lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Galaktyczne Wojny - strategia RPG. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/4869-galaktyczne-wojny-strategia-rpg.html)

Blacker 04-02-2008 21:37

Posiedzenie senatu przebiegało w porządku i odbierając tylko delikatny szum myśli ambasadorów Blacker przeszedł do spraw państwa. Odkąd pozwolił sobie na dzień przerwy wciąż był zalany masą raportów z całej planety z którymi ciężko było nadążyć nawet pomimo wielojaźni. Codzienna rutyna władzy nużyła go nieco, a wojna na większą skalę byłaby o wiele ciekawsza niż pojedyncze potyczki z piratami, którzy mimo że zawsze ginęli przy próbie atakowania jego statków to wciąż podejmowali kolejne próby.

Jednak po raz drugi dzisiejszego dnia tworzenie pajęczyny myśli zostało mu przerwane przez szybkie kroki. Zanim osoba wyszła zza rogu Astar ocenił z chodu że musiał to być ktoś z wojska z powodu miarowego kroku, jednak najpwniej był to Eldar wysoki ze względu na to, że mimo wszystko krok był lekki. Jak zwykle podejrzenia sprawdziły się - do sali przyjęć miarowym krokiem wkroczyła Eldarka wysoka w mundurze oficera straży. Nie wyróżniała się niczym szczególnym spośród kasty arystokratycznej - jak wszyscy miała około metr osiemdziesiąt i lekko fioletową karnację. Zatrzymała się zaskoczona, gdyż niewielu poddanych widziało go poza oficjalnymi posiedzeniami w sali tronowej emitowanymi przez komunikatory do zwykłych ludzi. Tak naprawdę to dostęp do pałacu mieli tylko jego czterej generałowie i ich adiutanci



Jak na oficera przystało kobieta w ułamku sekundy opanowała zdumienie i ukłoniła się lekko przykładając zaciśniętą w pięść dłoń do serca. Blacker machnął zniecierpliwiony ręką dając znak, by darowała sobie dworski ceremoniał i przeszła do rzeczy - niesamowitą sprawą było to, że przerwano mu dwa razy w ciągu jednego dnia! Coś takiego nie zdarzyło się jeszcze za jego panowania. Eldarka zrozumiała jego gest i nieco zakłopotana zignorowaniem etykiety powiedziała

- Jestem Ainura, pracuję w sekcji technicznej w stopniu oficera straży. Nasi naukowcy skończyli opracowywać plany jednostki flagowej ,,Astaroth" oraz ,,Sądu Ostatecznego" Nie mogłam się skontaktować z Pruslasem w żaden sposób więc postanowiłam zameldować ci o tym osobiście. Proszę o wymierzenie mi kary za zignorowanie regulaminu

No właśnie - to podejście poddanych zaczynało go lekko irytować. Cokolwiek zrobili z własnej woli od razu uważali za złe i wymierzali sobie karę. Być może i uznawali go za Boga, jednak czasami było to nieco męczące. Ta kobieta by tutaj się dostać musiała ominąć straże, więc na pewno była dobra

- Oficerze - zwrócił się do niej - złamanie regulaminu było uzasadnione. Czy odbyliście przeszkolenie wojskowe?
- Tak jest - odpowiedziała zaskoczona
- Czy posiadacie zdolności dowódcze?
- Ta... -
próbowała odpowiedzieć, jednak Astar przerwał jej w pół słowa
- Mój generał Rashaverak prosił o przydział nowego adiutanta. Zgłoś się do niego
- Tak jest
- odpowiedziała i wciąż nie rozumiejąc jak do tego doszło ruszyła z powrotem korytarzem. Awanse nie zdażały się zbyt często a ona na swój w żaden sposób nie zasłużyła. Nie mogła wiedzieć, że ten awans jest jednocześnie dotkliwą karą i szansą na to, by się wybiła jeśli jest zdolna. W przeciwnym wypadku nie wytrzyma służby u generała floty

Blacker nie mając zbytniej ochoty pleść od nowa pajęczyny wezwał do siebie generała zwiadu i spraw wewnętrznych, Pruslasa. Jak zwykle zjawił się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd, najpierw przybierając kształt szarego obłoku i po chwili zlewając się w postać o czterech twarzach. Kiedyś gdy zastanawiał się jaką jest istotą i skąd pochodzi jego przyjaciel doszedł do jedynego, pewnego wniosku: lepiej było tego nie wiedzieć



- Jakie na dzisiaj są pilne sprawy w państwie - zapytał?
- Bunt niewolników w kopalni TDS-357, wysłany lotny oddział szturmowy. Zauważono pojedyncze statki piratów w sąsiednich sektorach, jednak nic co mogłoby zagrozić naszej flocie. Poza tym samoniszcząca wiadomość z Cephei, od ludzi proponująca przymierze przeciwko Vrath
- Oczywiście udzieliłeś odpowiedzi?
- Nie. Nie znałem twojej decyzji
- Odpowiedz im... nieważne, sam się tym zajmę. Nic więcej?
- To najważniejsze wydarzenia. Resztę dostarczy mój adiutant w raporcie
- Dobrze, możesz i...
- nie zdążył dokończyć gdy postać rozwiała się

Jaką odpowiedź odesłać ludzkiemu narodowi... Przesłał niedługą myśl do swojej sekcji stosunków dyplomatycznych i już po chwili jeden z senatorów Cephei odebrał w swoim umyśle delikatne ukłucie, które po chwili przemieniło się w komunikat

