Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2008, 00:22   #1
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
[storytelling] Nad wodą.

Nad Zatoką Salem szalał sztorm. Po nocnym niebie przewalały się zwały czarnych, gniewnych chmur pędzonych wściekłym wiatrem. W dole morze ciskało się z łoskotem na przybrzeżne skały co chwila cofając się i ponawiając ataki. Dawniej w takie noce rodziny rybaków truchlały ze strachu o swoich mężów, ojców, braci i synów. Dawniej takie noce nazywano diabelskimi bo ponoć w świście wiatru usłyszeć można było chichot demonów radujących się ginącymi marynarzami i tonącymi statkami. Choć w dzisiejszych czasach praca na morzu była dużo bezpieczniejsza a prognozy pogody pozwalały przewidzieć każdy sztorm to w starych, przesiąkniętych zapachem morza domach instynktownie budził się strach gdy wielka woda zaczynała szaleć... Niejeden stary marynarz stawał w takie noce w oknie i półgłosem śpiewał starą, smutną szantę...



Laura McGregor


Przebudziłaś się bez widocznego powodu sama w wielkim małżeńskim łożu. Było to co najmniej dziwne, nigdy dotąd tobie, wychowanej od najmłodszych lad nad morzem awanturujący się ocean i świst wiatru nie przeszkadzały w śnie... Zegar stojący na stoliku obok łóżka odmierzał czas w ciszy na której granicy odzywał się wiatr i daleki łoskot fal. Jego tykanie było wyraźne i dziwnie przyciągające. Jednocześnie hipnotyzowało i irytowało nie pozwalając zasnąć ponownie. Skrzyp... Skrzyp... Metaliczny dźwięk wyłonił się z symfonii wiatru za oknem. Tak jakby ktoś otworzył i zamknął ogrodową furtkę. Wiatr? Nie to niemożliwe, nawet w czasie największych wichur nie udało mu się jej choćby poruszyć... Więc jak? Przecież furtka prowadziła tylko na ścieżkę do skrawka kamienistej plaży na której stała łódka... Od śmierci Johna nikt nią nie chodził, nawet ty sama gdyż budziło to zbyt wiele wspomnień wspólnych wypraw, podobnie jak widok łódki którą sam zbudował... Wtem gdzieś na granicy słuchu wydało ci się że słyszysz niski męski głos śpiewający cos o dziwnie znajomej melodii. Dopiero po chwili nie tyle usłyszałaś ile domyśliłaś się słów szanty którą czasem śpiewali rybacy...

Wypłynęli na połów z Granitehead
Daleko ku obcym wybrzeżom,
Lecz złowili tylko szkielety ryb,
Co skruszone serca w szczękach dzierżą.


Mąż lubił ją śpiewać wracając z ryb kiedy jego moczenie kija nie przyniosło żadnych efektów... Powtarzał że jest taka... Rozkosznie smutna... Ale czy możliwe żeby ktoś przyszedł właśnie tą ścieżka śpiewając właśnie ta piosenkę? I czy w ogóle cokolwiek słyszałaś? Bo teraz choć wytężałaś słuch nie słyszałaś nic poza wiatrem i falami... Choć dręczyło cię wrażenie, że ten glos nadal śpiewa ale tuż poza granicą twojego słuchu...


Sora Uruha


Noc była burzliwa, świst wiatru i łoskot fal tak różny od tego który znałaś z ojczyzny sprawiał, że spałaś bardzo niespokojnie a w końcu obudziłaś się... Na dworze trwało istne pandemonium deszczu i wiatru. Dom był suchy i spokojny. Stare ściany nawet nie pomyślały by zaskrzypieć pod naciskiem wichru, czasem tylko szyby zadzwoniły gdy uderzył w nie deszcz. Leżałaś sama wpatrując się w ledwie widoczny w mroku sufit i wsłuchując w odgłosy wichury. Wyciągnęłaś rękę by pogłaskać kota jednak nie znalazłaś go tam gdzie zwykle sypiał zwinięty w kłębek tuż obok ciebie. Poczułaś ukłucie niepokoju. Sama myśl o tym że mógł jakoś wydostać się na dwór była straszna. Wstałaś i boso ruszyłaś przez dom nawołując cicho:
-Snowy! Snowy chodź tu!
Przechodziłaś przez ciemne pokoje wciąż szukając jakiegoś śladu obecności kota. Idąc przed siebie wyczułaś obecność ale zdecydowanie nie kota... Miałaś niesamowite wrażenie że ktoś idzie za tobą, prawie słyszałaś ciche kroki tuz za sobą ale kiedy się zatrzymywałaś wszystko cichło i sama nie wiedziałaś czy się nie przesłyszałaś. W pewnej chwili gdzieś na granicy słuchu, jakby zza ściany odezwał się głos, tak cichy i niewyraźny że mógłby być czymkolwiek poza głosem ludzkim a jednak... Prawie słyszałaś słowa... Układające się w całość... W pewnej chwili zorientowałaś się z czym kojarzy ci się to co słyszysz... Ostatni wiersz Riku...
Noc zasłoni nasze twarze,
a te znikną jak szelest papieru
i nic tych wspomnień nie wymaże
nie odnajdziemy nawet ich szmeru.

W rozpaczy po omacku idąc przy ścianie
będziemy szukać dawnych swych dłoni
i nie pomoże nasz szloch, ni płakanie,
utoniemy w ciemności głębi tej toni.


Nie miałaś pewności czy naprawdę to słyszałaś czy to tylko twoja wyobraźnia, przepełniona myślami o nim i napędzona niesamowitą atmosferą jaka roztaczała się wokół Ciebie... Prawie podskoczyłaś kiedy cos otarło ci się o nogi. Rozległo się ciche miauknięcie. Snowy najwyraźniej znalazł cię szybciej niż Ty jego...


