Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2008, 19:29   #1
 
nonickname's Avatar
 
Reputacja: 1 nonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputację
[OtwartaAutorska] - Zombies !!

Smacznego.
 
__________________
Arkham Radio
nonickname jest offline  
Stary 03-04-2008, 22:19   #2
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Zabłąkany płatek śniegu wdarł się do starej szopy. Wirował chwilę w powietrzu po czym opadł na betonową podłogę i momentalnie się roztopił. Tym sposobem zakończył swój krótki żywot. Płatki na zewnątrz miały więcej szczęścia, uformowały już całkiem ładną pokrywę śnieżną. Tylko od czasu do czasu ktoś je brutalnie niszczył pod swoimi podeszwami.

Kate wyszła na zewnątrz przyglądając się lampom ulicznym święcącym na ulicach Dark Mountain. Chłodny wiatr przewiewał jej kurtkę, ale ktoś musiał iść po drewno do kominka. Że też padło właśnie na nią. Ale musiała przyznać, ze noc była ładna. Pierwszy raz była w tym mieście. Niby niezbyt wielkie miasto, ale ciocia zaprosiła ją więc wypadało przyjechać. Nie ma tu wielkiego shopping center, ani innych ciekawych atrakcji, ale to tylko kilka dni. Na Sylwestra będzie już daleko stąd.

Kate złapała mocniej drewno i miała już iść w stronę domu gdy usłyszała pisk opon i uderzenie. Najwyraźniej jakiś samochód miał wypadek. Ten dźwięk na pewno dochodził gdzieś z końca ulicy. Dziewczyna rzuciła wszystko i pobiegła w tamtą stronę. Miała nadzieję, że nic się nikomu nie stało, nie miała ochoty na widok krwi w przeddzień świąt.

Dziewczyna biegła co sił w nogach nie myśląc nawet o tym, ze może by trzeba było kogoś zawiadomić wciąż łudziła się, że to niegroźna sztuczka, jednak dźwięk był silny i wyraźny, nie brzmiał delikatnie. Śnieg chrzęścił Kate pod nogami w miarę jak zbliżała się do czarnego samochodu rozbitego o latarnię uliczną. A w koło nie było żadnego ruchu.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 04-04-2008, 09:51   #3
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Gorączka świątecznych zakupów opanowała na dobre małe miasteczko. Supermarkety i jedyne centrum handlowe po prostu roiły się od ludzi. Śnieg zaczął padać i wyglądało na to, że jest szansa że wbrew zapowiedziom miejscowych speców od pogody to będą jednak białe święta o których śnił w odbiornikach lokalnej rozgłośni radiowej Bing Crosby.

Pan Barnaby szedł z choinką pod pachą, myśląc o tym jak jego dzieci zareagują na tą nową grę którą tak bardzo chcieli dostać na gwiazdkę. Nie wiedział co współczesna młodzież widzi w tych wszystkich komputerach, konsolach i internecie, ale widać takie czasy. Był tak zamyślony, że nie słyszał serdecznego dzień dobry młodej Lisy, która tak często pilnowała jego dzieci. Ona sama szykowała się, żeby przystroić dom jemiołą pod którą zagoni Jessego McCarthiego. O tak Jessy to doskonała partia, jak ciągle mówiła jej matka. Chyba mówiła to aż tak często, że Lisa w końcu zignorowała innych chłopców i skupiła sie właśnie na Jessym, który nawiasem mówiąc był lokalnym playboy`em z bogatymi rodzicami, którego bardziej interesowało zaliczanie kolejnych dziewczyn z liceum niż myślenie o poważnym związku.

Jak to zwykle bywa w takich miasteczkach wszyscy się znają a ploteczki rozchodzą się lotem błyskawicy także ciężko zachować jakąś tajemnicę.
Takie tajemnice ma kilku mieszkańców miasteczka. Jedne są dość brudne, ale są też takie przy których te pierwsze wydają się być niedzielnym kazaniami albo wieczornymi dobranockami.. Jedną z takich tajemnic ma 35 letni Gabe Adams, od 8 lat pracownik miejskiego prosektorium. Gabe jest bardzo samotny, nigdy nie miał dzieci, nigdy nie był żonaty. Tak jakoś po prostu się złożyło, że nie miał szczęścia w życiu. Święta spędzał samotnie, tak jak zawsze przed telewizorem z piwem w ręku. Prawdę mówiąc praca była jedyną rzeczą która się dla niego liczyła. I kiedy wszyscy brali wolne przed świętami chcąc spędzić ten czas ze swoimi rodzinami Gabe wolał być przy tych, którzy zawsze go słuchali i nigdy ale to nigdy nie śmiali się jakie ma żałosne życie. Z czasem Gabe nauczył się darzyć miłością tych których ciała transportowano do chłodnych zimnych szuflad i bynajmniej nie była to miłość czysto platoniczna. Tej jednak nocy kiedy już wszyscy wyjdą a on zajmie się swoim hobby, jego uczucia zostaną odwzajemnione i to w niekoniecznie taki sposób jaki by sobie tego życzył...

