lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja]Wrota Światów (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/5502-sesja-wrota-swiatow.html)

Pandemonicum 26-04-2008 11:42

[sesja]Wrota Światów
 
Marek Włostowic

Płaty ziemi lecą spod kopyt konia. Dociera do ciebie jedynie głuche dudnienie. Twój koń galopuje, ty popędzasz go na wpół świadomie. Złość przysłania ci wzrok, ogarnęła wszystkie myśli.
Ma cię objąć opieką i zrobić z ciebie księdza.
Słowa twojego wuja krążyły po twojej głowie. Czujesz złość, a każde uderzenie kopyt konia tylko ją pogłębia.
Uspokoić się…
Wiesz, że musisz. Musisz się uspokoić, by myśleć jasno, by móc planować. Twoje ciało i twój umysł pragną być jak najdalej stąd. Twoja stopa i twój głos popędza konia. A jednak głos rozsądku wciąż stara się przebić przez warstwę gniewu.
Myśli cię ogarniają. Chcesz obmyślić jakiś plan, obmyślić sposób, by nie dopuścić do tego, co ma się stać. Czujesz się jednak bezradny, a jedyne co przychodzi ci do głowy to ucieczka, jak najdalej.
Droga zakręca. Rozpędzony koń ociera się zadem o drzewo…
Czerwone światło atakuje twoje oczy. Czujesz, jak koń unosi cię, a potem spadasz. Czujesz ból, gdy kamienie uderzają o twoją twarz. Uderzasz barkiem o zimną ziemię, desperacko zamykając oczy, broniąc się przed piekącym światłem.
Ból zwycięża. Osuwasz się w ciemność.

Władysław Łokietek

-Ostrożnie, popaprańcy!
Słudzy niosący cię do komnaty potaknęli głowami, choć nie poczułeś się wcale bardziej komfortowo. Mieli nietęgie miny. Było to prawdopodobnie spowodowane tym, że nieśli giętkiego jak galareta władcę, który w każdym momencie mógł zarządzić ścięcie ich głów. Czasem jednak przez twarz któregoś przeleciał dziwny, lekki uśmieszek, jednak zbytnio szumiało ci w głowie, by zwracać na to uwagę.
Gdy dotarliście przed drzwi twojej komnaty jeden z nich otworzył drzwi łokciem. Zastanowiło cię na chwilę czy jest to odpowiedni sposób na traktowanie książęcej klamki, ale szybko twoją uwagę przyciągnęła rzecz o wiele przyjemniejsza. Gdy słudzy starali delikatnie położyć cię na łóżku dostrzegłeś nowy nabytek swojej komnaty. W prezentacyjnym miejscu naprzeciw drzwi stało złote, wysadzane szlachetnymi kamieniami. Jego piękno olśniło cię, przez parę chwil wpatrywałeś się w nie z głupią miną. Podszedłeś do niego i zacząłeś się przeglądać i podziwiać. Na plamy od wina na szatach oczywiście nie zwracałeś uwagi.
Ale lustro zdawało się zmieniać. Pojawiły się na jego powierzchni dziwne, czarne plamy, które zaczęły się rozprzestrzeniać. Wydało ci się, że ta głębia czerni wciąga do siebie wszystko.
Gdy gruba księga przeleciała ci obok głowy dotarło do ciebie, że to wcale nie było złudzenie. Ułamek sekundy później świecznik trafił cię w głowę. Twoje ciało ogarnęła czerń lustra.

Hjorni Hadgval

Drobinki kurzu zawirowały w powietrzu, gdy zdjąłeś kolejną księgę z regału. Choć dawno już słońce oddało niebo po opiekę księżyca, a ty przez ostatnie parę dni nie spałeś wiele, ty wciąż czytałeś. Świadomość, jak ważne są twoje badania, dodawała ci sił. Czytałeś o bogach, gigantach, bohaterach i wymiarach, przede wszystkim o wymiarach, szukając wzmianek o podróżach pomiędzy światami. Była to ciężka praca. Nie chodziło tylko o czytanie stosu ksiąg, nie każdy był skłonny te księgi oddać. Ale na końcu trudnej drogi lśniła sława i potęga… Potęga dla ciebie, twojej rodziny, narodu. Stałbyś się najpotężniejszym kapłanem, z pewnością…
Twoja głowa spoczęła na kartach księgi. Oczy zamknęły się. Waga twoich czynów wypełniła cię, myśli o sławie otuliły, dawały ciepło.
Czego poszukujesz?
Głos, spokojny, damski głos rozległ się w twej głowie, odebrałeś go przyjaźnie, z obojętnością odpowiednią dla świata snu.
Szukasz odpowiedzi?
Przytaknąłeś głową – choć nie wiedziałeś czy we śnie czy na jawie.
Głupi!!
Upiorny wrzask uderzył cię. Poderwałeś głowę.
Nie byłeś już pośród regałów.

