Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2008, 23:08   #1
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
[Autorski] Projekt Genui

Projekt Genui

- Każda historia ma swój początek, moment od którego wszystko się zaczęło. Czy znam odpowiedzi na wszystkie wasze pytania ? Pewnie nie, choć mogę przysiąc iż próbowałam się dowiedzieć o Nich wszystko. Możecie być tego pewni. Jednak cena jaką zapłaciłam za każdy najmniejszy skrawek informacji była zbyt wysoka. Nie oczekuje od was zrozumienia. Zrobiłam to co musiałam a przynajmniej to co wtedy uważałam za słuszne. Czy jestem winna ich śmierci ? Chyba tak... chociaż, nie wiem... może. To jednak już nie ma znaczenia. Chcecie wiedzieć jak to było ? Od czego się to zaczęło ? Dobrze więc, jeśli ktoś ma ochotę niech usiądzie. Ja postaram się opowiedzieć w najdrobniejszych szczegółach. Podróżowałam po świecie marząc o odnalezieniu odpowiednich obdarzonych, było ciężko, ale się nie poddawałam. Rozwijałam swój dar, uczyłam się go, starałam zrozumieć. Jednak to nie jest teraz istotne, liczą się fakty. Zacznę więc od początku, moja historia rozpoczęła się wiele lat temu w Berlinie ...

Berlin.
Uwe Schmit dopiero co zasnął. Dzisiejszy wieczór jak co roku stanowił dla niego swoiste wyzwanie. W końcu jak można spokojnie zasnąć w rocznice śmierci swojego dziecka ? Tuż przed snem wyrzuty sumienia, gniew i bezradność jak co roku wypełniały jego myśli. Nikt raczej nie powinien się temu dziwić. Każdy rodzic zadawał by sobie te same pytania. Dlaczego ktoś odebrał mojemu dziecku życie ? Dlaczego śledztwo stanęło w martwym punkcie ? Dlaczego morderca mojego syna chodzi wciąż na wolności ? Dlaczego ? Dlaczego ludzie śmią twierdzić, że Bóg jest sprawiedliwy skoro taki skurwiel Michael Fire morderca dwuletniego dziecka jeszcze oddycha.

Pytania o powód tam gdzie nie ma jednoznacznych odpowiedzi mogą każdego doprowadzić do obłędu.

- To musi zabijać cię od środka. Dziś mija czwarta rocznica śmierci twego synka. A ty jeszcze nie zdołałeś go pomścić. Ba ! Nawet nie masz pojęcia co tak właściwie się stało tego dnia. Ja mam. Twój syn umarł na moich oczach, nie mogłem nic zrobić aby powstrzymać tą tragedię. Ona była zbyt silna, pamiętam każdy jego gest. W oczach miał strach gdy małymi rączkami próbował się obronić, odepchnąć ją. Oczywiście, że nie miał nawet najmniejszych szans. Twoja żona Anna leżała nieprzytomna kilka metrów dalej. Mały myślał iż nie żyje. Łkając wymawiał co trochę „mamo”. Jednak i to JEJ nie powstrzymało. Ona dokładnie wiedziała co robi gdy zadała pierwszy cios. Mały żył gdy kawałek po kawałku z jego skóry ta dziwka wykrajała kolejne płaty. Zresztą nie musisz mi wierzyć. Chcesz ? Pokaże ci. Zobacz sam na własne oczy.

Mętny głos w głowie Uwe nie miał żadnych skrupułów podkreślając co trochę makabryczne detale pamiętnej nocy. Głos nawet nie zadrżał gdy wspominał o męczarniach jakie musiał przechodzić maluch. Kim była osoba, która w tonie swej wypowiedzi nie okazywała żadnych ludzkich uczuć. Opisywanie takich faktów wszakże dla normalnego człowieka powinno być trudne. No chyba iż Uwe śnił a jego umysł płatał mu kolejnego figla.

Dom państwa Schmit. Przedmieścia Berlina. Dzień tragedii

Anna Schmit leżała zmęczona na zielonej kanapie. Obok niej krążył w koło mały Udo. Pełen werwy maluch stanął tuż naprzeciwko głowy rodzicielki
- „Mamo, nie spij”
Powtarzał w koło trącając paluszkiem o jej powiekę. W końcu zrezygnowana kobieta pogłaskała blond włosy malca i z lekkim uśmiechem stwierdziła.
- 10 minut. Udo 10 minut. Mama musi trochę odpocząć. Pobaw się grzecznie zabawkami.

