lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Wyprawa w nieznane (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/4587-wyprawa-w-nieznane.html)

Josonosimiti 02-08-2008 23:27

- Gdzie jest stolica? Ile dni drogi stąd ? Jeśli potrafilibyśmy przetrwać w stolicy, myślę, że to dobra opcja.
Jak głosi stare przysłowie: Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej. Jak chcecie jednak, możemy zorganizować obóz w dżungli. Będzie to jednak dużo więcej roboty... Fizycznej. A co wy o tym sądzicie? Nie ograniczajmy się do dwóch rozwiązań, jeśli coś wam chodzi po głowie, powiedzcie.
Ja przy tej pogodzie nie myślę. -
Powiedział i skierował wzrok na ciemne granatowe niebo...

Altair 03-08-2008 20:29

Zapewne będziesz musiał powiedział wyrwany z zadumy Edic.
Proponuję zabrać się jak najszybciej w bezpieczne miejsce i uzupełnić siły i zapasy. Potem zastanowimy się czy chcemy ratować własne tyłki czy świat

Patrzył na drużynę. Zatrzymał chwilę wzrok na Anecie. Zastanawiał się czemu jeszcze nie wpakował jej stali pod żebra . Wydała go , po prostu wysypała wszystko co tak skrzętnie ukrywał, musiał 3 miesiące doszkalać się z dziedziny zielarstwa tylko po to by stworzyć realną tożsamość . Czar prysnął .

Całkiem dobrze że wybrał właśnie tą specjalizację . W ciężkich warunkach medyk się przyda.

Założył płaszcz, zapiął klamry i poprawił kaptur. Ten płaszcz był jego nieodłącznym elementem tak jak nóż przy lewym nadgarstku .

Fennie , a jakie jest Twoje zdanie ?

Durendal 03-08-2008 22:34

Reyfu wyszczerzył zęby w dość złośliwy sposób. Miał dość całego tego kramu ze wspólnym podejmowaniem decyzji i narad przy każdej pierdółce. Więc spokojnym choć twardym głosem powiedział:
-Fenn myśli że ma dość takiej gadaniny przy każdej okazji. Więc ja ruszam do miasta a jeśli ktoś ma ochotę to może iść ze mną. Ale ostrzegam idąc ze mną decydujecie się na słuchanie moich rozkazów. Bunt będzie oznaczał dobrowolne opuszczenie oddziału. I tym razem nie poddaję tego pod dyskusję. Decyzję niech podejmie każdy sam. Zaczekam chwile zanim wyruszę.
Po czym odszedł kawałek i zajął się poprawianiem pasków plecaka i ułożenia ładunku na plecach.

Josonosimiti 05-08-2008 17:10

Wysłuchawszy Fenna, Wallace odpowiedział spokojnym głosem.
- Więc idź, wraz ze swoją małą armią... Nikt ci nie broni. -
Odwrócił się w stronę Anety.
- Moja droga. Mogłabyś mi powiedzieć, w którą stronę znajduje się miasto? Oraz ile to dni drogi ? - \

Czasami przychodzą chwile, gdy trzeba działać na właną rękę. Tak jest najprościej. Nie trzeba się martwić o innych.
Przez chwilę patrzył na Edica. Chciał mu zaproponować wspólną wyprawę. Jemu ufał najbardziej. Spędził z nim najwięcej czasu. To, że nie jest medykiem było dla Wallacea oczywiste. Każdy ma powody do tajemnic. A jeśli stwarza pozory, że ich nie ma, oznacza to jedynie drugą osobowość. Dlatego wolał wybrać Edica spośród reszty.

- Edic... - Zaczął powoli. - To jest... Ekhm. Już nic. -

Zrozumiał, że Edic albo pójdzie z Fennem, albo sam. Nie chciał się rozstawać z resztą, ale różnica zdań i wieczne tajemnice kiedyś mogłyby doprowadzić do nieszczęścia.

Altair 06-08-2008 10:56

Słucham Cię ? popatrzył na inżyniera . Czekał aż może się przełamie i powie o co mu chodzi .

Kurde byleby się dostać do stolicy , potem to już tereny miejskie, rozstanę się z druzynką i postaram żeby wyprawa się opłaciła -pomyślał . Ale póki co ... póki co to w tym buszu sam za dużych szans nie mam , na dotarcie do celu oczywiście.
Siedział i myślał. Wtem do głowy przyszedł mu pomysł.
Wallace pakuj zabawki, zbieramy się
Ten oszołom na pewno ma przy sobie kompas albo coś w tym stylu. poza tym to osoba która jest nieszkodliwa i sporo potrafi.

