Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-04-2008, 22:15   #21
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Setki tysięcy możliwości, płynna rzeczywistość. Która ja jestem prawdziwa? Ta zostawiona ze wstrząsem mózgu, ta na progu gwałtu, ta triumfująca po nokautującym ciosie? Żadna? Czy istnieję jedna ja? Czy wybierając uśmiercam tamte? Czy one są gdzieś obok, w równoległych światach? Och, biedna Carmen ile razy musisz to przeżyć? Czy te światy gdzieś się kończą. Bo jeśli nie... Czy słonie chodzą po Miraflores? I zebry i żyrafy. Tylko jeszcze za mało umiem by sięgać do tych najdalszych zakamarków, najbardziej niemożliwych możliwych zdarzeń. Na razie błądzę po powierzchni, gdzie tysiące uderzonych Carmen ma taką samą przerażoną twarz.
Ale peruwiański przystojniaczek, wyperfumowany i odważny nie jest słoniem. Zdarza się na Miraflores, nawet w nocy, nawet pod Niebem.
Carmen patrzyła na uciekającego bandziora. Bolała ją nierozcięta warga. Przyprawiał o mdłości pocałunek którego nie było.
Dlaczego od siostry?
- Nic pani nie jest?
Zapach drogich perfum pytającego, nałożył się na wspomnienie nikotynowego nieświeżego oddechu, który na dobrą sprawę poczuła przecież nie ona. Nie ja? Carmen wstrząsnęły torsje.
Jaime Bayly. Jeszcze ładniejszy niż w telewizji.
Zdążyła pomyśleć nim zwymiotowała zgięta w pół. Pięknie, już wiem czego na pewno nie powinna zrobić uratowana księżniczka.
Tkwiła w japońskim ukłonie, bojąc się podnieść wzrok.
- Nic pani nie jest? – Czy on jest rozbawiony? Spojrzała w twarz gwiazdy telewizji. Ale nie, Jaime wydawał się naprawdę przejęty.
- Już mi lepiej. – powiedziała prostując się. Wyciągnęła z torebki chusteczkę i gumę do żucia. - Bardzo dziękuję.
- Mi nie wydaje się Pan taki przerażający panie Bayly. – zdołała się uśmiechnąć. Tylko go nie kokietuj Carmen, przepadło, widział jak rzygasz.
- Gdyby nie Pan... Przysięgam, że przeczytam wszystkie Pana książki.
Odsunęła się kilka kroków od bałaganu.
- Szkoda, że nie palę. Bo przydałby mi się teraz papieros. Naprawdę nie wpuszczono Pana do „Nieba”? Może mogę jakoś pomóc? Ja zagadam ochroniarzy, a Pan wejdzie. – nadal uśmiechała się ciut niepewnie – Tylko za chwilę, muszę jeszcze trochę ochłonąć.
- Mam na imię Carmen. – nie wyciągnęła ręki, za to spojrzała przepraszająco. Sama nie chciałaby ściskać ręki kogoś kto dopiero co...
A Jaime Bayly mężczyzna o najbardziej zmysłowych ustach w Peru, szycha publicznej telewizji, przyjaciel najpiękniejszych aktorek, skandalista, autor niezwykle popularnego talk-show i wcale nie do końca gej, patrzył na Carmen.
Święty Wernerze, jeśli tylko nie zrobię więcej nic głupiego, razem zdziałamy cuda.
 
Hellian jest offline  
Stary 20-04-2008, 19:50   #22
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Pomału przerażenie opuszczało Johna –Weź się w garść chłopie! Przede wszystkim jesteś poszukiwanym, samotnym chłopakiem który z zakrwawioną twarzą błąka się ulicami metropolii co daje ci przypuszczalną długość życia na wolności porównywalną do przeżywalności jętki. Krew, przede wszystkim należy zmyć krew - gdzieś na prowincji poszukałby kranu, rzeki, jeziora - ale w Miami? Plaża - przemywać ranę słoną wodą? Głupota... ale przecież na większości plaż są prysznice do zmywania z siebie soli. W kilkanaście minut uporał się z dojściem nad wodę i odkręceniem kurka blokującego dopływ wody na noc - zadrżał z zimna gdy chłodna woda zaczęła kapać mu na kark - szybko zrzucił z siebie koszulkę i wziął szybki prysznic skupiając się głównie na zakrwawionej głowie - w międzyczasie ponownie spróbował się skupić, zwykle obecności Bestii towarzyszyła charakterystyczna aura - coś jakby strach, smród rozkładających się ciał i to uczucie przerażenia bijące od innych ludzi - tym razem nie wyczuł niczego takiego - a więc może to było co innego - przywidzenie? - bez sensu, skąd by się wzięła krew na jego głowie? - przecież uderzyłeś nią o kant cegły idioto! - zabawne jak ludzi umysł w obawie o własne zdrowie stara się przełożyć niezrozumiałe zjawiska.

Po "kąpieli" przez chwilę siedział na piasku wpatrując się w horyzont, tak bardzo chciałby zobaczyć wschód słońca, niestety ryzyko było zbyt duże, należało się zastanowić co teraz robić. Powinien poszukać pomocy. Ale u kogo? Lawrence? Nie to gbur i maruda. Carmen? Też lepiej nie, te kilka tygodni w czasie których nie widział żadnego z nich były takie... normalne? Rodzice? Nigdy ich nie poznał, co więcej nie miał nawet pojęcia czy jeszcze żyją. A gdyby też mieli moc? Gdyby też potrafili rozmawiać z cieniami? Chciałby się tego dowiedzieć ale niby jak? Pójdzie do sierocińca z pytaniem "przepraszam, czy nie ma pani informacji o moich rodzicach?" - zaraz zadzwonią na policję. Może poprosić o to Carmen? Są ważniejsze sprawy - jeśli nie porozumie się z tym dzieciakiem umrę z wyczerpania, jestem za słaby by nawet próbować... A gdyby tak ktoś mógł spróbować za mnie? Uśmiechnął się szeroko, podniósł się z piasku i ruszył w stronę przedmieść, przez ramię rzucił jeszcze ostanie smutne spojrzenie na spokojne wody Atlantyku i powędrował w swoją stronę.

Przedmieścia - nie te nowiutkie wymuskane domki ale stare, prawdziwe przedmieścia - opuszczone hale, stare zakłady przemysłowe, rozpadające się magazyny - idealna kryjówka, wślizgnął się do pełnej rupieci antycznej sali fabrycznej rozejrzał się wokół - dziesiątki skrzyń, żelastwa, rdzewiejących maszyn - a pod sufitem były gabinet kierownika z widokiem na całe wnętrze - idealne miejsce.

