|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-04-2008, 13:51 | #1 |
Reputacja: 1 | [Autorski] Świat pogan. Nastawał wieczór. Samon szedł przez gród przyglądając się miastu. Znajdował się w grodzie właściwym, blisko siedziby jego władcy, więc tutaj panował spokój. Wojowie leniwie czyścili swój ekwipunek, bogaci rzemieślnicy zbierali swój towar, by wrócić do swych domostw, a kobiety rzucały tęskne spojrzenia w jego stronę. Był on bowiem przystojnym, zadbanym i ustawionym już do końca życia mężczyzną. Ziemomysł liczył się z jego zdaniem, a to wielka łaska. Ich władca był potężnym, dumnym wojownikiem, nie cierpiącym sprzeciwu, niegdyś dokonywał wielkich czynów, udało mu się przecież zjednoczyć lud Polan… W międzyczasie urzędnik dotarł do granicy grodu, dzielącego go z podgrodziem. Była to drewniana brama, przy której stali strażnicy. Kiwnął im leniwie głową i powędrował dalej. Wszedł w teren, który zamieszkiwali biedniejsi rzemieślnicy, ich rodziny i inni ludzie. Tutaj życie przybierało swój prawdziwy wymiar. Z nudy i monotonii, które to panowały w grodzie, przeniósł się do zgiełku pełnego przekupek, wrzasku dzieci i pijackich śmiechów. Ludzie, może i zachowywali się głośno, ale uważali na to co robią. System kar dla złodziei, naciągaczy i oszustów był bardzo surowy. Przechodząc przez targ Samon zobaczył parę sylwetek wisielców, których ciała już dawno wysuszyło słońce. W końcu z oddali ujrzał zarysy karczmy. Był to zadbany, drewniany budynek, niewątpliwie przynoszący największe dochody. Ostatnie zapasy pożywienia sprzedawano tutaj po olbrzymich cenach, a ludzie i tak garnęli się tu chmarami. Jedzenie bowiem stało się niezwykle cenne, a kupcy zabierając ich dobytek, (panował tu handel wymienny), wzbogacali się, podróżując do coraz to nowych krain położonych na północ i sprzedawali go. Urzędnik wszedł do karczmy. Pozdrowił znajomego karczmarza i ruszył w jego kierunku. -Witaj, o bogaty Denusie! – rzekł, przyglądając się szarpaninie zrozpaczonej kobiety, która próbowała ukraść bochen pieczywa. -Witaj, o panie. Cóż cię do mnie sprowadza?– pytał karczmarz głosem, w którym zbyt wyraźnie słychać było chciwość. -Mam interes, jednak twoja rola w nim ograniczy się do minimum. Wskaż mi jedynie ludzi, którzy zdołali wykonać by pewne zadanie! – rzekł, rozglądając się po zgromadzonych. Na twarzy karczmarza widoczna była złość i lekkie rozczarowanie. -Ludzi, powiadasz o panie?! – pytał. -Myślę, że on byłby zdatny. – rzekł wskazując na mężczyznę w kwiecie wieku. -Na imię mu Zbyszko, lecz wołają na niego ‘Boberek’! -Boberek, powiadasz? – powiedział z przekąsem. -No, zobaczymy, zobaczymy… - rzekł kierując się do mężczyzny. Siedział on pogrążony w zadumie. Jego przydomek powstał od zapewne od tego, że nosił bobrze skóry. Miał ciemne, długie włosy i gęsty zarost na twarzy. -Pozdrawiam cię w imieniu Peruna! – rzekł Samon. -Czy przemawia do ciebie chęć zysków, czy może chęć pomocy naszemu wielkiemu władcy? – rzekł. -Oj panie mój… Nie wiem, czy moja pomoc pomoże jakoś… Jam zwykłym człekiem jest. Anim wojem, anim mądry… Umiem ci jedynie oprawiać skóry. -Nadasz się idealnie. – rzekł Samon. -Czekaj przed wejściem do grodu. -Jak pan każe. – rzekł człowiek i wyszedł. Wracając do karczmarza, Samon uderzył barkiem następnego mężczyznę. -Jak łazisz, poczwaro?! – klnął. -Wybacz panie. - odrzekł. Był to zaś stary, pomarszczony bajarz, którego Samon pamiętał z biesiad w karczmie. -Witaj, o Bratomirze. Nadasz mi się do jednej sprawy. Czekaj na mnie przed bramą do grodu. – rzekł urzędnik. -Panie jaka to sprawa? – odrzekł starzec. -Przekonasz się, oj przekonasz… - powiedział w uśmiechu Samon. Lubił tą postać, Bratomir był przyjazny, dzieci go lubiły i w życiu nie widział, jak podniósł na kogoś rękę. Był spokojny i opanowany, a to wyraźnie uspokajało Samona. Wrócił do karczmarza. -No, Denusie twoja spokojna niegdyś karczma, zmieniła się w targowisko… -Eeee niee… - rzekł tamten. -To najprawdziwsza prawda o Denusie. Zgiełk tu gorszy nawet niż na targu. -Panie, trza jakoś zarabiać. – rzekł, wymijająco właściciel. -Ziemomysł na pewno zrobi inny użytek z tych dóbr. Rozda je