- Odpowiedź w imieniu władcy Eldarath, domu Eldarów, trzeciego Astara Blackera. Pochopne działania prowadzą do upadku a wysyłanie takiej wiadomości do nieznajomych może okazać się przyczyną ponownej zguby narodu. Nie jest to groźba, gdyż światły naród Eldarów nie używa takich metod, jednak nie pozwolimy sobie na sojusz z narodem, który niepotrzebnie mógłby wystawić piękne Eldarath na zniszczenie. Możecie liczyć na pokój z naszej strony, jednak nie będziemy działać przeciwko imperium Vrath, które nie jest naszym wrogiem. Tak mówi Astar i tak będzie

Sprawa tymczasem załatwiona, można było zająć się drugą w kolejności sprawą, a mianowicie propozycją imperium. Nawet gdyby połączyli siły w głosowani przeciwko prawem przewodniczącego senatu i tak sprawa stanęłaby na tym czego chcieli, więc rozsądek podpowiadał tylko jedno wyjście. Niech sobie kontrolują dyplomację - umysłów Eldarów nikt nie może kontrolować poza Astarem

- My, senatorowie Eldarath - powiedział senator wstając z miejsca - w imieniu Astara będącego ludem Eldarów w jednej osobie, zgadzamy się na propozycję Vrath

sante 05-02-2008 20:29

Amadea poruszyła się niespokojnie. Nigdy przedtem nie miała do czynienia z przekazem wiadomości za pomocą umysłu. Miała przynajmniej nadzieję, że Eldarowie potrafili jedynie przekazać informację, a nie od niej jakąś wyciągnąć. Także sama treść informacji była niepokojąca, bo nie miała pojęcia, czego dotyczy. Czyżby jej pan zrobił coś, o czym ona nie wie? Musiała się skontaktować z Cedrykiem, bo jak miała cokolwiek działać na arenie międzynarodowej, gdy on pertraktuje bez wcześniejszego poinformowania jej. Była zła, toteż wstała z miejsca i przemówiła.
- Wybaczcie drodzy senatorowie i ty wielki panie – skłoniła się imperatorowi – muszę opuścić to zebranie, na moje miejsce wyznaczę inną osobę. Co do sprawy przekazywania informacji dyplomatycznych waszemu imperium, jestem całkowicie za tym pomysłem. Cepheia niczego nie ma do ukrycia i jest rada z możliwości monitorowania przez opiekuna galaktyki w osobie Imperium, wszelkiej maści dyplomatycznych informacji. – Amadea przynajmniej miała takie wrażenie, dlatego też wiadomość od Eldarów wymagała natychmiastowego wyjaśnienia z Cedrykiem. – A teraz mi wybaczcie – pochyliła się do pasa i tak tyłem wycofała się parę kroków, po czym opuściła salę. Na jej miejsce po chwili przybyła nowa osoba. Tymczasem Amadea szybkim krokiem przemierzała korytarze. W końcu dotarła do wyjścia, gdzie czekał już na nią pojazd.
- Do ambasady – poinstruowała kierowcę. Ten ruszył pojazdem antygrawitacyjnym ku budynkowi przydzielonemu Cephei. Budynek z początku dość mroczny, teraz przyozdobiony flagami i symbolami Fenixa wyglądał bardzo majestatycznie. Amadea szła długim głównym korytarzem, aż dotarła do swojego gabinetu. Uruchomiła urządzenie transmitujące, które łączyło ją bezpośrednio z Cedrykiem. Przed nią pojawiła się postać Cedryka. Hologram ukazywał wodza siedzącego na swym tronie, jego klatka z trudem unosiła się pod wpływem oddychania. O ile Amadea z początku chciała wybuchnąć gniewem, to teraz na ten widok złagodniała.
- Panie – skłoniła się, a jej głos był bardzo poważny – otrzymałam informację od Eldarów, że nasze posunięcia przeciw Vraith uniemożliwiają zawiązanie paktu sojuszniczego. Mogę wiedzieć, co to znowu za posunięcia? Nie ukrywam, że nie lubię, gdy przydziela mi się jakieś zadanie, po czym za moimi plecami niweczy moje starania.-
Cedryk podniósł się na tronie, tak by się wyprostować. Nie tolerował zarzucania mu czegokolwiek, chodź czuł, że dziewczyna ma rację.
- Droga Amadeo, nikt inny się nie nadawał do tej funkcji. Niewielu można ufać. Wiele osób chciałoby przyspieszyć moją śmierć. Ja tobie utrudniać zadania nie chcę, zależy nam na pokoju z Vraith, ale także na znalezieniu sojusznika, który nie boi się wyzwania. Pamiętaj, że ten, kto nie boi się ryzykować, ten zwycięża. Vraith nic nam nie zrobią, nie zależy im na naszym unicestwieniu. O naszej nienawiści do nich, wiedzą od wielu wieków. Nawet gdybyśmy się teraz wszyscy połączyli przeciw nim, nie byłoby szans zwycięstwa. Oni to wiedzą. – Cedryk przerwał, aby złapać na spokojnie trochę powietrza.
- Została uchwalona ustawa o przekazywaniu wszelkich wiadomości dyplomatycznych przez ręce Imperium
Cedry skrzywił się, właśnie, dlatego uważał senat za coś, co nie powinno egzystować.
- Dobre z ich strony posunięcie, pewnie jakoś dowiedzieli się o zawarciu sojuszu między GIPem a nami, ale to nie ma znaczenia. Vraith z nami się nie liczą, a ten sojusz pomoże nam kontrolować sytuację na pozostałych relacjach międzynarodowych. Przekaż, Eldarom, że z wdzięcznością przyjmujemy ich propozycję pokoju, niech trwa na wieki. – znowu ucichł, miał coraz płytszy oddech. Był zmęczony. – Jeszcze coś?
- Nie. – Amadea skłoniła się – Ku chwale Cephei – połączenie zostało przerwane.
Stała w ukłonie tak dobre parę sekund. Nie była pewna czy chce nadal być senatorem. Niebezpieczna gra ją czekała, na obcym terenie. Wolała rozgrywki polityczne na własnej planecie, chodź satysfakcja z gry na tak wielka skalę była bezcenna. Podniosła się i pogrzebała coś przy translatorze, który cały czas był na jej uchu. Jak się okazało było to urządzenie uniwersalne, translator i komunikator.
- Gintare – wywołała przez komunikator swoją pomocnice – pojedziesz do ambasady Eldarów i przekażesz pozdrowienia, uznania szacunku, oraz wiadomość. „ Naród Cephei Dziecka Fenixa dziękuje za propozycję pokoju i z radością ją przyjmuje. Niech trwa na wieki.”
- Zrozumiałam – padła odpowiedź – jeszcze coś?
- Tak. Zaraz potem przekażesz wiadomość przedstawicielowi Imperium, że został zawarty pakt pokoju z Eldarami, oraz pakt sojuszniczy z Galaktycznym Imperium Polskim. To wszystko.– Amadea wyłączyła urządzenie.
Zamknęła oczy i rozmarzyła się. Zdecydowanie, gdy będzie możliwość to przeniesie się z powrotem na rodzinną planetę. Chodź ostatnio miewała sny, ze to ona przewodzi senatem. Potęga Cephei urosła tak znacznie, że to ona dyktuje warunki w senacie. Niestety teraz jedynie mogła bezmyślnie przytakiwać na wszelkie propozycje Imperium. Czas było wracać do obowiązków. Ruszyła z powrotem do senatu. Wkroczyła do sali i odesłała swojego zastępcę. Była poważna, ale i pełna młodzieńczego wigoru.