Ukradzioną z budki telefonicznej książkę położył na biurku, otworzył ciężkie tomisko którego okładka opadając na blat wznieciła tumany kurzu. Szukał hasłami: okultyzm, medium, wróżka - co prawda nawet jeśli gdzieś tu znajduje się osoba która mogłaby mu pomóc to niemalże na pewno nie reklamuje się w prymitywnej książce telefonicznej ale co tam, niech się dzieje wola nieba. Wyrwał interesujące go strony, później odłamkiem szkła powycinał najważniejsze numery i rozłożył je wszystkie na podłodze i przyjrzał się swojemu dziełu - dziesiątki malutkich karteczek zajmowały prawie całą powierzchnię niewielkiej podłogi biura. Podszedł do szuflady wsadził do niej rękę i wyciągnął pierwszy lepszy przedmiot który wpadł mu do ręki - przyjrzał mu się ciekawie wysilając oczy w ciemnym pomieszczeniu - nakrętka od pióra. Przymknął oczy i podrzucił ją do góry, w myślach policzył do dziesięciu i spojrzał na podłogę - szybko znalazł nakrętkę, przypadł do niej na kolanach i chciwie wpatrywał się w najbliższą karteczkę, a więc tam zadzwoni z rana...
 
Potwór jest offline  
Stary 21-04-2008, 20:11   #23
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
Miał już coś zaplanowane. Tak wiele czasu minęło od ostatniej transakcji... Sam potrzebował pieniędzy. Jakież to trywialne. Ja, stanowiący esencje mocy tego świata potrzebuje czegoś tak marnego jak środki płatnicze. Przyjdzie czas, aby przywrócić mi należne miejsce... Koné podszedł do laptopa stojącego na biurku i nacisnął kilka klawiszy. Z małych głośniczków zaczął płynąć mocny dźwięk gitary i operowy głos wokalistki. Therion... Sam tanecznym krokiem zszedł do swojej piwnicy, do swojej enklawy. W środku czekało coś specjalnego... Sam wykonał mały obrót i w rytm muzyki wystukał 8-cyfrowy kod w laboratoryjnym sejfie. W środku stała samotna, stalowa walizka. Powoli wyjął ją Być może przyszłe pokolenia będą wspominać tę chwilę...Był w świetnym humorze. Zamknął sejf i wciąż w niby-tańcu ruszył na górę. Postawił swój artefakt na stole i zaczął się przygotowywać. Prawdziwy czarny charakter musi mieć swój image, hehehe... Założył swój ulubiony, ekstrawagancki płaszcz i duży kapelusz. Złapał walizkę, wyłączył laptopa i opuścił mieszkanie. Jednak Samuel Koné pozostał w środku. Czarny aptekarz, był przecież praworządnym obywatelem republiki francuskiej. Jakże by mógł spotykać się z przedstawicielem jakiejś podejrzanej organizacji. Przecież to oczywiste... Tak, Sam Koné tego dnia poszedł grzecznie spać już o 10. Na spotkanie poszedł ktoś zupełnie inny:
-Emisariusz...- wyszeptał bezwiednie.
Gadam do siebie, chyba jestem szalony...
Oczywiście nie mógł skorzystać ze swojego wysłużonego samochodu. Ruszył na nogach. Była ciepła noc, a Emisariusz uwielbiał nocne spacery. Poza tym do ponurego baru było naprawdę blisko. Emisariusz sam nie wiedział kiedy wymyślił swój pseudonim. Ponury Emisariusz. Imię godne człowieka obcującego z terrorystami? Emisariusz był zadowolony ze swojego „imienia”, a tylko to się liczyło. Pod drodze spotkał kilka osób, które ze zdziwieniem przyglądały się dziwnemu murzynowi. Wreszcie dotarł do wyznaczonego miejsca. Bar Samaritaine... piękna nazwa jak na taką ruderę dla podejrzanych typków. Jednak co to dla Emisariusza. Powoli wszedł do budynku. Podłoga o nieznanym kolorze, lepiła się od brudu. Wszędzie walały się butelki, puszki i inne śmieci. Przy jednym ze stołów siedział obleśny staruch pijący podejrzany napój, a naprzeciwko łysy mięśniak obmacywał jakąś dziwkę. Barman obojętnym wzrokiem spojrzał na Emisariusza i bez słowa kiwnął głową w stronę najdalszego stolika. Naprawdę jestem charakterystyczny. ucieszył się Emisariusz. Przy stole siedział jego kontakt. Należał rozpocząć negocjacje. 10 fiolek Eboli w walizce nie mogło czekać... Ponury usiadł przy stoliku i postawił walizkę na stole:
-Witaj...
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song

Ostatnio edytowane przez Nagash Hex : 21-04-2008 o 23:13.
Nagash Hex jest offline  
Stary 22-04-2008, 20:35   #24
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Szkocja, Ayr. Dom Slima McKenzie

- Co przed chwilą powiedziałeś ?! SKĄD MIAŁEŚ WIEDZIEĆ ?! Jesteś podchodzącym pod emeryturę obdarzonym prawiczkiem ?! ba ! Jeszcze do tego, bezczelnie gardzisz swą zdolnością ?!

Zszokowana Erica wpatrywała się z niedowierzaniem w Slima. Najwidoczniej wiedziała jaki mężczyzna ma dar, jednak nie miała najmniejszego pojęcia iż ten nie korzystał z niego przez całe swoje dotychczasowe życie.

- Zabije gnojka. Znalazł mi podstarzałego kretyna, który nie opanował jeszcze mocy. Niech ja go tylko dorwę w swoje ręce.

Kobieta zacisnęła nerwowo dłoń. Ważka, która do tej pory spokojnie siedziała na jej skórze wzbiła się w powietrze. Krążyła nerwowo po kuchni.

- Dobrze więc. Niech tak będzie, nie korzystałeś z swej mocy to teraz dam ci najlepszy powód na to abyś się w końcu przełamał. Uwierz mi dziadku to dla naszego dobra.

Erica cichuteńko zagwizdała. Ważka, która bezustannie szukała spokojnego miejsca w kuchni podleciała za plecy Slima. Wspięła się po koszuli na jego policzek, pośpiesznie wpełzła do ucha mężczyzny. Pech chciał iż nie wyczuł on zagrożenia i cały czas wpatrywał się zdziwiony w pogwizdującą niespokojnie Ericę. Moment w którym owad przebił się do krwiobiegu Slima był chyba najboleśniejszym doświadczeniem w jego życiu. Mężczyzna upadł bezbronny na kafelki. Erica podeszła bliżej usiadła na przeciwko niego. Z spokojnym już wyrazem twarzy stwierdziła bez zbędnych emocji.

