Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2008, 18:18   #1
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
[Storytelling - otwarta] Co kryją chmury?


Rdza przeżarła do cna chmury wiecznie panujące nad powierzchnią planety. Lekki powiew przesuwał ten gęsty rudy puch. Cassia z zaniepokojeniem wypatrywała w chmurach jakiegokolwiek ruchu. Kogoś postronnego nic by nie niepokoiło, ale dziewczyna wiedziała, że coś się zbliża. Z początku ledwo słyszalny dźwięk teraz przeradzał się w dobrze jej znany odgłos, jaki wydają silniki myśliwców. Świst o wysokiej tonacji był dobrze rozpoznawalny przez mieszkańców pustkowi.
Pustkowia są pozostałością po dawnym zurbanizowanym terenie. Zresztą gdzie okiem nie sięgnąć tam zawsze były wieżowce, hotele, restauracje... relikty przeszłości, obecnie schronienie dla anarchistów i dezerterów. Pustkowia były kilkadziesiąt - kilkaset lat temu, dobrze kwitnącą olbrzymią metropolią. Cały znany świat to była jedna wielka metropolia, dziś to jeno gruz. Wszystko zaczęło się od globalnego problemu, jakim stała się dostępność wody i żywności. Niedostatek tak ważnych dla życia człowieka produktów wywołał powszechną agresje. Wojna domowa, a zarazem światowa, rozdzieliła ludność na frakcje: Imperium Cephei i Imperium Finea. Była też i trzecia grupa ludzi, składająca się głównie z uczonych, artystów i ich rodzin. Nim sprawy przybrały gwałtowny obrót, ci „uciekli ku chmurom”, jak powiadają legendy, zostawiając „powierzchnię” własnym problemom. Po jakimś czasie okazało się, że każdy okręt czy statek, który wzniósł się ponad chmury, spadał z powrotem ku powierzchni. Przyczyną była silna pod względem technologicznym flota z Miasta Bogów, a właściwie Miast Bogów, bo było ich dziesięć, nowy dom wybitnych uczonych i artystów, uciekinierów. Miasta Bogów odizolowały się całkowicie od nękaną walkami powierzchnią, a statki Cephei i Finea bały się lecieć wyżej niż im na to pozwolono, strach przed nieznajomą siłą był i jest większy od ciekawości.
Tymczasem Cassia z zniecierpliwieniem wypatrywała to grupy Combat 125 to niebezpieczeństwa krążącego gdzieś między chmurami. Miała wyjść na spotkanie osławionej grupy by ich poprowadzić między niedostępnymi gruzowiskami do miejsca, gdzie miały zejść się wszystkie najważniejsze grupy Organizacji Anarchia, które tylko dało się powiadomić. Czekała ich misja na tyle ważna i niebezpieczna, że trzeba było wszystkich ludzi w to zaangażować, którym można zaufać.
Grupa Combat 125 składająca się z dowódcy Jona White’a i pięciu bardziej lub mniej oddanych sprawie ludzi, w tym: Yri’ego z rodu Yang i Christianusa Wainwrighta, śpiesznie przedzierała się do przodu pod osłoną budynków. Ich uwadze również nie uszły drażniące ucho dźwięki silników Korwet i Fighterów. Zaraz doświadczonemu Christianusowi wydało się to dość podejrzane, bo zwiad by nie leciał w takiej sile. Mimo wszystko pędzili na spotkanie, na które już byli spóźnieni. Po jakimś czasie dotarli na miejsce, gdzie mieli spotkać przewodnika, ale nikogo tam nie zastali. Tymczasem z chmur wyłoniła się chmara myśliwców i kilkanaście korwet będących pod znakiem Imperium Cephei. Przerażeni ilością jednostek wroga zrozumieli… ktoś doniósł o zgromadzeniu i szykowała się obława. Nie mieliby najmniejszych szans gdyby ich zauważono. Flotylla pomknęła dalej. Gdy chcieli odetchnąć z ulgą, nagle trzy korwety zawróciły i wylądowały nieopodal od nich na trzech stronach, odcinając ich z zachodu, północy i wschodu. W tym momencie grupa Combat 125 została okrążona półokręgiem przez około 40 ludzi.