Leon i Frank siedzieli spokojnie w swoim radiowozie czekając na koniec zmiany.
Ten pierwszy stukał nerwowo palcami w deskę rozdzielczą tak jakby gnębiło go jakieś dziwne przeczucie, że dzisiejszy dzień wcale nie będzie taki spokojny i sielankowy na jaki wyglądał. Frank uchylił okno i zapalił papierosa. Od kilku dni ich jedyną robotą było odwiedzanie domów w tzw sytuacjach kryzysowych kiedy w najlepsze kwitły rodzinne awantury.

- Mówię ci Frank, kiedyś umrzemy tu z nudów.


Starszy mężczyzna do którego były kierowane te słowa spojrzał na niego z lekkim politowaniem, w jednej ręce trzymając papierosa, nie racząc mu nawet odpowiedzieć. Wiedział że się nauczy. Młodość musi się wyszumieć i przyzwyczaić do tego, że żyje w akwarium a nie w oceanie. Zaciągnął się jeszcze raz i wyrzucił fajkę za okno kiedy z głośnika rozległ się uroczy głos z centrali.

-Zgłoś się JP 176
-Tak, słucham cię Sally kotku.
-Mamy zgłoszenie. Podobno ktoś wpadł w poślizg na Lincoln Street i walnął w latarnię. Sal i Jim są na drugim końcu miasta więc..
-Oczywiście Sally, już jedziemy.
-Dzięki Frank.. Wesołych Świąt.
-Wzajemnie, bez odbioru.


Po jego twarzy widać było że wezwanie 5 minut przed końcem zmiany nie uważa za szczyt szczęścia. Ale już takie jego parszywe szczęście jak myślał przeklinając w duchu wszystko co mógł. Przekręcił kluczyk w stacyjce po czym zwrócił się do swojego partnera kręcąc szybko kierownicą radiowozu wyjeżdżającego z parkingu.

-Zapinaj pasy młody, wygląda na to że jednak wrócimy na kolację trochę później niż zwykle.

Nawet przez myśl nie przechodziło im jak bardzo pracowity to będzie dzień.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 04-04-2008 o 13:53.
traveller jest offline  
Stary 04-04-2008, 19:40   #4
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Drewniana chatka i wcale niekoniecznie ciepła. Niby chałupka, a jednak wcale nie taka mała. Trzy piętrowy dom w małej mieścinie był miejscem, w którym aktualnie znajdowała się Cornelia. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Dziewczyna nienawidziła Świąt. Były one sztuczną oznaką ludzkiej życzliwości, pustą, rodzinną miłością, której w rzeczywistości nie było.

- Kolejne zasrane Święta... - mruknęła pod nosem zapalając papierosa. Ciemny, toksyczny dym wyleciał z jej ust mącąc biel białych płatków śniegu. Niespecjalnie ją to obchodziła. Nienawidziła całej tej farsy, nie rozumiała po co ona jest.

- I tak wszyscy umrzemy... - dodała smutno patrząc jak papieros pomału sam się spala. Oparła się plecami o drewniany dom. Wewnątrz byli jej rodzice, młodsza siostra i starszy brat jak również babcia i dwie ciocie. Dziadka nigdy nie miała, znaczy nie pamięta by go miała.

- Palenie zabija powoli! - krzyknął w jej stronę jakiś starszy człowiek po czym życzył jej wesołych świąt. Czy on myślał, że kogoś obchodzą jego posrane życzenia?!

