Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2008, 19:30   #21
 
Pandemonicum's Avatar
 
Reputacja: 1 Pandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłość
Revan wsłuchiwał się w rozmowę. Nie była to rozmowa, którą chciałby prowadzić, wyznawał pogląd, że przy ognisku powinno się pić, śpiewać i kochać, choć to ostatnie oczywiście było niemożliwe ze względu na dysproporcje płci. Cieszyło go natomiast to, że trafił na osoby wyróżniające się wysoką inteligencją. Oczywiście byli również fanatycy, jak ten elf, który, choć temu przeczył, interpretował wszystko na jego korzyść, a po wypowiedzeniu swojej roli chciał rozmowę zakończyć, zostawiając sobie ostatnie słowo. Zaskoczył go natomiast ork, który wypowiadał się znacznie rozsądniej, przecząc stereotypom swojej rasy. Niby zazwyczaj elfy wykazywały się mądrością, a orki to bezmózdzy fanatycy, a tu była sytuacja odwrotna. W demonie zobaczył potencjalnego sojusznika. Oczywiście był to wciąż demon, a takim ufać zbytnio nie można, ale mówił nad wyraz roztropnie. Krukoczłek zrozumiał też, że Kejsi była fanatyczką największą ze wszystkich tu zebranych. Ponownie odczuł, że to wielka szkoda, że musi ona się marnować. Wypowiadał się również kotołak. Cóż, podawał się za neutralnego, mówił nawet, że jest to siła. Neutralność jednak była mieszanką wszystkiego. Była wszystkim, a więc i niczym.
Gdy kolejka trunku dotarła do niego, pociągnął dużego łyka. Palenie w gardle, jakie odczuł, uspokoiło go. Wciąż dziwnie się czuł, jakby wszystko, co się działo, było zaledwie snem. Wszystko było takie nierealne. Teleportacja, Verion, las, nowi towarzysze... Zadania od Mistress. Wszystko zdawało się być takie odległe.
Chociaż wolałby się upić, pośpiewać, a potem pójść spać, postanowił włączyć się do rozmowy. Zwrócił się do elfa.
-Estreiche, mówisz, że nie jesteś fanatykiem, a jednak interpretujesz każdą wypowiedź na korzyść dla Bieli. Mówisz, że nie jesteś fanatykiem, a jednak gdy pojawiłeś się przed Verionem, chwyciłeś za miecz, nawet nie słuchając, co demon ma do powiedzenia. Chciałeś zamordować go, bez refleksji, a przecież mówisz, że jesteś rozsądny. To się nazywa właśnie fanatyzmem.
Teraz przejdźmy do Twoich porównań. Osobiście uważam takie metafory za niepraktyczne. Porównujesz zbiory wartości do ognia i kiełbasek. Ogień wciąż jednak pozostaje ogniem i może go rozpalić zarówno Chaota, jak i Wojownik Światła. Jeśli mam jednak wypowiadać się na takim poziomie metafor, zauważyłbym, że samego ognia nie da się zjeść, a nieupieczoną kiełbaskę owszem.
-Wyobraź sobie, co by się stało ze światem, którym rządziła by czysta Biel. Wcale nie byłby on szczęśliwy, Biel bowiem ceni sobie oddanie wartościom. Wymusza pokutę, gdy postąpi się niemoralnie, czyli wbrew zasadom. Czy to jest wolność? Poza tym, gdyby wszyscy byli oddani Bieli, osoba najbliższa Światłu, czyli jakiś kapłan, dzierżyłby właściwie niekwestionowaną, niepodzielną władzę. Jakże łatwo byłoby mu kontrolować ludzi. Tylko Chaos zdolny jest do prawdziwego sprzeciwu, buntu. Świat potrzebuje zarówno Bieli, jak i Fioletu, a każdy powinien samemu wybrać sobie swoją ścieżkę, powinien jednak zostawić rozsądek. Nigdy nie należy oddawać się wartościom tak, by zostać zaślepionym.

Mówił, co myśli. Nie była to ewidentnie żadna wielka przemowa, taka sprawdzała się tylko przy tych mniej inteligentnych, których tutaj wielu nie było. Spokojna rozmowa była ciekawą odmianą.
Revan zapatrzył się w ogień. Siedział i rozmawiał, jak ze starymi przyjaciółmi, a przecież poznał ich odpiero przed chwilą.
Czuł się dziwnie. Bardzo dziwnie.
 
Pandemonicum jest offline  
Stary 15-05-2008, 19:39   #22
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Oh, gdzie ja trafiłem ? - sam zadał sobie pytanie Ray'gi siedząc nieopodal dyskutującej kompanii, obojętny sprzeczkom na temat postrzegania istoty Bieli i Fioletu, a prościej można by powiedzieć po prostu - dobra i zła. Siedzący przy ognisku dorabiali niepotrzebne ideologie do strony, za którą opowiadali się w konflikcie. Po co...? - zapytał się sam siebie drow odgarniając niesforną, białą grzywkę opadającą mu nieco figlarnie na twarz.

Korzystniej po prostu było przyjrzeć się nowym, niż z nimi dyskutować, może po prostu dlatego, że nic ciekawego do powiedzenia nie mieli. A nie było ich wielu - raptem trzech. Bądź co bądź lekkomyślna Kejsi od razu się przed nimi otworzyła. Nie było to dziwne, gdyż chimera była przedstawicielką brudnej i głupiej rasy powierzchni. Obiekt szczególnego zainteresowania mrocznego elfa próbował dziecinnie nawiązać rozmowę z nieznajomymi. Na początek próbowała zagadnąć niewidomego, a wyraz jej twarzy, w chwili, w której dowiedziała się o ślepocie rozmawiającego z nią, wywołał sadystyczny uśmiech drow'a.

Smutno...? - pomyślał i po raz kolejny uśmiechnął się do siebie - Niepotrzebnie. Powinnaś się cieszyć głupia małolato, że sama widzisz, bo w przeciwnym razie wątpliwe byłyby twe szansy na przeżycie. Uczucia... Takie nie potrzebne... Słabe... Ale czy na pewno ? Przecież to one doprowadziły do upadku tak wielu... - podrapał się po podbródku i zmrużył swe ciemne, zimne oczy, zapatrzony w ognisko, przy którym siedziała reszta.

Zlustrował wzrokiem pierwszego z przybyszów. Wspomnianego ślepca. Levin...! Imię to nie było zbyt oryginalne, najprawdopodobniej pochodził z niższych warstw społecznych naziemnych cywilizacji, ale co mógł wiedzieć on - mroczny elf, jedynie geniusz nikczemnego procederu i persona non gratae w tym tak bardzo fioletowo-białym towarzystwie. Człowiek wyglądał na druida, może jakiegoś opiekuna lasu...? Posiadał kruka. No co...? Rzadko taki prosty chłop uciekał z domu by żyć na łonie natury ? - zapytał sam siebie z niemałym rozbawieniem mroczny elf. Jednak nie łudził się zbytnio, że jest on jakimś prostaczkiem skoro wybrała go sama Mistress. Sama Mistress ! - dodał w myślach z udawaną powagą.

