Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-06-2008, 20:54   #101
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth przygotował się na przybycie niebezpieczeństwa, czymkolwiek ono będzie. Kirrena, wykazując rozsądek nie próbowała ani uciekać, ani mu przeszkadzać. Była to wyjątkowo korzystna sytuacja, gdyż skoro Verion uznał za konieczne, by go ostrzec to nie mógł być tylko jeden zakutołby wyznawca światła, ale co najmniej ich chmara lub jeden, a wyjątkowo silny. Był czujny, gdyż nigdy nie wiadomo, czym lub kim może okazać się przeciwnik. Nie spodziewał się jednak, że zamiast przeciwnika zjawi się sam atak, na dodatek o tak wielkiej sile

Zaczęło się niewinnie, od pojawienia się jasnego punktu na niebie. Astaroth zwrócił na niego uwagę, jednak nie koncentrował się zbytnio na nim w obawie, że może to być sztuczka by odwrócić jego uwagę. Chwilę później punkt stał się o wiele większy, przeradzając się w białą kometę, która pędziła prosto na niego. A więc to tak! Przeciwnik unika konfrontacji, atakując go z tak ogromnego dystansu. Podstawową zaletą takiego ataku było to, że napastnik pozostawał chwilowo poza jego zasiegiem, ale widocznie atakujący zapomniał o podstawowej jego wadzie - odległość, którą musiał przebyć pocisk dała mu wystarczająco dużo czasu, by się przygotować

Bycie otoczonym przez zwierciadło chaosu dawało mu pewną dozę bezpieczeństwa, na wypadek gdyby jego oponent zdecydował się jednak na frontalny atak. Pocisk, co było widać był zbyt silny, by zostać odbitym przez samo zwierciadło, a unik teleportem nie wchodził w grę, gdyż zielarka mogłaby zostać ranna. A skoro nie mógł odejść, a jego obrona nie była wystarczająca musiał wykorzystać starą, dobrą zasadę która prawie zawsze przynosiła mu zwycięstwo: najlepszą obroną jest atak

I po raz kolejny rozwiązanie zjawiło się samo wtedy, gdy było konieczne. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze był opętańcem spotkał białowłosego miecznika, który opanował sztukę zbijania pocisków mieczem. W zamian za butelkę mocnej wódki nauczył tego również Legiona. Dość szybko załapał, że podstawą tego jest półkolistym ruchem uderzyć w bok pocisku tak, by zmienić tor jego lotu. Gdyby los pozwolił może nawet zdołaliby się zaprzyjaźnić, jednak białowłosy musiał wyruszyć komuś na ratunek. Jego opowieść o złym magu zrzucił na karb pijaństwa, jednak sama technika okazała się bardzo skuteczna

Najważniejsze w niej były zarówno siła, szybkość jak i precyzja. Pocisk, będący falą światła zbliżał się w zabójczym tempie. Zielarka upadła mu do nóg dając mu pełne pole do wzięcia zamachu. Stawiając wszystko na jedną kartę zaparł się nogami w ziemię i zablokował świetlistą falę swoimi szablami. Biel, promieniująca z pocisku zaczęła go parzyć, a sama fala napierała mocno. Nie był pewien, jak długo tak się utrzyma więc musiał zaryzykować. Wykonał półobrót i uderzył z całej siły, potęgując ją siłą legionu w białą kometę. Na całe szczęście, połączona siła jego, legionu oraz amuletu wystarczyła, by zawrócić śmiercionośną falę. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to musiał być atak oka światła, broni Almanakh. Taka moc... Gdyby tylko wpadła w jego ręce!

Całość wyszła mu wręcz doskonale, a zielarka dobitnie została przekonana o złych zamiarach sił bieli. Teraz pozostawało tylko zmienić ją w demona i dokończyć proces, który zmieniał ją w przydatne narzędzie. Problem ziół zostanie rozwiązany, a nowo narodzona jako demon Kirrena zasili szeregi sił chaosu. Astaroth wyciągnał rękę do zielarki, pomagając jej wstać, jednocześnie anulując działanie transu

- Już dobrze, nie obawiaj się więcej. Chaos nie pozwoli, by stała ci się krzywda. Już więcej nie będziesz musiała obawiać się bólu lub odrzucenia. Zabiorę cię do najbezpieczniejszego miejsca na ziemi, w mgły chaosu. Zajmie to jednak chwilę, zanim należycie cię przygotóję, a lepiej nie zostawać na widoku wojowników światła. Widziałaś, że sama Almanakh chciała cię unicestwić. Czy można u ciebie w domu bezpiecznie się ukryć?

Jeżeli zielarka zaprowadzi go w bezpieczne miejsce, Astaroth miał zamiar wyrysować na ziemi pentagram dzięki płonącym szablom, a następnie zmienić ją w demona i zabrać w mgły chaosu, by tam dokończyć ostatni etap swojego dzieła
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 13-06-2008, 16:52   #102
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Domniemany łowca prowadził ich leśnymi drogami i podejrzanymi, nieprzetartymi szlakami. Już sam fakt, że, jak mówili ludzie, udzielał się, w elfim społeczeństwie odpychał drowa, więc ten jedynie uważnie go obserwował. Po drodze minęli również zamek, okraszony przez Ninjeta obszernym komentarzem. Mianowicie była to forteca zamieszkiwana niegdyś przez niejakiego pana Glittermore, który sprzedał swą córkę za wynalazek czarownika. Już mi się podoba, czysty profit. – Ray’gi uśmiechnął się do siebie w ciemnościach i popatrzył na twierdzę. Ciekawe gdzie jest teraz ten wynalazek. – popatrzył uważnie na Ninjeta – Czyżby w środku ?

Ray’gi oraz reszta dotarli na skraj ciemnego lasu, z którego doskonale było widać kilku nieostrożnych mężczyzn siedzących przy tlącym się ognisku i rozmawiających o porwaniu. Nikomu nie trzeba było tłumaczyć, o kogo porwanie chodziło – trolla i chimer. Drow zmrużył oczy i ukucnął w trawie na skraju boru. Mężczyźni raczyli być na tyle głupi, że zapomnieli zaplanować wszystkiego przed dokonaniem porwania i teraz wykłócali się o podejmowane decyzje. Typowi ludzie. Mroczny elf bezgłośnie zachichotał, bo wiedział, że nie dane będzie im uciec, jak usłyszał z ich rozmów.

