Jake kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… do majora i wyszczerzyÅ‚ zÄ™by. Przynajmniej nie bÄ™dzie miaÅ‚ trudnoÅ›ci z przejÅ›ciem na "ty". Znali siÄ™ dosyć pobieżnie, ale ta niedźwiedziowata sylwetka zawsze budziÅ‚a w nim sympatiÄ™. Nie można byÅ‚o nie poprawić sobie humoru patrzÄ…c na rumieÅ„ce O’hrurg, szczególnie jeÅ›li znaÅ‚o siÄ™ te historyjki krążące wÅ›ród żoÅ‚nierzy z jednostki. Nawet jeÅ›li okazaÅ‚y siÄ™ nieprawdÄ…. MÅ‚odszy chorąży powstrzymaÅ‚ siÄ™ od parskniÄ™cia widzÄ…c projekcje swojej wymalowanej gÄ™by. DostrzegÅ‚ kilka poszukujÄ…cych spojrzeÅ„ i kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… w kierunku pozostaÅ‚ych, że to o nim mowa. Niektórzy sprawiali wrażenie jakby byli zdziwieni tym, że nie jest umorusany czarnÄ… farbÄ… taktycznÄ…. Dostrzec za to mogli nie widoczne na zdjÄ™ciu, krótkie wÅ‚osy koloru ciemny blond. BrÄ…zowo-zielone oczy Dobrze zarysowanÄ… twarz, ale bez odstajÄ…cych koÅ›ci policzkowych. Nawet jeÅ›li siÄ™ nie uÅ›miechaÅ‚ wyraz jego twarzy budziÅ‚ sympatiÄ™. Może posiadaÅ‚ pewnego rodzaju wewnÄ™trzna charyzmÄ™ przysÅ‚ugujÄ…cÄ… nie wielkim wodzom, a szkolnym urwisom. Pod prostym mundurem kryÅ‚o siÄ™ sportowe ciaÅ‚o staÅ‚ego bywalca na siÅ‚owni. SiedziaÅ‚ rozluźniony, ale bez ostentacyjnego Å‚amania norm obyczajowych. Badawczo przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ kolejnym osobom by móc zidentyfikować je z tymi na ekranie. - MÅ‚odszy chorąży Jacob Montgomery Scott, lat 25, specjalista od zadaÅ„ dywersyjnych, radiooperator, duże zasÅ‚ugi podczas misji w Afganistanie. Przez caÅ‚e życie bÄ™dÄ… mi wypominać ten Afganistan - pomyÅ›laÅ‚ Jake i jego twarz przybraÅ‚a poważny wyraz. Mimowolnie wspomnienia powróciÅ‚y, a z nimi obrazy i nieodczuwalne z zewnÄ…trz emocje, czy raczej ich echo. ZamyÅ›lenie jednak nie trwaÅ‚o dÅ‚użej niż jedno migniÄ™cie slajdu, bo oto ukazaÅ‚a siÄ™ postać Amandy. Pierwsze wrażenie pozytywne. Wiadomo, każda misja potrzebuje jakichÅ› doktorów do ich doktorskich spraw. LubiÅ‚ kiedy otaczajÄ… go fachowcy, w zasadzie uznawaÅ‚ to za standard pracy. Kolejne, zdjÄ™cia pilota i fizyka, zaraz zidentyfikowaÅ‚ z siedzÄ…cymi przy stole. - Konsultant do spraw zjawisk paranormalnych, byÅ‚y sierżant Edward Aleister Crowley, lat 38, doÅ›wiadczenie wojskowe, od lat bada tajemnice TrójkÄ…ta Bermudzkiego. KoleÅ› wyglÄ…daÅ‚ na jakiegoÅ› zamroczonego kultystÄ™, albo szarlatana-dziwaka. Jake miaÅ‚ tylko nadzieje, że nie bÄ™dÄ… musieli znosić obstukiwania wahadeÅ‚kiem, ani wysÅ‚uchiwać z dupy wziÄ™tych teorii spiskowych. Kolejny facet, spec od survivalu wyglÄ…daÅ‚ trochÄ™ jakby go wyjÄ™li z jakiegoÅ› programu przyrodniczo-naukowego. Jake odbieraÅ‚ go jako goÅ›cia na wypadek awarii ekwipunku, takie koÅ‚o ratunkowe. "Niby potrzebne a nigdy siÄ™ go nie używa." Z drugiej strony - pomyÅ›laÅ‚ - może być ciekawie wymienić siÄ™ doÅ›wiadczeniem. Na szczęście nastÄ™pne osoby to przynajmniej wojskowi. Scott baÅ‚ siÄ™, że zostawiÄ… go jako ochroniarza dla tych wszystkich badaczy, a potencjalnÄ… bazÄ™ Al-Kaidy rozbrojÄ… chyba siÅ‚Ä… umysÅ‚u. Nie mógÅ‚ jednak wymyÅ›lić do czego im specjalista od wywiadu. PowstrzymaÅ‚ siÄ™ od gwizdniÄ™cia przy zdjÄ™ciu Kate, nie byÅ‚ przecież wÅ›ród swoich, jeszcze nie. Celem misji jest rozpoznanie terenu... MÅ‚odszy chorąży zaklÄ…Å‚ w myÅ›lach. Nie lubiÅ‚ tego typu rzadko przynosiÅ‚y wyraźne korzyÅ›ci i byÅ‚y bardzo ryzykowne. NaprawdÄ™ wolaÅ‚, kiedy plan ustalany przez sztab byÅ‚ kompletny i opieraÅ‚ siÄ™ na rzetelnych danych. Scott ziewnÄ…Å‚ otwarcie i szeroko nie zakrywajÄ…c ust rÄ™ka. Po prostu nie mógÅ‚ siÄ™ powstrzymać kiedy major rozwodziÅ‚ siÄ™ nad geografiÄ… TrójkÄ…ta Bermudzkiego. - Chyba każdy wie gdzie on leży i po co go wezwano. Jednak kiedy O'hrurg przeszedÅ‚ do szczegółów misji Scott wytężyÅ‚ koncentracje zapamiÄ™tujÄ…c każdy istotny szczegół. PadÅ‚y pierwsze pytania, fizyk od razu pokazaÅ‚, że czÅ‚owiek nauki jak to mówiÄ…, zaczyna pieprzyć zanim Å›ciÄ…gnie spodnie. NastÄ™pnie tropiciel daÅ‚ mu siÄ™ ocenić jako czÅ‚owiek pretensjonalny i wygÅ‚aszajÄ…cy oczywistoÅ›ci, no tak w sumie jest cywilem. Jake spojrzaÅ‚ na zegarek i zaklÄ…Å‚ w myÅ›li. ZdążyÅ‚by na trening... Ale już po ptakach. NastÄ™pnie wstaÅ‚ Straffey. Jacob od razu zorientowaÅ‚ siÄ™ z kim mado czynienia i szereg przekleÅ„stw przepÅ‚ynÄ…Å‚ mu przez gÅ‚owÄ™. "Nie dość, że najwiÄ™kszy skurwiel jeżdżący po niższych stopniach jak po pierdolonym asfalcie to jeszcze nadajÄ…cy siÄ™ do armii jak chuj do kontaktu." Może to pierwsze wrażenie byÅ‚o zbyt wyolbrzymione i spowodowane różnymi doÅ›wiadczeniami z przeszÅ‚oÅ›ci. Jake doszedÅ‚ w koÅ„cu do wniosku, że może siÄ™ mylić, a nawet miaÅ‚ takÄ… nadziejÄ™ i postanowiÅ‚ nie okazywać specowi od wywiadu zewnÄ™trznej wrogoÅ›ci. Przynajmniej Lane byÅ‚ konkretny i nie zachowywaÅ‚ siÄ™ jak pierdolony specjalista, którego nie obowiÄ…zujÄ… te same zasady co innych ludzi. WÅ›ród takich żoÅ‚nierzy lubiÅ‚ pracować. DÅ‚uższym, nieco wyzywajÄ…cym spojrzeniem zmierzyÅ‚ Marti'ego. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ mimowolnie. Z takimi żoÅ‚nierzami lubiÅ‚ trzymać. Kolejno przeniósÅ‚ wzrok na obie panie. Przynajmniej te zrozumiaÅ‚y wszystko od razu i cierpliwie czekaÅ‚y. WydaÅ‚y mu siÄ™ nieco zdystansowane, ale to i tak siÄ™ zniweluje podczas misji. Póki co majÄ… u niego plusa. Czego siÄ™ nie spodziewaÅ‚ podobnym, a może i wiÄ™kszym opanowaniem wykazaÅ‚ siÄ™ ten, jak mu tam, Edward. Nie wyglÄ…daÅ‚ na wioskowego szamana, a nawet nie zareagowaÅ‚ na zaczepkÄ™ doktorka. Ale caÅ‚y czas wyglÄ…daÅ‚ dziwnie. No i jeszcze na koniec, kiedy wydawaÅ‚oby siÄ™ wszystko zaÅ‚atwione ten James dojebaÅ‚ siÄ™ do tego cudacznego notesiku. Wiadomo cywil, ale Jake i tak oczekiwaÅ‚ od niego, jako od "speca" wiÄ™cej profesjonalizmu. No i jeszcze nagle wystÄ…piÅ‚ w obronie pÅ‚uc nowych kolegów. Fakt, że mogli by siÄ™ powstrzymać przez te jebane piÄ™tnaÅ›cie minut i nie cwaniakować z fajkÄ… w pentagonie, ale czy to takie istotne? Jake nie powiedziaÅ‚ nic. RozgraniczaÅ‚ obowiÄ…zki i inne pierdoÅ‚y, chciaÅ‚ teraz wypeÅ‚nić te pierwsze. Wszystko inne drażniÅ‚o go i wywoÅ‚ywaÅ‚o w nim irytacjÄ™. Na poznawanie jego charakteru grupa bÄ™dzie miaÅ‚a jeszcze wiele okazji. |