Cassia
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 18-01-2008, 19:32   #2
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Jon szybko i nerwowo rozejrzał się. Zdesperowany błyskawicznie odbezpieczył karabin i wywrzeszczał się na podwładnych:
-Ogień zaporowy i za mną!
Na efekt nie trzeba było długo czekać, zresztą byłoby to tragiczne w skutkach dla oddziału. Ponury krajobraz rozjaśnił się od ognia wylotowego karabinów. Combat 125 pod osłoną ognia i ruin pobiegł kawałek na południe poczym skręcił w prawo. Biegiem, już nie strzelając kierowani przez Jona poruszali się w zaułkach. W biegu dowódca oddziału zwrócił się do Christianusa:
-Kurwa... biegniemy uliczkami za korwety. Gdzie schowałeś pojazd? I cholera patrz jak tu zniszczyć za nami drogę...
Jon nie wiedział czy ich ścigają i jak blisko są. Mimo to czuł oddech wojska za sobą, jeśli zwolnią to zginą.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 19-01-2008, 13:08   #3
 
Khaes's Avatar
 
Reputacja: 1 Khaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnie
Yri dotąd milczący zaśmiał się nagle. Sięgnął w biegu za połę płaszcza i dopiero teraz wyciągnął pistolet – Wcześniej, zwyczajnie szkoda było mu amunicji by prowadzić ogień zaporowy – Zresztą… Uważał, że jego towarzysze świetnie sobie poradzą bez niego.
- Oż kurew… To dopiero przywitanie, co? – Zmrużył oczy i wsunął magazynek do broni. Obejrzał się na Jona. – Nie jest nas wielu, dlatego radzę jeden strzał na jednego przeciwnika… Amunicja ma to do siebie, że szybko się kończy w kryzysowych sytuacjach.
Chłopak naglę przeskoczył przez zwałowisko jakiś gruzów leżących na zrujnowanym chodniku i skręcił w boczną alejkę znikając oddziałowi z oczu.

Yri nie lubił planów nie dopiętych co do ostatniego guzika… Choć pamięć go zawodziła, podejrzewał, że właśnie przez takie durne eskapady stracił łapsko, a ci durni cephei’czycy grzebali mu w głowie – Dlatego właśnie przed planowanym spotkaniem długie godziny spędził w zrujnowanych miejskich bibliotekach, najpierw by odnaleźć plany tej dzielnicy, a później ślęczeć nad nimi badając wszelkie możliwe trasy ewentualnej ucieczki, co jak się okazało było strzałem w dziesiątkę.
- Cholera! – Yri wydarł się po raz kolejny, gdy znowu natrafił na zawalone przejście, które według planów poprowadziło by go do miejsca zaparkowania pojazdu. W duchu zaśmiał się z Jona - Taki z niego dowódca, a nawet zanim przyszło co do czego, nie zapytał się pilota, gdzie zostawił maszynę… Takie rzeczy trzeba wiedzieć!
Chłopak w końcu odnalazł w plątaninie wąskich kładek i korytarzy pomiędzy budynkami dostępne przejścia… Pozostało mu już tylko dobiegnięcie w okolice pojazdu i sprawdzenie okolicy – Znając życie Combat wparuję tam nawet nie zastanawiając się, czy mogą wpaść w zasadzkę Cephei… „No, ale mają mnie” – Pomyślał Yri i zaraz w duchu dodał: „A ja potrzebuje żywego pilota, by stąd się wydostać, dlatego chcąc nie chcąc musze ratować im dupę.”
 

Ostatnio edytowane przez Khaes : 19-01-2008 o 17:42.