Durendal 06-08-2008 19:13

Reyfu zaśmiał się otwarcie. Tych dwóch żółtodziobów prawdopodobnie zginie po pierwszych kilku kilometrach ale ich wolna wola. Założył ręce na piersi i czekał zupełnie spokojny. Da sobie radę nawet sam. A nawet lepiej da sobie radę zupełnie sam. Bo wyskok Samuela udowodnił, że próby współpracy z kimś kto robi zanim pomyśli mogą się skończyć źle. A Fenn chociaż lubił pomagać innym to nie miał zamiaru ginąć przez czyjąś głupotę. A ranny medyk-zabójca i bujający w obłokach wizjoner z kondycją komara starający się wspólnie przedrzeć przez dżunglę muszą być potwornie głupi.

Szarlej 08-08-2008 10:16

Słońce po długiej walce z księżycem wygrało i nieśmiało oświetliło drużynę a dokładnie rozłam drużyny.

Wallace
Co ten fen sobie myśli?! Że może być dowódcą tylko dlatego, że najlepiej potrafi przeżyć w dżungli i walczyć? Jakby to go do tego uprawniało. Nic dziwnego w końcu pochodził z jakiegoś zacofanego plemiona, które nawet nie słyszało słowa "demokracja". No ale w końcu to Ty masz rację, to on zostaje sam. No chyba sam. Spojrzałeś ponownie na kobiety. Obie szykowały się do drogi. Aneta odpowiedziała na Twoje pytanie.
-Kieruj się na wschód, do środka wyspy. musisz zostawić plaże za plecami. Uważajcie miasto ciężko znaleźć a patrole jaszczurów są liczne. Jakby co raczej nie powinni Was zaatakować jak nie będziecie agresywni.
Spojrzała na obie grupy i znów odezwała się do Ciebie.
-Ja idę z Reyfu. Wybaczcie ale podróż z nim jest bezpieczniejsza.

Edic
Szybko zarzuciłeś plecak na ramie i podszedłeś do wynalazcy, który słuchał Anety. Kobieta (bóstwo?!) opowiedziała się po stronie "Reyfu". Z zaciekawieniem spojrzałeś na wiedźmy. Z kim ona pójdzie? Apsu był delikatnie mówiąc wkurzona.
-Chrzanie to! Tylko byście się kłócili! Idę sama.
Nie czekając na Waszą reakcje odwróciła się na pięcie i zeszła z budowli.

Reyfu
Oni są chyba nie poważni?! Myślą, że sami dadzą sobie radę w dżungli. Owszem Edic potrafił trochę operować ostrzem ale miał ranne ramię, Wallac nosił ten swój zakrzywiony mieczyk ale jak na razie tylko nosił. Niech robią jak chcą. No ale to jeszcze nic Apsu pobiła ich głupotę. Pomimo gorączki w pojedynkę zeszła do dżungli. To przez tą chorobę wcześniej była taka sympatyczna i rozważna.
Spojrzałeś pytająco na Anete i ze zdziwieniem odkryłeś, że wie o co Ci chodzi. Większość ludzi nie mogła rozszyfrować Twoich spojrzeń.
-Jeszcze sekundę.
Podeszła do samobójczego oddziału jak ich nazwałeś.
-Będziecie szli z trzy, cztery godziny. Powodzenia, do zobaczenia w mieście.

Wszystkie trzy grupki zeszły z budowli i wtopiły się w dżungle. Nawet wyczulone zmysły Reyfu nie wykryły, że ktoś ich obserwuje.