Chihuactli

Zimny wiatr uderzył ci w twarz, gdy wyszedłeś na szczyt świątyni. Widziałeś ludzi, którzy gdzieś się spieszą, pracują. Wiedziałeś, że nie możesz do nich zejść, bo ci głupcy cię uwięzili. Jak długo jeszcze będziesz czekać? Przecież twoim przeznaczeniem nie było gnicie w nieróbstwie. Byłeś przeznaczony do wielkich rzeczy. Do rządzenia ludźmi ku większej chwale bogów. Byłeś przeznaczony, by sprowadzić zniszczenie.
Stanąłeś dumnie, bowiem przyglądałeś się twoim przyszłym poddanym.
Pożałują, że cię tu trzymali. Że nie wierzą.
Nagle coś uderzyło cię w twarz.
Upadłeś na kamień, ze złością spojrzałeś się na przedmiot, który sprowadził to niegodne zdarzenie. Była to maska. Piękna, bogato zdobiona. Uświadomiłeś sobie, że była zbyt ciężka, by faktycznie porwał ją wiatr.
Podniosłeś ją, kierowany ciekawością. Wizje przelatywały przez twoją głowę. Czy może jest to znak od bogów? Artefakt, dzięki któremu możesz zwiększyć swoją moc?
Był tylko jeden sposób, by to sprawdzić.
Włożyłeś maskę. Nic nie widziałeś. Wszystko ucichło. Wiatr przestał wiać, ludzie przestali wydawać odgłosy. Przestałeś cokolwiek czuć. Zdjąłeś maskę.

Chihuactli i Hjorni Hadgval

I ujrzeliście inny świat.
Rozległe pustkowie, pokryte dziwnym, srebrnym piaskiem. Odbijało się od niego niebo, razem ze słońcem – czerwone niczym krew. Wiatr szumiał ci w uszach – przynajmniej on był zwykły. Z warstw lśniących kawałków kamieni przebijały się skały, potężne, majestatyczne. Wykrzywiały się niczym pazury ptaka, zakończone były ostro. Umieszczone były pojedynczo, wszędzie, gdzie okiem sięgnąć. Choć zabarwione były na błyszczące srebro było w nich coś ponurego, gdy stały samotne.
Cały ten świat wydawał się samotny.
Nie było tu żywej duszy – oprócz was.
Jedynym dźwiękiem był szum wiatru i piasku, który sunął leniwie w nieznane strony.
Staliście naprzeciwko siebie.

Marek Włostowic i Władysław Łokietek

Pierwsze, co do was dotarło, to koszmarny, mdły smród. Drugim odczuciem było wrażenie, że leżycie w źródle tego smrodu. I tak rzeczywiście było.
Leżeliście w czarnej, gęstej mazi. Zapach, który wyzwalała, przypominał zgniłe jaja pomieszane z gównem.
Gdy zdołaliście otworzyć oczy, rozrywając zaschniętą na waszych rzęsach maź, ujrzeliście, że leżycie w grocie. Ogromnej, majestatycznej wręcz. Jej powierzchnia była ruda, chropowata, nie przypominała niczego, co wcześniej widzieliście. Dziwne było to, że chociaż nie było tu żadnego źródła światła, było jasno. Wydawało się, że skała sama wydzielała dziwną, zaczerwienioną poświatę. Najgorsze, że cała wypełniona była cuchnącą mazią, która sięgała do kolan. Gdzieś na końcu widzieliście czarny otwór, do niego jednak daleka droga.
Obudziliście się w tym samym momencie, oddaleni o parę kroków od siebie.

adurell 27-04-2008 11:23

Wysoki Nord, cały odziany w srebrno - czerwonej zbroii leżał na ziemi. Piękne runy i sceny ze skandynawskiej mitologii pokrywały całą powierzchnię rozległych naramienników, napierśnika i pancerza na nogach. Długa broda i wąsy koloru siwego były całe potargane. Gdy Nord odzyskał przytomność, od razu rzuciło się w oczy to, że nie były one normalne a stworzone z niebieskich, świetlistych kul.