Tymczasem przekierował wzrok na następnego delikwenta. Pierwszy rzut oka sugerował, że ten był likantropem. Za dużo miał do czynienia z tymi bestyjkami. Kiedyś nawet miał przez krótki czas jednego za wspólnika... Raz przyjaciel, drugi raz zdradziecki tchórz. Zmyślni przeciwnicy, lecz Ci, którzy sądzą, że zrozumieli tok myślenia drowów są skazani na klęskę. Efekt spaczenia organizmu ? Magią, genetycznie...? - zapytał sam siebie drow i wykrzywił twarz w niesmaku - Jakkolwiek by nie patrzeć, takie wybryki natury to zawsze niezrównoważone dzikusy, bardziej zwierzęta niż ludzie - błysnął znów uśmiechem.

Dojrzał trzeciego. Trzeciego. Jego przesiąknięty psionikom organizm dał mu sygnał do mobilizacji zanim jeszcze ujrzał go na oczy. Elf powierzchni. Do tego radykalny wyznawca bieli. Ray'gi zesztywniał. Nawet nie drgnął. Za to jego wargi wykrzywiły się w perfidnym uśmiechu oznaczającym, jak to u mrocznego - najczęściej coś nie dobrego.

Wstał i otrzepał delikatnie tunikę, właśnie wtedy, gdy krasnolud, zapamiętany przez niego jeszcze jako Waldorff wygłaszał swe racje na temat podziału Chaosu i Ładu, inaczej, Bieli i Fioletu. Zanim zdążył się udać w stronę rozprawiających był świadkiem głupiego obnażenia broni przez elfa i wybuchu Tevonrela. Elf został zgaszony. Podchodząc do innych wyraził uznanie dla rakszasy lekkim ukłonem i usiadł nieopodal ognia uprzedzając słowa kogokolwiek i rozluźniając atmosferę po napadzie furii rakszasy, udając, że sprawy nie było.

- Jak słyszałem z okolic tamtego zacisznego, w porównaniu do tutaj, krzaka, rozgorzała dyskusja na temat Fioletu i Bieli - zaczął mówiąc płynną i uwodzącą mową otaczających go, nie patrzył na nikogo, lecz po prostu w ogień - Zadam na głos pytanie, które nurtowało mnie od początku: po co ? Powiem wam, że większość istot nie zaślepionych przez wiarę - tu nie mógł powstrzymać się od sympatycznego, lecz niepokojącego uśmiechu w stronę Kejsi - oraz nie skuszonych, ani nie owładniętych chaosem jest ścisłymi oportunistami. Na przykład ja. Podajecie Fiolet jako ucieleśnienie zła. Bo nim jest. Fizyczną manifestacją zła przeżerającego... nas wszystkich. - tu oderwał wzrok od ognia i rozejrzał się po innych, zatrzymując wzrok na krasnoludzie - A co jeżeli czyny, które uważasz za szlachetne prowadzą tylko do powstawania kolejnych rzeszy demonów, których tak nienawidzisz...?
 

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 15-05-2008 o 22:06.
Mijikai jest offline  
Stary 15-05-2008, 21:00   #23
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Levin słuchał uważnie słów wszystkich. Najbardziej go zaciekawił tygrys. I to do niego miał się odezwać gdy drow wtrącił się do rozmowy. Gdy tamten skończył druid odezwał się spokojnie słowa kierując do Teva.
-Widzę, że nasze rozumienie Bieli i Fioletu są podobne, wyjątkami jest elf i drow. Myślę, że ta dyskusja nikogo nie przekona. Bardziej zaciekawiło mnie Twoje zdanie o neutralności. Twierdzisz, że jesteś neutralny bez odchyleń w żadną stronę. To jest fizycznie i psychicznie nie możliwe. Zawsze są odchyły w którąś stronę. Na pewno częściej stajesz po stronie jednego koloru. I w tym momencie przestajesz być neutralny. Stajesz się wtedy dajmy na to biały. Po prostu są różne odcienie bieli czy fioletu. Ale przestańmy o tym rozmawiać, taka rozmowo rodzi tylko niezdrową atmosferę. I proszę nie zarzucajcie mi, że przerywam tę rozmowę w tym momencie bo chcę mieć swoje zdanie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-05-2008, 21:09   #24
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ravist zobaczył lekki ukłon Mrocznego Elfa i odwzajemnił go. Zawsze ludzie, którzy go szanowali, byli szanowani przez niego. Każda akcja wzbudza reakcję. Nic nie dało rady tego zmienić.
-Zależy o jakich Demonach mówisz. Jeżeli są to Demony starego Fioletu to trzeba wziąć się do roboty i zadbać, żeby na ich miejsce nie powstały kolejne, zaś jeżeli chodzi o Demony nowego Chaosu to nie ma potrzeby ich zabijać, więc powstawanie na ich miejsce kolejnych nie jest problemem.
Poza tym jestem zdania, że Biel i Fiolet to lustrzane odbicia, a równowaga musi zostać zachowana. Jeżeli z jednej strony powstają rzesze Demonów, to z drugiej mogą, ale nie muszą powstawać rzesze sił Bieli lub jednostka równoważąca te rzesze. Dlatego też między innymi uważam Biel i Fiolet za równoważne, przeciwstawne.
Poza tym, Demony starego Chaosu są bezpośrednim problemem Astarotha, jako stworzycielem nowego Chaosu oraz pośrednio z jego sojusznikami. Ośmielę się powiedzieć, że Demony starego Fioletu będą miały kłopoty z Demonami nowego Fioletu i całą Bielą. Demonów starego Chaosu będzie coraz mniej, aż w końcu znikną. Może nie całkowicie, ale znikną. Wtedy Demony będą miały porządek w planie mgieł i ich przeciwnikami będą fanatyczni wyznawcy Bieli oraz oraz niereformowalni wyznawcy Bieli. Podejrzewam, że w tym czasie część Bieli przyjmie sojusz Fioletu i zjednoczą się, by fanatycy i niereformowalni zmienili się, pozostawią ich wyizolowanych w spokoju lub zniszczą. Takie jest moje zdanie. Nie koniecznie musi być prawdziwe, jednakże mnie wydaje si, iż jest to prawdopodobna wizja
-rzekł w odpowiedzi Ray'giemu.
-A jednak jest to możliwe. Po części mam zachowania jednej i drugiej strony, lecz są one w równych ilościach, więc równoważą się, dając neutralność. Jest to tylko jedna ze stron neutralności. W niektórych opiniach całkowicie nie zgadzam się z ani jedną ani drugą stroną. W niektórych kwestiach zgadzam się zarówno z jedną jak i z drugą stroną, a najważniejsze jest, że neutralność stoi pomiędzy Bielą, a Chaosem, nie zabierając zdania w sporze. Uważaj na tych, co nie stoją po żadnej stronie, gdyż często są niewidoczni. Jak to w moim świecie mawiają, "najskuteczniejszą sztuczką diabła było przekonanie ludzi, że nie istnieje". Tak też jest w tym przypadku. Neutralność nie rzuca się w oczy, jednakże istnieje. Wierzcie mi, nie jestem jedyny. W tym kręgu jest nas co najmniej dwóch-rzekł z tajemniczym błyskiem w oku. Oczywiście nikt nie mógł mieć pojęcia o kim mówi Ravist.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 15-05-2008 o 21:16.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 15-05-2008, 23:04   #25
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- On się dowie – rzekł z wahaniem. – He already thought about...
- It`s allright – uśmiechnęła się miękko Almena.
- Mistress, he won`t allow...!
- We`ll see – przerwała mu znów z uśmiechem.
- Hm – zastanowił się Verion. – Czy to możliwe, że to takie... proste?
- Tak proste, że nikt dotąd tego nie dokonał?
- Brakowało zawsze jednego elementu. He gave it to us.
* * *


Ray`gi; Masz dziwne wrażenie, że chaos mimo wszystko cię lubi. Mówi ci to spojrzenie Veriona. Zimne, grożące, ponure. Verion jest zazdrosny! Więc to prawda, Mistress widzi coś w tobie!