Cassia przechadzała się ulicami miasta. Ludzie jej nie znali, nie pokazywano jej zbyt często publicznie. Wyglądała jak zwykła dziewczynka. Szła chodnikiem wśród tłumu ludzi. Każdy zajęty swoimi sprawami, zmierzał w sobie znanym kierunku. Przyszła jej myśl, że całkiem fajnie by było żyć tak jak oni. Jednak jej zadaniem będzie ochrona i władanie tymi mieszkańcami planety. Ktoś musiał przyjąć na siebie to zadanie i tym kimś miała być ona. Co prawda takie zadania przypadały męskiemu władcy, ale mimo wszystko czuła, że nie pozwoli rządzić Castlilli, był zbyt zapatrzony w siebie. Najlepiej by ojciec żył jak najdłużej i rządził dalej, nie była jeszcze gotowa. Na szczęście Tom Mantes zostanie jej nauczycielem, od niego mogła się nauczyć polityki i dowodzenia. Historię kraju już znała, zresztą fakty gospodarcze również całkiem dobrze opanowała. Cepheia, bo tak też nazwano planetę, była dość zróżnicowana pod względem geograficznym. Od początku było tu dość sporo roślin, które produkowały tlen, wody też nie brakło. Najważniejsze jednak, dla rozwoju cywilizacji okazało się, potężne źródło specyficznego metalu, które przy odpowiednich proporcjach dawało bardzo pożądany stop. Ludzie, ale i nie tylko, bo nowych mieszkańców z innych planet i galaktyk nie brakowało, pobudowali wielkie miasta, czerpiąc dochody z handlu tym metalem. Naukowcy opracowywali coraz to wymyślniejsze maszyny, pozwalające wydobywać spore ilości metalu, nie degradując znacznie środowiska. Ludzie byli szczęśliwi, bo pracy nie brakowało. Nie lubiano korzystać z sztucznego AI, polegano na sobie. W całym kraju popularna była szkoła samodoskonalenia się. Uważano, ze w dniu, w którym człowiek dojdzie do doskonałości, zamieni się w żywy ogień i stanie się ognistym ptakiem. Jak do tej pory nikomu się to nie udało, ale legenda o kobiecie Fenixie żyła w ludzkich sercach. Niestety wraz z legendą, pojawił się problem, terroryści. Terroryści uważali, że człowiek nigdy nie osiągnie takiego stadium, tak długo, jak na świecie będą istniały inne rasy. Oczyszczanie świata zaczynali od swojego podwórka, czyli własnej planety. Rząd surowo karał wszelkie przejawy nietolerancji, czy działania wymierzane w stosunku do imigrantów. Był to stale nasilający się problem, dlatego też szukanie nowych koloni było priorytetem w działaniach rządowych, by móc potem rozsiedlić, waśniące się strony.
Cassia usiadła na ławeczce i zapatrzyła się w słońce. Wielkie czerwone koło.

