Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-05-2008, 19:12   #11
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Jak się spodziewałem, occultum, które tak starannie ukryłem zeszłej nocy było na swoim miejscu, nietknięte. Odgrzebałem worek i ostrożnie wyciągnąłem to, co chciałem z niego wyciągnąć.
Po pierwsze, było to pięć kości, a raczej kosteczek ludzkich, tak przydatne w arcana nigra; skrzętnie owinąłem je sznurkiem i zapakowałem do sakiewki. Podobne znaczenie miał szpon czarnego koguta, wcześniej utopionego we własnej krwi. I dalej: garść ziół uśmierzających ból, garść ziół trujących i usypiających. A także jeden kryształ i jedno lusterko do sztuki dywinacji.
Jednak tym, po co naprawdę tutaj przyszedłem była wspaniała kościana różdżka, którą ongi podarował mi pewien mag ze wschodu. Czerwone sigile zdobiące jej powierzchnię mieniły się lekko, a ametyst umieszczony na jej jednym końcu lśnił przepięknie. Trzy pióra - znowuż koguta, na odmianę czerwonego, zwisały z jej drugiego końca.
Wpakowałem pospiesznie rekwizyty do swojej sakwy po czym zagrzebałem resztę, która nie była mi potrzebna. Czas naglił, tak więc pospieszyłem do karczmy. Z gaju do Gaju, pomyślałem.

* * *

Gdy wszedł do karczmy, coś na kształt bolesnego grymasu przemknęło przez jego twarz. Pomyślałby kto: Zrugał się w myślach za zaniedbaną sprawę albo jakie niedopatrzenie, jednak mimo wszystko podszedł do najbliższego stołu, milcząc.
Tedy widziałem, że podeszła do niego jakaś posługiwaczka; wylała piwo na jego stół i zaczęła ścierać. Nikt, kto byłby dalej niż pół kroku od stołu, nie usłyszałby tej rozmowy; ja jednak słyszałem przez magię. Czy wyczuł mnie, ten odziany na czarno człowiek? Być może chciał, bym go słyszał. Mówił służce o tym, że gdy zoczy pachołka, to ma dać mu znać, że ma zielone oczy i właśnie po tym go pozna. Żeby trzymał się klasztoru, a on wróci.
A potem przyszli tamci i zaczęli mu grozić. Ten, jak gdyby na to czekał od dawna, porwał skorupy dzbana, które ona zostawiła i cisnął nimi między oczy najbliższego. Prędko uskoczył w bok; zauważył mnie? W każdym razie uśmiechnął się w moją stronę, wymamrotał coś, nie pomnę, bo wrzask straszny powstał, stał się jakby nieco szybszy i... Rozmyty. Przeskoczył za ladę, a później słyszałem tylko tętent konia. I tyle go widziałem.
A teraz daj. Daj mi. Daj mi tego miedziaka, bom już od dwóch dni nic w gębie nie miał. I idź. Idź precz i zapomnij o mnie. O nas.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 11-05-2008, 23:08   #12
 
Lord Artemis's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumnyLord Artemis ma z czego być dumny
William wysłuchał uważnie Warddiego.. – Za Twą lojalność.... Jeżeli możesz dowiedz się czegoś więcej... Zgłoszę się jeszcze do Ciebie.. Zdobądź więcej informacji i niemów nikomu, że Cię odwiedzałem... Możesz liczyć na porządną zapłatę za swe usługi....- Rzekł William i dorzucił kilka monet, po chwili wstał i skłonił lekko głową... Przemyślał dokładnie to, co powiedział mu, Warddi... Zastanawiał się, od czego zacząć?? Czy udać się najpierw do kowala? I wypytać o dziwnych ludzi i jego lewe interesy? Czy udać się do karczmy gdzie mieli znajdować się podejrzani? W końcu zdecydował... Skierował swe kroki do warsztatu kowala.... Gdy tylko dotarł na miejsce począł przeglądać towary u kowala... Kątem oka dostrzegł, iż kowal patrzy na niego spode łba. Rozmyślał nad sposobem dostania się na zaplecze gdzie jak mówił Warddi kowal mógł mieć jeszcze ciekawsze rzeczy, które sprzedał dziwnym osobnikom... William przyglądał się pięknie wykonanym sztyletom. Wybrał dwa najbardziej mu odpowiadające i podszedł do kowala....