Shannon Stevens

Kolejna samotna noc w pustym domu w którym nigdy już nie zabrzmi śmiech dziecka... Bez pomocy alkoholu ciężko było ci przespać spokojnie całą noc, ale ta była gorsza niż poprzednie. Szalejący na dworze sztorm wcale nie pomagał w spokojnym śnie. Wreszcie przebudzona i zniechęcona siadłaś na łóżku obejmując rękami kolana. Wiatr wył uderzając o ściany i szarpał nie zamkniętymi okiennicami. Ale mimo to miałaś wrażenie że panuje martwa cisza. Choć za oknami szalały żywioły to wewnątrz domu spokój był wręcz nieznośny, prawie namacalny. Pamiętałaś jak w takie noce Logan przybiegał do twojego łóżka. I teraz też wydało Ci się, że słyszysz tupot małych stóp na korytarzu i kogoś bardzo niskiego usiłującego sięgnąć klamki... Ale kiedy starałaś się wsłuchać wszystko cichło i nie miałaś pojęcia czy to prawda czy mara pozostała jeszcze po płytkim śnie. Nie mogłaś się zdecydować czy chcesz wstać i sprawdzić czy ktoś jest za drzwiami. I sama nie miałaś pojęcia czy bardziej obawiasz się tego co mogłabyś tam zobaczyć czy tego czego mogłabyś nie zobaczyć... Cisza była nieznośna tym bardziej, że kiedy tylko przestałaś się w nią wsłuchiwać znów pojawiało się to wrażenie że tuz za drzwiami ktoś skacze by dosięgnąć klamki i miękko ląduje na grubym dywanie... Chwile ciągnęły się w nieskończoność a to nieznośne uczucie wciąż wracało i odchodziło...




George Brantley

Noc nie nadawała się do snu a przynajmniej nie dla ciebie. Świst wiatru i daleki wściekły huk fal za bardzo działały na twoją wyobraźnię byś mógł zasnąć. Siedząc przy biurku przelewałeś emocje jakie dawał ci sztorm na papier. Rysowałeś szybko i z pasją natchniony i rozgorączkowany. Wena szalała w twojej głowie, dłoń sama tańczyła po papierze rysując idealne kształty. Praca przynosiła ulgę i zapomnienie. Nagle poczułeś za plecami jakieś poruszenie i wydało ci się że słyszysz szelest przewracanej strony w książce. Tak jak wtedy kiedy... Sama myśl porażała bólem... Tak jak wtedy kiedy Becky żyła i kiedy siadywała za twoimi plecami kiedy pracowałaś przeglądając czasopisma medyczne albo jakieś papiery pacjentów... Bałeś się odwrócić by nie zniszczyć tego wrażenia a jednocześnie chciałeś się odwrócić i zobaczyć ją znowu tak jak wtedy, z okularami na nosie, zagłębioną lekturze... Sytuacja była nie do zniesienia... Jednocześnie przywoływała namiastkę tamtej sytuacji i dręczyła tym że ona po prosu nie mogła wrócić... A może jednak? Może to wszystko był jeden wielki koszmarny sen... Siedziałeś skamieniały nie wiedząc co zrobić, zagubiony i znękany....


Edward Grawson

Leżałeś w łóżku wpatrując się w strugi deszczu spływające po szybie okna. Obudziłeś się prawie godzinę temu i nadal nie mogłeś zasnąć. Wsłuchiwałeś się w odgłosy wiatru, deszczu i morza przewalającego się po odległym o prawie kilometr wybrzeżu. Jakaś dziwna harmonia była w tej pozornej kakofonii dźwięków, symfonia sztormu. Słuchałeś jej w ciemności czekając na sen który jak na złość nie chciał nadejść. Nagle wydało ci się że do naturalnych odgłosów dołączył inny, tak cichy że mógłbyś śmiało uznać go za przywidzenie. Wydawał się obcy w tej sytuacji a jednak miałeś niesamowite wrażenie że dobrze go znasz, słyszałeś wielokrotnie i jesteś z nim dziwnie związany. Dopiero po chwili zidentyfikowałeś ten niby chrzęst... Metalowe kółka wózka Sary wydawały identyczny odgłos na deskach podłogi w hallu na dole... Ale kiedy wytężyłeś słuch niby-dźwięk zniknął... To musiało być przywidzenie a jednak kiedy się odprężyłeś do poprzedniego odgłos dołączyło coś jakby głos, wysoki kobiecy mówiący coś cicho na dole. Oblał cię zimny pot, tak samo wołała cię żona kiedy była już zbyt słaba na krzyk a chciała byś wniósł ją do sypialni na górze. Ale to przecież nieprawdopodobne, nie możliwe byś ja teraz słyszał, ona nie żyje, umarła, odeszła... Ale jeśli ona jednak jakimś niepojętym sposobem jest tam i woła cię? Ale nie to nie możliwe... A jeśli jednak?




Noc mijała, nad zatoką szalał sztorm a w sercach mieszkańców niepokój...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"

Ostatnio edytowane przez Durendal : 07-05-2008 o 14:39.
Durendal jest offline  
Stary 07-05-2008, 23:12   #2
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Nigdy nie sądziłam, że aż tak się pogrążę...nie wierzyłam, a jednak stało się. Ból, który sprawił, że pękło mi serce nie odstępuje mnie na krok. Pełznie za mną jak cień chorego koszmaru, dusi mnie i sprawia, że płaczę. Nie chce tego, tak bardzo nie chcę, ale nie mogę nic na to poradzić. Nie mogę zapomnieć o śmierci mojego brata. Był dla mnie wszystkim, był całym moim życiem. Tak trudno mi o tym pamiętać, tak trudno pisać...czemu ja nadal żyje? Kolejne pytanie, które pozostawię bez odpowiedzi...Wybacz...Riku...

Obudziły mnie ciężkie krople deszczu stukające w szybę mojej sypialni. Dom odziedziczony po dziadku był strasznie duży...czasem wydawało mi się, że aż zbyt duży. W tej pustce czułam się mniejsza niż byłam, a bez niego czułam się jeszcze gorzej. Samotność leżała tuż obok mnie, i mój kot - jak zawsze. Snowy miał taką miękką sierść i taką przytulną. Jego zapach przypominał mi brata. Pachniał słodkościami, gorącą czekoladą z cukrem i trochę kwiatami. Nutka cynamonu dawała rozkosz zmysłom. Przewróciłam się na drugi bok i przeniosłam swoją rękę na poduszkę obok. Tęsknota za Riku nakazała mi przytulić go, a on w danym momencie był dla mnie kotem. Zwierzę, które traktowałam jak swojego brata, które kochałam...

Z przerażeniem wstałam gwałtownie z łóżka zrzucając z siebie kołdrę. Zapaliłam świeczkę gdyż atmosfra na dworze nie była przyjemna. Stary dom dziadka przypominający bardziej mroczne zamczysko potrafił podkręcać nastrój atmosfery. Nie byłam przyzwyczajona do niego, jeszcze nie teraz. Wprowadziłam się zaledwie 4 dni temu...och, nie darowałabym sobie tego gdyby Snowy został na dworze w taką pogodę! Musiałam go znaleźć po prostu musiałam.

