseja 30-09-2008 08:59

No tak. Mogła się spodziewać, że w 13 już wiedzą, co się naprawdę stało z Junem. Niemniej, przynajmniej zrobiła to, co zrobić powinna.

Nie trzeba było być psychologiem, by zobaczyć, jak wypowiedź pani porucznik rozzłościła Chrisa. Zresztą wcale mu się nie dziwiła. Z punktu widzenia innych osób, byli w punkcie wyjścia. Jedyne co im teraz pozostało, to odnaleźć Napiera. Przy odrobinie szczęścia (a może pecha?) trafią na Pugnalio.

Całą przemowę pani porucznik przemilczała. Następnie wyszła za Chrisem na korytarz.

-Przygotuj się, ubierz kamizelkę, nigdy nie wiadomo co może się tam zdarzyć i nie przejmuj się, nie boję się tej wizji, a wiedząc o tym, nie będę miał wyrzutów strzelając do tego faceta

Uśmiechnęła się, ale jakoś niepewnie. Nie była do końca przekonana, ale nic nie mogła zrobić. Poszła więc do szatni, założyła kamizelkę kuloodporną i po paru minutach wróciła.

-Dobra pojedziemy moim autem, bo służbowe się do niczego nie nadaje. Popytamy i przy odrobinie szczęścia znajdziemy go

- Obyśmy wreszcie mogli zamknąć tę sprawę...

W aucie Nicole wyłączyła komórkę.

carn 02-10-2008 21:46

Amy całkowicie zignorowała pijaka pozwalając detektywowi wybrnąć z tego samemu. W końcu miało to pokazać jego jakość jako potencjalnego partnera. Dopiero gdy cała sprawa przycichła odpowiedziała rozmówcy.

- Jak to pan ujął mitycznie rzecz biorąc nie mam pojęcia dlaczego miała bym wiedzieć cokolwiek o Haroldzie Mac Gregorze syny Gladys i Petera, urodzonemu w Atlancie. Ale...

Zamrugała oczkami trawiąc coś w środku i być może nie chodziło jedynie o przemierzające przewód trawienny hamburgery.

- Nie widzę powodu dla którego uczynny i pomocny obywatel za pomoc w śledztwie nie mógłby się dowiedzieć o miejscu pobytu Harolda gdy władzą uda się potwierdzić jego miejsce pobytu. -

Skorzystała z nadmiarowej serwetki i naskrobawszy na niej numer swej niezawodnej nakarcianej komórki i mail jeszcze z czasów akademii przesunęła ją w stronę swego niedoszłego narzeczonego.

- Reszta zależy od Ciebie Jeff. Sam zdecyduj czy to Ci wystarczy. Na razie zmykam. I tak za to zniknięcie obedrą mnie w robocie. Do następnego razu.I bierz więcej za swe usługi. Wiesz jaki fast-food jest tuczący!-

Pomachawszy mu łapką odwróciła się na pięcie i umknęła w stronę swojego wehikułu niepomna całkowicie na to jak jeszcze przed chwilą zapychała swe wnętrzności burgerami. Naprawdę czuła, że musi wrócić na Wydział. Priorytetem było odzyskanie partnera i dowiedzenia się o sprawie Mac Gregora jakiś konkretów, bo nie owijając Amy miała jedynie mgliste pojęcie o co chodziło. Wprawdzie druga część zespołu truła co nieco o podejrzanym na odprawie ale panna Walter chyba niekoniecznie była wtedy nastawiona na asimilowanie czegokolwiek więcej prócz chińszczyzny, na pewno nie wiedzy. Tak nadal tam była. Wiedzione zawiłościami myśli spojrzenie odnalazło pokryte orientalnymi szlaczkami pudełko z niedojedzoną zawartością. Cóż, mając już za sobą obiad właśnie stała się szczęśliwą posiadaczką gotowej, wymagającej jedynie odgrzania kolacji. Dodatkowo bardzo ekonomicznej w temacie zmywania naczyń.

enneid 03-10-2008 21:28

Oficjalnie... Świat Dawkinsa zaczął się dzielić na dwie połowy. Wiedział już o tym od dłuższego czasu, ale nadal nie za bardzo wiedział jak to pogodzić. W tej oficjalnej, jest księdzem pomagającym w kurii w administracji, w hotelu był pożar, a on omdlał z powodu odwodnienia. Czemu znajdywał w tym pokoju wraz z trójką księży- to już nie jest zbyt istotne w oficjalnych doniesieniach. Wszytko zdawało się takie proste, niezagmatwane całkowicie racjonalne. Problem pojawiał się jednak gdy brało się tą drugą połowę- nieoficjalną, a co ważniejsze prawdziwą, choć całkowicie niezrozumiałą dla księdza. Że był... jest egzorcystą pracującym dla policji, a przy tym detektywem zajmującym się demonami i zjawiskami nadprzyrodzonymi. Że w końcu o mało nie zginął walcząc z hordą piekielnego robactwa... Rozważając to poważnie się zastanawiał, czy rzeczywiście nie potrzebuje terapii u psychologa albo psychiatry, albo przynajmniej pożądanej dawki prochów...
-...Tutejsi lekarze naszprycowaliby mnie prochami... tak bardzo, że bym świrował bardziej niż facet ze sraczką przy zajętych kiblach.
Pomimo iż niezbyt w tej chwili (a właściwie od początku dnia) nie miał zbyt wiele powodów do śmiechu, jednak uśmiechną się słysząc niewybredną puentę O'Dooma. Cóż, jego poczucie humoru prędzej czy później udzielała się chyba każdemu.