- Ile za te dwa noże?- Zapytał spokojnie patrząc na kowala czekając na odpowiedź.- Czy to jest wszystko, co masz Panie do wyboru?? Szukam czegoś specjalnego... Czegoś z dobrze wykonanej stali... Dobrze zapłacę...- Rzekł potrząsając sakwą.- Jeżeli nie to czy mógłbyś podać mi jeszcze jakieś miejsca gdzie kują takową broń??

William za wszelką cenę chciał dostać się na zaplecze... Uważał, iż musiał to zrobić... Kowal musiał coś wiedzieć.. Mógł przynajmniej opisać lepiej tych ludzi, bądź wyjawić co kupowali.. Może nawet ich znał?? Kowal musi mówić.. Jeżeli nie to odwiedzi kowala nocą.. Nie będzie miał innego wyjścia... Na razie jednak liczył, iż kowal sam wejdzie z nim na zaplecze gdzie William miał zamiar go zasztyletować wyciągając od niego wcześniej odpowiednie informacje.. Gdyby tylko ten głupi człowiek zaprowadził go na tyły pracowni byłby już trupem.. Jeżeli podstęp się nie uda i William nie dotrze tam przygotuje odpowiedni sprzęt paraliżujący do swej dmuchawki... Kowal to kawał chłopa.. A William nie miał zamiaru mieć obitej twarzy bądź skończyć trupem...

Co się odwlecze to nie uciecze.- Pomyślał czekając na odpowiedź kowala...



******** ********** ************ *************** ************** *********

William po wizycie u kowala skierował swe kroki do karczmy zwanej „Gajem”. Twarz jego nie wyrażała żadnych uczuć... Jednak w środku gotowała w nim złość... Miał zamiar załatwić kogoś.. Wprost nosiło go na myśl o widoku trupa z poderzniętym gardłem... Starał się uspokoić ponieważ nie za bardzo chciał zwracać na siebie uwagę ...Rozmyślał o tym, co powiedział mu Warddi patrząc na wyłaniającą się z oddali karczmę... Liczył iż może spotka tutaj jednak tych dziwnych osobników i nie będzie musiał użerać się z tym tłustym cholernym kowalem...

Ręką pchnął drzwi od karczmy i wszedł do środka rozglądając się po jej wnętrzu... Wzrokiem szukał pasujących do opisu Warddiego dziwnie ubranych mężczyzn.... William ruszył w kierunku karczmarza... Miał zamiar zamówić zimne piwo, idąc w stronę lady bacznie rozglądał się za poszukiwanymi ludźmi.... Jeżeli nie dostrzeże ich zapłaci trochę drożej za piwo, i informacje na ich temat, które mógł mieć karczmarz, jak mówił Nihil „gawiedź mówi dużo”, a karczmarz musiał coś wiedzieć...William szukał magów a jednocześnie rozglądał się także za celem, którego mógłby pozbawić sakwy....
 
__________________
Śmierć uśmiecha się do każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to uśmiechnąć się do niej...

Ostatnio edytowane przez Lord Artemis : 13-05-2008 o 23:19.
Lord Artemis jest offline  
Stary 17-05-2008, 14:45   #13
 
Christianus's Avatar
 
Reputacja: 1 Christianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumnyChristianus ma z czego być dumny
Krystian podniósł nadpaloną karteczkę pod światło i przeczytał:
"Gaj... szukaj w haszczach... spotkanie w... Będę czekać."
Nie dość że ktoś miał beznadziejnie nieczytelne pismo, to jeszcze stan kartki był co najmniej kiepski. Rodewicz na chwilę oderwał się myślami od śledztwa. Pomyślał o elfie. O tym cholernym żółtodziobie, kpiącym z życia jako wartości samej w sobie. Pamiętał. Znał kiedyś człowieka o podobnych predyspozycjach...