-Snowy! Snowy chodź tu! Kochanie błagam Cię, nie rób mi tego!


Zapewne w tej sytuacji prośby i groźby na niewiele się zdawały, ale i tak bym teraz nie usnęła. Czułam głęboki niepokój spowodowany nie tylko tymczasową nieobecnością kota. Gdy mijałam kolejne bogato zdobione pokoje przez chwilę zdawało mi się, że czuję czyjść oddech na karku. O dziwo był on nawet przyjemny. Ogarnął mnie dziwny stan w którym mój mózg zaczął odbierać sygnały zupełnie inaczej niż powinien. Nie bałam się, lecz wprost przeciwnie.

- Riku... - szepnęłam i dopiero wtedy zrozumiałam, że przecież go tu nie ma. Przez chwilę wydawało mi się, że może on żyje, może wcale nie został zabity! Być może, te zwłoki to wcale nie były jego być może...on wrócił do mnie. Po dwóch latach, odnalazł mnie. Pragnęłam w to wierzyć, bardzo pragnęłam, ale nie potrafiłam. On odszedł, przecież to takie oczywiste. Czułam jak niewidzialna pętla zaciska mi się wokół szyi sprawiając iż zaczynam się dławić. Gorycz, której rozpaczy nie potrafiłam zdusić sprawiała mi ból. Serce przyspieszyło jak nakręcany pajacyk w pudełku by po chwili wybuchnąć gdy usłyszałam...jego wiersz. Wśród niezrozumiałych szeptów udało mi się rozpoznać słowa...tak delikatne i tak czułe...wyłącznie dla mnie...

Noc zasłoni nasze twarze,
a te znikną jak szelest papieru
i nic tych wspomnień nie wymaże
nie odnajdziemy nawet ich szmeru.

- W rozpaczy po omacku idąc przy ścianie
będziemy szukać dawnych swych dłoni
i nie pomoże nasz szloch, ni płakanie,
utoniemy w ciemności głębi tej toni.

Dokończyłam razem z nim ostatnią zwrotkę, cichutkim szeptem i już chciałam krzyczeć i pytać już otwierałam usta by dowiedzieć się czy nadal mnie kocha, czy mnie czuje, czy tęskni i widzi, czy płacze tak jak ja płakałam czy żyje i o wszystko, wszystko chciałam zapytać, ale nie zdążyłam.
Delikatne otarcie o nagie nogi sprawiło, że zadrżałam i jedyne co wydałam z siebie to pisk przerażenia. Tak, wystraszyłam się.

- Och Snowy...nawet nie wiesz jak ja za nim tęsknie...czemu odszedłeś? Powiedz: dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś Riku...dlaczego? Mówiłeś, że nie opuścisz, mówiłeś że na zawsze, a teraz? Co mam Riku, spójrz! To mi zostało, pustka wielkiego domu! Nienawidzę Cię, nienawidzę...jesteś egoistą czemu nie pozwoliłeś MI umrzeć pierwszej?! Czemu odpowiedziałeś uczuciem na uczucie...czemu mi to zrobiłeś...

I wtedy właśnie cały mój żal wylał się na nowo. Kochałam go, pomimo tego, co mówiłam. To nie istotne, bo w głębi duszy czułam inaczej. Miłości nie zastąpię nienawiścią nie do Ciebie kochany. Byłeś moim jedynym, tyle nas łączyło. Wróciłam do sypialni zalana łzami. Wciąż tuliłam do siebie Snowy'ego. był taki spokojny. Z troską przyjął na swe futerko moje gorące łzy, pomruczał dla otuchy i...zasnął. A ja nie mogłam już spać. Każda moja łza spływała równie szybko co krople deszczu za oknem. Miałam w swych myślach tylko jeden obraz - My, najszczęśliwsi pod gwiazdą, wygasłą 2 lata temu...

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 09-05-2008, 11:17   #3
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Tyk, tyk, tyk....

Sekunda po sekundzie. Minuta po minucie. Niepomny na bol, na teksnote, zmeczenie wciaz gna do przodu popychany nieczula moca bateri w swym wnetrzu.

Tyk, tyk, tyk

A wsrod tykania burza.
Deszczu krople rozbijaja sie o szybe splywajac po jej gladkiej tafli zupelnie jak lzy po moim policzku. Ostatnio czesto placze. Sama w malzenskim lozu, gdzie przeciez powinno panowac szczescie i harmonia. Ale one odeszly, a z nimi John. Skulona przytulam mokra twarz do poduszki.

Tyk, tyk, tyk....

A wsrod tykania huk fal uderzajacych o brzeg. Obudzil mnie sztorm. Dziwne, nigdy przeciez tak sie nie dzialo. Chociaz... Kiedys, dawno temu ..... Pamietam ojca, ktory slyszac placz przybiegl by sprawdzic co sie stalo.

- To tylko burza kochanie.

I zaczynal spiewac, a ja wtulona w jego ramiona, najbezpieczniejszej przystani na swiecie, zasypialam. Tym razem nie przyjdzie nikt i nikt nie zaspiewa.

Tyk, tyk, tyk....

Dlaczego nie milknie? Dlaczego meczy odmierzajac czas do przodu miast cofac go ku szczesliwym chwilom. Okrutna maszyna, ktora serce zgubila w tykaniu. Dlaczego jeszcze dzialasz? Dlaczego dreczysz? Dlaczego nie milkniesz, a o swoje z gromem walczysz?

Tyk, tyk, tyk

I .... skrzypienie?
Zdziwiona unioslam glowe nasluchujac. Tej furtki nikt nie otwieral od roku. Od chwili gdy....
Tylko John tamtedy chodzil. Drozka prowadzila bowiem do malej przystani gdzie zacumowana stala biala lodka. Jego ukochane dziecko. Byl taki dumny gdy zwodowal ja po raz pierwszy.
Lecz przeciez nie mogl jej poruszyc wiatr... Moze jednak....
Nie! Mysl racjonalnie. On nie zyje, a ty zbyt dlugo mieszkasz tu sama. Zbyt dlugo ludzisz sie nadzieja na cud. Przestan nim ogarnie cie szalenstwo na dobre topiac w swoich odmentach.
Slowa rozsadku szybko jednak milkna.