Podporucznik Marti Wolf Marti byÅ‚ zaskoczony decyzjÄ… majora. SpodziewaÅ‚ siÄ™, że na drugiego dowódcÄ™ awansujÄ… flegmatycznego Straffeya. Szybko zrozumiaÅ‚ jednak decyzjÄ™ dowódcy. Straffey notowaÅ‚ wszystko w swoim kajeciku, zapewne znalazÅ‚a by siÄ™ tam też instrukcja życia. Jak można powierzyć odpowiedzialnÄ… funkcjÄ™ czÅ‚owiekowi, który pije herbatÄ™ z mlekiem. Marti znaÅ‚ kilku Brytyjczyków z misji w Iraku. Nie znaÅ‚ żadnego godnego dÅ‚uższej znajomoÅ›ci. Straffey zrobiÅ‚ minÄ™ jakby miaÅ‚ zaraz popuÅ›cić. Marti z trudem powstrzymywaÅ‚ siÄ™ od salwy Å›miechu. W koÅ„cu sytuacja wymagaÅ‚a powagi. ZastanawiaÅ‚ siÄ™ jednak czy to poważna misja… JeÅ›li tak to po co zabieramy cyrk? Jego myÅ›l poprzedzona zostaÅ‚a wymownym spojrzeniem w kierunku Straffeya i Crowleya, który wyraźnie również cierpiaÅ‚ z powodu kaca. Junior nie zwróciÅ‚ wiÄ™kszej uwagi na kobiety. WydawaÅ‚o siÄ™ jakby czekaÅ‚y tylko na zakoÅ„czenie tego pokazu mody. Generalnie rzecz biorÄ…c nie obchodziÅ‚o go zbyt mocno co o nim sÄ…dzÄ… pozostali. MiaÅ‚ to gÅ‚Ä™boko w dupie. W jego gÅ‚owie kÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ teraz natÅ‚ok myÅ›li. ZaniepokoiÅ‚a go obecność ludzi o dziwnych specjalizacjach. RozumiaÅ‚ zwerbowanie doktora fizyki jÄ…drowej. Zawsze dobrze mieć przy sobie kogoÅ›, kto myÅ›li o czymÅ› wiÄ™cej niż tylko o zgrywaniu Rambo. Nie rozumiaÅ‚ po co Crowley? Marti znaÅ‚ siÄ™ bardzo dobrze na historii TrójkÄ…ta Bermudzkiego, ale nie wierzyÅ‚ w te bzdury o potworach morskich czy UFO. Ciekawe czego siÄ™ mogli spodziewać. Wolf miaÅ‚ nadziejÄ™, że to Al – Kaida. - Co możemy tam spotkać Terry? - PomyÅ›laÅ‚ podporucznik. Marti zastanawiaÅ‚ siÄ™ nad tym tajemniczym zaginiÄ™ciem Georga Terry. Może on nie zaginÄ…Å‚. Może jest zdrajca i współpracuje z Al – KaidÄ…. Za dużo pytaÅ„. Å»adnych odpowiedzi. Marti spojrzaÅ‚ na majora. - Bardzo dziÄ™kuje za to wyróżnienie. Wydaje mi siÄ™ jednak, że dowodzenie jest maÅ‚o ważnym aspektem misji. Skoro siedzimy tu w takiej a nie innej ekipie, to chyba NSA wie co robi? Musimy siÄ™ wspierać w trakcie misji i przypuszczam, że nawet najmniej pożyteczne osoby mogÄ… uratować nasze cenne dupy. JeÅ›li nie bÄ™dziemy mogli na sobie polegać, to już jesteÅ›my martwi. Może nie byÅ‚em w Afganistanie i nie braÅ‚em udziaÅ‚u w Desert Storm, ale wiem, że cokolwiek tam jest musimy trzymać siÄ™ razem. Nie mam już żadnych pytaÅ„. Marti chciaÅ‚ już wziąć swoje rzeczy i wyruszyć. Jest cierpliwym czÅ‚owiekiem, jednak ta misja nie napawaÅ‚a go optymizmem. ChciaÅ‚ to mieć za sobÄ…. WrzuciÅ‚ kawaÅ‚ek cygara do resztki kawy, aby je zagasić. Poranna dawka kofeiny postawiÅ‚a go na nogi. ByÅ‚ gotów. ByÅ‚? ZaczÄ…Å‚ siÄ™ nad tym poważnie zastanawiać. |
Mianowanie Wolfa na zastÄ™pcÄ™ majora przyjęła z nieskrywanÄ… ulgÄ…. ObdarowaÅ‚a Straffey'a zÅ‚oÅ›liwym uÅ›miechem i posÅ‚aÅ‚a mu spojrzenie w stylu „A teraz idź siÄ™ wypÅ‚akać chÅ‚opczyku”. Dopiero po fakcie przyszÅ‚o jej do gÅ‚owy, że jej impertynencja wobec oficera może siÄ™ na niej źle odbić ale nie byÅ‚ to pierwszy raz kiedy umyÅ›lnie stwarzaÅ‚a sobie przeszkody. MiaÅ‚a do tego wybitny talent. Cóż, nieprzemyÅ›lany gest powinien jeszcze ujść mi pÅ‚azem ale Anglik wyglÄ…da raczej na osobÄ™ pamiÄ™tliwÄ… i zawziÄ™tÄ…. Lepiej go nie drażnić. Jej uwagÄ™ zwróciÅ‚ jeszcze Crowley. Konsultant do spraw zjawisk paranormalnych? Czym on siÄ™ w zasadzie zajmuje? - żachnęła siÄ™ w myÅ›lach. Nie wyglÄ…daÅ‚ na szarlatana. Na kobieciarza i lekkoducha owszem. Lecz Kate nie byÅ‚a pewna czy to co widzi to nie aby wyÅ‚Ä…cznie zrÄ™czna poza. CoÅ› siÄ™ w nim kryÅ‚o. Tylko nie byÅ‚a jeszcze pewna co to takiego. PrzeniosÅ‚a wzrok na Scotta. ByÅ‚ mÅ‚ody i robiÅ‚ rzeczywiÅ›cie miÅ‚e wrażenie. ZdawaÅ‚ siÄ™ jeszcze nie pozbawiony pogody ducha. Albo miaÅ‚ żelaznÄ… psychikÄ™ albo los jak dotÄ…d Å‚agodnie siÄ™ z nim obszedÅ‚. Jego twarz miaÅ‚a Å‚obuzerski wyraz i emanowaÅ‚a szczeroÅ›ciÄ…. TrochÄ™ przypominaÅ‚ jej Toma. Dlatego chyba podÅ›wiadomie od razu go zaakceptowaÅ‚a. I jeszcze Mc’Roilly. Podczas misji lekarz oczywiÅ›cie może siÄ™ przydać ale nie miaÅ‚a bynajmniej ochoty siÄ™ z niÄ… zaprzyjaźniać. Mam nadziejÄ™, że nie bÄ™dzie chciaÅ‚a trzymać razem ponieważ jej siÄ™ wydaje, że coÅ› nas Å‚Ä…czy. OczywiÅ›cie, sÄ… pewne zewnÄ™trzne podobieÅ„stwa, ale jestem przekonana, że w ogólnym rozliczeniu bliżej mi do mÄ™skiego grona niż do pani doktor. - skrzywiÅ‚a siÄ™. PrzypomniaÅ‚a sobie jej zdjÄ™cie podczas prezentacji. Jej szeroki uÅ›miech i rzÄ…d biaÅ‚ych zÄ™bów trochÄ™ jÄ… przytÅ‚aczaÅ‚. Nigdy nie przepadÅ‚a za nadmiernie wesoÅ‚ymi ludźmi. Co innego ciężki żoÅ‚nierski dowcip a co innego niczym nie skrÄ™powana radość życia. Gdy zdarzaÅ‚o jej siÄ™ natknąć na tÄ™ drugÄ… uÅ›wiadamiaÅ‚o jej to jakÄ… sama potrafiÅ‚ być zgorzkniaÅ‚Ä… fatalistkÄ…. Ale takie podejÅ›cie dawaÅ‚o jej sporo komfortu. JeÅ›li nie ma siÄ™ w zwyczaju żywić nadziei można uniknąć wielu niepotrzebnych rozczarowaÅ„. Dlatego wciąż nie próbowaÅ‚a przekonywać samej siebie, że Tom może jeszcze żyć. Chociaż sÅ‚owa majora, że żoÅ‚nierze Marines nawiÄ…zali pojedynczy kontakt radiowy rozpaliÅ‚y w niej delikatnÄ… iskrÄ™ entuzjazmu sama zaraz stÅ‚umiÅ‚a jÄ… w sobie. Po co siÄ™ Å‚udzić? JeÅ›li tam jedzie to tylko po to, aby upewnić siÄ™ że on nie żyje, ewentualnie przywieść do domu jego zwÅ‚oki. ObiecaÅ‚a mu kiedyÅ›, że nie zostawi go samego a ona nie Å‚amie raz danego sÅ‚owa wiÄ™c musi siÄ™ po prostu przekonać, że zrobiÅ‚a wszystko co byÅ‚o w jej mocy. |
