![]() | ![]() |
![]() |
|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() | #1 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | [Autorski] Åšwiat pogan. NastawaÅ‚ wieczór. Samon szedÅ‚ przez gród przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ miastu. ZnajdowaÅ‚ siÄ™ w grodzie wÅ‚aÅ›ciwym, blisko siedziby jego wÅ‚adcy, wiÄ™c tutaj panowaÅ‚ spokój. Wojowie leniwie czyÅ›cili swój ekwipunek, bogaci rzemieÅ›lnicy zbierali swój towar, by wrócić do swych domostw, a kobiety rzucaÅ‚y tÄ™skne spojrzenia w jego stronÄ™. ByÅ‚ on bowiem przystojnym, zadbanym i ustawionym już do koÅ„ca życia mężczyznÄ…. ZiemomysÅ‚ liczyÅ‚ siÄ™ z jego zdaniem, a to wielka Å‚aska. Ich wÅ‚adca byÅ‚ potężnym, dumnym wojownikiem, nie cierpiÄ…cym sprzeciwu, niegdyÅ› dokonywaÅ‚ wielkich czynów, udaÅ‚o mu siÄ™ przecież zjednoczyć lud Polan… W miÄ™dzyczasie urzÄ™dnik dotarÅ‚ do granicy grodu, dzielÄ…cego go z podgrodziem. ByÅ‚a to drewniana brama, przy której stali strażnicy. KiwnÄ…Å‚ im leniwie gÅ‚owÄ… i powÄ™drowaÅ‚ dalej. WszedÅ‚ w teren, który zamieszkiwali biedniejsi rzemieÅ›lnicy, ich rodziny i inni ludzie. Tutaj życie przybieraÅ‚o swój prawdziwy wymiar. Z nudy i monotonii, które to panowaÅ‚y w grodzie, przeniósÅ‚ siÄ™ do zgieÅ‚ku peÅ‚nego przekupek, wrzasku dzieci i pijackich Å›miechów. Ludzie, może i zachowywali siÄ™ gÅ‚oÅ›no, ale uważali na to co robiÄ…. System kar dla zÅ‚odziei, naciÄ…gaczy i oszustów byÅ‚ bardzo surowy. PrzechodzÄ…c przez targ Samon zobaczyÅ‚ parÄ™ sylwetek wisielców, których ciaÅ‚a już dawno wysuszyÅ‚o sÅ‚oÅ„ce. W koÅ„cu z oddali ujrzaÅ‚ zarysy karczmy. ByÅ‚ to zadbany, drewniany budynek, niewÄ…tpliwie przynoszÄ…cy najwiÄ™ksze dochody. Ostatnie zapasy pożywienia sprzedawano tutaj po olbrzymich cenach, a ludzie i tak garnÄ™li siÄ™ tu chmarami. Jedzenie bowiem staÅ‚o siÄ™ niezwykle cenne, a kupcy zabierajÄ…c ich dobytek, (panowaÅ‚ tu handel wymienny), wzbogacali siÄ™, podróżujÄ…c do coraz to nowych krain poÅ‚ożonych na północ i sprzedawali go. UrzÄ™dnik wszedÅ‚ do karczmy. PozdrowiÅ‚ znajomego karczmarza i ruszyÅ‚ w jego kierunku. -Witaj, o bogaty Denusie! – rzekÅ‚, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ szarpaninie zrozpaczonej kobiety, która próbowaÅ‚a ukraść bochen pieczywa. -Witaj, o panie. Cóż ciÄ™ do mnie sprowadza?– pytaÅ‚ karczmarz gÅ‚osem, w którym zbyt wyraźnie sÅ‚ychać byÅ‚o chciwość. -Mam interes, jednak twoja rola w nim ograniczy siÄ™ do minimum. Wskaż mi jedynie ludzi, którzy zdoÅ‚ali wykonać by pewne zadanie! – rzekÅ‚, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ po zgromadzonych. Na twarzy karczmarza widoczna byÅ‚a zÅ‚ość i lekkie rozczarowanie. -Ludzi, powiadasz o panie?! – pytaÅ‚. -MyÅ›lÄ™, że on byÅ‚by zdatny. – rzekÅ‚ wskazujÄ…c na mężczyznÄ™ w kwiecie wieku. -Na imiÄ™ mu Zbyszko, lecz woÅ‚ajÄ… na niego ‘Boberek’! -Boberek, powiadasz? – powiedziaÅ‚ z przekÄ…sem. -No, zobaczymy, zobaczymy… - rzekÅ‚ kierujÄ…c siÄ™ do mężczyzny. SiedziaÅ‚ on pogrążony w zadumie. Jego przydomek powstaÅ‚ od zapewne od tego, że nosiÅ‚ bobrze skóry. MiaÅ‚ ciemne, dÅ‚ugie wÅ‚osy i gÄ™sty zarost na twarzy. -Pozdrawiam ciÄ™ w imieniu Peruna! – rzekÅ‚ Samon. -Czy przemawia do ciebie chęć zysków, czy może chęć pomocy naszemu wielkiemu wÅ‚adcy? – rzekÅ‚. -Oj panie mój… Nie wiem, czy moja pomoc pomoże jakoÅ›… Jam zwykÅ‚ym czÅ‚ekiem jest. Anim wojem, anim mÄ…dry… Umiem ci jedynie oprawiać skóry. -Nadasz siÄ™ idealnie. – rzekÅ‚ Samon. -Czekaj przed wejÅ›ciem do grodu. -Jak pan każe. – rzekÅ‚ czÅ‚owiek i wyszedÅ‚. WracajÄ…c do karczmarza, Samon uderzyÅ‚ barkiem nastÄ™pnego mężczyznÄ™. -Jak Å‚azisz, poczwaro?! – klnÄ…Å‚. -Wybacz panie. - odrzekÅ‚. ByÅ‚ to zaÅ› stary, pomarszczony bajarz, którego Samon pamiÄ™taÅ‚ z biesiad w karczmie. -Witaj, o Bratomirze. Nadasz mi siÄ™ do jednej sprawy. Czekaj na mnie przed bramÄ… do grodu. – rzekÅ‚ urzÄ™dnik. -Panie jaka to sprawa? – odrzekÅ‚ starzec. -Przekonasz siÄ™, oj przekonasz… - powiedziaÅ‚ w uÅ›miechu Samon. LubiÅ‚ tÄ… postać, Bratomir byÅ‚ przyjazny, dzieci go lubiÅ‚y i w życiu nie widziaÅ‚, jak podniósÅ‚ na kogoÅ› rÄ™kÄ™. ByÅ‚ spokojny i opanowany, a to