- Mhhh, ciekawe. Masz rodzinę, siostrę. Nie jesteście sobie bliscy a szkoda, zawsze powinniśmy pamiętać o tym aby żyć w zgodzie ze swoimi bliskimi. Nigdy nie wiadomo, kiedy można ich stracić. Spokojnie, nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Nie przeszkadza mi jej życie.

Erica opiekuńczo pogłaskała policzek Slima.

- Musisz ją często wspominać, szczególnie jak byliście dziećmi, a co byś powiedział gdybym zostawiła tobie tylko najgorsze wspomnienia o twojej siostrze ? Wymazała każdy najmniejszy okruch szczęścia z nią powiązany ? Pamiętałbyś tylko to co ja chce ! Jak myślisz, jeśli los wam pomoże i spotkacie się ponownie, zdoła wybaczyć tobie nieustaną opryskliwość, złość, gniew w stosunku do niej ? Powiedz mi dziadku, byłabym do tego zdolna ? Ja sama już nie wiem do czego jestem. Nie myśl o mnie źle, gdybym mogła sama odnalazłabym pamiętnik Michelle Mardeal. Jednak wszystkie moje źródła nie potrafią odpowiedzieć na jedno proste pytanie. Gdzie on jest ? Wielu ludzi go zapewne szuka, zbyt wielu. Widzisz ta kobieta była wizjonerką. Miała dar jak my, potrafiła przepowiadać przyszłość, podobno zapisała swoje wizje i chociaż zmarła ponad sześćdziesiąt lat temu to z tego co mi wiadomo do tej pory, każda jej przepowiednia się sprawdziła. Jest jedna, która dotyczy mnie osobiście, znam tylko jej część a dla naszego dobra muszę poznać resztę.


Berlin

Ważka podleciała na dłoń mężczyzny. Pewnie przysiadła na niej, rozpostarła kamienne skrzydła i zamarła w bezruchu. Ciemno niebiesko-brązowa skóra owada sczerniała gdy tylko owad przestał się ruszać. Owadzie ciało nie dawało oznak życia. Czy to możliwe, że ten kamienny stwór właśnie umarł ? Cienkie owadzie skrzydła były twarde niczym skała. Nic nie pozostawiało wątpliwości iż stworzenie jest wyjątkowe, jednak aby powiedzieć coś o nim więcej trzeba byłoby go dokładniej zbadać w warunkach laboratoryjnych. A pytań które przychodziły nasuwało się wiele. Jak to w ogóle możliwe, iż kamienny stwór zdołał, przeżyć w ciele mężczyzny ? Najprawdopodobniej miał coś wspólnego z wizjami jakie przeżył przed chwilą Uwe. W jaki sposób ta istota pokazała fragmenty wspomnień ? Czyje były to wspomnienia ? Czy ten ktoś będzie próbował jeszcze raz skontaktować się z Niemcem ? A może zrezygnował z kontaktu stąd nagłe „uśpienie” ważki ?

Miami

- Mike Watson „Trzecie Oko” 154 ulica Miami Lakes przyjmuję w swoim domu otwarte każdego dnia od 10 do 14. Jeśli masz problem z zabłąkaną dusz....

Najwidoczniej na linii były jakieś zakłócenia, gdyż na nagraniu automatycznej sekretarki nie było już słychać nic prócz trzasków i wyrwanych z kontekstu słów.

- On, jest nasz. Jesteś naznaczony. Nie pozwolimy na kontakt. Odwiedź nasze medium czeka cię śmierć.

Zimna kalkulacja. Cienie, które właśnie nawiązały kontakt z Johnem, nie zostawiły cienia wątpliwości iż jeśli chłopak zbliży się do ich medium sam zginie. Jednak co mogłyby mu zrobić, skoro sam jest medium sam przyzywa do pomocy zabłąkane dusze tego świata. Prawda, John nie opanował jeszcze swojego daru zbyt dobrze, biorąc pod uwagę iż był osłabiony i nie udało mu się przywołać Cienia zwykłego dziecka, można by dojść wcale do nie mylnego wniosku iż lepiej nie ryzykować. Jednak może drugie medium pomoże mu jako bardziej doświadczony człowiek wykaże choć odrobinę empatii.


Nagoja

Dziadek ukłonił się nisko oddając szacunek wnuczce.

- Dziękuje. Proszę, napij się ze mną herbaty. Jest tyle rzeczy, o których powinnaś wiedzieć.

Stawiając drobne kroczki wszedł do ogrodu, osłonięty gęstymi krzakami z dwóch stron, dawał poczucie bezpieczeństwa i izolacji. Na rozłożonej macie stały wszystkie potrzebne do zaparzenia herbaty przedmioty wraz z dwoma półmiskami z ryżem. Wykonując wszystkie stosowne czynności snuł opowieść, która według niego miała pomóc Seiko w Misji, która miała być jej przeznaczona.

- Kiedy byłem małym chłopcem mój ojciec zabrał mnie na wykopaliska, prowadził badania nad pewną starożytną cywilizacją w Peru. Pod jednym ze szczytów – Yerupaja, jeśli mnie pamięć nie myli zachowały się pozostałości po naszych przodkach. Tak obdarzeni byli tu od początku istnienia rasy ludzkiej. W jednej z tamtejszych skalnych grot, widnieje rysunek człowieka podnoszącego jedną ręką wielki kamienny głaz. Szczerze wątpię aby ludy pierwotne miały aż tak wyostrzone poczucie abstrakcji, niee, nie mogli tego od tak wymyślić. Niemniej jednak podczas ekspedycji poznałem Mimi osobę, która potrafiła przepowiadać przyszłość, przepowiedziała również i moją. Była to dobra, starsza kobieta, zawdzięczam jej życie. Widzisz kiedy po raz pierwszy wszedłem do jaskini naszych przodków stalagmity opadały na ziemię, pomimo paniki jaka ogarnęła co poniektórych ludzi, ja czułem spokój, to czego wtedy tylko pragnąłem to dojść do końca groty. Ojciec od razu zorientował się iż to miejsce ma na mnie zły wpływ. Zakazał mi wstępu do jaskini. Nie posłuchałem, wiesz jak to jest kiedy jest się młodym. Tym bardziej iż uczucie spełnienia jakie towarzyszyło mi podczas oddychania tamtym powietrzem, czułem się taki szczęśliwy. Niemniej jednak stało się to co musiało, wszedłem gdy nikt nie widział do środka z każdym krokiem opanowywała mnie fala przyjemnego dreszczu spełnienia. Doszedłem do samego końca, przede mną był już tylko uskok. Nie wiem czemu, ale się nie bałem zrobiłem pierwszy krok w nicość.