************************************************** *********
Dwór księcia Tisco, trzy lata temu
Deszcz łupał o dachówki wielkiego budynku, gdy dwóch mężczyzn w kapturach przekroczyło próg siedziby wampira o najstraszliwszej reputacji w okolicy. Wokół rozlewała się złowroga ciemność. Pioruny kuły o ziemię jak szalone, raz po raz grzmiąc wściekło. Obaj łowcy zdjęli płaszcze i rzucili na podłogę. Towarzyszem Krystiana był wtedy inny młody szlachcic, imieniem Castus. Miał długie kasztanowe włosy, piwne oczy i długi nos. Przemoczony do suchej nitki, z kwaśną miną wyciągnał dubeltówkę z plecaka. Rodewicz rozejrzał się uważnie po przedpokoju, gdy jego broda wprost ociekała wodą. Powoli dobył szabli i bez żadnego szmeru wyszarpnął ją z pochwy. Krytycznie przyjrzał się krzywiźnie. Już wtedy nie traktował tego zajęcia jako połączenie zabawy z zarabianiem grubej kasy. Nie traktował jednak jeszcze tego jako przykry mus na zasadzie: "ktoś to musi robić". Uważał to po prostu za pracę, jak każdą inną, która musi być wykonana profesjonalnie. Jego kompan miał na ten temat odmienne zdanie. Gdy już sprawdził ekwipunek uśmiechnął się do kamrata jadowicie. Castus kochał zabijać. Miał do tego zapał i smykałkę. Brakowało mu tylko doświadczenia. Dlatego też, jego ojciec przyjaciel domu Rodewiczów, oddał go pod opiekę ostatniemu dzedzicowi rodu. Krasnolud spojrzał na młodzieńca i pokręcił głową. Jął się powoli i ostrożnie wspinać po zakręconych schodach zwieńczonych parą drzwi. Castus stał na dole, a jego zadaniem było osłaniać atak Krystiana. Gdy Rodewicz był już w połowie drogi, młodzik zaniósł się nagle i kichnął potężnie naciskając przy okazji spust. Niczym grom, strzał z muszkietu przeszył nocną ciszę.
- Pięknie kurwa!!! - ryknął wściekły krasnolud.
Chwycił się poręczy i przeskoczył schody z szablą w garści. Było jednak za późno. Do niedawna otwarte drzwi zatrzasnęły się z impetem. Jak jeden mąż ze spróchniałych desek wystrzeliwły kościane łapy i poczęły wspinać się ku górze, aby zabić każdego, kto jest na powierzchni. Castus uśmiechnął się szyderczo i przeładował dubeltówkę, po czym wystrzelił w najbliższego, wyłaniającego się kościotrupa. Z głośnym trzaskiem nekromantyczne szczątki zapadły się pod piwnicę. Krystian rzucił się do najbliższej dziury i ciął zamarzyście w kościstą łapę. I ten adwersarz runął w czarną otchłań. Castus rozkręcił się. Dawał ognia coraz częściej, a jego niechybne strzały pogrążały wrażą hordę w odmętach piwnicy. Gdy ostatni szkieletor został wyeliminowany, młodzieniec uniósł dymiącą lufę ponad głowę i zaniósł się obłąkańczym śmiechem. Wtem, z podłogi wystrzeliła jeszcze jedna łapa. Ta jednak była pokryta białą jak kreda skórą i siecią niebieskich żył. Złapała Castusa za nogę i zdecydowanym szarpnięciem pociągnęła go z taką siłą, że stare spróchniałe deski załamały się i młodzieniec spadł do strefy piwnicznej. Krystian ryknął nienaturalnie po czym rzucił się na kompanem. Spadł na wampira, który właśnie zamachiwał się na Castusa. W duszy podziękował przodkom za lata pracy w kopalniach, dzięki którym on, może teraz widzieć w ciemnościach. Podniósł się z ziemi i uderzył szablą nadbiegającego kościotrupa. Potem następnego i następnego. Stojąc przy nieprzytomnym i bezwładnym ciele kamrata walił raz po raz ażeby uratować dwa życia naraz. Wtem ujrzał w ciemności zbliżającego się wampira. Wyszarpnął zza pasa pistolet i wypalił do hrabiego. Kula ubodła go w brzuch. Adwersarz zatoczył się i padł na twarz martwy. Wszystkie szkieletory wokół nagle straciły swą moc i rozpadły się w proch. Rodewicz dopadł do kompana. Dopiero teraz ujrzał powiększającą się plamę krwi, wyciekającą zza potylicy. Gdy spadał, uderzył o kamień. Nie żył.

************************************************** *********

Krystian otarł łzę z policzka, rodzącą się na same wspomnienie o tamtym dniu. Kopnął pobliski kamień i poczłapał w stronę tawerny, żeby zjednoczyć się chociaż z częścią grupy i przedystkutować dalszy przebieg śledztwa.
 