wyraźnie uspokajaÅ‚o Samona. WróciÅ‚ do karczmarza. -No, Denusie twoja spokojna niegdyÅ› karczma, zmieniÅ‚a siÄ™ w targowisko… -Eeee niee… - rzekÅ‚ tamten. -To najprawdziwsza prawda o Denusie. ZgieÅ‚k tu gorszy nawet niż na targu. -Panie, trza jakoÅ› zarabiać. – rzekÅ‚, wymijajÄ…co wÅ‚aÅ›ciciel. -ZiemomysÅ‚ na pewno zrobi inny użytek z tych dóbr. Rozda je miÄ™dzy lud. – rzekÅ‚ urzÄ™dnik i przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ nastÄ™pnym ludziom w karczmie. Nagle wszedÅ‚ do niej czÅ‚owiek, z koszem który trzymaÅ‚ na ramieniu. PrzechodzÄ…c poprzez karczmÄ™ zdjÄ…Å‚ tkaninÄ™ z kosza i caÅ‚emu ludowi ukazaÅ‚ siÄ™ widok dorodnych, wspaniaÅ‚ych ryb. Ludzie szybko wykorzystali naiwność rybaka. Gdy ten chciaÅ‚ poÅ‚ożyć kosz na ziemi, maÅ‚a grupka dopadÅ‚a do niego i wyrwaÅ‚a mu go. Rybak podniósÅ‚ siÄ™ z ziemi, dostaÅ‚ bowiem pięściÄ… w twarz, klnÄ…c. -Od Å›witu do teraz, Å‚owić musiaÅ‚em te parÄ™ sztuk! Ja wam dam, wy ciemne bÄ™karty zÅ‚ych siÅ‚! – darÅ‚ siÄ™, ruszajÄ…c w stronÄ™ grupki. Ludzie bÄ™dÄ…cy w niej nie byli jednak gÅ‚upi. W poÅ›piechu wybiegli z karczmy, zostawiajÄ…c za sobÄ… wzniesiony obÅ‚ok kurzu. Samon podszedÅ‚ do rybaka. -SkoroÅ› zdatny na tyle, żeby przez dzieÅ„ naÅ‚owić tyle ryb, nadasz mi siÄ™ w jednej sprawie. – rzekÅ‚. -Czekaj na mnie przed bramÄ… do grodu. – powiedziaÅ‚, odchodzÄ…c od niego. -Panie, ale cóż to za sprawa w której ma pomoc okaże siÄ™ przydatna? – rzekÅ‚ tamten. -Dowiesz siÄ™, dowiesz… - rzekÅ‚ urzÄ™dnik z dala. Rybak wyszedÅ‚ z karczmy, a Samon podszedÅ‚ w kierunku innego stolika. -CzÅ‚eku, nadasz mi siÄ™ do sprawy pewnej. – rzekÅ‚. -Panie, a jeÅ›li nie zechcÄ™?! – mruknÄ…Å‚ rozmówca. -Wtedy każę ciÄ™ bić, aż siÄ™ zgodzisz. – rzekÅ‚ Samon. A tamtego Å‚atwo zastraszyć nie byÅ‚o. ByÅ‚ potężnej budowy, wyglÄ…daÅ‚ na myÅ›liwego. -Jak siÄ™ zwiesz, jeÅ›libyÅ› uciekÅ‚ muszÄ™ wiedzieć. – zapytaÅ‚. -Vlado, panie mój. – rzekÅ‚. -Dobrze wiÄ™c, idź już. – nagliÅ‚ tamtego. Samon odprowadziÅ‚ spojrzeniem mężczyznÄ™ i odwróciÅ‚ siÄ™ w kierunku karczmarza. -Widzisz o Denusie, wszystko idzie po mojej myÅ›li. – rzekÅ‚, Å›miejÄ…c siÄ™. -Tak wiÄ™c nalej trochÄ™ miodu! – rzekÅ‚ Å›miejÄ…c siÄ™. -Nie ma miodu. – rzekÅ‚ karczmarz. -Niech ciÄ™… Wszystko już sprzedaÅ‚eÅ›?! – rzekÅ‚ Samon. -Nie, jeszcze żona i bÄ™karty, ale ich sprzedać nie mogÄ™. – Å›miaÅ‚ siÄ™ karczmarz. Samon również siÄ™ Å›miaÅ‚. Oboje pogrążyli siÄ™ w rozmowie i do karczmy nagle wszedÅ‚ potężny mężczyzna. Jego ramiÄ™ byÅ‚o niczym skaÅ‚a, a gÅ‚os niczym wiatr zsyÅ‚ajÄ…cy mÅ‚odych ludzi z chmur. Samon od razu zrozumiaÅ‚, że ta postać bÄ™dzie ważna dla powodzenia tej misji. -Witaj o wielkoludzie! – rzekÅ‚ podchodzÄ…c do niego. -Jak ciÄ™ zwÄ…? – pytaÅ‚. -Jam BÅ‚ażej MÅ‚otorÄ™ki. – odrzekÅ‚ tamten grubym gÅ‚osem. -Cóż ciÄ™ tu sprowadza? – pytaÅ‚ urzÄ™dnik. -Po materiaÅ‚ do kucia żem przybyÅ‚! – odrzekÅ‚ rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ po karczmie. -Tu bida, niczego nie znajdziesz… - rzekÅ‚ Samon. -Jednak poczekaj na mnie przed bramÄ… do grodu, coÅ› da siÄ™ zrobić. – ciÄ…gnÄ…Å‚. -JeÅ›li tak, to idÄ™… - odrzekÅ‚. Jeszcze jedna postać siedziaÅ‚a w karczmie. Pewne byÅ‚o, że jest to Å‚owca. Przez plecy przewieszony miaÅ‚ jesionowy Å‚uk a przy pasie dwa sztylety. UrzÄ™dnik podszedÅ‚ również do niego. -Mam dla ciebie robotÄ™. - rzekÅ‚. -Staw siÄ™ pod bramÄ… do grodu, a wszystkiego siÄ™ dowiesz. - ciÄ…gnÄ…Å‚. Samon uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do karczmarza, pożegnaÅ‚ go i wyszedÅ‚ z karczmy. ***** Samon pamiÄ™taÅ‚ o tym, że skompletowaÅ‚ drużynÄ™, wÅ‚adca bÄ™dzie zadowolony, tylko że nie wiedziaÅ‚, czy ta drużyna podoÅ‚a zadaniu. Każdy z nich byÅ‚ inny, razem tworzyli dość nietypowe połączenie, a woja tam żadnego nie byÅ‚o. Dlatego Samon poszedÅ‚ do znajomego Racimira. ByÅ‚ on bowiem dobrym, wiernym towarzyszem, który na pewno byÅ‚ w stanie im pomóc. Jego chatka poÅ‚ożona byÅ‚a na podgrodziu i Samon kierowaÅ‚ swe kroki. OtworzyÅ‚ mu opalony, przystojny mężczyzna, z głębokÄ… bliznÄ… na twarzy. Na powitanie rzekÅ‚: -Witaj o Samonie! -Witaj o Racimirze. Sprawa jest. Pomocny byÅ‚byÅ› do niej. -Jakaż to sprawa? – rzekÅ‚ tamten. -Przekonasz siÄ™. Podejdź pod wejÅ›cie do grodu, tam do bramy. Weź ze sobÄ… miecz i zbrojÄ™! – rzekÅ‚ Samon. -Czas mnie nagli. – odrzekÅ‚ na pożegnanie. Samon wiedziaÅ‚, że wojownik zjawi siÄ™ najprÄ™dzej jak to bÄ™dzie możliwe. KierowaÅ‚ siÄ™ do bramy, by wytÅ‚umaczyć tym prostakom, po co sÄ… mu potrzebni. Gdy doszedÅ‚ na miejsce, zobaczyÅ‚ że sÄ… wszyscy oprócz Racimira. -„Zaraz dojdzie” – pomyÅ›laÅ‚ Samon. -Czego dowiedzieć siÄ™ chcecie, o panowie?! – rzekÅ‚.