Khaes jest offline  
Stary 19-01-2008, 14:00   #4
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Jon dalej biegną z resztą z przerwami na złapanie oddechu mówił:
-Walka nie ma sensu... może uda nam się odbić jedną korwetę i podlecieć do pojazdu pozorując... wypadek...
Ta obrana droga ucieczki musiała nieźle wmanewrować żołnierzy gdyż już od dłuższego czasu nie widzieli ogona. Byli już blisko miejsca lądowania. Kilka skrętów z uliczki i już można byłoby ujrzeć korwety. Jednak w tej chwili Jon spostrzegł brak Yria. Rzekł pod nosem jakoby do siebie, lecz pośrednio do reszty:
-Cholera, gdzie jest Yiy?
Jednak dobrze wiedział gdzie jest członek oddziału. Zapewne znowu się odłączył od Comabt 125 jak to miał w zwyczaju. Nienawidził tego, wiedział tak samo jak Yiy że gdyby coś mu się stało to po niego nie wrócą. Biegli dalej, oddział był już przy korwetach. Stanęli chwile zaczajeni w ruinach. Jon wyjął lornetkę, lekko się wychylił i spojrzał na miejsce lądowania. Żołnierzy nie było dużo, kilku strzegących pojazdów, może o dwóch lub trzech więcej niż liczył Combat 125. Jon Wyszeptał do pozostałych:
-Jeden idzie na wabik, dwóch przygotowuje zasadzkę. Ja z Christianusem odbijamy korwety, potem wskakujemy do środka. Jeśli nie... uciekajcie, a spotkamy się na wschodzie w jakimś budynku...
Kiedy to powiedział po cichu zmienił tryb ognia w karabinie na pojedynczy i kawałkiem rękawa przeczyścił celownik optyczny...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 19-01-2008, 20:49   #5
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Ryk silników, powietrznych morderców narastał, Cassia wiedziała, że lada chwila zza chmur wyłoni się spora ilość wrogiej flotylli. W tym momencie uświadomiła sobie fakt. To nie był przypadek, to zdrada wśród szeregów anarchii! Zeskoczyła z ogromnego kawałka betonu, który był kiedyś częścią jednej z ścian budynku przy ulicy Hempton jak głosiła zardzewiała, metalowa tabliczka na rogu pozostałej ściany. Należało się pospieszyć, nie mogła zostawić tak wielu ludzi, którym groziło niebezpieczeństwo. Pędziła, co sił w nogach, przeskakując przeszkody jedna za drugą. Teraz nie przemieszczała się miedzy ruinami dla uniknięcia wykrycia, zbyt jej zależało na czasie by obierać bezpieczniejszą, ale dłuższą drogę. Biegła wzdłuż ulicy mijając pomniki wojny, jakimi były ruiny pięknych niegdyś wieżowców. Była może, gdzieś w połowie drogi, gdy z chmur wyłonił się rój myśliwców i korwet. Nie miała szans, nie mogła uratować przyjaciół, ani nie miała możliwości ich ostrzeżenia. Liczyła, ze usłyszą zawczasu ryk silników i zdążą się gdzieś ukryć. Niestety były to płonne nadzieje, bo Cephei rozdzieli się w taki sposób, który wyraźnie wskazywał, że chcą ich okrążyć, tak by żadna osoba nie zdołała uciec. Nagle z tego orszaku zagłady oddzieliły się trzy korwety, które zawróciły. Uświadomiła sobie, że właśnie zostawiła Combat 125, na których to miała czekać. Jej przyjaciół nie mogła teraz uratować, mogła tylko marzyć o tym, ze trafią gdzieś w niewolę, a nie zginą na miejscu. Zawróciła z powrotem do miejsca gdzie miała na spóźnioną grupę czekać. Nikogo na miejscu nie zastała, natomiast doszedł jej uszu głos strzelaniny od południa.
- Kurwa, odcięli mnie od nich...