Kejsi, Barbak, Funghimm; Chimerka świętuje powrót Satchema, po czym zabieracie się za kosztowanie piekielnej kuchni. Kiełbaski z piekła rodem wyglądają, pachną, i co najważniejsze smakują jak zwykłe kiełbachy z ognicha, z ziemskiego padołu. Wychodzicie z założenia, że gdyby Verion chciał was zgładzić, wykonały to pstryknięciem palców czy mrugnięciem fioletowej gały. Z pewnością nie chciałoby mu się szykować poczęstunku dla śmiertelników. Chyba. W każdym razie jecie, z nadzieją, że piekielne kiełbasy są jadalne więcej niż jeden raz.

Estreiche, Levin i Revan postanawiają się przyłączyć, zachęceni przez przyjazne zachowanie Kejsi, Barbaka i Funghrimma.
Levin; Wcinasz ze spokojem kiełbaskę podarowaną ci przez Kejsi. Przysłuchujesz się rozmowom.

Estriche; No nie! Właśnie to jest wnerwiające w chaotach – myślą, że jeśli ktoś czci Biel, to od razu jest fanatykiem! Hmpf. Typowe! Istoty Bieli mają to do siebie, że zachowują się w radosno-podekscytowano-waleczno-pobożno-uparcie-dobry sposób, którego chaoci po prostu nie trawią. Chaoci są leniwie-zamyślenie-knująco-gburowato-badassowi. Tak było i będzie, jak widać.

Astaroth; Zabawne. Dyskusje na temat Bieli i chaosu. Co Tacy Jak Oni mogą wiedzieć o chaosie? Jak zwykle, zachowujesz sprytny dystans.

Thomas; Kręcisz się wokół, aż wybierasz spacer. Ciemny las trzeszczy, skrzypi, szeleści. Coś biega w trawie, skacze po gałęziach. Krążysz wokół, aż masz dość. Słyszysz, że rozmowy i chichoty Kejsi przy ognisku przycichły. Zmęczony, wracasz.

Wszyscy; Rozmawialiście do późnej nocy, na tematy, na które można by dyskutować całe życie. Poznaliście nieco swoich nowych towarzyszów. Rozmawialiście wciąż, coraz ciszej, zmęczeni. Funghrimm zaczął pochrapywać. Barbak, uraczony trunkiem, oparł się o drzewo i usnął szybko. Pamiętacie jeszcze, że Kejsi przeciągnęła się robiąc „koci grzbiet”, i zwinnie wskoczyła na grubą gałąź, zakręciła się na niej w przewrocie, wskoczyła na gałąź wyżej, i jeszcze wyżej. Ułożyła się na niej i ziewnęła, przetarła oczy. A potem zrobiło się ciemno.

Astaroth; Wszyscy śpią. Nawet Thomas padł. Kejsi „czuwa” na gałęzi, raz po raz pochrapując. Ognisko zgasło. Spędzasz noc nad rozmyślaniami na temat zadań. Jaki Verion ma w tym cel...? Póki co były Kihara Riona milczy, lecz masz wrażenie, że rychło odpowie na twoje pytanie.

* * *

- Pobudka Słoneczka! ;3 - wrzasnął nad wami rozpromieniony Verion.

Spojrzeliście półprzytomnie w górę, chcąc go dostrzec i zdzielić łajzę czymkolwiek co było pod ręką, lecz demona najzwyczajniej w świecie nie było w okolicy. Leniuch, napastował was z planu mgieł.

Ciepło, rześko, słonecznie, mokro od rosy. Piękny dzień!

Sunray in forest by ~pixiegal on deviantART


* * *
- Wybrałeś jego? Zawsze byłeś żartownisiem.
- Zwie się Estreiche.
- Hmmm, an elf without a bow?
- Jeśli sobie życzysz, mogę drogą delikatnej perswazji zmusić go do zmiany stylu walki, Mistress. Będę delikatny, obiecuję;3.
- No, it`s all right. Kim jest ten słodki elf? Bądź grzeczny i powiedz bez bicia.
- Wojownikiem światła.
- Well, Verion, day changes into nigth, snow changes into dirt, even the white lilies wither. Everything changes. Idź już, Almanakh się martwi.
- Wie, jakim draniem jestem;3.
- Właśnie dlatego. Idź. Im dłużej z tobą przebywam tym słabsze staje się moja tęsknota – uśmiechnęła się.
- A nie chcielibyśmy jej zepsuć, now would we?;3 - mrugnął i zniknął.
* * *
Noc minęła, pora wstać. Poranna toaleta, gimnastyka, sprawdzenie ekwipunku, wszyscy żyją...? Można ruszać!

- Thomas – usłyszeliście znów głos Veriona. – Tak ty, tak ci na imię, fruwadło z przeterminowaną aureolą, pamiętasz?;3 - Verion nie krył złośliwości. - Poszedłeś wreszcie po rozum do głowy, przyłączyłeś się do najlepszych i... myślisz, że lepiej z tym wyglądasz?
Verion chyba ma coś za złe Upadłemu.
- Oh my, krótka pamięć, hm? Brama, Rith, ja. Ognisty Smok. Hm? - warknął. - Nieważne. Uratowałeś moje biedne jestestwo przed Kanzelivem, pamiętam, jesteś tworem Ast i Arotha, wiem o tym. Przydaj się na coś, i opowiedz im bajkę o Hiobie i Twoim Bogu.

Po chwili dodał:
- Bardzo ciekawe dysputy prowadziliście zeszłej nocy. Sprawa jednak nie jest do końca oczywista. Dlatego też wybuchają wielkie wojny! – ogłosił wesolutko. - Chaos i Biel od czasów swego powstania sprawdzają, jakie są ich przeznaczenia. Oczywistym jest, że wielkie wojny to jeden, o ile nie jedyny powód istnienia i Bieli i Chaosu. Nie zawsze Chaos zaczynał wielkie wojny, oh my, nie - zachichotał zaczepnie. - Nie wynika to wcale z zapalczywości bieli ani złośliwości Chaosu. To się po prostu dzieje. I biel i chaos wiedzą, kiedy nadchodzi ten moment.