Dziadek rozmarzonym głosem wspominał swoją przeszłość. Właśnie rozpoczynała się jedna z dłuższych opowieści jego życia.

Lyon

- Miło cię widzieć przyjacielu. Już myślałem, że o mnie zapomniałeś. Masz to o co prosiłem ?

Samuel otworzył walizkę. Fiolki z zarodkiem Eboli zalśniły przed oczami klienta. Ten wziął jedną fiolkę wstrzyknął do niej jakąś substancję, ciecz zabarwiła się na niebiesko.

- Jak zwykle bez zastrzeżeń. Dobrze się z tobą robi interesy drogi Emisariuszu. Mógłbyś podać numer konta na które chcesz przelać pieniądze, umówiliśmy się na dwa ? Nie na trzy miliony euro. Tak tak już pamiętam.

Mężczyzna podał palmtop Samuelowi, poczekał aż ten wpisze numer, po czym zatwierdził transakcję. Uśmiechnął się przy tym szeroko pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.

- Miałbym do pana jeszcze jedną ofertę oczywiście jeśli byłby pan zainteresowany. Potrzebuje coś co spowodowałoby natychmiastowy paraliż obiektu, najlepiej śpiączkę. Cały szkopuł polega na tym iż zarodek powodujący owe dolegliwości powinien być niewykrywalny nawet w ciele zainfekowanego. Niech obiekt doświadcza tyle przeróżnych symptomów iż nawet najlepsi diagnostycy tego świata zachodzić będą w obłęd co tak właściwie powoduje wieczny sen pacjenta. Podjął byś się Emisariuszu tego zadania czy jest ono dla ciebie zbyt trudne ?

Mleczuś

Robert skupił się chcą naprawić ubytek w uzębieniu. Choć jeszcze nie próbował użyć w taki sposób swego daru i nie mógł być pewny czy uda mu się taka sztuczka. Ślina w jego ustach przytknęła się do ubytku, wypełniła go po czym milimetr po milimetrze zaczęła twardnieć. Mocna skorupa kilka sekund później uformowała się na przednim zębie. Niestety gdy tylko chłopak przestał skupiać swoje myśli na odnawianiu ubytku, sądząc iż zakończyło się ono powodzeniem. Nowa warstwa szkliwa przyjęła z powrotem formę śliny. Najwidoczniej Robert nie rozwinął jeszcze dostatecznie swojej mocy.

Przez cały ten czas Magda opowiadała szczegóły poznania Norberta, nie omieszkała wspomnieć iż wreszcie znalazła kogoś kto jest w stanie zaspokoić jej wilczy apetyt. Gdy bez najmniejszych krępacji opowiedziała jak wczoraj późnym wieczorem Norbert wykonał dla niej najbardziej zmysłowy taniec erotyczny jaki kiedykolwiek widziała na oczy. Robert był pewien iż jego znajoma zdecydowanie straciła głowę dla tego mięśniaka.

Magda zamówiła dwie porcje naleśników z syropem klonowym. Posiłek pachniał wybornie. Odkroiła szybko kawałek umorusała go w syropie i ze smakiem rozpoczęła pierwszy posiłek tego dnia. Zupełnie innych doznań odczuwały kubki smakowe Roberta. Ciasto naleśników smakowało jak chili, zapach syropu przyprawiał o mdłości. Zresztą wszechobecna woń jedzenia powodował nieodpartą chęć ponownego wypróżnienia żołądka. Najwidoczniej Robert nadal odczuwał skutki wczorajszego wieczoru.

- Ładnie musiałeś wczoraj po balować. Ja jeszcze nigdy nie miałam takiego zatrucia. Dokończysz to, czy mogę zjeść twoją porcję ? Apetyt mam nieziemski po wczorajszym wieczorze.

Magda uśmiechnęła się figlarnie.

Lima

Jaime Bayly cudem uniknął fali żółci opuszczającej z nieziemską prędkością wnętrze Carmen, miał szczęście a raczej jego skórzane buty. Starał się zachować powagę w końcu jeszcze nigdy żadna piękna kobieta nie zwymiotowała na niego przy pierwszym spotkaniu. Zachowując w miarę swych możliwości powagę sytuacji powtórzył pytanie.

- Nic pani nie jest ?

Mi nie wydaje się Pan taki przerażający panie Bayly.

Odpowiedź przekonała Bayly'a do jednego, oto stoi przed nim prawdziwa kobieta. Mimo przyklejonego na jej policzku kawałka czegoś czerwonego co jeszcze nie dawno było w jej żołądku starała się rozprowadzić wokół swojej osoby nutkę kokieterii. Choć przetarła właśnie chusteczką twarz, w oczach Jaimego obraz zwisającego kawałka niedawnego posiłku, towarzyszył już do końca ich rozmowy.

Gdyby nie Pan... Przysięgam, że przeczytam wszystkie Pana książki.

Nie wytrzymał, parsknął śmiechem odsłonił szereg białych zębów.

- Wystarczy, że nic pani się nie stało. Nie ma nic gorszego od nachalnego fiuta zaczepiającego ładną kobietę.

Nieznajoma cofnęła się trochę od kałuży, wspomniała o incydencie o którym Bayly wolałby zapomnieć.

- Miło mi cię poznać Carmen.

Wyciągną dłoń w geście przywitania.

- Jaime. Bardzo mi miło. Szczerze teraz już sam nie wiem czy byłby to dobry pomysł, widzisz wiesz skąd się wzięła nazwa tego lokalu - „Niebo” ?

Mężczyzna chyba starał się zmienić temat rozmowy.

- Znam osobiście właściciela tego lokalu już dobrych kilka lat. Dwa lata temu zmarła jego, żona była katoliczką. Niestety tuż przed śmiercią ksiądz odmówił udzielenia ostatniej spowiedzi. Twierdził że Monica odeszła od wiary, odeszła od Boga. A zaszczytu tego ostatniego sakramentu mogą dostąpić tylko ludzie o niezachwianej wierze. Załamany Jacob myślał o tym cały czas. Choć był ateistą, bał się aby dusza Monici, nie błąkała się po Limie. Dlatego zmienił nazwę lokalu by mieć pewność iż dusza jego żony będzie w Niebie, choć w części.

Nastała chwila ciszy, niezręczna chwila biorąc pod uwagę okoliczności.