Edic i Wallac
Szliście w milczeniu. Te cholerne komary znowu dały o sobie znać kłując Was nie miłosiernie. Niech szlag trafi tą cholerną wyspę, statek i wyprawę! Gdyby nie ta wyprawa spokojnie byście robili to co do tej pory czyli zabijali lub bawili się za pieniądze z wynalazków. Ciągle mieliście wrażenie, że ktoś Was obserwuje, czy to patrole jaszczurów? A może to coś gorszego? Ale co? Spokój! Wyobraźnia jest najgorszą rzeczą, to ona tworzy najgorsze stwory. No ale te stwory przynajmniej nie mogły wpakować Wam strzały. Jeszcze te drzewa! Nawet słońca nie widać. Sami już nie wiecie ile idziecie. Godzinę? Dwie? Trzy? A może więcej. Uszy zabójcy wychwyciły delikatny dźwięk za Wami. Odwrócił się celując ze swej małej kuszy. No tak umiejętnie wystrzelony bełt z tej kuszy mógł zabić ale strzała z tego wielkiego łuku, który trzymał ten jaszczur nawet nie umiejętnie wystrzelona mogła zabić. Chwila ciszy.
-Spokojnie, rzuć broń.
Słowa były dziwnie artykułowane. Reyfu mówił z dziwnym akcentem ale ten stwór mówił ledwo zrozumiale. Wydawało Wam się, że przez chwilę przypomina sobie słowa.
-Rzucić broń a ja Was musieć dostarczyć do miasta. Wy nie robić nic dziwnego ja mam ludzi.
Cóż zrobić gdy rozmówca grzecznie prosi? Szczególnie gdy trzyma wielki łuk? Oddaliście grzecznie broń. Wtedy reszta jaszczurów wyszła z krzaków, w sumie była ich piątka. Dwóch podniosło Wasz sprzęt razem z torbą i plecakiem.

Reyfu
Szliście z Anetą raczej w milczeniu. Kobieta odpowiadała grzecznie na wszystkie pytania ale była chyba zmęczona. Mimo to dotrzymywała Ci kroku podczas całej wędrówki. Teraz siedząc w krzakach i przeklinając tą cholerną wilgoć od której niszczy Ci się futro czekałeś aż przejdą jaszczury.
Gdy droga była czysta wznowiliście marsz.
-Już nie daleko.
Faktycznie zobaczyłeś miasto, chociaż to było za duże słowa.
W zabudowaniach przeważały lepianki i namioty ze skory jakiś zwierząt. W oddali widziałeś dwie ceglane konstrukcje. Pierwszą był zwyczajny budynek, drugą mini piramida. Po mieście chodziły jaszczury. Wszelkiej maści i wzrostu. Po chwili rozpoznawałeś już strażników, wszyscy nosili włócznie, szable i skórzane kurty z naszywanymi metalowymi płytami w newralgicznych miejscach.
Aneta nie stała w miejscu, szła pewnym krokiem między jaszczurami, szybko podążyłeś za nią. Rdzenni mieszkańcy patrzyli z zaciekawieniem na Ciebie, zupełnie jakby nigdy nie widzieli fena.
Minęliście pierwsze zabudowania składające się z lepianek i namiotów. Drugi "krąg" zabudowań był znacznie lepiej zbudowany. Drewniane konstrukcje były toporne ale dobrze zrobione. Nieliczne lepianki również były solidniej zrobione niż te wcześniejsze.
Tutaj też Aneta się nie zatrzymała. Stanęliście dopiero przed wielkim drewnianym domem położonym przy ceglanej budowli. Teraz mogłeś się jej przypatrzeć. Była zbudowana na planie kwadratu, piętrowa. Podobnie jak wszystkie wcześniejsze budowle miała wysoki sufit. Co zauważyłeś nie miała szyb ani rybich pęcherzy, tylko okiennice. Z miejsca w którym wstałeś przypatrzyłeś się drugiej ceglanej budowli. Miała gładkie ściany i wysokość trzy piętrowego budynku. Solidne, zamknięte drzwi były zamknięte. Gdy stanęliście przed drewnianym, piętrowym budynkiem jego drzwi się otworzyły. Stał w nich niski brunet, ledwo przewyższający Ciebie. Ubierał się w skórzane spodnie i niegdyś białą koszule, za jedyną broń służył mu nóż. Stal i gapił się na Was z otwartą buzią.
-Może nas wpuścisz.
-Eee tak, niech pani wejdzie.
Wpuścił Anete do środka, po chwili dodał niezręcznie.
-No i pan oczywiście też.
Gdy weszliście zamknął za Wami drzwi. Korytarz był krótki i prosty zakończony schodami.
-Zaprowadzę na razie państwo do pokoju. Zaraz ktoś do państwa zejdzie.
Faktycznie otworzył jedne z drzwi i wpuścił Was do środka. Pokój nie był duży i zagracony. Nieposłane łóżko stało pod jedną ze ścian, na przeciwko niego mały stolik z dwoma krzesłami i starymi naczyniami. Na ścianach były przybite dwie półki z poustawianymi książkami. Gospodarz zamknął drzwi za Wami. Aneta usiadła na łóżku, podpierając się z tyłu rękami.
-Jesteśmy w siedzibie ludzi na wyspie. Trzeba wymyśleć bajeczkę.
W tym momencie otworzyły się drzwi.