Hjorni podniósł się z piasku. Ze zdziwieniem i ciekawością rozejrzał się wokół siebie, starając się ogarnąć umysłem to, co się właśnie stało.
Dopero po paru chwilach nieco oszołomiony Hjorni spostrzegł drugą postać, leżącą jeszcze na ziemi.
- A kto to znowu jest, na Odyna!?
Hjorni powoli podszedł do leżącego. Lekko poklepał go i rzekł:
- Obudź się, kimkolwiek jesteś. Jak się nazywasz? Jak tu trafiłeś?
Nord starał się znaleźć jakieś sensowne wytłumczenie tego wszystkiego, odszukać jakieś informacje o tym miejscu w swojej pamięci, przepełnionej księgami mędrców. Cały czas rozmyślał o kobiecym głosie, który zabrzmiał w jego głowie, gdy jeszcze był w swojej twierdzy.
- Co to może być? Gdzie ja jestem? -mruknął do siebie
Nord uklęknął i zaczął wznosić modły do Odyna. Miał nadzieję, że w tym dziwnym miejscu On go usłyszy.. Gdy skończył prosić boga o błogosławieństwo, spostrzegł, że jego " Kompan" już się obudził. Hjorni wstał i podszedł do niego. Mimo że w głębi duszy czuł, że ten go nie skrzywdzi, to i tak zacisnął pięści w żelaznych rękawicach
Ostrożności nigdy za wiele. Zwłaszcza w innych światach

Pacal II 27-04-2008 20:02

Chihuactli ocknął się. Był wielce zdziwiony zaistniałą sytuacją. Miejsce nie wyglądało jak nic mu podobnego. Czyżby zawędrował do krain bogów, myślał po cichu. Choć oczekiwał odpowiedzi, słyszał jedynie szum wiatru.
Wtem spostrzegł naprzeciwko siebie dziwną postać. Stworzenie wyglądało jak człowiek, choć miało jasną skórę i gęste owłosienie. W końcu stwór przemówił do niego topornym głosem:
- Obudź się, kimkolwiek jesteś. Jak się nazywasz? Jak tu trafiłeś?
Chihuactli pomyślał więc, że musiał być człowiekiem. Choć słyszał słowa w nahuatl jednak nie zlewały się one do końca z jego ustami.
- Odważny jesteś, śmiertelniku, zwracając się tak do boskiego wysłannika. Jam jest Chihuactli – przybywam od naszego pana Tezcatlipoci, dymiącego lustra!
Tepanec jeszcze raz spojrzał na dziwną postać. Skoro potrafił mówić, musiał być człowiekiem. Fascynował go jego ubiór, cały był pokryty srebrnym metalem. Jego oczy nigdy nie widziały czegoś takiego.
Chihuactli zadziwiony spojrzał jeszcze raz na dziwne otoczenie. Być może trafił do krainy zmarłych – Mictlanu. Zdecydował, że może istota może wiedzieć więcej.
- Lecz kimże tyś jest istoto?
Chihuactli wyjął swój obsydianowy nóż, nigdy nie wiadomo co zamierzał obcy.

adurell 27-04-2008 23:30

Hjorni spojrzał na dziwną isotę. Ogarniał wzrokiem jej przedziwny ubiór - cały, zdaniem kapłana płaski i nieporęczny. Tym bardziej kapłan zdziwił się, gdy to "coś" przemówiło do niego w dziwnym języku. Jeszcze bardziej zadumał się mędrzec, gdy, choć nigdy nie słyszał o takiej mowie, to sam ją rozumiał ( i jak się wkrótce okazało, sam umiał w niej mówić):
- Odważny jesteś, śmiertelniku, zwracając się tak do boskiego wysłannika. Jam jest Chihuactli – przybywam od naszego pana Tezcatlipoci, dymiącego lustra!
"A więc jest wyznawcą jakiejś potęgi! Chyba jest więc jednym z bardziej światłych przedstawicieli swego ludu." - pomyślał kapłan-
- Lecz kimże tyś jest, istoto
W chwili, w której obcy wyciągnął sztylet, Nord wystawił swą rękawice. Obydwaj zatrzymali się, trzymając swe bronie naprzeciw jednego. Hjorni, rozumiejąc że to do niczego nie prowadzi, powoli opuścił pancerną dłoń. Później zaś przemówił:
- Jam jest Hjorni Hadgval, zwany sercem burzy, skandynawski mędrzec, uczony i kapłan Wszechmocnego Odyna. Pojawiłem się tu w zagadkowy sposób podczas mojej pracy w bibliotece. A skąd ty jesteś? Jak się tu znalazłeś? Na Odyna, odpowiedz, musimy współpracować, aby jakoś przeżyć, wrócić do domów, a może przy okazji pogłębić naszą wiedzę o świecie
Potem Nord wstał i rzekł ponownie:
To co proponujesz zrobić?