- Nigdzie mi się nie spieszy. - burknęła Cornelia bardziej do siebie. Rzuciła niedopalonego papierosa w górkę śniegu i weszła z powrotem do domu. Powiesiła swoją kurtkę obok reszty kurtek. Wszyscy mieli jakieś wesołe rzeczy ze światecznym akcentem. Bluzę z reniferkiem, do spodni przyszyty święty mikołaj z materiału, albo nawet jakąś głupią choinkę! Dziewczyna chciała ominąć wszystkich tak by jej niezauwazyli jednak nie udało jej się. Mama, która próbowała poprawić wygląd choinki zorientowała się iż jej córka idzie do swojego pokoju na górze, zamiast spędzić czas z rodziną.

- Cornelio, posiedź trochę z nami - powiedziała miło kobieta. Jej głos przesycony był życzliwością, co tylko potęgowało gniew jej córki.
- Nie. - odburknęła Cornelia.
- Czy Ty paliłaś?! - spytała, jednak dziewczyna przemilczała to - Kochanie, martwie się o Ciebie. Co się dzieje? - spytała podchodząc do niej i położyła swą dłoń na jej zimnym, rumianym policzku.
- Nic. - odpowiedziała naburmuszona strącając dłoń matki.
- Cornelia, jak Ty się zachowujesz?! Zwracaj się do mnie jak należy, nie jestem Twoją koleżanką!!
- Pierdol się! - syknęła i wbiegła na schody kierując się do swojego pokoju.
- Corni, ja tylko chciałam byś spędziła z nami trochę czasu! - nalegała matka.
- Nie mam zamiaru brać udziału w tej paradzie równości! - krzyknęła i zaraz po tym dało się słyszeć trzask drzwi.

Dziewczyna wskoczyła na swoje dużo łóżko i wyjęła telefon komórkowy. Ciągle myślami była przy tej sztucznej dobroci swojej matki.

- Nagle zrobiła się taka miła, ta jasne... - szepnęła sama do siebie po czym skupiła się na treści SMS'a.

Ty jedyna wiesz, że miłość to ból
i tylko ty znasz ludzkie cierpienie.
I nie ma nikogo, kto tak jak my
potrafi pojąć bezmyslne istnienie.
Bo to wszystko jest bez znaczenia
I tylko jeden błysk, ma tu sens
To nasza cicha, miłosna gwiazda,
lśniąca wspólnym, poświęconym życiem,
W imię miłości, wiecznej, walecznej
Tej krwawej i łzawej, naszej odwiecznej.

KC., Cornelia.


Wysłała wiadomość i spojrzała na okno. Śnieg przypomniał jej dni nostalgii i zadumy. Pamięta, że pierwsze cięcie wykonała właśnie w zimę. Były to te same Święta, te najgorsze.

- Nienawidze ich. - syknęła i gwałtownie wstała z łóżka. Założyła ciężkie buty i narzuciła na siebie pomarańczową bluzę. Założyła rękawiczki bez palców i wsunęła na spodnie żółte getry-nakostniki. Ostatecznie założyła średniej długości, fioletowy płaszcz w czarną kratkę i po cichu zeszła na dół. Rozejrzała się uważnie czy nikogo nie ma w salonie i gdy była już pewna pędem ruszyła w kierunku wyjściowych drzwi.

- Jeśli gdzieś wychodzisz to może kupisz rodzynki?! - usłyszała wołanie swojej matki, zaś jej ton był irytująco miły.

- Kurwa... - przeklęła pod nosem zaciskając dłoń na klamce. - Dobrze! - odpowiedziała i pospiesznie wyszła z domu. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi wyjęła z torby paczkę papierosów.

- A ja powiem mamie, że paaaa-liiiisz. - usłyszała dziecinny głosik swojej głupiej siostrzyczki, która właśnie siedziała przy oknie w swoim pokoju na drugim piętrze. Dziewczyna spojrzała w górę i skrzywiła się niesmacznie.

- Spierdalaj gówniaro. Co Ty możesz o tym wiedzieć... - burknęła i wyjęła papierosa. Niespiesznie zatrzasnęła go w miękkich wargach swoich ust.
- Bo to zabija! - odpowiedziała mała.
- I tak prędzej czy później umrzemy. Nie ma nadziei na tym świecie...tutaj nie istnieją Happy End'y. - powiedziała melancholijnie Cornelia zupełnie jakby się zamyśliła.
- Ale Ty jesteś EMO... - rzekła jej młodsza siostrzyczka przewracając oczami.
- C-co?! Idź sobie pograć w pokemony! - syknęła Cornelia i schowała z powrotem papierosa do paczki, zaś paczkę, do torby. Cindy pokazała jej język i zamykając okno zniknęła z pola widzenia zirytowanej już mocno dziewczyny. Miała iść do sklepu, po jakieś tam "rodzynki". Nie odpowiadało jej to, ale cóż lepszego miała do roboty?
Sunąć z wielkim trudem przez ciężki śnieg usłyszała nagle pisk hamulców po którym nastąpił niewyobrażalny huk.

