Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2008, 20:05   #11
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Uhmathael
Człowiek, podchodzi, podnosi Cię, pomaga powstać. Zielone oczęta, stara blizna na dłoni i pomarszczona wiekiem twarz. Cóż to znaczy? Pierwsze wątłe kroki, nie boli, ledwo powłóczysz nogami. Wsiadasz do... samochodu. Te słowa, czy nigdy nie przestaniesz się nad nimi dziwić? Siadasz, ciemność ogarnęła Cię...
Światłość! Tak, budzisz się, leżysz na łożu w, w... w szpitalu. Obok Ciebie są łoża towarzyszy. Czyżby ten człowiek was tam zaprowadził? Ulga, tak, czujesz się lepij, tu nie śmierdzi, nic nie boli, nic nie trzaska, nie ma nawet tego potwornego zmęczenia. Masz na sobie szpitalna koszulę, osprzęt wystukuje równomiernie tętno.
-...Pi, Pi, Pi, Pi, Pi...
Twe serce. Nie ogniste nie płomienne, nie posiadającej iskry bożej. Tylko góra mięsa. Na pewno?
-Nie obchodzi mnie siostro co majaczy Michael. Faktycznie dziwne przypadki...
-Chciałabym zauważyć że to...
-To już pani wie skąd biorą scenariusze archiwów x. Tymczasem chcę prędko skończyć obchód...
Koło waszych łóżek rozmawiał lekarz z pielęgniarka, obydwoje dość lodzi, pełni radości życia i zmęczeni. Ty zaś w jakiś ludzkich szmatach, śmierdzą one człowiekiem...

Andrel
Mróz przeszył Cię. Czy zostawiono Ciebie na pastwę losu? Milcząc syn ludzki pomógł wejść do maszyny Twoim towarzysza. Czemu nie tobie? Zostawia? Na pastwę, na pastwę... śmierci? Nie, jej nie ma. A może teraz Cię tyczy? Może jesteś człowiekiem? Ulga, ulga błogiej nieświadomości zaczęła Cię pochłaniać, od stóp, poprzez tors aż po głowę. Ostatni widok, policjant podnoszący Cię z trudem. I wyszeptane przy tym sowa:
-Urlop i podwyżka... jak zacznę opowiadać to mnie w pychiatryku zamkną...
Ulga.
Szpital. Tak, szpital. Szpital. Szpital. Czemu wciąż te słowo obija się w Twym umyśle? Już minęło te zamącenie, już nie ma bólu. Jesteś w szatach, w szpitalnych szatach, w piżamie. Są inni. Są też ludzie nieopodal Was, lekarz i pielęgniarka. Mówią, gdzie owy starszy człek? W oddali miga oświetlenie pomieszczenia jakby przygaszone pod Waszą tragedią. Czujesz wilgoć na palcu, spoglądasz. Tak, coś go ukuło, mały, czarny cierń.

Ambustiel
Bolało, mądre ślepia zwierzaka wpatrywały się w Ciebie zaciekawione. Zapewne, była w nich iskierka boża. Człowiek wciąż wystraszony, lecz pewniejszy siebie pomógł wstać jednemu z Was. Teraz podszedł i do Ciebie? Czemu? Adamowi kłaniać się mieli wszyscy aniołowie. Podczas gdy on... słaby, wystraszony, wpatrujący się w Ciebie pytającym wzrokiem. Nie odrzekł nic, zaprowadził do samochodu, posadził obok siebie.
Nie wiesz jak, nie wiesz czemu, znalazł się tam też kot. Prężył grzbiet, rozciągał się. Bolało, lecz czym był ból?
Wspomnienia nastały lecz nim je usłyszałeś już zamilkły. Otwierasz oczęta, bez bólu. Spałeś? Lecznica, jakiś mężczyzna i kobieta rozmawiają, Ty w szatach. I co dziwne, owy kot chodzi po podłodze leniwie. O czym mogą mówić? Szepczą, nie słyszysz. Czujesz jeszcze czyjaś obecność, prócz Ciebie i trzech innych, jeszcze kogoś, potężnego, cierpiącego.
Lica Twego ukochanego anioła, znienawidzonego. Znowu je sobie przypominasz. Czy ten obraz będzie musiał towarzyszyć Ci do końca?