Algernon 29-04-2008 22:04

Smród był nieznośny. Marek zaczął wygrzebywać się z mazi rozglądając po grocie. "Gdzie jestem? Czy to piekło?" - te pytania nie dawały mu spokoju. Mimo upadku z konia czuł tylko lekkie szczypanie lekko pozdzieranej skóry twarzy. Stanął niepewnie na nogach i jeszcze raz rozejrzał się po grocie. Zauważył leżącą w mazi parę kroków od niego postać. Ze zdziwieniem zauważył że na głowie ma koronę. Jeszcze nigdy nie widział króla. "Czy to możliwie? Król? To by pomogło rozwiązać mi moje problemy, tylko muszę się stąd wydostać." Podszedł bliżej mówiąc:
- Kim jesteście panie? Gdzie ja trafiłem?
Mówiąc to położył rękę na rękojeści miecza. W końcu w tej dziwnej krainie lepiej być ostrożnym...

mjl 01-05-2008 17:01

Wina było za dużo. Pewny siebie władca upił się jak świnia. Popędzając swych służących, kazał zanieść się do pokoju. W drodze do swych komnat Łokietek śpiewał sobie sprośne piosenki, głupkowato się śmiejąc. Każdemu na widok, tak pijanego, grubego i sprośnego tłuściocha zrobiłoby się niedobrze. Służący donieśli Łokietka do pokoju i szybko go zostawili. Dla nich ich władca był nikim. Chcieli się go pozbyć, ponieważ wprowadził w Polsce rządy, które były po prostu okrutne. Był tyranem nie znającym wybaczenia, czy dobra.
Pijackim krokiem ruszał się przez pokój. Nagle zauważył jakiś dziwny przedmiot. Szybkim gestem zdjął z niego płótno. Okazało się, że było to lustro. Piękne, złote wysadzane rubinami lustro. Władca odebrał to jako prezent, a lubił prezenty. W swej pamięci zakodował sobie zapytać się swych doradców, „któż tak kocha swego pięknego, dobrego władcę?” Nagle coś zaczęło się dziać. Powierzchnia szkła zmieniła się w głęboką czerń, która wciągała wszystko w siebie. Próbował przed tym uciec, ale ciężki świecznik uderzył go w głowę… Padł nieprzytomny na ziemię. Lustro wciągnęło go w swą czarną przestrzeń...



******



Krew sączyła się obficie z głowy władcy. Nie była to rana zdolna zabić woja, lecz była to rana zdolna go oszołomić. Ten długo leżał, trzeźwiejąc. Po paru godzinach Łokietek się ocknął:
-Gdzie ja jestem?! – krzyknął, podniesionym głosem.
-Słudzy do mnie! Moja głowa, ona krwawi!– darł się, łapiąc się za tył głowy pokrytej gęstymi, ciemnymi włosami.
Władca był w takim szoku, że na początku docierało do niego tylko to, że ktoś śmiał wynieść go ze swej komnaty. Rozglądając się wokół siebie, w końcu poczuł obleśny smród. Leżał również na czymś przypominającym gówno. Było to gęste, czarne…
-Kto śmiał?! Gdzie ja jestem?! – krzyczał w nicość.
Nagle w oddali zobaczył drugą postać. Zbliżała się do niego, więc jeszcze pijany Łokietek chciał wyjąć miecz, lecz jego ręka złapała powietrze. Przypomniał sobie, że swój ekwipunek zostawił przy łóżku. Gdzieś tu musiał być.
-"Skoro wciągnęło mnie, to miecz też tu musi być!" - myślał.
-„Kim jesteście panie? Gdzie ja trafiłem?” - zapytał przybysz.
-Jak śmiesz odzywać się nie pytany?! I skąd ja niby mam wiedzieć gdzie jesteśmy?! – krzyczał się ze złością. Był załamany, jego świat się zawalił…
W końcu znalazł miecz, popatrzył na towarzysza i rzekł.
-Me imię znają wszyscy władcy europejskich narodów! Jam Władysław Łokietek. - rzekł z dumą w głosie.
-Padaj na kolana! - dodał groźnie.