__________________ Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala... Jaki z tego morał? "Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty." Ostatnio edytowane przez mjl : 26-04-2008 o 14:54. |
![]() |
![]() | #2 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Zbyszko odpoczywał sobie w karczmie, zdążył sprzedać większość skór i miał trochę monet chowanych w woreczku na kroczu. W pomieszczeniu był straszny tłok gdy nagle podszedł do niego jakiś bogaty jak było widać po stroju człowiek. Zaczął coś mówić o pomocy dla władcy ale jak on sam mógłby pomóc władcy który miał przecież wojów zbrojnych w miecze i tarcze. Więc zaoponował ale ten kazał mu iść pod bramę grodu. Jak kazano tak też zrobił wziąwszy swoje rzeczy, a nie miał ich wiele. Stał chwilę przy bramie i z strony karczmy docierali kolejni ludzie i stawali przy brami. "Chyba jakaś ekipa się zbiera, może w końcu będzie coś ciekawego w moim życiu się działo." - pomyślał ucieszony Boberek. Za chwilę przybył ów człek co mu kazał się tu stawić i spytał: -Czego dowiedzieć się chcecie, o panowie?! Miał okazję coś powiedzieć, spytać po co tu jest, jaka to przygoda może ich czeka, albo jakie pieniądze można zarobić, pomyślał też że może zostanie wielkim wojem. Ale wstyd mu było się pierwszym odzywać więc poczekał co powiedzą inni.
__________________ Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć, oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć. |
![]() |
![]() | #3 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Chatka, w której zamieszkaÅ‚ Racimir byÅ‚a malutka, ale dobrze urzÄ…dzona i zawsze czysta... MieszkaÅ‚ tutaj sam, lubiÅ‚ samotność, ciszÄ™ i spokój. Jednakże czÄ™sto wychodziÅ‚ do pobliskiej karczmy napić siÄ™ miodu i porozmawiać z miejscowymi... Å»ycie leciaÅ‚o tutaj powoli i monotonnie jednak Racimir lubiÅ‚ je... MógÅ‚ oderwać siÄ™ od problemów i wspomnieÅ„.... WstaÅ‚ Rano i wyszedÅ‚ z chatki, powietrze byÅ‚o Å›wieże i czyste... Powoli wykonaÅ‚ kilka ćwiczeÅ„ rozciÄ…gajÄ…cych mięśnie a nastÄ™pnie umyÅ‚ twarz i rÄ™ce w wiaderku wody... wszedÅ‚ do chatki, zjadÅ‚ obfite Å›niadanie a nastÄ™pnie ruszyÅ‚ do stojÄ…cego niedaleko przywiÄ…zanego do pala konia... Gdy tylko nakarmiÅ‚ zwierze ruszyÅ‚ żwawo w kierunku miasta... Ponieważ w karczmie nie mógÅ‚ skorzystać z cudownych porcji miodu, bo jak twierdziÅ‚ karczmarz skoÅ„czyÅ‚ siÄ™, Racimir zakupiÅ‚ potrzebny prowiant i ruszyÅ‚ w drogÄ™ powrotnÄ… do domu... Do koÅ„ca dnia rÄ…baÅ‚ drewno przygotowujÄ…c siÄ™ na gorsze dni, chÅ‚odniejsze dni... NastaÅ‚ wieczór... Racimir rozÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ wygodnie w obitym Å›wiÅ„skÄ… skóra fotelu, wyÅ‚ożyÅ‚ nogi na drewnianym stoÅ‚ku i powoli , nie spieszÄ…c siÄ™ popijaÅ‚ miód z drewnianego kubka... Oczy miaÅ‚ lekko przymkniÄ™te... Powoli zatapiaÅ‚ siÄ™ w krainÄ™ snów gdy nagle rozbudziÅ‚o go pukanie do drzwi... Racimira nikt raczej nigdy nie odwiedzaÅ‚, wiÄ™c zupeÅ‚nie nie przypuszczaÅ‚ kim może być dana osoba... OdÅ‚ożyÅ‚ kubek na stół i ruszyÅ‚ w kierunku drzwi... otworzyÅ‚ je a w drzwiach ujrzaÅ‚ urzÄ™dnika- doradcÄ™ Pana ZiemomysÅ‚a... - Witaj o Samonie!- RzekÅ‚ donoÅ›nym mocnym gÅ‚osem Racimir. ByÅ‚ lekko zdziwiony czego może chcieć ten czÅ‚owiek. -Witaj o Racimirze. Sprawa jest. Pomocny byÅ‚byÅ› do niej.