Przeżyłem jedną wielką wojnę. Nie wyobrażacie sobie, jak wygląda plan materialny po czymś takim, kiedy Biel i Fiolet spotykają się, kiedy łączą się i wypełniają to, do czego zostały stworzone. I biel i chaos mają swój udział w niszczeniu i tworzeniu. Biel zniszczy zło, tworzy dobro. chaos niszczy dobro, tworzy zło. Zdarzają się jednak anomalie. O to chodzi. aby je stworzyć, aby dać im szansę. Dlatego stare, normalne, przeżytki, muszą zginąć. Wiedzą o tym zarówno chaos jak i biel. Świat byłby zły bez chaosu? Nie. Bez bieli? Nie wiem. Byłby niekompletny.

Jedno i drugie ma dobre i złe strony. Chaos jest bardzo specyficznym bytem. Nie każdy potrafi go pojąc. Ci, co nie potrafią, mają go za zło wcielone. A my jesteśmy tylko złem, hm?;3

Nieważne. Nie zrozumiecie, dopóki nie pożyjecie, nie pojmiecie. Mówi do was ktoś, kto zapewne pozabijałby połowę z was gdyby ktoś wyżej w hierarchii mu tego nie zabraniał. Ponieważ mogę? Nie. Ponieważ mam taki kaprys. Kaprysy to typowa cecha demonów. Dlatego jeśli cokolwiek złego przytrafi się wam niespodziewanie w życiu, nie zastanawiajcie się nawet dlaczego to spotkało akurat was.

....Ye...yess, Mistress, I`ll shut up in a minute, I promise ^__^' – jęknął.

Po chwili przerwy znów go usłyszeliście.
- Widzicie, każda Wielka Wojna, doprowadzająca do upadku wszystkiego co dotąd istniało, zaczyna się niewinnie. Efekty są zaś nieodwracalne. Ci, którzy planują stworzenie nowego ładu, nie robią tego pochopnie. Stosuje się różnego typu testy, o których śmiertelnicy mało wiedzą, hm? Nawet Chaos, który pozornie niszczy, nie może zniszczyć wszystkiego, musi zostawić życiu szansę na dalszy rozwój. Na dalsze szerzenie tego, czym się żywimy. Taka jest nasza natura. Zabijamy stare, tworzymy nowe i opiekujemy się tym, aż się zestarzeje. Takie są demony. Potopy, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, to tylko drobne próby służące ocenie, ile życie jest w stanie znieść. Ile chaosu zrodzi się pod wpływem danego kataklizmu. Bardzo trudno jest zachować równowagę między przeżyciem a cierpieniem, którym się żywimy. Dlatego Tacy Jak My są bardzo ostrożni i nie sypią błyskawicami z nieba na lewo i prawo... oh my, czasem się zdarza, zgoda;3
Chaos nigdy nie zachowuje się jak Biel, a Biel jak Chaos. Nigdy. Nawet jeśli robią to samo, jeśli widzicie, że robią to samo, zachowują się zupełnie inaczej.

- Muszę coś jeszcze wyjaśniać? Jesteście idealnym obiektem do obserwacji. Biel i Chaos. Razem. Co z tego wyniknie? Chcemy sprawdzić. Mistress musi sprawdzić, czy Ast i Aroth jest w stanie stworzyć coś, co będzie funkcjonowało w tym wymiarze... odpowiednio. Nie chcemy zniszczyć wojowników światła, oh my, nie. Musimy znać ich pogląd na nowy ład. ez obaw. będziemy się tylko przyglądać. Tak, jak czynimy to od wieków. Nie zwracajcie na nas uwagi;3

Po tym wszystkim, macie szansę na życie w nowym świecie. Ponieważ Słonko i Mistress nie specjalnie dogadują się w kwestii Bieli i Chaosu... - westchnął z zakłopotaniem. - padło na obserwację was. Na tej podstawie zdecydujemy, co da się zrobić. Chaos i biel razem, czy Wielka Wojna, skorzystanie z resztek mocy amuletu Kaihi-ri... Mistress jest wręcz gotowa powrócić w Wymiar Chaosu i zabrać ze sobą Astarotha, Valgaava i inne demony. Ja zostaję;3 Zdechnę tutaj, u boku Słonko;3 Romantyczne, prawda?
Mówią, że każdy może coś zmienić w losach świata. To bzdury. Tylko Tacy Jak Wy mogą coś zmienić. Do dzieła więc. Żyjcie.

- Ah, zapomniałem o czymś . Jeśli przegra chaotyczna część, a taka możliwość absolutnie nie wchodzi w grę, Mistress, Astaroth, demony, i plan mgieł, wędrują do Wymiaru Chaosu i nie wracają. Coooo wiąże się z wizytą u Shabranido - uświadomił Astarothowi - i nie skończy się raczej na miłych pogawędkach... Jeśli przegra Biel, co chwilami o dziwo wydaje mi się wątpliwe, Słonko mnie zabije ^_^' Tudzież Mistress rozkaże mi ją zgładzić, na co się nie zgodzę, na co Mistress mnie zabije, przez co opętam Słonko, przez co Valgaav się pogniewa... i tak dalej. I, oczywiście, członkowie przegranej drużyny tak czy inaczej skończą jako wieczni więźniowie Mistress. Radzę już zacząć trenować klękanie na jedno kolano - poradził złośliwie. - Mistress nienawidzi, kiedy ktoś krzywo klęka przed nią. Prawe kolano ma być zgięte dokładnie pod kątem.... Ooookej, Mistress, fine, I`m sorry ^_^’’

Biel i chaos nie mogą dojść do porozumienia. Nie powinny. Nie całe. To byłaby katastrofa. - zaznaczył poważnie Verion. – Eeer... yesss, Mistress, right away ^_^''' - jęknął, zakłopotany. - Zobaczymy, czy nie zejdziecie ze ścieżki Światła, kiedy was zaboli, raz i drugi, kiedy będziecie wyć z bólu – mruknął do Białych. - Nielicznych na to stać. Was, hmmm, wątpię - stwierdził zaczepnie. - Co do reszty – wątpię by którykolwiek z was był wartościowy dla Fioletu, ale... cóż, sprawdźmy;3
* * *

- Dziwną taktykę przyjąłeś, lecz nie wątpię w twój talent do osiągania swego celu.
- Oh my, no, Mistress, I would never fail you;3
- I know.

* * *
Pora wyruszyć. Hm, tylko gdzie? Taaaak, mapy stworzone przez Veriona są tak dziwaczne, że żadnemu z was póki co nie udało się ustalić, z której strony się na to patrzy...
Niczego nie osiągnięcie stojąc w miejscu. Wyruszacie więc... przed siebie.

[media]http://youtube.com/watch?v=xBDcJKb-9vk&feature=related[/media]

Wyspa, jak na twór Czarnej Zorzy, pani chaosu, jest przytłaczająco piękna. Ogromne drzewa, niesamowite rośliny, barwne kwiaty, na ziemi, na gałęziach drzew, kwitnące liany owinięte niczym olbrzymie węże wokół pni. Wszystko się rusza. Wokół krążą niezliczone owady, od upierdliwych komarów, po ogromne, złociste ważki i błyszczące żuki. Jaszczurki, małe, duże, ogromne, zielone, brązowe, jaskrawe, są na liściach, konarach, na trawie, kiedy się zbliżacie umykają błyskawicznie w gąszcz, lub tylko przekrzywiając wielkie łebki, wysuwając rozdwojony język, węsząc. ogłuszający koncert ptaków daje się wam we znaki. Różnobarwne papugi drą się nieustannie, i o ile początkowo jesteście w stanie się nimi jeszcze zachwycić, niedługo po prostu was męczą te wrzaski.