Christianus
Mrok, ciemność, zupełnie jak tam gdzie miałeś pełnić wartę, zupełnie jak przed otchłanią. Sen, czy to był sen? Śniłeś? Jedno pewne, obudziłeś się i prócz zmęczenia nie ma nic. Ulga od bólu, gdzież możesz być? Gdzie reszta co się stało? Leżysz na łóżku, podpięty do kroplówki, respiratora, obok Ciebie towarzysze niedoli. Te słowa, czemu znasz ich znaczenie? Kolejna tajemnica. Ubrany, tyle ze jak... Ludzie, dwoje, rozmawia.
O czym? Czujesz niemoc, czujesz ulgę i zmęczenie, czujesz żal i rządzę zemsty, odczuwasz moc i słabość. Gdyby była to prawa, wtedy prawdy by nie było... Cóż znaczyła ta myśl przemykając w Tobie. Jesteś człowiekiem? Niemożliwe! Jesteś istotą doskonalszą. Tak doskonała ze ludzie musieli ją leczyć...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 10-04-2008, 02:06   #12
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Szpital. Otumiająca biel. I ten ciągły dźwięk tuż nad głową "pi,pi,pi". Ambu przymknął oczy. Nie pamiętał, jak się tutaj znalazł. Nie tak do końca... Ten człowiek pewnie go tu przywiózł tą metalową skrzynią na kołach. Samochodem. Słowo przybyło znikąd. Objawiło się w jego u umyśle i postanowiło tu pozostać. Uśmiechnął się cierpko. "Jaki piękny prezent od Jahwe na pożegnanie." Coś potoczyło się po podłodze. Ambu oparł wygodniej głowę na poduszce i spojrzał w dół. Zielone ślepie spoglądało na niego uważnie. Właśnie zakończyło zabawę śrubką, lepiej nie wiedzieć skąd wymontowaną. Wydało z siebie chrapliwy pomruk. Czekało. "Zupełnie tak, jak ostatnim razem. Formidiel też czekał i spoglądał na mnie tym swoim ufnym, psim wzrokiem. Czy istnieje szansa, że kiedykolwiek Cię odnajdę?" Ambu, dość niezgrabnie usiadł. Jego ciało nie za bardzo go słuchało, zachowywało się dość bezwładnie, a do tego jeszcze te rurki i kabelki poprzypinane dosłownie wszędzie. Postawił stopę na ziemi, potem drugą i zsunął się z łóżka, siadając na zimnej podłodze tuż obok zwierzaka. Ten śledził, każdy jego ruch i odsunął się kawałek, żeby nie zostać przytrzaśniętym tym ciężkim cielskiem. Nie byłoby to bynajmniej przyjemne. Obwinął się dokoła lekko wyleniałym ogonkiem, zasłaniając łapki. Kabelkom, a właściwie czujnikom od tych paskudnych maszyn, niewiele brakowało, aby się odkleić od jego skóry. Ambu podejrzewał, że jeśli to zrobią, nie będzie dobrze. I jeszcze ta rurka z igłą w ciele, która nie pozwalała zgiąć prawego łokcia. Zapewne chodziło o to, aby nikt nie siadał na podłodze.
-... gdzie on jest? - mężczyzna wolno wypowiadał kolejne sylaby, jaby niechętnie. Usłyszał szybkie kroki mocno wybijane przez damskie drewniaki.
- O Jezu! - stanęła nad nim kobieta z przerażeniem na twarzy. - Szybko, szybko, trzeba mu pomóc! - i złapała Ambu pod pachę. Mężczyzna w kitlu, przeżuwając przekleństwo pod nosem, ruszył niechętnie w ich stronę. - Szybko, podnieśmy go!
- Dobrze się Pan czuje? -
powiedział mężczyzna raczej z przyzwyczajenia, powoli. Zresztą Ambu wydawało się, że zanim mężczyzna się poruszał, najpierw myślał czy warto.
Nie zdążył opowiedzieć, kiedy mężczyzna w końcu wziął go pod drugie ramię i już siedział na łóżku. Kobieta krzątała się wokół niego, uśmiechając się życzliwie. Sprawdziła kroplówkę, poprawiła poduszki, okryła go. Pewne, zdecydowane ruchy. Musiała to robić od dawna... I tamten mężczyzna. Silny, zmęczony, a jednak flegmatyczny w sposobie zachowania... Nieważne kto, ponownie pomagał mu człowiek. Zielone ślepie gdzieś zniknęło. Ambu potarł czoło i postarał się uśmiechnąć delikatnie.