- OdparÅ‚ prosto z mostu i bez wyjaÅ›nieÅ„ Samon... -Jakaż to sprawa? -Przekonasz siÄ™. Podejdź pod wejÅ›cie do grodu, tam do bramy. Weź ze sobÄ… miecz i zbrojÄ™! Czas mnie nagli. – RzekÅ‚ jeszcze Samon i odszedÅ‚ w mrok... Racimir zawsze byÅ‚ pomocny, nigdy nie odmawiaÅ‚ ludziom w potrzebie... Jednak zupeÅ‚nie nie wiedziaÅ‚, o co może chodzić Samonowi... ZwÅ‚aszcza, że kazaÅ‚ wziąć miecz i zbrojÄ™... Racimir jednak nie zastanawiaÅ‚ siÄ™ dÅ‚ugo... „Trzeba pomóc to pomogÄ™”- PomyÅ›laÅ‚ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ z kufra kolczugÄ™ oraz miecz... ÅšciÄ…gnÄ…Å‚ podniszczone buty i ubraÅ‚ lepsze siÄ™gajÄ…ce do kolan. ZaÅ‚ożyÅ‚ cieplejsza koszulÄ™ oraz metalowÄ… kolczugÄ™... PrzypiÄ…Å‚ pas z toporkiem. ZarzuciÅ‚ pÅ‚aszcz z kapturem, przeÅ‚ożyÅ‚ miecz przez plecy i z tarczÄ… wiszÄ…cÄ… na ramieniu ruszyÅ‚ w mrok... OdwiÄ…zaÅ‚ konia, zÅ‚apaÅ‚ go za uzdÄ™ i ruszyÅ‚ w kierunku bramy gdzie miaÅ‚ być umówiony z Samonem... Przy bramie spostrzegÅ‚ kilku mężczyzn oraz stojÄ…cego przy nich Samona... „Ano szykuje siÄ™ nam chyba grubsza sprawa” – PomyÅ›laÅ‚ i skierowaÅ‚ siÄ™ wraz ze swym koniem w stronÄ™ ludzi... Kolczuga delikatnie dzwoniÅ‚a przy każdym kroku.. Racimir oceniÅ‚ przybyÅ‚ych... Nie wyglÄ…dali na wojów, byÅ‚o tam kilku chÅ‚opa potężnej budowy aczkolwiek nikt nie dzierżyÅ‚ broni, zastanawiajÄ…ce wiÄ™c byÅ‚o czego mógÅ‚ chcieć Samon... Racimir podszedÅ‚ do zgromadzonych i donoÅ›nym gÅ‚osem z szerokim uÅ›miechem na pociÄ™tej twarzy rzekÅ‚ do Samona: - MiÅ‚oÅ›ciwy Panie Samonie ino mi powiedz, co to za sprawa jakÄ… żeÅ› do mnie miaÅ‚ bo ja sam nic nie mogÄ™ zrozumieć... KogoÅ› ubić trzeba czy dziewkÄ™, jakÄ… z opresji wyratować??
__________________ Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej... |
![]() |
![]() | #4 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Już od dłuższego czasu Lesław siedział w karczmie, ubrany był w lekką skórzaną zbroje, lekkie skórzane spodnie, przy boku miał przypięte dwie pochwy ze sztyletami a przez plecy przewieszony rzeźbiony jesionowy łuk. Spokojnie popijał sobie piwo i obserwował zachowania ludzi przebywających w karczmie. Gdy zobaczył jak ludzi rzucili się na rybaka z koszem ryb, pokiwał głową z bez aprobatom i powiedział do siebie "Raczej nie będę ze zdobyczą przychodził do karczmy". Gdy już miał wstać i wyjść, gdyż wieczór nastawał a on nie chciał się tłuc po lesie w nocy, podszedł do niego Samon jeden z doradców Ziemomysła. -Mam dla ciebie robotę.- rzekł. -Robotę?? O jakiego typu robotę chodzi?? - Odrzekł zaciekawiony -Staw się pod bramą do grodu, a wszystkiego się dowiesz. - ciągnął. Po tym jak Samon opuścił karczmę, Lesław zaczął się zastanawiać o jakiego typu robotę mogło mu chodzić. "Jeśli będzie musiał walczyć to chyba powinien wrócić do domu po jakieś wyposażenie." - pomyślał spoglądając na kufel z piwem. Lecz gdy po jakichś dziesięciu minutach nie doszedł do żadnego rozsądnego rozwinięcia tej że sprawy, zebrał swoje rzeczy, dopił piwo które męczył już drugą godzinę, wziął kufel i podszedł do karczmarza. -Dzięki, nie ma to jak zimne piwo - Postawił kufel na ladzie a do środka wrzucił kilka monet. Machnął ręką na pożegnanie do karczmarza i żwawym krokiem opuścił karczmę po czym udał się na miejsce spotkania które nakazał mu Samon. Po drodze jeszcze szperał po kieszeniach w poszukiwaniu jakichś zagubionych monet, gdy dotarł do sakiewki osadzonej głęboko w kieszeni, otworzył ja i zobaczył w niej niewątpliwą pustkę, było tam tylko kilka monet które zostały mu po ostatnich zyskach z polowania. Lecz nie zrażony, a nawet bardziej zachęcony tym faktem ruszył jeszcze szybciej na miejsce spotkania. Gdy doszedł do miejsca spotkania rzekł do zgromadzonych. -Witajcie - po czym podszedł do Samona. -No i cóż to za robota?? - Rzekł do niego z uśmiechem na twarzy i podnieceniem w głosie. Ostatnio edytowane przez Gust : 26-04-2008 o 16:42. |
![]() |