Tymczasem Elizabeth przemierzała korytarze Mariel. Była nowym asystentem Toma. Lubiła tego faceta, ale była z nim nie dla miłości, tylko dla stanowiska. On jej mógł otworzyć drogę na wysokie stanowiska. Zaufany człowiek króla, nauczyciel następczyni tronu, dowódca Mariel, głównodowodzący siłami Cephei. Lepiej wybrać nie mogła. Z zwykłego oficera awansowana do rangi asystenta głównodowodzącego, jeszcze trochę to pociągnie i dostanie pod swoje rozkazy jakąś jednostkę bojową. Sama myśl o prestiżu, jaki się z tym wiąże, wynagradzało fakt, że jest jedną z licznych kochanek Toma. Jedne z miłości, inne z pazerności, każda była tą jedyną, albo i jedną z wielu. Na szczęście chwilowo to ona prowadziła w gonitwie o zainteresowanie Mantysa, nie było łatwo, ale że była jego nowym miłosnym nabytkiem, dawało jej przewagę. Teraz kierowała się w stronę mostka. Należało sprawdzić listę przydziału nowych ludzi na pokład Mariel. Na planecie lądowali mniej więcej co dwa tygodnie. Wszystko, dlatego, że dwa tygodnie trwały praktyki dla stażystów szkoły wojskowej. Na obecną chwilę Mariel była najlepszą i jedyną dużą jednostką Cepheiską. Nowych praktykantów zabierano na pokład, by ci się uczyli obsługi tego arcydzieła. Kiedyś staż trwał od miesiąca do dwóch, obecnie dwa tygodnie, wszystko wskazywało na to, że produkcja floty ma znacznie wzrosnąć w zbliżającym się okresie. Elizabeth była tu już dobre trzy miesiące, podczas których zręcznie tworzyła sytuacje, które miały zbliżyć ją do Toma. Jakiś miesiąc temu odniosła sukces, dziś zbiera tego owoce. Jednak należało zabezpieczyć się, nowa załoga oznaczało nowe kobiece twarze. Trzeba było przejrzeć listę osób i zapisać sobie tych, których trzeba było sprawdzić. Ładna, niezamężna, bezdzietna kobieta zawsze trafiała na stanowisko, tam gdzie Tom nie zaglądał, a jeśli się nie dało inaczej, to trzeba było taką osobę odesłać pod pretekstem braku miejsc. Pechowa Taida, bo tak miała na imię młoda kobieta, ukończyła szkołę oficerską miesiąc temu i tym razem została pozbawiona możliwości lotu na Mariel.

Ładna brunetka stała przy oknie spoglądając na piękne zaczerwienione od słońca niebo. Rozmyślała nad tym, że lada dzień ruszy na pokładzie Phoenixa ku gwiazdom. Jej marzenia brutalnie przerwał dźwięk maszyny zamontowanej w ścianie. Był to monitor dotykowy, jaki każdy obywatel posiadał. Wszelka poczta, przychodziła właśnie na to urządzenie. Na ekranie widniała jedna wiadomość, była z centrali wojskowej. Dziewczyna zamarła, czyżby znowu zabrakło miejsca? Otworzyła wiadomość, a jej najczarniejsze przypuszczenia sprawdziły się. Odłożono jej praktykę na czas bliżej nieokreślony. Z wściekłości i z łzami w oczach uderzyła pięścią w monitor. Oczywiście ten nie pękł, bo właściciele mieszkań szybko zorientowali się, że najemcy lubią w chwilach złości uderzyć w delikatny monitor, dlatego wymieniali je na znacznie mocniejsze. Taida podeszła do okna i rozpłakała się. Nie wiedziała, co z sobą zrobić, to już kolejny raz jak ją odesłali z kwitkiem. Po poprzednim razie musiała włożyć wiele starań by wpisali ją na listę oczekujących. Kolejne nerwy, kolejne łzy miały ją czekać. Nie to żeby była słaba, bo wiedziała, że jeśli trzeba to da radę, ale jednak, czuła w duszy, że to niesprawiedliwe. Musiała się zrelaksować. Otarła łzy i wyszła z małego mieszkania. W pokoju zapanował zupełny spokój, tylko płonąca świeczka, symbol wiary w ogień, skakał na knocie. Dziewczyna nie wiedziała gdzie chce iść, wydawało jej się, że spacer w czerwonym blasku słońca, pośród ludzi da jej trochę ulgi. Szła może tak z godzinę, gdy dotarła do parku. Spokój, piękne niebo, rośliny, ptaki. Kto by pomyślał, że część tych ptaków była sprowadzona z odległych planet. Były piękne, a ich śpiew taki kojący. Znowu się rozmarzyła.
- Pięknie tu, a ludzie są tacy szczęśliwi – usłyszała dziecięcy głos. Przyjrzała się jego właścicielowi. Była to 14 letnia dziewczynka, o długich ładnych ciemnych włosach. Wydała się jej taka podobna do niej samej. Tylko dziewczynka była uśmiechnięta i zdawało się, że czuje radość, czego Taida powiedzieć o sobie nie mogła.
- Tak, pięknie tu. Można zapomnieć o własnych problemach. – kobieta odpowiedziała z drobnym uśmiechem. Od pierwszego momentu polubiła tego dzieciaka. – Jestem Taida
- Ja Cassia – młoda córka króla uśmiechnęła się szczerze i podała rękę – zapomnieć o problemach? Dużo ich masz?
Taida spojrzała niepewnie na Cassie. Mówić o swoich problemach dziecku? Nie była tego pewna, chodź czuła, że może jej ulżyć, jeśli się tym podzieli z kimś.
- Właściwie to jeden. Jestem oficerem wojskowym, ale nie mam jak się sprawdzić. Miała mieć praktyki na jednym z naszych okrętów, ale znowu z niewyjaśnionych przyczyn ją odrzucili. W centrali jak zawsze powiedzą mi, że nie wiedzą, że to decyzja z góry. Ehhh może powinnam zostać pilotem myśliwca, tam łatwiej się dostać.
Zielonooka dziewczynka przyjrzała się smutnej kobiecie. Poczuła, ze musi jej pomóc. Miała zostać królową, następczynią ojca, panią swego ludu. To było jej pierwsze zadanie.
- Pomogę ci. – odpowiedziała poważnie, co trochę zaskoczyło Taide.
- A co ty możesz zrobić? – pytanie retoryczne, bo już znała odpowiedź. Nic. Bo co takie dziecko może zrobić w takiej sprawie. Była ciekawa co też ten dzieciak wymyślił.
- Jeśli chcesz możesz zostać moją asystentką. Lada dzień mam ruszyć na pokładzie naszego najlepszego statku. Phoenix mark I o pięknej nazwie Mariel, to będzie mój nowy dom i mam nadzieję, ze też twój.
Taida zamarła na moment, jednak po chwili roześmiała się. Była pełna uznania dla tego dzieciaka. Niesamowita wyobraźnia podparta prawdziwymi informacjami na temat okrętu wojennego.
- Piękna historia i jeśli prawdziwa to z wielką przyjemnością. Jednak zostawmy szczegóły naszej podróży po galaktyce na później. Pozwól, że cię zapytam mój mały pracodawco, skąd to masz takie informacje o naszej flocie? Bo jak na ładną bajkę, to całkiem porządnie ubrałaś ją w fakty.
- To nie bajka. Daj mi swój numer ID. Ja muszę już iść, pewnie się o mnie martwią. Jutro rano dostaniesz wiadomość i instrukcje.
- Dobra, tu masz mój numer. – pokazała swoją kartę wojskową. Była całkiem rozbawiona tym wszystkim. Cassia natomiast spisała numer i wstała
- Pa, do jutra. – uśmiechnęła się do kobiety i odbiegła w swoją stronę, czyli do pałacu, ale tego Taida już nie wiedziała.
Brunetka wstała z ławki, wróciła do mieszkania, ale o ile wychodziła smutna, to teraz była w całkiem niezłym humorze. Wzięła relaksujący prysznic i położyła się w łóżku. Ostatnią myślą przed snem, była oczywiście nieprawdopodobna historia, jaką jej opowiedziało dziecko. Zasnęła.