Uwe stał na środku pokoju gościnnego gdzie tuż obok niego leżała zmęczona Anna. Kobieta od kilku dni skarżyła się na nieprzespane noce. Dobrze pamiętał jak bardzo męczyła się wtedy przy codziennych obowiązkach.

- Ona nie usłyszała, żadnych kroków.... Nic z tego co pamięta nie było prawdą, to co teraz zobaczysz odpowie na najważniejsze twoje pytanie. Dlaczego ktoś miałby skrzywdzić twoje dziecko w ten sposób ? Podstawowe pytanie jednak brzmi ... Czy jesteś na to gotowy ?

Młody Azjata stanął przed Uwe. Ręką przejechał po długich kręconych włosach Anny. Nie wywarło to jednak na niej najmniejszego wrażenia.


Park Miejski. Dokładna lokalizacja nieznana.

Wiecie jak to jest mając te naście lat przekroczonych nie tak znowu dawno, człowiek jeszcze młody, zniesie wiele. A że w domu żona czy też mąż nie czeka to korzysta się z życia na ile tylko Bóg pozwoli. Każdy musi zrozumieć prawa rządzące młodością – to prawa dzikie i nieokiełznane. W końcu nikt nie odmówi sobie Majówki w gronie dobrych znajomych z grupy. Każdy student przeżywa to choć jeden raz, tak zwany morderczy poranek.

Robert pogrążony był w śnie już od dobrych kilku godzin, nie przeszkadzały mu niewygodne warunki miejsca snu, fakt iż spędził noc tylko w samiuteńkiej bieliźnie, oparty o konar drzewa. Tak już jest, kiedy wypije się o jeden kieliszek, butelkę, zgrzewkę za dużo. Człowiek jest w stanie zasnąć wszędzie. Chyba tylko dlatego, że Robert należał do tak zwanych dobrych ludzi, przepełnionych optymizmem i chęcią życia, nie był sam w tej jakże nieprzyjemnej pobudce. Koło nóg studenta ułożył się do snu mały szczeniaczek. Piesek wtulił się w ciało mężczyzny, dostarczając choć odrobiny ciepła. Jako typowy miejski kundelek pokryty był gęstą, czarną, krótką sierścią, choć każda z czterech jego łap była śnieżno biała. Gdyby mu się dokładnie przyjrzeć można by ulec mylnemu wrażeniu iż kolor jego sierści począwszy od łap skończywszy na pysku przechodzi przez wszystkie odcienie szarości.

Słońce powoli wschodziło ogrzewając tors chłopaka. Pierwsze przebłyski świadomości z trudem przedostawały się do ociężałej głowy studenta. Dochodziła już piąta i gdy mózg w pełni począł już pracować, Robert zdał sobie sprawę iż nie ma najmniejszego pojęcia gdzie jest. Ostatnią rzeczą, która utkwiła mu w głowie to spotkanie w Akademiku u Magdy - koleżanki z grupy. Szykowali się do wyjścia, zapowiadało się ciekawie już od samego początku. Teraz jednak leżał nagusieńki z psem wtulonym w jego nogach, ale to nie był koniec nie miłych niespodzianek tego dnia. Ręce mężczyzny splecione za drzewem o które przyszło mu się opierać cały ten czas, połączone były zimnym metalem kajdanek. Drzewo choć nie było zbyt grube jednak wysokością przekraczało dwa metry. Jak już powiedziałem, młodość ma swoje prawa - dzikie i nieokiełznane.

Miami Noc.

- Lowrence ! Nie możemy go tak zostawić ! To jeszcze dziecko !
- Przygłup i debil zrodzony z jakieś suki. Co mnie obchodzi, że na niego polują ?!
- On może nam pomóc. Dobrze wiesz jak, zna połączenie, nie odtrąca nas. Chcesz załatwić swoje sprawy równie mocno jak ja, dlatego błąkasz się koło tego jak go sam nazwałeś debila. Myślisz, że nie wiem na czym tobie zależy ?! Chcesz by to odnalazł, teraz jest za młody, ale to twoja ostatnia szansa aby oczyścić ją z zarzutów.
- ZAMKNIJ SIĘ SUKO! Nie wytykaj mi mojej przeszłości ! Myślisz, że nie znam twoich zamiarów ? Wredna kurwo co ty myślisz ? Słodką gadką i opieką nad szczylem zaskarbisz sobie jego łaski ? Gówniarz za nic nie pomorze Tobie w spaleniu listu. Krążysz na tym świecie już od wieków szukając idioty, który odwali za ciebie brudną robotę i myślisz ,że ten dzieciak jest w stanie tobie pomóc ? Szczerze wątpię.
- Dobra, oboje mamy swoje plany wobec McWicka. Jednak, jeśli Ono nie przestanie go nachodzić młody na nic się nam nie przyda.
- To co proponujesz mała?!
- Musimy jak najszybciej pozbyć się konkurencji, pojęcia tylko nie mam jak.