Chociaż z nad oceanu zazwyczaj wiał watr, przynosząc razem ze sobą orzeźwiającą bryzę, nagle wszystko ucichło. Wycie wilków, które towarzyszyło im już od długiego czasu w nocnej eskapadzie nagle zniknęło. Łowca zrobił zdziwioną minę i rozejrzał się dookoła. Mężczyźni, chociaż jak ich oceniał dość tępi i krótkowzroczni też to dostrzegli i przerwali swą dysputę, w dużej mierze polegającą na lekkomyślnym przekrzykiwaniu się i umilkli. Jeden z nich jednak okazał bardziej spontaniczną reakcję na ciszę w około i wyciągając długi rapier wstał i wrzasnął:

- Co to u diabla jest?!

Drow zostawił sobie cyniczną opinię co sądzi o ludziach posługujących się tym typem broni na później i obserwował rozwój wydarzeń. Nagle coś do niego przylgnęło. Mroczny szepnął lodowato:

- Złaź.

Wtedy zorientował się, co do niego przylgnęło. Znał prawdę zanim jeszcze obrócił się w tamtą stronę. Skoczył w przód. O kilka sekund za późno. Poleciał w górę niesiony mocarnym ramieniem. Chimerion…! Tutaj…? – tu skończyło się jego zaskoczenie, psionikowie, szczególnie jeżeli byli mrocznymi elfami rzadko byli zaskakiwani na dłużej. Dziesiątki razy musiał polegać na swoim sprycie, całkowitej improwizacji i za każdym razem omijał śmierć szerokim łukiem, ze względu na swoje umiejętności. Tak miało być i tym razem. Kejsi zareagowała natychmiast wypuszczając czar. Pomysł Ray’giego był inny, mniej finezyjny, lecz równie skuteczny. Jego demoniczne ramię dalej dysponowało olbrzymią siłą, więc cios, wymierzony w nadgarstek trzymającej go łapy miał sprawić by ta puściła elfa. Ray’gi nie ryzykował i wsparł samo miażdżące uderzenie słabym psionicznym bodźcem, który tylko natężył jego siłę. Ray’gi, jeżeli chimerion, by go puścił natychmiast odskoczyłby na bezpieczną odległość.

Więcej uwagi Ray’gi. – skarcił się w duchu mroczny elf.
 
Mijikai jest offline  
Stary 13-06-2008, 21:45   #103
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Obudziła go mokra świeżość zimnego dotyku na czole i policzkach. Otworzył jedno fioletowe oko, zerknął na twarz Słonko, na dobrze znany mu, biały sufit.
- Oh my, chyba zaspałem – uśmiechnął się niewinnie.
Próbował się podnieść, sapnął i zmrużył oczy.
- Więc to nie był sen?
- Zostałeś trafiony odbitą energią oka Światła – wydukała łamiącym się głosem Słonko.
- So I guess you`re too much for me, hm?;3
Obrócił się na bok, zakasłał przysłaniając usta dłonią, cofając ręką zerknął na krew na swych palcach.
- Oh, this is not good.... – stwierdził poważnie.
- Biel cię skaziła – Słonko mówiła bardzo cicho, tłumiąc płacz.
- Nie patrz tak nam nie. To ja sądziłem, że jestem odporniejszy na Biel.
- Na mnie?!
- Moja pycha, wybacz. To nie twoja wina, Słonko.
- Nie mam pojęcia jak...
- Jak to usunąć?
Dźwignął się na łokciach o podwinął fioletową koszulę. Białe, skrzące się pajęczynki pulsowały na jego brzuchu.
- Oh my, szybka jesteś.
- Poproszę ją...!
- Mistress is angry with me at the moment – ostrzegł w zakłopotaniu.
Choć ramiona miał zimne jak lód, gorące czoło nieustannie zlane było potem. Słonko przetarła mu twarz wilgotną schustą.
- To nie potrwa długo zanim...
- Bez obaw, Shabranido przeżył klapsy od ciebie, Słonko, ja również dam radę – uśmiechnął się obiecująco.
- Jesteś pewne, że on przeżył?
- Cenimy sobie własną egzystencję, demony wiedzą jak wykaraskać się z tego i owego.
- Nie sądziłam, że...
- Oko Światła nie zabije Kihary na miejscu? – uśmiechnął się wręcz złośliwie.
Zakasłał znów, obrócił się na plecy, zamykając oczy i wciskając odchyloną do tył głowę w poduszkę.
- Gdybyś to nie była ty, Oko Światła, opętałbym coś, zostawił to ciało na śmierć i znów zregenerował siły, ale ty, Oczko, dojrzysz chaos wszędzie.
- Wybłagam Almenę...!!! – obiecała rozpaczliwie.
Zaśmiał się cicho.
- nie znasz jej. Mam inny pomysł, wiem, że to działa. Podczas Wielkiej Wojny dziabnęłaś Kanzeliva. Wyleczył się tym właśnie sposobem. Ktoś musi zabrać z powrotem biel, którą we mnie „wraniłaś”, jak mówią demony. Ktoś musi zrobić coś złego, przyjąć chaos w swą biel. A potem się wymienimy.
- Mam zrobić coś złego?!
- Bez urazy, to nie jest dobry pomysł. Ci śmiertelni bardziej się na tym znają, twoi wojownicy Światła.
- Jedynymi tutaj są Kejsi, Barbak, Funghrimm, Estre i Levin! Mam ich poprosić żeby...?! – jęknęła.
Verion zastękał z udręczeniem.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, nie gniewam się, sam siew to wpakowałem – uśmiechnął się ciepło. – Odwiedzę Astarotha i pogadam z nim...

Odwinął z siebie koc, usiadł na łóżku. Spuścił nogi na podłogę. Miażdżący uścisk zdusił mu płuca, ręce zadrżały.
- Oh! – jęknęła Słonko, słyszał.
Upadł na podłogę, na twarz, rzężąc głośno, rozpaczliwie próbując zrobić wdech. Klęknąwszy przy nim, obróciła go na plecy. Miał zamknięte oczy, twarz oblaną potem, i dychał nierównomiernie, postękując i pokaszlując.
- Bywało gorzej – pocieszył z uśmiechem.
- Verion...
- It`s all rigth I`m... I`m fine...