Cassia tym razem już wolniej, ruszyła na oślep, szukając okrążonych ludzi. Odgłosy strzałów ucichły. Nie wiedziała gdzie szukać, toteż na spokojnie ruszyła na południowy wschód, zachowując całkowitą ostrożność, by przypadkiem z jednoosobowego oddziału ratowniczego nie zamienić się w jednego więcej trupa na pustkowiach. Przemykając między budynkami dostrzegła nagle biegnącą postać. Wtedy zrozumiała, musiała jakimś cudem minąć linię Cephei i dostać się do środka zaciskającego się okręgu, a nieznajoma postać z naszyjnikiem z kapsli to był najprawdopodobniej członek Combat 125. Przeraziła się na myśl, że przez swoją głupotę zostawiła tych ludzi na śmierć, którzy najprawdopodobniej nie znali terenu. Miało być ich kilkoro, teraz widziała tylko jednego, widać reszta była już martwa. Musiała, chociaż jemu pomóc. Szybkim sprintem dopadła do niego, nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć wskazała na niebieski naszyjnik.
- Wybacz za spóźnienie. Jestem tu by cię uratować – uśmiechnęło się zakłopotana w odpowiedzi na wzrok zdezorientowanego w tej chwili Yriego. Zdała sobie sprawę, jak muszą być to śmieszne słowa, padające z ust drobnej dziewczyny. – Chodź, nie mamy czasu. Pociągnęła mężczyznę za rękę i skręciła w uliczkę. Gdy Yri zrobił to samo, ujrzał przed sobą wielką stertę gruzu.
- Mam nadzieję, że dasz radę się na to wspią… - nie skończyła zdania, przerwały jej inne, zbliżające się głosy.
- Nie mogli kurwa wyparować! Psia mać, oficer ustnie mi jaja jak nie przyprowadzę mu trupów. Ja pier…. – i jemu przerwano.
- Trzzz…z…z..zzz…. Alfa d5….Alfa d5 odbiór, słyszycie mnie?...trzzzz… - odgłos z radia jednego z żołnierzy domagał się potwierdzenia.
- Tak, tu Alfa d5, jesteśmy w fazie przeczesywania terenu. – odparł do urządzenia rozeźlony żołnierz.
- Trzzz..z .zzzz…. w śród ludzi których złapaliśmy nie znaleziono niejakiego Jona White’ja. Sądzimy…tz.z.zzzz…..z.sz…s.., że znajduje się wśród ludzi …s.z..tt…których otoczyliście.... trata ta ta – dźwięk broni maszynowej – cholera! Zaatakowa.., bang!……… - nastąpiła cisza na eterze, a odgłos ognia broni palnej z radia powielił ten który usłyszeli w powietrzu, tyle, że ten w powietrzu nadal trwał. Pochodził z strony gdzie wylądowali. Po czym ucichły.
- Kurwa, słyszeliście to?! To były odgłosy strzelaniny?! – zapytał swoich ludzi, tak jakby sam tego nie wiedział. – wracamy i to biegiem! – grupa Cephei zawróciła pośpiesznie.
Cassia zrobiła wymowny gest, wzruszając ramionami i robiąc zdezorientowaną minę. Patrzyła na Yri’ego tak jakby on znał odpowiedź. Wyjrzała za róg, ujrzała oddalającą się grupę ludzi w czarno czerwonych strojach.
- Nie wiem, kto nas uratował, ale nie przeszlibyśmy tej ściany gruzu na czas, nim by tu wpadli. Teraz nie ma to znaczenia, to, co robimy? Wybacz, Cassia jestem. – dziewczyna szczerze uśmiechnęła się do mężczyzny i podała mu dłoń w geście przywitania.

Tymczasem, jakiś kilometr dalej…..