Revan Sinua; Wsłuchujesz się. Te ptaki... dźwięki jakie wydają, język, jakim się posługują... Nigdy czegoś takiego nie słyszałeś. Jakby porozumiewały się charakterystycznym dialektem, nieznanym w innych częściach świata. Przynajmniej w tych, w których bywałeś.

Satchem, Kejsi, Tev;
Hm…? Czy to...?
Przystajecie, czujni, skupieni. Podnosicie wysoko głowy i głośno węszycie. Zapach krwi! Stamtąd! Z nieprzeniknionego gąszczu.

Wiatr. Wiatr zmienił kierunek, odbierając wam zapachową ścieżkę.

Wszyscy; Medalion Barbaka z trzema smokami zajaśniał nagle białym światłem! Iskierki spłynęły z niego, skrzącą się, wirująca mgiełką utworzyły niewielki symbol smoczych skrzydeł, który lewitując zbliżył się do twarzy obcego wam elfa i... zniknął.
Conquest Of Paradise by ~banana-tree on deviantART

Estreiche uśmiechnął się lekko. Oto i znak.

Las przejaśnia się. Wreszcie. O ile nie macie nic przeciwko drzewkom, o tyle idzie znieść drące dzioby papużki, o tyle tłukące was raz za razem po twarzach gałęzie zaczynają was męczyć. Nawet podkoszone orężem, zajadle was napastują. A za każdym razem, kiedy z plaśnięciem gałązka zdziela was, spadają z niej legiony robaków, w tym kleszcze, które natychmiast przeprowadzają desant zbiorowy. Macie wrażenie, że przynajmniej połowa tego, co spadło z gałęzi, wylądowało wam za ubraniem, lub we włosach.

Wydostajecie się z gąszczu na świetlistą polanę. Nie, to droga!



Zaczątek cywilizacji, szeroki, gruntowy trakt. Wygląda na uczęszczany, choć dominuje tu ekologiczna koncepcja "co zarośnie to zarośnie, trudno". W lewo? W prawo? Obie strony równie dobre w sumie. Wreszcie ruszacie w lewo.



Wóz. Pięćdziesiąt metrów przed wami. Porzucony wóz na skraju drogi.
Nasłuchujecie, przyglądacie się. Nie ma nikogo. Podchodzicie bliżej. Jest koń. Ciągnął wóz. Teraz leży martwy. W karku i brzuchu ma olbrzymie dziury, coś wyjadło jego wnętrzności. Chmary much brzęczą ponuro. Dziwne. Sypka ziemia wokół wozu jest.... zamieciona? Widać na niej wyraźne delikatne, liczne kreseczki, jakby od włosia miotły. W okolicy są więc widoczne jedynie ślady kół i kopyt, które urywają się nagle.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 16-05-2008, 00:09   #26
 
Pandemonicum's Avatar
 
Reputacja: 1 Pandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłość
Przy ognisku zaczynało robić się sennie. Gdzieś ktoś chrapnął, ktoś inny ziewnął. Wypowiedzi były coraz rzadsze, już nikt nie prawił mądrości. Tak to jest, jak z całej grupy porządnie upita jest tylko dwójka. Revan został jeszcze chwilę, kiedy większość już kładła się do snu, chociaż był śpiący. Rozmyślał nad tym wszystkim, co się tego dnia działo... a może to był tylko wieczór? Stracił rachubę czasu. Trudno było ocenić, gdy demon gasi słońce pstryknięciem palców. Krukoczłek patrzył, jak Kejsi zwinnie wskakuje na wysoką gałąź, a do jego uszu dolatywało głośne chrapanie krasnoluda. Kiedy nie miał już obiektu do obserwacji, sam poszedł spać. Ułożył się możliwie wygodnie, ale spanie na rozłożonym płaszczu nie było niestety dla niego. Przyzwyczaił się do wygodnych, miękkich i szerokich łoży, nierzadko z osobą towarzyszącą. Zamknął oczy i po chwili sen porwał go.

- Pobudka Słoneczka!
"Co za..." - zdołał pomyśleć. Miał nieprzymuszoną ochotę wziąć coś ciężkiego i rąbnąć w ten dumny, demoniczny łeb. Wciąż w półśnie złapał więc kamień obok i rzucił w kierunku źródła odgłosu. Kamień trafił. Tyle że Revana w nogę, niebezpiecznie blisko najistotniejszego punktu. Wywołało to serię przekleństw i odruchowe otwarcie oczu. Okazało się to bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, wisiał nad nim bowiem na pajęczynie jakiś obleśny robal. Tego było już stanowczo dość. Wstał, obolały, krzywiąc się. Całą noc jakiś kamul wbijał mu się w łydkę, co teraz zaowocowało kolejną partią bólu. Jego towarzysze również wstawali, a większość była równie niezadowolona, choć z pewnością nie cierpieli tak bardzo jak Revan. Kiedy zakładał płaszcz, co szło mu z wielkim trudem (skrzydła czasem przeszkadzają...), Verion zaczął coś gadać. Teraz Revan jednak wybitnie nie miał ochoty go słuchać, nagle, przy zetknięciu z demonami, w demonicznym tempie przywykł do ich obecności. A może po prostu nie lubił, kiedy ktoś prawi mu rano nad uchem wykłady? Tak czy siak słuchał o jednym uchem, choć trzeba przyznać, że Verion miał spore poczucie humoru. To trochę ostudziło wnerwienie krukoczłeka. Zainteresował go też mową o tym, co się stanie, gdy zwycięży określona strona. Nie były to zbyt zachęcające perspektywy. Jeszcze gorsze były jednak te, które szykowały się dla strony przegranej.

Po całej chaotycznej akcji sprzątania świata z resztek obozu, o ile można było tak nazwać grupkę osób leżących na czym to popadnie przy dawno już wypalonym ognisku, zdecydowali się wyruszyć. Oczywiście mapa była jednym wielkim bazgrołem, więc ruszyli przed siebie. Robale, a w szczególności kleszcze, najwyraźniej postanowiły zdominować świat, rozpoczynając od niewinnej grupki wędrowców. Ich plany były na tyle genialne, że po chwili oblazły ich całych. Wprawdzie Revan był chimerą, ale barbarzyńskie życie innych jego pobratymców niezbyt mu odpowiadało, zbytnio przyzwyczaił się do ludzkich luksusów. Teraz miał tego konsekwencje. Jedynym pozytywem w tym całym zamieszaniu było piękno otaczającej go przyrody. Gorzej, że to piękno pociągało za sobą również wnerwiającą upierdliwość. Zaraz się zorientował, że wszystko było tu inne. Nawet ptaków nie rozumiał. Mówiły podobnie do innych, ale jednak inaczej. Nie dodawało to uroku całej wycieczce. Jeszcze durne gałęzie...
"Elf musi tu czuć się jak w domu" - pomyślał, nie bez złośliwości.