czw. 11.X.2007 ulice NY; 14:05

Jazda czarnym Deloreana z O'Doomen po wyjściu z szpitala nie należał do najlepszych pomysłów, Chris wbity w fotel, nadal nadwrażliwy po jakiś lekach, przyjmował zakręty i agresywne wyprzedzanie starszego księdza z pewnym przerażeniem w oczach i kurczowym trzymaniu się czegokolwiek, byle opanować przemożne uczucie iz za chwile wypadnie się przez okno, bądź w coś walnie. A przy tym ta muzyka... znów spróbował uratować swoją świadomość, od dziwaczej muzyki w konwersacji:
- Co się właściwie stało po tym jak zemdlałem? Udało wam się opanować sytuację?
- Cóż, broniliśmy się dzielnie, ale skubańce nas otoczyli...ze wszystkich stron. Waliłem z rewolwerów do wroga, Rodrigez i Frost robili co w ich mocy by utrzymać fort przed przeważającymi siłami przeciwnika. Pewnie byśmy zginęli marnie, gdyby nie odsiecz Pavlicek. Sprowadziła ze sobą japońskiego czarownika. Przebili się z prawej flanki przez siły wroga, a może z lewej flanki? W tym całym ferworze walki, straciłem poczucie czasu i kierunku. Tak czy siak, utorowali nam drogę ewakuacyjną. Przez którą dotarliśmy do koszar...znaczy się, na korytarz hotelowy.
- Przedstawiona w iście militarnym stylu relacja nie do końca była zrozumiała dla Dawkinsa, znów przy tym przypomniały mu się fraza "żołnierze Chrytusa", którą od dłuższego czasu go intrygowała. Poruszył jednak inną kwestie, po części również z tego powodu, by nie nastała cisza przeszyta kolejną piosenka o niemal nachalnej rytmice i brzmieniu.
-Zaraz zaraz, jaki znów czarownik?
Starając się nadal podtrzymać rozmowę zadał kolejne pytanie:
- Czyli w sumie będzie trzeba jeszcze raz dokonać konsekracji tamtego pokoju? czy teraz użyje się jakiś innych metod?

W końcu znaleźli się pod gmachem XIII-stki. Dawkins wyszedł chwiejnie z samochodu, żałując właściwie, iż starszy ksiądz nie pójdzie z do wydziału, którego w ogóle jeszcze nie znał, tak samo zresztą jak ludzi tam pracujących. no i krzepiąca byłaby myśl, gdyby miał z nim prowadzić śledztwo, ale na to się raczej nie zanosiło...
Znalazł się w głównym holu gmachu, który nadal niezbyt dobrze kojarzył. gdzie właściwie miał iśc? gdzie się znadywało to biuro? nadal nie do końca pamiętał. Rozglądnął się niepewnie po drzwiach prowadzący w różne skrzydła posterunku. Wybrał jedne z nich które wydawały się najbardziej znajome, a co za tym idzie najpewniej prowadziły do biura inspektora. W końcu z pewnym trudem znalazł ów gabinet, do którego wszedł po nieśmiałym stykaniu o framugę.

W pomieszczeniu panowało milczenie, które wzmagało tylko ogólny niepokój księdza. I to dziwne uczucie... może się powinien odezwać? za nim jednak zdołał zareagować Rook zabrał głos.
-Zapewne był to dla księdza szok, nieprawdaż?
- Nie spodziewałem sie w ogóle, że może nastąpić taki obrót spraw - przyznał ostrożnie Dawkins - Ale już chyba to jakoś powoli ogarniam
- Wielu myśli że ważną umiejętnością dla policjanta jest szybka ocena sytuacji. I to prawda, lecz odporność na stres jest jeszcze ważniejsza. Bez niej , nawet najlepszy w tym zawodzie zmienia się uzależniony od alkoholu lub prochów, wrak. Warto tą odporność nabyć. Chciałbym, żeby ksiądz poznał nieco pracę policjanta na własną rękę. Otóż, jak już ksiądz zapewne wie, pokój który egzorcyzmowaliście, został przez kogoś zaklęty. Księdza zadaniem będzie dowiedzieć, kto stoi za tym czynem...Oczywiście, nie oczekuję spektakularnego sukcesu. Nawet doświadczony policjant miałby z tym kłopot. Niemniej cokolwiek uda się księdzu odkryć, można uznać za sukces. Proszę to potraktować jako ćwiczenia praktyczne z pracy detektywa.
Tak, wiara przełożonego w moje umiejętności jest naprawdę krzepiąca- gdzieś w umyśle Dawkinsa nie często spotykana ironia zaczęła się odgrywać po traumatycznych przeżyciach. Nie okazał jednak niczego a wrodzona uprzejmość i jeszcze nie do końca określone poczucie obowiązku szybko stłumiło sarkazm, który nieopatrznie mógłby mu się wymknąć
- Czy są już jakieś poszlaki, bądź dokumenty w tej sprawie?
Na zakończenie przypomniał sobie o jeszcze jednym drobnym szczególe, o którym wspomniał skromnie:
-Acha, jak rozumiem mogę się już posługiwać oznaką... Gdzie mógłbym ją odebrać?

abishai 04-10-2008 17:32

czw. 11.X.2007; Restauracja McDonalds ; 12:05



- Spadaj dupku.- syknął zaczerwieniony i zakłopotany tą sytuacją Johnson.