Wypłynęli na połów z Granitehead
Daleko ku obcym wybrzeżom,
Lecz złowili tylko szkielety ryb,
Co skruszone serca w szczękach dzierżą.

Slowa, ktore slyszalam tyle razy gdy wracal z wedkowania niosac puste wiaderko. Nie, tym razem nie moglam sie pomylic. Nie moglam.... Nie... Wzdrygam sie widzac wlasne odbicie w tafli szkla. Kiedy zdazylam wstac? Nie jestem pewna. Wymieniam spojzenie z blada kobieta stojaca za oknem. Twarz okraszona czarnymi podkowami wokol przekrwionych od placzu oczu. Spojzenie wyrazajace strach i tesknote, smutek i nadzieje. Kobieta stojaca na granicy.
Co tak wlasciwie slyszalam? Szum wiatru, loskot fal, dudnienie deszczu o szybe.... Nikt nie spiewal, nikt nie otworzyl furtki. To tylko pragnienia zmeczonego umyslu wybudzonego z jakze zasluzonego snu. Jutro czeka mnie wyprawa do Salem na tamtejsza aukcje antykow. Musze odpoczac, nabrac sil. Gleboki wdech i wydech pozwolil odzyskac kontrole nad soba. Stanowczym ruchem uwolnilam ciezkie zaslony, ktore natychmiast oddzielily mnie od widoku szalejacego morza, deszczu i wlasnej twarzy.

Tyk, tyk, tyk...


Niech tyka...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 10-05-2008, 16:02   #4
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Szklanka przezroczystej cieczy kusiła swoim wyglądem, nęciła niczym diabelska istota, wręcz krzyczała „sięgnij po mnie, wypij moją zawartość, no już!” Stała na wyciągnięcie ręki, na nocnej szafce, tuż obok dużego, dwuosobowego łóżka.
Kolejny grzmot, hałas... Wspomnienia znowu atakowały niczym rój szarańczy – uniemożliwiając sen, sprawiając ból, cierpienie i smutek.
Jedno kliknięcie pstryczka spowodowało zapalenie lampki z bordowym kloszem, która momentalnie rozświetliła całe pomieszczenie – no, przynajmniej jego część.
Lekko drżącą ręką sięgnęłam szybko po szklankę i duszkiem wypiłam całą jej zawartość. Och, ile ja w tamtym momencie bym dała, aby ta przeklęta woda mineralna zamieniła się w wódkę...
Wiedziałam, że nie zasnę... Nie zasnę po raz kolejny z rzędu, myśląc o przeszłości, o tragicznej przeszłości o której tak bardzo chciałabym zapomnieć.
Skulona siedziałam na miękkim i wygodnym łóżku, wpatrując się przed siebie, w jakiś nieistniejący punkt.
Szum wiatru, ciężkie krople deszczu uderzające o parapet, a nawet przerażająca cisza panująca w moim domu – na żadną z tych rzeczy nie zwracałam uwagi, nie istniało wtedy nic oprócz mnie i tych pieprzonych wspomnień sprzed kilku lat. To żenujące... straciłam rachubę czasu, nawet nie wiedziałam, jak dawno temu moje dziecko zostało zmiażdżone przez samochód.
Starałam się być twarda – na myśl o Loganie wbiegającym w takie noce do sypialni, aby przytulić się do rodziców, nie powodowała u mnie już nagłych wybuchów płaczu, histerii i depresji – po prostu siedziałam i wpatrywałam się w ten nieistniejący punkt.
Starałam się aż do tej nocy – do tej sztormowej nocy, kiedy to uczucia i emocje od dawna tłumione gdzieś w środku, w końcu wyszły na zewnątrz.
Z korytarza dobiegł mnie jakiś odgłos – zupełnie jak tupot stup Logana, biegnącego do drzwi mojej sypialni. Był to jedyny odgłos, jaki dało się słyszeć poza wyciem wiatru... Odgłos, który wyrwał mnie z zamyślenia, który ucichł, kiedy tylko się w niego wsłuchałam.
Shannon, przez te nieprzespane noce, wspomnienia i chęć zalania się w trupa zaczynasz wariować” pomyślałam, po czym położyłam głowę na miękkiej poduszce, przykrywając się kołdrą.
I znów, gdy tylko odpłynęłam myślami zupełnie w innym kierunku, usłyszałam tupot stóp. Po raz drugi nie mogło mi się przesłyszeć, a wyobraźni aż tak wybujałej nie miałam.
Czułam, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Czy ktoś mógł się włamać do mojego domu?
Ponownie usiadłam na łóżku, tym razem wpatrując się w klamkę, jakby wyczekując momentu, aż się zacznie poruszać.
Znowu rozległ się ten cholerny dźwięk, jakby ktoś bardzo malutki chciał doskoczyć do klamki, aby otworzyć drzwi.
- Dlaczego mi to robisz...? – wyszeptałam, wciąż wpatrując się w ten sam obiekt.
Samotna łza spłynęła po moim policzku, zostawiając po sobie wilgotny ślad. Tuż po niej pojawiła się kolejna...
Nie chciałam tego robić, ale... Nie wiem, co wtedy mną kierowało, co mnie podkusiło, aby wstać z łóżka i ostrożnie podejść w końcu do drzwi i drżącą dłonią nacisnąć klamkę, by otworzyć drzwi... Byłam aż tak odważna, czy może głupia? A może sądziłam, że wyobraźnia płata mi figle w towarzystwie mrocznej atmosfery panującej dzięki burzliwej nocy?
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 13-05-2008, 12:39   #5
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kolejna noc dłużąca się w nieskończoność. A wystarczyło tak nie wiele połknąć te pigułki leżące na stoliku obok popić szkocką, której butelką męczyłem cały wieczór. Jestem wrakiem, ale zdaję sobie z tego sprawę - chcę nim być. Jutro trzeba będzie wziąć kolejny dzień wolnego zasłaniając się chorobą.
O ile oczywiście nie zdecyduje się jednak wziąć tych pigułek, zresztą dziwne że jeszcze go nie zwolnili, widać stary kredyt kiedy był najbardziej obiecującym pracownikiem w firmie jest wciąż aktualny.
Tak ciężko jest zasnąć, słysząc każdy cholerny dźwięk w tym domu. Skrzypienie starych desek, spadające krople z cieknącego kranu odbijające się nieznośnym echem , więc kiedy usłyszałem ten inny tak przecież dobrze znany i powtarzający się z uporem maniaka dźwięk, którego nie mógł go z niczym pomylić.
Próbował jednak nie dopuścić do siebie myśli, że faktycznie mógł je wydawać ten stary wózek.
Zresztą przecież pozbył się go prawda? Na pewno i to dobrych parę lat temu oddając do do jakiejś fundacji weteranów. Im bardziej się przyda, powinienem także sprzedać dom. A potem jeszcze jej głos, to musiał być jej głos. Tak niewyraźny jak zwykle, co innego mogło wydać taki dźwięk?
A może wszystkie te życzliwe głosy mówiące o tym, że za dużo tu wspomnień, za dużo rzeczy wciąż żywych kryjących się po kątach. One wyłażą w nocy, koszmary poprzednich dni. Widzę je w snach i widzę na jawie tak, że już sam nie wie kiedy tak naprawdę śpię. A może już nie żyję?
Tylko mój umysł po prostu nie chce przyswoić sobie tego faktu. Tak jak nie chciał pogodzić się z tym, że Sary już nie ma. I nigdy nie będzie.
Trochę czasu zajęło, żeby się z tym pogodzić albo nie, raczej uświadomić sobie że jedyna droga która mu pozostała to podążyć to samą drogą co moja żona. I kiedy w końcu człowiek upija się chcąc zebrać dostateczną na to odwagę...
Co wtedy? Wtedy umysł podpowiada mu, że jest wariatem?
Tym razem to nie był tylko subtelny zapach jej perfum, tym razem on to naprawdę czuł. A przecież przez te wszystkie lata tego właśnie pragnął... czuć. Nikt nie był w stanie mu pomóc, psychiatra, specjaliści od życia pozagrobowego a teraz jak na ironię... Nie, to nie może być ona.
Wiem to, wiem ale coś w środku mówi żeby wstał i zszedł na dół. Żebym wysłuchał jej błagania i wniósł na górę.
Sięgam po jeszcze jedną do połowy pełną, a może do połowy pustą? Czy tak naprawdę to miało kiedyś znaczenie, każda połówka potrzebuje dopełnienia. On miał Sarę, a ona jego, teraz pozostały tylko stare fotografie i wspomnienie wyblakłych dni a ja jestem bardzo zmęczonym życiem człowiekiem.
Mimo to wstałem i zbiegłem na dół. Zrozumcie po prostu nie mogłem inaczej, nadzieja tak skrzętnie zagrzebywana popiołem tliła się jeszcze na dnie mego serca. Przekonałem się jednak, że bieganie w takim stanie nie jest zbyt rozsądnym posunięciem potknąłem się na pół piętrze i stoczyłem na dół z ostatnich kilku stopni. Podniosłem głowę i przy usilnej próbie wstania z użyciem poręczy w końcu wyszedłem zwycięsko.
Zataczając się lekko przeszedłem przez pokój wchodząc do holu tam gdzie powinien stać wózek, tam gdzie zawsze stał. Nic tam nie było, dywan był idealnie gładki a przecież kółka wózka odcisnęły by na nim swoje znaki. Znak...