-Jeden idzie na wabik, dwóch przygotowuje zasadzkę. Ja z Christianusem odbijamy korwety, potem wskakujemy do środka. Jeśli nie... uciekajcie, a spotkamy się na wschodzie w jakimś budynku... Jon wydał rozkazy reszcie swojej drużyny
Przez lornetkę dostrzegł w korwecie, która ku ich zdumieniu okazała się wersją bojową(!), dwóch ludzi, pilot i zdaje się oficer wyższej rangi, który to najwyraźniej rozmawiał z kimś przez swoje radio. Dookoła korwety stało jeszcze pięciu ludzi. Łącznie to dawał siedmiu dobrze wyszkolonych przeciwników.
Jon wskazał na jednego z swoich towarzyszy.
- Okrążysz od wschodu to miejsce i oddasz kilka strzałów w stronę strażników, po czym udasz, że uciekasz. Natomiast wy dwaj – spojrzał na dwójkę swoich ludzi. – przyczaicie się na piętrze jakiegoś budynku i ostrzelacie ich w ogniu krzyżowym. Ruszajcie. – spojrzał na Christianusa . – Mam nadzieję, ze nadal pamiętasz jak pilotować takie cacka.
Nie czekali dłużej niż 10 min, gdy od wschodu padło kilka strzałów, a jeden z nich zabił strażnika. Christianus wymierzył przez celownik optyczny w pilota, który właśnie coś nadawał przez radio. Cel, wstrzymany oddech, głuchy dźwięk strzelaniny i spust. Pociągną delikatnie za dźwignię, co pociągnęło za sobą proces nie do zatrzymania. Uderzenie w łuskę, wylot pocisku z lufy, uderzenie w głowę pilota, rozbryzg krwi i mózgu na szybie, zwiotczałe ciało zsunęło się na ziemię. Tymczasem pozostali żołnierze zdążyli wpaść pod krzyżowy ogień prowadzony z okien przeciwległych budynków. Krótka, ale krwawa egzekucja dobiegła końca, nikt z Cephei nie przeżył poza oficerem w korwecie. Bał się snajpera, toteż ukrył się za ścianą pojazdu.
- Nie zabijajcie mnie! Proszę! – słychać było błagalny głos tchórzliwego oficera.


 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 19-01-2008 o 20:53.
sante jest offline  
Stary 19-01-2008, 21:32   #6
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Jon również zaczajony mierzył przez celownik do oficera. Szukał jakiegoś miejsca gdzie mógłby oddać strzał. I znalazł, jedna noga wystawała spoza osłony pojazdu. Nie czekał, oddał strzał w kostkę żołnierza. Pocisk dużego kalibru przeszył ja na wylot. Oficer zawył z bólu i najwidoczniej przewrócił się. Na to Jon czekał, pościł broń i prawą ręką dał sygnał Christianusowi do natarcia. Po chwili Combat 125 bez jednego członka wraz z nieprzytomnym z bólu i uderzenia kolbą karabiny oficerem znajdował się w bojowe korwecie. Wystartowali. Zmęczony kazał dwom ludziom zając się oficerem żeby się nie wykrwawił poczym zwrócił się do Christianusa:
-Niech mnie diabli jeśli teraz zginiemy ale przeleć się w pobliżu w poszukiwaniu tego narwańca.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 20-01-2008 o 13:57.
Johan Watherman jest offline  
Stary 19-01-2008, 22:11   #7
 
Khaes's Avatar
 
Reputacja: 1 Khaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnieKhaes jest jak niezastąpione światło przewodnie
Chłopak poruszał się szybko, zwinnie przemieszczając się pośród gruzów i wraków. Wtedy to jego uszu dobiegł odgłos kroków… Zbliżających się kroków.
Już miał się obrócić, gdy nagle ktoś złapał go za dłoń… Uniósł drugą z pistoletem, chcąc wymierzyć w napastnika – Wtedy ujrzał, że za rękę trzyma go dziewczyna… Opuścił broń widząc jak ta wskazuje na swój naszyjnik świadczący o przynależności do anarchistów.