- Hmm...rodzynki, wypadek? Wypadek czy rodzyny? Idę, też chce to zobaczyć zanim tłum zasłoni mi widok. - mruknęła sama do siebie i zmieniając kierunek ruszyła w kierunku huku. A przecież mówiłam, że nie ma dla nas nadziei...wszyscy umrzemy, prędzej, czy później...
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 06-04-2008, 00:55   #5
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
~ cholera jak zimno!~ Jennifer klęła w duchu rozcierając skostniałe ręce. Ubrana była w gruby kożuch, opatulona szalikiem oraz polarową czapką. Instalacja od wczoraj nie działała jak trzeba, a hydraulik miał przyjść dopiero po południu. Jennifer postanowiła zacząć sprzątać, w końcu połowa rodziny miała do niej przyjechać, a w domu nic nie robiła od tygodnia. Jej lekko spasiony owczarek niemiecki, leżał spokojnie przeciągając się od czasu do czasu, nie kwapiąc się do wstania.
Choinka prezentowała się ślicznie, migające wiecznie lampki i świeży zapach igieł, doskonale nadawał nastrój świąt. Kobieta zrobiła sobie gorącą kawę i schowała wczorajsze wino do lodówki. Po chwili zdała sobie sprawę, ze niepotrzebnie, gdyż temperatura w jej mieszkaniu jest na pewno zbliżona do tej w lodówce.
Kawa natychmiast ją rozgrzała i nieco obudziła. Jennifer postanowiła ponownie obdzwonić rodzinę , żeby upewnić się czy wszyscy przyjadą. Okazało się, że było to słuszne posunięcie, jedna ciotka oznajmiła, ze przyjeżdża jej znajoma z Anglii i niestety nie może być, druga wymyśliła coś innego Jennifer już nie pamiętała co. Zdenerwowała się, tak liczyła na więcej kasy od rodziny. Teraz skazana była na samych rodziców, którzy tak naprawdę nie wiedzieli do końca czym się zajmowała. A wystarczyło jedynie spytać jakąkolwiek sąsiadkę, czy napotkanego przechodnia. Kobietę irytowały wścibscy mieszkańcy. Szczególnie te starsze kobiety, które najpierw rozpowiadały o jej niekompetencji i śmiały się z jej zajęcia, a następnie gdy miały problem przychodziły, aby postawić im tarota i uchyliła rąbek przyszłości

Jennifer jeszcze raz roztarła skostniałe dłonie i zajęła się sprzątaniem, nie miała pojęcia kiedy przyjadą rodzice. Zaraz zadzwonił telefon z pracy, okazało się że czeka ją nocka ~ cholera i znowu to samo~ zaklęła ponownie, to była jej trzecia nocka z rzędu, przydałoby się wyspać.
Jennifer przed tym postanowiła postawić sobie jeszcze karty.

Nieszczęście, chłód i śmierć...

~ zapowiadają się ciekawe święta...czyżby rodzice nie przyjechali...~ zamyśliła się chwile i zasnęła w kożuchu, szaliku i czapce...Niepokojące sny nie pozwoliły na kojący sen.
Obudził ją dzwonek do drzwi i szczekanie psa.
~ Hydraulik...w końcu ~ pomyślała i pobiegła otworzyć.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 07-04-2008, 23:13   #6
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Mustang przejechał koło nowo postawionej tabliczki, która zastąpiła tą zasłużoną. Litery na niej układały się w napis: Greetings in Dark Mountain. Auto przybrało na prędkości i o mało nie przejechało jakiegoś chłopca, które niespodziewanie wbiegło na ulice goniąc jakiegoś kolegę ze śnieżkami w dłoniach. Pojazd wjechał dalej w miasto, wszędzie panowała atmosfera świąt- kolorowe lampki oszpecały ulice, choinki i inne ozdoby. Wszyscy gdzieś szli w swoim kierunku dokonując ostatecznych przedświątecznych przygotowań. Auto zaparkowało przed starym dwugwiazdkowym motelem LIKE A HOTEL.
Budynek wyglądał na dawno malowany, a okna nie wydawały się chronić idealnie przed zimnem. Z pojazdu wyszedł młody mężczyzna ubrany zaledwie w koszulkę, co wydawało się dziwne o tej porze roku. W ręku trzymał skórzaną walizkę. Poszedł w kierunku drzwi ignorując jakiegoś obdartego pijaka życzącego mu "Wesołych Świąt". Wnętrze motelu prezentowało się tak samo jak z zewnątrz, na dodatek temperatura była bliska zeru. Na przeciw wejściu była drewniana lada z depozytem na ubrania. Siedziała przy niej stara kobieta, która w tej chwili dopalała papierosa. Gość podszedł do lady na której leżało radio grające świąteczną muzykę i burknął w prośbie pokoju.