- Nic mi nie jest. - położył się grzecznie na łóżku. Człowiek, który roztacza opiekę nad aniołem. Zabawne. Ta istota z gliny, którą niektórzy nazywali niższą. Chyba wzrostem. Prychnął pod nosem. - Jestem zmęczony.
Zamknął oczy. Miał nadzieję, że po tym zostawią go samego. A kot sam się zaraz znajdzie. I pac - już poczuł jak koło jego brzucha lądują cztery łapki. Kot obwąchał kołdrę i trącił noskiem dłoń Ambu. Ten delikatnie pogłaskał zwierzątko po główce. Anioł usłyszał coś w rodzaju odgłosu zadowolenia i już po chwili wzdłuż jego boku rozciągała się czarna mrucząca wyspa (oczywiście najpierw się umyła, przeciągnęła i ubiła go swoimi łapkami). Zielone oko wpatrywało się w niego... dziękując? Możliwe. Ambu zamknął oczy. Znów, ale coraz bardziej przez mgłę, odtwarzał ostatnie wydarzenie. Nadal nie dostrzegł nic, co pozwoliło by mu stwierdzić z całą pewnością, czy rzeczywiście jego ukochany brat mu pomógł, czy to on (lub Jahwe) zesłał mu miraż. "Nienawidzę go! Zdrajca! Zdrajca miałby mi pomóc? Okrutny losie! A jeśli? Ale porywać się na cherubinów z mieczem? On?! Ten tchórz! Chociaż... Ta niepewność mnie zabije!" Otworzył oczy. Częstotliwość dźwięku maszyny podpiętej do niego wzrosła. Wziął kilka głębokich wdechów. Rozejrzał się po sali. Tuż obok leżeli pozostali z uliczki. Czyli cała kompania w komplecie. Uśmiechnął się ironicznie. Kot patrzył na niego spod przymrużonych powiek. Przynosił kojące uczucie spokoju, ciepła i miękkości przy każdym ruchu. Nie mógł tego zmienić nawet brak oka czy wyleniałe futro. Bóg wiedział co robi, gdy tworzył to zwierzę. A może to tylko przypadek, że ono takie wyszło? Kto tam może wiedzieć, co Jahwe miał na myśli, kiedy bawił się gliną... A powietrzem? A potem odsunął się od wszystkiego i przyglądał się, jak niszczymy się wzajemnie. Musi mieć spore pokłady cynizmu... "Ciekawe czy śmierć stworzył po to, aby ludzie czuli się ograniczeni czasem i nie mieli oporów przed braniem garściami z życia... Śmierć. Jak bardzo jest kruche ludzkie ciało? Czy pomieści istnienie anioła? Tylko czy ja jestem człowiekiem? Ten tam poranił dłoń na kamieniu." Ambu spojrzał na anioła leżącego nieopodal na łóżku. Kot śledził jego wzrok, nawet uniósł łeb, ale potem powrócił do poprzedniej pozycji. "Ale upadek z Nieboskłonu przeżyliśmy, jak się zdaje, bez większych urazów. Nastąpiła jakaś przemiana? Czy może to miejsce odbiera nam nasze poprzednie umiejętności?" Pogłaskał kota po łebku. Ten wyprężył przednie łapki i zapadł ponownie w przerwaną drzemkę. Były takie dni, kiedy w Ogrodzie po służbie leżeli w kilku w ogrodzie sycąc się zielenią. Wśród nich Formidiel. Ból zamienił się we wściekłość i gniew.
- Wiesz - powiedział cicho do kota, ponownie rozbudzając go z drzemki. - Będę do ciebie mówić... Morf, dobrze? - Ambu zajęło chwilę stworzenie krótkiego anagramu. Skoro to ma się za nim ciągnąć bez końca, niech przynajmniej sam ma w to jakiś wkład. Zamknął ponownie oczy.
"Bez końca... Czyli koniec może nie nadejść?" Nagle poczuł, że ktoś patrzy na niego. Że ktoś tu jest... Najpierw wbił wzrok w Morfa, ale ten już spał w najlepsze. Rozejrzał się po sali. Byli tu ludzie i ta trójka, ale to uczucie nie oni wywołali. "Majaczę, mając nadzieję, majaczę..." i ponownie zasnął.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 10-04-2008 o 16:49.
Latilen jest offline  
Stary 13-04-2008, 14:56   #13
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
- Już myślałem, że mnie zostawi - szepnął w przestrzeń. Skoro śmierć go nie dotyczy, czemu się jej boi?