- Wybacz za spóźnienie. Jestem tu by cię uratować. – Yri uniósł brwi w zdziwieniu. „Uratować? Przecież doskonale sobie radzę” pomyślał tylko i nim zdążył coś powiedzieć dziewczyna uśmiechnęła się w zakłopotaniu – Chodź, nie mamy czasu.
Pociągnęła go w jakąś uliczkę, a chłopak był zbyt zdezorientowany by cokolwiek odpowiedzieć, czy sprzeciwić się jej…
Posłusznie ruszył jej śladem, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę – „Cholera! Prowadzisz nas prosto w łapy Cephei, czy ty niczego nie słyszysz!?” – Już chciał otworzyć usta, kiedy dziewczyna ponownie się odezwała wskazując wielką stertę gruzu.
- Mam nadzieję, że dasz radę się na to wspią… – Nie dokończyła. „Brawo, jednak słyszysz”. Yri rozejrzał się szybko szukając drogi ucieczki… „To na nic! Są za blisko… Ta dziewczyna sprowadziła na mnie śmierć!”.
Chłopak zamruczał niecenzuralnie pod nosem i skierował lufę pistoletu w stronę odgłosów, czekając tylko, aż cephei’czycy wybiegną za wyłomu…
Wtedy…
- Nie mogli kurwa wyparować! Psia mać, oficer ustnie mi jaja jak nie przyprowadzę mu trupów. Ja pier…. – Głos umilkł ustępując innemu, zniekształconemu przez radio.
- Trzzz…z…z..zzz…. Alfa d5….Alfa d5 odbiór, słyszycie mnie?...trzzzz…
- Tak, tu Alfa d5, jesteśmy w fazie przeczesywania terenu.
- Trzzz..z .zzzz…. wśród ludzi których złapaliśmy nie znaleziono niejakiego Jona White’a. Sądzimy…tz.z.zzzz…..z.sz…s.., że znajduje się wśród ludzi …s.z..tt…których otoczyliście... – dźwięk broni maszynowej – cholera! Zaatakowa… - Nastąpiła cisza na eterze, a odgłos ognia broni palnej z radia powielił ten który usłyszeli w powietrzu, tyle, że ten w powietrzu nadal trwał. Pochodził z strony gdzie wylądowali. Po czym ucichł.
- Kurwa, słyszeliście to?! To były odgłosy strzelaniny?! Wracamy i to biegiem! – Po chwili dało się słyszeć odgłos oddalających się kroków.
Yri odetchnął mimowolnie z ulgą i obejrzał się na dziewczynę…
- Nie wiem, kto nas uratował, ale nie przeszlibyśmy tej ściany gruzu na czas, nim by tu wpadli. Teraz nie ma to znaczenia, to, co robimy? Wybacz, Cassia jestem. – Powiedziała z uśmiechem wyciągając ku niemu dłoń. Yri zawahał się przez chwilę, co było widać… Przełożył pistolet w mechaniczną protezę – Gdy metale się spotkały, zabrzęczały cicho. Podał dziewczynie prawą rękę.
- Yri „Szczur” Yang. Nie pytaj dlaczego „Szczur”. Nie pamiętam… A może ty wiesz… Ostatnio spotykam wiele osób, które wiedzą o mnie dużo więcej niż ja… – Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie i oswobodził dłoń z jej uścisku obserwując z uwagą jej reakcje – Lubił patrzeć jakie wrażenie sprawia na innych jego imię, choć sam nie wiedział z czym to się wiąże... „Cholerna pamięć” pomyślał, któryś z kolei raz w ciągu ostatnich tygodni. – Zanim mi przerwałaś zmierzałem do mojego wozu… Właściwie, do wozu mojej grupy. O ile pamiętam z papierów, to ty miałaś nas zaprowadzić na spotkanie… Cassia. – Skinął do niej głową i ruszył uliczką, którą szedł uprzednio, nim dziewczyna go z niej zgarnęła.