-Pale nie widać- odparła recepcjonistka i zaciągnęła się.

-Kur*o, chcesz coś zarobić?

-Nie czujesz atmosfery świąt- uśmiechnęła się sztucznie-Jedna nocka? 25$. Przybysz wygrzebał z kieszeni spodni dwa banknoty i jedną monetę. -Łazienka w pokoju. Jak chcesz telewizor to jest na pierwszym piętrze. Tu jest stołówka- kobieta wskazała na duże drzwi po prawej-Jutro rano, możesz zjeść śniadanie. Mleko chyba.

- Wali mnie to co jest na śniadanie. Klucz poproszę.- wyciągnął dłoń w oczekiwaniu na przedmiot. Dostał po chwili klucz do pokoju nr. 23.

-A jeszcze nazwisko.

-Harry Folsey- skłamał John Conny, bo takie było jego prawdziwe imię. Obrócił się i poszedł schodami do góry. Słyszał jak recepcjonistka powtarzała szeptem jego dane co było trudne do uchwycenia przez grające dość głośno radio. Po chwili zmysł słuchu Connego wychwycił coś jeszcze- pisk opon i zderzenie. Obojętny na to wszedł w górę po schodach z myślą o ciepłym prysznicu.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 09-04-2008 o 22:59.
Pinn jest offline  
Stary 12-04-2008, 16:09   #7
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Kate McCall

W miarę zbliżania się Kate zauważyła, że między maską a latarnią jest jakiś kształt. Postać. Człowiek! O Boże, tam na pewno ktoś zginął!

Gdy dziewczyna dotarła na miejsce zobaczyła ze człowiek jest zmiażdżony pomiędzy słupem a samochodem. Nie zostało z niego prawie nic. Tylko jego ubranie jest tak dziwnie poszarpane, Kate nie mogła sobie wyobrazić jak samochód mógł tak poszarpać ubranie. Chyba ze już prędzej tak wyglądało, ale kto chodzi zimą w poszarpanych ciuchach?

Kate zajrzała do kierowcy. Jej stan także nie prezentował się obiecująco. Wszędzie było pełno krwi płynącej z miejsc, gdzie kawałki szyby wbiły się w ciało. Wyglądało też na to, ze kobieta ma zmiażdżone nogi. Dziewczyna sięgnęła ręką w stronę szyi kierowcy by sprawdzić puls. Nie, nie żyje, i raczej już nic nie da się zrobić. A zaczął już się schodzić tłum gapiów.

Oczywiście nikt się specjalnie nie spieszył by pomóc. Nie ważne że śmierć jest oczywista, mogli by chociaż spytać czy wezwać karetkę. Pieprzone małe miasteczka, w większych zawsze znajdzie się ktoś oferujący pomoc.

- No i co się tak gapicie? Ma ktoś komórkę? Zadzwońcie po pomoc, mamy tu dwa trupy.

Na te słowa, jakby chciał sobie zakpić, jeden trup wydał z siebie nieokreślony bełkot. Jakieś uuaaaałahaaabbbłłłeee. Wszyscy zdziwieni spojrzeli w tamtym kierunku. Można by oczekiwać na twarzy niedoszłego trupa grymasów bólu, ale jego twarzy w ogóle nie było widać pod tą warstwą krwi. To, że przeżył, to jakiś cud!

Kate podbiegła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Jak się pan czuje? Gdzie pana najbardziej boli? - odwróciła się do ludzi. - No zadzwoni ktoś wreszcie po pogotowie?