PoniedziaÅ‚ek, 8:51am WASZYNGTON [media]http://youtube.com/watch?v=ZXKTBrp6yyk[/media] O’hrurg podrapaÅ‚ siÄ™ po gÅ‚owie i uÅ›miechnÄ…Å‚ gÅ‚upawo, widzÄ…c spiÄ™cie Charlesa i Jamesa. WstaÅ‚ ociężale z krzesÅ‚a i... wyprostowaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie. - Straffey, Kent spokój! - huknÄ…Å‚ tak, że szyby zadrżaÅ‚y, a pani biolog aż podskoczyÅ‚a na swoim krzeÅ›le.- Czy wy do kurwy nÄ™dzy myÅ›licie, że na wycieczce jesteÅ›cie? Panie Kent nie lubi pan wojska, co? Trudno, wojsko chyba też pana nie polubi, jednak tak czy inaczej podjÄ…Å‚ siÄ™ pan tej misji. - major odetchnÄ…Å‚, po czym mówiÅ‚ spokojniej już - ZdecydowaÅ‚em siÄ™ na ciebie Jamesie, ponieważ uznaÅ‚em, że takiemu specowi od survivalu nie jest obce pojÄ™cie wewnÄ™trznej dyscypliny. Nie każ mi weryfikować poglÄ…dów, bardzo ciÄ™ o to proszÄ™. Ta misja to naprawdÄ™ nie przelewki. Major usiadÅ‚ ponownie i przetarÅ‚ twarz dÅ‚oÅ„mi. ChwilÄ™ odczekaÅ‚, po czym kontynuowaÅ‚ jakby zapominajÄ…c o wybuchu. Z jego oblicza zniknęły emocje. - Zegarki dostaniecie, standardowo wybieramy te nakrÄ™cane, sÄ… mimo wszystko pewniejsze. To skoro nie ma pytaÅ„, kilka słów ode mnie. Do Miami możecie jeszcze sobie pozwolić na wzglÄ™dny luz, jednak od wylotu stamtÄ…d nie ma już taryfy ulgowej. Moje rozkazy wykonujecie bez mrugniÄ™cia okiem. Za wszelkiego rodzaju niesubordynacje obowiÄ…zujÄ… kary, takie jak w czasie wojny. Nie każcie mi ich wymieniać, starczy wiedzieć, że najwyższÄ… jest Å›mierć. Po tych sÅ‚owach zapadÅ‚a cisza. Widać dowódca chciaÅ‚ dać swoim żoÅ‚nierzom czas na przetrawienie informacji. - ChciaÅ‚bym także przypomnieć wojskowym i prosić cywili, by każdy mój rozkaz czy polecenie potwierdzali. Po usÅ‚yszeniu i po wykonaniu. WyjÄ…tkiem bÄ™dÄ… sytuacje, kiedy ogÅ‚oszona bÄ™dzie cisza. PrzykÅ‚adowo: Powiem, że macie pakować siÄ™ do Å›migÅ‚owca i przygotować siÄ™ do lotu. SÅ‚yszÄ…c to, potwierdzacie, a nastÄ™pnie po umieszczeniu bagażu, usadowieniu siÄ™ i zapiÄ™ciu pasów, zgÅ‚aszacie gotowość do lotu. Nie wczeÅ›niej, ani nie... Nagle rozlegÅ‚o siÄ™ pukanie do drzwi. JednoczeÅ›nie też czyjÅ› zegarek wydaÅ‚ cichy dźwiÄ™k oznaczajÄ…cy peÅ‚nÄ… godzinÄ™. 9.00 - ...później. Wejść! W drzwiach stanęła wyprostowana kobieta w ubraniu sÅ‚użbowym. Bez uÅ›miechu zasalutowaÅ‚a, po czym spojrzaÅ‚a na zebranych. - Panie majorze, czy można? - Tak, oczywiÅ›cie. - Witam paÅ„stwa, nazywam siÄ™ Sarah Brief. Jak przypuszczam, major przedstawiÅ‚ paÅ„stwu procedurÄ™ przygotowania do akcji. ProszÄ™ wiÄ™c teraz udać siÄ™ za mnÄ… na odprawÄ™. Tam udzielÄ™ paÅ„stwu dalszych instrukcji. I znów nad ich gÅ‚owami Å›migaÅ‚y raz po raz tabliczki z napisami „Nieupoważnionym wstÄ™p wzbroniony”. Kobieta, która ich prowadziÅ‚a plÄ…taninÄ… korytarzy raz po raz Å›migaÅ‚a kartami w czytnikach lub wklepywaÅ‚a kombinacje liczbowe. MusiaÅ‚a to robić dość czÄ™sto, bowiem ani na moment siÄ™ nie zawahaÅ‚a. Na koÅ„cu grupy szedÅ‚ major Peter. Trudno rzec czy miejsce to zajÄ…Å‚ w trosce, aby nikt siÄ™ nie zgubiÅ‚, czy też bardziej jako strażnik. PatrzÄ…c na groźnÄ… minÄ™ wojskowego, można byÅ‚o raczej przypuszczać, że to drugie. Wreszcie dotarli do niedużej sali z szeregiem drzwi, gdzie pod strażą dwóch umundurowanych czekaÅ‚y na nich spore plecaki. W przeszklonej gablocie niektórzy także rozpoznali swojÄ… broÅ„. - Drodzy paÅ„stwo. Teraz z zegarkiem w rÄ™ku dostaniecie 10 minut na rozebranie siÄ™ caÅ‚kowite w szatniach (mÄ™skiej i damskiej) pod czujnym wzrokiem naszego lekarza i przebranie w przygotowane przez nas ubrania cywilne, które majÄ… paÅ„stwu dodać wiarygodnoÅ›ci jako turystom w Miami. Ubrania te dobraliÅ›my wedle wskazaÅ„ we wczeÅ›niej wypeÅ‚nionych przez paÅ„stwa ankietach. KierowaliÅ›my siÄ™ jednakże też innÄ… ważnÄ… zasadÄ… – nie wyróżniać siÄ™. Å»adnych napisów czy krojów, które powodowaÅ‚yby, że zapadnÄ… paÅ„stwo komuÅ› w pamięć na dÅ‚użej. Tak choćby wykluczona zostaÅ‚a koszulka porucznika Wolfa. – kobieta uÅ›miechnęła siÄ™ delikatnie. - W trakcie rozbierania zabierzemy paÅ„stwa rzeczy i poddamy weryfikacji, co może trafić do ekwipunku podróżnego. Rzeczy, które nie zostanÄ… uznane, jak kartki, zeszyty, notesy, bruliony, trafiÄ… do przechowalni i zostanÄ… paÅ„stwu zwrócone po powrocie. JeÅ›li chodzi o ekwipunek, to dostanÄ… paÅ„stwo niedÅ‚ugo jego listÄ™. ProszÄ™ przy tym pamiÄ™tać, że takie rzeczy, jak sprzÄ™t badawczy, kamizelki ratunkowe, spadochrony, 3 pontony 6-osobowe, baterie, Å‚adowarki znajdujÄ… siÄ™ na pokÅ‚adzie Å›migÅ‚owca. JakieÅ› pytania? Kobieta byÅ‚a nadzwyczaj szybka, pewnie nawet gdyby ktoÅ› miaÅ‚ pytanie, to nie zdążyÅ‚y go zadać przed jej zdecydowanym. - No to 10 minut! Panie na prawo, panowie na lewo! *** Wystartowali. WiÄ™c zaczęła siÄ™ misja – przygoda ich życia. Jak siÄ™ skoÅ„czy? Tego nie wiedzieli. Po wspomnianych przez paniÄ… Brief 10 minutach każdy zostaÅ‚ wywoÅ‚any z szatni i otrzymaÅ‚ listÄ™ z przyznanym na misje „Kochi” sprzÄ™tem. Jak niektórzy zauważyli, poczÄ…tkowe pozycje siÄ™ pokrywaÅ‚y – widać stanowiÅ‚y standardowe wyposażenie. Cytat:
Niektórzy ciekawie wyglÄ…dali przez maÅ‚e, okrÄ…gÅ‚e okienka, inni siedzieli markotni, zniechÄ™ceni z powodu odebrania jakichÅ› ważnych – w ich mniemaniu – sprzÄ™tów, jeszcze inni psioczyli na kretyÅ„skie czapeczki czy inne „symbole” prawdziwego turysty. Sam major O’hrurg jednak nie traciÅ‚ humoru mimo kretyÅ„skich spodni na szelkach, które musiaÅ‚ wdziać. PrzyglÄ…dajÄ…c siÄ™ współpracy pilotów poÅ›piewywaÅ‚ pod nosem jakÄ…Å› żoÅ‚nierskÄ… piosenkÄ™. Å»oÅ‚nierzu mój pozostaw dom i serce swe, Ona już wie, że nie spotkacie siÄ™. Lecz dusza jej i serce zawsze bÄ™dÄ… twe, Choć żoÅ‚nierz twój na wojnÄ™ ruszyÅ‚ w dal... - PowinniÅ›my siÄ™ jakoÅ› nazywać. – rzekÅ‚ nagle major ni z gruszki ni z pietruszki - Powiem do was "żoÅ‚nierze" – źle, bo nie wszyscy sÄ… żoÅ‚nierzami, powiem „moi drodzy” – to mnie wyÅ›miejecie. Trza nam jakiejÅ› nazwy z pazurem... macie pomysÅ‚? |
ZÅ‚oÅ›liwy uÅ›miech przez chwilÄ™ pojawiÅ‚ siÄ™ na twarzy Charlesa gdy major pouczyÅ‚ Jamesa, omijajÄ…c przy tym osobÄ™ podporucznika. Niech siÄ™ lepiej durny, pyszaÅ‚kowaty cywil nauczy, gdzie jego miejsce, bo inaczej czekajÄ… go naprawdÄ™ ciężkie chwile podczas akcji. O tak, akcja... Straffey w duchu cieszyÅ‚ siÄ™ na samÄ… myÅ›l o ich nadchodzÄ…cej misji. W wywiadzie zazwyczaj dziaÅ‚a pod krawatem, ewentualnie z ukrytym pistoletem, z karabinów strzelaÅ‚ tylko podczas ćwiczeÅ„, no może parÄ™ razy wystrzeliÅ‚ parÄ™ ostrzegawczych serii (bo seria zawsze zdawaÅ‚a mu siÄ™ bardziej efektowna niż regulaminowy jeden strzaÅ‚) przy naprawdÄ™ sporych zadaniach. A teraz dżungla, mundur, prawdziwy karabin, taki jakiego uwielbiaÅ‚ używać. W koÅ„cu strzelajÄ…c z SA80 udaÅ‚o mu siÄ™ pobić kilka rekordów, a byÅ‚y naprawdÄ™ spore. Za to też dostaÅ‚ parÄ™ nagród. A poza tym, co tu wiele gadać- broÅ„ dodawaÅ‚a mu sporo pewnoÅ›ci siebie. Czasem chodziÅ‚ po pustym mieszkaniu z pistoletem, czujÄ…c siÄ™ jak bohater filmów akcji- ale w koÅ„cu na co dzieÅ„ byÅ‚ kimÅ› naprawdÄ™ do tej roli podobnym. Tyle, że w jego życiu byÅ‚o do tej pory dość maÅ‚o filmowych zdarzeÅ„. Ale to siÄ™ zmieni, czuÅ‚ to. Oto nadchodziÅ‚a wielka przygoda. A potem przyszÅ‚a ta kobieta, niezbyt piÄ™kna, która zaczęła ich prowadzić przez kolejne korytarze. Wszystko tu zdawaÅ‚o siÄ™ Charlesowi przesadzone- gÅ‚upi Amerykanie, nawet bazy wojskowe budujÄ… wzorujÄ…c siÄ™ na przygodach Jamesa Bonda. Po co tyle kodów, tyle przejść, te wszystkie lasery, tabliczki? Przecież wszystko da siÄ™ zabezpieczyć dużo lepiej- Straffey sam koÅ„czyÅ‚ przed wyjazdem swój projekt zabezpieczenia paru placówek angielskiego wywiadu w sposób daleko bardziej efektowny i z radoÅ›ciÄ… podzieliÅ‚by siÄ™ z kimÅ› swoimi przemówieniami, ale z kim? Sama hoÅ‚ota, durni szeregowi, zadufani cywile albo zwyczajni naukowcy. NajchÄ™tniej zadzwoniÅ‚by do ojca, ostatnimi czasy sporo z nim o tym rozmawiaÅ‚, a trzeba przyznać, że naprawdÄ™ znaÅ‚ siÄ™ do rzeczy. A to rozwiÄ…zanie ze zmniejszeniem iloÅ›ci wiÄ…zek laserów badajÄ…cych najważniejsze punkty budynku- Charles przyznaÅ‚, że nawet sam by na to nie wpadÅ‚! - NaprawdÄ™, wyglÄ…da to bardzo imponujÄ…co i, co ważniejsze, skutecznie...- komentowaÅ‚ kolejne zabezpieczenia idÄ…c zaraz przed majorem. Ot, trochÄ™ kÅ‚amstw w sÅ‚usznej sprawie jeszcze nikomu nie zaszkodziÅ‚o... Oddanie notesu byÅ‚o dla agenta sporym wyrzeczeniem- w koÅ„cu nie dostaÅ‚ wÅ‚asnego laptopa, a jego profesja zmuszaÅ‚a go do zapisywania co ważniejszych szczegółów- potrzebowaÅ‚ po prostu kartki papieru, by z paru szczegółów i myÅ›li uÅ‚ożyć zgrabnÄ… wizjÄ™ wydarzeÅ„, z paru nazwisk stworzyć hierarchiÄ™ wrogiej organizacji, z paru cyfr- rejestracjÄ™ samochodu, który ma przewozić groźny Å‚adunek wybuchowy. I jak ona ma pracować bez tej możliwoÅ›ci!? Na dodatek nikt nie zwróciÅ‚ uwagi na szczególnÄ… wartość sentymentalnÄ… przedmiotu- w koÅ„cu byÅ‚ prezentem, w koÅ„cu miaÅ‚ jego inicjaÅ‚y! Cóż, bÄ™dzie musiaÅ‚ poważnie przedyskutować tÄ™ sprawÄ™ z majorem. Albo kupić sobie drugi notatnik. Przy badaniu naprawdÄ™ żaÅ‚owaÅ‚, że straciÅ‚ notes. Przecież caÅ‚a ta komisja lekarska, co to miaÅ‚o być? Kpina, nie absolwenci medycyny, marność nad marnoÅ›ciami! W Anglii byÅ‚oby to nie do pomyÅ›lenia, żeby kazać ludziom paradować nago przy niewielkich w prawdzie, acz niezaciemnionych oknach w budynku i to zaledwie na drugim piÄ™trze!? A gdyby ktoÅ› chciaÅ‚ podejrzeć? Zrobić kompromitujÄ…ce zdjÄ™cia żoÅ‚nierza wysokiej rangi? To miejsce zdawaÅ‚o siÄ™ po prostu o to prosić! A i sama komisja- przecież oni z niego drwili! To ich "Brak owÅ‚osienia klatki piersiowej? Sam pan siÄ™ pozbywa czy zwiÄ…zane z chorobÄ…?" to przecież jawna drwina z niego, a "ProszÄ™ Å›ciÄ…gnąć bieliznÄ™, to caÅ‚kowita kontrola" pasowaÅ‚o bardziej do tanich filmów erotycznych! To przecież tylko jego sprawa, w jego agencji badajÄ… go regularnie, wiÄ™c po co dodatkowe oglÄ™dziny? Niech lepiej skupiÄ… siÄ™ na tych w cywilu, nie na żoÅ‚nierzy z niemal czystÄ… rubrykÄ… o chorobach w książeczce zdrowia! Straffey zapamiÄ™ta każde sÅ‚owo, o wszystkim opowie przeÅ‚ożonym! O wszystkim! W szczególnoÅ›ci zaÅ› o tej mÅ‚odej kobiecie, która tak okrutnym spojrzeniem wpatrywaÅ‚a siÄ™ w jego... CoÅ› jej siÄ™ nie podobaÅ‚o!? Nie jej sprawa co kto nosi w spodniach! *** A teraz jeszcze O’hrug i jego gadka o nazwie. Czy oni sÄ… w harcerstwie? Albo bawiÄ… siÄ™ w podchody? Nie! To wojsko! Tu nie ma nazw od silnych zwierzÄ…t czy ulubionych kwiatków, tu nazwy operacyjne powinny być co najwyżej kodowe- tak uczyÅ‚ go ojciec, tak uczyli go przez wiele lat rozmaitych szkół, wiÄ™c jakim prawem ten beznadziejny major chce coÅ› zmieniać!? - O tak, dobra nazwa z pewnoÅ›ciÄ… nam pomoże- wzmocni integracje grupy i przy okazji bÄ™dzie dobrym zawoÅ‚aniem. Jak z pazurem to może od jakiegoÅ› zwierzÄ™cia, panie majorze? Sam preferowaÅ‚bym borsuki, to wbrew pozorom caÅ‚kiem ciekawe zwierzÄ™ta!- zawoÅ‚aÅ‚ po chwili, gdy nikt nie odpowiadaÅ‚ na propozycjÄ™ Petera |