Algernon 02-05-2008 01:43

Groźba ta rozbawiła Marka. Patrząc na wymachującego mieczem osobnika podającego się za króla Marek pomyślał "Cóż, opowieści o chamstwie króla okazały się prawdziwe, jeśli nie jest to jakieś widziadło. Zresztą, nawet jeśli to król to w tej krainie, gdziekolwiek jesteśmy nie ma nade mną władzy..
- Możliwe że znają twoje imię wszyscy w Europie, jednak to miejsce nie wygląda mi na Europe. A skoro nie jesteśmy w Europie to gdzie? Może to sen albo mara? A może do piekła trafiłem, a ty jesteś demonem albo widziadłem mającym mnie do zguby przywieść? Dlaczego miałbym Ci zaufać? - powiedział spokojnie Marek wciąż trzymając rękę na mieczu.

mjl 03-05-2008 14:19

-Ja, demonem?! – krzyczał.
Po chwili na czole władcy wyskoczyła gruba żyła.
-Ty plebejski pomiocie, ja cię nauczę szacunku dla władzy! – darł się.
Nieświadomie zbliżał się do swego przeciwnika. Miecz opuszczony w dół, nie stwarzał na razie zagrożenia.
-Porzuć zaufanie, psie! U mnie nie zaznasz litości! – mówił.
-Gdybyś był w mym królestwie, już dawno byś zawisł i dusił się w swych szczynach! Odejdź stąd, pókim dobry. Znaj me miłosierdzie! – kontynuował, opierając swe potężne ciało na mieczu.

Nie urodził się wczoraj, był przygotowany na unik ciosu. Czekał tylko na pretekst, do walki. Miał nadzieję, że zwycięży honor jego przeciwnika i ten zaatakuje go. W końcu Łokietek nieźle go zwymyślał…

Algernon 04-05-2008 01:23

Marek z kpiącym uśmiechem wysłuchał monologu władcy. Gniew innych zawsze tak na niego działał, nie znosił tylko jak ktoś go lekceważy zachowując przy tym spokój. "Cóż, dam temu królikowi nauczkę. W końcu on jest tłusty i stary, dlatego pewnie nawet jeśli jest silny to bardzo wolny. W dodatku ta maź znacznie go spowolni. A szybkość zawsze zwycięża z siłą. Żłopanie piwska nigdy nie służy zdrowiu... Podrażnijmy go jeszcze trochę, jak zaatakuje nie powinienem mieć problemów z obezwładnieniem go." Dobył z cichym sykiem miecza i zaczął powoli go okrążać odzywając się w te słowa:
- Ty, królem? Możesz się za niego uważać i nawet nosić koronę na głowie, ale nigdy nim naprawdę nie zostaniesz. Bo żeby być królem trzeba być kimś szlachetnym, a nie starym pijakiem tyranizującym każdego wokół siebie. Mówisz o miłosierdziu plugawy starcze? Nigdy go nie miałeś i mam nadzieję, że Bóg nie będzie miał go dla ciebie.

Mówiąc to Marek z kpiącym uśmiechem czekał na atak powoli okrążając króla...

Pandemonicum 04-05-2008 11:16

Marek Włostowic

Wpatrując się w króla i czekając na jego odpowidź na twoją prowokację dostrzegłeś kątem oka, jak okrwawiony świecznik, który był sprawcę rany na głowie władcy powoli zanurza się w mazi. Zdrowy rozsądek podpowiedział ci, że maź była zbyt gęsta, by mógł on zapaść się w niej pod wpływem własnego ciężaru. Poczułeś, że coś jest nie tak.

Leżąca obok złota misa zaczęła się powoli zanurzać, gdy tylko świecznik zniknął całkowicie pod powierzchnią czarnej mazi...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172