-Saro proszę jeśli mnie słyszysz daj mi jakiś znak Saro daj mi jakiś pieprzony znak.

Nie chciałem krzyczeć, ostatnie słowa wypowiadałem z najwyższym trudem wciąż przepełniony emocjami.
Z czystej rozpaczy klęknąłem środku pokoju i ukryłem twarz w dłoniach. Nie myśleć o niczym, nie myśleć o niej. Zasnąłem, nie pamiętam kiedy, nie pamiętam dokładnie o czym ale mógłbym przysiąc, że widziałem znowu twoją twarz Saro.
Tak wyraźną jak fotografia na kredensie z naszych szczęśliwych dni. Nie wiem czy wszystko zdarzyło się naprawdę czy może były to kolejne projekcje mojego rozbitego w strzępu umysłu. Nie chcę znać prawdy, prawda w tym przypadku zamiast uwolnić mogłaby mnie zniewolić jeszcze bardziej.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 13-05-2008 o 12:47.
traveller jest offline  
Stary 13-05-2008, 19:55   #6
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
Kolejny błysk jasnego piorunu rozświetlił sypialnię urządzoną w barokowym stylu, w której leżałem na dużym staromodnym łóżku.
Kolejny porcja światła rozświetliła pomieszczenie, a moje źrenice przeszyła gniewna błyskawica, które przyniosła tylko kolejny, napawający strachem i przerażeniem grzmot. Znieruchomiały leżałem na łóżku przewrócony na bok, wielkimi kasztanowymi oczami obserwując to co działo się tuż za beznamiętną szybą, wszak która zniesie wiele. Przewróciłem się na drugi bok, odwracając się od okna, niczym dziecko uciekając przed złowieszczym widowiskiem. Wtulony w kołdrę, z twarzą schowaną między łokciami, oczekiwałem na błogi zwiastun snu, jak wegetująca roślina, wyczekująca kropli wody.

Ten stan przypomniał mi okres mego dzieciństwa, które pozbawione było bliskości rodziców, ciepłego słowa, zainteresowania i ciepłego policzka matki. Sierociniec nie był w stanie zagwarantować tego co daje normalna rodzina. Czułem jak cienie przeszłości snują się, by znów spętać mój umysł i zniewolić moje ciało.
Poderwałem nogi i mocno oparłem o drewnianą podłogę, upewniając się, że ona tam nadal jest. Opętany wewnętrznym bólem i mrokiem teraźniejszości, wstałem i podszedłem do mojego sekretarzyka. Majestatycznie otworzyłem go, ostrożnie odsunąłem pokrywę, która charakterystycznym odgłosem połechtała moją wyobraźnię. Lubiłem ten odgłos, tak to się zaczynało, każdego wieczora ten dźwięk niczym dźwięk dzwonka rozpoczynający Mszę, rozpoczynał moją "podróż", moją niebiańską podróż, po aksamicie papieru, zapachu ścieranego grafitu i wizji zasnuwających mój umysł i opanowujących moje ciało. To pozwalało mi przetrwać ból istnienia, gdy wspomnienia wracały niczym fala powrotna ze zdwojoną siłą.