W tym momencie pan niedoszły trup złapał Kate mocno za ramię, z siłą jakiej nie spodziewa się po tak rannym... człowieku.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher

Ostatnio edytowane przez Redone : 17-04-2008 o 13:47.
Redone jest offline  
Stary 15-04-2008, 17:48   #8
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ze zbędną egzystencjalną myślą Cornelia ruszyła w stronę z której dał sie słyszeć głosny huk. Przez chwile zastanawiała się czy na pewno idzie w dobrym kierunku, jednak niepewność szybko minęła gdy tylko dojrzała w oddali tłum ludzi.

- No tak, już sie zaczęło, a mnie tam nie ma... - syknęła zupełnie jakby tuż obok niej ktoś szedł.

Tańczyłam z diabłem wśród ognistych lilii
Tuliłam się do śmierci, odrzucającej mą czułość.
Legendarna kara za życie męczennika.
Żyje za kare, że nie umarłam,
umarłam za kare, bo chciałam żyć...

Gdy dziewczyna dotarła na miejsce nie było już gdzie stanąć by mieć dobry widok. Nagle obcy, kobiecy głos podsunął jej pomysł.

- Ej ludzie odsuńcie sie jeśli nie macie zamiaru pomagać! Idźcie wsadzić sobie choinke w dupe i bombke w gardło, może wtedy zrozumiecie że Święta to nie są piękne ozdoby ani zasrana, sztuczna życzliwość...której zresztą nawet tutaj nie widze... - dokończyła Cornelia gdy zdążyła przebić się już przez tłum i dotarła do samego centrum zdarzenia.

- No i co się tak gapicie? Ma ktoś komórkę? Zadzwońcie po pomoc, mamy tu dwa trupy. - krzyknęła zdenerwowana kobieta stojąca najbliżej wypadku.

- A ruszają się?! - rzuciła żartobliwie dziewczynie i wyjęła swój telefon komórkowy. Otworzyła klapkę i zaczęła wybijać numer awaryjny. Spojrzała spode łba na gapiący sie tłum.

- Taaa, mnie też podnieca ta MARTWA atmosfera Świąt. Czyż to nie słodkie, że Ci ludzie zginęli razem? Szkoda tylko, że oda trupy są zapewne męskie... - dodała dosć obojętnie. Przyłożyła telefon do ucha i wyciągnęła z torby papierosa.

- Hallo? Tak? No świetnie że w końcu Pani odebrała, bo mam mały problem i bynajmniej nie chodzi tu o mojego ojca, który usiadł dupą na bombce...co? Nie, to nie jest żaden głupi żart. Powiedziałaby raczej, że dość zajebiście śmieszny. Otóż...słucham? Jak to mam oddać mamie telefon i sie więcej nim nie bawić...hallo? hallo?! Ej ludzie, tutaj komuś sie limit na karcie ŻYCIA skończył, ktoś sobie nadużywał, EJ!!! - wydarła się gdy usłyszała głuchy dźwięk w telefonie.

- Ale Ci ludzie są kurwa mili...mogłabym umierać a i tak wszyscy mieliby to w dupie...zawsze tak jest... - mruknęła do siebie i odwróciła się w stronę kobiety która z dwoma trupami stała przy samochodzie.

- Hej, może by Pani przestała grzebać w tych trupach?! Jeszcze dobrze nie wystygły, a Pani już je bezcześci...
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 15-04-2008 o 17:51.
Nami jest offline  
Stary 15-04-2008, 22:13   #9
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Witaj Jenny! Niespodzianka! – krzyknęła matka całując ją w policzek.
- Witajcie! -Wymusiła uśmiech i ucałował obojgu. Matka weszła do domu rozglądając się zacisnęła usta.
- Dziewczyno ty kompletnie sobie nie radzisz! Taki nieporządek! Jak to tak można...a myślałam , ze jesteś samodzielna... – Powiedziała kręcąc głową, ruszyła w dalszą cześć domu
- A co tu tak zimno? Spytała z drugiego pokoju! Byś chociaż te naczynia uprzątnęła...