YouTube - Paul Van Dyk Ft. Rea Garvey - Let Go

* * *
Miasto Artesen
Funghrimm;
- Kowalu, chcę zbadać tę sprawę. Pomóż mi. Spraw by inni nie cierpieli tak jak ty. To ty możesz to zrobić. Kiedy dokładnie pojawiła się ta choroba?
Chory odrzchąknął.
- Może to prawda co ludzie gadają... może faktycznie złapałem coś w tym burdelu...? – westchnął. – Nie pamiętam, jakieś pół roku po tym, jak byłem na panienkach, pierwszy raz w życiu, przysięgam, coś mi na skórze wyskoczyło, bąble takie. Pomyślałem że się oparzyłem albo odciski od pracy albo coś... Potem miałem dziwne sny, nie mogłem spać, kości i stawy bolały. Medyk radził maści różne, nic nie pomogło. Nie mogłem młota utrzymać, nie mogłem chodzić... Modliłem się ciągle do Khemetry, ale ona chyba nie chce mnie wysłuchać... może mnie nie słyszy, ale wciąż, modlę się do Lavendera, do Almanakh. Wierzę, że oni żyją, że Verion nie zabił ich obu! Wiem że mnie słyszą, czasem w snach ich widzę, jak prawdziwych! Innym razem już nie mam siły na to wszystko.
- Co zaszło przed chorobą. Czy może się z kimś pokłóciłeś lub pobiłeś. Może odmówiłeś komuś zrobienia czegoś.
- Nikomu o tym nie wspomniałem, była jedna głupia sprawa. Koledzy mieli na oku Kirennę. Widywali ją w burdelu, ale nie była dziwką. Kirenna chodziła po zioła do lasu, no i chłopaki wymyślili, że... no wiesz. Że może moglibyśmy tego... Myślałem, że żartują, ale oni wcale nie żartowali! Chcieli żebym poszedł z nimi, a wtedy strasznie mnie wkurzyli, powiedziałem, że nie zrobię czegoś tak paskudnego i przestałem z nimi gadać. Kiedy straż złapał jednego, i inni mówili, żebym nie donosił, powiedziałem prawdę, i wojownicy Światła odrąbali jeńcowi... wiecie co. Ale uważam nadal, że należało mu się.
- Czy masz jakiś wrogów. Kto na Ciebie zagiął parol?
- Z tamtych chłopaków dwóch już tylko jest w mieście, nie widujemy się, oni nie chodzą do świątyni a ja całe dnie spędzam tutaj.
- Jak najlepiej się dostać do środka.
- Do burdelu? A na pewno chcesz tam iść? Wielu ludzi przestałem widywać, ponoć też odwiedzili nieco wcześniej ten burdel. Przestali przychodzić tu, do domu Światła. Zeszli na drogę rozpusty.
- Kto tym zarządza, dobrze by było kogoś pociągnąć za ucho.
- Ma na imię Azmaer. Jest bogaczem i arystokratą, a przy okazji potężnym magiem i wojownikiem. Nikt z nim nie zadziera, ma pieniądze, władzę i siłę. Nie zadawaj się z nim.

Barbak; modlisz się za ozdrowienie schorowanego byłego kowala. Twój medalion z trzema smokami zajaśniał białym światłem, jasność spłynęła z amuletu, tworząc lewitującą chmurkę.
- Światło! – wychrypiał schorowany, zapatrzony ślepo w chmurkę. – Światło najpiękniejsze!
Chmurka zbliża się do niego. Chory z uśmiechem i radością wymalowaną na twarzy wyciąga ku niej rękę. Światełko wnika w jego dłoń, rozpływa się po ramieniu, torsie, całym ciele.
- Światło moje! – szepnął z radością.
Światełko gaśnie, w świątyni robi się ciemno. Powykrzywiane ciało osuwa się na podłogę. Martwe.
Kapłani zebrani wokół milczą dłuższą chwilę.
- Chwała niech będzie Światłu najczystszemu! – przyklęknęli. – Oto ocaliło go od cierpień!

Barbak, Funghrimm;
Po tym dziwnym zdarzeniu ruszasz do burdelu. Burdel jest podejrzanie zadbany, widać, że właściciel bogaty. Mimo to, budynek nie wygląda jak forteca. Wiele okien jest pootwieranych, żadne nie okratowane, wokół budynku zupełnie nie ma warty. Wygląda jak zer dla złodziei. Jest jedno wejście/wyjście z budynku. To z przedsionkiem z miłymi strażnikami.

Próbujesz rozmowy. Strażnicy nie wyglądają na wzruszonych groźnym tonem głosu.

Naraz ziemia zadrżała, z zewnątrz dobiegł potworny huk i trzask, jakby dom jakiś się walił. Dyskretnie uchylacie drzwi i wyglądacie na ulicę pogrążoną w mrokach młodej nocy.
http://bp21.org.by/p/book/bpwh75.jpg

Er... Niecodzienny widok. Na ulicy, częściowo oparte o kamienicę, spoczywa ogromne, połamane drzewo!

Próbujecie znów przemówić ochroniarzom burdelu do rozsądku, za pomocą sztyletów. Tym razem panowie wpuszczają was.
Budynek posiada najwyraźniej piętro i piwnicę. W dużym holu głównym, przy klimatycznym palenisku z kolorowymi płomieniami w odcieniach czerwonych i fioletowych, trwa impreza. Wokół krąży wartownik nieokreślonej rasy, w dziwnej zbroi z wymalowanym na napierśniku symbolem koła poprzecinanym wieloma kreskami. Drugi, identyczny niemal strażnik, siedzi przy barku w towarzystwie panienek.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=vN8i9d2lc1Q[/media]

Zauważacie, że krążące wokół panienki umykają z okolicy schodów na piętro. Po drewnianych stopniach wyłożonych czerwonym dywanem schodzi powoli i majestatycznie znany wam wojownik w ciężkiej zbroi, z pięknym mieczem u pasa. To Azmaer!
- - Ależ proszę, cóż to za zamieszanie? – przywitał was tymi słowami. - Po co te nerwy, panowie? No, no. Stary Dwarf I Może. Waldorff, Funghrimm, złodziejaszek kochający cenne książki. Pamiętasz mnie?

Tymczasem, w okolicy wybrzeża na wschód od Artesen...
Akrenthal; Chciałeś dobrze. Niestety, kiedy przyszło co do czego i trzeba było działać, zapomniałeś o jednym szczególe. Chimeriony to opętańcy Veriona. Verion uwielbia smoki. Zabijać.
Chimerion najwyraźniej zauważył stworzoną przez ciebie iluzję, gdyż z rykiem wściekłości stanął na dwóch tylnych łapach, „rękoma” wyrywając z hukiem dwa tęgie drzewa, po czym wziął popisowy zamach i cisnął wielkimi pniami z szumiącymi, połamanymi koronami w niebo.

Kejsi; Chimerion wykorzystał wyrwane drzewa jako ekologiczne włócznie na manifestację smoka, nie zaś jako packi na was. Masz czas aby rzucić czar! Lodowe sople wbijają się z chrzęstem w pierś chimeriona, który wydając z siebie przenikliwy skowyto-ryk cofa się, ale nadal stoi.