Edic i Wallac
Szliście otoczeni przez reptyliony, przynajmniej dotrzecie do miasta. Zawsze trzeba patrzeć na jasne strony.
No i dotarliście, rozbrojeni i w paskudnych humorach ale dotarliście. Miasto jak się przekonaliście zostało głownie zbudowane z drewna i błota czy co tam wchodziło w skład lepianek. Szliście otoczeni przez jaszczurów. Wszyscy "przechodnie" patrzyli się na Was dziwnie. W tym tłumie jaszczurów szedł człowiek, wysoki, barczysty blondyn z toporem za pasem. Stanął jak wryty na Wasz widok. Szybko podszedł i zaczął coś mówić do dowódcy. Wywiązał się dialog, którego rezultatem było odejście Waszej eskorty. Blondyn podszedł do Was.
-Co Wy tutaj robicie? Zresztą zaraz się wytłumaczycie chodźcie.
Zaczął szybko iść, co raz się oglądając na Was, na wszystkie pytania dopowiadał, krótko:
-Zaraz.
Doszliście do "centrum", mieli tu nawet dwie ceglane budowle. Piętrowy dom i mini piramidę. Jednak nie one były Waszym celem. Blondyn otworzył drzwi do drewnianego piętrowego budynku. Niski brunet rozmawiał właśnie z rudą kobietą, tamta szybko odeszła po schodach na górę. Brunet podszedł do Was.
-Następni?
-To już ktoś tu jest?
-Kobieta i fen, są u mnie.
Brunet zwrócił się do Was.
-Na razie zapraszam do mego pokoju.
Poprowadził Was korytarzem i otworzył pierwsze drzwi po lewej.
-Proszę.
Za Wami drzwi sie zamknęły.

Wszyscy
No i staliście razem w zagraconym pokoju. Co robić?

Altair 08-08-2008 10:54

Kurwa mać Wallace, czy my musimy mieć zawsze takie szczęście ? syknąl.
Po chwili zastanowienia zdał sobie sprawę że do miasta prędko by nie trafili, a tak przynajmniej trafią bez problemu i to nawet bezpieczni.
Cholera wie co jaszczurki chcą z nami zrobić - pomyślał .
W głowie Caleb'a kłębił się milion myśli. Przez chwile chciał się nawet rzucić na Gada z łukiem, Zieloni panowie nie wiedzieli wszak o pochodzeniu medyka i o tym co kryje przy lewym nadgarstku. Porzucił jednak tę opcję, nie bardzo wiedział co zrobić z czwórką pozostałych.
Tak samo nie wiedział ilu jest ludzi w budynku i ilu wyskoczy na niego kiedy zabije blondyna.
I oni to nazywają miastem ?. Kurde stolicą . powiedział szeptem do inżyniera.

Te dwa budynki to jedyne miejsce w których może być coś wartościowego, no może jak starczy czasu poszukam gdzie indziej pomyślał.

Witam powiedział sarkastycznie Do Reyfu i Anety - Wszyscy cali ? , hmmm wszyscy ... A gdzie Wiedzmia ? .

Josonosimiti 25-08-2008 19:19

- Nic nie mów... Nic kurwa nie mów... -
Wallace już nawet nie bał się reptylionów. Był po prostu wkurwiony. Wie, że w mieście zobaczy Reyfu i Anetę. Zobaczy jego zadowolony pysk...
I wcale nie powie mu, że wiedział, że tak będzie. O nie. Będzie mu się przyglądał i delektował obrazem inżyniera - pokonanego.