Ojciec uśmiechnął się i jeszcze raz przytulił się z córką
- Chciałem dać znać wcześniej...
- Rozumiem...wejdź...
Jennifer uprzątnęła wszystko z grubsza, nie zwracając na komentarze matki, zrobiła herbatę i zasiadła z rodzina do stołu.
-Przepraszam, ale musze wyjść z psem i zrobię zakupy... – powiedziała przerywając niezręczną ciszę. Bruno, tak nazywał się jej pies, natychmiast poderwał się widząc, że pani sięga po smycz. Kobieta prawie wybiegła z domu, po drodze mijając kilka sąsiadek, które mierzyły ją podejrzliwym spojrzeniem.
Sklep był niedaleko, otwarty 24 godziny na dobę nawet w święta, ze specjalną ławką i rozłożystym kolorowym parasolem dla miejscowych pijaczków.
Spostrzegła zgromadzenie niedaleko, powolnym krokiem ruszyła w tamtą stronę, przyglądając się uważnie.
Poczuła niepokój...

Nieszczęście, chłód i śmierć...

Tak mówiły karty, a myliły się rzadko. Jenny przyśpieszyła kroku, tłum stał i wpatrywał się w rozbity samochód. Jakaś kobieta próbowała, ratować nieruchome ciała. Bruno stał obok niej i machał wesoło ogonem.
Jenny stała widok krwi, nie wzbudzał w niej pozytywnych emocji. Bez zastanowienia chwyciła za telefon i zadzwoniła po karetkę.

Usłyszała nieokreślony bełkot.
- Oni jeszcze żyją! Dzięki Bogu! – krzyknęła i przebiła się nieco przed tłum. Nagle jeden z niedoszłych umarłych chwycił mocno „ratowniczkę” za ramię. Jenny stanęła jak zamurowana, Bruno zaczął szczekać groźnie.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 16-04-2008, 13:58   #10
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Leon

Włączyli wycieraczki, śnieg padał już coraz gęściej a szumy w radiu nasilały się tak, że nie można było złapać nawet niczego z lokalnej rozgłośni. Leon zaklął cicho pod nosem, ściągnął czapkę i przejechał ręką po gęstych włosach.

-Nudzisz się co młody?

Widać było, że oboje nie darzą się zbyt dużą sympatią. Co prawda mogło być gorzej tak jak Josh Simons który wylądował z w łóżku z byłą żoną Franka przez co ten rozkwasił mu nos i skończył długoletnią przyjaźń ze swoim partnerem. Teraz dali mu żółtodzioba, do przyuczenia, rok max dwa. Akurat wtedy Frank będzie mógł ubiegać się o wcześniejszą emeryturę i wyjedzie z tej zapyziałej dziury. Ta myśl zawsze działała na niego kojąco.

-Wiesz Frank czasem zastanawiam się jak mogłeś spędzić całe życie w takiej dziurze i co najwyżej wypisać kilka mandatów w tygodniu.

-Aleś wyszczekany jesteś synku. Przykro mi ale nie jestem w nastroju żeby przerabiać znów tej samej śpiewki.

Ale Frank wiedział, że ten gówniarz który mógłby być jego synem ma rację. Powinien już dawno stąd wyjechać ale jakoś nie miał na to wszystko jaj. Całe świat zawsze kręcił się wokół Dark Mountain, ale niedługo zamieni to na słoneczną plażę gdzieś na Haiti. Tak, to by było coś.. Może jeszcze uda się poznać jakąś kobietę w średnim wieku.

Skręcili na sygnale z Boston Street z której można było wyjechać z miasta i dostać się wprost do autostrady i wjechali w Lincolna. Co dziwne prawie nikt ze sporego tłumu gapiów nie zareagował na głośne przybycie stróżów prawa.

-Co jest do chole..

Zatrzymali się najbliżej jak mogli przed tą dość dziwną sceną i wyszli z radiowozu. W tym momencie ktoś podbiegł do Leona łapiąc go za mundur i krzyknął.

-Pomóżcie jej na miłość Boską!
-Proszę się odsunąć i dać nam..


I właśnie w tym momencie poczuli, że coś tu jest nie tak. Bardziej usłyszeli to niż zobaczyli. Frank odsuwał ludzi na bok z poleceniem żeby stanęli z boku. Leon nie odstępował go ani na krok. Przed nimi był wrak samochodu, dalej szczekał jakiś pies ale nikt inny nic innego nie wydawało żadnych odgłosów. To właśnie szczekanie psa upewniło ich, że ta surrealistyczna scena dzieje się naprawdę. Dwóch poszkodowanych i jedna kobieta która jakoś nie przypominała ofiary wypadku. Frank podbiegł do szamoczącej się dziewczyny złapał za ramię i z trudem wyszarpnął ją z uścisku napastnika. Oboje ciężko zwalili się na śnieg po czym drżąc ciężko dziewczyna odczołgała się dalej, nie patrząc w stronę wraku i tego "czegoś".