__________________
Uczyć się, modlić do swego Boga i pracować. Zawsze czerpać pełnymi garściami z życia, czując się jednocześnie bezwarunkowo szczęśliwym. Pracować nad sobą i kochać za nic. Oto co znaczy być dobrym człowiekiem.
Christianus jest offline  
Stary 21-05-2008, 13:35   #14
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
Aramil słuchał żebraka.
-Jeśli tam są jacyś magowie, to tym lepiej dla mnie. – myślał sobie.
Schował sakiewkę do kieszeni i rzekł:
-Głupi, chyba nie myślałeś, że dam ci 100 złotych monet?
Z wrednym uśmieszkiem na ustach odszedł w kierunku domu.
Był to stary, podniszczony budynek. Elf nacisnął na klamkę u drzwi...
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."
mjl jest offline  
Stary 17-06-2008, 20:14   #15
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Aramil

Wewnątrz dom zadziwiał swoją pustką. Nie licząc starej pryczy pod ścianą i starej biblioteczki, o której mówił bezdomny nie było tu nic. Wprawdzie jeszcze można było do tego doliczyć wszechogarniający kurz, ale Aramil wolał się nie rozdrabniać nad szczegółami. Szybkim krokiem podszedł do biblioteczki. Składała się z sześciu półek, na których w nieładzie ułożone były książki. Jedna książka leżała otwarta na podłodze. Jej tytuł brzmiał „Zastosowanie czarnej magii w życiu codziennym”, a autorem był niejaki Witold de Astenberg. Elf przypomniał sobie kogoś o podobnym nazwisku powieszonego parę dni temu.

Dalszy bieg wydarzeń można by uznać po prostu za zwykły pech albo tez przeznaczenie w zależności od swoich poglądów.
- Nie ruszać się, kurwa! – usłyszał wrzask za plecami. Nie dostosował się do nakazu i odwrócił głowę dostrzegając kilku inkwizytorów. Jeden z nich już trzymał miecz przy jego gardle. Ratunek nadszedł z najmniej spodziewanej strony.
- To nie on, cny inkwizytorze – słowa te wypowiedział bezdomny, który powiedział mu o tajnym przejściu w tym domu.
Inkwizytor zaklął szpetnie i złym wzrokiem spojrzał na elfa.
- Dobra. Gadaj, kto żeś jest i czemu zatruwasz tu powietrze?

William i Krystian

Obaj najemnicy spotkali się przed karczmą. Do środka weszli razem rozglądając się po pomieszczeniu. Kelnerka właśnie czyściła jeden stolik zalany piwem. Karczmarz zbierał kawałki połamanych mebli. Z tego, co udało im się podsłuchać dowiedzieli się, że był tu jakiś mężczyzna, który siedział przy tamtym stoliku, gdy nagle przysiadło się do niego kilku innych. Nagle zaczął uciekać, a tamci za nim. Nie dowiedzieli się czy udało mu się uciec gdyż nikt z obecnych w izbie nie poszedł tego sprawdzić. Nie mieli nic innego do roboty jak tylko przysiąść się do wolnego stolika. Obok nich zasiedli dwaj mężczyźni. William nie dał poznać po sobie zaskoczenia, kiedy ich zobaczył.


- Ile za te dwa noże?- Zapytał spokojnie patrząc na kowala czekając na odpowiedź.- Czy to jest wszystko, co masz Panie do wyboru?? Szukam czegoś specjalnego... Czegoś z dobrze wykonanej stali... Dobrze zapłacę...- Rzekł potrząsając sakwą.- Jeżeli nie to czy mógłbyś podać mi jeszcze jakieś miejsca gdzie kują takową broń??

- Oczywiście, że znajdzie się coś specjalnego. Proszę tylko o chwilę cierpliwości. Mam tu kilku zacnych klientów.
W kuźni było obecnych kilku bogato odzianych szlachciców, którzy przyglądali się bogato zdobionym mieczom. Wystawiona na widok broń była umiejscowiona w otworach specjalnych półek, których nazwy William nie znał. W szeregach umiejscowione były wedle rozmiaru różnorodne topory, miecze, rohatyny, włócznie i strzały.

Metalowe strzały były powolniejsze i cięższe od zwykłych strzał robionych z drewna, ale stanowiły groźną broń przeciwko wrogom będących w posiadaniu tarczy. Wystrzelona z bliskiej odległości potrafiła przebić się przez drewnianą tarczę rozbijając ją na kawałki. Ich masowe stosowanie przez dzikie elfy wymusiło opracowanie stalowych tarcz dla żołnierzy. William przypomniał sobie mężczyznę trafionego prosto w twarz metalową strzałą. Przyjemniejszym widokiem były twarze zmasakrowane uderzeniem topora.