Rysowałem z pasją, wena wypełniała mnie po brzegi, wprawiając mnie w stan słodkiego transu. Niczym Konrad w swej improwizacji, tak ja tworzyłem. Spod ołówka wychodziły coraz to nowe kreski, półkola, rysy, by w końcu z chaosu startego grafitu wyłaniał się pożądany kształt. Idealny i nieskazitelny niczym łza, lecz dla mnie wciąż niedoskonały i wybrakowany w swym istnieniu.
Nagle, moich uszu dobiegł delikatny szelest przesuwania stron. Tym razem pasja przerodziła się w mękę, a płaszcz zapomnienia został brutalnie zdarty twardą ręką obrazami z przeszłości.

-Heh, kolejne sympozjum, żabciu?- wyrwało mi się i zanim zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem, już siedziałem obrócony na stoliku, wpatrzony wilgotnymi oczyma w pusty fotel z charakterystycznym wgnieceniem. Jedna z wielu pamiątek po Becky, mojej kochanej żonie.
Nieostrożna łza spłynęła po moim policzku, znacząc mokry ślad, by zagubić się w gąszczu zarostu. Po chwili pochylony z twarzą w rękach, siedziałem zanosząc się szlochem.
-Ona miała żyć, miała ŻYĆ!- wrzask niemocy przeszył powietrze posępnego pokoju. Wrzask, który mówił o mnie więcej niż niejeden wywiad, więcej niż niejedna fotografia na kolorowej okładce pisma rysowniczego, ozdobiona wyuczonym uśmiechem.
Moją pamięć wypełniły obrazy tamtego dnia, Becky wisząca na związanym szpitalnym prześcieradle i jej ciało poruszające się w takt podmuchów wiatru...

Skulony w jej fotelu i wpatrzony w jej fotografię, zrozumiałem, że to było złudzenie, widmo, odblask zamierzchłych dni.
Dudnienie kropli deszczu, nieznośny szum szalejących fal i kolejny przeraźliwy błysk rozdzierający zachmurzone niebo, a po nim grzmot niczym wrzask ranionego nieba- te zjawiska niczym liny, pętały mój umysł i ciało. Wzmagając strach, przerażenie i ból.
I tak siedziałem bezradny niczym dziecko, upatrując w tapetowanej ścianie nadziei i szczęścia, które opuściło mnie bezpowrotnie dwa lata temu...
 

Ostatnio edytowane przez Verax : 13-05-2008 o 19:59.
Verax jest offline  
Stary 16-05-2008, 20:46   #7
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Sora Uruha

Noc ciągnęła się w nieskończoność, w pustym domu ciągle słychać było jakieś odgłosy. Burza uspokoiła się i w zapadłej ciszy rodziły się nowe majaki, nowe przywidzenia. A to cichy odgłos kroków na parterze, a to coś jakby delikatne, cichutkie zamykanie drzwi gdzieś za ścianą. Pomimo wszechogarniającej samotności wciąż miałaś niepokojące wrażenie, że jednak nie jesteś sama. Że ktoś jeszcze porusza się po domu. Ktoś czujący się jak u siebie, poruszający się po pustych korytarzach bez wahania ale bardzo cicho. Zupełnie tak jak poruszają się domownicy obok pokoju chorego dziecka. Tylko leżący obok kot wydawał się spokojny i najzwyczajniej w świecie słodko spał. Wszystko poza nim wydawało się dziwne jak w złym śnie. Dźwięki mimo, że niepokojące były zbyt ciche by można było uznać je za coś więcej niż urojenia i omamy. Nagle jednak usłyszałaś coś wyraźniej... Cichy brzęk? Ale skąd? Po chwili dźwięk powtórzył się i wiedziałaś na pewno... Czajnik w kuchni... Zupełnie tak jak wtedy kiedy Riku wstawał w nocy żeby zrobić sobie filiżankę gorącej czekolady... Wrażenie było wręcz paraliżujące. Tak jakby on wciąż tu był...


Laura McGregor

Byłaś pewna, że nie zdołasz już usnąć. Nie po tych omamach. Nie widząc innego wyjścia zaszłaś na dół po schodach. Stara kuchnia z piecem kaflowym i rzędem wypolerowanych do połysku rondli na ścianie budziła wiele wspomnień. Ojciec grzejący zziębnięte dłonie i matka krzątająca się wokół niego przy gotowaniu. Ciche rozmowy, zapach jedzenia i mocnej herbaty z której importu słynął niegdyś port w Salem. Wspomnienia były tak sugestywne że nabrałaś ochoty na filiżankę aromatycznej herbaty. Zakrzątnęłaś się po kuchni ale przerwał Ci znów ten sam skrzyp... Ogrodowa furtka... Zdenerwowana szybkim krokiem przeszłaś przez cały dom by wyjrzeć przez okno. I znowu nic prócz chłostanego wiatrem ogrodu. Gdy zrezygnowana wróciłaś do kuchni woda w elektrycznym czajniku prawie się gotowała. Gotowała?! Byłaś praktycznie pewna, że nie włączyłaś czajnika przed wyjściem więc jak... To było po prostu niemożliwe. Woda zagotowała się i czajnik wyłączył się z cichym pyknięciem. Kiedy na krótka chwilę para pokryła jego przykrywkę miałaś wrażenie że pojawił się na nim jakiś napis....


Shannon Stevens

Korytarz za drzwiami był przeraźliwie pusty. Ciemny i cichy, jakby martwy dom zdawał się kpić z twojej naiwności. Czy naprawdę myślałaś, że twój synek czeka za drzwiami? Kiedy zniechęcona odwracałaś się by zamknąć drzwi kątem oka zauważyłaś jakiś ruch. Jakby ktoś powolutku domknął drzwi. I znów te stłumione drobne kroczki tym razem na schodach na parter. To było czyste wariactwo ale wyglądało to na jakąś chorą zabawę w chowanego z własnymi urojeniami... Teraz powstawało tylko jedno pytanie. Czy wrócić z powrotem do łóżka i postarać się ukoić skołatane nerwy czy poddać się tym złudzeniom. Poczuć się przez chwile tak jakby przez korytarz pchały cię nie złudzenia ale żywy syn wciągający matkę w swoja dziecinna grę. Może nawet wśród tych urojeń znalazło by się to za czym najbardziej tęskniłaś? Może usłyszała byś znowu szczery, wesoły dziecięcy śmiech którego brak sprawił, że aż tak znienawidziłaś ciszę? Cała ta sytuacja była jednym wielkim koszmarem. Ale ten koszmar dawał złudzenia, bolesne ale jednak pociągające.