Przeszedł parę kroków i spojrzał przez ramię, by upewnić się czy kobieta idzie za nim.
- Strzały, które słyszałaś to sprawka grupy Combat – Tak myśle… O ile przeżyją najbliższe parę minut, to spotkasz ich osobiście. Póki co, musisz się zadowolić mną… Poczekamy na nich przy transporcie. – Wywinął młynka pistoletem i rozglądając się bacznie na boki ruszył w sobie tylko znanym kierunku.
Biegł szybko nie oglądając się na dziewczynę… Skoro potrafiła go zajść niezauważalnie od tyłu, to pewnie nie będzie miała problemów z tak trywialną rzeczą jak bieganie w tempo. Mijał wyloty ulic i uliczek w duchu ciesząc się z tego, że Combat – Jak sądził – Skupiło na sobie uwagę cephei’czyków. Pozwoliło mu to na bezproblemowe przebycie paru kilometrów…
W końcu przystanął w cieniu jakiegoś z budynków… Poczekał na dziewczynę.
- O ile wiem w następnej uliczce jest ukryty nasz wóz… Jeżeli Christianus nie zmienił planów – Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny szeroko poczym wszedł do jednego ze zrujnowanych budynków. Ostrożnie wspiął się po zdemolowanych schodach na wyższą kondygnacje i wyjrzał przez jakąś wyrwę na zaułek, gdzie ukryty miałbyć wóz…
- Oho… – Powiedział pod nosem dostrzegając dwóch cephei’czyków, patrzących na swego ziomka, który najwyraźniej demontował osłony kamuflażu z pojazdu… „Osłony” które szczerze mówiąc były zwykłymi śmieciami… Ale cóż, sprawdzały się dobrze - wozu nie było prawie z pod nich widać, a gdyby trzeba było szybko ruszyć, to nawet nie trzeba by się nimi przejmować…
Yri podparł dłoń z pistoletem, mechaniczną kończyną i przymierzył… Oddał trzy strzały… Wszystkie celne.
- Teraz wystarczy poczekać na naszych.
 

Ostatnio edytowane przez Khaes : 19-01-2008 o 22:29.
Khaes jest offline  
Stary 20-01-2008, 14:06   #8
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
W tym samym czasie na korwecie przeszukiwano wszelkie możliwe skrytki. Nie było tego dużo, kilka magazynków do broni maszynowej i ręcznej. Po rozdaniu przypadło po jednym magazynku do pistoletu i dwóch do karabinu. Przeszukanie oficera wzbogaciło Combat 125 o nóż i dość dobry pistolet które to otrzymali dwaj członkowie oddziału zajmujący się owym oficerem. Kolejna runda w powietrzu nad okolicami nie odkryła przed nimi położenia zaginionego członka grupy. Cudem było że nikt nie oberwał, Jon miał już sunięta hutę z twarzy na szyję i zdjęty kaptur. Napił się parę łyków alkoholu z manierki, schował ją poczym przyszedł do kabiny pilota i usiadł na drugim wolnym tam miejscu. Rzekł tylko:
-Trudno... leć do miejsca ukrycia pojazdu...
Nie lecieli długo. Jon miał chce zacząć przesłuchiwać tego wyższego ranga żołnierze, jednak wolał to zrobić kiedy już będą bezpieczniejsi na lądzie. Bili już nad miejscem ukrycia pojazdu. Wylądowali, Jon wraz z jednym podwładnym wyszedł na zewnątrz. Ma widok dwóch trupów żołnierzy skomentował:
-Yir mógł tutaj być.
Wnet zobaczył jakiś cień miedzy ruinami i fragment ciała. Nie był pewien czy to jego człowiek. Podwładny przygotował karabin do strzału. Dowódca podniósł jakiś kamyk z ziemi i wystukał nim która sekwencje o poszycie statku. Był to jeden z wielu znaków którymi posługiwał się Combat 125, ten akurat znaczył mniej więcej: To my. Jon czekał na reakcje.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 20-01-2008, 15:15   #9
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Jak pech to pech.- rzekł do siebie Dead Eye Fox spoglądając na swoje cacuszko jakim był Rosomak.