Ray`gi; Twoje demoniczne ramię, prezent od Lidraela, może się wreszcie przydać. Demon przeciw opętańcowi. Celem jest nadgarstek trzymającego cię stwora. Bydle, zajęte atakowaniem wizji smoka, zostaje pokancerowane przez lodowe sople Kejsi i chwilowo się wycofuje. Wykorzystując moment, również uderzasz. Szpony zgniatającego cię łapska rozluźniają się i sztywno rozprostowują, spadasz, zwinnie lądując i szybko odskakując od rannego stwora.

Akrenthal, Kejsi, Ray`gi, Tev; Rozsierdzony chimerion wywija ze świstem swym długim, biczowatym ogonem, przenikającym przez przeszkody w postaci drzew i krzewów! Pod osłoną strzałów z zabójczego bicza, wycofuje się i wkrótce niewytłumaczalnie rozpływa się w ciemnościach.
Wiatr. Znów wieje. Powraca wycie wilków.
- Czy... czy już koniec...? – słyszycie z ciemności szept któregoś z trzech panów wcześniej widzianych przy ognisku.
Z zarośli gramoli się poobijany Ninjeti.
- Jak żyję nie widziałem czegoś takiego! – jęczy.

Miasto Artesen;
Astaroth;

Udało ci się zaskarbić sobie wdzięczność i ufność Kirenny. Zapłakana i roztrzęsiona, wpuszcza cię do swego domu.
Wyrysowałeś pentagram. Kirenna musi teraz przesiedzieć w nim grzecznie całą dobę. Za twą radą, siada w nim i dochodzi powoli do siebie [czyli ryczy, trzęsie się i histeryzuje].

Nagle rozlega się potworny łomot na zewnątrz. Słychać krzyki ludzi. Wyglądasz przez okno. Kamienicę obok zmiażdżyło... drzewo! Dziwne, jeszcze przed chwilą w okolicy nie rosło żadne... Żarty Mistress?
Musisz coś z tym zrobić, albo ludzie zbiegną się i dom Kirenny nie będzie już dobrą kryjówką na pentagram i opętańca!

- Panie... słyszysz? – czujny głos Azmaera zabrzmiał w twoich myślach.
Skupiłeś się.
- Oh my, I could use some.. help...! – dobiegł z nicości słaby głos Veriona.

* * *


- Proszę, zrozum...!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 14-06-2008, 09:26   #104
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Levin cały czas szedł za resztą i nie brał udziału w żadnych wydarzeniach i rozmowach. Myślał. Martwił się. Nie lubił zabijać chyba, że w obronie własnej i dla jedzenia, przejął tą cechę od zwierząt. Zabójstwo w takich sprawach nie było morderstwem, był to prosty rachunek ja lub on. Niektórzy dopatrują się w tym Fioletu ale czy wilk jest Fioletowy dlatego, że zabije sarnę dla pożywienia? Ale młody przedstawiciel pradawnej krwi nie o tym myślał i nie martwił się tym czy inni uznają go za chaośnika. Martwiło go ewentualne starcie z pradawną krwią. Nie chciał być zdrajcą i nie chciał ich zabijać.
W końcu doszedł wraz z drużyną na skraj polanki, mimo, że nie korzystał z oczu kruka poruszał się nie głośniej od innych. Na polance słyszał rozmowę mężczyzn trzech. Nagle towarzyszące im wycie wilków ucichło.
"Coś nie gra."
"Coś się zbliża."
Avadriel był wyraźnie przestraszony. Levin ujrzał oczami kruka całą akcje. Wielki stwór atakował jego przyjaciół.
"No tak ślepy w walce z wielką bestią, po co Verion mnie tu przysłał?"
Młody druid już niedługo miał przekonać po co ich dwoje go tu ściągnęło wraz z resztą jasnych i fioletowych. Zamiast rzucić się w wir walki, Levin i Avadriel rzucili się na ludzi przy ognisku. Wielki nieporęczny w lesie kij wylądował w krzakach. Człowiek już nie raz walczył widząc wszystko oczami kruka. Rzucił się na ludzi w ognisku. Miał plany.
Pierwszy miał się udać jeżeli człowiek z rapierem dalej był przy ognisku, zakładał on rzucenie się na niego szczupakiem i powalenie go siłą i pędem. Następnie Levin chciał wbić mu kolano w krocze zanim tamten zrobi to mu.
Drugi plan zakładał ucieczkę całej trójki, wtedy Levin chciał jak najszybciej zrównać się z najwolniejszym i kopnąć go w kostkę a potem zrobić to co było w planie A.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-06-2008, 14:26   #105
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Raygi nic ci nie jest!? - Kejsi podbiegła do drowa i obejrzała go wnikliwie. – ta twoja dziwne ręka jest bardzo silna, bardzo, bardzo! Udało się nam wygnać chimeriona, hura! A masz, fioletowy bakłażanie! – wesoła Kejsi pogroziła niebu.

W tej chwili właśnie usłyszała straszny głos. Strasznie smutny głos Almanakh! Kejsi ucieszyła się słysząc Wojowniczkę Światła, miała piękny glos, była tak cudownie zatroskana tak wspaniale kochająca! Chimerka z entuzjazmem przysięgła sobie że zrobi wszystko żeby pomóc, cokolwiek jest udręką Almanakh, i wtedy... wtedy Almanakh poprosiła o coś bardzo dziwnego, dziwnego, dziwnego!
Verion, demon, kihara Riona naznaczony przez Lavendera klątwą śmiertelności, umierał, umierał, konał! Zraniony mocą Oka Światła, jak każdy demon był żywcem pożerany przez Biel, przez niepokonane Światło!
Kejsi stałą jak zamurowana, wpatrując się w nicość, co dla reszty drużyny wyglądało pewnie bardzo dziwnie.
Almanakh płakała, była zrozpaczona. Kejsi nie wiedziała co robić. Czy celem Światła nie było wybicie demonów, bakłażanów!? Czy Verion jest inny!? Dlaczego Almanakh... co ona w nim widzi!? Ale przecież on uratował jej życie, ponoć już kilka razy! Czy zadaniem wojowników światła nie jest chronić Światła i tych, którzy je chronią!? Czy Kejsi miała wobec Veriona, tego kulfona, długu wdzięczności!? Zrobić coś złego!? Złego, złego, złego!?
- N-nie wiem czy potrafię! – wyjąkała.
Rozejrzała się speszona, drużyna gapiła się na nią ze zdumieniem, zwłaszcza drow, Tev i Ninjeti, którzy chyba nie słyszeli głosu Almanakh.