Dotarli do drogi. Była to nawet miła odmiana. Oznaczała, że gdzieś tu musi być cywilizacja.
Droga... i wóz. Opuszczony, albo raczej - zmasakrowany. Koń z wyjedzonymi wnętrznościami to nie to, co Revan miał nadzieję zobaczyć. Pozamiatane? Co zo głupek po zrabowaniu wozu pozamiatałby wokoło? Nie, to musiało być coś innego. Revan wyostrzył swoje na wpół zwierzęce zmysły. Powoli podszedł, bardzo cicho i ostrożnie, by zajrzeć do wnętrza wozu. Miał nadzieję, że reszta pójdzie z nim... Przynajmniej ta reszta, która nie zamierza wrzeszczeć i przeszkadzać.
 

Ostatnio edytowane przez Pandemonicum : 16-05-2008 o 15:06.
Pandemonicum jest offline  
Stary 16-05-2008, 13:56   #27
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ork przysłuchiwał się jeszcze przez jakiś czas wymianie zdań. Starał się wyłapać z nich tak dużo jak było tylko możliwe. Problemem już po niedługim czasie stał się jednak pochłonięty alkohol. Początkowo przyjemnie rozchodzące się ciepło, teraz zaburzało zdolności konstruktywnego myślenia, a tym bardziej wysławiania się. Barbak zareagował klasycznie dla siebie w takich sytuacjach, mianowicie zamknął się.

Ponieważ dyskurs najwyraźniej nie zwiastował szybkiego kompromisu Ork postanowił poprzyglądać się przez chwil parę personom siedzącym w około ogniska. Uśmiechną się do siebie. Mało który objazdowy cyrk mógłby się pochwalić taką zbieraniną. Krasnoludy, demony, aniołowie, chimery, orki, elfy, drow’y. Ciekawe co dalej. Nie ważne. To co przyniesie los i to co postanowił dla mnie Palladine, będzie tym co przyjmę z otwartymi ramionami. A pierwszą rzeczą jaką musiał przyjąć, czy może raczej jaka musiała przyjąć jego były pobliskie krzaczki. Udał się do nich co rychlej pozostawiając kompanów, celem ulżenia sobie.

Gdy po chwilach kilku wracał ziemia już całkiem nieprzyjemnie zdawała się co i rusz zmieniać kąt nachylenia do jego nóg. Było to niezwykle irytujące. Możliwe że miała na to wypływ wypita gorzałka, jednak bardziej prawdopodobne było, że Verion znowu coś kombinuje. Tak właśnie! Ciekawe co to demoniszcze tak na dobrą (czy może należało by stwierdzić złą) sprawę tu robiło.

Głębokie przemyślenia Orka bardzo brutalnie przerwała gałąź drzewa, którą to zapewne Verion podstawił pod nogi. Barbak dosłownie zniknął w wysokiej trawie, kląc psiocząc urągając demonowi i jego matce ze szczerego serca. Kilka chwil później w powiedzmy jednym kawałku dotelepał się do ogniska. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał była jego kompania względnie pogrążona we śnie. Tak mu się przynajmniej wydawało...

- Pobudka Słoneczka! Odezwało się coś na granicy sennej mary. Zielonoskóry postanowił to zlekceważyć. Kilkoma dodatkowymi powodami dla powyższego, mogło być: potworny ból głowy i chyba wszystkich mięśni, stawów z jakich składało się zielone ciało.

Szczególnie zastanawiający był jednak złośliwy kosmyk włosów, jaki łaskotał Orka w nos. Upierdliwy kłak nie dawał spokoju i nie dawał się w żaden sposób odegnać. Ork próbował, raz i drugi jednak ten uporczywie powracał. Za trzecim razem dłoń Barbaka zamachnęła się odrobinę dalej i ku jego zdumieniu natrafiła na czyjeś ciało. Wykonując charakterystyczny dla plemiona orkowskiego rytuał „oko jeden” Barbak przeżył szok. Nie wiedział jak i dlaczego ale w jakiś sposób znalazł się w objęciach Fungrimma.

Odskoczył od przyjaciela, szybciej niż odskakiwał od Ritha w czasie swej najpoważniejszej walki, potknął się, przewrócił. Jego ciało znowu przepełniła fala mdłości. Te to już po kilku sekundach zamieniły się w co bardziej fantazyjne wzory na trawie.

- Palladine, ależ boli mnie głowa. Fungrimm, coś ty sobie wyobrażał tuląc mnie w nocy? Spytał Ork gdy jego żołądek przestał już wariować.

Nie oczekując specjalnie na odpowiedź, zajrzał tęsknie to bukłaka. Stare orkowskie przysłowie mówiło o konieczności leczenia się, tym czym uprzednio się struło. Bukłak Orka był jednak pusty?

Zostało Ci coś na jakiegoś klina? Bo jeśli nie to czeka nas ciężki poranek!

Rzeczywistość okazała się straszna. Niestety alkoholu nie było! Ork z desperacją starał się znaleźć jakieś źródełko, strumień w którym to choć odrobinę mógłby ugasić rosnące pragnienie. Nic jednak nie znalazł. Zły i głodny podreptał więc za drużyną udającą się kierunku dobrym tak bardzo jak i każdy inny. Nie miało to znaczenia. Nie w obecnej sytuacji. Ork oddał by prawą dłoń za coś co ulżyło by w jego cierpieniach. Pocieszający był jedynie fakt, iż Fingrimm musiał przeżywać katuszę o niebo gorsze. Poprzedniego wieczora pochłonął on dużo więcej wody ognistej niż Ork.

Na drodze niespodziewanie znalazł się wóz. Widok ten nie był by wcale niczym dziwnym, gdyby nie koń znajdujący się przed nim... czy może raczej to co z konia zostało.

Ruchami, które dla okra zdawały się być błyskawiczne, a które faktycznie były ociężałe i powolne Barbak dobył MALEŃSTWO. Broń pewnie utkwiła w jego dłoni, a po sekundzie na cięciwie była już pocisk. Przyjmując groźny wyraz twarzy Ork ruszył do przodu. Mięśnie dokuczały niemiłosiernie, a MALEŃSTWO zdawało się być dziś wyjątkowo kapryśne. Broń za żadne skarby świata nie chciała się dać porządnie napiąć (Pewnie kolejna sztuczka Veriona!).

Niespodziewanie cięciwa wymknęła się z zielonej dłoni, a strzała powędrowała naprzód. Niestety w stroną w którą lecieć nie powinna. Wbiła się ponieważ jakieś pół metra przed nogami Drow’a.

- Rewelacyjnie. Nie schlebiaj sobie p. poruczniku. To nie było zamierzone. Stwierdził niemiłosiernie zły na siebie Barbak i założył kolejny pocisk na cięciwę.