- Jak to pan ujął mitycznie rzecz biorąc nie mam pojęcia dlaczego miała bym wiedzieć cokolwiek o Haroldzie Mac Gregorze synu Gladys i Petera, urodzonemu w Atlancie. Ale...- tymczasem Amy zdawała się sugerować, że coś wie.- Nie widzę powodu dla którego uczynny i pomocny obywatel za pomoc w śledztwie nie mógłby się dowiedzieć o miejscu pobytu Harolda, gdy władzą uda się potwierdzić jego miejsce pobytu. -
Skorzystała z nadmiarowej serwetki i naskrobawszy na niej numer swej niezawodnej nakarcianej komórki i mail jeszcze z czasów akademii przesunęła ją w stronę swego niedoszłego narzeczonego.Jeffrey odwzajemnił podarunek, wyciągając z portfela laminowaną wizytówkę, zapisaną drobnym pismem.

Cytat:

Johsnon & Johnson & Hwang
Biuro detektywistyczne i porady prawne
czynne: Pon. –piąt.
od 10.00 do 17.00
1559 Cassil Place
Los Angeles, CA 90028
Tel. 326-467-4848
Fax: 326-467-4867
California PI License #24185
Email: JJHwang@gmail.com
Jeffrey Johson
Tel. kom. 667 890 321


- Reszta zależy od Ciebie Jeff. Sam zdecyduj czy to Ci wystarczy. Na razie zmykam. I tak za to zniknięcie obedrą mnie w robocie. Do następnego razu. I bierz więcej za swe usługi. Wiesz jaki fast-food jest tuczący!- tyle zdążył usłyszeć, zanim Amy ulotniła się z restauracji.

czw. 11.X.2007; Wydział 13 12:15


Amy miała wszelkie prawa być wkurzona. McMurry nie pojawił się na posterunku. Jego komórka milczała. (Zdobycie numeru telefonu służbowego jak się okazało, nie nastręczało zbyt wiele trudności). Co więcej nikt go nie widział, od czasu wspólnego wyjazdu. Jej partner zaginął. No, to była w kropce... Nie dość, że sama będzie musiała zająć zapoznaniem ze sprawą, to jeszcze na jej barki spadło znalezienie McMurry’ego. Jako że Ambers i Grey pracowali w terenie. Nic dziwnego, że poczuła ssanie w żołądku.
Po chwili niczym kometa do biura Rooka pognał, jakiś laborant i rozpętał się chaos...Rook wezwał kilkunastu policjantów, wspomniał coś o wielkiej zadymie, zagładzie: „Doom zapewne znowu narozrabiał” i mobilizacji. Po czym część detektywów uzbrojona po zęby wyruszyła z siedziby wydziału.

czw. 11.X.2007 biuro insp. Rooka; 14:30


Tak, wiara przełożonego w moje umiejętności jest naprawdę krzepiąca- gdzieś w umyśle Dawkinsa nie często spotykana ironia zaczęła się odgrywać po traumatycznych przeżyciach.
Zdziwiła go więc riposta Rooka, na nie postawione przecież, pytanie.
- Nie zajmuje się sprawami wiary proszę księdza. A umiejętności można nabyć z czasem. Może być pan pewny detektywie Dawkins, że widziałem wiele osób po przejściach...tego typu. Wielu by się załamało, pan nie. A to dobry znak, na przyszłość.-
- Czy są już jakieś poszlaki, bądź dokumenty w tej sprawie?
- Tak, zapewne w kostnicy.-
odparł Rook.- Zwykle takie sprawy traktowane są jako wypadki. Emanacje ciemnej strony nie mają tożsamości prawnej, w końcu to naturalne zjawiska...Tak twierdzą jajogłowi. Śmierć w wyniku działania ciemnej strony podpada pod tą kategorię.
Na zakończenie przypomniał Dawkins sobie o jeszcze jednym drobnym szczególe, o którym wspomniał skromnie:
-Acha, jak rozumiem mogę się już posługiwać oznaką... Gdzie mógłbym ją odebrać?
- U mojej zastępczyni, porucznik Logan-
rzekł inspektor, po czym po chwili dodał.- i nie się pan nie martwi. Ten budynek nie jest skomplikowany jak się z pozoru wydaje. To efekt wielu pieczęci założonych na mniej dostępne archiwa, magazyn z dowodami i kostnicę. Przywyknie pan, a Daria ma gabinet tuż obok mojego.
A więc odebranie odznaki i kostnica...Wzmianka o kostnicy przypomniała Dawkinsowi rozmowę z O’ Doomem.
-Zaraz zaraz, jaki znów czarownik?
- Pavlicek go sprowadziła ze sobą...Miły i grzeczny japończyk Yagami Hire...Hira...Hiro... Hirohito. Tak! Katolik z Japonii. Pracuje w kostnicy.
- Czyli w sumie będzie trzeba jeszcze raz dokonać konsekracji tamtego pokoju? czy teraz użyje się jakiś innych metod?
- Nie wiem. Ta cała heca z magią, czarami pułapkami, nie jest moją mocną stroną. zapewnie ktoś z 13-tki się tym zajmie. Ale raczej, nie my.