Całkiem potężny wozik uzbrojony w dwa szybkostrzelne karabinki, oraz spory pancerz, a także małą niespodziankę dla pościgu. Szyki, zwrotny, zabójczy…Zepsuty.
Strzeliła pompa paliwowa…I potrzebna była nowa. Co prawda Fox mógł zrobić prowizorkę, ale nie pociągnęła by ona zbyt długo. W dodatku nie był pewien czy nie siądzie, przy pierwszym lepszym pościgu…A pościg i ucieczka, to złe momenty na awarię. Lepszym rozwiązaniem byłoby poszukanie jakiegoś wraku i wymontowanie odpowiednich części. Nic nie mógł poradzić, trzeba by wybrać się na łowy. Dla bezpieczeństwa zakrył wóz brezentem, obsypał guzem. Powoli ruszył kryjąc się w cieniach budynków. Zacisnął dłonie na załadowanej długi metalowym pociskiem, kuszy. Rozglądał się dookoła, od czasu do czasu uśmiechając się…To miejsce przypominało mu dom. Po chwili zauważył ruch. Jakiś snajper przyczaił się w starym budynku…Na szczęście dla Foxa, spoglądał w inna stronę.
Żółtodziób – przemknęło Foxowi przez głowę. Nawet nie rozglądał się na boki, nie zwracał uwagi na otoczenie. Skupił się jedynie na obszarze z którego mieli nadejść wrogowie.
Fox zaczął się skradać…powoli …cicho…ostrożnie, schował kuszę, i sięgnął po uzi.
- Yo, wypatrzyłeś coś chłopie?- rzekł, gdy już go zaszedł od tyłu. Tamten się odwrócił, ale było za późno. W jego głowę celował już końcówka uzi Foxa.

Ustawiona na tryb pojedynczy broń, wystrzeliła jeden pocisk. Wystarczyło by zabić. Fox kucnął, i schowawszy uzi, sięgnął pod są podrasowaną kuszę. Skoro był snajper, to mogli być i inni.
- Nieszczęścia chodzą plutonami.- rzekł do siebie i przycisnął się do ściany. Zauważył nadlatującą korwetę i rzekł do nieboszczyka.- Kumple po ciebie przylecieli?
Wylądowali, Dead Eye Fox zauważył jakiś ruch przy pojeździe. Ale nie mógł stwierdzić kim byli, bez ryzyka wystawienia się na ostrzał. Wolał poczekać.
Usłyszał jak ktoś stuka kamieniem, o metal…Poznał kod. Sam wziął też kamień i postukał o wystający z podłogi kawałek rury. Wiadomość Foxa była nieco dłuższa. Tu szofer, rosomak padł, macie części zapasowe?
Sięgnął po cygarniczkę, wyciągnął jednego z papierosa i zapalił go od minipalnika z pasa z narzędziami. Po czym rozsiadł się wygodniej nadal skryty cieniem budynku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-01-2008 o 15:21.
abishai jest offline  
Stary 20-01-2008, 15:32   #10
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Jon lekko uśmiechnął się pod nosem i wystukał kolejna wiadomość:
-Przyłaź. W korwecie mamy trochę części. Może je przerobisz.
Odsapnął podobnie jak stojący obok niego członek oddziału który opuścił karabin. Był zmartwiony brakiem Yira, wiedział że nie mogli go dalej szukać jednak łudził się że czai się gdzieś w pobliżu pojazdu. Czekał aż oddziałowy technik wyjdzie z ukrycia. Okolica była spokojna, na pierwszy rzut oka niezamieszkana. Tylko hulający wiatr między szczelinami budynków sprawiał pory życia tego miejsca. Jon jeszcze tylko dał znak ręką pilotowi że to nasz człowiek.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172