Leon nie stał już tak twardo na śniegu. Jego kolana zrobiły się dziwnie miękkie w ciągu kilka sekund od chwili kiedy stanęli z Frankiem przed czymś co stanowczo wykraczało poza normalną sytuację. Spoglądał w martwe oczy kogoś kto na pierwszy i na drugi rzut oka powinien już umrzeć. To dla czego do jasnej ciasnej jeszcze żyje? Frank wstał ze śniegu otrzepując płaszcza patrząc z mieszaniną odrazy i przerażenia na dosłownie pół mężczyzny, który wciąż machał rękoma usiłując ich dosięgnąć.

-Chyba jest w szoku.. Leon zawiadom centralę żeby przysłali ambulans i strażaków.. trzeba go stad wyciągnąć. No co się tak gapisz ruchy!

Jeden pojedynczy huk zagłuszył jego słowa. Frank ze zdziwieniem spoglądał na swojego partnera który wydawało się z jeszcze większym zdziwieniem obserwuje lufę swojego pistoletu z której jeszcze przez chwilę unosił się biały smużek dymu.

Kula trafiła w sam środek głowy kładąc kres żałosnym wysiłkom jej właściciela. Reszta ciała bezwładnie opadła na maskę i już nigdy więcej nie miała się poruszyć. Tłum wstrzymał oddech. Starszy z policjantów szybciej doszedł do siebie, podszedł do Leona wytrącając mu broń z ręki i powalił na ziemię celnym sierpowym.

-Ty idioto! Wiesz co zrobiłeś? Ja umywam od tego ręce! Umywam, słyszysz !?

-Frank, on już nie żył, widziałeś to coś, jego oczy..

-Zamknij mordę i nie pogarszaj swojej sytuacji.

Podszedł do zmasakrowanych zwłok i sprawdził puls. Teraz to faktycznie już nie żył. Pomyślał z goryczą nad tym jak jego partner zmarnował sobie życie. Przeklęty osioł. Na szczęście są świadkowie i nikt nie wrobi go w takie bagno 2 lata przed emeryturą. Otworzył drzwi od strony kierowcy i nachylił się nad zwłokami kobiety, wyglądającymi znacznie lepiej od tych tkwiących na masce. Kobieta krwawiła z kilku ran i wyglądało na to, że jej nogi są zmiażdżone ale mogła jeszcze żyć. Szukał pulsu choćby słabego, ledwo wyczuwalnego ale wyglądało na to że ten pasażer także nie miał szczęścia. Miał już dać sobie spokój kiedy kobieta zamrugała powiekami. Był pewien że to widział.
A więc żyje, pewnie i tak stanie przed sądem za spowodowanie wypadku ale żyje. Musi zawiadomić pogotowie. Odczepił pasy i wyjął kobietę z samochodu i szedł z nią wolno na rękach do radiowozu czując na sobie spojrzenie całej masy ludzi. W między czasie Leon powoli podniósł się z ziemi ale Frank zignorował go całkowicie. Zdawało mu się że usłyszał słaby głos kobiety, wyglądało na to że majaczyła przychylił ucho żeby usłyszeć słowa brzmiące jak niezrozumiały pomruk. W ciągu następnej sekundy poczuł eksplozję bólu z którą nigdy wcześniej nie miał do czynienia.

Zęby kobiety wgryzły mu się w ucho odrywając spory kawałek. Za nim dotarło do niego co się stało zaczął krzyczeć, słyszał własny krzyk nie zdając sobie sprawy że to on jest tym który krzyczy, próbował odtrącić kobietę ale jej chude sine ręce stawiały niespotykanie silny opór. W końcu upadł na kolana wciąż trzymając kobietę w swoich ramionach, która wgryzała się coraz bardziej w jego szyję, bezwładnie zwiesił w dół głowę. Frank Marconi był jednym z pierwszych którzy tej nocy spojrzeli śmierci w oczy. I wrócili żeby o tym opowiedzieć.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 17-04-2008 o 09:20.
traveller jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172