Szpital. Biel wokół. Wszystko takie jasne. To jest ich wizja jasnego nieba? U nas nic nie pikało. Skrzywił się, gdy zobaczył cierń w palcu.
- Czemu mi to robisz, Uzjelu? Niedługo zajmiesz moje miejsce. Całej naszej czwórki. Ty rąbniesz w ziemię jak jakiś pieprzony meteoryt - znów bezwiednie wypowiedział głośno swoje słowa. Tylko skąd znowu je znał? Straszne uczucie. Zauważył dziwne spojrzenie pielęgniarki. Chyba nie powinni głośno o tej sprawie mówić. Na pewno nie powinni. Chyba, że anioły spadające na ziemię są codziennością.

- Przepraszam, może pani coś z tym zrobić? - szepnął cicho. Bał się śmierci. Nie znał jej. Wyjął cierń i złamał go w połowie. Mam nadzieję, że to odczujesz.- Boję się, że coś się z tym stanie. Nie wykrwawię się, prawda?

Czuł się zagubiony. Nie znał tego świata. Eden miał wyglądać inaczej. Byli inni, on i jego towarzysze. Widział to w spojrzeniu wszystkich otaczających ich ludzi. Kiedyś się dostosujemy. Mam nadzieję. Spojrzał na Ambustiela i jego kota. Samotność. Nie odezwali się do siebie ani razu. Ale Ambu miał chociaż kota.
 
Aveane jest offline  
Stary 13-04-2008, 18:37   #14
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Chciałem się wzdrygnąć, chciałem się wyrwać człowiekowi, znienawidzonej istocie, która mi wtedy pomogła. Jednak jedyne, na co było mnie stać to jęk. Cichy, stłumiony jęk rozpaczy i żalu. Ból odszedł, a może ja odszedłem tak daleko, że nie docierał do mnie.
Eksplozja światła, bieli. Znowu widziałem wyraźnie. Przez chwilę nie miałem tej świadomości, gdzie jestem i jak się tu dostałem. Lecz gdy świadomość ta powróciła, przygnębiła mnie ze zwielokrotnioną mocą. Leżąc w ciepłym łożu, przyodziany w dziwne szaty, rozmyślałem. Zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, stan niepewności, wahania, jakże ja go nienawidziłem...
Na pewno...? Na pewno dobrze zrobiłem? Czy było to rozsądne? Sprawiedliwość... gdzież ona uciekła? z czyich rąk się wyślizgnęła? Samego Boga...
Starałem się przekonać samego siebie, wmówić sobie, że będzie dobrze. Przecież to On zdradził mnie. Znajdowałem się w obcym, zupełnie obcym, przerażającym świecie. Przybrałem ciało tego, którego nienawidzę.
Człowiek. On tym wszystkim włada. Czyżby Pan wybrał go na swego następcę? Dał mu ogród, wspaniałe, najwspanialsze piękno. Gwiazdy, wiatry, kwieciste łąki i ...niewiasty.
Ciągły, monotonny dźwięk. Już nie hałas. Znikł cały zgiełk, znikła szarość, ciemność, odór ulicy.
Ulica... samochód... cukiernia...- powtarzałem w myślach, jakbym chciał zapamiętać, utrwalić. Łapałem, łowiłem nowe słowa, które i tak już jakimś sposobem wpłynęły do moich myśli, umysłu. Słowa te skaziły mój umysł, zapełniły go. Wargi moje poruszały się niemo. Nie mogłem wykrztusić słowa, splątać z głosek prostego wyrazu. A może nie chciałem? Nie byłem w stanie pokonać samego siebie, wahając się na krawędzi niezdecydowania. Kolejny raz...
Człowiek, czemuż on?! Śmierdzący, bezsilny, a jednak ukochany. Monotonny dźwięk, towarzyszący mi od początku został zakłócony przez rozmowę. Scenariusze archiwów x... obchód...
I znów ciche Pi...pi.., przypominające mi o tym, kim jestem. A nie jestem już Aniołem. Wspaniałym, dumnym, skrzydlatym - już nie.
Ubrany jestem w śmierdzące, ludzkie szaty, leżę w śmierdzącym, ludzkim łożu, dookoła mnie jest pełno śmierdzących ludzi, a ja jestem w samym środku śmierdzącego, ludzkiego świata.
Kolejne fale bezsilności, rozpaczy, żalu. Przynajmniej mych umysłów nie przyćmiewał ból. Jeszcze... Leżałem nieruchomy, z zamkniętymi oczami i ustami. Leżałem, myśląc jak mogło do tego dojść. Leżałem słaby, bezbronny, pozbawiony dawnych, wspaniałych uczuć i przymiotów, targany nowymi, ludzkimi.
 