S'amor non è, che dunque è quel ch'io sento? Ma s'egli è amor, perdio, che cosa et quale? Se bona, onde l'effecto aspro mortale? Se ria, onde sÃ- dolce ogni tormento? Crowley szedÅ‚ korytarzem bezksztaÅ‚tnego blasku sam. Nie mógÅ‚ usÅ‚yszeć stukotu obcasów na podÅ‚ożu, nie czuÅ‚ na twarzy wiatru pozornego, wywoÅ‚anego swoim ruchem. A jednak miaÅ‚ wrażenie, że porusza siÄ™ do przodu. BrakowaÅ‚o mu powietrza. UmierajÄ…cy mózg, przerażony i zdezorientowany, podstawiaÅ‚ mu zawziÄ™cie różne obrazy, które i tak ewentualnie stapiaÅ‚y siÄ™ w jednÄ…, wielkÄ…, biaÅ‚Ä… lampÄ™. Dlaczego Å›wiatÅ‚o, które ma go prowadzić, oÅ›lepia? Dlaczego nie widzi koÅ„ca drogi, którÄ… ma podążać? PotężniejÄ…cy szum morza. Jakże nierealny, gdy odarty ze skrzeku mew i wycia wiatru, z bÅ‚Ä™kitu nieba. A wiÄ™c to nie morze wody – to szumi morze krwi, przelewajÄ…ce siÄ™, przepeÅ‚niajÄ…ce i pochÅ‚aniajÄ…ce, z każdÄ… chwilÄ… wyższe, silniejsze, wzburzone, gÅ‚odniejsze. Gdzie jest ta pieprzona autostrada? MiaÅ‚a być, kurwa, taaaka autostrada. Albo brama. Albo malowany ogród, jak w ‘MiÄ™dzy Niebem a PiekÅ‚em’. A on tonÄ…Å‚ w biaÅ‚ym, oÅ›lepiajÄ…cym, niematerialnym morzu krwi. PorwaÅ‚y go niewidzialne wiry, szarpiÄ…c, ciÄ…gnÄ…c w niewyobrażalne odmÄ™ty. Przygnieciony nieistniejÄ…cÄ… wagÄ… hektolitrów nicoÅ›ci, zmiażdżony, nie przypominajÄ…cy już czÅ‚owieka, nÄ™dzny ochÅ‚ap. Nauczycielu, która drogÄ… bÄ™dzie teraz najlepsza? Cesarzowo, dlaczego ciÄ™ nie pamiÄ™tam? Gdzie jest caÅ‚a nasza siÅ‚a? In your head, in your head, in your head. * -Majaczy- SzepnÄ…Å‚ lekarz w biaÅ‚ym fartuchu, zahipnotyzowany eeriÄ… zielonych linii na ekranie czytnika. StaraÅ‚ siÄ™ nie zwracać uwagi na zapÅ‚akanÄ… kobietÄ™, przytulonÄ… poczerwieniaÅ‚Ä… twarzÄ… do kolan leżącego na szpitalnym łóżku czÅ‚owieka. Jej makijaż zostawi na biaÅ‚ej poszwie okrutne plamy. Nieprzytomny mężczyzna szarpnÄ…Å‚ siÄ™ nagle, wciÄ…gnÄ…Å‚ gwaÅ‚townie powietrze do ust i wygiÄ…Å‚ w przyprawiajÄ…cÄ… o zawrót gÅ‚owy pozÄ™, po czym opadÅ‚ bez siÅ‚ na poduszki. Lekarz przez chwilÄ™ pomyÅ›laÅ‚, że to przedÅ›miertna agonia, zaraz jednak ciche ‘biiip, biiip’ powiedziaÅ‚o mu, że oto serce pacjenta wreszcie zaczęło poprawnie pracować, mocno, uderzajÄ…c w równych odstÄ™pach czasu. PÅ‚aczÄ…ca kobieta zerwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi przyciskajÄ…c dÅ‚onie do ust. Pacjent poruszyÅ‚ delikatnie rÄ™kÄ…, wypuÅ›ciÅ‚ powietrze i otworzyÅ‚ oczy. * -PrzedawkowaÅ‚eÅ›- Powie mu potem jego najbliższy przyjaciel, bibliotekarz z Nowego Jorku. Burza biaÅ‚ych wÅ‚osów, nieÅ›miertelna brÄ…zowa marynarka ze skórzanymi naszywkami na Å‚okciach, bordowy sztruks, znoszone buty, wydatny brzuch, cieniutkie półszkieÅ‚ka na perkatym nosie, tuż ponad liniÄ… gÄ™stej brody koloru dymu… Nawet, gdyby Crowley obudziÅ‚ siÄ™ z amnezjÄ… i nie pamiÄ™taÅ‚ wÅ‚asnej żony, jego powitaÅ‚by po imieniu i zapytaÅ‚, jak idzie interes. –Znowu, Edwardzie- Przypomni mu Larry szeptem, bo tak ów przyjaciel miaÅ‚ na imiÄ™. -Gdzie… jest Emily?- Spyta wtedy cicho Crowley, i zwilży spierzchniÄ™te usta koniuszkiem jezyka. Larry spuÅ›ci wzrok. -WyszÅ‚a…- Zacznie i zawiesi gÅ‚os. -DokÄ…d? ChcÄ™…- BÄ™dzie dopytywać siÄ™ Edward, zanim dotrze do niego ta zÅ‚owroga nuta w gÅ‚osie jego przyjaciela. ÅšciÅ›nie go w gardle. Larry nie powie już nic, choć jego usta zastygnÄ… na pierwszej sylabie zdania ‘Przykro mi’. * Crowley siedziaÅ‚ zamyÅ›lony, wpatrujÄ…c siÄ™ w pejzaż za okienkiem helikoptera, jakby chciaÅ‚ wyczytać z niego coÅ› mÄ…drego. Po chwili westchnÄ…Å‚ cicho i szepnÄ…Å‚ ‘Ach, tak’, jakby w rzeczywistoÅ›ci czegoÅ› siÄ™ dowiedziaÅ‚ od chmur, i odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ by rzucić okiem na pasażerów. Na Kochi-Tichi nie bÄ™dzie Al-Kaidy, pomyÅ›laÅ‚. Nie dzieliÅ‚ siÄ™ swymi spostrzeżeniami z resztÄ… drużyny – nawet z O’hrurgiem. Po pierwsze dlatego, że nie wiedziaÅ‚, jak zareagowaliby na to jego towarzysze, a po drugie nie miaÅ‚ jasno okreÅ›lonej alternatywy dla tego, co tam siÄ™ dzieje, a jedynie teorie, jakich na temat wyspy byÅ‚o wiele. Nic, co przekonaÅ‚oby twardogÅ‚owych militarystów, albo jajogÅ‚owych naukowców. Lepiej bÄ™dzie, jeÅ›li poczeka. NiedÅ‚ugo sami siÄ™ zresztÄ… wszyscy przekonajÄ…, Å‚Ä…cznie z panem specem od zjawisk nadnaturalnych – Crowley nie należaÅ‚ do ludzi, którzy lubiÄ… mówić ‘A nie mówiÅ‚em?’. Niech myÅ›lÄ…, że lecÄ… strzelać siÄ™ z terrorystami, bo gdyby przedstawiÅ‚ im swoje alternatywy, nie paliliby siÄ™ za bardzo do lÄ…dowania na wyspie. Tak bÄ™dzie lepiej. - PowinniÅ›my siÄ™ jakoÅ› nazywać. – RzekÅ‚ nagle major ni z gruszki ni z pietruszki. Crowley poprawiÅ‚ dziarsko przekrzywionÄ… żarówiaÅ›cie zielonÄ… czapeczkÄ™ na gÅ‚owie i sÅ‚uchaÅ‚ z zainteresowaniem. -Powiem do was "żoÅ‚nierze" – źle, bo nie wszyscy sÄ… żoÅ‚nierzami, powiem „moi drodzy” – to mnie wyÅ›miejecie. Trza nam jakiejÅ› nazwy z pazurem... macie pomysÅ‚?- Edward wyszczerzyÅ‚ zÄ™by w szerokim uÅ›miechu i pokrÄ™ciÅ‚ w niedowierzaniem gÅ‚owÄ…. CzuÅ‚ siÄ™ jak na wycieczce skautów, z O’hrugiem w roli drużynowego. SpodobaÅ‚a mu siÄ™ o dziwo ta atmosfera, wzmocniona jeszcze do poziomu komizmu ubiorami tajnej jednostki specjalnej, wyruszajÄ…cej na superważnÄ… misjÄ™. -O tak, dobra nazwa z pewnoÅ›ciÄ… nam pomoże- wzmocni integracje grupy i przy okazji bÄ™dzie dobrym zawoÅ‚aniem. Jak z pazurem to może od jakiegoÅ› zwierzÄ™cia, panie majorze? Sam preferowaÅ‚bym borsuki, to wbrew pozorom caÅ‚kiem ciekawe zwierzÄ™ta!- WypaliÅ‚ w odpowiedzi Straffey. SiedziaÅ‚ naburmuszony od kiedy zabrano mu jego notes(Crowley po części go rozumiaÅ‚) i jego nagÅ‚y grzeczny ton wydawaÅ‚ siÄ™ co najmniej nie ma miejscu. Edward pokiwaÅ‚ poważnie gÅ‚owÄ…. -Popieram kolegÄ™ rodaka- PowiedziaÅ‚ po brytyjsku, z charakterystycznym, kameralnym akcentem, który wyniósÅ‚ z domu w Edynburgu. -Choć mam pewne wÄ…tpliwoÅ›ci co do wybranego przez pana stworzenia, podporuczniku Straffey. Mam zÅ‚e skojarzenia, od czasu rozpuszczenia plotki, że jakoby armia brytyjska wypuÅ›ciÅ‚a jednostkÄ™ szkolonych, ludożerczych borsuków-zabójców na terenie Basry w Iraku. Może jakaÅ› alternatywa? Chociażby… lisy? |