No to pozostało odebrać odznakę, dokumentację i zająć się sprawą. Młody ksiądz pocieszał się tym, że nie jest to prawdziwa sprawa, a jedynie trening. I nie musiał martwić tym, że popełni pomyłkę.

czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania 13:25


Gdy tok myśli się uspokoił, serce zaczęło bić spokojnym, stałym rytmem Yagami zorientował się, że czuje pustkę...czegoś brakowało. Jeden z jego shikigami został zniszczony. Po chwili Yagami zorientował się, o którego chodziło. Kruk nie zostałby zaatakowany przez nieświadomego drugiej strony śmiertelnika, zwierzęta omijały szerokim łukiem wszelkiego rodzaju duchy i demony. To zawężało pole potencjalnych podejrzanych. Tymczasem jednak odpowiedział księdzu.
- Hirohito Yagami, ojcze, pierwszy raz w Nowym Jorku. Zaszczyconym poznaniem osoby tak silnej, odważnej i niestrudzonej.
- Eee..tam chłopie. Nie przesadzaj...jak sam pierwszy raz byłem pod ostrzałem, to też srałem w gacie. Ale człowiek się może do wszystkiego przyzwyczaić...Eee...Nie znam za dobrze Japonii. Ale w Wietniamie jedliśmy robactwo z grilla. Skoro człowiek może jeść białe gąsienice i nie porzygać się, to do wszystkiego może przywyknąć.- po tych słowach klepnął japończyka przyjacielsko w plecy. Widać, termin: przestrzeń osobista nie znajdował się w słowniku O’Dooma.- Zresztą ty, też się świetnie spisałeś.
Pozostali dwaj księża zabrali się podnieśli nieprzytomnego towarzysza niedoli. Zaś sam Yagami, zajął się kreowaniem iluzji ubrania. Lisek zaś zaczął przekazywać chi mające wzmocnić siły życiowe poparzonych księży. Zaczął od nieprzytomnego. Yagami wszedł do pokoju hotelowego obok i skorzystał z łazienki. To było dobre posunięcie, chłód wody przywrócił jasność umysłu. Spłukał emocje, które powstały podczas walki. Po obmyciu Yagami wyszedł i zaproponował pozostałej trójce.- Mogę, za pomocą iluzji odmienić wygląd waszych ubrań.
- Eeee...nie..nie trzeba. Wtedy wyglądałoby na to, że nam się Dawkins upił.-
rzekł O’Doom śmiejąc się. – Tak przynajmniej wyglądamy na ofiary wypadku, będzie można wezwać karetkę bez niewygodnych pytań.
-Lepiej, żeby jego eminencja nie musiał jutro rano czytać wypocin jakiegoś reporterzyny o pijackiej orgii podległych mu księży...znowu.-
wtrącił jeden z księży podtrzymujących nieprzytomnego. – Poza tym, nie wypada psuć nowicjuszowi opinii.
Na te słowa gruby ksiądz zaśmiał się głośno, maskując nieudolnie swe zażenowanie.
- Ale trzeba jakoś wytłumaczyć wasz wygląd.- rzekł japończyk.
-Pożar...-rzekł drugi z księży.- W sumie to nie będzie odbiegało od prawdy.
- Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.-
rzekł pierwszy ksiądz. A O’Doom i drugi ksiądz kiwnęli tylko głowami.
- No to ustalone.- rzekł O’Doom i skierował się do windy wołając.- Naprzód marsz!

czw. 11.X.2007; Hotel Pensylwania, parter 13:30


Finezja i subtelność...Te wyrażenia nie pasowały do działań doktor Pavlicek. Obszar wejściowy do hotelu wypełniał nieduży tłumek. Policjanci, straż pożarna i lekarze...A nawet wojsko. Prawdopodobnie, dziki rajd Laury przez miasto sprowadził ich tu wszystkich. Aż dziw, że doktor zdołała nad wszystkim zapanować. Co najciekawsze, gdy dzielna drużyna zdołała zejść na dół, to sytuacja przez doktor Pavlicek była opanowana. I w tej chwili paląc papierosa rozmawiała z latynoską z nazwiskiem Menon na plakietce, zapewne wojskową bo była w mundurze.

Yagami odwołał shikigami, żeby nie robić sensacji...Co prawda były one przeważnie niezauważalne, ale zdarzały się osoby, które je dostrzegały. Zaś lekarze, zajęli się nieprzytomnym księdzem i jego trójką towarzyszy. O’Doom zdążył jednak wspomnieć Yagamiemu o tym, by zawitał do jego parafii pod nazwą St. Sanislaus Kostka w Greenpoincie. Wszyscy księża zapakowali się do karetki, zaś Pavlicek podeszła do Yagamiego i rzekła.- Jak chcesz zostać podwieziony do komisariatu, to mogę ci to załatwić. Ja tu zostanę. Sprawy służbowe i nie tylko...
Yagami spojrzał na zegarek...dochodziła 13:40. Kolacja z Satomi miała być wieczorem...Kolacja biznesowa, zatem w godzinach takich, by mógł wrócić do domu o wczesnej porze, zapewne o 17:00 lub 18:00. Miał zatem kilka godzin na załatwienie swoich spraw.