![]() | #5 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Mężczyzna w średnim wieku szedł sobie, wesoło pogwizdując, drogą prowadzącą do grodu gnieźnieńskiego. Nieco przemokły wór, okrywający jego ciało, aby je ogrzać wskazywał na to, że jest rybakiem. To samo sugerował nóż do patroszenia ryb, wsadzony za pas, którym był kawał potężnego sznura. Połów chyba się udał, człowiek szedł do miasteczka z koszem pełnym ryb: - Perepłut dopisał mi dziś, mam nadzieję, że nie przehulam tego wszystkiego w karczmie - mówił sam do siebie. Był szczęśliwy i uradowany, gdyż od dawna nie trafiła mu się taka zdobycz. Gdy człowiek swawolnym krokiem doszedł do bram grodu zatrzymał go strażnik: - Gdzie idziesz kmieciu? - zapytał zbrojny z nietęgą miną na twarzy. - Jak co dzień panie z połowu wracam - odparł Chocimir, patrząc na niego przyjemnym i ucieszonym wzrokiem. - Widzę żeś połów udany miał. Bogowie dopisali. - woj popatrzył na kosz pełen ryb, który bardzo ciążył rozmówcy. - Kosz pewnie ciąży Ci nieco? - Oj żebyś wiedział panie, że ciąży. Chybam przez cały tydzień tylu ryb nie nałowił, co dziś. Może ty rybkę chcesz, co by dobrą passę do domu przywiać? Świeżutka, prosto z Wełny tymi rękami wzięta. - odpowiedział rybak wskazując na pomarszczone od wody, nieco już brudne, ręce. - Dzięki Ci chłopie. Pokaż co tam masz w koszu. -strażnik po tych słowach podszedł do kosza, który rozmówca miał na ramieniu i wybrał sobie dorodną rybę, po czym powiedział. - Rzeczywiście bogowie dopisali Ci w łowach. Same dorodne sztuki. Uważaj, co by Ci ich oprychy nie skradły. - Dzięki za te słowa panie. Niech Porewit w służbie Ci dopisze. - Tymi słowy mężczyzna zakończył rozmowę wchodząc za mury miejskie. Tłok był niesamowity. "Czy to dni targowe w grodzie się rozpoczęły?" - pomyślał Chocimir, przeciskając się między ludźmi. Na samą wizję sprzedaży połowu, która pojawiła się w jego umyśle uśmiechnął się. Już miał iść na bazar, gdy jego oczom ukazał się drewniany, wzmacniany kamieniem, budynek karczmy. Mężczyzna pierw obrócił wzrok. - O nie wstrętne piwoszniki. Nie doprowadzicie mnie dziś tam. - szeptał szukając w sobie silnej woli. Po chwili jego umysł jednak zamroczył sie wizją złocistego napoju w drewnianym kuflu. - No dobrze, jeden kufelek, ale ani kropli więcej. - rzekł głośniej, kierując swe kroki ku gospodzie. Gdy wszedł do karczmy postawił swój kosz na podłodze. W końcu za piwo należało czymś odpłacić. Zdjął więc zasłonę ukazując wszystkim gościom swój połów. Chciał znaleźć dobrego płaza, co by dużo piwa za niego dostać. Miał zabierać się do przepatrywania tobołka, lecz rzuciła się na niego masa ludzi. Przez chwilę nie wiedział co się dzieje, lecz gdy spojrzał do niemal pustego kosza wybiegł za nimi krzycząc. - Od świtu do teraz, łowić musiałem te parę sztuk! Ja wam dam, wy ciemne bękarty złych sił! - człowiek był mocno rozzłoszczony, lecz też zasmucony. - Czy to za pijaństwo mnie karzesz Swaroże poczciwy? - powiedział cicho, po czym spojrzał na mężczyznę podchodzącego w jego stronę. - Skoroś zdatny na tyle, żeby przez dzień nałowić tyle ryb, nadasz mi się w jednej sprawie. - usłyszał z ust zbrojnego. Oj możny wojownik z niego był. Możny bardzo, więc może Chocimir dorobiłby sie czegoś pomagając mu. Zgodził się więc na jego propozycję. Widząc, że ten podchodzi jeszcze do innych kmieci, rybak podszedł do karczmarza. - Widzisz mój panie. Te warchlaki przez Marzannę spłodzone znowu mnie z majętności obrobiły. Wiesz gospodzinie, żem uczciwy człek, Swaroga prawom służący. Nie dałoby rady, w zastaw za ten kosz, uncji chmielowego naparu mi polać? - mężczyzna wskazał wiklinowy kosz, w którym niósł swój towar. Był on całkiem dobrej jakości, choć nieco stary. Widać, że przez rzemieślnika wprawnego zrobiony. - Oj Chocimirze, idź że do wybrańca jakiegoś, co by z Ciebie klątwę tych wstrętnych piwoszników zdjął, boś tego nie wart. - Powiedział właściciel przybytku nalewając poczciwemu człowiekowi kufel piwa. Meżczyzna podziękował, po czym usiadł na stołku, szybko go opróżniając. - Dzieki Ci panie. Tego mi było trzeba. Życzę Ci, by Czarnobóg nie imał się ani Ciebie, ani twojej rodziny. - rzekł z uśmiechem, po czym wyszedł z gospody. Swoje kroki skierował tam, gdzie kazał mu możny pan - przed bramę grodu. Piwo karczmienne mocne było. Nie jakieś tam z wodą rozcieńczane, tylko prawdziwe, goryczkowe, uderzające do głowy. Mężczyzna, choć nie był słabej głowy, to jednak poczuł jego działanie rozweselając się nieco. Widząc ludzi zgromadzonych przed grodem pomyślał, że pewnie wszyscy z nich czekają na Samona i usiadł na kamieniu przysłuchując się temu, co możny ma do powiedzenia...