Edward Grawson

Wpatrywałeś się tępo w stojąca na kredensie fotografie w ramce z ciemnego drewna. Uśmiechnięta Sara już na wózku inwalidzkim w środku ogrodu. Odniosłeś niesamowite wrażenie, że zdjęcie wygląda zupełnie inaczej niż zwykle. Patrzyłeś na nie tysiące razy wspominając tamten słoneczny dzień. Teraz wydawało się inne, jakby ktoś odwrócił je lustrzanie nie zmieniając samej treści zdjęcia a jedynie szczegóły. Poza tym... Wózek stał na trawniku a dobrze pamiętasz że nigdy nie zjeżdżałeś nim ze ścieżki bo potem kółka zostawiały na podłodze i dywanach w domu ślady ziemi. Ogród tez wyglądał inaczej, jakby nie był tym samym ogrodem wokół domu. A do tego ten odbłysk słońca w szybie okna, całkiem jak rozmazana blada twarz, nigdy przedtem go tam nie zauważyłeś. Zaniepokojony wziąłeś zdjęcie do ręki i zbliżyłeś się do okna. Dręczyło cię wrażenie, że coś na nim było zupełnie nie tak i chciałeś sprawdzić co, porównując je z topografią terenu wokół domu. Przez dłuższą chwilę wpatrywałeś się to w zdjęcie to w okno. I wtedy rzucił ci się w oczy fakt który wprawił cię w osłupienie. Wózek Sary stał w jedynym miejscu w którym nie miał prawa stać. Na środku ogrodowej sadzawki.


George Brantley

Wzór tapety na ścianie... To Becky ja wybrała, pamiętałeś dzień w którym wybraliście się razem do sklepu by ja kupić. Właśnie takich prostych czynności nie umiałeś już wykonać bez niej. W sklepie czy galerii nagle oczy zachodziły ci łzami i wybiegałeś do łazienki. „Znów to cholerne uczulenie” tłumaczyłeś sprzedawcy który patrzył za zrozumieniem na mękę mężczyzny który nie chce przyznać się do słabości i tęsknoty. Opuściłeś wzrok na swoje ręce usmarowane grafitem ołówka. Trzeba by je umyć albo nawet wykapać się skoro ze spania już nici. Apatycznie powlokłeś się do łazienki i odkręciłeś kurek z gorącą woda by napełnić wannę. Wlepiłeś oczy w lustro w którym tkwiło tylko twoje odbicie. Przekrwione oczy i zmierzwiona broda spod której wyglądała blada ze zmęczenia cera. Lustro powoli zachodziło parą kiedy nagle za swoimi plecami zauważyłeś ruch jakby ktoś w jasnym ubraniu przeszedł korytarzem za półprzymkniętymi drzwiami, niewyraźnie mignęła ci blada twarz z dużymi ciemnymi oczami. Już miałeś się odwrócić gdy twoją uwagę przykuła pokrywająca lustro para. Smugi ułożyły się w taki sposób, że do złudzenia przypominały koślawe litery. R przerwa U długa przerwa E... Ratunek? Ratuj mnie? Ale to przecież tylko niedokładnie umyte lustro...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 17-05-2008, 20:31   #8
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
...
Chwile uciekały w czeluść niepamięci, by znów przybliżyć mnie do śmierci. Było mi to zupełnie obojętne. Siedziałem w fotelu wpatrzony w ślady dawnego szczęścia zasuszonego na fotografii raz po raz wodząc wzrokiem po ścianie. Wrzask szalejącego morza, huk grzmotów i bębnienie deszczu, które tak przed chwilą napawało mnie strachem, teraz straciło znaczenie, utonęło w obrazach i wizjach, które leniwie otaczały moją świadomość, by jak co wieczór, zagnać ją w kozi róg ciasnego umysłu i zniszczyć, tak jak człowiek zgniata kartkę papieru, tak moja psychika uginała się wtedy pod ciężarem przeszłości.

Cudem, wyrwałem się z tragicznego marazmu, który mną owładnął. Mój wzrok, bezwiednie opuszczony zawędrował na ręce, które leżały na kolanach niczym zwisające gałęzie wierzby. Były całe brudne od wkładu ołówków, od nadgarstków, po sam czubek każdego paliczka.
Zamyślony nad dłońmi, mechanicznie wstałem, by udać się do łazienki. Myśli zwolniły, emocje zginęły w pragnieniu ciepła wody, a ostatnie łzy zasychały na kamiennej, wyblakłej twarzy, zszarganej zmęczeniem, cierpieniem i tragicznymi wspomnieniami.
Jest, zimno metalowego kurka od wody przyniosło mi złudną ulgę. Woda zaszumiała uderzaniem o emaliowany brodzik i zaczęła żmudnie wypełniać nieczułe na nic naczynie. Pierwsza para buchnęła mi prosto w twarz dając znać, że woda była gorąca. Tym razem nie pomyliłem kurków, co notorycznie zdarzało mi się czynić od dobrych dwóch lat.
Wyprostowałem się, kręgosłup zaskrzypiał niczym otwierane drzwi z przeciętnego horroru klasy "B", promieniując nieznośnym, acz krótkotrwałym bólem. Niczym u staruszka prawa ręka powędrowała momentalnie na krzyż, by "podtrzymać" zesztywniałe kości. Kiedy już przyjąłem pionową postawę, z przeciwległej ściany zaczęło krzyczeć do mnie moje odbicie, które wiernie przedstawiało zmarnowanego do reszty człowieka.
-Weź się w garść, chłopie!- niecierpliwym i mocno zirytowanym głosem powiedziałem głośno do siebie, targając się za włosy.

Kolejne uderzenie grzmotu rozdarło jeszcze ociężałą atmosferę, wywołując gęsią skórkę, która obleciała wszystkie me członki.
W tym samym momencie w lustrze, mignęła blada twarz ozdobiona dużymi ciemnymi oczami, która miałaby przechodzić przez korytarz, za uchylonymi drzwiami łazienki. Moje ciało nerwowo drgnęło i już miałem skierować się na ów korytarz, gdy para wodna, pokrywająca leniwie lustro zaczęła obrysowywać na szklanej powierzchni jakby znaki, litery...
-Er... U...E- Serce zaczęło bić w szaleńczym tempie, źrenice powiększyły się do granic możliwości, a rozedrgane ciało, wprawione w ruch podeszło chwiejnym krokiem do lustra. Chwyciłem roztrzęsionymi rękoma ręcznik i szybkim ruchem zacząłem ścierać znaki na lustrze.
Pot oblał całą twarz, ręce spazmatycznie zacierały znaki, by te znów mogły się na nowo pojawić.
-Nie, Nieee! Zostawcie... Co się dzieje?!- wykrzyczałem, rozedrganym głosem, przepełnionym strachem. Niemoc wypełniała każdą szczelinę mego ciała, a strach zawładnął bez reszty umysłem.
Po chwili zmagań w końcu litery się nie pojawiły na nowo, przynosząc tym samym ukojenie moim nerwom.