Miał teraz wzrok sokoła i oczy lisa. Tak mu się przynajmniej wydawało. Zaczął podchodzić do wozu, wiedząc że Zabójca podąży za nim, a może za chwile go wyprzedzi.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 16-05-2008, 15:42   #28
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Całe ten chaos, jaki ich ogarnął miał jeden pozytyw. Można było, choć na kilka chwil zapomnieć o przeszłości. Fungrihmm niczego tak nie pragnął jak zapomnieć lub zmienić starą historię. Zmienić nie mógł w sposób inny niż zabijanie tu i teraz. Postanowił zapomnieć. Znał na to pewien sposób. Tym bardziej, że odkąd drużyna pamiętała zawsze lubił pociągnąć łyka czy dwa. Teraz było tak samo. Z tego wszystkiego pamiętał wizytę Veriona. Tego nawet gdyby nie chciał nie mógł zapomnieć. Przekazał im wskazówki, co do życia Tu. Jakkolwiek Dwarf nie spodziewał się zbyt długo pożyć wolał jednak by to on zdecydował, co gdzie, kiedy i jak.

Głowa mu pękała i był w złym nastroju. Zeszłego dnia trochę popił. Ale był raczej zły, że nie wypił tyle ile chciał. To znaczy za mało teraz był niedopity na denerwującym kacu. Z tych lepszy rzeczy pamiętał to, co powiedział im wczoraj Demon.
- Biel i chaos nie mogą dojść do porozumienia. Nie powinny. Nie całe. To byłaby katastrofa.
Nie był teraz w nastroju do poważnych rozmów, ale postanowił, że na ten temat trzeba porozmawiać. I to nie tylko z białymi.

Pobudkę zaserwował mu Barbak. Drąc się prosto w jego wyczulone ucho. Nawiasem mówiąc to dziś obydwa były wyczulone.
-Fungrimm, coś ty sobie wyobrażał tuląc mnie w nocy?
Przekręcił się i oprzytomniał. Zielona wiewiórka wielkości małego drzewka skakała i robiła stosunkowo za dużo zamieszania. Dwarf rozejrzał się wokół i znalazł jakiś kamyk. Równie dobrze to mogła być kupka końskiego nawozu, ale nie dałby teraz głowy za to, co to mogło być.
-Zostało Ci coś na jakiegoś klina? Bo jeśli nie to czeka nas ciężki poranek!
O nie tego już było za dużo, najpierw wypił mu jego gorzałkę, potem go chciał w nocy wykorzystać.(W końcu wszyscy wiedzą, że krasnoludzcy zabójcy naprawdę dużo mogą...)
-Orzesz ty kijanko, ja cię nauczę budzić skacowanego zabójcę. Już ja cię tak urządzę, że nawet klinika ci się nie przyda, nawet dwa!
W tym momencie zamachnął się i miotnął kupą/kamieniem w Orka. Zważywszy na jego poranny stan oraz jego zdolności do rzucania w cokolwiek ucieszyłby się gdyby kogoś trafił. Równie dobrze mógłby to być jakiś elf. Byleby czarny.

-Las, dżungla, zagajnik czy inne badziewie. Nienawidzę krzaków. Zawsze tu można znaleźć tylko jakieś kłopoty. Albo elfa. I to nie całkiem martwego. –tu spojrzał gdzie jest drow. Ukontentowany krótką trwałą projekcją jego myśli wrócił do narzekania.
-Zobaczcie ile tu tego draństwa jest. Kto mógłby być na tyle lekkomyślny i tak zaniedbał ten las. Wiecie ile tu jest kopalniaków, bali czy spon. Achhh gdyby był prawdziwym krasnoludem interesu mógłbym tu zarobić majątek. Ale nie nie zobaczcie, do czego może doprowadzić miłość do książek! Barak khazuud!
- Zaklął po krasnoludku, gdy jakaś gałąź uderza go w twarz. I jeszcze te całe robactwo. Nigdy nie był przeciwny zwierzątkom. Uważał je nawet za ważne z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa swojej rasie oraz sobie samemu. Nie ma nic lepszego niż świńskie żołądki faszerowane grzybami, ogórkami i śledziami. Coś, obok czego żaden elf, człowiek czy synteta nie mógł przejść spokojnie. Może i nie był przeciw zwierzątkom, ale tym razem był wprost pewien, że w jego brodzie jest aż za dużo pasażerów na gapę.

Opuszczony wóz i truchle konia pobudziło w nim wszystkie zmysły. Jego ciało, mimo że stare i czerstwe zareagowało jak doskonała maszyna. Dotychczasowe marudzenie i przekomarzanie się ze wszystkimi wokół zajęły skupienia i uwaga. Nim podeszli do wozu dał sobie chwilę czasu by zobaczyć jak się sprawa przedstawia. Również i dlatego że Barbak rozłożył wędkę i zaczął walkę o napięcie cięciwy dwa razy dłuższej niż on był wysoki. Starania opłaciły się tylko częściowo.
- Może następnym razem Ci się uda!
Ork ruszył w stronę wozu z napiętą wędką.
-Kejsi nie sądzę by to coś, co zaatakowało ich nadal tu było, ale czy mogłabyś rzucić na to okiem z góry. Poza tym będziesz bezpieczniejsza
Ruszył nieśpiesznie za zielonym trzymając w rękach swą, Księżycówę.
-Wiesz jakbyś potrzebował pomocy czy coś to dasz mi chyba znać? Bo wiesz ja teraz jestem za twymi plecami...

//Dwarf będzie przeszukiwał miejsce pod względem tego, kto podróżował. Gdzie się podział. Same bestie zbytnio go nie interesują. Jest prawie pewien, kto to zrobił//
 
Vireless jest offline  
Stary 16-05-2008, 21:04   #29
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi spała jak zabita, śniąc że czuwa i wypatruje wrogów. W dole
wszyscy spali. Funghrimmm wsparty na młocie, Barbak pod drzewem, Sathem zwinięty w kłębek, Thomas pod kołderką ze swoich skrzydeł, Tev mamrotał coś
przez sen, Levin na trawie, kruk obok niego, elf pod drzewem, chimera kruk w
gnieździe na drzewie (kiedy on to zbudował!?). Raygi spał siedząc po
turecku, a Astaroth… Astaroth spał w pozycji embriona, ssąc paluszek, hihi! Kejsi postanowiła jednak nikomu nie wypominać o tym. Nagle pojawił się
Verion! Kejsi zerwała szybko wielką szyszkę, zamachnęła się i... i
gałąź pękła!!!
- ŁACH!!!! - Kejsi obudziła się z piskiem zgrozy, kiedy przewróciła
się na bok, zsuwając się z gałęzi. Zdążyła się jej złapać, zrobiła
przewrót, zwisając zerknęła w dół. Już rano!

Rozhuśtała się, puściła gałąź, wylądowała na konarze niżej, i
zwinnie zeskoczyła na ziemię.

Przeciągnęła się. Pora ruszać, ruszać, ruszać dalej!

Kejsi była w świetnym humorze. Las był przepiękny! Zanuciła cicho.

Gdzie Światło świeci z wolna,
A Mistress mieszka w mgle,
Chimerka spała mała
Co wiary ma za dwie!
Chi-mer-ka spa-ła maaałaaa,
Co wiary ma za dwie-za dwie-za dwie!