__________________ "Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;) Ostatnio edytowane przez Bulny : 27-04-2008 o 12:19. |
![]() |
![]() | #6 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Dawno temu, za lasami i oceanami żyÅ‚ sobie król. Pewnego razu postanowiÅ‚ wydać wielkie przyjÄ™cie. ZaprosiÅ‚ olbrzymiÄ… ilość goÅ›ci i rozkazaÅ‚: - Bawcie siÄ™ do biaÅ‚ego rana. Tak też wszyscy zrobili. - Jakże przyjemnie jest speÅ‚niać niektóre rozkazy - myÅ›leli sobie poddani - niech żyje król !!! Dawno temu, za morzami i górami w ciemnym lesie mieszkaÅ‚a czarownica. ZnaÅ‚a dużo różnych zaklęć i wydawaÅ‚o jej siÄ™, że jest najpotężniejszÄ… czarownicÄ… na Å›wiecie. Pewnego razu chciaÅ‚a rzucić urok na woja, który siÄ™ jej podobaÅ‚. Nie wiedziaÅ‚a tylko, że jego kolczuga odbija uroki RzuciÅ‚a urok na siebie. Dawno temu, za lasami i polami mieszkaÅ‚ sobie koÅ„ z rodzinÄ…. Pewnego razu syn zapytaÅ‚ go: - Tato, a po co siÄ™ pracuje? - Å»eby czynić sobie życie przyjemniejszym. - A czy nie jest przyjemniej nie pracować? - Jest, ale wtedy życie staje siÄ™ naprawdÄ™ ciężkie. byÅ‚ sobie chÅ‚opiec byÅ‚a też dziewczyna jak siÄ™ spotkali jaka byÅ‚a przyczyna trudno dziÅ› powiedzieć po prostu tak siÄ™ staÅ‚o że pewnego dnia siÄ™ poznali być może Niebo tak chciaÅ‚o i od tamtej chwili wszystko Razem robili Razem siÄ™ Å›miali Razem dojrzewali Razem pÅ‚akali Razem jedli Razem gotowali Razem wÄ™drowali Razem Å›lub brali Razem dzieci mieli Razem je chowali Razem spali Razem siÄ™ kÄ…pali Razem siÄ™ zestarzeli i dla dobra opowieÅ›ci Razem umarli a ludzie o nich nie zapomnieli i jak Å›wiat dÅ‚ugi i szeroki Razem ich pamiÄ™tali OpowiadaÅ‚ baje Bratomir w karczmie, a sÅ‚uchali go i mÅ‚odzi i starzy, tacy jak on i tacy jakim byÅ‚ kiedyÅ› - żywym czÅ‚owiekiem. Teraz to jeno stary czÅ‚ek co szuka pomysÅ‚u na życie w baÅ›niach i opowiastakch dla innych. Tak zarabia na życie. Dostaje jedzenie od karczmarza za bawienie ludzi. Jednak dziÅ› nie dostaÅ‚ nic bo wszystko ludzie wykupili i pozjadali. Taki jest los żebraka, nÄ™dzarza nie ma to nie ma, ot co! Po skoÅ„czeniu opowiadania nÄ™dznych, krótkich bajek Bratomir wstaÅ‚ aby wyjść na Å›wieże powietrze, co by rozprostować koÅ›ci. WziÄ…Å‚ swojÄ… starÄ… laskÄ™ i ruszyÅ‚ w stronÄ™ dworu. Niestety los tak chciaÅ‚ że ktoÅ› go popchnÄ…Å‚ ramieniem. Bratomir usÅ‚yszaÅ‚ gniewny gÅ‚os: - Jak Å‚azisz, poczwaro?! - Wybacz panie. - odrzekÅ‚ Bratomir, który nie chciaÅ‚ stwarzać kÅ‚opotu innym, wiÄ™c ruszyÅ‚ do wyjÅ›cia. Lecz tamten zagadaÅ‚ do niego, widocznie go znaÅ‚ - Witaj, o Bratomirze. Nadasz mi siÄ™ do jednej sprawy. Czekaj na mnie przed bramÄ… do grodu. - Panie jaka to sprawa? – odrzekÅ‚ Bratomir, rozpoznajÄ…c w tym czÅ‚owieku Samona, urzÄ™dnika -Przekonasz siÄ™, oj przekonasz… - powiedziaÅ‚ w uÅ›miechu Samon. Bratomir zdziwiony byÅ‚ decyzjÄ… Samona, lecz odmówić nie mógÅ‚ wiÄ™c ruszyÅ‚ w stronÄ™ bram grodu, aby spotkać siÄ™ z przeznaczeniem... |
![]() |
![]() | #7 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | ![]() BÅ‚ażej, wysoki i potężnie zbudowany kowal, obudziÅ‚ siÄ™ wczeÅ›nie rano. Dobrze wiedziaÅ‚ że dziÅ› czeka go sporo pracy. Szybko umyÅ‚ siÄ™ i odziaÅ‚ robocze spodnie i skórzane karwasze. Z goÅ‚ym torsem wyszedÅ‚ ze swego maÅ‚ego, drewnianego domku i przeszedÅ‚ do kuźni. Na kowadle leżaÅ‚ niedokoÅ„czony od wczoraj mÅ‚ot. Do wielkiego kotÅ‚a doÅ‚ożyÅ‚ wiÄ™cej wÄ™gla, a nastÄ™pnie wÅ‚ożyÅ‚ do niego mÅ‚ot który po paru minutach rozgrzaÅ‚ siÄ™ do czerwonoÅ›ci. Kowal zaÅ‚ożyÅ‚ skórzane rÄ™kawice, wyciÄ…gnÄ…Å‚ z pieca mÅ‚ot i przeniósÅ‚ do na kowadÅ‚o wielkoÅ›ci Å›redniego Å›winiaka. Po paru minutach kucia żelaza, kiedy obuch mÅ‚ota byÅ‚ już w idealnym ksztaÅ‚cie wsadziÅ‚ go do wielkiego wiadra z wodÄ…. PrzeszedÅ‚ do drugiego pomieszczenia, znajdujÄ…cego siÄ™ obok kuźnie. WyprowadziÅ‚ z niego wóz z dwoma koÅ„mi. Szybkim krokiem poszedÅ‚ z powrotem do domu. PodszedÅ‚ do stolika na którym leżaÅ‚y ciepÅ‚e skóry, worki z jedzeniem i maÅ‚a skrzynka z monetami, po czym wziÄ…Å‚ wszystkie rzeczy przygotowane jeszcze przed nocÄ… z drewnianego stoliczka i wrzuciÅ‚ je na wóz. WróciÅ‚ do kuźni z której zabraÅ‚ mowy wielki mÅ‚ot i tarczÄ™ zrobionÄ… parÄ™ dni temu. Nie lubiÅ‚ przemocy, ale wiedziaÅ‚ że ma do przebycia dÅ‚ugÄ… i niebezpiecznÄ… drogÄ™. MusiaÅ‚ jechać po materiaÅ‚y. ![]() ![]() Do Gniezna, czyli celu swej podróży, dotarÅ‚ po tygodniu jazdy. Od razu bez zastanowienia podjechaÅ‚ do karczmy. PostawiÅ‚ wóz przed budynkiem, Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ z niego wielki mÅ‚ot i podszedÅ‚ do