John McWick już od tygodnia nie miał żadnego kontaktu z Lowrencem i Carmen. Sam jeszcze nie próbował ich przyzwać, miał na głowie znacznie większe problemy niż brak towarzystwa tej dwójki. Już siódmą noc z rzędu nie mógł zasnąć. I nie chodzi tu o zwykłe problemy z bezsennością w jego życiu pojawił się nowy Cień. Przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, może dlatego pozostała dwójka odsunęła się na bok, dając czas „nowemu” na przedstawienie się ? Tak samo było kiedy Lowrence po raz pierwszy się skontaktował. Carmen nie dawała znaku egzystencji dobrych kilka tygodni.

Niemniej jednak teraz jego „pomocnicy” zamilkli a każdej nocy przez ostatnich siedem dni punktualnie o północy małe dziecko cichutkim szeptem spokojnie śpiewało takie słowa kołysanki:


Dzień się skończył.
Śpi już słońce,
śpią jeziora, góry, las
Zaśnij dziecię, zamknij oczy
Bóg miłuje nas.

Dziecko nuciło kołysankę zawsze kiedy John już prawie zasypiał. Dziś tak jak każdej z ostatnich siedmiu nocy chłopak usłyszał pierwsze słowa kołysanki. Nie był świadomy tylko jednej rzeczy... Lowrence i Carmen odkryli jak pozbyć się intruza...
-

„Droga” wjazdowa do Limy.

Piiiiiiiiiiiiiiii!
Rozległ się donośny dźwięk klaksonu. Jakiś taksówkarz nawoływał klienta. Tuż obok niego mały czarny kundel zanurzył swój pysk w padlinie. Psiak oblizał się przy tym tak parszywie słodko. Jakaś kobieta w długiej kwiaciastej sukni wbiegła na nieszczęśnika odganiając go od zdobyczy. Ten wskoczył na ulicę przez co prawie przejechałem go siedząc wygodnie na motocyklu. Tak właśnie przywitała mnie Lima po dwóch miesiącach zbyt krótkiego urlopu. Przyznać muszę iż nawet pokochałem ten parszywy smród na drodze. Taki zaduch panuje co prawda tylko na drogach wylotowych , ceglane przydrożne domy aż nasączone są tym słodkim zapachem potu. Większe miejscowości nie są znowuż aż tak zaniedbane, jednak drogi wjazdowe. No cóż trzeba byłoby mieć drogi oddechowe charta aby nie poczuć tej woni. Szczerze powiedziawszy nie mam najmniejszej ochoty wracać do codzienności. Producent skomlał coś o kontrakcie i natychmiastowym zjawieniu się mojej dupy w studio bo inaczej przekonam się iż twardy to on potrafi być nie tylko w gębie. Osobiście nie miałbym nawet nic przeciwko jednak wątpię by miał na myśli to samo co ja....

Matsuei – sushi bar. Dzielnica Świętego Izydora. Lima

- Carmen ! Możesz mi wytłumaczyć moja droga dlaczego spóźniłaś się prawie godzinę ?! Przecież dobrze wiesz jak bardzo tego nie toleruje. Czy ty uważasz, że możesz przynosić swoją kościstą dupę za każdym razem o innej godzinie ? Ludzie tu pracują gwiazdeczko i niech ci woda sodowa nie uderza zbyt do głowy bo panna zagrała w kilku niskobudżetowych produkcjach. Weź się do roboty, albo droga wolna !

Alberto najwidoczniej nie miał dziś zbyt dobrego humoru. Dostawało się wszystkim - już od wejścia Carmen usłyszała jego doniosły głos ochrzaniający kucharza iż z sali wróciła właśnie porcja niedogotowanej pasty. A każdy nawet największy debil jest w stanie ugotować odpowiednio makaron. Rozwścieczony mężczyzna gdy tylko zobaczył w drzwiach Carmen nie omieszkał wytknąć jej przeszło trzydziesto minutowego spóźnienia. Gdyby nie jej dar utknęła by w korku. Znów miasto nawiedziło trzęsienie ziemi co skutecznie utrudniło komunikację, nie było to nic nadzwyczajnego w końcu Lima drży średnio cztery razy dziennie. Spóźniła się jednak do pracy i chyba nie trafiła na zbyt dobry humor zwykle kochanego Alberto.