Levin postanowił działać i pobiegł w stronę trzech ludzi od ogniska. Kejsi widząc, co on knuje, przestraszyła się. Błyskawicznie wskoczyła na pień wielkiego drzewa, odbiła się od niego lądując na długiej gałęzi, i pomknęła zwinnie po niej, przeskoczyła na kolejną gałąź. W ciemnościach nocy wypatrzyła święcącymi kocimi złotymi oczkami przestraszonych mężczyzn z rapierami, przyczaiła się na gałęzi wywijając czarnym ogonem i kiedy Levin rzucił się na jednego mężczyzn, Kejsi wydała się z siebie ryk taki jak wtedy kiedy była w ciele Teva, a przynajmniej próbowała!
- RAWR!!! – z kocim wrzaskiem rzuciła się w dół z gałęzi, techniką Levina zamierzając powalić drugiego z mężczyzn, albo przynajmniej porządnie go przestraszyć.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 15-06-2008, 21:48   #106
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Co to było?! Poszło sobie?!
- To pewnie elfy i ich tresowane bestie!!!
- Nie dam się ustrzelić jakimś leśnym ludkom! – warknął trzeci.
- Ucichło.
- Wilki! To-to ich sztuczki! Otoczyli nas!
Jeden z mężczyzn krzyknął głucho i drżącym rapierem wskazał migoczące w gąszczu krzaków ślepia Teva.
- Ty-tygrys!!! – wyjąkał.
Coś dużego zwinnie przebiegło po gałęzi drzewa nad nimi, potrząsając szeleszcząco konarem.
- Pantery!!! – zaskomlał drugi mężczyzna.
Z krzaków wypadł naraz ogromny kruk, kracząc bojowo i trzepocząc wielkimi skrzydłami rzucił się pierwszemu z mężczyzn do twarzy. Ten z wrzaskiem paniki odskoczył niezgrabnie, zawzięcie siekając rapierem na oślep, po krzakach. Kruka już dawno tam nie było. Levin skoczył na drugiego z ludzi, obaj padli na ziemię i szamotali się chwilę, aż pan z rapierem wydał z siebie agonalny, zdławiony jęk.
- ELFI SKRYTOBÓJCAAAAAAA!!! – wydarł się przerażony trzeci mężczyzna, wnioskując na podstawie odgłosów kumpla o jego marnym losie.
- RAWR!!!
- UCIEKAAAAAARGH!!! – mężczyzna poturlał się po ziemi, zgubiwszy rapier, zaatakowany przez zwinną kotkę, która w ciemnościach lasu zwaliła się na niego z nieba. – Zabierzcie to, ZABIERZCIEEEEE!!!
Trzeci mężczyzna, odbiegł kawałek w gąszcz, zupełnie zdezorientowany odrzucił broń i uniósł ręce na głowę.
- Poddajemy się, nie zabijajcie nas, na litość Almanakh!!! – wyrzęził rozpaczliwie.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 16-06-2008, 13:56   #107
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, po dobroci się nie udało. Dwóch osiłków, jednak nie wykazało się na tyle dobrymi manierami, aby spokojnie zachowujący się Ork wraz z spokojnie zachowującym się krasnoludzkim Zabójcą mogli bez przeszkód korzystać z uciech życia. Czy zawsze oruken i karzeł musieli prowadzić ze sobą kłopoty? Czy już nie mogli posiedzieć sobie w spokoju w bordelu? Popić trochę piwa? Popatrzeć na dziewczynki? Na kredyt? Nie! Świat był pełen niesprawiedliwości, pełen uprzedzeń. Uprzedzeń, których Ork na ogół nie rozumiał, i z którymi na ogół się nie zgadzał. Tak po prostu z zasady! Skoro po dobroci się nie dało, skoro tych dwóch nie chciało wpuścić tak kulturnych klientów, jakim byli on i Fungrimm... trzeba było przedsięwziąć inne środki.

Szybki ruch, ochroniarz był już w ramionach orka. Gdyby był ponętną blondynką była by to czysta przyjemność. Niestety nie był, a na dodatek śmierdział. Ork postanowił nie tulić go ani chwili dłużej niż było to konieczne. Gdy stal sztyletu zabłysła przy jego szyi, okazało się bardzo szybko, że tak Barbak jak i Fungrimm mogą być jednak pierwszorzędnymi klientami domu uciech. Gdy zdanie ochroniarzy się zmieniło, Barbak puścił tego złapanego i odprowadził go ostrzem na wcześniejsze miejsce.
- Tak jak myślałem! Amatorszczyzna! Jedynie tymi słowy zielonoskóry podsumował zdarzenie. Następnie skierował swe kroki do wnętrza. Słyszał za sobą ciężkie postukiwania krasnoludzkich butów. Słyszał jak tu i ówdzie Fungrimm „przypadkiem” zahacza o coś. Zręczność krasnoludów zawsze słynęła, a jego przyjaciel był wzorcowym przykładem kraznoludzkiej zręczności. Co jak co, ale w chwili takiej jak ta, dobrze było wiedzieć, że za plecami ma się przyjaciela, który zanim zginie podstawi mu nogę (zapewne twierdząc że robi to z iście chwalebnych pobudek). Myśl ta była niezwykle wręcz pocieszające.

Budynek zadawał się w środku jeszcze większy niż widziany z zewnątrz. Przy olbrzymim palenisku trwała jakaś impreza, rzecz zdawałoby się zupełnie normalna w miejscu takim jak to. Alkohol lał się strumieniami, skąpo odziane dziewczynki wszelakiego koloru i maści przechadzały się w tę z na powrót starając się znaleźć klientelę. Słowem w bordelu, działo się dokładnie to, co powinno dziać się w bordelu.

W pewnej chwili z piętra zszedł pewien jegomość, pełny pancerz nie zrobił na zielonym najmniejszego wrażenia, co innego miecz. Ten był naprawdę pięknie wykonany, nie to było jednak najdziwniejsze. Miecz ten był jakby znajomy.
Właściciel broni okazał się znać Fungrimm’a. Mieli sobie zapewne coś do powiedzenia, więc Barbak postanowił nie przeszkadzać za bardzo w dyspucie. Postanowił zająć jakieś dobre miejsce obserwacyjne w pomieszczeniu. Skoro on zagwarantował im wejście, może by, Dwarf teraz jakoś wykazał się i postarał, aby tak od razu ich nie wywalili. Barbak usiadł na najbliższym siedzisku i zaczął dokładnie przyglądać się temu, co działo się w lokalu. Przypatrywał się pracy ochroniarzy, rejestrował w pamięci błędy, jakie popełniali. Mimowolnie również uruchomił stare ochroniarskie nawyki... lustrował wszystko w poszukiwaniu ewentualnej draki, przyglądał się również barowi pragnąc zwrócić uwagę ta to czy jakiś drink nie pozostanie „osamotniony” czy alkohol jest dobrze strzeżony i jak jest przechowywany......