między lud. – rzekł urzędnik i przyglądał się następnym ludziom w karczmie. Nagle wszedł do niej człowiek, z koszem który trzymał na ramieniu. Przechodząc poprzez karczmę zdjął tkaninę z kosza i całemu ludowi ukazał się widok dorodnych, wspaniałych ryb. Ludzie szybko wykorzystali naiwność rybaka. Gdy ten chciał położyć kosz na ziemi, mała grupka dopadła do niego i wyrwała mu go. Rybak podniósł się z ziemi, dostał bowiem pięścią w twarz, klnąc. -Od świtu do teraz, łowić musiałem te parę sztuk! Ja wam dam, wy ciemne bękarty złych sił! – darł się, ruszając w stronę grupki. Ludzie będący w niej nie byli jednak głupi. W pośpiechu wybiegli z karczmy, zostawiając za sobą wzniesiony obłok kurzu. Samon podszedł do rybaka. -Skoroś zdatny na tyle, żeby przez dzień nałowić tyle ryb, nadasz mi się w jednej sprawie. – rzekł. -Czekaj na mnie przed bramą do grodu. – powiedział, odchodząc od niego. -Panie, ale cóż to za sprawa w której ma pomoc okaże się przydatna? – rzekł tamten. -Dowiesz się, dowiesz… - rzekł urzędnik z dala. Rybak wyszedł z karczmy, a Samon podszedł w kierunku innego stolika. -Człeku, nadasz mi się do sprawy pewnej. – rzekł. -Panie, a jeśli nie zechcę?! – mruknął rozmówca. -Wtedy każę cię bić, aż się zgodzisz. – rzekł Samon. A tamtego łatwo zastraszyć nie było. Był potężnej budowy, wyglądał na myśliwego. -Jak się zwiesz, jeślibyś uciekł muszę wiedzieć. – zapytał. -Vlado, panie mój. – rzekł. -Dobrze więc, idź już. – naglił tamtego. Samon odprowadził spojrzeniem mężczyznę i odwrócił się w kierunku karczmarza. -Widzisz o Denusie, wszystko idzie po mojej myśli. – rzekł, śmiejąc się. -Tak więc nalej trochę miodu! – rzekł śmiejąc się. -Nie ma miodu. – rzekł karczmarz. -Niech cię… Wszystko już sprzedałeś?! – rzekł Samon. -Nie, jeszcze żona i bękarty, ale ich sprzedać nie mogę. – śmiał się karczmarz. Samon również się śmiał. Oboje pogrążyli się w rozmowie i do karczmy nagle wszedł potężny mężczyzna. Jego ramię było niczym skała, a głos niczym wiatr zsyłający młodych ludzi z chmur. Samon od razu zrozumiał, że ta postać będzie ważna dla powodzenia tej misji. -Witaj o wielkoludzie! – rzekł podchodząc do niego. -Jak cię zwą? – pytał. -Jam Błażej Młotoręki. – odrzekł tamten grubym głosem. -Cóż cię tu sprowadza? – pytał urzędnik. -Po materiał do kucia żem przybył! – odrzekł rozglądając się po karczmie. -Tu bida, niczego nie znajdziesz… - rzekł Samon. -Jednak poczekaj na mnie przed bramą do grodu, coś da się zrobić. – ciągnął. -Jeśli tak, to idę… - odrzekł. Jeszcze jedna postać siedziała w karczmie. Pewne było, że jest to łowca. Przez plecy przewieszony miał jesionowy łuk a przy pasie dwa sztylety. Urzędnik podszedł również do niego. -Mam dla ciebie robotę. - rzekł. -Staw się pod bramą do grodu, a wszystkiego się dowiesz. - ciągnął. Samon uśmiechnął się do karczmarza, pożegnał go i wyszedł z karczmy. ***** Samon pamiętał o tym, że skompletował drużynę, władca będzie zadowolony, tylko że nie wiedział, czy ta drużyna podoła zadaniu. Każdy z nich był inny, razem tworzyli dość nietypowe połączenie, a woja tam żadnego nie było. Dlatego Samon poszedł do znajomego Racimira. Był on bowiem dobrym, wiernym towarzyszem, który na pewno był w stanie im pomóc. Jego chatka położona była na podgrodziu i Samon kierował swe kroki. Otworzył mu opalony, przystojny mężczyzna, z głęboką blizną na twarzy. Na powitanie rzekł: -Witaj o Samonie! -Witaj o Racimirze. Sprawa jest. Pomocny byłbyś do niej. -Jakaż to sprawa? – rzekł tamten. -Przekonasz się. Podejdź pod wejście do grodu, tam do bramy. Weź ze sobą miecz i zbroję! – rzekł Samon. -Czas mnie nagli. – odrzekł na pożegnanie. Samon wiedział, że wojownik zjawi się najprędzej jak to będzie możliwe. Kierował się do bramy, by wytłumaczyć tym prostakom, po co są mu potrzebni. Gdy doszedł na miejsce, zobaczył że są wszyscy oprócz Racimira. -„Zaraz dojdzie” – pomyślał Samon. -Czego dowiedzieć się chcecie, o panowie?! – rzekł.
__________________ Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala... Jaki z tego morał? "Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty." Ostatnio edytowane przez mjl : 26-04-2008 o 15:54. |