czw. 11.X.2007; Wydział 13 , 13:10



-Właściwie to można by wysłać kogoś z tym zdjęciem i popytać, mogę się założyć o stówę, że ktoś rozpozna naszego ptaszka. W każdym razie my będziemy w dokach, a jeśli wizja Nicole, okaże się prawdziwa to będzie pani miała więcej dowodów niż potrzebuje
Twarz porucznik Logan nie wyrażała nic, niemniej jej słowa były naszpikowane irytacją. – To doskonały pomysł detektywie. Szkoda, że wpadł pan niego teraz. Może gdybym do tego raportu miała dołożone wyniki rozpoznania, mogłabym tymczasowy nakaz aresztowania wystawić. Albo jakiekolwiek dowody, poza pańskimi słowami. A tak...Nie mogę.
Porucznik Logan nie dopytywała się o to co miał na myśli De Luca. Nicole wspomniała jedynie o śmierci Juna. Zapewne więc Chrisowi przekazała więcej niż jej.Westchnęła tylko głośno. Partnerów dobierano z reguły tak, by stanowili swoje przeciwieństwa, i nawzajem wyłapywali błędy. Dlatego też De Luce, energicznemu i błyskotliwemu, ale porywczemu detektywowi przypadła Nicole, osoba spokojna i cicha, oraz metodyczna. Miała być jego hamulcem, gdyby za bardzo się „rozpędzi” w śledztwie i zacznie zapominać o detalach pracy detektywa. Niestety, Niki dała się zdominować całkowicie przez Chrisa, i póki co, nie spełniała pokładanych w niej nadziei...Cóż...Może z czasem będzie lepiej?

czw. 11.X.2007; Doki NY , 14:30




Już od dłuższego czasu oboje przetrząsali doki...I były tego pierwsze efekty. Napiera widziało parę dokerów. Kręcił się tu sam, potem w towarzystwie jakiegoś staruszka, a następnie z jakąś nastolatką, niektórzy twierdzili, że rozpoznali tą dziewczynę...Nazywała Sammy, i była półetatową żebraczką, półetatową prostytutką, a pełnoetatową ćpunką. De Luca i Merth wiedzieli że depczą mu po piętach, ale nadal byli tuż za nim. Zdawało się, że Napier kluczy, nie mogąc sobie znaleźć miejsca na złapanie oddechu. Nic dziwnego, biały garniturek Pugnalio, też tu był. Robotnicy portowi wspominali o nim, i o innych osobach wypytujących o Napiera, zapewne psach gończych mafii.

Gdy przemierzali portowe nabrzeże, Nicole przeszył dreszcz...Pamiętała to miejsce...No, może nie pamiętała. Przypominało jej owe miejsce ze snu. Nagle zza jednego kontenera wyszedł Luigi Pugnalio. Uśmiechnął się i rzekł.- Witam detektywie De Luca, panno Merth. Zapewne czegoś...a może kogoś szukacie? Port jednak to niebezpieczne miejsce... Łatwo tu o wypadek.

Hawkeye 07-10-2008 12:46

Wydział 13


Policjant sprawdził swoje pistolety. Jak zawsze na służbie były gotowe do użycia, producenci zadbali o to, żeby nie można było z nich oddać przypadkowego strzału. Szczególnie niezawodny w tym wypadku był Glock, którego blokada znajdowała się w spuście. Jednakże i potężnemu Desert Eaglowi nie można było nic w tym wymiarze zarzucić. A przecież przeładowanie broni, w momencie, w którym już ktoś do ciebie strzela, mogło oznaczać śmierć. De Luca wolał się upewnić czy wszystko jest gotowe, rano nie czuł się najlepiej ... właściwie to czuł się paskudnie, ale jednak zabrał wszystko co potrzebował. Dodatkowe i specjalne magazynki ... na wszelki wypadek, chociaż wątpił, żeby je dzisiaj potrzebował, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Pozostawała tylko jedna rzecz do zrobienia na wydziale. Zrobił dwie dodatkowe kopie zdjęć Pugnalio i napisał na odwrocie jednego dane taksówkarza a drugiego adres domu, w którym dokonano zabójstwa. Potem dopisał do obu wszystkie potrzebne informacje i zawołał dwóch posterunkowych. Nadszedł czas aby i chłopcy zasłużyli na swoje zarobki. Kiedy dwóch młodych policjantów podeszło pod jego biurko, podał im przygotowane wcześniej zdjęcia

-Mam do was prośbę. Udajcie się pod napisane po drugiej stronie adresy, lub w przypadku taksówkarza skontaktujcie się z jego korporacją i znajdźcie go. Na odwrocie macie też informacje, pod podkreślonym adresem dokonano potrójnego zabójstwa. Naszym podejrzanym jest widniejący na zdjęciach Luigi Pugnalio. Dopytajcie się czy to on ... zresztą podejrzewam, że robiliście już coś podobnego. Szczególnie ważnym świadkiem jest właśnie taksówkarz, który wiózł go aż z lotniska. Spiszcie zeznania i jak będziecie wszystko mieli to dajcie mi znać - dwójka policjantów kiwnęła głową i ruszyła w stronę wyjścia. Teraz dopiero Chris popatrzył na swoją partnerkę i uśmiechnął się szeroko