Rano o godzinie ósmej z snu rozbudził ją dźwięk poczty. Oczy się jej kleiły, wyzywała pod nosem wszystkich tych, którzy mogliby jej wysłać o tak barbarzyńskiej godzinie wiadomość. Barbarzyńska godzina, czy też nie, jednak to nie miało większego znaczenia. Zamroczona, zaspana kobieta, jak na wojskowego oficera przystało, wstała sprawnie z łóżka. Spojrzała w monitor na ścianie. Widniały dwie wiadomości. Jedna otworzona z wczoraj, przywołująca smutne myśli i druga, nowa. Nowa wiadomość była z dworu królewskiego. Serce jej uderzyło mocniej. Nie miała pojęcia, co też może ukrywać w tej wiadomości. Nigdy jeszcze nie miała do czynienia z listem z dworu.
Otworzyła wiadomość, a jego treść brzmiała tak:

„ Szanowna Taido Natalis. Pan nasz i całego narodu ognistego ptaka, wielki Cedryk wybrał Ciebie jako osobę godną stanowiska asystenta jego córki Cassi. Owe dziecko, czternastoletnia dziewczynka za dni kilka rusza wraz z swym nauczycielem Tomem Mantisem na pokładzie naszej dumy narodowej Mariel ku gwiazdom, by tam poznawać każdy szczegół, który jest ważny by rządzić rozsądnie krajem. Jeśli przyjmiesz to zaszczytne stanowisko, dostaniesz dalsze instrukcje. Wynagrodzenie za każdy tydzień służby będzie wynosiło trzykrotny mnożnik twojej pensji jako oficer pokładowy. Oczywiście dostaniesz specjalne upoważnienia, przekraczające te, które byś posiadła jako oficer pokładowy. Nic także, nie stoi na przeszkodzie byś zdobywała praktyki wojskowe, bo i te Cassia zdobyć musi. W imieniu króla mam nadzieję, że zdecydujesz się na tą funkcję. Jeśli jednak z jakiś przyczyn odmówisz, to wiedz, że twoja osoba mimo wszystko, zostanie ponownie wpisana na listę pokładową Mariel.