Ostatnio edytowane przez Baranio : 14-04-2008 o 18:17.
Baranio jest offline  
Stary 14-04-2008, 18:53   #15
 
Christianus's Avatar
 
Reputacja: 1 Christianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumny
Kruchość...
Świadomość niemocy...
I gorące żądło zemsty, żądlące raz po raz, czułą tkankę sercową silnego anioła...
Nadal silnego?
Czy Ja jeszcze w ogóle żyję?

Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem. Nie czuł bólu. To był dobry znak. Jednak ta cała...nawet nie wiedział jak to nazwać. Irytacja i zdenerwowanie sięgało zenitu. Gdyby był tam na dole, zapłonąłby żywym ogniem. A tu? Cóż może zrobić, biedny, mały i świadomy swej przemijającej potęgi człowiek?
Czy to nie żałosne?
Znów uderzenie zimna i gorąca.
Jak niby mam się mścić, o Jahwe!?
Przyssany do tej kroplówki, uzależniony od skomplikowanej aparatury. Walka...esencja życia anioła, tak boleśnie odebrana rani duszę delikatnej z wierzchu istoty raz po raz, niby przeciągany przez ciało drut kolczasty.
I ta kurewska niemoc...
 
__________________
Uczyć się, modlić do swego Boga i pracować. Zawsze czerpać pełnymi garściami z życia, czując się jednocześnie bezwarunkowo szczęśliwym. Pracować nad sobą i kochać za nic. Oto co znaczy być dobrym człowiekiem.
Christianus jest offline  
Stary 14-04-2008, 22:55   #16
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Ambustiel
Lekarz rzucił spokojnie:
-Niechaj odpocznie. Jutro porozmawiamy.
Wyszedł, tym razem szybko, szybciej od pielęgniarki podążającej zanim. Może gdzieś się spieszył? Po chwili było ich tutaj, z początku znajdowali się za szybami, by zaraz zniknąć Ci z pola widzenia. Zgaszono światło, mrok ogarną pomieszczenie, mrok którego nie znałeś. Nie ciemność, ta z Edenu, najczystsza kwintesencja mroku. Jakby wystraszony ciemnością Twój kot uciekł gdzieś w ciemny kont. I ciemność pochłonęła go, ani jeden dźwięk nie dobiegł z mroku. Lecz po chwili usłyszałeś jakiś upiorny rechot, złośliwy lecz... sympatyczny. Głos słyszane wiele razy, lecz teraz jakby bardziej żałośnie.
-Hehehe, nieźle łupnęliście, nie powiem.
Zagrzmiało... nie to nie były niebiosa, nieco szorstki głoś przemówił. Z żałością, i dawną potęgą. Czyżby to sam mrok się odezwał? Lecz nie, tak oto coś błysnęło, w trzasku palonego drewna wyłonił się z nocy nagi płonący mężczyzna. Nie ważne jak wyglądał, ważne że płonął rozświetlając ciemność, a płomienie nie czyniły mu szkody. Niczym żałosny pan ognia, którego przykuto na weki do swej domeny. Azazael. Tak, już poznajesz.
-Wy dalej połamani? Ehhh....
Usiadł na krześle pośrodku pomieszczenia, które pojawiło się tam niewiadomo skąd. Twój kot zaczął się do niego łasić, lecz nie w łagodny, piękny sposób. Zaczął drzeć mu pazurami o nogę wyszarpując ranę z niemałą radością. On Tylko spojrzał na zwierze i się uśmiechnął. Milczał, milcząc czekał na wasze słowa, na Twoje i Towarzyszy.
-Andrel, Uhmathael, Christianus i Ambustiel.
On to powiedział, czy tylko Wasze imiona zabrzmiały w Twej głowie?