drewnianych drzwi. Gdy tylko je otworzyÅ‚ i wszedÅ‚ do Å›rodka zaczepiÅ‚ go bogato ubrany mężczyzna. - Witaj wielkoludzie. Jak CiÄ™ zwÄ…? - Jam jest BÅ‚ażej. - odpowiedziaÅ‚ kowal, a jego gruby niski gÅ‚os potoczyÅ‚ siÄ™ echem po pomieszczeniu. - WoÅ‚ajÄ… na mnie MÅ‚otorÄ™ki lub jak kto wolu biaÅ‚y mÅ‚ot. Jestem kowalem z nad górnej WisÅ‚y. -Cóż ciÄ™ tu sprowadza? – pytaÅ‚ urzÄ™dnik. -Po materiaÅ‚ do kucia żem przybyÅ‚! – odpowiadaÅ‚ caÅ‚y czas rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ po karczmie i przeczesujÄ…c rÄ™kÄ… swÄ… gÄ™stÄ…, dÅ‚ugÄ… brodÄ™. -Tu bida, niczego nie znajdziesz… - rzekÅ‚ Samon. - Jednak poczekaj na mnie przed bramÄ… do grodu, coÅ› da siÄ™ zrobić. – ciÄ…gnÄ…Å‚. -JeÅ›li tak, to idÄ™… - odrzekÅ‚. Jak powiedziaÅ‚ tak zrobiÅ‚. Ale najpierw wypiÅ‚ w karczmie chÅ‚odne piwo. Tak. WÅ‚aÅ›nie tego mu byÅ‚o trzeba po tak dÅ‚ugiej podróży. Już wymiotowaÅ‚ tymi suchymi racjami podróżnymi jakie sobie sam przygotowaÅ‚ z suszonego miÄ™sa. PodjechaÅ‚ wozem pod bramÄ™ grodu i czekaÅ‚ przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ jak tworzy siÄ™ przy nim maÅ‚a gróbka ludzi. Oni najwyraźniej też na coÅ› czekali. gdy tylko powróciÅ‚ bogaty mieszkaniec miasta który kazaÅ‚ mu tu przybyć, BÅ‚ażej zszedÅ‚ z wozu i podszedÅ‚ do niego pytajÄ…c: - Po co mieliÅ›my siÄ™ tu wszyscy zebrać? Tam macie materiaÅ‚y dla rzemieÅ›lników?
__________________ What do you see in the dark, when the Demons come for you? |
![]() |
![]() | #8 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Vlado Vlado to wysoki, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna o długich ciemnych włosach. Ubrany jest w zwykłe, płócienne szaty. Na plecach ma włócznie i łuk, a za pasem schowany nóż. Obudził się wcześnie rano, jak co dzień. Ubrał się, opłukał twarz, wziął swoje rzeczy i wyszedł w kierunku lasu. Był ciekawy, czy na pułapki, które zastawił wczoraj złapało się coś. Przyspieszył kroku przedzierając się przez krzaki i ciernie. Słyszał w oddali skowyt zranionego zwierza. Dobry znak. - pomyslał. Wreszcie dotarł do swego celu. Na małej polance leżał młody jeleń, którego noga ugrzęzła w pułapce. Vlado wyjął włócznię i zbliżył się do zwierzęcia. Spojrzał w jego czarne puste oczy. Nie było mu żal, że go zabija. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Podniósł włócznię w górę i wykonał celne cięcie w gardło jelenia, tak aby nie uszkodzić skóry. Otworzył pułapkę, wyjął z niej nogę zdobyczy i nastawił ją ponownie przysypując liśćmi. Wiedział jednak, że kolejnego dnia już nie przyjdzie jej sprawdzić. Dochodziły go plotki o jakiejś wyprawie, którą organizuje książę. Z jednej strony nie chciał opuszczać domu i rodziców, ale z drugiej był bardzo ciekawy świata. Znał tylko wioskę, las i okoliczne tereny, nic więcej. Tak rozmyślając stanął przed chatą. Przywitał się z ojcem i z matką i wyszedł przed chatę. Wyjął ostry nóż, który miał zawsze przy sobie i zaczął delikatnymi, acz bardzo pewnymi ruchami obdzierać ze skóry. Później natarł skórę tłuszczem i wystawił na słońce. Mięso zaniósł matce. Po tym wszystkim udał się do karczmy. Przy kubku miodu dowiedział się więcej na temat wyprawy. Gdy miał już się zbierać podszedł do niego Samon, jeden z ludzi księcia i nakazał mu udać się wieczorem pod bramę. Trochę dziwne było takie nagabywanie ludzi w karczmie, ale w sumie Vlado, przecież chciał uczestniczyć w tej wyprawie. Pożegnał się z ojcem i matką i wieczorem stawił się pod murem. |
![]() |
![]() | #9 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | -Ach, mójże dzielny woju! Twoja gorliwość jest cnotÄ…! Czemuż to tak zacny wojownik nie ma niewiasty?! Takiegoż to chcÄ… baby przecie… - rzekÅ‚ do Racimira. OdwracajÄ…c siÄ™ do BÅ‚ażeja, rzekÅ‚: -Widzisz o potężny. KÅ‚amstwem to byÅ‚o, ale pomóc tu możesz. -I już wyjaÅ›niam wam o panowie.. ZiemomysÅ‚ pragnie, aby drużyna skÅ‚adajÄ…ca siÄ™ wÅ‚aÅ›nie z was zrobiÅ‚a porzÄ…dek w tejże krainie. Głód tu i bida… A kiedyÅ› byÅ‚o piÄ™knie. Za tÄ… przysÅ‚ugÄ™ dostaniecie Å›wiecideÅ‚ek i wiÄ™kszych praw. A rozchodzi siÄ™ o podróż. Ja jadÄ™ z wami, jako przewodnik i sprawozdawca. Jechać mamy daleko na poÅ‚udnie, do innego ludu. Tam majÄ… babÄ™, która nam pomoże. – rzekÅ‚. Dla zwykÅ‚ej ludnoÅ›ci samo wspomnienie o jakichkolwiek kosztownoÅ›ciach byÅ‚o czymÅ› niezwykÅ‚ym. Ludzie w nieskoÅ„czoność mogliby przyglÄ…dać siÄ™ wyszlifowanym rubinom, Å›nieżnym perÅ‚om, ogromnym bursztynom i innym kosztownoÅ›ciom. Nie byli zachÅ‚anni, jedynie proÅ›ci i pragnÄ…cy polepszyć swój los. – przypomina ÅšwiÄ™t0peÅ‚k. -Wy wszyscy, którzy nie majÄ… broni ustawcie siÄ™ po lewej. Dostaniecie jakieÅ› miecze. No chyba, że wolicie Å‚uki… - mówiÅ‚ przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ drużynie. -Kolcze koszule dostaniecie również wszyscy! – kontynuowaÅ‚. -Lecz racji podróżnych na drogÄ™ wam dać nie możemy. Jedzenia maÅ‚o. BÄ™dziecie musieli sobie jakoÅ› radzić. – mówiÅ‚. -No, to ruszamy rano. Wtedy to i damy wam wyposażenie, a Å›picie dzisiaj w dworze.