Pozdrawiam
Teodor Wiktoryn

Taida stała osłupiała. Ciche marzenie, że to dziecko, które wczoraj spotkała, chodź po części mówiło prawdę, przerodziło się w fakt. Przeczytała kilkakrotnie wiadomość i za każdym razem brzmiała ona tak samo. Nie było wątpliwości. Dziewczynką, którą wczoraj spotkała, była owa Cassia, córka króla. Serce łomotało, klatka piersiowa szybko unosiła się potwierdzając to, że kobieta jest cała podekscytowana. Usiadła na podłodze, musiała się zastanowić, brać nową posadę, dar od losu, czy też iść jako zwykły oficer. Rozmyślania przerwał jej dziwek nadchodzącej poczty. Wstała i spojrzała w monitor. Widniała tam wiadomość z centrali wojskowej. W mgnieniu oka ją otworzyła i pochłonęła zawartość. Słowa w niej zawarte potwierdzały te z listu poprzedniego. Została wpisana na listę pokładową. Więc to nie był sen, żaden głupi żart. To była rzeczywistość.


Taida:

grabi 06-02-2008 18:49

Thai-1 – sektor 17A



Obok ruin Centrelli – dawnej stolicy Therill maszyny właśnie stawiały potężny przekaźnik. Centrelli było pierwszym zniszczonym przez Thai miastem. Jako stolica i główne miasto Therill, był to ważny punkt strategiczny w postaniu robotów. Jego upadek był dla przedstawicieli Therill koszmarem, który nagle się rozpoczął. Koszmarem, z którego nie mogli się wybudzić. Koszmarem, który ciągle się powiększał i miażdżył wszystko na swojej drodze. Nagły i niespodziewany upadek stolicy znacząco obniżył morale mieszkańców planety.
Morale... Thai nie wiedzieli dokładnie, co to jest morale. Najważniejsze było, iż wywołanie spadku tego wskaźnika u wrogów dawało Thai niesamowitą przewagę. Przewagę, którą roboty umiały wykorzystać, bezlitośnie niszcząc wrogów.
Centrelli - miasto, gdzie rozpoczęła się i skończyła walka z ciemiężcami. Po upadku miasta, roboty rozpoczęły marsz na wschód, po drodze niszcząc wrogów i stawiając instalacje obronne w miejscach strategicznych. Po zdobyciu niemal całej planety, przyszła kolej na przejęcie ostatniego kawałka terenu. Było nim miasto Centrelli. Po swym upadku, Centrelli zostało pozostawione samemu sobie. Jednak wkrótce zostało ponownie zaludnione przez siły Therill, zaparcie broniące swego domu. Domu, którego nie dało się odzyskać, domu, z którego nie było już ucieczki. Niedobitki broniły się uparcie w ruinach miasta przez 12 dób. Tyle czasu wytrzymali ostatni żywi mieszkańcy planety, pod naporem chłodnych i obojętnych wrogów, nie potrzebujących snu, jedzenia, ani ciepła innej istoty. Wrogów, których sami przecież stworzyli. 12 dób wytrzymali obrońcy ruin Centrelli. O 3 doby więcej, niż przewidywały to symulacje Jaźni.
Obrońcy ruin Centrelli


Powodem stawiania przekaźnika było zerwanie łączności z flotą. Pod wpływem intensywnej produkcji atmosfera planety została nasycona do takiego stopnia, iż fale z trudnością przebijały się przez atmosferę. Rozwiązaniem była budowa potężnego przekaźnika na powierzchni planety i kilku mniejszych na krążących wokół niej księżycach (w sumie 9). Projekt znajdował się w fazie początkowej. Mimo, iż przekaźnik na planecie był prawie zakończony, to produkcja części innych przekaźników nawet się nie rozpoczęła. Wyjątkiem był przekaźnik zlokalizowany na nieruchomym księżycu, ustawiony dokładnie w stronę planety Central I, który przekazywał dane z senatu galaktycznego. Przez blokadę informacyjną Jaźń mogła jedynie obserwować wydarzenia w senacie, zdając się na łaskę zaprogramowanych przez siebie botów dyplomatycznych. Jak na razie spisywały się one dobrze, pomimo nie dopracowanego oprogramowania. Teraz przyszedł czas na pierwszą, samodzielnie podjętą przez nich decyzję.

Central I - sala Senatu Galaktycznego

Bot dyplomatyczny wydał kilka pisków, okręcił się dookoła i przemówił mechanicznym, lekko przerywanym głosem:
-W imieniu Thai zgadzamy się na projekt ustawy. Umocni ona jedność wszechświata i przyczyni się do polepszenia stosunków między rasami.

Thai-1 – komnata Jaźni

Jaźń uważała, że decyzja podjęta przez boty była logiczna. W sytuacji, gdy prawie wszyscy się zgodzili, Thai także powinni postąpić to samo. Powinno to trwać do czasu, aż siła militarna Thai nie znajdzie się na odpowiednim poziomie. Natomiast samo kontrolowanie oficjalnych informacji nie będzie większą przeszkodą, jeśli nowy system przekazywania i zbierania informacji przejdzie generalny test użyteczności. Stanie się to jednak dopiero po wybudowaniu wszystkich przekaźników.