-Możemy jechać -

Doki


To był dobry pomysł i właściwie znaleźli się tutaj w odpowiednim czasie. Zawsze powtarzano, że najważniejsze jest kilka pierwszych dni śledztwa. Jeżeli podczas nich nie uda się rozwiązać sprawy, szansa na odnalezienie winnego i zamknięcie jej spadają. Po prostu w tym czasie ślad jest jeszcze ciepły, a policjant może podążać nim aż do źródła, z dużą szansą, że się nigdzie nie urwie, że ludzie pamiętają jeszcze wszystko dokładnie. Tak było i tym razem, robotnicy portowi widzieli chłopaka, a to oznaczało, że jeszcze nie opuścił miasta. Zresztą z mafią depczącą mu po piętach, nie było to wcale łatwe zadanie. Jednak De Luca uważał się za lepszego od jakiegoś psa gończego mafii czy nawet najlepszego sycylijskiego zabójcy, nie ważne czy miał nadnaturalne zdolności czy nie. Popełnił błąd przyjeżdżając do Nowego Yorku i musiał za to zapłacić.

Właśnie przemierzali kolejne metry nabrzeża, kiedy za jednego z ogromnych kontenerów wyszedł kolejny poszukiwany przez nich ptaszek ...

-Witam detektywie De Luca, panno Merth. Zapewne czegoś...a może kogoś szukacie? Port jednak to niebezpieczne miejsce... Łatwo tu o wypadek.- powiedział Luigi Pugnalio , bo to on był tym "ptaszkiem".
"Nie dość, że skurwysyn zabił 3 osoby, teraz grozi nam to jeszcze jest z tego powodu zadowolony! Co za idiota, zadarł z nie tą osobą, z którą trzeba!" przeszło przez głowę detektywa i poprawiło mu w pewien sposób humor. Dalej był zły na Porucznik Logan, która stwierdziła, że wymyślił sobie stojącego teraz przed nim osobnika, ale na sycylijskiego zabójcę ... na niego był po prostu wściekły. Mógł się domyślić jakich czynów dopuścił się ten człowiek przez całe życia i że zawsze się wymykał. Jednak nie tym razem, najbardziej chciałby widzieć go w pudle, zamkniętym na całe życie, albo lepiej usmażonym na krześle elektrycznym. Wiedział jednak, że jeżeli tylko da mu powód ... zagrozi życiu Nicki albo jego, nie będzie się wahał umieszczeniu kulki w tej jego gębie ...

Ręka policjanta zbliżyła się niezauważalnie, trochę bliżej jego pistoletów. Nie na tyle aby zaalarmować zabójcę, ale na tyle, żeby mógł szybciej sięgnąć po swoją broń, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

-Hej Lui - powiedział jednak prześmiewczym tonem zdrabniając jego imię, jakby byli najlepszymi kumplami -A wiesz, że miałem taką cichą nadzieję, że ciebie spotkam. Dziękuję również za uwagę o niebezpieczeństwie tego miejsca, ale chyba zapomniałeś dodać, że wypadki nie zdarzają się częściej policjantom, jak takim bastardo jak ty sam - powiedział do niego Christopher dorzucając przekleństwo po włosku. Nie miał zamiaru dać jednak temu czas na ochłonięcie

-Hej czytałem o tobie, że jesteś jednym z najlepszych cyngli mafii, a tutaj co? Takie rozczarowanie ... jak mogłeś tak spierdolić tą robotę? Powiedz mi Lui? -

Popatrzył na swoją partnerkę -Hej Nicole, popatrz facet nawet nie wie o co chodzi? Widzisz tą jego minę? - po tych słowach ponownie odwrócił się aby popatrzeć w twarz mordercy -No co Lui? Nie wiesz o co chodzi? Mamy film z tobą w roli głównej jak wchodzisz do mieszkania chłopaczków w czasie, w którym dokonano morderstw. Niech Bóg błogosławi Amerykę z ich paranoicznymi osobnikami, ktoś zamontował kamerkę szpiegowską, bo nie lubił Napiera i chciał, żeby go eksmitowali, a dzięki temu mamy ciebie. Jesteś skończony facet, leżysz i robisz pod siebie ... - detektyw kłamał bez zająknięcia, ale takie historie przychodziły mu z łatwością. Miał zamiar wyprowadzić swojego przeciwnika z równowagi, może mu się uda. Może się przyzna, albo zrobi coś głupiego.

-No i co teraz Lui? Bo wiesz co, trochę mi ciebie szkoda. Ale wiesz co mam dobre serce ... albo inaczej, moja partnerka, jest bardzo dobrą osobą i chcę jej oszczędzić konfrontacji z takim śmieciem jak ty. Powiedz mi dlaczego? Dlaczego musiałeś ich zabić? -

Jeżeli mu się uda był gotowy powiedzieć mu, że jest aresztowany ...

Odyseja 07-10-2008 17:39

To miejsce... To samo ciasne przejście pomiędzy kontenerami, te same kolory... Ten sam stalowy, kilkutonowy kontener wiszący na śmiesznie cienkich linkach. A może sznury były dobre, tylko wyobraźnia podpowiadała dziewczynie inaczej? Ciarki przeszły po plecach Nicole. Wiedziała, że za moment zza rogu wyjdzie Luigi. Dokładnie wtedy, gdy staną pod kontenerem...

- Ekhm... Chris, nie radziłam bym iść dalej do przodu... - powiedziała cicho, zatrzymując się i lekkim ruchem głowy wskazując wiszący kontener.