Andrel
Coś drgnęło, wyszli, zgasili światło. Mrok, ciemność, obca i przytłaczająca. Wprost pustka. Czym była pustaka? Początkiem świata? Skoro Jahwe był wszystkie, czy był pustka i Tym mrokiem?
-Hehehe, nieźle łupnęliście, nie powiem.
Usłyszałeś głoś z ciemnego konta. Dumny, wredny. Czyj? Ciepło, jest Ci cieplej. Azazael. Tak, on, czy on? Cóż to znaczy? Płonąca, naga postać siada na krześle. Skąd krzesło wzięło się na środku pokoju? Krew leci mu z prawej nogi, posiada poszarpaną ranę. Wcześniej Twych uszu dobiegły słowa pełne potęgi i... nie chwały, lecz przekleństwa.
-Wy dalej połamani? Ehhh....
Cóż to znaczy? Ma u ramion skrzydła, też ni czyniąca krzywdy otoczeniu, całe płomienne. Oplecione ognistą rośliną. Uśmiecha się dumnie, trochę z bólem, trochę smutnie, a przede wszystkim z udawanym spokojem, jakby go nic nie dotyczyło. Czy tak jest? Czy to on, Azazael, jeden z najwyższych?

Uhmathael
Pielęgniarka, lekarz, opuścili salę. Zgasło światło. Zupełnie jak przy tworzeniu świta, co? Ciemność zadawała się piękna otuliną dla ciebie, pierwotnym stanem rzeczy. Odpoczynkiem i ulgą. Na pewno? Ktoś mówi, tak, Azazael. Ten dumny, pełen mocy i niezachwiany głos poznasz zawsze.
-Hehehe, nieźle łupnęliście, nie powiem.
Treść zgoła inna, a może już nie pamiętasz co mówił w niebiosach? I ten nieprzyjemny rechot. Cóż znaczyło? Cóż znaczył goły człowiek? Płonący? Ogień nie czynił mu żadnej krzywdy. Czemu?
-Wy dalej połamani? Ehhh....
Rzekł niczym chrzęst pocieranego metalu i usiadł na krześle pośrodku sali. Oczy zielone, smętne, włosy rude, tak ogniste jak płomienie na nim. Potężna postura i duma. Duma bijąc wszędzie. A jednocześnie upokorzenie. Czemu to czujesz? Kim on jest? Azazael? Jeden z wielkich? Jakim cudem? Cóż znaczy cud, cóż to wszystko może znaczyć. Ogniste języki zwano rozświetlały pomieszczenie. Światło, lecz inne. Takie ziemski. Smród, chyba śmierdzisz. Człowiekiem.

Christianus
Kiedy zgasili światło, kiedy wyszli, wtedy Ty poczułeś się jak kiedyś. Jeden z wartowników na krańcu. Cisza, pustka. I ten rechot, paskudny śmiech. Czyj? Czujesz w nim moc, potęgę.
-Hehehe, nieźle łupnęliście, nie powiem.
Głos zimny, złowrogi, który naśmiewa się z Ciebie! O tak, na pewno! Cóż począć? Naśmiewać się, znowu obce słowo. Mrok rozjaśnił się, wyszedł z niego goły człowiek, cały płonął chociaż ogień nic mu nie robił. Powiedział coś i usiadł. Co? Żebyś wiedział.
-Ogień, płoń, żar, trawi ogień...
Niczym pieśń przebiegły słowa w Tobie. Czemu? Mężczyzna spojrzał na Ciebie, uśmiechną się wrednie, może to on sprawił? Lecz w nim tez było cierpienie od płomienia, jak mniemasz. Może to anioł? Tak, nie znasz większości z nich, Ty byłeś poza niebem, wierny strażnik w przeklętym miejscu. Teraz.. Eden? Ziemia? Czeluść? Niebo? Gdzie?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 15-04-2008 o 15:22.
Johan Watherman jest offline  
Stary 14-04-2008, 23:20   #17
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Cofnął się, byle jak najdalej od płonącej postaci.
- Po co tu przyszedłeś? Radować się chcesz naszym cierpieniem? - w jego oczach płonął gniew, spotęgowany ogniem 'gościa'. Dlaczego tu przyszedł? Czego chce? Czemu ma skrzydła? Zstąpił na ziemię? Gdyby go zrzucili, byłby taki, jak my. W takim razie dlaczego krwawi? Jahwe, przestań się z nami bawić!

Opadł na łóżko. Bez sił. Był tu tak krótko, a już ten świat go zmęczył. Jak oni tu wytrzymują? Satanaelu! Czemu Ty się nie pojawiasz?