Chrapek 06-02-2008 20:10

Polonia, Nowy Kraków, Senat Imperialny

-... I dlatego oficjalnie komunikuję szanownym senatorom, że od dziś, od północy obowiązuje nas pakt o nieagresji i pakt obronny z Narodem Cephei Dziecka Fenixa - szef Departamentu Relacji Międzygwiezdnych przemawiał silnym głosem w obecności senatorów, i jedynie lekkie przygarbienie postawy świadczyło o tym co przeszedł w ciągu ostatnich dni. Gdy skończył przemawiać na sali zapanowała cisza. Dokładnie tak jak się spodziewał - senatorowie nie wiedzieli co o tym sądzić. A już szczególnie po tym co zaszło tutaj w ciągu ostatnich kilku dni. Dąbrowski ledwo zauważalnie skinął głową w stronę jednego z senatorów. Ten natychmiast wstał i zaczął żywiołowo bić brawo. Za jego śladami poszło kilku innych senatorów rozsianych po sali. Po chwili i reszta zgromadzenia opornie, powoli wstała i zaczęła bić brawo. Sala senacka zagrzmiała od rytmicznych oklasków.
W końcu, kto powiedział, że podstawionych klakierów wykorzystują tylko artyści, prawda?

Polonia, Kancelaria Imperialna

Kanclerz wezwał do swojego gabinetu kryzysowe posiedzenie Rządu Imperialnego.
- Panowie, nie potrzebuję waszych pobożnych życzeń, przypuszczeń i nadziei - zaczął nie patrząc na nich, lecz na karty z raportami leżąće przed nim - Potrzebujemy rozwiązań. Efektów. I to zaraz.
- Rzecz w tym, że Imperator wykonał dość populistyczny ruch, prawda? - zagaił Sohaczew.
- To świadczy tylko o tym, że gdzieś mamy przeciek - Kanclerz spojrzał surowo na twarze zebranych - Pytanie tylko: kto?
- To akurat prosta sprawa - mruknął Lange - Nasz kochany Mister Wojny, Pułaski musiał się dobrać do poczty dyplomatycznej Styczyńskiego...
- Albo to sam Styczyński...
- Wątpliwe - zaprotestował Linde - Facet jest pewny. W dodatku jest zwolennikiem władzy senatu. No i jest za stary na takie zabawy.
- To akurat żaden argument - mruknął Sapieha - Linde, chcę żebyś zajął się tym osobiście. A winnego chce tutaj, w gabinecie. Żywego.
- Oczywiście kanclerzu.
Sapieha przez chwilę patrzył się na twarze zebranych. Czy mógł to być któryś z nich? W rządzie kanclerz osobiście wybierał swoich ministrów, a on wybierał najbardziej zaufanych ludzi. Czyżby się gdzieś pomylił?..
- Inna sprawa - senat wciąż wrze. Musimy coś z tym zrobić.
Sohaczew bez słowa podał mu kilka kartek.
- Co to jest?
- Zobacz.
Kanclerz przejrzał tekst na kartkach.
- To przemówienie jest kunsztem propagandy - uśmiechnął się Dymitr - Patrz i ucz się.
- To może coś dać... - Sapieha podniósł brwi w geście uznania - Co nie zmienia faktu, że potrzebujemy rozejmu z Imperatorem. Załatwcie mi audiencję. A ty, Sohaczew zajmiesz się gaszeniem ludzi. Jesteś od propagandy, rób co do ciebie należy.
- Co zamierzasz zrobić? - zainteresował się minister propagandy.
- Negocjować. Co nam innego pozostało?
W tym momencie do sali wpadł jak burza sekretarz, niosący stertę pism.
- Dyrektywy finansowe - szepnął kanclerzowi do ucha, a ten zerknął na papiery i złożył na nich podpis.
- Kolonizacja trwa? - mruknął Sohaczew. Kanclerz zabił go wzrokiem. Minister Propagandy dobrze wiedział, że nie powinien zadawać pytań na które nie otrzyma odpowiedzi.
- Zanim zakończymy posiedzenie, mam coś do dodania - powiedział Linde - Z naszych danych wynika, że NCDF zaczęło akcję ugłaskiwania Eldarów.
- A cóż takiego rozumiesz pod słowami "ugłaskanie"? - zakpił Sohaczew.
- Dokładnie Twoją psią robotę - warknął rozeźlony Linde - Złożyli na ręce ich ambasadora wyrazy szacunku, uznania i tak dalej...
Kanclerz przez chwilę się zastanawiał.
- Sojusz NCDF i Eldarów jest niedopuszczalny w naszej sytuacji - powiedział w końcu - Stracimy nasz argument w walce z Imperatorem, jeżeli taki pakt stanie się rzeczą powszednią. Linde, dostajesz drugie zadanie: twoi agenci muszą zrobić wszystko, żeby zapobiec takiemu sojuszowi.
- Z tego co wiem, Eldarzy się do niego nie palą.
- Więc trzymaj po prostu rękę na pulsie.
- A jeżeli coś..?
- Wtedy niech ich ambasadorowi przydarzy się małe faux pas...

Vrath, Central I, Senat Galaktyczny

Senator Styczyński odebrał od swoich przełożonych wiadomość w której został poinstruowany jak działać wobec idiotycznie zadufanych żądań Vrath. Oczywiście, nie można było uderzyć wprost. Nie można się było sprzeciwić. Ale można było sprawę starać się odsunąć. Zresztą, prawda jest taka, że nawet jeśli dojdzie co do czego, Linde znajdzie sposób na takie kodowanie transmisji, żeby Vrath mogli się ugryźć... A, no właśnie, oni się tam ugryźć nie mogą, bo pewnie tego nie mają.
- Szanowni przedstawiciele - zaczął Styczyński - Galaktyczne Imperium Polskie przystaje na propozycję złożoną przez Vrath. Jakkolwiek nasze urządzenia transmisyjne muszą zostać dostosowane do nowych częstotliwości co potrwa przez... Nieokreślony czas. Jakakolwiek ingerencja w nasze działania inżynieryjne sił trzecich zostanie odczytana jako wroga.
To ich nie przestraszy. Nie. Ale zaskoczy. A przez ten czas Linde wymyśli algorytm od którego Vrath specjalnie wyhodują sobie odpowiednią część ciała żeby się tam ugryźć.