.... I naraz zobaczył Almanakh. Nie spodziewał się jej. Szczególnie w miejscu takim jak to. Kilka chwil zajęło mu zrozumienie, że jej wcale tu nie było... że to co widział w tej chwili było zesłaną wizją. Wizją, w której Verion..... umierał, a Almanakh prosiła. Prosiła o coś, co było zaskakujące, co było by w zasadzie śmieszne... gdyby nie było zatrważające, niepokojące i gdyby zasady orka nie zmuszały go do spełnienia tej prośby.

Jakiej prośby? Przecież to Verion! Demon! Ktoś, przy kim Rith, był wart tyle, co mały pikuś! Ktoś, kto gdy zejdzie z tego padołu, swoim odejściem nie wywoła niczego złego... ba pośrednio zapewne wszystkim będzie żyło się lepiej. Poza tym można będzie powiedzieć, że zielonoskóry pośrednio przyczyni się do śmierci kogoś takiego jak Verion. Dlaczego by w takim razie nie odkryć swych pokładów fioletu nie czyniąc nic? Barbaku opamiętaj się!!!

Panie! Mam dziś dla Ciebie nie lada zagwostkę. Poproszono mnie o coś, co kłuci się z mymi zasadami. O coś, co kłuci się z w zasadzie wszystkim, czego przysięgałem bronić i strzec, z czymś co jest wbrew mnie... natomiast co jak mniemam wypada zrobić. Proszono mnie o coś, co jest paradoksalnie pomieszaniem uczynku prawego i haniebnego zarazem. Wiesz zapewne, o co mnie poproszono, wiesz również, co teraz przepełnia moje serce. Nie mów mi, że mam wolną wolę. Taka pomoc nie jest pomocą w tych okolicznościach. Poszukuje u Ciebie rady, proszę cię o nią. Powiedz mi czy godzi się ratować kogoś takiego jak on. Czy ratując go nie stanę się do niego podobny? Czy nie robiąc nic nie stanę się jeszcze gorszy? Czy godzi się pomagać komuś, kto uczynił to wszystko, kto tak bardzo naraził się nam wszystkim, kto naraził się również Tobie? Błagam Cię poddaj mi rozwiązanie, bo ze wszystkich rozdroży, na jakich stanąłem to zdaje się być najgorsze.

Gdy Ork zakończył rozmyślanie i ponownie spojrzał na otaczające go sceny zrozumiał, że nie minęło więcej czasu niż kilka uderzeń serca, że świat jakby na chwilę zatrzymał się pozwalając mu zobaczyć to, co widział przed chwilą. Barbak wstał pewnie i udał się na powrót w kierunku posiadacza tego pięknego miecza. Skłonił się przed nim delikatnie, bardzo delikatnie. Widział już, co powinien zrobić, tak mu się przynajmniej wydawało. Czekał jeszcze na potwierdzenie, od swego Pana, ale zasadniczo wiedział, co powinien był zrobić.

- Pozdrowion bądź. Chciałbym złożyć pokłon komuś, kto ma głowę do prowadzenia tak prężnego interesu. Jak widzę działa on prężnie i zaiste potężne zyski przynosić musi. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na kilka niedociągnięć, które mogą w przyszłości spowodować pewne straty jak odbić się na wizerunku tego miejsca.

Jeśli Ork zauważy zainteresowanie w oczach rozmówcy zacznie kontynuować.

- Otóż, zwrócić chciałbym uwagę na karygodne niedopatrzenie dotyczące ochrony tegoż budynku. Okna, są powszechnie dostępne z zewnątrz, jedno jedynie wejście sprzyjać może ekscesom z pijanymi/nie wypłacalnymi klientami. Ochroniarze, przynajmniej Ci przy wejściu to pożal.... to straszni amatorzy. A to niestety tylko zapewne czubek góry lodowej. Zwracam Waści uwagę na fakt, iż jedynie odrobina mego zdecydowania, i mały sztylet pozwoliły mi tu wejść nietkniętym. Nie znam, co prawda panujących tu obyczajów, ani klienteli, jaka zwykle zaszczyca tutejsze progi, jednak śmiem twierdzić, że takie podejście do tematu ochrony, jest proszeniem się kłopoty. Oferuję, zatem Waści usługi me i mego kompana w naprawie tutejszej ochrony. Zobowiązujemy się doprowadzić to miejsce do takiego stanu, w którym uzbrojeni ochroniarze nie będą widoczni, bramkarze nie będą tępymi osiłkami, a klientela zadowolona będzie z bezpieczeństwa panującego w lokalu, a zarazem z przyjemnej i intymnej atmosfery w nim panującej. To z kolei prowadzić jedynie może do zwiększenia obrotów, a zarazem zysków z interesu.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 16-06-2008, 19:23   #108
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
x wtrąc dla Barbakax