- Ja i Jacob jesteśmy sobie bliscy, od jej śmierci widzieliśmy się prawie codziennie. Możesz wierzyć lub nie ale Jacob jest dla mnie jak brat. I wiesz co mi wyznał niecałe trzy miesiące temu ? Że mnie kocha. Mnie pieprzonego diabła w anielskiej skórze. Powiedział mi to człowiek, którego uważałem za brata. Uciekłem. Nie wiedziałem jak spojrzeć mu w oczy. Włóczyłem się po kraju dwa miesiące, dziś wróciłem do Limy. Przemyślałem wszystko. Nic do niego nie czuje jestem tego pewien, przynajmniej nie w takim sensie, jakim on by chciał. Miałem nadzieje szczerze z nim pogadać, ale on nie chce mnie widzieć. Zresztą nie dziwie mu się.

I tak oto stał przed Carmen Jaime Bayly człowiek, który może przyspieszyć jej karierę z dnia na dzień. Stał oparty o jakieś auto, zwierzał się z intymnych szczegółów swojego życia.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 22-04-2008, 22:46   #25
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
- To, że nie znalazłem kobiety, którą bym pokochał, nie jest powodem, by mi to wypominać - wypiął dumnie pierś. Nie żałował tego, że nigdy nie uprawiał seksu. - Nie gardzę zdolnością, pomogła mojemu znajomemu. Po prostu nigdy z niej nie korzystałem. Jak już powiedziałaś, podchodzę pod emeryturę. Nie sądzisz, że takie mocne fale psychicznej energii mogłyby mi zaszkodzić?

Postanowił nie komentować nazwania go kretynem, nie zniżał się tak nisko. Milczał przez długi czas, wpatrując się w Ericę.
- Po co ona tu przyszła? Do jasnej cholery, co się tu dzieje? Co to za show? - pomyślał. Już chciał coś powiedzieć, już otwierał usta, lecz wydostał się z nich jedynie krzyk. Krzyk bólu. Bólu takiego, jakiego w życiu nie doświadczył. To go zabije, był tego pewien. A może tego chciał? Chciał uciec od rozrywającego go bólu w śmierć. To stało się tak nagle... Cierpienie ustąpiło tak szybko, jak przyszło. Zostało zmęczenie, został ślad męki. Krwawa plama na podłodze. Dopiero zdał sobie sprawę, że leży na kafelkach swojej kuchni. Rozbił sobie głowę. Z jego czoła co chwila spadała w kałużę krwi nowa kropla szkarłatnego płynu.

Wzdrygnął się, gdy poczuł dłoń kobiety na swoim policzku. Słuchał jej słów, lecz mało co do niego docierało. Chciała tak bardzo jego daru? Próbował się podnieść, lecz ręce zbytnio trzęsły się pod niewielkim ciężarem McKenziego. Upadł bezwładnie na ziemię.
- Do usług - szepnął cicho, wręcz niedosłyszalnie, gdy usłyszał pytanie "byłabym do tego zdolna?". Skupił swoje myśli, uformował z nich wręcz namacalną materię. Szkoda tylko, że ta namacalność była wytworem jego wyobraźni. Słuchał dalej wywodu Erici, lecz koncentrował się na czymś innym. Wypuścił falę psychicznej energii. Odpowiedź uderzyła go mocno. Za mocno.
- Nie wiesz, do czego jesteś zdolna? Ja za to wiem. Zrobiłabyś to. Zrobiłabyś to, gdyby nie spodobało Ci się choć jedno moje słowo. Ale nie sądzisz, że lepiej by było, gdybyśmy się po prostu dogadali? Bez żadnych zabaw? Przemocą nie zjednasz sobie mojej osoby. Przekonać też mnie tym nie przekonasz - prychnął. Niczym tak nie gardził, jak przemocą. Podniósł głowę na tyle, by spojrzeć kobiecie w oczy. - Po co Ci emerytowany prawiczek, który nie potrafi posłużyć się swoim darem? Jak mam Ci niby pomóc znaleźć ten pamiętnik?
 
Aveane jest offline  
Stary 23-04-2008, 10:57   #26
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Uwe spojrzał na ważkę z niedowierzaniem. Poszedł do kuchni, po paru chwilach delikatnych operacji ważka leżała na stole przykryta słoikiem. Uwe siedział naprzeciwko wpatrując się w owada. Siedział, lekko się kiwał i patrzał.
Czym to może być... jakim... moc syn! Mój yn, nieliczy się to coś, lecz moje dziecko. Jeśli jest to odpowiedź? Jakby tak przebadać to coś. Tylko cóż to da, jakieś skutki?
Powstał, myślał nad zbadaniem tego. Wielu, jeśli nie wszyscy, odwrócili się od niego. Lecz był znanym wykładowcą, miał znajomych pośród elity naukowej Berlina. Właśnie, miał. Co było czynić, może się by mu udało? Powstał, podszedł do telefonu cały czas patrząc na dziwnego owada. Zadzwonił do berlińskiego uniwersytetu, głównie do opiekuna tamtejszego laboratorium.
-Witam, w czym mogę służyć?
W słuchawce zabrzmiał sztucznie miły głos, w którym czuć było trud przepracowanych godzin.
-Uwe Schmit, czy mogę prosić profesora Alfreda Schreibena?
Telefonistka zamilkła, Uwe przysłuchiwał się jej, lecz bardziej interesował go dziwny owad.
-Pan Schrieben będzie dostępny jutro o czternastej po wykładzie, być może poświeci panu chwilę.
-Dziękuję.
Odłożył słuchawkę, usiadł. Usiadł, przymrużył lekko oczy.
Kiedyś by do mnie przyjechano, kiedyś każdy znał, kiedyś wszyscy bili znajomymi. Dziś? Dziś muszę się dopraszać durnej telefonistki o rozmowę z dawnym przyjacielem, dziś muszę prosić by wiedział jak umarł... jak umarł mój synek. Jutro będzie bolało, zapewne...
Powstał, kolejny dzień katorgi, kiedy nic nie robił wracały wspomnienia o małym Udo, kiedy był wśród innych ludzi, tracił zmysły od ich emocji. Poszedł do kuchni, zrobił sobie herbatę. Nim ta się parzyła usiadł powrotnie na łóżku i wpatrywał się w zawartość słoika.
Byle do południa, byle do południa...
Zamknął oczy i tak siedział, siedział gdyż jego życie nie miało celu. Miało tylko ból. Krzywdził siebie i innych. Starł się o niczym nie myśleć co było w jego przypadku trudne. I tak siedział w półśnie, oczekując na niewiadomo co. Na mijający czas, minuty żywota.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 24-04-2008, 15:14   #27
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Kiedy Jaime wspomniał o zakochanym w nim koledze, Carmen nie mogła oprzeć się refleksji, że się nie dziwi. Miała tylko nadzieję, ze jej twarz nie mówi tego głośno za nią.
Spotkanie w Limie mężczyzny ładnego, zadbanego i niegłupiego nie było proste. Wiedziała to na pewno. Bo w ciągu tych ostatnich kilku lat, kiedy już zrozumiała, że ma moc, zdarzyło jej się wykorzystywać ją do trywialnych celów. Nie była beznadziejną romantyczką, ale miała 26 lat i syna. Czas gonił, a Carmen nie chciała zasypiać już sama.
Niestety. Limańczycy byli albo biednymi niedomytymi wieśniakami, którym jedno pokolenie w mieście nie wystarczyło by nabrali nawyków codziennej higieny. Ba często nawet nie starczyło by pozbyli się pcheł. Do tego te płaskie inkaskie twarze, krótkie nogi i niemyte włosy. Zgroza. Albo byli bogatymi świniami, dla których istniały tylko dwa typy kobiet, te z ich sfery, z którymi się kiedyś ożenią i w wielkich domach będą je spotykać tylko przy posiłkach i w sypialniach. I kolorowa reszta, niewidzialna, chyba że chodziło o seks.
Jedynie w telewizji i teatrze trafiali się czasem przystojniacy, ale i Ci mieli niewybaczalne mankamenty. Byli albo za bardzo macho, albo uzależnieni, albo żonaci. A często wszystko naraz. Jeszcze inny typ spotykała w Bibliotece Narodowej, w której zawzięcie szukała odpowiedzi. Intelektualiści, mężczyźni bez mięśni, bladzi i zgarbieni, którzy chętnie pomagali znaleźć jej książkę czy czasopismo, nigdy jednak nie rezygnowali z protekcjonalnego tonu i natarczywego wgapiania się w dekolt.
Powstrzymała zalewające ją fale złości na większość rodzaju męskiego.