- Jahwe Cię wysłał? Masz dokończyć dzieła? Zniszczyć nas? - Czemu widział w nim tylko wroga? Dlaczego jego widok rozpalał w nim wściekłość? Sam nie wiedział. Może kiedyś to się zmieni, ale teraz jest tak, jak jest.

Słona łza poleciała z jego oka.
 
Aveane jest offline  
Stary 15-04-2008, 00:42   #18
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
"Andrel, Uhmathael, Christianus"
Pewnie powinien zapamiętać owe imiona. Z czasem pewnie zapamięta. Jeśli będzie mu to koniecznie potrzebne... Usiadł i rozejrzał się za Morfem. Przez chwilę obawiał się o niego, ale Azazael nie miał widocznie zamiaru mścić się na kocie. Ambu podrapał się po plecach w miejscu, gdzie kiedyś miał skrzydła. Nieprzenikniony mrok. Tak kończy się każdy bunt.
- Sam Azazael pofatygował się za nami. Kto by pomyślał. - powiedział cicho, mówienie nadal go męczyło. - Przybyłeś skrócić nas o głowy? A może podopingować? - uśmiechnął się krzywo. - Skoro już robisz za pochodnię w mroku to może nas trochę oświecisz? Czym obecnie jesteśmy?
Już nie chciał dodawać nic więcej o kocie. Bezczelność też ma pewne granice. Myślał tylko o Morfie. Obsesyjnie chciał zobaczyć zieloną źrenicę. Jakby to coś zmieniało... Formidiel pewnie już i tak nie żyje... Ale... Czy zawsze musi być to ale?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 15-04-2008 o 01:55.
Latilen jest offline  
Stary 15-04-2008, 16:09   #19
 
Christianus's Avatar
 
Reputacja: 1 Christianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumny
Christianus uśmiechnął się smutnie.
- Pomóż mi wstać, to złoję ci dupsko! - szepnął, pełen świadomości, że i on płonie. Czymś bardziej niszczącym niż płomienie.
Nienawiść...
Próba powstania, nie zakończyła się powodzeniem. Christianus wobec rozbrajającego braku środków zaradczych, spytał:
- Kim jesteś, że śmiesz szydzić ze sługi Bożego. Jeśliś Satanaelem, bądź jego wysłannikiem, przekaż mu, że już do niego idę. Muszę tylko trochę nadobrzeć.
Odetchnął na chwilę. Obecność tego dziwnego przybysza, była dość frapująca, ale na razie nie przejmował się tym zbytnio. Zastanawiał się jak przywrócić sobie dawną moc.
Wrócić do formy...
Spojrzał na przybysza, jednak światło płomieni świeciło zbyt jasno, aby dokładniej się przyjrzeć. Zdenerwowało go to:
- A jeśli jesteś wysłannikiem samego Jahwe, ukaż się i nie drocz z udręczonym, który prosi o łaskę.
Wiedział jak zabrzmiało to ostatnie zdanie. Żałośnie. Jednak potrzebował pomocy. Zemsta, jak wiadomo najlepiej smakuje na zimno.
Muszę w końcu odzyskać gorejący płomieniem miecz...
I szkrzydła...
Tak mi brakuje moich skrzydeł...
 
__________________
Uczyć się, modlić do swego Boga i pracować. Zawsze czerpać pełnymi garściami z życia, czując się jednocześnie bezwarunkowo szczęśliwym. Pracować nad sobą i kochać za nic. Oto co znaczy być dobrym człowiekiem.
Christianus jest offline  
Stary 15-04-2008, 18:58   #20
 