Z twarzy policjantki De Luca mógł doskonale wyczytać, że to właśnie miejsce widziała w wizji.

Po paru sekundach pojawił się Pugnalio. Dokładnie w tym momencie, w którym się go spodziewała. Dyskretnie rozejrzała się dokoła, starając się znaleźć ewentualne okazje do wypadku. Było ich tak dużo, że zrezygnowała, by nie wpaść w panikę. Była wystarczająco przerażona, choć nie było tego widać.

Z bijącym mocno sercem wysłuchała tej wymiany zdań, pomiędzy przestępcą, a Chrisem. Za dużo się różnych filmów naoglądała, żeby nie załapać w porę, o co chodzi jej partnerowi. Wolała jednak nie być o nic zapytana.

Oby Luigi Pugnalio połknął przynętę...

enneid 12-10-2008 14:43

Właściwie to nie zdołał w ogóle zareagować na tajemniczą ripostę. W pewnym otumanieniu po zaskakującym zdarzeniu zdołał jedynie zadać kolejne pytania odnośnie samej sprawy.
(...)-I nie się pan nie martwi. - Rook dodał na koniec- Ten budynek nie jest skomplikowany jak się z pozoru wydaje. To efekt wielu pieczęci założonych na mniej dostępne archiwa, magazyn z dowodami i kostnicę. Przywyknie pan, a Daria ma gabinet tuż obok mojego.
Dawkins wyszedł z gabinetu nadal nie mogąc sobie wytłumaczyć, skąd niby kapitan wiedział najpierw o owej złośliwości, która zrodziła się w jego umysle, a potem o jego problemach z orientacją przestrzenną na wydziale. Nie zaprzątał sobie nawet głowy co niby może być zapieczętowane i jak.
Przecież o tym w ogóle nie wspominał... prawda? Młody ksiądz rozglądając się za pokojem pani porucznik Logan, z oczywistym niepowodzeniem śledził jeszcze raz ową rozmowę, by znaleźć jakiekolwiek sugestie, odnośnie wypowiedzi kapitana. Z tymi też rozterkami zapukał do gabinetu Darii Logan, a gdy usłyszał odpowiedź wszedł do środka...
Dopiero po chwili zorientował się że, stoi tutaj w milczeniu, zamyślony nad ostatnim spotkaniem.
Uśmiechnął się przepraszająco do Darii i z pewnym zakłopotaniem rzekł:
- Przepraszam pani porucznik, zamyśliłem się... Eee chciałbym odebrać odznakę
Kiedy już to załatwił zapytał się jeszcze na koniec:
- Gdzie tutaj jest kostnica? Chciałbym zobaczyć akta w sprawie wczorajszego... - jak to właściwie nazwać?- pożaru...
Po czym poszedł z pewnymi obawami do prosektorium. Nie to, że nie widział śmierci. Zdarzało mu się towarzyszyć rodziną przy identyfikacji zmarłych po wypadkach. Parę pogrzebów tygodniowo, czasem nawet jednego dnia również niejako oswajało człowieka z śmiercią. Towarzyszył przecież cierpiącym w hospicjach, raz służył w szpitalu, gdzie ciągle spotykał się z różnymi tragedii i śmiercią. Ale kostnica, z swymi sterylnymi warunkami, gdzie badano przede wszystkim z naukową starannością i obiektywizmem przyczyny zgonu wydawała się dla niego niezwykle sztuczna i w jakiś sposób nieludzka... Do tego nigdy nie umaił się przyzwyczaić. A jeśli się weźmie pod uwagę, że do tej jednej trafiają ludzie zmarli po manifestacji sił nadprzyrodzonych...
Dawkins wziął głęboki oddech, gdy przekraczał drzwi kostnicy