Skup się na dobrych i pięknych – patrzyła na Baylego – stronach życia. Słuchała uśmiechniętego, rozgadanego zbawcy.
Tak, świetnie rozumiała Jacoba.

- To, skoro nie wybiera się Pan już do Nieba, może chodźmy gdzieś na kawę? – zaproponowała straceńczo.
Na kawę o pierwszej w nocy? Albo dworzec albo imprezy.
- Albo zapraszam do mnie – wypaliła. I poczuła jak cała robi się czerwona.
Przesadziłam. W następnym programie otwarcie poprosi by napalone panienki przestały go publicznie molestować. Nie wykręcę się, że naprawdę miałam na myśli tylko kawę. Chciała zapaść się pod ziemię.
 
Hellian jest offline  
Stary 25-04-2008, 15:31   #28
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Hayato Hamaru wyraźnie odprężył się, kiedy Seiko wyraziła chęć spokojnego wysłuchania go. Głębokie westchnienie poruszyło w górę, a potem w dół jego ramionami. Czy była to oznaka ulgi, czy niepokoju? Nie wiedziała.

-Dziękuję. Proszę, napij się ze mną herbaty. Jest tyle rzeczy, o których powinnaś wiedzieć -powiedział łagodnie.

Ruszyła z wolna za dziadkiem, który drobnymi kroczkami zmierzał w głąb domu. Jakieś przeczucie nie dawało jej spokoju i ciążyło kamieniem w żołądku. Oto spełniało się coś, o czym marzyła od lat. Nie potrafiła sprecyzować czego tak naprawdę się obawiała. Może tego, iż w rzeczywistości prawie wcale nie znała tego człowieka. Dziwne, ale jeszcze kilka dni temu nie umiałaby mu zaufać. Zresztą nawet teraz zlekceważyła jego słowa o spodziewanej rychło śmierci. Po tym wszystkim jednak, co się wydarzyło...? ...Tak! Nie miała wątpliwości przynajmniej jeśli chodziło o jeden fakt. Powinna go wysłuchać. Za jaką jednak cenę? Czy miała uwierzyć także w to, że dziś skończy się jego życie? Może to tylko majaczenia starczego umysłu Hayato, podpowiadały mu takie ponure obrazy przyszłości?

Posiadłość rodziny Hamaru składała się z rozłożystego parterowego budynku i ogrodu. Miała kształt kwadratu, którego dwa prostopadłe boki stanowiły pomieszczenia mieszkalne. Pozostałe dwa boki zamykały się wysokim, gęstym żywopłotem otaczającym nieduży różany ogród, w centrum którego wznosiła się altanka z opuszczanymi bambusowymi roletami zamiast ścian. Do altanki prowadziły dwie ścieżki. Każda od jednego z podcieni domu. Kończyły się pod pergolami oplecionymi pędami pnących róż, tuż przy altanie. W kącie tworzonym przez wewnętrzne ściany domu szemrała cicho fontanna, w kamiennej, omszałej misie.

Zatrzymała się na chwilę w podcieniu, ogarniając wzrokiem uroczy widok. Ogród wydawał się Seiko oazą harmonii, spokoju i czystego, naturalnego piękna. Śpiew ptaków przyciąganych spokojem tego miejsca i szum wody, działał uspokajająco, a zapach kwiatów wprost odurzał.

Dziadek poprowadził ją do altanki. Niski podest stanowiący podłogę, przykrywały maty tatami, a pod jedną z opuszczonych teraz rolet stały już, przygotowane: chagama*, mizusashi*, chaire*, chashaku*, 2 czarki chawan i bambusowy pędzelek do ucierania naparu -chasen. Kociołek z wodą stanął szybko na rozpalonym sprawnie, przenośnym palenisku. W spokoju spożyli skromny, prosty posiłek z ryżu, a potem gdy leciutkim dzwonieniem miedzianych blaszek we wrzątku, kociołek dał sygnał, że woda jest gotowa, dziadek odsłonił rolety i usiadłszy naprzeciw swojej wnuczki, rozpoczął wykonywanie ceremonialnych czynności związanych z zaparzaniem herbaty.
Ruchy miał płynne, wyważone i precyzyjne, głos spokojny i przesycony melancholią. Snuł swoja opowieść, a Seiko obserwując jego działania słuchała cierpliwie, poddając się wyciszającemu nastrojowi chwili.

Przerwał tylko na chwilę, kiedy skończywszy ubijanie aromatycznego napoju, podał jej glinianą czarkę. Ujęła ja w obie dłonie, uniosła lekko w górę i złożywszy ukłon, podziękowała:
-Oteamae chodai itashimasu.
Trzy razy obróciła czarką i upiła trzy łyki gorącego jeszcze, zielonego napoju. Otarła miejsce na brzegu naczynia, którego dotykały jej usta i z ukłonem oddała je. Hayato Hamaru przyjął je z jej rąk i sam także powtórzył te same czynności.