Tak rozpoczął się kolejny zwyczajny dzień pracy Carmen.

Lyon Apteka Koné

- Oj sama nie wiem panie Samuelu. Nie chcę się panu narzucać jednak tylko pan potrafi zrozumieć duszę schorowanej starej kobiety. Te krople co to mi pan przepisał dwa tygodnie temu wcale nie pomagają, oczy swędzą mnie nadal choć muszę przyznać iż oko już mi tak nie migoce. Nie miałby pan coś innego na to swędzenie ? Wie pan poszłabym do doktora Martina, ale on przepisałby mi znowuż jakieś drogie świństwo, co to tylko biegunki bym po nim dostała. Jak ostatnim razem ! Poszłam do niego, bo to moje nieszczęsne kolano bolało mnie niemiłosiernie. To przepisał mi jakąś taką maść co to po niej zgagę miałam. Na pewno po niej bo niby po czym innym ? Jak jeść jadłam to samo pić jak zwykle zielona herbatę tylko popijałam no to po czym innym by mi ta zgaga wyszła ? ...

Pani Florence była pierwszą klientką Samuela. Odkąd otworzył on aptekę, kobieta przychodziła do niego zawsze każdego dnia punktualnie o dziesiątej. Z tego co zdążył się on już o niej dowiedzieć ta milutka starsza pani, mieszkała sama a cała jej rodzina mieszkała obecnie w Paryżu. Odwiedzali ją rzadko, prawie wcale. Stanowiła miłe urozmaicenie codzienności, zawsze sympatyczna i uśmiechnięta przypominała babcię zabłąkanych dusz. Fakt biadoliła bezustannie prawiąc o swej przeszłości, trzech synach i gromadce wnucząt. Jednak była wartościowym towarzyszem życia dla Samuela Koné. Ten czarnoskóry mężczyzna odkąd tylko dowiedział się iż ta starsza pani nie ma kontaktu ze swoją rodziną i nie ufa zbytnio swym lekarzom. Począł szykować grunt pod swe badania. W końcu aby udoskonalać śmiercionośne bakterie potrzebna jest osoba na której można by testować swoje zabawki, nieprawdaż ?

Szkocja, Ayr

Blond włosa młoda kobieta szła spokojnie wąskim korytarzem. Nie była ani za szczupła ani za niska. Choć przeciętnej urody, miała w swych kocich ruchach coś co nie pozwalało oderwać od niej wzroku. Poruszała zwiewnie biodrami idąc w stronę gabinetu, który nie tak dawno zajmował Slim McKenzie. Zapukała do środka. Nie było jednak żadnego odzewu. Pewnym ruchem ręki nacisnęła klamkę, drzwi nie były zamknięte. W pomieszczeniu znajdowało się pełno bezwartościowych rupieci. Na parapecie kilka kwiatków, najwidoczniej nie miały cennej wartości dla McKenziego. Na całe szczęście. Nieznajoma uśmiechnęła się szeroko podchodząc do jednej z roślin. Pogłaskała liście paproci , te zawirowały pod wpływem jej dotyku. Nieznajoma uśmiechnęła się szerzej.
- A to ciekawe.
Stwierdziła zaciekawionym tonem, przypatrując się roślinności.

- Czego pani tu chce ?

Oburzonym głosem odezwał się starszy mężczyzna.

- Ja ? Szukam tylko wujaszka Slima. Myślałam, że uda mi się go zastać przed jego wyjazdem. Niestety się minęliśmy. Szkoda.
- Siostrzenica ? Tak ? To proszę mi powiedzieć gdzie pojechał wujo ?
- Hahaha. Chyba nie sądzi pan, że mogłabym zdradzić wujaszka. Dobrze wiem, że nie powiedział nikomu gdzie się udaje. W końcu miał zamiar zerwać wszelkie kontakty. Może mnie pan poprawić jeśli się mylę, ale czy on aby nie nakrzyczał ostatnio na pana za zbytnią ciekawość ? Nie ładnie wtrącać nos w nie swoje sprawy. Znam wujcia, bardzo dobrze. Jesteśmy w końcu rodziną.

Mężczyzna spojrzał na kobietę kąśliwym wzrokiem. Odburknął coś pod nosem, odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz.

Mała pyskata smarkula. Kobieta usłyszała kąśliwą uwagę na swój temat.
Tak jeszcze mnie nie nazywali, hehehe dobrze wiedzieć iż nadal ktoś postrzega cię Erico jako smarkule. Hahaha

Tymczasem Slim McKenzi...
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 01-04-2008 o 12:42.
kabasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172