– mówiÅ‚. WywoÅ‚aÅ‚o to krótki okrzyk zachwytu. ByÅ‚o to przecież niejakie wyróżnienie. Jednak po chwili, rzekÅ‚. -Tam dalej, za siedzibÄ… ZiemomysÅ‚a jest stodoÅ‚a. Dostaniecie coÅ›, żeby wam dupy nie zmarzÅ‚y i damy wam miodu. – mówiÅ‚. SpotkaÅ‚o siÄ™ to już trochÄ™ z mniejszym entuzjazmem. „Po co spać jak psy, skoro ma siÄ™ wÅ‚asne domy?” -Poznajcie siÄ™ lepiej, w koÅ„cu jutro już wyruszamy na szlak, razem! – mówiÅ‚ urzÄ™dnik. CaÅ‚y czas stali przed bramÄ…. Straż przysÅ‚uchiwaÅ‚a siÄ™ rozmowie, ale po krótkim spojrzeniu Samona wyprostowaÅ‚a siÄ™ i utkwiÅ‚a swe spojrzenie gdzieÅ› daleko na niebie. Wiadome byÅ‚o, że podsÅ‚uchujÄ…. -PrzepuÅ›cić nas. Oni sÄ… ze mnÄ…. – krzyknÄ…Å‚ Samon do straży i przeszedÅ‚ przez bramÄ™. Gdy weszli do grodu, urzÄ™dnik rzekÅ‚. -ResztÄ™ rozmowy dokoÅ„czymy w miejscu waszego noclegu. W koÅ„cu tam doszli. Samon zawoÅ‚aÅ‚ paru chÅ‚opców, coÅ› do nich powiedziaÅ‚ i tamci wybiegli. Po chwili przynieÅ›li skóry i gliniane dzbany wypeÅ‚nione miodem. -Nie zamarzniecie. – rzekÅ‚, uÅ›miechajÄ…c siÄ™. -Widzicie, sprawa którÄ… wam przedstawiÅ‚em to jedynie namiastka tego co nas czeka. Mówić dużo nie chciaÅ‚em, straż sÅ‚uchaÅ‚a. – mówiÅ‚, siadajÄ…c na beczce. -Iść mamy do Wiedźmy, która jest okrutna. SÅ‚yszeliÅ›cie o niej na pewno. Jest brzydka, niczym czarci pomiot, zÅ‚a niczym sam czart… Nie cierpi ludzi za ich piÄ™kność, za to że sÄ… dobrzy, delikatni i majÄ… sumienie. Jednak ona ma moc. Jej zaklÄ™cie zdejmie urok z tej krainy. – mówiÅ‚, starajÄ…c siÄ™ zachÄ™cić drużynÄ™. -Możemy jÄ… pokonać. – rzekÅ‚ gÅ‚oÅ›no. Wokół panowaÅ‚a tylko cisza.
__________________ Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala... Jaki z tego morał? "Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty." |
![]() |
![]() | #10 |
![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Chocimir wciąż przysłuchiwał się słowom urzędnika. Każdej frazie towarzyszył dziwny grymas, pojawiający się na twarzy rybaka. "Że ja niby mam iść na bój?" - przez cały czas myślał mężczyzna. Gdzieżby go do wojaczki ciągnęło? Po cóż mu zbroje i miecze? On jest prostym rybakiem. Póki co nie chciał się jednak wtrącać w słowa Samona. Wysłuchał ich ze stoickim spokojem. Kusiła go możliwość zarobku, no ale bez przesady. Żeby zwykły człowiek wykonywał zadanie do którego winno się przydzielić potężnych mężów plemiennych. Po wysłuchaniu mowy możnego, kmieć ruszył za nim i resztą drużyny. Odstawał nieco z boku, był niezauważalny. Szedł za nimi niczym cień. Mało brakło, a strażnicy nie przepuściliby go przez bramę, sądząc, że jakiś wieśniak chce skorzystać z sytuacji i wejść do grodu. Gdy weszli i przeszli za budynek gospodarczy, Chocimir słuchał dalej wytycznych urzędnika. Gdy usłyszał o Wiedźmie przeląkł się. "Wiedźma? I że ja niby mam z nią igrać? Czego ten bogacz by jeszcze chciał?" - przewinęło się przez myśl. Gdy Samon skończył mówić i zapadła cisza, pierwszy odezwał się właśnie rybak: - Panie mój. Niech Perun sprzyja tej wyprawie i obdarzy ją swoją łaską. Powiedz mi jedynie po cóż jam Ci? Przecie ja jedynie będę marsz opóźniał. - po tych słowach, mężczyzna zrobił krótką przerwę, obracając nieco głowę i wpatrując się prosto w oczy zbrojnego panicznie i usilnie szukał powodu, aby możny zmienił swe zdanie. - Widzisz panie, że tu sami woje i myśliwi. Zwykły kmieć taki jak ja może na drużynę nieszczęście jakie sprowadzić. Na dodatek piwoszniki się mnie imają. Kto wie, czy z miodem nie przeholuję, ściągając na nas zmory jakie? Mój panie, zły to pomysł abym z wami szedł. Proszę pozwól zwykłemu chłopowi zajmować się zwykłymi rzeczami, a bohaterom zostawić co bohaterskie. - choć twarz mężczyzny była kamienna, to jego sercu towarzyszyła ogromna panika. Może i poszedłby na wyprawę, gdyby nie to, że do wiedźmy ma ona doprowadzić. - Może i ten głupi gospodzin w karczmie naopowiadał Ci panie, żem Babę Jagulę w lesie widział, ale to są brednie wyssane z palca. Przecie gdybym Ci ja ją widział, to wiesz doskonale, że przez piwoszniki by mnie zeżarła.
__________________ "Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;) |
![]() |
| |