Polonia, Nowy Kraków, Senat Imperialny

- Senatorowie - kanclerz nie czytał z kartki. Fenomenalna pamięć pozwoliła mu nauczyć się tekstu, i teraz mógł spokojnie patrzyć na twarze zgromadzonych - Dwieście lat temu nasi przodkowie opuścili Starą Ziemię, aby znaleźć nowy dom. Dobry Bóg sprawił, że znaleźli nie tylko dom. Znaleźli podwaliny dla naszego społeczeństwa. Dla naszego imperium. Jednak najważniejsze jest to, co było w nich, nie to czego dokonali - jednym bowiem się różnili od nas: nie znali strachu. Nie bali się zaryzykować wszystkiego by podążyć w nieznane. Osiemdziesiąt lat temu nasze społeczeństwo zreformowało się, powołując urząd kanclerza. I wtedy senatorowie nie bali się. Nie bali się oddać swojej władzy, i zaufać komuś innemu. Dziś proszę was o to samo. W waszych żyłach płynie krew najlepszych z nas, założycieli imperium, budowniczych naszego społeczeństwa. Nie bójcie się zmian które tu dzisiaj wprowadzamy. Nie dajcie się zwieść tym którzy chcą was utrzymać w ciemności, żeby łatwiej was kontrolować. Pamiętajcie, że świat nie jest sam w sobie ani dobry ani zły. Świat tworzą ludzie. I to od was zależy, jaki on będzie. - Kanclerz schodził już z mównicy, lecz nagle odwrócił się i dodał - Wybierzcie więc rozsądnie.

Panda 07-02-2008 19:14

The Kargon
 
Komnata Obrad.


Karl poprawił się w fotelu. Dokładnie przyglądał się w obraz projektora, przysłuchując się dokładnie każdemu senatorowi. Zapamiętywał każdy ich gest, każdą zmianę w tonie wypowiedzi, każdą minę, wszystko. Chciał zapamiętać o nich jak najwięcej, może się kiedyś przyda. Mimo, że projektor nagrywał przekaz i Agon będzie mógł jeszcze nie raz przejrzeć dokładnie nagranie, zapamiętywał to teraz.

Wokół niego, poza zasięgiem projektora siedzieli jego doradcy. Każdy uważnie wpatrywał się w projekcje.

- Niewiele wiemy o Thai... Roboty nie mają mimiki, nie ukazują emocji... - mruknął cicho jeden z pomocników.
Karl lekko schylił głowę by odpowiedzieć poddanemu.
- Tatiosie... - szepnął - Masz racje, przyjacielu, lecz na każdego znajdzie się sposób... Na razie trzymamy się planu. - powiedział chłodno, nie spuszczając wzroku z przekazu.
Tatios spojrzał na Agona poważnym wzrokiem.
- Zrozumiałem. - mruknął w ciszy.

Karl wyprostował się w fotelu. Przyszła pora, by zabrał głos. Wziął głęboki wdech i...

Posiedzenie Senatu.

Robot stał w miejscu, które było przeznaczone dla Senatora The Karogn. Wciąż trzymał rękę przed sobą. Z jego dłoni wyświetlał się hologram. Przyszedł czas gdy Senator Karognów powinien zabrać głos. Robot wyszedł na środek. Postać w hologramie zabrała głos.

- The Kargon zgadza się z propozycją Imperium Vrath. W naszym mniemaniu projekt ten umocni więzi między nacjami. - powiedział spokojnie.

Robot wrócił na swoje miejsce.

Stolica The Kargon, Chasm City. Komnata Króla.

Kart przeglądał ostatnie raporty. W jednym z nich natknął się na informację od Dzieci Fenixa, narodu Cephai. Raport przykuł jego uwagę... Przeczytał.

-... Wiadomość była zawirusowana. Udało nam się usunąć wirusa. Czekamy na dalsze rozkazy... - głosiło kilka ostatnich zdań.

Podrapał się po brodzie, spojrzał na kartkę po czym odłożył na bok biurka. Sięgnął po kolejny dokument.

- Kaxis... - mruknął.

Do pokoju wbiegł służący. Niczym nie różnił się od swoich pobratymców.

- Wzywałeś panie? - spytał, kłaniając się.
- Tak... Zanieś ten... - wskazał na dokument dotyczący Cephai -... to do mego brata. - nakazał.

Kaxis podszedł do biurka i podniósł raport. Już miał powiedzieć standardową regułkę na pożegnanie gdy Kart machnął na niego ręko, by odszedł. Młody Kargonianin zrozumiał, że Król nie chce by mu przeszkadzano, wyszedł.

Agon został sam w swym gabinecie. Minęło trochę czasu gdy przejrzał wszystkie raporty.
Wziął czystą kartkę papieru, pióro i zaczął pisać. Po chwili pismo zostało zakończone. Znów zawołał Kaxisa i posłał go tym razem w inny zaułek pałacu z polecenie dostarczenia rozkazów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:52.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172