James niezbyt przejął się władczym tonem majora. Obustronny brak sympatii w relacjach James-wojsko w niczym mu nie przeszkadzał tak długo, jak długo nie wcielono go na stałe do armii. A przynajmniej na razie mu to nie groziło. Skinął głową. - Jak sobie życzysz, majorze - powiedział. Ponownie usiadł wygodnie, nastawiając się na ciąg dalszy kazania. Które na szczęście dość szybko zostało przerwane przez pukanie do drzwi. Widząc wchodzącą kobietę uśmiechnął się lekko. Oto nadeszło wybawienie... Gdy wszyscy zaczęli wstawać podniósł się z krzesła i obrócił się w stronę podporucznika Straffeya. Nim zdążył powiedzieć choć słowo, które byłoby wstępem do naprawy stosunków między nimi, podporucznik z dumną miną skierował się do wyjścia. James ruszył za nim. Idąc niemal na samym końcu grupy słyszał pochwalne pienia, w których Straffey wychwalał niemal wszystko, co widział. Niestety uniknąć ich nie można było, gdyż korytarz był zbyt wąski, a odległość między przewodniczką, a zamykającym grupę majorem bardzo mała. Czując niemal na karku oddech majora James zastanawiał się, co by zrobił ich szef, gdyby ktoś przypadkiem skręcił w złą stronę. Ale ta ciekawość nie sięgała tak daleko, by James spróbował ją zaspokoić... Wreszcie grupa się zatrzymała. "Brak koedukacji" - uśmiechnął pod nosem się słysząc tradycyjne 'Panie na prawo...' - "Widać armia nie jest aż tak postępowa..." Zamknął za sobą drzwi i bez wielkiego entuzjazmu poddał się lekarskim oględzinom. "Żeby chociaż lekarka" - pomyślał. - "W tej armii są sami zboczeńcy..." Oczywiście nie podzielił się z nikim tym radosnym odkryciem... Odprowadził wzrokiem niknące w wielkim foliowym worku ubranie. "Aż dziw, że gacie mi zostawili moje" - pokręcił głową i podszedł do stojącej w rogu szafy. "Ciekawe, kto i gdzie to kupował" - pomyślał, patrząc nieco podejrzliwie na jasnobeżowe spodnie typu, nomen-omen, bermudy. Były co prawda olśniewająco czyste, ale wyglądały, jakby widziały już dwa oceany. Za to pasek, na którym wisiała saszetka na dokumenty, był zdecydowanie prosto ze sklepu. Podobnie jak kolorowe, sportowe buty marki pseudo-adidas. "Ale na aparat poskąpili" - stwierdził. Czując, że czas go pogania naciągnął biały T-shirt w kolorowe palmy. Dwie. I sięgnął po wiszącą na kołku sfatygowaną panamę. Wcisnął ją na głowę i przejrzał się w lustrze. "Będę wyglądać jak kretyn" - przemknęło mu przez głowę - "paradując w tym na lotnisku." Ale widywał już takich... Gdy Sarah Brief wywołała jego nazwisko był już gotowy. Pospiesznie przerzucił zawartość plecaka. Tak jak sądził - zabrakło tylko jednej jego 'zabawki', ale o tym wiedział wcześniej - wystarczyło spojrzeć na oszkloną szafkę. "Mam nadzieję, że oddadzą" - pomyślał. Potem rzucił okiem na listę ekwipunku. I Widząc trzecią od dołu linijkę aż zamrugał ze zdziwienia. trzy razy przeczytał pierwszy wyraz, by wreszcie uwierzyć w to, co widzi. "Będziemy ciągnąć ten helikopter? Może błąd w druku" - pomyślał z nadzieją. - "Albo armia pozbywa się starych zapasów..." Dopiero ostatni punkt listy wywołał grymas obrzydzenia. "Już lepiej daliby lizaka. Jakaś odchyłka..." Postanowił pozbyć się szajsu przy okazji znalezienia pierwszego z brzegu kosza. Mimo dość znacznego hałasu, który rozlegał się wewnątrz helikoptera, na wpół drzemał, gdy do jego uszu doleciały słowa majora. "Nazwa z pazurem..." - z trudem powstrzymał uśmiech. - "Pewnie". "Na 'Parszywą dwunastkę' nas za mało, na 'siedmiu wspaniałych' za dużo... Poza tym tamtych zbyt wielu ubyło w akcji... Może 'Cyrk O'hrurga'? Bo 'Aniołki Piotrusia' raczej nie... " Spojrzał spod przymrużonych powiek na Straffeya, który jako pierwszy zabrał głos. "Integracja... Borsuki... Tu Borsuk Jeden... wzywam Borsuczą Norę..." Nie skomentował na glos tej propozycji. Już miał u podporucznika dość długą krechę. Nie otwierając szerzej oczu przeniósł wzrok na Crowley'a. "Lisek-chytrusek mu się marzy... A mi się to kojarzy z biednymi stworzonkami ginącymi podczas tradycyjnych angielskich polowań. Niezbyt miła perspektywa... Może jeszcze 'Młode Wilki'... Jednego już mamy..." Uniósł nieco głowę. - Sądziłem - rzekł spokojnie - że z racji pochodzenia podacie coś bardziej zbliżonego do angielskiego lwa. Ponownie oparł głowę o oparcie i poprawił się nieco, usiłując znaleźć jak najwygodniejszą pozycję na niezbyt wygodnym fotelu. |