Po dłuższym przedzieraniu się przez krzaki, spożywaniu wstrętnego odoru niemytych gadów, dotarli do miasta.
A jakie to było miasto!!
Cudowne. Takiego nigdy nie widział. Chyba nawet armia wyposażona w maszyny parowe nie byłaby w stanie podobnego postawić. Dlaczego?
Tak spieprzyć roboty po prostu się nie dało...
Lepianki z jakiegoś śmierdzącego gnoju, skóry porozwieszane po ścianach, chyba w celach ozdobnych i te śmieszne dachy z zasuszonej roślinności....
Tak, to nie sprawiało imponującego wrażenia.
Sprawiało raczej wrażenie, kruchości. Jakby byle wichura mogłaby przenieść domy na drugi koniec świata, pozostawiając stwory z rozdziawionymi paszczami na szczerym polu.
Gdy tak szli szlakami przetartymi w tym glinianym gąszczu, ukazało się coś co nie pasowało do reszty.
Dwa kamienne budynki. Jednym była piramida. Podobną już widzieli. Drugim kamienny budynek, przypominający te z ludzkich miast. To znak prawdziwie rozwiniętej cywilizacji.
Sprawiało to wrażenie wyższości mniejszości etnicznej ludzi nad reptylionami. Pewnie tak było...
Stwory prowadziły ich w nieznanym kierunku, pomiędzy innymi stworami. Przez tłumy i gąszcz nieznanych, drażniących zapachów. W pewnym monecie w tłumie zamigotała niska sylwetka.
"Człowiek? Tak człowiek!"
Nie chciał za bardzo się wyrywać z miejsca, jakoby stwory mogły skwitować to jako próbę ucieczki, lecz go nosiło a boki. Szczęście się do nich uśmiechało. Jegomość ich zauważył i podszedł wymieniając ciekawskie spojrzenia.
Powiedział coś niezrozumiałego do stworów, po czym te oddaliły się, niezbyt zadowolone.
- Kim jesteś? Ja jestem Wallace a to jest... - tutaj urwał, z racji, że wtrącił mu się nowo poznany obywatel wyspy.
- Potem... Potem! -
Wallaceowi pozostał czekać. Wymienił znaczące spojrzenie z Ediciem i szli dalej. Jak się spodziewał, zostali zaprowadzeni do kamiennego budynku. Przewodnik wymienił kilka słów z innym człowiekiem i zaprosił ich do "swego pokoju". Jego pokój okazał się składzikiem, na niepotrzebne badziewia. Lecz nie to przeszkadzało inżynierowi...
W pokoju spotkał, kogoś kogo nie miał zamiaru oglądać w takiej sytuacji.
Tak stał tam Fenn z Anetą...
Wallace pacną się otwartą dłonią w czoło i kręcąc schyloną głową cedził, siarczyste przekleństwa. Czekał na rozwój akcji. Teraz był szczęśliwy bo odnalazł ludzi. Ale był zły, że odnalazł relikty dawnego porządku obozowego...

Durendal 26-08-2008 12:47

Reyfu przez całą drogę zachowywał niezmącony spokój. Ręce trzymał z dala od broni, tylko spojrzeniem biegał na wszystkie strony starając się ogarnąć jak najwięcej szczegółów układu przestrzennego miasta. Kiedy dotarli w końcu do miejsca przeznaczenia rozluźnił się lekko. Wolał z dwojga złego ludzi od gadów. Kiedy znalazł się sam w pokoju z Anetą zrzucił z ramion plecak i poruszył barkami. Odetchnął głęboko i zamyślił się głęboko. Co robić dalej? Chciał przede wszystkim wydostać się z tej przeklętej wyspy. Nie przychodziła mu do głowy żadna bajeczka więc zwyczajnie postanowił powiedzieć lekko nagiętą prawdę. Kiedy drzwi otworzyły się ponownie z lekkim zdziwieniem zobaczył medyka i inżyniera. Widząc ich reakcję na to spotkanie i słysząc ich wypowiedzi tylko lekko skrzywił wargi a w jego oczach zamigotały iskierki rozbawienia. Zachowywali się jak dzieci nie zdające sobie sprawy ile miały szczęścia.
-Jesteśmy cali a kości wiedźmy pewnie ogryzają teraz zwierzątka w lesie.
Głos Fenna był beznamiętny. Zaczynał irytować go fakt, że nie może uwolnić się od tych dwóch zadufanych w sobie głupców. Obserwowanie ich nieporadności mogło być całkiem zabawne gdyby nie fakt że ich błędy mogły rzutować również na życie i zdrowie Reyfu. Perspektywa ta była niezbyt pocieszająca.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:55.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172