Całe wyposażenie kowala znajdowało się na zewnątrz. Było pilnowane przez jego asystenta. Kowal wolał wytapiać miecze na świeżym powietrzu, a w środku tylko prowadzić interesy. Gdy skończył obsługiwać szlachtę gestem zaprosił Williama na zaplecze. Wojownik ręką odsunął z drogi duży kawał materiału zasłaniający tylne wyjście. W środku, gdy tylko kowal się odwrócił William rzucił się, aby chwycić go za gardło.
Ponownie okazał się zbyt pewny siebie.
Kowal zgrabnym ruchem odskoczył w bok jednocześnie podstawiając napastnikowi nogę. Napastnik zaklął, potknął się i runął na skrzynię. Boleśnie obił sobie o nią czoło. Dostrzegł dwie krople krwi spływające po jego nosie. Nagle został brutalnie podniesiony i wywleczony z zaplecza. Tymi, którzy go wywlekli byli dwaj strażnicy. Kiedy został zaprowadzony na zewnątrz usłyszał:
- Hola! A można wiedzieć gdzie go prowadzicie? – głos należał do inkwizytora który dał mu zadanie.
- Napadł na kowala – odpowiedział strażnik – prowadzimy go na szafot.
- Tak od razu?
- Tak od razu.
- Nie mogę na to pozwolić. Ten człowiek wykonuje bardzo ważną misję. Darujcie mu jego niecne uczynki i puśćcie go wolno.
Strażnicy popatrzyli po sobie i w końcu puścili Williama, który wściekły splunął na ziemię.
- Będziemy cię obserwować – rzucił jeden z nich przed odejściem. Kowal wrócił do swoich obowiązków.
- Lepiej nie zaczepiaj już tego kowala. Teraz będą ci patrzeć na ręce – rzekł inkwizytor – Bywaj. Mam ważne obowiązki.

W karczmie obok niego siedzieli ci dwaj dziwnie ubrani mężczyźni, o których wspominał jego informator. William zastanawiał się, co powinien uczynić.

Nihil

Kawałki dzbanka pokaleczyły twarz jednego z drabów. Nihil zwinnie uskoczył z zasięgu rąk pozostałych. Szybko wypowiedział zaklęcie i puścił się biegiem wzdłuż izby. Za plecami rozbrzmiewał glos. Obok jego głowy świsnął bełt.
- Żywcem brać! Żywcem – usłyszał krzyk za plecami przeskakując przez ladę. Karczmarz zszedł mu z drogi.

Nihil wybiegł przez otwarte drzwi na zewnątrz i wskoczył na konia. Natychmiast ruszył galopem przed siebie. Nie minęła nawet minuta nim usłyszał tętent kopyt za sobą. Wtulił się w grzywę konia i zmuszał go do jeszcze szybszego galopu. Nie zauważył straganu z glinianymi naczyniami stojącego na drodze. Na szczęście koń zauważył, co wystarczyło do wykonania skoku, dzięki któremu sprzedawczyni nie miała żadnych strat.