Zauważyłem, że woda zaczyna się przelewać, doskoczyłem do wanny i szybkim ruchem zakręciłem wodę, omal nie tracąc równowagi na śliskich kafelkach. Upuściłem trochę wody i nie wycierając podłogi zanurzyłem nagie, otępiałe ciało w gorącej wodzie.
Gorąc cieczy silnie i przyjemnie ogrzewający pozwolił wyłączyć na chwilę zmysły udręczonego mężczyzny...
 

Ostatnio edytowane przez Verax : 31-05-2008 o 22:37.
Verax jest offline  
Stary 07-06-2008, 14:32   #9
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Sora z jednej strony pragnęła wierzyć a z drugiej zapomnieć. Nie miała ochoty na powtarzanie dramatu, który zdarzył się stosunkowo tak niedawno. Nie po to uciekała od przeszłości, by ta teraz brutalnie chwytała ją za nadgarstek i ciągnęło w nie wiadomo jakim celu, nie wiadomo jakim kierunku. Gdy słyszała ciche kroki niczym nie przypominające kroków żywego człowieka nakryła się szczelnie poduszką na głowę.

- Lubisz się zadręczać, prawda Sora? Lubisz myśleć, że on tu jest, że o Tobie pamięta, że wcale nie umarł. Uwielbiasz to, ale pomyśl! Zostawił Cię, odszedł bez słowa pożegnania, zniknął i już nigdy do Ciebie nie wrócił, więc spytaj sama siebie - po co miałby wracać teraz? Po co, w jakim celu, dlaczego, czemu, w jaki sposób?! - mówiła sama do siebie czekając aż wszystko ustanie. Odłożyła poduszkę i usiadła na łóżko biorąc kilka głębszych oddechów. Burza uspokoiła się, więc ona pragnęła pójść w jej ślady. Wybuchła płaczem równo z grzmotami i równo z ich ustaniem pragnęła się uspokoić. Czuła bliski kontakt z naturą, tak jak czuł Riku. Pamiętała jego zamiłowanie do przyrody, do wszelkich anomalii pogodowych i fauny oraz flory.
Sora nie bez powodu czuła w sercu głęboki niepokój. Nie wiedząc czemu nie pomyślała nawet o tym, ze ktoś najzwyczajniej w świecie mógł włamać jej się do domu. Wstała z łóżka i nawet nie założyła swoich miękkich kapci. Jej zwiewna, biała, krótka koszula zdawała się przez chwilę drżeć, zupełnie jakby przez sypialnie przemknął cichy, delikatny wiatr. Dziewczyna objęła się rękoma uprzednio przecierając wyschnięte już łzy gdy nagle usłyszała dochodzący z dołu cichy brzęk.

- Ja śnię... - zrozumiała nagle gdy setki wspomnień przetoczyło się przez jej myśli jak stado rozjuszonych, dzikich zwierząt. Sora zarzuciła na siebie delikatny, równie zwiewny szlafrok i pospiesznie wyszła z sypialni nie zamykając za sobą drzwi. Chciała zapalić światło, ale stwierdziła, że nie chce się budzić, że chce pozostać tu i teraz, wiedziała...czuła to...
Pospiesznie lecz ostrożnie i po cichu zeszła na dół i natychmiast spojrzała w stronę kuchni, z której dobiegał dźwięk czajnika.

- Riku...? - rzekła niepewnie półszeptem. Wzięła po drodze ze stojącego nieopodal schodów stojaka parasolkę i trzymając ją mocno poszła w stronę kuchni.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 11-06-2008, 15:31   #10
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Ja chyba zwariowałam...” pomyślałam, przeczesując włosy dłonią. Głębokie westchnięcie pomogło mi uspokoić nawał myśli i wspomnień, które natłoczyły się w tamtej chwili w mojej głowie. Czy naprawdę byłam aż tak zdesperowana, aby uwierzyć, że on mógłby powrócić?
Powrócić skąd... z zaświatów? A jeśli nie istnieje coś takiego, jak niebo? Jeśli po śmierci nie ma już nic, pozostają tylko rozkładające się zwłoki w drewnianej trumnie? Czy powinnam w końcu zacząć na nowo układać sobie życie?
Już, już miałam zamknąć drzwi, aby położyć się w łóżku i spróbować zapomnieć o tym wszystkim, kiedy kątem oka zauważyłam jakiś ruch, a następnie odgłos, jakby ktoś zbiegał po schodach.
Serce zaczęło mi mocniej bić, jakby chciało się wydostać na wolność, niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce.
Otworzyłam szerzej drzwi i wyszłam z sypialni, próbując zauważyć coś w tych egipskich ciemnościach.
- Kto tu jest?! – krzyknęłam w pustą przestrzeń, z płonną nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź.
Naprawdę zaczynam wariować...

Nie mogłam się przesłyszeć! W moim domu był ktoś jeszcze prócz mnie... Tylko kto?
Serce waliło jak oszalałe, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Zejść na dół czy zamknąć się w sypialni i czekać do rana? Zadzwonić na policję? Tyle pytań, dylematów i żadnej odpowiedzi...
Wróciłam się do pokoju, ale nie zamierzałam w nim pozostać. Zdrowy rozsądek kazał czekać, ale serce i ciekawość domagały się, abym zeszła na dół.
Spod łóżka wyciągnęłam długie, prostokątne i zakurzone pudło, z którego wzięłam kij baseballowy. Gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył, czającą się w ciemnościach w koszuli nocnej z kijem w rękach, z pewnością zacząłby się turlać ze śmiechu.
- J... jest tu kto? – zapytałam, gdy w końcu wygrałam walkę ze skrzypiącymi schodami. – Do cholery jasnej, CZEGO CHCESZ?!
W domu musiał ktoś być prócz mnie... nie mogłam sobie tego wyobrazić.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172