Nie pytała o nic pomimo że ciekawość nie przestawała dawać jej się we znaki. Niecierpliwość byłaby w tym przypadku nietaktem i mogłaby zniechęcić dziadka do kontynuowania opowieści w tym samym spokojnym tonie. Nie chciała go denerwować. Starzy ludzie bywali drażliwi na punkcie lekceważenia dawnych rytuałów. Opowieść zaintrygowała ją i Seiko pragnęła jak najszybciej usłyszeć dalsze jej części. Wa, kei, sei, jaku. Harmonia, szacunek, prostota i spokój. Tego musiała się trzymać w narzuconym przez dziadka Hamaru planie.


PLAN POSIADŁOŚCI RODZINY HAMARU
~~

*chagama- kociołek do gotowania wody
*mizusashi- pojemnik na zimną wodę
*chaire- pojemnik na herbatę
*chashaku- czerpadełko do wody
*Oteamae chodai itashimasu. - „dziękuję za herbatę”
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 16-05-2008 o 13:14.
Lilith jest offline  
Stary 26-04-2008, 19:00   #29
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
Emisariusz bez słowa skinął głową. Czekał z zaciekawieniem na wynik testu. Nie ze strachem... nie. Bez wątpliwości, zniecierpliwienia, tylko z ciekawością. Zawsze było ryzyko, zawsze. Ponury sprawdzał każdą fiolkę z osobna, ale ryzyko było. Jak przy stosunku z potrójnym zabezpieczeniem. Jednak mimo to jedyną emocją, jaką odczuwał w chwili testu było zaciekawienie. Patrząc na substancje leniwie spływającą do fiolki zaczął zastanawiać się nad tą samotną emocją jaką odczuwał. Od przybycie do Paryża, zaraz po wyrwaniu się z kontynentu nędzy, ciemnoty i chaosu rozpoczął poznawanie świata. Tylko piekielna inteligencja pozwoliła mu odrobić lata stracone w Afryce. Inteligencja i ciekawość. Emisariusz i Samuel badali wszystko. Ludzkie zachowania i emocje, subkultury, nowinki technologiczne. Było to swoiste hobby, jeden z niewielu czynników, które łączyły dwie osobowości: Emisariusza i Samuela. Na swoje „badania” przeznaczał dużą część zarobionych pieniędzy. W chwili, gdy substancja zaczęła przybierać niebieski kolor doszedł do interesujących wniosków: Moja ojczyzna jest jak inny świat... Zanim jednak zdołał rozwinąć tę myśl, „partner biznesowy” potwierdził prawdziwość wirusa i zapytał o numer konta. Ponury uśmiechnął się lekko i szybko wystukał numer specjalnego, bezpiecznego konta w Szwajcarii. Utrzymanie było cholernie drogie, ale było warto. 3 miliony radośnie popłynęły wirtualną rzeką prosto do jeziora marzeń Ponurego. Emisariusz powoli zbierał się do odejścia, gdy usłyszał coś co wzbudziło ukrywane dotąd emocje. Coś czego pożądał, nawet bardziej od nowych „badań” i nawet od emocji takich jak miłość, nienawiść i tym podobne. Wyzwanie.
-To będzie trudne. Nawet bardzo. Jednak dla Ponurego Emisariusza nie ma rzeczy niemożliwych.
Murzyn wyszczerzył zęby. Miał już nawet pomysł na takową chorobą:
-Niestety nie mogę niczego obiecać. Mógłbym zmieszać kilka zarodków, ale nie mogę przewidzieć efektów. Potrzebowałbym czasu i obietnicy finansowej, jeśli wiesz co mam na myśli. I wciąż nie mógłbym obiecać upragnionego sukcesu. Jednakże, jeśli zadowala Cię, drogi przyjacielu moja propozycja to zabieram się do pracy. Co powiesz?
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song
Nagash Hex jest offline  
Stary 06-05-2008, 18:04   #30
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Szkocja

- Teraz już wiem czemu cię wybrał, jednak musisz się jeszcze wiele nauczyć dziadku ...

Erica uśmiechnęła się odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów. Pochyliła się nad Slimem i z czułością musnęła wargami jego usta. Dłoń nadal trzymała na jego policzku kciukiem pocierając szorstki zarost mężczyzny.

- Nazwij to jak chcesz intuicją, losem, przeznaczeniem, fatum, drogą wytyczoną przez samego Boga. Widzisz, jeśli jest ktoś na tej planecie, kto byłby w stanie odkryć miejsce spoczynku ostatnich przepowiedni Mimi to zdecydowanie jesteś to ty. W końcu Genua cię wybrał a on zna się na naszym gatunku jak nikt inny. Teraz i ja to widzę, masz dar wiedzy co prawda jeszcze go nie rozwinąłeś co osobiście uważam za marnotrawstwo, ale oprócz niego całkiem spore grono znajomych wśród kolekcjonerów przeszłości. Któryś z twoich muzealnych braci powinien wpaść na dobry trop. Wymyślisz coś jestem tego pewna.

Kobieta wstała, podeszła do okna i z zaciekawieniem obserwowała zaniedbaną roślinność dookoła domu McKenzie. Nie patrząc już na mężczyznę spokojnym tonem głosu stwierdziła.

- Muszę mieć pewność, że nie spoczniesz w poszukiwaniach, nawet na chwilę. Pamiętasz imię twojej siostry ?

Erica odwróciła się w stronę leżącego Slima.

- Nie ? Ciekawe czemu... Tak to dobra motywacja. Daję ci miesiąc. Równo za trzydzieści dni od dnia dzisiejszego stracisz pamięć o swojej siostrze. Nie próbuj nawet pozbywać się intruza, którego umieściłam w twym ciele. Obdarz go sympatią, ma swoje dobre strony, przekonasz się o nich wkrótce.

Erica najzwyczajniej w świecie wyszła z kuchni na dwór, zostawiając Slima z powierzonym mu zadaniem. Miał miesiąc na odnalezienie pamiętnika. Od czego miał zacząć ? Do kogo się zwrócić ? Co miała na myśli kobieta mówiąc iż ważka, która zaatakowała ciało McKenziego ma swoje dobre strony ?

Na twoim miejscu wstałbym i ruszył się do roboty, wyglądasz na całkiem miłego człowieka. I nie mam ochoty pozbawiać cię wspomnień. Jednak wystarczy jedno jej słowo a zrobię to bez wahania.

Brzęczący głos w umyśle McKenziego był tylko początkiem pozostawionych przez Ericę pomocy, które miały towarzyszyć mężczyźnie.