Nihil nie widział też jak pościg rozdziela się i wjeżdża w dwie różne uliczki. Dopiero teraz spojrzał przed siebie dostrzegając drabów zajeżdżających go z dwóch stron. Wydawało się, że nie miał już najmniejszych szans na ucieczkę, gdy wtem jego uwagę przykuł zbawczy widok. Tuż przed nim między sobą dyskutowali rycerze, którzy jeszcze dziś rano prowadzili go na spotkanie. Widząc w nich szansę na ratunek przyśpieszył jeszcze bardziej. Widać jego nadzieja udzieliła się również wierzchowcowi. Gdy tylko dotarł do rycerzy zeskoczył z konia. Julko spojrzał na niego zaskoczony.
- Pan Nihil.
W tym momencie zostali otoczeni przez kilku drabów, którzy dojechali tutaj za Nihilem. Julko spojrzał na nich gniewnym wzrokiem. Pod tym wzrokiem draby cofnęły się do tyłu. Julko był znanym i szanowanym rycerzem, co dało się dostrzec od razu. Jeden z drabów odchrząknął i przemówił:
- My tu z rozkazu naszego pana imć Cavelkerna mamy tu sprowadzić obecnego tu sku… Nihila Yerpdenna. To tylko pokojowa pogawędka.
- To czemu przed wami uciekał ?– zapytał się jeden z jego towarzyszy.
- Bo się przestraszył – wycedził inny drab.
- Nie dziwię mu się – odezwał się w końcu Julko – A teraz precz pókim dobry.
- Ale..
- Precz!
Draby spojrzały po sobie i nie mając innego wyjścia odjechali.
- Wszystko w porządku, panie Nihil? – zwrócił się do ściganego.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 18-06-2008 o 13:44.
wojto16 jest offline  
Stary 18-06-2008, 22:17   #16
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Ledwo zdążyłem wziąć toboł, ledwo zdążyłem zostawić miedziaka baserunku dla karczmarza. Pomimo tego, że zaatakowano mnie, w końcu gram pokornego mnicha, to jest sługę jedynego Stwórcy. Jakżeby widziano mnie, bezkarnie rozbijającego dzbany w karczmie niby jakiś wędrowny hulaka?
Przekleństwo. Ten dzień nie zapowiada się dobrze, a kolejne godziny i minuty zdają się potwierdzać tą prognozę. Dlaczego zaatakowali? Mam wielu nieprzyjaciół. Ale po co? Kim jest ten cały Cavelkern? Czy obiło mi się o uszy to imię? A jeśli tak, to czemu teraz go nie pomnę?
Wtedy jednak nie było czasu; zostałem zmuszony do wypowiedzenia słów mocy, spętany niczym szczur w klatce. Nie jestem pewien, czy ktoś przypadkiem nie zoczył Gestu lub nie usłyszał Słowa.
Mówiąc prosto, lezę w gówno. Od samego ranka.
Chociaż, gdy stoję przed Julkiem, nabieram nieco pewności; w końcu pewnie uratował mi życie. Kto wie, gdyby nie on, pewnie gniłbym teraz w jakiejś komórce. Jakkolwiek, postanowiłem skorzystać ze sposobności.
- Panie - podjąłem - ta banda zaatakowała mnie, gdym był w karczmie i czekał na moich wspólników. Nie w twoim honorze jest ich znać - tu skłoniłem się lekko, bowiem znam chwile, gdy trzeba mieć giętki kark - jednak nie jestem pewien, czy do twoich uszu doszły wieści, kim jest ten cały ich Cavelkern. Czy znasz go, panie? A jeśli tak, czy mógłbyś mi o nim opowiedzieć? Poza tym, panie, lękam się, że mogą powrócić. Czy byłoby zbyt wielką rzeczą, gdybyś mi przydzielił jakiego hajduka, pandura takiego, łamikarka, co by to mnie chronił? Byłbym wielce wdzięczny.
Wysłuchawszy odpowiedź rycerza, stwierdziłem, że nie mam co więcej robić tu, wśród gawiedzi i motłochu, toteż skierowałem swoje kroki do Ausstohera, mając szczerą nadzieję znaleźć go w jego zwykłych kwaterach.
Musisz bowiem wiedzieć o mnie i o Ausstoherze, czytelniku. Co prawda nie wiem, czy nazywając go tutaj moim mocodawcą nie jest czasem nieco zbyt wielkim przydatkiem dla jego blichtru, jednak cóż, ten tłusty jegomość wspomagał mnie swojego czasu i nauczyłem się cenić jego podszyte chciwością łapska. Wierz mi, sięgają czasem dalej, niż bym sobie to wyimaginował. Albo zażyczył.
Ausstoher to pan na zamku Brionnen, ufortyfikowanego zameczku nie dalej jak dzień drogi z Birchen(Birchami też zwanymi). Nie pamiętam już w sumie, która to karczma czy która to pijatyka była, gdy szepnąłem spitemu szlachcicowi parę słów do ucha, co by mu bóle brzucha kordiałami leczyć. Jak widać, pojenie grubasa winem aloesowym dało więcej efektów, niżem się pierwiej spodziewał. Oprócz suchych podziękowań owa baryła postanowiła uczynić mnie swoim zausznikiem w sprawach mnie i jemu dobrze znanych(a które pewnie poznasz w dalej), kładąc suto z kiesy na eliksiry i magiczne eksperymenta. To dobrze.
Zapamiętaj to, czytelniku. Ja i Ausstoher.
Co prawda, myślałem, gdy doń szedłem, zwykł wojować na granicach, jednak miałem przeczucie, że bambaryła będzie w swojej norze i odpowie mi na parę pytań.
Na przykład na takie, czemu zwalił inkwizytorów na moją biedną głowę. Albo co jeszcze wie o Cavelkernie. Albo... Albo...
Pytania pojawiały się w mej głowie niczym gwiazdy na wieczornym niebie.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 18-06-2008 o 22:20.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172