Straffey, Kent spokój! - major ryknÄ…Å‚ donoÅ›nym gÅ‚osem aż Kate mimowolnie wyprostowaÅ‚a plecy. O'hrurg najwyraźniej przywykÅ‚ do tego, że wszystko szÅ‚o dokÅ‚adnie po jego myÅ›li. Bez kłótni, przestojów czy komplikacji. Pewnie dlatego wÅ‚aÅ›nie byÅ‚ majorem. A przez jej kilka niechlubnych incydentów zapewne nadal byÅ‚a sierżantem. Taka karma. NastÄ™pnie grupÄ™ przejęła Sarah Brief i podążyli za niÄ… do sali, gdzie wydano im ich sprzÄ™t. Zerknęła na zawartość plecaka i zmierzyÅ‚a w rÄ™kach jego ciężar. Kate nie byÅ‚a przyzwyczajona do naziemnych misji w terenie. I jeszcze bÄ™dzie zmuszona taszczyć ze sobÄ… ten wielki balast. Bardzo dbaÅ‚a o kondycjÄ™ fizycznÄ… jednak już dawno nie miaÅ‚a okazji zweryfikować jej podczas akcji, kiedy nie siedzi wygodnie za sterami Å›migÅ‚owca. Brief kontynuowaÅ‚a: - Å»adnych napisów czy krojów, które powodowaÅ‚yby, że zapadnÄ… paÅ„stwo komuÅ› w pamięć na dÅ‚użej. Tak choćby wykluczona zostaÅ‚a koszulka porucznika Wolfa.– He he – zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ w myÅ›lach – a cóż on wymyÅ›liÅ‚, że armia skonfiskowaÅ‚a mu cywilne ciuchy? Najwyraźniej musiaÅ‚y faktycznie rzucać siÄ™ w oczy. Może lubi perwersyjne Å‚aszki?- rozbawiona skryÅ‚a uÅ›miech. WyobraziÅ‚a sobie podporucznika w skÄ…pej koszulce z siatki, lateksu i ćwieków. Nie miaÅ‚aby nic przeciwko żeby pooglÄ…dać sobie Wolfa w negliżu. Albo najlepiej i bez niego... No dobra Marti – znów zaczęła mówić do siebie w myÅ›lach – wybacz mi gÅ‚upie dowcipy. Wiem, że jesteÅ› twardym Marine i nie przystoi myÅ›leć o tobie w takich kategoriach. Co nie zmienia faktu, że masz wyjÄ…tkowo Å›liczny tyÅ‚ek i nie sposób oderwać od niego wzroku - przyznaÅ‚a siÄ™ przed sobÄ… rozbawiona. Nie byÅ‚a nawet pewna skÄ…d u niej ten ogólny przypÅ‚yw dobrego humoru. Szybko siÄ™ przebraÅ‚a i zmierzaÅ‚a do Å›migÅ‚owca. Teraz wyglÄ…daÅ‚a jak typowa amerykaÅ„ska turystka. Jedynie wyprostowana sylwetka i sprężysty, zdecydowany krok mogÅ‚y zdradzać wojskowego. Ubrana w jeansowe, krótkie spodenki i koszulÄ™ bez rÄ™kawów, którÄ… zawiÄ…zaÅ‚a sobie nad pÄ™pkiem w prosty wÄ™zeÅ‚. Jej skóra byÅ‚a gÅ‚adkÄ…, o zÅ‚otobrÄ…zowym odcieniu. Teraz kiedy zniknÄ…Å‚ luźny, wojskowy mundur można byÅ‚o zauważyć, że ma nienagannÄ… figurÄ™. DÅ‚ugie, smukÅ‚e nogi i pÅ‚aski, umięśniony brzuch. Może jedynie ramiona byÅ‚y zbyt masywne jak na przeciÄ™tnÄ… kobietÄ™. SpojrzaÅ‚a na resztÄ™ zza lusterkowych szkieÅ‚ okularów przeciwsÅ‚onecznych i posÅ‚aÅ‚a im oszczÄ™dny uÅ›miech. CzuÅ‚a siÄ™ jakoÅ› idiotycznie. Kiedy Å›migÅ‚owiec wystartowaÅ‚ jej twarz przybraÅ‚a Å‚agodniejszy, prawie dzieciÄ™cy wyraz. O ile wczeÅ›niej wydawaÅ‚a siÄ™ spiÄ™ta teraz nie byÅ‚o Å›ladu po jakichkolwiek negatywnych emocjach. Nawet po tylu latach wciąż uwielbiaÅ‚a ten moment kiedy maszyna odrywaÅ‚a siÄ™ od ziemi. Zawsze wspaniale czuÅ‚a siÄ™ w powietrzu, napeÅ‚niaÅ‚o jÄ… to jakÄ…Å› szczeniÄ™cÄ… radoÅ›ciÄ…. SpojrzaÅ‚a na Wolfa i zapytaÅ‚a go cicho : - Sir, można zapytać co takiego wystraszyÅ‚o AmerykaÅ„skÄ… ArmiÄ™ w paÅ„skiej prywatnej garderobie, że aż wspomniano o tym na odprawie? - wyzywajÄ…co przygryzÅ‚a dolnÄ… wargÄ™ i stÅ‚umiÅ‚a delikatny uÅ›miech. Dobrze by byÅ‚o zawiÄ…zać jakÄ…Å› nić porozumienia. W koÅ„cu zostaÅ‚a jego drugim pilotem. SÄ… chwilowo na siebie skazani. Przynajmniej w powietrzu. RolÄ™ drugiego pilota przez moment odczuwaÅ‚a jako wÅ‚asne upokorzenie, zazwyczaj byÅ‚a w swojej maszynie pierwsza po Bogu. NależaÅ‚a przecież do elity, byÅ‚a Å›wietnym pilotem. Z drugiej strony Wolf byÅ‚ wyższy stopniem wiÄ™c wypadaÅ‚o po prostu z pokorÄ… brać co dajÄ…. W koÅ„cu chodziÅ‚o jej głównie o to aby O'hrurg zabraÅ‚ jÄ… ze sobÄ…. ZgodziÅ‚aby siÄ™ nawet gdyby miaÅ‚a w tej wyprawie sÅ‚użyć za jucznego muÅ‚a i czyÅ›cić wszystkim buty. Nie ma powodów siÄ™ wÅ›ciekać, jak zawsze trzeba po prostu przeÅ‚knąć nadszarganÄ… próżność i zaakceptować powierzone zadanie. - PowinniÅ›my siÄ™ jakoÅ› nazywać. – rzekÅ‚ nagle major - Powiem do was "żoÅ‚nierze" – źle, bo nie wszyscy sÄ… żoÅ‚nierzami, powiem „moi drodzy” – to mnie wyÅ›miejecie. Trza nam jakiejÅ› nazwy z pazurem... macie pomysÅ‚? Może by tak... cyrk dziwolÄ…gów? – rozważyÅ‚a w gÅ‚owie a jej myÅ›li zawisÅ‚y na dÅ‚użej na osobach Straffey'a i Crowley'a. Nic jednak nie powiedziaÅ‚a. Nie miaÅ‚a ochoty rozwodzić siÄ™ nad takimi bÅ‚ahostkami. Jak dla niej, major mógÅ‚by równie skutecznie mówić do nich per banda panienek. PrzywykÅ‚a już do gorszych okreÅ›leÅ„. Jej szkoleniowcy nigdy nie bawili siÄ™ w finezje. A szczególnie pierwszy z jej życiowych przeÅ‚ożonych, ten który rozpoczÄ…Å‚ caÅ‚y ten bezduszny precedens. Jej ojciec. Mimowolnie powróciÅ‚y niechciane obrazy z przeszÅ‚oÅ›ci. Jak flesze aparatu, przed oczami pÄ™dziÅ‚y rozmyte obrazy i wyrwane z kontekstu zdania. ZatopiÅ‚a siÄ™ we wspomnieniach. Agresywny mÄ™ski ton odezwaÅ‚ siÄ™ echem w jej gÅ‚owie: „A ty moja maÅ‚a panienko zrobiÅ‚aÅ› siÄ™ ostatnio strasznie wyszczekana! Wiesz co robiÄ… w armii z takim niezdyscyplinowanym Å›cierwem? Nie zmuszaj mnie żebym ci pokazaÅ‚...” - Przez moment zdawaÅ‚o jej siÄ™ że na powrót czuje w ustach smak wÅ‚asnej krwi. Po ciele przebiegÅ‚ zimny dreszcz ale zaraz odgoniÅ‚a od siebie natrÄ™tne myÅ›li. A potem z odrÄ™twienia wyrwaÅ‚ jÄ… gÅ‚os Straffey'a. BredziÅ‚ coÅ› o borsukach. JakiÅ› kolejny jego absurd. ZresztÄ…, byÅ‚o jej dokÅ‚adnie wszystko jedno co postanowiÄ…. |
Podporucznik Marti Wolf - Å»adnych napisów czy krojów, które powodowaÅ‚yby, że zapadnÄ… paÅ„stwo komuÅ› w pamięć na dÅ‚użej. Tak choćby wykluczona zostaÅ‚a koszulka porucznika Wolfa. – kobieta uÅ›miechnęła siÄ™ delikatnie. Marti odwzajemniÅ‚ uÅ›miech w jej kierunku. SpodziewaÅ‚ siÄ™ tego. Dobry humor nie opuszczaÅ‚ go nigdy. -„ …JakieÅ› pytania?” Marti miaÅ‚ zamiar zadać pytanie, lecz usÅ‚yszaÅ‚ jedynie : „…panowie na lewo!”