Wtem demon idzie z wolna:
"Chimerko, witam cię!
Twa wiara mnie odpycha,
Czy chcesz zginąć, czy nie?!"
Twa-wia-ra-mnie odpyyyychaaaa
Czy chcesz zginąć czy nie, czy nie-czy nie?!

Kejsi się wystraszyła,
Uciekła w ciemny las!
A demon, bardzo wściekły,
Biegł za nią, proszę was!
A-de-mon-ba-rdzo-wścieeeeekłyyyy
Biegł za nią proszę was-hej w las-hej w las!

Nawet kleszcze nie mogły zepsuć jej humoru.
- O nie o nie o nie, dorwał mnie!!! - jęknęła, podrapawszy się za uchem. - Wgryzł się, wgryzł! - wyrwała ostrożnie pijawę i wywaliła go w trawę. - Fuj!!!

Doszli do drogi. Po chwili zauważyli wóz.
- Koń! - jęknęła Kejsi. - Biedny, biedny koń!!!

Żal jej było zwierzęcia, ale nie mogli już nic zrobić.
- Dziwne, ktoś tu zatarł ślady! - przycupnęła przy ziemi. - Tylko po co
ten ktoś zjadał biednego konia!? Przecież to bez sensu! - podrapała się
po głowie.

Zerknęła pytająco na resztę.
- Przecież tego konia zjadły jakieś dzikie zwierzęta, przecież nie
zbóje, ale tu nie ma śladów zwierząt, nie ma! - Kejsi poczuła dreszcz na
grzbiecie i nastroszyła się.

Podniosła długą, grubą gałąź i ostrożnie wetknęła ją w zamiecioną ziemię. Rzuciła ją koło wozu i obserwowała.

Dwarf poprosił ją o obejrzenie wozu z góry. Chimerka błyskawicznie wspięła się na okoliczne drzewo i rozejrzała się z punktu obserwacyjnego.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D

Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 16-05-2008 o 21:14. Powód: hop na drzewo
Kejsi2 jest offline  
Stary 16-05-2008, 23:07   #30
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Pozostali dyskutowali jeszcze o naturze i fiolecie, Astaroth nei zabierał jednak więcej razy głosu. Nie było sensu, gdyż natura fioletu była po prostu naturą tego, kto go w sobie nosił. Natura fioletu w tamtym świecie była naturą Shabranigdo, którego wola została przelana w mgły chaosu. Dowodem tego były ciągłe walki wewnętrze tamtego fioletu oraz brak wolnej woli jego dzieci. W tym świecie zdawałoby się, że powstały fiolet powinien być identyczny jak tamten, gdyż przecież Astaroth był jego potomkiem. Stało się jednak inaczej, a chaos który kształtował w tym świecie był nacechowany wolnością. Tutaj nie było ślepo posłuszych swojemu panu demonów. Tutaj każdy z nich miał wolną wolę i własny rozum, który pozwalał mu przetrwać w tak niesprzyjających chaosowi warunkach. Chaos tutaj był silny już od chwili swojego zrodzenia a jego zadaniem było, by pozostał takim dopóki wszystkie żywioły nie zostaną skażone. Wtedy będzie mógł odpocząć i tylko obserwować, jak rozwija się jego dzieło. Niczego więcej nie pragnął od chwili śmierci Ritha, gdy dokończył wszystkie swoje ludzkie sprawy. Od tamtej chwili był wciąż w połowie umarły i wolę istnienia dawało mu już tylko tworzenie mgieł fioletu.

W trakcie rozmowy kolejni członkowie drużyny zasypiali, tylko Astaroth wciąż siedział po turecki i wpatrywał się w ogień, co jakiś czas dorzucając drewna by nie wygadł. Sen nie został dany demonom, tak samo jak miłość. Jako człowiek wyrzekł się wszystkiego, co ludzkie. I choć miał już wtedy świadomość, że kiedyś zapewne będzie żałował, że już nigdy nie poczuje, jak serce drga w jego piersi, jak wypełnia go smutek po czyjejś śmierci ani radość z czyjegoś towarzystwa. Była to cena, jaką zapłacił za to, by móc zemścić się na Rithu i poprzysiągł sobie, że nie pójdzie ona na marne.

Podczas nocy pilnował również, by ktoś lub coś nie zaatakowało śpiących. Nie mógł pozwolić im umrzeć, a tak jak kiedyś zwodził swoich towarzyszy, sprowadzając na nich niebezpieczeństwa i życząc im śmierci, tak teraz obiecał sobie, że dopóki ktoś z nich nie stanie na jego drodze będzie ich chronił. Poza tym, byli mu oni potrzebni, by zrealizować jego idee. Tymczasem niech wszystko się uspokoi, a przedstawi im swoją propozycję.

Przez noc szczęśliwie nic się nie wydarzyło, a pobudka jego towarzyszy stanowiła nader interesujący widok. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie udać się w plan mgieł i nie zasadzić Verionowi solidnego kopniaka, lub ewentualnie zaspokajając swoją demoniczną naturę łaknącą sadyzmu rzucić go w ręce swoich niezadowolonych towarzyszy i obserwować jak kona w męczarniach, jednak tymczasem postanowił mu darować. Przynajmniej dopóki nie skończy mówić

Verion mówił o wielkiej wojnie, testowaniu przeznaczenia, tworzeniu nowego ładu. Potem przeszedł do bardziej interesującej tematyki, a mianowicie wyjaśnił wreszcie po co Astaroth ma bawić się w wypełnianie powierzonych mu zadań. Był jednak pewien zgrzyt, który psuł całość wypowiedzi. Wedle słów Veriona jeśli chaotyczni przegrają to trafi do chaosu w tamtym świecie, prosto do Shabranigdo, a jeśli tak się nie stanie wszystko wydarzy się tak, jak w rzeczywistości Ritha. Tym, co mu tutaj najbardziej nie pasowało to fakt, że obydwa argumenty były jakby specjalnie dobrane pod niego, zarówno by zachęcić go do zwycięstwa jak i ostrzec przed porażką. Tak idealnie, że wydawało się to podejrzane. Również stwierdzenie, że przegrana drużyna skończy jako więźniowie Mistress było nie na miejscu. W takim razie, zarówno wygrana jak i przegrana nie wchodziły w grę, gdyż nie miał zamiaru ani spotykać się z Shabranigdo tak wcześnie, ani skazywać swoich białych towarzyszy na cierpienie.

Jaki z tego wniosek? Jedynym dopuszczalnym wyjściem był remis. Nieważne, co Verion mówił o tym, jak straszliwą byłoby to katastrofą gdyby biel w pełni połączyła się z chaosem. A być może to właśnie go do takiego posunięcia zachęcało? Miał zamiar wprowadzić swój plan w życie, jednak ponownie odwlekł go na później. Nie powinien się spieszyć, a przynajmniej nie teraz

Wyruszyli więc razem, aż dotarli do wozu i końskiego truchła. Krasnolud, ork i chimera przypominająca kruka ruszyli w stronę wozu, najpewniej by zbadać co się tutaj stało. Astaroth przywołał do siebie swoją chimerę i kazał rozejrzeć się jej z góry, po czym dobywając obydwu szabli ruszył wraz z pozostałą trójką w stronę wozu
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172