carn 13-10-2008 10:37

Tak. Tak. Tak. To znaczy nie! McMurry ewidentnie się jej podkładał. Ale kto wie może na tym Wydziale tak nieodpowiedzialne zachowanie było rzeczą powszechną i ogólnie akceptowalną. Świadczyć o tym mogły choćby dantejskie sceny rozgrywające się właśnie przed jej oczami na wydziałowych korytarzach. Wniosek był prosty: na 13tce problemy się leczy, miast im zapobiegać. Kwestią do rozwiązania pozostawało czy były to zabiegi zamierzone, mające na celu utrzymanie szczytnych statystyk śmiertelności funkcjonariuszy czy też był to tylko radosnej nieodpowiedzialności i zaniedbań pokoleń rezydentów pokoiku zajmowanego obecnie przez Rook'a, który to dodatkowo bagatelka jeszcze przyjąć Amy nie miał czasu czym oczywiście okrutnie podpadał już ponad pół dnia.
Jednak wydziałowy eksodus miał też jedną zaletę. Otóż kolejnym etapem pracy panny Walter miało być starcie z monstrualną technologią komputerową, do której dziewczyna zawsze podchodziła jak do jeża, bazując raczej na zaciętym "na pewno jest tu coś, co można kliknąć" niż jakimkolwiek zrozumieniu tematu. Co wobec obytej w tym fachu reszty ludzkości powodowało drobny dyskomfort psychiczny, nawet jeśli podchodziło się do biednego kolczastego stworzonka z zacięciem bejsbolisty. Że niby tak inteligentna młoda osoba miała by sobie nie poradzić?! Kij się zawsze znajdzie. Ot w takich przypadkach potrwa to "trochę" dłużej.
Zdawała sobie sprawę, ze pewnie ktoś będzie musiał zrobić później tą robotę od nowa, ale dla własnego subiektywnego samozadowolenia zdecydowała się tym zająć. Kto wie może z czasem okiełza komputerową bestię? No i nikt nie oskarży jej o zaniedbania.
Granatowe paznokietki zawisły złowieszczo niczym krwiożercze szponki nad niczego nie spodziewającą się klawiaturą. By po chwili runąć w dół do pracy. Używając palców wskazujących, i to obu, a nieraz i kciuków by przyłożyć spacji zabrała się za uzupełnianie swej wiedzy dzięki policyjnym bazom danych.
#Blanch Law Corporation
#Burt Forester
Interesowało ją na ile są skuteczni, jaki mają zakres działania i jak daleko są w stanie posunąć się w swej batalii o klientów w niekończącej się walce z policją i sądami. Była też ciekawa jak często BLC wchodziło w drogę samej 13tce. Może forma prawnicza zajmowała się klientami o powiązaniach z sprawami nadnaturalnymi nie tylko z powodów czysto finansowych? Wprawdzie zakrawało to już na paranoję, o ile ktoś w ogóle wierzył w takie rzeczy, ale umysł detektywa powinien być otwarty na wszelkie poszlaki i ewentualności. Czy na przykład możliwe było, że osoby jak pan Pierson są tylko ofiarami? Nadnaturalnie uzdolnionymi, a przez to podatnymi ofiarami. Dalej. Organizatorzy wampirowych zdarzeń to naganiacze ofiar w ustalone dla beneficjentów miejsce. Firma prawnicza to pies strażniczy - pilnują by nikt nie dobrał się do całej imprezy ale i by żaden z dawców emocji nie umknął swym oprawcą puki mogą mieć z nich pożytek. Pozostawały dwa pytania. Jak szybko dawca zostawał uznany za niepotrzebnego i kto był odbiorcą? Czy jedynie właściciele firmy od wampirów i szefostwa BLC mogli być podejrzewani o emowampiryzm? Pojawiała się jeszcze możliwość uczestnictwa w całym przedsięwzięciu wydawcy pana Piersona. Wrzuciła więc do wyszukiwania również wydawcę by sprawdzić jego powiązania z BLC, a także czy czasem inni autorzy piszący dla tej samej firmy publishingowej nie produkowali równie dramatycznie przeinwestowanych emocjonalnie wersetów co Pierson. Wrzuciła do wyszukiwania ilu z pisarzy podeszło by pod szablon emoofiary i ile z nich uległo wypadkom, hospitalizacji, konsultacją psychiatrycznym lub poniosło śmierć i jak często w tych sprawach BLC grało pierwsze skrzypce. Wydawnictwo zajęło by wtedy w całej układance rolę hodowcy i wyszukującego nowe źródła emocji do eksploatacji. A przecież początkujący pisarze pełni zapału i weny wydawali się być idealni. Nadal w tych swoistych puzzlach brakowało beneficjentów. Czy całą siatka stworzyła wszystko tylko dla siebie, czy też było to przedsięwzięcie komercyjne. Czy w jednym jak i drugim przypadku było by możliwe wprowadzenie do organizacji agentów? Oczywiście wymagało by to znalezienia jakiegoś emowampira w szeregach Wydziały lub zwerbowania kogoś z zewnątrz. Piersona?
No ale była to melodia nieokreślonej przyszłości. Dopiero po namierzeniu organizacji będzie można myśleć o jej infiltracji. A czas tykał. Swoją drogą będzie musiała zapytać któregoś z sterników 13tki czy celem śledztwa na dziś dzień jest jedynie zabezpieczenie uczestników najbliższej imprezy za szelką cenę, czy też dobro długofalowego śledztwa może mieć pierwszeństwo nad akcjami doraźnymi.
Jedynym czego Amy na pewno nie chciała obecnie wiedzieć to ile czasu pochłonęło to pierwsze z przewidzianych na to popołudnie zadań. Przeszła do kolejnego.
Sprawa Harolda Mac Gregora
#Jeffrey Johnson
Najpierw postanowiła sprawdzić podstawowe dane. Data rejestracji działalności i pozyskania licencji. Poprzednie miejsca pracy. Osiągnięcia. Współpraca i konflikty z policją związane z jego pracą detektywistyczną, konflikty z prawem nie związane z pracą. To była ta łatwiejsza część związana z gotowymi bazami danych. Teraz pozostawało radosne googlanie czyli Merlin, czarownik z Ozz i tego typu abstrakcje. Amy spróbowała zacząć od for dyskusyjnych o tematyce detektywistycznej. Chodziło jej na razie o opinie na temat pana Jeffrey'a Johnsona i w jaki sposób jego agencja się reklamuje. Skoro McMurry był aż tak pochłonięty pracą, a dla własnego szeroko pojętego dobra dobrze by nie było inaczej, że nie miał czasu się z nią skontaktować to i ona nie zamierzała się obijać. Jeśli uda się coś wydusić z nieoczekiwanego sojusznika będzie to jedynie z korzyścią dla prac Wydziału... niezależnie komu ostatecznie przypadnie laur zakończonego śledztwa.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:27.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172