Barbak;
przyglądasz się paniom...znaczy pilnujesz tyłów dwarfa errr nie, czuwasz, dyskretnie obserwując strażników burdelu i karczmarza [jeśli już udaje ci się oderwać oczy od „oczu” panienek znaczy się]. Jako dawny ochroniarz masz wrażenie, że ci tutaj zupełnie nie znają się na swojej robocie. Mają po prostu groźnie wyglądać, i to wystarczy. Łażą wokół leniwie, również bardziej zapatrzeni na panienki niż „czuwający”. Alkohol jest trzymany w klasycznych, ogromnych beczkach, kufle szwendają się po ladzie, jeżdżą po niej, pełne, w tę, wracają, puste, w tamtą stronę. Po chwili czujnej obserwacji zauważasz podejrzany szczegół. Strażnik siedzący przy barze trzyma w ręku kufel, co jakiś czas podnosi go do ust, ale z naczynia nic, zdaje się, nie ubywa!
Twoje zdumienie przerywa głos Almanakh, tylko po to, by wprowadzić cię w czyste osłupienie. Poszukujesz rady u Paladine`a.
- Powiedz mi czy godzi się ratować kogoś takiego jak on. Czy ratując go nie stanę się do niego podobny?
- Synu Zerat`hula – odezwał się Lavender, jak zwykle spokojnym, cichym i delikatnym głosem. – On jest moim zabójcą. On jest jej miłością. Nie wiem, czy jest jej przeznaczeniem. Nie wiem kim jest, jaki jest. Ona na niego spojrzała, choć przysiągłbym, że on odwróci wzrok; spojrzał jej w oczy. Ona się do niego odezwała; choć uśmiechnął się drwiąco, odpowiedział na jej słowa. Kiedy go dotknęła, nie cofnął się przed nią, nie uderzył jej dłoni. Szukał tego, co nie było dla niego przeznaczone, jak twierdziliśmy, znalazł to. Uratowała mu życie. Mimo to nie stała się do niego podobna. Od setek lat są razem, dzień w dzień, noc w noc. Mimo to, ona wciąż jest Wojowniczką Światła, on wciąż kocha jej łzy.
- Czy nie robiąc nic nie stanę się jeszcze gorszy?
- „Niewidome dziecko przytuliło się do bestii i ścisnęło kosmyk jej miękkich włosów w rączce. Bestia stała się łagodna i dziecko spało przy niej bez lęku”. To słowa starej przepowiedni. Nie każdy potrafi być ślepy na to, co dostrzegają inni. Jeśli widzisz zbyt wiele, wahasz się. Jeśli się wahasz, bestia wyczuwa w tobie słabość.
- Czy godzi się pomagać komuś, kto uczynił to wszystko, kto tak bardzo naraził się nam wszystkim, kto naraził się również Tobie?
- Gdybym wiedział... – szepnął Lavender. – Gdybym wtedy, kiedy zastałem go na ziemiach Światła, wiedział, jak zachowuje się w obecności Almanakh, jak na nią patrzy, jak do niej mówi... nie wiem... nie wiem, czy bym z nim walczył. Mimo wszystko, to jest demon. Tacy jak ja zawsze będą go za to nienawidziec. Nie potrafię nie zauważać jego fioletu.
- Błagam Cię poddaj mi rozwiązanie, bo ze wszystkich rozdroży, na jakich stanąłem to zdaje się być najgorsze.
- Więc musisz sprawdzić. Sprawdzić, co ujrzysz. Idź do niego. Spójrz na niego. Wysłuchaj go.

Kiedy Lavender milknie, podchodzisz do Azmaera.
- Barbak, tak? – uśmiechnął się lekko i dumnie Azmaer.
- Jak widzę burdel działa prężnie i zaiste potężne zyski przynosić musi. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na kilka niedociągnięć, które mogą w przyszłości spowodować pewne straty jak odbić się na wizerunku tego miejsca.
- Tak? – mruknął ironicznie.
- Otóż, zwrócić chciałbym uwagę na karygodne niedopatrzenie dotyczące ochrony tegoż budynku.
Wymieniasz. Azmaer ma drażniący wyraz twarzy.
- Waści uwagę na fakt, iż jedynie odrobina mego zdecydowania, i mały sztylet pozwoliły mi tu wejść nietkniętym.
- Ten, którego oczy widzą to, co i ja widzę, pozwolił ci tu wejść – zaśmiał się litościwie i poklepał cię przyjaźnie po ramieniu. – Czy WYJDZIESZ stąd nietknięty, to się okaże, przyjacielu.
- Nie znam, co prawda panujących tu obyczajów, ani klienteli, jaka zwykle zaszczyca tutejsze progi, jednak śmiem twierdzić, że takie podejście do tematu ochrony, jest proszeniem się kłopoty.
Azmaer bezradnie rozłożył ramiona.
- Dlaczegoż miałbym kogokolwiek tu zatrzymywać, lub bronić mu wstępu do tego domu?
Oferujesz, że pomożecie i poprawicie sytuację.

Azmaer zastanawia się nad propozycją. Tymczasem, odzywa się znów Lavender.
- Jesteś gotów? Chcesz odwiedzić Veriona? To zajmie dosłownie kilka sekund. Nie obawiaj się. Gdyby coś poszło... nie tak... zabiorę cię z powrotem tutaj. Verion jest bardzo osłabiony, jest z nim Słonko. Nie okazuj słabości ani lęku. Poczujesz się dziwnie, ostrzegam. Zraniony demon żywi się niepohamowanie wszelkimi negatywnymi uczuciami w zasięgu. Poczujesz się przy nim beztrosko, odprężony, szczęśliwy. Uważaj, nie trać czujności. Chcesz... do niego iść?
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 16-06-2008, 19:53   #109
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Poddajcie się wstrętni porywacze, porywacze, zbóje!!! – krzyczała Kejsi, zawzięcie podskakując na przewróconym mężczyźnie, który wiercił się na trawie, wierzgał i wrzeszczał jak przestraszona panienka, żeby pozostali zabrali od niego ogromną panterę. – Gadaj, gadaj, gadaj, zbóju, gdzie są chimery!? Gdzie Shaen, Ike, Zen, gdzie troll, gadaj WRRRRAH!? – Kejsi jak piłka odbijała się od brzucha łotra, który jęczał rozpaczliwie i opędzał się od niej w ciemnościach. – Gadaj, bo oczy wydrapię, uszy poodgryzam, całe hordy elfów almanakh naślę na was i wasze ziemię, a ci wielcy magowi – wskazała na Raygiego i Akrenthala – pozamieniają was w obślizgłe węże albo meduzy!!! Gadaj, kulfonie, gdzie chimery i troll!?
- Zejdźcie, Z-ZE...!!! ZEJDŹ!!! BŁA.... AGAM!!!
- Gadaj, gadaj, gadaj!!!
- Powiem!!! Wszystko powiem!!! Zejdź!!! Zabierzcie to, zabierzcie te tygrysy i pantery, elfowie, błagam, miejcie litości!!!
Kejsi odbiła się od niego ostatni raz, z fikołkiem odskoczyła do tyłu, dumna z siebie. Mężczyzna dychając ciężko zbierał się z ziemi.
- J... jest.... – sapał. – Jest w grocie na wschód stąd... nieda...leko...
- Jest!? A nie są!?
- Ch... chimery uciekły...
- COOOOO!? – wydarł się drugi z mężczyzn. – Jak to uciekły, durniu!? Miałeś ich pilnować!!! Mówiłeś, że....!!!
- Uciekły!!! – odkrzyknął z rozpacza tamten. – Został tylko troll!!! Sznury chyba przegryzła ta lisica, nie wiem jakim cudem...!!! Może poszła po pomoc! Troll był przykuty łańcuchem, nie mogła go przegryźć przecie...
- Dureń!!! – skwitował tamten.
- Powiedz nam dokładnie, gdzie jest ta grota! – zażądała Kejsi.
- Powiem, przysięgam, zabierzcie te tygrysy!!!
- Ale musicie przysiądź, że jak powiemy, uwolnicie nas!!! – zaskomlał trzeci mężczyzna.
- Nie ma mowy!!! – huknęła oburzona Kejsi. – Jesteście zbrodniarzami, a my jesteśmy sługi najczystszego Światła, powierniczki Bieli, Almanakh!!! Nie ujdzie wam na sucho zabójstwo i porwanie!!! Nie póki Tacy Jak ja walczą wciąż w służbie Światła!!!
- W takim razie nie powiemy! – zaryzykował.
- W takim razie...!!! – Kejsi pomachała ogonem, wzięła rozbieg i z wyskoku skoczyła znów na lezącego, skacząc po nim.
- GAH!!! ZŁAŹ!!! To szalone, wściekłe zwierzę, odwołajcie to, odwołajcie!!!
- Gadaj, gadaj, gadaj!
- GAH!!!
- Gadaj! – Kejsi była tak wściekła, ze złapała mężczyznę z a łydkę i z całej siły ugryzła.
- JAAAAAAAAAAAAAAAAAAŁŁŁŁŁ!!! UGRYZŁ MNIE!!! – zaskomlał mężczyzna.
- Gadaj!!! – Kejsi tarmosiła go bezlitośnie za ucho.
- TO ZWIERZĘ JEST OPĘTANE!!! – wył.
- Co!?!? – oburzyła się. – Dość tego!!! Elfi skrytobójcy na pewno poradzą sobie z tobą, gałganie!!! Levin, pozwól na moment...!
- CO?! Skrytobójcy?! N-nie, idźcie sobie!!! Zostaw mnie!!! – jęknął, wciąż słysząc postękiwania drugiego znokautowanego w czule miejsce kumpla. – Dobrze powiem!!! Grota jest w skarpie na wybrzeżu, rośnie tam mnóstwo takich szarych krzewów z pomarańczowymi owocami...!
- Rokitniki zwyczajne?
- N-nie wiem, nie jest zielarzem do cholery!!! – wił się rozpaczliwie na trawie.
- Pójdziecie tam z nami! Jeśli trolla nie będzie, skrytobójca zajmie się wami, a ja będę po was dalej skakać!!!
- Tylko nie to!!!