Baranio's Avatar
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
Ciemność. Lecz nie idealna czerń, mrok. Brak światła tutaj w ogóle nie przypominał tego, który panował zanim nastała jasność. Dwie igrające ze sobą przeciwności. Jedne ustępujące drugiemu - światło i mrok.
Czy jestem tym, który był świadkiem narodzin świata?
Stan półmroku odpowiadał mi, gdyż nie męczył mych ludzkich oczu, starałem sobie wyobrazić, przypomnieć to, co czułem, gdy stanąłem wraz z innymi Aniołami, by tworzyć ten świat.
Ten świat? czy to ten sam Eden? Ogród? gdzież podziało się piękno? gwiazdy, kwiaty?! Jedyne co pozostało, to Ty, Człowiecze
Wyraźne wspomnienia, ale nikłe przebłyski świadomości i emocji. Tak trudno było mi wydobyć z siebie dawne uczucia, myśli i stan ducha, które już minęły.
Dlaczego?...
Krótkie pytanie odbijające się echem od krawędzi mojego umysłu.
Dlaczego Jahwe tak nas skrzywdził. Skrzywdził mnie... Dlaczego?
Potrzebowałem wyjaśnień, rozjaśnienia mroku, jakim była moja niewiedza.
-Hehehe, nieźle łupnęliście, nie powiem. - Najpierw dotarła do mnie barwa głosu - Azazael. Błysk radości, ulgi? Lecz zaraz potem jak grom dotarła do mnie treść jego słów. Dotarło do mnie, że pozostał Aniołem, pozostał nim ten, który namawiał, kusił. Wściekłość, kolejne rozczarowanie targnęło mną. Zbyt wiele emocji dla kogoś, kto wcześniej prawie w ogóle ich nie doświadczał, a gdy doświadczał, były to uczucia stałe, nieprzemijające.
Nie podniosłem się, nie drgnąłem, choć miałem wielką ochotę to zrobić. Wygrałem z samym sobą, lecz niepewność nie znikła, wręcz przeciwnie, pogłębiała się wraz ze strachem. Skąd dochodził głos? Mrok rozświetlony płomieniami, które trawiły ciało jakiegoś człowieka. Trawiły? Nie spowodowały u niego żadnej reakcji.
A...aza...zael? beznamiętnie przepłynęło przez moją myśl.
-Wy dalej połamani? Ehhh... - westchnienie jak rechot. Nie umiem określić uczuć, którymi darzyłem w tym momencie Azazaela. Wybuchowa mieszanka, nie potrafię pojąć, jak umysł, dusza i ciało człowieka może wytrzymać takie wahania, wariacje i fale emocji. Przed chwilą leżąc błogo w ciepłym łożu, a teraz? nienawiść, paradoksalnie połączona z obojętnością i żalem.
Trójka Aniołów prowadziła głuchą konwersację z przybyszem. Ja chciałem pozostać pasywny, niezauważony. Wiedziałem, że mi się to nie uda, lecz próbowałem.
Bezsens... a jednak. Czy warto marnować energię? czy warto marnować wszystko, tylko dla zachowania poczucia własnej wartości? chwały? dumy? Czy ja kiedykolwiek je posiadałem? myślałem, gdy kot ranił stopę człowieka.
Człowiek? czy to zjawa? duch? a może to Azazael we własnej osobie? Ależ tu cuchnie człowieczeństwem... Posiada skrzydła...
Skrzydła, to one świadczyły o tym, kim jestem. Ludzie nie posiadają skrzydeł, my, Anioły, mieliśmy je, kiedyś... piórka, białe, lekkie... moje.
Postanowiłem sprawdzić, przekonać się, zdobyć tę wiedzę - czy posiadam skrzydła?
Bezsens... Nic nie ma sensu... myślałem, sięgając własnych pleców, choć wiedziałem, co tam zastanę.
Fala rozczarowania, sam ją sobie zafundowałem.
Czy zmieniła się moja natura? wszystko, co robię, jest bezsensowne, nie da żadnego efektu, a jednak to czynię. Być może dlatego, że nigdy wcześniej nie myślałem o sobie w ten sposób... Czy to co robię ma sens? czy da efekt?
Przypomniałem sobie Tydzień. Kwiaty, gwiazdy, wiatry, które dzierżyłem.
Tak, to miało sens. Utwierdzałem sam siebie w kłamstwie? Być może... bezsensownie.
Kolejne spojrzenie w kierunku źródła światła, rozświetlającego pomieszczenie. Jakże ono było mdłe, niepełne, a może me oczy nie mogły go w pełni dostrzec? czy oczy ludzkie widzą tak samo jak oczy aniołów?
Czy to On? jak? jak to możliwe? czy to w ogóle jest możliwe? dla Boga... czy jest coś nie możliwe? czy Jego działania zawsze dają efekt? pożądany efekt? Czy mieliśmy zginąć? jeżeli nie, to czemu Anioł tu jest? my już nimi nie jesteśmy, upadliśmy. Bezskrzydli. Czy Jahwe interesuje się jeszcze nami? dba o nas? Cóż to wszystko znaczy? Człowieczeństwo... nie chcę! Nie chcę... i żaden efekt, nic.
 
Baranio jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172