Mam na imię Mateusz, na krew Genui tylko nie waż się do mnie mówić owadzie. Tym bardziej ważko. Pani Erica prosiła mnie abym miał na ciebie oko, ale coś mi mówi, że nie będę zbyt często potrzebny.

Berlin

Alfreda Schreiben kończył właśnie ostatni wykład ze studentami. Aula wypełniona jak zwykle po brzegi, ten człowiek miał w sobie coś co przyciągało na każdy jego wykład. Pasja połączona z pędem do wiedzy i lekkością jej przekazywania. Uwe stał przed drzwiami wsłuchując się w ostatnie słowa wykładu gdy dar odcisnął na nim ponownie swoje piętno.

Strach, ekscytacja, panika mieszały się w sobie łącząc prawdziwą mieszankę emocjonalną. Ktoś blisko niego go rozpoznał, ktoś kto był blisko niego się jego bał i to tak mocno iż emocje aż wrzały w jego umyśle.

ZNALAZŁ MNIE ! Jak to się stało ? Miałam być bezpieczna ... Jeśli mnie znajdzie to zabije, zemści się na pewno.

Ważka, która do tej pory bezruchu stała w słoiku teraz wzniosła się w powietrze i z rozpędu uderzyła o denko. Najwidoczniej chciała się wydostać.

Powoli studenci opuszczali aulę, wśród nich znajdowała się dziewczyna, która rozpoznała Uwe. Może gdyby się skupił rozpoznał by ją wśród tłumu ?

Peru

Baylay zachęcony słowami Carmen podszedł do niej bliżej. Objął swoimi ciepłymi dłońmi jej dłoń. Z dziecięcą radością w głosie stwierdził.

- Jeśli jest coś na tym ziemskim padole co sprawia iż można zapomnieć o wszystkich udrękach tego plugawego żywota to zdecydowanie świeżo parzona kawa w towarzystwie pięknej kobiety. Moglibyśmy pojechać od zaraz, powiedz tylko gdzie miesz...

Głuchy dźwięk telefonu doszedł z kobiecej torebki. Wyświetlacz przywitał roześmianą twarzą Ricarda. Brat rzadko dzwonił do siostry tylko wtedy gdy chciał poinformować o zmianie terminu przyjazdu lub w nagłych sytuacjach.

- Jezu! Carmen do cholery ile razy mam ci powtarzać abyś miała zawsze telefon przy sobie, od kilku godzin próbuje się do ciebie dodzwonić. Tylko się nie denerwuj. Mieliśmy włamanie dom jest kompletnie zdemolowany, nie mam pojęcia czego szukali. Jednak nie to jest teraz najważniejsze. Emilio natknął się na złodzieja, wywiązała się bójka, został dźgnięty kilka razy nożem w brzuch, przebili mu płuco. Od ponad dwóch godzin lekarze próbują go poskładać. Carmen on może z tego nie wyjść. Przewieźli go do Egaz Moniz. Ja wychodzę właśnie z posterunku policji, jadę do szpitala. Gdzie jesteś zaraz po ciebie podjadę ... Carmen ! Słyszysz mnie ? Carmen ?!

Na linii telefonicznej najwyraźniej były zakłócenia. Połączenie zostało przerwane. Dziecięcy uśmiech zniknął z twarzy Jaimego równie szybko jak się pojawił.

- Nie mam zamiaru udawać, że nic nie słyszałem. Daj kluczyki od auta nie jesteś w stanie prowadzić. Podwiozę cię do szpitala.

Francja

- Jesteśmy cierpliwi. W końcu dzięki tobie kochany Emisariuszu rozszerzyliśmy znacząco swoją działalność przez tych kilka minionych lat.

Mężczyzna zapalił papierosa, wypuścił nosem kłęby dymu. Najwyraźniej zadowolony z reakcji Emisariusza.

- Skontaktuje się z tobą przyjacielu jak zwykle równo za dwa miesiące aby sprawdzić postęp pracy. A o wynagrodzenie się nie martw, nigdy nie stanowiło to dla nas problemu. Dziesięć milionów uważam za odpowiednią kwotę za sumiennie wykonaną pracę. Oczywiście jeśli miło nas zaskoczysz postaramy się o odpowiednią premię.

Mężczyzna podał dłoń Samuelowi. Uścisnął ją przyjacielsko na pożegnanie.

***
Następnego dnia Koné na własnej skórze przekonać się miał iż los bywa przewrotny i nigdy tak na prawdę nie możemy być pewni co nam szykuje.

Knock, knock !

Rozległ się głośny stukot do drzwi.

- Funkcjonariusz Alice Dassin. Proszę otworzyć drzwi. Wiemy, że jest pan w środku.

Knock, knock !

Najwyraźniej kobieta nie miała ochoty czekać.

Japonia

- Teraz już wiem, jak bardzo wtedy się myliłem. Choć z początku pochłoneła mnie jasność, unosząc się w powietrzu czułem, że energia tamtego miejsca przenika przez każdą cząstkę mojego ciała. Nie byłem już sobą, byłem światłem. Właśnie taki mam dar potrafię z najmroczniejszych zakamarków wydobyć światło i skupić je w sobie zmieniając się w świetlistą istotę.

Dłoń Hamaru w której trzymał czarkę z herbatą rozpromieniała jasnoniebieską łuną. Energia skupiła się w naczyniu barwa poświaty mieniła się wszystkimi kolorami tęczy by w końcu rozproszyć się w cieczy.

- Wtedy moc pojawiła się po raz pierwszy w moim życiu, dziś wiem o niej znacznie więcej jednak wtedy ...

Hamaru urwał w połowie spuścił głowę, najwyraźniej przybity tym co miał do powiedzenia.

- Zanim dokończę proszę cię o jedno. Nigdy nie uciekaj przed swoim darem, nie odrzucaj go gdyż jest on częścią ciebie. Będzie nią zawsze już do samej śmierci.
Hamaru położył na macie tuż na przeciwko Seiko czarkę z mieniącą się wewnątrz niej cieczą.

Starzec nie powie ci prawdy, przemilczy to co najważniejsze, przemilczy nas. Myśli, że cię chroni. Znowu się myli, przyjął nas, odtąd jesteśmy z nim zawsze. Wypij nas teraz i ty ! A pokażemy ci prawdę lub posłuchaj dalszych kłamstw zrodzonych w złudnej nadziei iż ochronią cię przed twoim przeznaczeniem.

- Przestraszyłem się, wróciłem do chłopięcego ciała. Cudem złapałem się krawędzi. Byłem wtedy zaledwie jeszcze dzieckiem...
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172