Kejsi była bardzo zadowolona.
- Dobra robota, Levin! – wesoło biegała wokół Levina. – Nie wiedziałam, że jesteś taki dzielny, dzielny, dzielny! To było niesamowite!!! Dzięki tobie ich powstrzymaliśmy przed ucieczką! Sama bałabym się ich zaatakować, ale z Takimi Jak Wy wcale się nie bałam!

Zatrzymała się nagle, znów pogrążona w myślach.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 16-06-2008, 20:52   #110
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Skok. Mężczyzna pada razem z Levinem, rapier pada obok walczących. Najemnik jest zdezorientowany. Druid nie musiał widzieć aby trafić, wbił kolano prosto w to co tamten miał najcenniejszego. Krzyk bólu został szybko zgaszony. Levin może nie bił się dobrze ani nie był silny, jednak adrenalina i złość robiły swoje. Usiadł na torsie tamtego i z całej siły uderzył go w twarz. Ból z najemnika aż promieniował, szturmował nikłe mury obronne umysłu. Młodzieniec długo nie myślał, postawił je tak silne jak nigdy dotąd. Dzięki złości nie czuł bólu ręki, którą rozharatał o zęby tamtego. Uderzył go jeszcze kilkukrotnie. Dopiero gdy tamten przestał stawiać opór wstał. Podbiegła do niego Kejsi i zaczęła coś radośnie szczebiotać. Chciał jej odpowiedzieć, chciał ale nie zrobił tego. Nie rozumiał jak ona może się cieszyć. Stał tak chwile, myślał. Nie był zadowolony co było widać, wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
"Pani aby spełnić Twoją prośbę muszę ich okłamać. Muszę. Pomóż mi, jakby chimera się do Ciebie zwróciła nie mów co mam zamiar zrobić."
Po tych kilku sekundach odezwał się do reszty.
-Tych dwóch, mego przeciwnika i trzeciego, zwiążmy. Nie ma sensu całej trójki ciągnąć ze sobą, szczególnie, że jeden nie jest wstanie iść. Ja i ktoś jeszcze ich popilnujemy. Rozmawiałem z Almanakh i uważa takie rozdzielenie za dobry pomysł.
Nie czekał na odpowiedź, postanowił działać. Chciał mieć już wszystko za sobą. Zaczął od zrobienia małej luki w swoich osłonach.
"Potrzebuje Twego wzroku."
"Co Ty kombinujesz?"
"Zaufaj mi."
"Chcesz spełnić jej prośbę."
"Proszę zrób to."
Cisza po drugiej stronie, przez mury nie słyszał myśli Avadriela, których tamten nie chciał przekazać. Po chwili znów widział, jak zwykle bez kolorów. Podszedł do swego przeciwnika, który skulił się.
-Ręce a nie będzie boleć.
Tamten spojrzał na niego.
-Jesteś ślepy?!
-Teraz kopnę Ciebie w nos. O! Widzisz? Trafiłem.
Czuł się źle, nie chciał tego człowieka traktować jakoś szczególnie brutalnie. Podszedł do pobliskiego drzewa i zerwał jakieś pnącza, upewniając się wcześniej, że to nie wąż. Związał nimi dokładnie najemnika. Ostatni raz przyjrzał się jemu i szybko załatał lukę w murach chroniących umysł. Avadriel zakrakał i zaczął kołować. Próbował go powstrzymać ale Levin odciął się od niego. Z sakwy wyciągnął klingę. Klingę, która już raz spróbował krwi. Klingę, która zadała ranę, która do dziś widnieje na jego policzku. Szybko przyparł kolanem najemnika do ziemi. Lewa ręka od razu trafiła na szyje. Nóż odszukał tętnice.
-Pani robie to dla Ciebie. Verionie Tobie poświęcam tę śmierć.
Mimo, że słowa wypowiedział szeptem usłyszeli je wszyscy.
Krew, dużo krwi. To ja nacisnąłem czy on się targnął? Znieruchomiał. Umarł. "Zabiłem człowieka."
Brzytwa do golenia spadła na trawę. Wstał, zachwiał się.
"Czemu jestem osłabiony? Dlatego, że zabiłem bezbronnego z zimną krwią? A może to Verion wysysa moje siły? Zaraz zwymiotuje. Gdzieś tu jest drzewo."
Dał kilka kroków i zrobił ruch jakby chciał chwycić się czegoś. Niestety drzewa tam nie było. Padł, poparł się rękami. Zwymiotował kiełbaskami "made in hell".
Znowu wstał dał klika kroków i usiadł. Już nie wstał. Był sam. Avadriel wiedział, że Levin nie chce teraz rozmawiać z nikim a reszta był zaskoczona zachowaniem młodego mężczyzny.
 
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172