. Nie byÅ‚o czasu na pytania. W duchu zastanawiaÅ‚ siÄ™, jak Charles przeżyÅ‚ brak swojego notesika. To musiaÅ‚ być dla niego nie maÅ‚y cios. Szybkie oglÄ™dziny doktora i Marti rzuciÅ‚ okiem na swoje ubranko turysty. - Chyba ich pojebaÅ‚o! – Krzyk rozpaczy rozlegÅ‚ siÄ™ w jego myÅ›lach. Wolf spojrzaÅ‚ na żółte spodnie z biaÅ‚Ä… palmÄ… i zielonÄ… koszulÄ™ hawajskÄ…, pokrytÄ… tandetnymi kolorowymi wzorkami i krajobrazem plaży z zachodzÄ…cym sÅ‚oÅ„cem na plecach. Do tego biaÅ‚a czapka. Marti kojarzyÅ‚ jÄ… jedynie z czapkami rybaków. No i biaÅ‚e adidasy. Gdzie oni to kupili? Pewnie jakieÅ› chiÅ„skie gówno. Teraz wszÄ™dzie widzi siÄ™ metki Made in China. Nie miaÅ‚ wyjÅ›cia. WskoczyÅ‚ w te kiczowate Å‚achy i zarzuciÅ‚ plecak ze sprzÄ™tem na plecy. Po chwili ruszyÅ‚ biegiem do Å›migÅ‚owca. WsiadÅ‚ do Å›rodka i wybuchnÄ…Å‚ Å›miechem. Gdy wszyscy na niego spojrzeli, nie mógÅ‚ siÄ™ opanować i popÅ‚akaÅ‚ siÄ™ ze Å›miechu. Nie tylko on wyglÄ…daÅ‚ jak kretyn. Od razu siÄ™ rozchmurzyÅ‚. I zaczÄ…Å‚ Å›piewać dosyć gÅ‚oÅ›no. Sweet home Alabama where the skies are so blue sweet home Alabama Lord I'm coming home to you. Na na na na na na na … - Co jest Charles! UÅ›miechnij siÄ™, w Miami zrobimy zrzutkÄ™ funduszy i kupimy ci nowy notesik. Marti usiadÅ‚ wygodnie i przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ usypiajÄ…cemu Jamesowi. Nagle z lekkiego snu zerwaÅ‚o go pytanie Kate. - Sir, można zapytać co takiego wystraszyÅ‚o AmerykaÅ„skÄ… ArmiÄ™ w paÅ„skiej prywatnej garderobie, że aż wspomniano o tym na odprawie? - WyzywajÄ…co przygryzÅ‚a dolnÄ… wargÄ™ i stÅ‚umiÅ‚a delikatny uÅ›miech. Marti uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. W jego myÅ›li pojawiÅ‚a siÄ™ Susanne. To byÅ‚o tak dawno. Szkoda, że Kate tak bardzo jÄ… przypomina. SÄ… podobne. Taka sama mimika i uroda. To ewidentnie nie byÅ‚o zaletÄ… wyprawy. WyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszonki jedno z kilku zdjęć, które miaÅ‚ zawsze przy sobie. PodaÅ‚ je Kate. ZdjÄ™cie przedstawia Martiego w bokserkach z flagÄ… USA i koszulkÄ…. Na gÅ‚owie heÅ‚m. W rÄ™ce karabin. Postać sfotografowana jest na tle irackiego domu, na gorÄ…cych piaskach pustyni. - To wÅ‚aÅ›nie ta koszulka wywoÅ‚aÅ‚a takie kontrowersje. Nie wiem czemu… - UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ ironicznie. W miÄ™dzy czasie usÅ‚yszaÅ‚, jak major napomknÄ…Å‚ coÅ› o nazwie grupy. Nie dosÅ‚yszaÅ‚ tego co powiedziaÅ‚ Charles, za to usÅ‚yszaÅ‚ brytyjski beÅ‚kot Crowleya. „Mam zÅ‚e skojarzenia, od czasu rozpuszczenia plotki, że jakoby armia brytyjska wypuÅ›ciÅ‚a jednostkÄ™ szkolonych, ludożerczych borsuków-zabójców na terenie Basry w Iraku.” - Ed wyobraź sobie, że byÅ‚em w Iraku i nie widziaÅ‚em tam borsuków-zabójców. Chyba, że Charles wie coÅ› na ten temat. Wolf popatrzyÅ‚ z powrotem na Kate, która oglÄ…daÅ‚a zdjÄ™cie i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niej ignorujÄ…c idiotyczne rozmowy o nazwie drużyny. |
Sierżant Christopher Lane Lane wysÅ‚uchaÅ‚ uważnie słów majora. Nie zareagowaÅ‚, gdy ten potraktowaÅ‚ Straffeya i Kenta jak uczniaków. Przykro mówić, ale należaÅ‚o im siÄ™. ZwÅ‚aszcza w przypadku Anglika nie rozumiaÅ‚, co mogÅ‚o zdecydować o przydzieleniu go do tej misji. Laneo’owi mÅ‚ody Anglik przypominaÅ‚ wielu oficerów, którzy choć nienajgorzej wyszkoleni, tracili gÅ‚owÄ™ w sytuacji stresowej, zagrażajÄ…c życiu pozostaÅ‚ych czÅ‚onków oddziaÅ‚u. MaÅ‚o tego oficer angielskiego wywiadu, sÅ‚ynÄ…cego ze skutecznoÅ›ci na caÅ‚y Å›wiat notuje sobie w najlepsze coÅ› w swoim notesiku, uważajÄ…c, że jego szyfr jest nie do zÅ‚amania. Jakby nie wiedziaÅ‚, że w tej chwili nie ma szyfru stworzonego przez czÅ‚owieka, którego by nie zÅ‚amaÅ‚ komputer z oprogramowaniem dekryptacyjnym. Z dyscyplinÄ… tez byÅ‚ na bakier, dlatego Lane ucieszyÅ‚ siÄ™, sÅ‚yszÄ…c, że zastÄ™pcÄ… zostanie doÅ›wiadczony porucznik marines. Po ostatnich rozkazach O’hrurga udaÅ‚ siÄ™ za paniÄ… Brief, sprawnie rozebraÅ‚ siÄ™, a potem podszedÅ‚ do równo uÅ‚ożonego stosiku nowych ubraÅ„. Letnie, płócienne spodnie, biaÅ‚y t-shirt, buty. Lane przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ swojemu nowemu mundurowi. Dawno nie nosiÅ‚ cywilnych ciuchów. Bardzo dawno. PodniósÅ‚ spodnie, obejrzaÅ‚ je z każdej strony. Wszystko byÅ‚o dla niego zbyt jasne, zbyt rzucajÄ…ce siÄ™ w oczy. Ale major wyraźnie mówiÅ‚, że bÄ™dÄ… udawać turystów. Trudno, jak trzeba to trzeba. Chris szybko ubraÅ‚ siÄ™ i sprawdziÅ‚ listÄ™ ekwipunku. Wszystko byÅ‚o, doskonale przygotowane i dobrane. Okroili mu co prawda ilość granatów, ale podstawÄ™ zostawili. Pozostali tez już byli gotowi. Wolf wyglÄ…daÅ‚ na przybitego nowym strojem. Szorty w palmy i hawajska koszula, która nieodmiennie kojarzyÅ‚a siÄ™ Lane’owi z jego ostatniÄ… popijawÄ… z kumplami w Afganistanie, a raczej z tym, co po sobie Lane zostawiÅ‚ na posadzce w kiblu: - NiezÅ‚e wdzianko, panie poruczniku. Sierżant Lane melduje siÄ™. MiÅ‚o widzieć kogoÅ› z marines w ekipie. LataÅ‚em z waszymi chÅ‚opakami na akcje. PrawdÄ™ mówiÄ… o was, faktycznie sikacie drutem kolczastym. Od 2003 do 2004 byÅ‚em w Iraku, prowincja Al-Anbar. Christopher wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ w stronÄ™ porucznika. *** Lane wyszedÅ‚ z budynku i sprężystym krokiem skierowaÅ‚ siÄ™ do Å›migÅ‚owca, w którym oboje pilotów już zajęło miejsca. - PowinniÅ›my siÄ™ jakoÅ› nazywać. – rzekÅ‚ nagle major - Powiem do was "żoÅ‚nierze" – źle, bo nie wszyscy sÄ… żoÅ‚nierzami, powiem „moi drodzy” – to mnie wyÅ›miejecie. Trza nam jakiejÅ› nazwy z pazurem... macie pomysÅ‚? Zaskoczony Lane uniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ znad listy ekwipunku. Nazwa? Nic nie przychodziÅ‚o mu do gÅ‚owy. Poza nazwami gangów. PrzymknÄ…Å‚ oczy jak zawsze, kiedy wracaÅ‚ myÅ›lami do czasów, kiedy jeszcze nie byÅ‚ w armii. Niech inni wymyÅ›lajÄ… nazwy. On byÅ‚ tylko żoÅ‚nierzem. SchowaÅ‚ listÄ™. I oparÅ‚ gÅ‚owÄ™ o wibrujÄ…cÄ… Å›cianÄ™ w Å›migÅ‚owcu. PrzymknÄ…Å‚ oczy, chcÄ… zÅ‚apać choć godzinkÄ™ snu. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:09. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0